"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



poniedziałek, 24 grudnia 2012

Moi Drodzy!

Znowu Swieta i jak zawsze pamietam, ze nie jest on szczesliwy dla wszystkich. Szczegolnie gdy dnie obfituja w walke o swoja psychike, o jakosc swojego zycia. Wowczas nawet kiedy zasiada sie do stolu, nie zapomina sie o tej walce. Chce zyczyc wszystkim tym, ktorzy dopiero co zaczynaja swoja droge aby pamietali, ze nigdy nie byli sami. Zycze abyscie znalezli droge do swojego swiatla, do zdrowej milosci do siebie a pozniej do swiata, bo nie da sie w innej kolejnosci. A Ci, ktorzy juz to wszystko znalezli, aby nigdy nie zatracili tego kontaktu. Spokojnych Swiat, Moi Drodzy oraz aby nastepny rok przyniosl tyle swiatla w Waszym zyciu, ile Wam potrzeba.

Dzieki, ze jestescie ze mna juz tyle lat, i ze bierzecie udzial w mojej drodze i moich przemysleniach. Choc Was nie znam osobiscie, to mysle o Was i Waszych podrozach trzymajac kciuki.


Merry Christmas and Happy New Year!!!:***

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ze szkolnej £awy - krytycyzm Rogers'a

Ale Wam dam dzis rozprawe hehehe Dluuugaaaaa bedzie. Ale to tak na czas przerwy swiatecznej aby bylo o czym myslec ;) Wiec zaczynajmy.

Jak wspomnialam, aby rozwijac swoja wiedze na temat swiata i siebie warto tworzyc tezy i antytezy. Jak w moich ulubionych slowach – krytykowac co sie da aby dowiedziec sie czego krytykowac sie nie da. I tak Carl Rogers pomimo dobrych punktow swojej filozofii, od poczatku takze mnie uwieral. Po odnalezieniu pewnych watkow, ktore uwazam sa bardzo wazne i dzwiecza we mnie mocno, sa takze i stwierdzenia, ktore uwazam za nie trzymajace sie kupy. Pierwszym z nich jest temat natury ludzkiej. Rogers byl wielkim optymista jezeli chodzi o ludzka nature. Wierzyl w ludzka wrodzona pozytywna energie, ktora- kiedy ma odpowiednie podloze- samoistnie sie obudzi. Tym podlozem sa relacje miedzyludzkie, ktore charakteryzuja sie szescioma warunkami, a z ktorych trzy najwazniejsze juz opisalam. Humanistyczne podejscie porownuja czlowieka do zoledzia, ktory po otrzymaniu potrzebnych skladnikow jak woda, ziemia, slonce itd samoistnie, poprzez swoj naturalny poped darzy do stania sie w pelni tym do czego zostal stworzony – mianowicie do stania sie zdrowym debem. Od razu pytanie mi sie nasunelo – a co kiedy za duzo tej wody lub slonca? A takze inne pytania – czy jest to takie proste? Czy nasz rozwoj musi byc zaleznoscia od innych? Czyli bez dobroci od kogos bedziemy zli? Albo nie osiagniemy naszego potencjalu?

Kiedy poszukuje sie odpowiedzi na wazne pytania robi sie duzo research-u. Bierze sie pod uwage roznorakie watki. I tak u Rogersa glownym punktem, ktory chcialam sprawdzic to jego historia zycia. Okazalo sie, ze Rogers pochodzil z bardzo surowej rodziny, gdzie religia odgrywala bardzo wazna role. Polowe jego hipotez wzielo sie wlasnie z podejscia odlamu chrzescijanskiego ktory wyznawali jego rodzice (ruch zielonoświątkowy). Chociaz sam uwazal, ze odcial sie od religii dawno temu wprowadzil do swojej filozofii wiele ich watkow . Rogers sam nie docenial sily programowania spolecznego, szczegolnie rodzicow ktorzy bardzo pilnowali zasad az do punktu ascezy. Podobno tance i spontaniczne zachowania byly w jego rodzinie wzbronione. Rogers jednak sam charakteryzowal sie silna osobowoscia, ktora przejawiala niebywala ciekawosc swiata i chec poszukiwan. Wyobrazcie sobie - surowy dom, sztywne zasady i dziecko o potrzebie rozwiniecia skrzydel. Czym sie to moze skonczyc?Oczywiscie wielka frustracja. Dlatego prawdopodobnie Rogers tak bardzo naciska na wolnosc i swobode wypowiedzi. On jej nie mial. Jednak posunal sie jeszcze bardziej w swojej teorii. Mianowicie patrzyl na swoich klientow jak na siebie - czyli tych co posiadaja wewnetrzna dyrektywe. Ale do tego zaraz wroce. Narazie skupmy sie na poztywnym wydzwieku o zoledziu ;)

Wiekszosc filozofow wypowiadalo sie na temat swiata ze swoch doswiadczen i obserwacji tak samo jak i  Rogers . Jednakze potrzeba poszukac tez dowodow. U Rogersa  ciezko jest je znalezc, a wiem, bo musze napisac esej na ten temat;) I tak sa pewne badania, ktore daja dowod na waznosc relacji w leczeniu pacjentow. Nikt nie kawestionuje faktu, ze jak czlowiek ufa, to jest bardziej podatny na pomoc. Tyle, ze przynosi to znowu wiele pytan. Czy jest to wlasnie ten glowny bodziec? To jest ten powod naszego rozwoju?? Problem z badaniami Rogersa jest taki, ze byly one prowadzone w szpitalach z ludzmi z roznorakimi mentalnymi problemami jak np. schizofrenia. Co sie dzieje poza szpitalem? Czy zawsze bedzie trzeba szukac ludzi aby wypelnili nam nasze potrzeby? A takze brzmi to bardzo egoistyczne - nawiazywanie relacji aby pobudzic swoj potencjal. Anthony De Mello wraz z Osho definitywnie sie z tym nie zgadzaja. Oni wierza w ludzki potencjal ktory generalnie jest samoistniejacy - jest energia dana od urodzenia kazdemu, tyle nie kazdy zadaje sobie trudu aby sie tam dostac. Sa ludzie, ktorzy pomimo przeciwnosci potrafia go w sobie odnalezc. Jak mowilam, nie jest latwo, a jak ktos ciagle podtyka Ci noge to wiadomo, ze zaczniesz skupiac sie aby omijac lub pokonywac przeszkody zamiast poswiecic 100% czasu na swoj rozwoj. Ale uwazam - wraz z nimi - ze nie da sie go jednak calkowicie zdusic. Chyba, ze na to pozwolimy. Mam kiepskie zdanie na temat tego jak jest, jak sie zachowujemy, jak prymitywnie reagujemy. Jednak mam wielka wiare - ba! nawet dowody! - na ludzka sile i potencjal. Nawet nie wiecie ile skarbow miesci sie wlasnie w Waszym wnetrzu. Jezeli myslicie, ze tylko potrzebujecie czegos aby to sie obudzilo - to tak bedzie. A jezeli nie i zaczniecie wsluchiwac sie w siebie sami - w deszczu czy sloncu - to tez tak bedzie. Jak w tym powiedzeniu:





Pare obserwacji przyczepilo sie do mojego mozgowia. Zauwazylam ze swojej obserwacji, ze ludzie ktorzy wybieraja dogmatycznie podejscie humanistyczne bardzo tesknia za zwiazkiem z drugim czlowiekiem. Jakby poprzez swoja potrzebe podswiadomie przylegaja do tejze filozofii. Zreszta zawsze kazdy dogmat mowi cos o braku. Jak dla mnie tacy ludzie - to oczywiscie moje zdanie - zatrzymali sie na etapie emocjonalnego stanu, kiedy byl on bardzo znaczacy; jak dziecinstwo i dorastanie. Ta tesknota za przezyciem takiego silnego zwiazku jaki powinien byc doswiadczony z rodzicami, jest wyrazana we wlasnej postawie zyciowej. Moim zdaniem dojrzalosc polega na tym, ze pewnego dnia czlowiek przestaje "ssac rodzicielska piers". Nie potrzebuje juz tego. Roznica jest taka, ze dojrzala osoba jest po prostu na relacje otwarta. Kazde. Nie tylko z jednym czlowiekiem i to jeszcze ulubionym. Wypelnia sobie zycie wieloma innymi relacjami, nie musi to byc drugi czlowiek. Jak spectrum jest poszerzone w glowie, wowczas widzimy jak jestesmy zwiazani z cala ludzkosci, z Natura, z gwiazdami na niebie - ze wszystkim. Jezeli ktos bedzie gloryfikowal jedna relacje a jej nie dostaje, to pakuje sie w turbulencje. To jak myslimy ma wplyw na nasza postawe, potrzeby, emocje. Oczywiscie nie mowie, odetnijmy sie i zamieszkajmy na drzewie i stworzmy z nim relacje. Mowie - zrelaksujmy sie. Nawiazmy relacje z rzeka zycia, zauwazmy jej nature i przyjmujmy lub nie ze spokojem to co nam niesie. Podam Wam przyklad ze swojego zycia. Moja lokatorka, ktora jest ekstrawertykiem, ciagle jest na zewnatrz. Biega wszedzie, a to siedzi w pubie, a to z rodzina, a to chodzi na festyny, a to znowu u kogos. Prawie jej nie widuje. Ja, introwertyk, lubie spokojny czas, spokojne weekendy, filmik, ksiazka, najlepiej sama. Malo wychodze. Nie cierpie pubow, zbiegowisk. Nudza mnie zgrupowania i insze niewyszukane spedzanie czasu. Gdybym tak zali£a sie na brak relacji w okol siebie, na pewno ktos by mi powiedzial; wyjdz do ludzi, poznasz kogos, pojdz na kurs blebleble. WYJDZ NA ZEWNATRZ! Tyle, ze sie nie zale. A nawet powiem szczerze, nie poszukuje relacji. Odkrylam co daje mi poczycie przeogromnej radosci, szczescia i wzrostu. Cos co pochodzi ze mnie, nie z zewnatrz od ludzi. Automatycznie ludzie przestali mi byc potrzebni aby mnie uszczesliwic. Wiec moja potrzeba "wydojenia ludzi" (jak Kahlil Gibran powiedzial) po prostu przestala istniec. Istniala jak bylam dzieckiem i nastolatka. To biologiczna potrzeba. Wtedy ani zla ani dobra. Po prostu byla. Wtedy byla wazna. Nie dostalam tego, wiec zaczelam szukac innej drogi wraz z rozwojem, ktory wlaczyl nowy mozg - ktory odpowiada za dojrzalosc emocjonalna. Poszukiwania szczescia w sobie. Przyjazn ze soba. I tak moim jedynym pragnieniem jest aby mi nie przeszkadzano tak jak robiono to za mojej mlodosci. Bo wowczas znowu bym musiala skupic sie na przetrwaniu. Dla mnie najwazniejsze nie sa relacje, ale wlasnie taka wolnosc. I teraz paradoks - poprzez wolnosc rodza sie relacje nieoparte na zadzy wypelnienia we mnie pustki. Bo mam ja wypelniona - soba, pasja, miloscia i energia ktora czuje gdy moge byc soba. I wiecie jak wyglada moja rzeczywistosc, a rzeczywistosc mojej lokatorki? Tak, ze sie dziwi jak to jest, ze mam zawsze jakies historie do opowiadania na temat ludzi, kiedy nie wychodze?? A ona nie ma! Mam ich bez liku - nawiazuje relacje roznorakie, od bloskich po dalekie. A ja mam naprawde dziwne zdarzenia np. wrzucam ogloszenie na stronie irlandzkiej typu ebay. Chce sprzedac kalosze hehe. Dzwoni do mnie starszy facet i pyta sie o nie. A potem nagle nasza rozmowa przeradza sie w dwu godzinna debate na temat roznic kulturowych pomiedzy irlandczykami i polakami. Nie znam czlowieka. Pierwszy raz go w zyciu slysze. Ale widzicie - kiedy jest sie szczesliwym od siebie, a nie od tego co kto moze nam dac - to sie wyczuwa. Ludzie to czuja. Usmiecham sie, mam duzo energii i chce ciagle tanczyc. To ludzie czuja. Czuja, ze nie chce nic od nich, jak tylko zostawienie mnie w spokoju. Moga mnie lubic, lub nie, moga nalezec do mojego swiata, lub nie - ja nic nie oczekuje,nic nie potrzebuje bo mam juz to co potrzebuje. Wiec nie ma co z tym robic jak tylko sie tym dzielic. Tu moje ulubione slowa Osho:

DOJRZAŁOŚĆ DUCHA TO SIĘGANIE KU SWEMU WEWNĘTRZNEMU NIEBU. Kiedy już go dosięgniesz, jesteś w domu; twoim poczynaniom, twemu zachowa­niu towarzyszy ogromna dojrzałość. Cokolwiek robisz ma w sobie wdzięk. Cokolwiek robisz staje się poezją. Żyjesz poezją, twoje kroki zamieniają się w taniec, two­ja cisza jest jak muzyka. 

Dojrzałość rozumiem jako dotarcie do domu. Nie je­steś już dorastającym dzieckiem - dorosłeś. Sięgnąłeś wyżyn swoich możliwości. Po raz pierwszy-w jakiś dziw­ny sposób - nie ma cię, a jesteś. Nie ma cię pośród twych dawnych pomysłów, wyobrażeń, poprzednich sposobów pojmowania siebie; wszystko spłynęło do ścieków. Te­raz wzrasta w tobie coś nowego i dziewiczego, co prze­kształca całe twoje życie w radość. Świat smutku stał ci się obcy, już nie stwarzasz nieszczęścia dla siebie ani dla nikogo innego. Żyjesz korzystając z pełni wolności, bez przejmowania się tym, co inni na to powiedzą. (....)


C. S. Lewis podzielił miłość na dwa typy: na „miłość-potrzebę" i „miłość-podarunek". Abraham Ma­słów również dokonał podziału. Pierwszą miłość nazy­wa „niedostatkiem miłości", drugą „byciem miłością". To doskonały podział i trzeba go zrozumieć. 

Zarówno „miłość-potrzeba" jak i „niedostatek miło­ści" opierają się na drugiej osobie; są niedojrzałe. Tak właściwie nie są prawdziwą miłością - są potrzebą. Dru­ga osoba zostaje wykorzystana, używasz jej jako środ­ka. Wykorzystujesz, manipulujesz, dominujesz. Ogra­niczasz drugą osobę, niemal całkowicie ją niszczysz. Druga osoba robi dokładnie to samo. Stara się tobą manipulować, domino­wać, zawładnąć, wyko­rzystać. Wykorzystywa­nie drugiego człowieka to przejaw braku miłości. Wydaje się, że to miłość; jest to fałszywa moneta. Ale robi tak dziewięć­dziesiąt dziewięć procent ludzi, ponieważ pierwszą lekcję miłości otrzymu­jesz w dzieciństwie.

Gdy dziecko się rodzi, jest zależne od matki. Je­go miłość w stosunku do niej to „niedostatek miło­ści" - potrzebuje matki, bez niej nie jest w stanie przetrwać. Kocha ją, po­nieważ jest ona jego ży­ciem. Tak naprawdę nie jest to miłość - pokocha­łoby każdą kobietę, która chroniłaby je, pomagała przetrwać, która wypełniałaby jego potrzeby. Matka to pewien rodzaj jedzenia, którym dziecko się żywi. Od matki dostaje nie tylko mleko, ale również miłość - i ona także jest potrzebą. Mi­liony ludzi przez całe ży­cie pozostają dziecinni; nigdy nie dorastają. Sta­rzeją się w sensie fizycz­nym, ale w ich umysłach nie zachodzi proces doj­rzewania; ich psychika pozostaje młodzieżowa i niedojrzała. Nieustannie potrzebują miłości, pra­gną jej jak pożywienia.

Człowiek staje się doj­rzały gdy zaczyna ko­chać, a nie potrzebować. Miłość go przepełnia, za­czyna się nią dzielić; za­czyna dawać. Zaczyna się liczyć coś zupełnie innego. Na początku zależy mu na tym, aby dostawać jak najwięcej. Później zaczyna się zastanawiać jak dawać; jak dawać coraz więcej i robić to bezwarunkowo. To właśnie dorosłość, dojrzałość, któ­ra w się w tobie rozwija. Osoba dojrzała daje. Tylko taka osoba może to robić, ponieważ tylko ona ma co dawać. Miłość nie jest wtedy od niczego zależna. Możesz kochać nie zważając na to czy druga osoba kocha czy nie. Wte­dy miłość nie jest związkiem lecz stanem.


Co się dzieje gdy głęboko w lesie rozkwita kwiat i nikt go nie podziwia, nikt nie czuje jego zapachu, nie ma nikogo kto przechodząc powiedziałby o nim, że jest piękny, nie ma nikogo kto rozkoszowałby się jego pięknem i radością, nie ma się z kim dzielić - co wte­dy dzieje się z kwiatem? Umiera? Cierpi? Wpada w pa­nikę? Popełnia samobójstwo? Kwitnie dalej, po prostu rozkwita dalej. Nie robi mu różnicy czy ktoś prze­chodzi czy nie; to nie ma znaczenia. Dzieli się swoim zapachem z wia­trem. Ofiarowuje swoją radość Bogu, Istnieniu. Gdy jestem sam kocham tak samo, jak wtedy gdy jestem z tobą. To nie ty wytwarzasz we mnie miłość. Gdyby tak było, to z chwi­lą gdy odchodziłbyś, moja miłość znikałaby. Nie wycią­gasz ze mnie miłości, to ja zsyłam ją na ciebie - oto „miłość-podarunek", oto „bycie miłością".

I tak jestem zrelaksowana. Rzeka plynie, a ja jestem na nia otwarta. Relacje same sie tworza, bo rzeka plynie swobodnie - jest wolna. Czasami do niej wejde, czasami popatrze. Luz. Bo wszystko mam w sobie. To jest ten potencjal. Tak byc moze. Ale tylko wtedy kiedy sie tam wybierzemy. Sami, o wlasnych silach. Bo nie rodzimy sie oswieceni, takie jest moje zdanie. Nie zgadzam sie z Rogersem na temat jednostronnej pozytywnej oceny ludzkiej natury. Jednak on narodzil sie w czasach wielkiego optymizmu w Ameryce. Moje zdanie jest takze, ze rodzimy sie zli w nawiazaniu do zasad moralnych. Jednakze w nawiazaniu do natury, dazymy do przetrwania juz od samego poczatku, chocby komorki w lonie matki. I to jest ani dobre, ani zle. Tak po prostu jest. Chcemy przetrwac. Jestesmy zwierzetami jak kazde inne. Jednak pozniej nastepuje wyjatkowy rozlam, poniewaz rodzimy sie z potencjalem do przekroczenia naszego zwierzecego pochodzenia. Bycie dobrym to jest aktywnosc, to ciagla walka z wlasna prymitywna natura. Oczywiscie cywilizacja nam w tym pomaga (lub nie..) poprzez promowanie dobra, nakladanie kar, programowanie spoleczne itd. Jednak zwierzecosc naszej natury czesto wymyka sie w najmniej oczekiwanym momencie – albo w momentach przez nas po prostu niezauwazonych. Mamy potencjal do wzrostu, ale mamy tez potencjal do niszczenia siebie i innych. Zauwazylam dodatkowy mechanizm w ludziach o doktrynowej postawie. Mianowicie zauwazylam, ze pozytywne podejscie Rogersa lubia takze Ci, ktorych ego dziala bardziej wydajnie. Ego chce byc wielbione i lubi myslec o swojej naturze jako szlachetnym przejawie zycia. Czy slyszeliscie kiedys aby ktos jawnie powiedzial - mysle, ze rodzimy sie zli? albo - jestem zly? Bo ja nie. Slysze tylko, ze "kazdy popelnia bledy", to jest w naturze ludzkiej, bez tego nie bylibysmy ludzmi, kazdemu moze sie noga powinac. Jestem dobry, bo mialem dobre intencje (mowi pijany kierowca, ktory na pewno nie chcial przejechac czlowieka, po prostu sie napil i wsiadl za kolko). Ego chce mowic o sobie dobrze. A jezeli nie mowimy o sobie dobrze to funduje nam depresje, nihilizm egzystencjonalny, pesymizm. Jednak kiedy sie ego oskubie, wowczas postawa sie zmienia. Wiem jak jest - nie jestem urodzona dobra. Ale wiem jak byc moze - moge byc czujna i na to pracowac. Potencjal - jest przeogromny! Moim zdaniem ego sprawia, ze przestajemy byc czujni w swoim zyciu. Dlatego dalej uwazam iz podejscie Rogersa usypia, a nie budzi. Tak sie czulam kiedy przerabialismy to w klasie i musielismy pracowac nad soba. Czulam sie miekka, senna i mialam wizje klejacago sie slodkiego kisielu w moim mozgu. Nic mi sie nie chcialo, nawet trudno bylo cos zrobic, bo kisiel ciagnal do slodkich glebin. Nie pomagalo mi to w rozwoju, w odkrywaniu siebie. Potrzebowalam wyzwania dla mojego mozgu, a nie kolyski. Kolyska byla kiedys i uwazam, ze nie ma co sie nad soba rozczulac – nie da sie wszystkiego naprawic, nie da sie sprawic, ze dziecko bedzie jak nowo narodzone. Jezeli szukamy relacji, ktora wypelnia nam brak zwiazku z dziecinstwa – to niestety bedziemy przyjmowac role dzieci i szukac matki czy ojca. Natomiast co da sie sprawic to to ze dziecko we mnie dorosnie wraz ze mna, a to co przezylo bedzie skarbnica wiedzy. Mozg jest odpowiedzialny za nasz rozwoj, energia jest tylko fundamentem. 

Wiec zamieniam zoledzia na inny fenomen natury. Mianowicie na to:

Byl czas relacji rodzicielskiej - niestety nie byl cieplym bezpiecznym gniazdem. Ale wczesniej czy pozniej ten czas by nastapil - czas wykopania mnie z tego gniazda. A tak przynajmniej byc powinno, aby czlowiek dojrzal. Przyszedl wczesniej, bez asekuracji - oki, trzeba to rozpracowac, zaakceptowac, wyplakac. Ale pozniej rozwinac skrzydla. Bo je mamy, Moi Drodzy! Uwazam, ze zdrowy dab to nie tylko woda, slonce etc, ale takze wiatr ktory  - jak w glownej mysli tego bloga -  jest potrzebny by drzewo wyroslo silne i zdrowe. Nie ma bajek cacanek. To jest zycie - mamy rozne stany pogodowe.

Jest jeszcze jedna sprawa, w ktorej nie zgadzam sie z Rogersem. Mianowicie “klient wie najlepiej”. Czyli kazdy ma rozwiazanie w sobie i potrzebuje wlasnie ciepla aby odkryl ta prawde. Jak juz wczesniej pisalam – mamy potencjal do wiedzy, mamy potencjal do rozwoju. Ale nie uwazam, ze to relacje sa tym motorem anu, ze kazdy wie. Wiedza jest motorem, inni lapia szybciej inni wolniej. Rogers bardzo odcinal sie od nauczania, edukacji. Powiedzial nawet ze nikt nie moze nauczyc nikogo niczego. Uwazam to za wielce przesadzone a nawet barbarzynsko nieprawdziwe. Ile ja sie nauczylam od innych, tylko dlatego, ze przeszli jakas droge a ja ich obserwowalam. Ile nauczylam sie od tych ktorzy zawarli swoje mysli w ksiazkach, artykulach, na blogach. Nie mamy w glowach wszystkich pomyslow swiata w jakim kierunku moze zycie pojsc. Choc jak mowilam wyobraznia bardzo pomaga i zawsze uzywamy siebie na koncu, czyli analizujemy. Jednak wyobraznia i analiza bazuje na czyms. I tak gdyby nie czyjes doswiadczenia w podrozy np. do Ameryki, jechalabym jak w ciemie bita. Czerpie z doswiadczen innych wielkie bogactwa wiedzy, odbijam je od siebie i tak powstaje nastepna obrecz do lancucha wiedzy. Buddyzm mowi, ze jestesmy wszyscy ze soba polaczeni. Najwieksi odkrywcy bazowali na pracy innych. Jak bym zdobyla wiedze, gdyby chociazby nie bylo nikogo do obserwowania? Stwierdzenie, ze wszyscy wiedza znowu, przynosi mi na mysl ego. Kto chce powiedziec, ze nie wie? Ja rzadko takich spotykam. A Sokrates powiedzial "Jestem inteligentny, bo wiem, ze nie wiem nic" (choc to oznacza, ze juz cos wie, ze nie wie hehe).  Od tego sie zaczyna. Jak widze, ze ktos sie wsluchuje i pozniej sobie analizuje to wiem, ze osoba ma szanse sie rozwinac. Bo jest otwarta i nie zamyka sie na inne podejscie z powodu swojego obnizonego poczucia wartosci. “Nie wiem”. Szukam drog od siebie do siebie poprzez swiat aby sie dowiedziec. Jednak to moje zdanie nie bardzo sie podobalo na forum klasowym.

Naszym zadaniem bylo zebrac sie w czworki i przedyskutowac stwierdzenie Rogersa – the client knows best. Usiadlam z Irlandka, Indyjka i Litwinka w kolku. Czekalam spokojnie kiedy kazda sie wypowie. Moje zalozenie bylo, ze wszystkie sie zgodza z jego stwierdzeniem. Zauwazylam czesta prawidlowosc doktrynacji. Na studiach mialam duzo Freuda i teraz wiekszosc mojej klasy poszlo na studia psychoanalityczne. To co serwuja odklada sie w mozgu. Ja generalnie regauje na przesadne tendencje, wyczuwam je na mile. Nawet u siebie hehe I jak czegos za duzo, lub za malo to cierpnie mi skora. I tak Indyjka mowi, ze zgadza sie z Rogersem. Litwinka tez, a Irlandka, ze generalnie sie zgadza. Przyszedl moj czas. Powiedzialam – a to fajnie, bedziemy mialy o czym dyskutowac, bo ja sie nie zgadzam. Niby sie rozesmialysmy ale widzialam pewne niezadowolenie. A dopiero co uczylismy sie na temat bezwarunkowego podejscia…. Moje uzasadnienie brzmialo – uwazam, ze spimy, ze generalnie ludzie nie wiedza, bo aby wiedziec nalezy sie wysilic aby sie dowiedziec. To jest wiedza do zdobycia i szlifowania. To ciagla praca. Co innego odczucia, jakies przeblyski, wewnetrzny kompas a doglebna wiedza. Czlowiek na codzien sie tym nie interesuje wiec jak ma odkryc chocby siebie? Generalnie ludzie interesuja sie gdzie tu zarobic, jak dzieci utrzymac, a wlasny samorozwoj, wglad w siebie nie jest pozadany, z roznych powodow; strachu, lenistwa, latwych sciezek.

Indyjki oczy zrobily sie bardzo duze….Widzialam, ze dotykam w niej czegos co chyba nigdy nie bylo ruszane. Widac bylo, ze sie tego nie spodziewala. A im bardziej widzialam, ze sie tego nie spodziewala tym bardziej parlam do przodu. Widzicie, jestesmy w szkole terapii gdzie powinnismy byc gotowi na kazda opinie i do kazdej powinnismy podchodzic spokojnie. Nie musimy sie z tym zgadzac, mozemy debatowac, jednak bez atakow. Tutaj jednak ludzie dopiero sie ucza. Ja sie ucze tego od 15 lat, a udaje mi sie to wiecej niz nie udaje od czasow poemigracyjnych. Niektore wypowiedzi bola okropnie. Mnie bola szczegolnie te ktora tycza sie ludzkich wartosci, jednak nie daje mi to pozwolenia do prymitywnego ataku. Ktos powiedzial, ze jezeli prymityw nie moze wygrac argumentem to rzuca scierwem. No wlasnie…. Tutaj nie bylo tak drastycznie, jednak widzialam oburzenie u Indyjskiej dziewczyny. Czy to nie jest ocenianie? – zadala pytanie z agresywnym tonem w glosie. Spokojnie odpowiedzialam – Czy Rogers tego tez nie robi? Mowi, ze czlowiek jest dobry i wie sam ot tak co jest dobre dla niego. To tez jest ocena. Tylko nie nazywamy tego tak bo jest pozytywna i ja lubimy, prawda? Nauczycielka slyszala wszystko i nastepne sprytnie wciagnela mnie w dyskusje ogolnogupowa. Wszyscy byli na tak, ze kilient wie, oprocz jednej osoby, Francuza, ktory uwazal, ze niektorzy sie dopiero ucza by wiedziec. Znowu w mniejszosci – pomyslalam. Ale jak Oscar Wild powiedzial – kiedy zaczne byc w wiekszosci bede musiala zmienic swoje zdanie hehe.

Wiec dla Indyjki jestem wyzwaniem, a ona na pewno dla mnie tez. Jestem kompletna przeciwnoscia jej swiatopogladow i to jeszcze z naukowym podejsciem. Widzialam obruszenie. Wyczuwalam jeszcze jedna rzecz – to tylko takie przeczucie. Przeczucie mowilo mi, ze chyba jest przyzwyczajona do bycia jakby...popularna w grupie. Mialam odczucie, ze jest do tego przyzwyczajona, a na pewno nie jest przyzwyczajona do kogos, kto jakby staje z innego konca. To oczywiscie tylko moje odczucie, nie poparte mocnymi faktami, tylko obserwacja. Narazie slaba, bo nie widzialam jej nigdzie indziej jak tylko w szkole. Ja generalnie nie pchalam sie do kolka wzajemnej adoracji, a widzialam, ze taki troche sie w okol niej tworzyl. Bo rzeczywiscie generalnie fajna dziewczyna jest, jednak jak juz mowilam - ja nie mam potrzeby wypelniania kims pustki, wiec po prostu "jestem". Ona chyba nie czuje zadnego ruchu i to moze byc dla niej drazniace. Ah ale sie rozwine z kims po drugiej stronie mocy!!!! :) Luzik. Niech bedzie roznorodnie. Aby tylko bez agresji. Moja grupa generalnie nie zionie cieplem. To takze byl dla mnie szok, bo poszlam z mysla, ze skoro to szkola terapeutyczna to ludzie jakby sami z siebie od dawna cos z siebie generuja. Jednakze sie mylilam. Dostalam lekcje pt. Nie miec wyobrazen na tematy przyszle. A podtytul mowi: Nie wszyscy sa pasjonatami w tym zakresie jak Ty. Bo jak sie ma jakies wymagania, to czesto przebudzenie moze byc bolesne. Dla mnie pierwsze tygodnie byly bolesne troche. W sensie- zderzenia z rzeczywistoscia. Moja grupa ze studiow byla bardziej ciepla i wyluzowana niz ta teraz.  No ale jest juz lepiej niz na poczatku, wiec jest szansa na zmiane. I tak po okresie humanistycznym przyszlo na podejscie kognitywne. Nagle wszystko co wypowiadalam ukazalo sie w filozofii innych psychologow. I nagle wszystko stalo sie jasniejsze dla mojej grupy klasowej. Ale dalsza historia z lawki po Nowym Roku. Juz dawno sie tak nie wypisalam. Dzieki, ze chcecie to czytac!;) Jak sa gdzies bledy i literowki - please ignore! Ale nie ignore sensu wypowiedzi!
;)
Na koniec moje zyczenie noworoczne w piosence. Tego sobie i Wam zycze! hehehe
Milego tygodnia wszystkim zycze!


niedziela, 9 grudnia 2012

Ha! Bardzo ciekawe.

Kiedys zrobilam mala sade pomiedzy kolezankami. Pytanie brzmialo: gdybys zlapala swojego faceta z kochanka, komu bys skopala tylek? Wiekszosc opowiedziala, ze oczywiscie kochance. A jedna powiedziala nawet, ze facet jest prosty i  mysli penisem, to kobieta ma myslec.

Dziwi mnie ten swiat....

http://dziendobry.tvn.pl/video/agresja-wsrod-polek-niepokojaco-rosnie,104,newest,69672.html


sobota, 17 listopada 2012

Ze szkolnej £awy.

Moj pierwszy dzien w nowej szkole byl przejmujacy. Wrocilam co dopiero z Hiszpani, wiec bylam bardzo naergetyzowana i gotowa do nowych wyzwan. Zajecia juz trwaly tydzien, wiec weszlam calkowicie nowa w grupe. Nigdy nie mialam z tym problemu. Kiedy usiadlam kobieta obok odrazu mnie zaczepila aby sie zapoznac. To tutaj normalne. Pierwsze lekjce obejmowaly podejscie humanistyczne. Obejmowalo w wiekszosci Carla Rogersa, znanego psychologa, nazwanego tworca person – centred therapy. Zaczepilismy takze o Gestalt therapy i jego tworce Perlsa z jego zona. Jednak najwiecej skupilismy sie na glownym podejsciu humanistycznym pochodzacym od Rogersa. Aby przyblizyc temat powiem ogolnie, ze jest kilka szkol psychoterapii i kazda reprezentuje inne podejscie. Nie jest to rozpowszechniona wiedza w tzw. powszechnej populacji. Dlatego kiedy czlowiek idzie na terapie nie wie dokladnie czego moze sie spodziewac. W zaleznosci jakie podejscie terapeuta reprezentuje taka i terapie klient otrzymuje. Oczywiscie jest wielu ktorzy lacza wszystkie nurty, biorac to i owo z kazdego podejscia. Gorzej jak ktos wyladuje u terapeuty ktory ma podejscie dogmatyczne, a moje prywatne zdanie jest takie, ze przewaznie mozna to spotkac u psychoanalitykow. Ale to moja opinia. Wrocmy teraz do Rogersa. Zanim sie rozpisze powiem krotko – pierwsze tygodnie w klasie byly dla mnie emocjonalnie ciezkie. Nie z powodu trudnosci w zestawie z wiedza jaka otrzymywalam, ale z powodu …roznicy w poziomie wiedzy mojej i reszty klasy. Nie, nie chce tu sie puszyc. Nie mam potrzeb ego aby sie chwalic. Mowie jak jest. Zreszta wszyscy to widza, wlacznie z nauczycielem. Posiadajac pewna wiedze odrazu moglam przejsc do widzenia plusow i minusow podejsc terapeutycznych.  I tak myslalam, ze utopie sie w przeslodkim kisielu – bo tym dla mnie jest podejscie Rogersa. Co nie oznacza, ze nie ma mocnych stron, ktore brzmia we mnie od zawsze.

I tak Rogers zwrocil uwage na podejscie terapeuty do klienta – uwazal, ze jest to kluczowe a nawet wystarczajace do dokonaniu zmiany w kliencie. Rogers wierzyl, ze kazdy czlowiek ma naturalna tendencje do samo-aktualizacji, aby stac sie w pelni funkcjonalna osobe. Jezeli sie tak nie dzieje to dlatego iz czlowiek nie doswiadczyl zdrowego zwiazku, generalnie od rodzicow (albo pierwszych opiekunow). Rola terapeuty jest stac sie osoba, ktora przejawia trzy podstawowe warunki (jest ich generalnie szesc, ale trzy sa fundamentalne):

Jest to empatia, spojnosc oraz bezwarunkowa, pozytywna akceptacje w stosunku do tego co klient przejawia w swoich odczuciach. Czyli cokolwiek sie uslyszy, nie szufladkuje sie na klucz osoby, tylko pozwala sie wyszalec emocjonalnie na otwartej przestrzeni gdzie nie ma oceniania.

Powiem Wam ze szkola naprawde systematyzuje moja wiedze, moje obserwacje, moje przemyslenia. W koncu wiem jak to nazwac – ten pewien przeply energii, ktory czuje, ze moge zarzadzac, ale nie wiedzialam jak go nazwac. Bezwarunkowe podejscie do kazdego czlowieka – moja postawa, ktora wysyla wiadomosc do drugiej osoby, ze mozesz mi powiedziec wszystko, najgorsze tajemnice i nie skresle Cie jako czlowieka. Co nie oznacza, ze to tak zostawie. Tu sie mijamy z Rogersem. Nie uwazam, ze jego podejscie jest wystarczajace do zmiany. Mysle ze jest bardzo wazne, jednak nie wystarczajace. Ale zaraz do tego wroce.

Empati nie trzeba pewnie przedstawiac – postawienie sie w czyjejs sytuacji i poczucie - nawet fizycznie- odczuc drugiej osoby. W klasie wywiazala sie dyskusja, ze to przeciez nie mozliwe poczuc to w 100%. Jak juz sie powtarzalam na swoim blogu, istnieja powszechne teksty, ktore panuja w naszej glowie miedzynarodowo, seriously. Czemu tak ludzie czepiaja sie do tych 100%? Poczucie empatii w 100% byloby bardzo niebezpieczne. Gubi sie wtedy dystans, zatapia sie w czyis swiat gubiac siebie – to nie jest wskazane. Wystarczy 30 – 50% aby juz byc gotowym do pracy nad emocjami. Czuje sie wtedy bol w ciele, jednak nas nie zalewa. To tak jak ogladamy film i zaczynamy odczuwac jakis bol bohatera, lzy nam lece po policzkach, ale nie tylko – bo sympatyzowanie to zupelnie co innego. Ja mowie o prawdziwym bolu w trzewiach, jakbysmy my mogli byc w takiej sytuacji i patrzymy oczami bohatera. Dlatego poziom empatii jest rownolegly do naszych zachowan wzgledem swiata – im jej wiecej, tym mniej krzywdzimy innych bo po prostu bol w trzewiach nie pozwala nam zrobic pewnych krokow. Jak wspominalam poprzednio, wyobraznia odgrywa tu ogromna role. Wyobrazic sobie tak dobrze, ze zaczynamy sie jakby troche stapiac z czyims zyciem te 30-50% jest czescia odczucia empatycznego.

Spojnosc polega na fakcie zwyklej uczciwosci. Czyli to co czuje, nie ukrywam tego tylko konstruktywnie wyrazam. Pamietacie jak mowilam ze dojrzalosc polega na spojnosci pomiedzy slowem i zachowaniem? Nie dopisalam do rownania emocji – czyli to co czuje, to robie. Nie dopisalam to z tego wzgledu na to, ze mysle, iz nie warto zawsze dzialac na swoich odczuciach. Np. moja matka czasami tak mnie wkurza swoimi tekstami od wiekow , ze mam odczucie, ze moge ja rozszarpac. Oczywiscie jest to moment, jednakze wiekszosc ludzi dziala pod wplywem emocji i chrzani sobie zycie. I innym. Jednakze slowa jak i akcja sa pochodnymi emocji – mozna rozprawic sie z nimi roznymi sposobami, medytacja, rozmowa, zimny prysznic - jak kto chce. Samo istnienie pewnych emocji, nawet tych najczarniejszych ma swoja geneze i nie ma co ich wypychac, nawet najciezszych. Jednak prawdziwa szkola polega na fakcie niszczacego ich wyrazania. A nad tym ludzie generalnie nie panuja. Wiec spojnosc polega na tym, ze nie ukrywasz kim jestes, co czujesz. Jest to na tyle ciezkie iz cywilizacja wymaga od Ciebie ukrywania i stosuje metody nacisku jak poczucie winy, stereotypy, roznorakie stresory. Np. czujesz, ze chcesz rozszarpac wlasna matke tak bardzo ze w gniewie masz nawet te obrazy kiedy i jak to robisz. Powiedz to komus – zaloze sie ze osoba przezyje szok. Jak tak mozna? To Twoja matka!!!! Moze powie. Uzyje narzedzi niewerbalnych ze poczujesz sie jeszcze gorzej, ze jestes zlym czlowiekiem bo masz takie mysli, ze tak nie wolno. Jezyk ciala bedzie moze pokazywal reke uniesiona do ust w okrzyku – oh my God, really? Moze dwie brwi uniosa sie do gory w wyrazie przerazenia, albo jedna. Ton glosu bedzie zdradzal wysokie tony. A to dociera do nas bardziej niz slowa. 70% (podobno) jest odczytywane z naszych niewerbalnych przekazow. Sami nie mamy swiadomosci wlasnego jezyka ciala. Generalnie swiat nie jest swiadomy. I tak, jednym z podstawowych narzedzi przekazu bezwarunkowego podejscia do drugiej osoby jest swiadomosc swojego ciala, tonu glosu i slow. Tutaj nawiazuje do pozytywnego i otwartego przyzwolenia na wypowiedzenie nawet najczarniejszych mysli. Po ang: unconditional, positive regard.

 Kiedy uslyszalam o tym podejsciu wiedzialam odrazu – to wlasnie robie kiedy czuje jak przeplywa energia i drugi czlowiek czuje sie bezpieczny w wyrazeniu swoich najgorszych tajemnic. Nie okazuje dezaprobaty poprzez cialo, mimike twarzy, slowa – kiedy slysze ciezkie sprawy zamieniam sie w stoika. Od zawsze bylam swiadoma faktu, ze wlasnie od tego momentu, momentu uslyszenia ciezkich spraw zaczyna sie moje wyzwanie i w tym przejawi sie moj poziom rozwoju emocjonalnego. Bardzo wazne jest aby zrozumiec roznice pomiedzy daniem przestrzeni na wyrazenie wszystkiego co lezy na sercu, a akceptacja zachowania poprzez pryzmat moralny. Jezeli cos godzi w glebokie zasady moralne w ktore wierze, jak uczciwosc, odpowiedzialnosc, szacunek daje wiadomosc zwrotna. Ale sztuka jest jak to sie robi. Jest roznica pomiedzy wytykaniem palcem i linczowaniem, a konstruktywnym krytycyzmem do zachowan i wyborow drugiej osoby. Bez ponizania. Tutaj znowu mijamy sie z Rogersem, ja jestem jak najbardziej za daniem informacji zwrotnej, jednak poprzez pokazanie lub budowanie drogi ktora nie niszczy, ktora rezonuje w okol cieplem i miloscia dla tego czlowieka i dla swiata. Ta granica jest bardzo sliska. Zgodze sie z Rogersem, ze jest to tak abstrakcyjne iz ciezko to nawet opisac. Ale ja to czuje. Ja czuje jak to we mnie przeplywa i czesto jestem tego swiadoma w kontakcie z ludzmi.

Zrozumialam takze wazna rzecz - to byl znowu tak jakby ktos kopnal mnie w serce. Tak rozpoznaje, ze to lezy dokladnie w obrazku mojego zycia. Mianowicie - w zyciu zawsze brakowalo mi unconditional regard. Brakowalo mi akceptacji ze strony matki na to kim jestem. Na to, ze jestem inna niz ona, na to ze mysle w oderwaniu od spolecznosci i mam swoje zdanie, czesto odwrotne na to co sie w okol mnie dzieje.  W szkole, pracy, domu nigdzie nie doswiadczylam takowego podejscia. Tam jest moj bol. W moim przypadku nie potrzeba bylo tradycyjnego wychowania, mowienia co dobre co nie, co byc powinno a co nie, bo moje kognitywne procesy od malego pracowaly wiecej niz przecietnie. Potrzebowalam tylko tej ochrony by rozwinac skrzydla i stac sie w pelni tym czym moglam byc. A stalo sie tak, ze cale zycie, pierwsze 24 lata spedzilam na walce o siebie, bo mi nie pozwalano byc tym kim jestem. Podchodzono do mnie jak do kazdego dziecka - nie wie, bo jest dzieckiem - ale ja wiedzialam, w sobie. Okazalo sie, ze jestem wewnetrzna osoba. Sa zewnetrzne, ktore potrzebuje struktury wychowania i uwagi, ale i osoby wewnetrzne, ktore zanim wezma informacje zew do siebie miela to przez siebie i analizuja, zanim przyswoja to jako swoje. Oczywiscie, nie mowie, ze tak jest w 100%, tylko w wiekszosci zjawisk. Kazdy jest w jakis sposob programowany, nie da sie byc zupelnie odcietym. Chodzi o to, ze jedni sa wiecej inni mniej podatni. I tak, kiedy mojej matki podejscie bylo typowe i bezmyslne, odczuwalam pewien dysonans, czulam, ze tak byc nie powinno. Jednakze zewnetrzne osoby moga np. przyjac to jako swoje i powielac taki schemat, lub co gorsza znieksztalac w rozny sposob, az potem budza sie z reka w nocniku. A najgorsze ze innych rece tez tam sa, bo nasze czyny wplywaja na zycie innych.

Wiec co czulam kiedy to wszystko i jeszcze wiecej uslyszalam na lekcji? Chcialam plakac. Chcialam plakac tak samo kiedy pierwszy raz przeczytalam Anthony De Mello i zrozumialam, ze nie zwariowalam. Juz teraz wiem jak moge to nazwac aby przyblizyc Wam kim czuje, ze jestem, a co zawsze czulam ze nie przystaje do tego co spolecznosc soba reprezentuje. Juz teraz, po tylu latach walki nie wiadomo z jakiego powodu, poczucia, ze ten swiat jest jakis nierealny, z faktu, ze w swoim zyciu nie popelnilam ciezkich bledow. Teraz mam ochote znowu napisac, ze nie chce sie puszyc. Ale nawet to sprawia, ze zastanawiam sie dlaczego chce Was zapewnic ze tak nie jest? A to dlatego, ze w naszym kraju nikt nie uczy nas zauwazac naszego potencjalu i otwarcie powiedziec – tak, jestem w tym dobra, mam do tego predyspozycje. I mnie nauczono, ze mam siedziec cicho i mowic jaka nieperfekcyjna jestem, jak malo wiem i umiem. Rzadko slysze aby Polak powiedzial - OOooo o tym nie wiedzialam. Albo - nie myslalam o tym z tej strony. Ale widzicie jak odrazu zadaje sobie pytanie na odczucie ktore naplynelo? Tak to wlasnie sie chwyta, kiedy czlowiek pracuje nad soba. Chwyta sie swoje odczucia, ktore sa ulotne i sie im przyglada. I puszenie sie znowu nawiazuje do warunkowego podejscia – Rogers nazywa to condition of worth – czyli masz sie zachowyac tak jak sie od Ciebie wymaga wtedy my bedziemy dawac ci poczucie od nas ze jestes czegos wart. Bylam jedna wielka rebelia przeciwka temu, dlatego bylo mi jeszcze ciezej w zyciu. Albo sie kaldziesz albo stoisz, a jak stoisz, to my Cie nie akceptujemy - tak czulam. Ale sie z tym niezgadzalam. Wazne jest takze aby tu zaznaczyc, ze nie bylam destrukcyjna, niszczaca dla otoczenia aby trzeba bylo mnie nauczac. Co innego kiedy sie widzi iz dziecko jest zew. Wowczas pracuja sie nad tym aby dziecko obralo konstruktywny kierunek. Jako mala dziewczynka  nie zgadzalam sie na iracjonalne zachowania, czulam bez wiedzy z ksiazek, ze cos jest nie tak i jest to tak silne odczucie ze nie potrafie stanac przeciwko niemu. A nawet nie chce. Tatus dal mi jedna dobra rzecz - twardy charakter hehe (Choc jak kiedys mowilam, chcialabym poczuc sie tak bezpiecznie, ze bede w stanie opuscic garde). Po latach moje odczucia zostaly zweryfikowane, szukalam dowodow swoich odczuc – dlaczego tam sa, czym sa, czy nie sa skrzywione przez wychowanie, rodzicow, spoleczenstwo, moje biologiczne tendencje. Obieralam swojego ego jak pomarancze, odkrywalam i lamalam swoje bledy atrybucji, ktore dalo sie jakos wykryc, obserwowalam siebie jakbym byla druga osoba. Wierzcie lub nie, nie czytalam tego w ksiazkach, po prostu szlam za swoim odczuciem, obserwacja na jaka moja wrodzona kognitywnosc mi pozwolila. Co dziala na mnie, a co nie? Obserwowalam innych, jakie bledy popelniaja. Ksiazki ktore czytalam byly czesto historiami ludzmi z ktorych sama wyciagalam wnioski i analizowalam bledy, ich powody wewnetrzne i zewnetrzne. Sama z siebie. Jakas droge przeszlam sama osobiscie. Tym czym jest moj blog to suma moich przemyslen i doswiadczen na sobie. Mozecie byc pewni - ja to wszystko przeszlam i przemyslalam. A teraz jestem w koncu na krzesle w klasie, ktora ma mnie doprowadzic do pracy z innymi, tak jak i ja pracowalam ze soba i jak nadal to robie. Siedze tam z ludzmi, ktorzy dopiero co sie ucza jak sie wsluchiwac w siebie, jak zrozumiec siebie, jak dawac bezwarunkowe podejscie, jak byc spojnym i empatycznym. Ich zdanie w dyskusji rodzi wiele powszechnych stwierdzen, kognitywnych skrzywien, bo oni sie dopiero tam ucza. A ja? Z moim zyciem, moja pasja, moim jestestwem…. Ja moge prowadzic lekcje…..Ta szkola jest dla mnie emocjonalna nie dlatego, ze ucze sie nowych rzeczy, ale ze te rzeczy sa teraz potwierdzane… Powinnam sie cieszyc, ze jestem tak do przodu – ktos mi powiedzial. Nie mam ambicji byc do przodu jak tylko do przodu z tym kim bylam wczoraj – odpowiedzialam. Jednak na tych lekcjach strasznie chce mi sie plakac. Nawet jak teraz pisze. I tu nagle okazuje sie, ze cos ta szkola mnie jednak uczy o sobie – uczy jak bylam samotna bedac soba. Jak mowilam niezrozumialym jezykiem do ludzi, ktorzy nie mieli wizji. Tak – to jest to slowo – urodzilam sie z pewna wizja. Ten glos we mnie to wizja jak byc powinno by slowo czlowiek brzmialo dumnie. Bez dogmatyzmu i religii i walki. A wiedza pokazuje mi jak jest oraz jak pracowac nad swoim mysleniem by to osiagnac. Mam w sobie idealy, ktore swiadcza o czlowieczenstwie i je czuje i widze. Widze takze rzeczywistosc, jak jest. Psychologia zajmuje sie "jak jest" i jak jest zdrowo dla przetrwania a nie jak byc powinno ze strony madrosci. 

Psychoterapia takze zaczepia czesto o spirytualnosc. Rogers zamiescil jej tam duzo. Te dwie dualnosci zyja we mnie. Kiedy Rogers opisal jak uslyszec siebie, moje serce chcialo plakac jakby w koncu zostalo uslyszane i ktos mu w koncu wierzy. Mowil, ze sa rozne drogi – dla niektorych bedzie to rozmowa z ludzmi, terapia, spotkanie jakiegos Mistrza. Ale sa tacy, ktorzy uzywaja self – talk, samorefleksje, samoanalize, wewnetrzne dialogi gdzie jeden rzuca teze a drugi glos antyteze. Jakby w jednym ciele byla osoba do rozmowy. I w ten sposob dokonuje samorozwoju. Ja jestem ta osoba. Czasami jest to przerazajace – bo taka droga jest samotna. I zreszta nikt i tak w to nie wierzy. Poza tym czesto ludzie nie chca wiedziec, ze ktos mogl cos zrobic samemu, a oni nie. Ci z niskim poczuciem wartosci beda zwalczac takie zjawiska, kwestionowac. Ale tu wlasnie odpowiedni jest cytat ktory mowi, ze droga dla kazdego jest inna. To oto chodzi w tym cytacie. Czy to wazne, ze przez siebie, czy ktos nas oswiecil? Wazne, ze w ogole ruszylismy do przodu. Choc z drugiej strony nie ma pracy bez siebie. Inni moga nam uzyczyc swojej wiedzy i doswiadczenia, ale praca nalezy do nas. Co bardzo podoba mi sie w terapii to fakt, ze bardzo duza odpowiedzialnosc jest kladziona na klienta. Tak jak w zyciu – uwazam. To my jestesmy odpowiedzialni co zrobimy z tym co czujemy, czy bedziemy niszczyc, czy bedziemy budowac. Ktos mnie zranil? Ja decyduje jak zareaguje, czy bede prostakiem czy bede medrcem. Nie chodzi tu o represje, aby nic nie czuc. Represja to bron obusieczna – wypchniemy cos ze swiadomosci, ale odbije sie na nas i na ludziach w okol. Jednakze jezeli spotkamy kogos kto da nam bezwarunowe podejscie i bedzie gotowy uslyszec o najgorszych zwierzecych instynktach lub – jak juz mowilam – sami nauczymy sobie dawac prawo do tego co czujemy, ale nie bez odpowiedzialnosci co z tym robimy, wowczas przestajemy czuc sie nieszczesliwi i unieszczesliwiac innych. Nikt nie moze nic na nas wymusic – dopoki my sami nie damy na to przyzwolenia. A takie przyzwolenie to nanosekunda podjetej decyzji – jest emocja i rekacja, a pomiedzy tym jest wlasnie wolnosc wyboru. Jezeli czlowiek nauczy sie ta chwile wylapywac, wowczas doswiadcza ogromnej wartosci – dopiero wtedy staje sie czlowiekiem. Czy pozwolic urazonemu ego wyzyc sie na osobie czy psie?Czy wziasc odpowiedzialnosc za swoje niskie poczucie wartosci, i rozpracowac to ze soba??? Jezeli jeszcze macie kogos kto bedzie towarzyszyl Wam w tej podrozy – madrze i uwaznie – wowczas mozna nazwac Was szczesciarzami. Moge uczciwie stwierdzic, ze praca pomiedzy soba a soba jest bardzo ciezka. Ciezko jest jasno powiedziec co, gdzie lezy w nas i czy to jest akurat to prawdziwe a nie to co lubimy o sobie myslec? Dopiero teraz, w wieku 32 lat moge odroznic ziarno od plew. Czesto pytam sie przyjaciol - co mysli o tym i o tamtym, lub jak mnie widzi kiedy tu sie zachowalam, co odczytal z mojego zachowania. Wczesniej tylko cos wyczuwalam, jakby poprzez dana mi nature obserwacji. Pamietam teraz dokladnie to odczucie - jak czegos nie rozumialam, mialam poczucie, ze to sie kupy nie trzyma - nie szlam za tym. Ale za to bardzo sie dziwilam czemu dorosli tego nie widza. Pozniej nastapila weryfikacja. Dlatego bardzo lubie odbijac swoje pomysly od innych, zyjacych i nie zyjacych. I poprzez ksiazki ktore czytam, i poprzez ludzi, ktorych spotykam. Ale to co mowie magluje przez siebie – przez swoja wiedze, fakty, dowody, analize, krytyke, sluchania odczuc. Duzo tego, prawda? To jest praca ogromnej maszyny – i ona jest zawsze gotowa do nowych wnioskow i konkluzji. A jak sie ma jeszcze pasje do odkrywania siebie i swiata - wowczas stajesz sie w pelni tym do czego potencjal dal ci szanse.

Wracajac do szkolnej lawy, nie ze wszystkimi teroriami Rogersa sie zgadzalam. Poniewaz wymaga sie od nas spojnosci w klasie i zacheca sie nas do wyrazania opini na to co sie slyszy, wrzucalam swoje trzy grosze w dyskusje, ktore mielismy. I tak, po pierwszych tygodniach poczucia euforii i ulgi, oraz braku jakiejs potrzeby dzwigania ciezkich zaskoczen w materiale ktory dostalismy, przyszlo inne zaskoczenie. A mianowicie okazalo ze sie, ze ciezki process jakim nas staszono ktory wiazal sie z samo-odkrywaniem u mnie narazie jest lekki i uwalniajacy – natomiast bycie soba w grupie, ktora jest na poczatku drogi a ktora widzi osobe odstajaca od reszty okazal sie dla mnie emocjonalnym wyzwaniem. I to w grupie przyszlych terapeutow. Ale o tym nastepnym razem.

Milej niedzieli.

niedziela, 11 listopada 2012

Hibernacja

Przyszla zima i ciemnosc…. Moje cialo przygotowuje sie do hibernacji… Tak sie teraz czuje dlatego ostatnio sie nie rozpisywalam. Ciagle chce mi sie siedziec w domu, otulona ciepla kolderka i medytowac nad rozswietlona sloncem £aka, skrzacym jeziorem, cieplem rozgwiezdzonej nocy z plynaca po niebosklonie Luna. I ten zapach…. Zapach podmoklej lub scietej trawy…. Dzwiek brzeczacych w nocy swierszczy….. odbijajacych sie od wieczornego nieba koron drzew…. Czesto marze w zimie o wlasnie takich swietych dla mnie momentach jak zakochana krolewna o krolewiczu. Marze i tesknie kiedy znowu poczuje sie obudzona. Wrocilam z Malagi miesiac temu. Bylam bardzo naergetyzowana. Zachody slonca jakie sie tam rozlewaly budzily we mnie taka milosc, ze chyba nikt mi nie uwierzy kiedy powiem, ze wiekszej jeszcze nie czulam. Dlatego zdanie – Milosc nie ogranicza sie do zwiazkow – jest to celebracja zycia – bardzo do mnie pasuje.


Malaga generalnie bedzie przypominac mi jedna rzecz, ktora mnie zaczela zastanawiac a ktora tam doswiadczylam – mianowicie jezyk. Pytanie; jak sie tam dogadywalam - ja po angielsku a Ci po hiszpansku – ze zawsze wiedzielismy o co chodzi? Szczegolnie raz kiedy weszlam do cukierni po Ice Tea, wzielam butelke, poprosilam dodatkowo o gofra. Rozmowa byla taka jak zawsze – ja po angielsku, kobieta troche rozumiala w tym jezyku ale ni w zab nie mowila. Postawilam butelke na ladzie czekajac na gofra, spojrzala sie na mnie a potem na butelke i zatrajkotala po hiszpansku. Nic mi to nie powiedzialo. Nie widzialam rzadnego punktu zaczepienia aby rozpoznac o co jej chodzi. Zawazylam tylko jej oczy patrzace a to na mnie a to na butelke. Moj mozg jednak dziwinie domyslil sie o co jej chodzi, bo przytaknelam mowiac, yes please, nie dokonca wiedzac czy dobrze sie domyslam. Moj mozg mial pomysl w calej swojej wyobrazni, ze prawdopodobnie chodzi o szklanke. Serio, slowa swiadomie nie pasowaly do mojej wiedzy kompletnie – po polsku szklanka po angielsku – a glass, po hiszpansku – vidrio (tak google mi powiedzialo, bo sama nadalnie wiem:)) nijak sie mialy do siebie. Dlaczego przyszlo mi do glowy ze moze oto pytac? Ano zdarza mi sie to nie pierwszy raz ze z obserwacji potrafie wyciagnac pewne hipotezy. Analiza sytuacji, w jakiej ja jestem, jak to moze wygladac z drugiej strony, mowa ciala, wzrok – to wszystko daje pewien obraz. Sila wyobrazni, ktora pracuje nad mozliwosciami jest tu niezbedna. Dlatego zawsze mowie, jak wazne jest rozwijac wyobraznie. Wyobrazac sobie rozne scenariusze sytuacji, nawet takie w ktorych odlatujecie na inna planete. Nierealne, ale bardzo pracujace nad elastycznoscia myslenie. Bledy popelniaja czesto ludzie po prostu bez wyobrazni, ktora pomaga w przewidywaniach wachlarza konsekwencji.

Wiec powiedzialam – yes, please – myslac ze chyba pyta o szklanke. Nie wiedzialam na co przytaknelam. Jakie bylo moje zdziwienie, kiedy osoba przyniosla mi szklanke z lodem. Lodu nie przewidzialam, choc bylo goraco i to byloby najlatwiej do przewidzenia, ze tak wlasnie bedzie. Myslalam tylko o szklance w jeszcze bardziej zawezonej i nieoczywistej bazie danych. Mozg jest niesamowity, szczegolnie w momentach kiedy otwiera sie do poziomu o ktorych nie mamy pojecia. Teraz rozumiem co miala na mysli podrozniczka Beata Pawlikowska mowiac, ze mozna zrozumiec inny jezyk nawet bez jego znajomosci, bo czyta sie wiele innych informacji w okol tego. Caly pobyt w Hiszpani sprowadzal sie wlasnie do takich zjawisk. Pytam sie o droge napotkanego czlowieka – on trajkocze w swoim jezyku – nic nie kapuje – ale widze jak pokazuje rekami prosto i w prawo. Ile razy sie usmialismy, ze ja w jednym jezyku, hiszpan w drugim i tak stoimy i gadamy jakbysmy znali kazde slowo. Obserwacja… skupienie…. Uczucie jakby plynnosci w mozgu…. Moze rzeczywiscie jest tak, ze inne wymiary istnieja, po prostu nie potrafimy jeszcze nimi zarzadzac w naszym mozgu.

Proponuje pewne cwiczenia – zawsze zaczyna sie od pierwszego kroku. Praktyka przynosi wiele benefitow i sama jestem tego przykladem, a wiecej dowodow w nastepnym poscie. Teraz podziele sie z Wami pomyslem, ktory mi uzmyslowilo zwykle obcowanie z doniczkowym kwiatkiem. Lekcje leza tam gdzie sie tego nie spodziewamy. Otwartosc umyslu – bardzo wazne.
Proponuje zakupienie doniczkowego kwiatka jakiego nie znacie. Im bardziej dziwny dla Was, nieznany, najlepiej egzotyczny (bo tedy potrzeby sa jeszcze bardziej dziwaczniejsze) tym lepiej. Nie czytajcie instrukcji. Nie dowiadujcie sie nawet jak sie nazywa. Zostawcie google w spokoju :) Zaadoptujcie takiego osobnika i zacznijcie nad nim opieke. Dowiedzcie sie co potrzebuje, jakie ma reakcje od waszego dzialania. Czy lubi miec sucho czy bardziej mokro? Slonecznie czy ciemno? Zimno czy cieplo? Kiedy najlepiej rozkwita – kiedy marnieje i co trzeba zrobic by znow ozyl? Obserwujcie jego zwyczaje – bo kwiatki maja swoje zwyczaje w zaleznosci od gatunku. Dlaczego nie zakupic zwierzaczka - ktos zapyta? Ano - ja mam - chomika hehe Poznajcie Plamke- najbardziej przyjacielskiego z chomikow:)
Jednakze obserwacja zwierzaczkow jest latwiejsza. Sa bardziej ekspresyjne. Rosliny sa bardziej subtelne. Opowiem Wam jedna przygode z kwiatkiem, ktorego uratowalam od wyrzucenia. Stal sobie w pracy w magazynie i czekal na wywoz smieci. Akurat przechodzilam i zauwazylam ze jest jakis zmarnowany. No i oczywiscie sie oburzylam, kto wyrzuca zdrowy kwiatek. Wiec zabralam go na swoje stanowisko pracy. Wygladal egzotycznie. Patrzac na niego wydawalo mi sie ze am za duzo wody, bo lodygi byly jakies miekkie. Wiec przesuszylam go niezle i podlewalam tylko wtedy kiedy naprawde bylo sucho. Zaczal rosnac i rozwijac sie z niebywala predkoscia. Nadal nie wiedzialam co to za kwiatek, planowalam wrzucic nawet zdjecie by sie dowiedziec ale jakos do tego nie doszlo. Obserwowalam go, co lubi, na co najlepiej reaguje. Generalnie zawsze dotykam kwiatki - z kontemplacja masuje liscie i gadam do nich. Mam zielone rece i serce - tak o sobie mowie ;) Jednak ten kwiatek zauwazylam, ze opadal za kazdym razem jak go dotykalam. Stwierdzilam, ze nie lubi dotykania - z takim kwiatkiem osobiscie sie jeszcze nie spotkalam. Ale widac, ze byl egzotyczny:


Jakie bylo moje zdziwienie kiedy zobaczylam go w DDTVN! Ogladalam wstawke o roslinach, jakie sa aktywne i sprytne. Jak potrafia zmylic rosline obok, wyslac chemikalia do korzeni i sprawic by roslina uwierzyla, ze jesien nadeszla i czas zrzucac liscie. Ale spryciule! I tam zostal takze pokazany moj kwiatek - okazalo sie, ze jest to Parrot Impatiens, African Queen - czyli Niecierpek. Okazalo sie, ze potrafi ukladac swoje liscie tak, aby nie zakrywac slonca drugiemu Niecierpkowi obok. A oprocz tego nazywaja go - touch me not! Ha! Dobra obserwacja, Holmes! Natura uczy tak wiele!

Jednak teraz jestem senna, jak Ona. Chociaz dzieje sie tak wiele w mojej glowie. Jak juz mowilam, zaczelam specjalizacje, o ktorej dawno marzylam. Pracuje nad zostaniem oficjalnym terapeuta. Mam tyle Wam dopowiedzenia, ze to az boli. Boli z nadmiernego poczucia, ze oto w koncu jestem tam, gdzie byc powinnam, a na zajeciach nic mnie nie zaskakuje. To we mnie drzy i dzwieczy od dawna -az mnie dziw bierze. Skad to sie we mnie wzielo? Jak to mozliwe?

Ale o tym wiecej nastepnym razem. Milego tygodnia!

niedziela, 21 października 2012

Weekendowo 2 :)

Podpisuje sie pod tym artykulem wszystkim konczynami (tyle, ze z Irlandii) - w koncu ciagle o tym trabie na tym blogu. Nie jestem slepa na swoje krytyczne nastawienie na polska rzeczywistosc, mentalnosc i zasady. Jednak mysle iz mam podstawy. Milej niedzieli!

http://biznes.onet.pl/powstanie-druga-polska-w-anglii,18563,5280867,1,news-detal


sobota, 20 października 2012

Weekendowo.

Dzis zapraszam do obejrzenia dwoch wywiadow, z ktorymi moge sie bardzo utozsamic. Madre slowa, sarkazm i moze dla nie ktorych szokujace stwierdzenia, ktore budza we mnie tylko wybuch smiechu i ruch glowy na TAK. Pan Najsztub i teoria przywiazania. Pani Bakula i ten bol "twardzieli" ktorzy widza.
Milego ogladania.


sobota, 13 października 2012

Polskie wakacje cz.2 ostatnia

Czas dokonczyc opis paru spostrzezen z polskich wakacji. Jedna rzecz zapadla mi w pamieci z Leby. W trakcie spaceru gdzie nie mozna bylo nawet szpilki wcisnac, tyle bylo ludzi, zauwazylam zbiegowisko a w samym srodku…lezacego mezczyzne. Byl pijany, smierdzacy i obdarty – stereotypowy pijaczek. A przy nim nachylajacy sie mezczyzna. Bynajmniej nie do pomocy ale do robienia sobie zdjecia z lezacym jak z trofeum. Kto robil mu zdjecie? Jego kobita z dzieckiem w wozku. I nikt nie widzial w tym zadnego problemu. Bylam w szoku. Juz otwieralam buzie by zareagowac, ale facet chyba to zauwazyl, bo spojrzal na mnie i sie odsunal. Przez dlugi czas ze zloscia patrzyl sie na mnie kiedy opowiadalam swojemu kumplowi Johnowi co zaszlo. Znowu iracjonalnosc – nie wstydzil sie zrobic to przed tyloma ludzmi ale jak juz ktos opowiadal o tym co zaszlo to wowczas wynika dla niego problem. Powiem Wam szczerze, ze iracjonalnosc jest wszedzie. Niby mamy mozg, niby mozemy go uzywac w wiekszym spektrum niz zwierzaczki, ale tak sie czesto nie dzieje. A nawet powiem dobitnie, ze uzywamy go mniej niz zwierzaczki, bo jak dla mnie one sa zawsze racjonalne, zawsze jest jakis powod, ktory swiadczy o checi przetrwania. A z czlowiekiem? Moze przewidywac, moze przemyslec ale ni w to graj. Powinnam sie do tego juz przyzwyczaic, ale ciagle nie moge. Nie, nie mowie, ze jestem idealna. Bo nie chodzi o idealnosc. Ale moge szczerze powiedziec, ze przez cale zycie z powodu ciaglego wysilku by siebie przekraczac (swoje prymitywne odziedziczone reakcje, czy wtloczone przez srodowisko schematy itd) czesto mi sie udaje zachowac glebiej (albo tak lubie myslec;)). A patrzac w okol nie widze tego czesto. Ale to tylko moja personalna opinia.

Ale opuscmy £ebe. Teraz Warszawa. Opisze tutaj dwa spostrzezenia, ktore wynioslam z warszawskich wakacji. Pierwszy wiaze sie z moim towarzystwem i dawnymi schematami. Spotkalam sie z grupka znajomych jak co roku. Niby lubie te spotkania, moze z powodu echa przeszlosci, ale generalnie one zawsze sa jak dla mnie jednostronne i bezproduktywne. Dlatego wole spotykac sie indywidualnie. Jednak raz w roku zwolujemy sie i tym razem tak bylo. Wyobrazcie sobie, ze siedzielismy gdzies z trzy godziny, nie widzielismy sie rok a tylko raz przez krotka chwile kolezanka zapytala co u mnie slychac. Spotkanie wygladalo generalnie tak, ze ja siedzialam sluchajac i obserwujac innych. Rozmowa znajomych dokladnie brzmiala nastepujaco:

Moje dzieci jak poszly do szkoly pierwszy raz to stalo sie to i to – mowi jedna.
A moj syn jak poszedl to bylo tak i tak – mowi druga.
To moja corka zawsze reaguje tak i tak – mowi trzecia.

Co mozemy zauwazyc w tym stylu? Ano ani razu nie slyszalam aby ktos okazal czyste zainteresowanie poprzez zapytanie: A jak Twoj syn zareagowalna to i tamto kiedy poszedl do szkoly? Czyli wszystko wychodzilo od JA i opowiadaniu o sobie. Nie widzialam zadnego wyjscia do drugiego czlowieka poza JA. Czulam jakby kazdy sie przescigal w mowieniu o swoich doswiadczeniach, ale nie slyszalam aby ktos okazal jakiekolwiek zainteresowanie w doswiadczeniach innych. Generalnie rozmowa nakrecala sie sama, kazdy zajety opowiadaniem o swoich doswiadczeniach bez okazywanej zachety z drugiej strony, a w tym wszystkim ja, siedzaca cicho. I nikt tego nie zauwazyl. Nikt nie wyciagal ode mnie wiadomosci jak sie czuje, jak tam w Irlandii. Nikt nie byl zainteresowany jak tam jest, jakie sa roznice, jakie sa moje plany. Tylko raz kolezanka zapytala: A co u Ciebie slychac? Aby zaraz po minucie na powrot wrocic do wyjscia z wlasnego ego. Kiedy na nastepny dzien spotkalam wlasnie ta kolezanke, rozmowa byla juz bardziej skierowana na balans. Jednak kiedy jakos doszlismy do roznic kulturowych pomiedzy Irlandia i Polska zachaczylam o moje przemyslenia. Kiedy powiedzialam iz w Irlandii rzadko sie zdarza, ze bedac w grupie i nic nie mowiac ktos tego nie zauwaza, tylko wprost przeciwnie, przewaznie czlonkowie staraja sie osobe osmielic i porozmawiac. Kolezanka zadala bardzo jak na moj gust polskie pytanie – Ale czy to jest szczere?

Mam wrazenie, ze ciezko polakowi uwiezyc ze ktos moze byc zyczliwy ot tak, szczegolnie do osob obcych. Bo szczere jest olewactwo, wylewanie zlosci i agresji," bo tak sie czuje akurat dzis" podejscie. Zyczliwosc nie moze byc szczera. Dlatego tak jada po Kasi Cichopek. Ciagly usmiech. Tutaj bylaby kochana za to, bo pomimo prawdopodobnie swoich problemow, potrafi odzielic to co nalezy do niej i z czym musi sobie radzic a to co nalezy do ludzi, ktorzy nienaleza do jej swiata. Wiec czemu ma sie zloscic na tych co nie maja nic wspolnego z jej problemami? Nie, dla polaka to trzeba wylac na kogo sie da, a usmiech to – jak powiedziala Doda (to sie usmialam) tylko wtedy kiedy przez pomylke wystapi na twarzy spazm (hahaha).

Pozniej wieczor stal sie jeszcze ciekawszy. Caly wieczor widzialam jeszcze ostrzej niz kiedy zylam wsrod nich jak bardzo irytujaca i jak bardzo boli slepota na pewne sprawy. Mamy w swojej grupie dziewczyne, ktora nikt nie lubi. Z opowiesci i roznych historii mowia ze jest falszywa, ze jest obludna i ma ciagle usmiech klamliwy na twarzy. Jak Kasia Cichopek – skwitowala moja kolezanka. Znam troche ta dziewczyne z czasow kiedy obracalam sie w tym towarzystwie. Mialam z nia jakies scysje. Ale zaliczalam je jak do kazdych klotni, ktore zdarzaja sie w zyciu. Tamtego wieczora jednak uderzyly mnie jednak mocne etykiety, ktore nawet dla mnie, osoby, ktora uwaza, ze kategorie sa bardzo potrzebne w opisie i zrozumieniu zjawisk byly ciezkie do sluchania. Bylo to nawet nie kategoryzacja, tylko szufladkowanie z zamknieciem na klucz. Nie ma cienia watpliwosci. I tak slyszalam stwierdzenia: Ona jest falszywa. Zapytalam – dlaczego?. Bo najpierw sie do mnie usmiechala, udawala kolezanke a potem okazalo sie ze stanela po stronie mojego exa (ktory notabene jest bliskim kumplem meza tej falszywej dziewczyny). Ale dlaczego mialaby chciec to zrobic? – znowu zapytalam. A ona – bo po prostu taka jest jej natura. Jest falszywa.
Rece mi opadly i powiedzialam – ale popatrz na to z drugiej strony. Ty czujesz ze jest falszywa w stosunku do Ciebie, jednakze moze ona jest lojalna do kumpla swojego meza. Nie mowie ze zachowuje sie madrze, ale ze ktos jest falszywy jest mocnym stwierdzeniem. Takie zamykanie szuflady, bez innych opcji, ktore wplywaja na takie a nie inne zachowanie jest mysle krzywdzace.
Kolezanka zaczela myslec, ale juz druga nie. Zaczela wyklad jak to slowami mozna duzo zrobic, ale czyny swiadcza o czlowieku i ze czynami nie oszukasz. Wiec falszywa kolezanka jest falszywa bo ona obserwuje i to jej wystarczy.
To jest znowu powszechny mit i powtarzane przez wieki przyslowie, ze to czyny sa wazniejsze niz slowa i to swiadczy o czlowieku. Ale wezmy przyklady ludzi, ktorzy moga klamac swoim zachowaniem kim sa. Ile osob chowalo druga rodzine przed pierwsza. Ile osob pokazuje, ze niby zalezy na kims a nie zalezy, po prostu chce na przyklad wyciagnac kase lub dla seksu, itd itd. Jest duzo przykladow. Wdalam sie w rozmowe zachowujac asertywnosc, a potem wyszedl moj temat. Powiedzialam, ze tak mocna kategoryzacja moze byc bardzo dotkliwa, bo taka byla dla mnie kiedy mialam swoje zdanie a nikt nie chcial je akceptowac tylko ze mna walczyl. A kolezanka na to, ze powod byl taki iz bylam mloda, mialam 13 lat kiedy wszyscy byli starsi (18lat) i traktowali mnie jak dziecko. Tyle, ze ja nadal oserwuje, ze jest tak samo. Musze jakby forsowac swoj glos a w tym moje zdanie. A najlepsze bylo kiedy kolezanka dodala, ze zachowywalam sie jak dziecko (skoro nim bylam) bo .... skakalam ciagle.

Wobrazacie sobie?

Co z tego ze skakalam? - odpowiedzialam. To oznacza ze nie mam swojego zdania, lub nie mam madrych rzeczy do powiedzenia? To oznacza ze jak ktos husta sie na hustawce to nie moze juz miec swojego zdania ktore moze przekraczac to co widza ci niby dorosli? Tutaj znowu nachylamy sie do tematu wsluchania sie w dziecko. Nie zakladania, ze jest male to nic nie wie i nic madrego moze nie zauwazyc. Dlatego traktuje dzieci powaznie, co mowia, jak mowia i jestem otwarta na nauke takze i od nich.

No ale pamietan, ze mozna bylo powaznie porozmawiac z Toba bo mi pomogla rozmowa z Toba na temat naszych ojcow (bo oboje pili). – dodala kolezanka.

To w takim razie mozna bylo wysluchac kogos mlodszego czy nie w takim razie?

No mozna bylo, ale jak byl czas na powaznie to rozmawialas powaznie, a jak nie to skakalas.

Juz kompletnie stracilam glowe – jak dla mnie to wszystko bylo chaotyczne. Sokratowska metoda pytan czesto to ujawnia. Prawda jest taka, ze jak patrzymy tylko na zachowanie a nie sluchamy lub odwrotnie, tylko na slowa a nie wpatrujemy sie, tracimy wiele cennych informacji. Ktos kto stoi na glowie moze powiedziec nam wiele madrych rzeczy, ale takze ktos moze powiedziec wiele madrych rzeczy ale kompletnie sie tak nie zachowywac. Zawsze powtarzam akcja i slowa to jak brat i siostra – ich spojnosc swiadczy o glebokim poznaniu i glebokim zyciu oraz rozwoju. Ale do tego wroce jeszcze w nastepnym poscie.

A na koniec mojego wywodu ciekawe statystyki - http://natemat.pl/34675,zaskakujace-badania-polska-szkodzi-zdrowiu-psychicznemu

"A co sie dziwisz?" - Ja sie nie dziwie;) (sssssarkazzzm :))
Dobranoc.

sobota, 6 października 2012

P£yne, ah, P£yne!

Juz jestem Moi Drodzy po mojej podrozy. Musze sie teraz tylko ogarnac, bo dzieje sie, ah sie dzieje! Podroz, zaczelam tez szkole i jeszcze fotografia! Ah plyne teraz, plyne - pozwalam uniesc sie teraz fali dobrej energii! Niedlugo sie wszystkim podziele! A narazie dla Was piosenka, podrzucona przez kolege Sebka;) Swietna!
Do wkrotce:)



piątek, 21 września 2012

Samsara

Pamietacie jak w poscie Twardziel wspominalam o tym wewnetrznym widzeniu i poczuciu swiata, jego roznorodnosci, wychodzenia z wlasnego box-u zycia i zauwazeniu emocjonalnie ogromu smutkow i radosci?
Jakie bylo moje zaskoczenie kiedy poszlam obejrzec film Samsara po paru dniach oddania Wam posta a tam poprzez image oddano dokladnie moje stany swiadomosci i kontemplacji o ktorych pisalam. Mowilam o kupowanym miesie, jak to nie myslimy o calym tym procesie, nie nachylamy sie nad tak prostymi a jednak waznymi rzeczami. A tam? Nagle to widze.... i wiele innych zdjec z mojej glowy..... Polecam goraco. Ja siedzialam jak na szpilkach - moja dusza rozpoznala ten lot ptaka....

Oczami dziecka.

  Ogladam sobie historie chlopca, ktory pozwal rodzicow do sadu. Cross-dressed. Ciezkie zycie. Od malego kompletnie inny niz rodzice by sobie tego zyczyli. Wieczna samotnosc malego chlopca. Przerzucanie z jednego obcego miejsca do drugiego. Czytam komentarze polskiej spolecznosci. Tragedia. Na klikadziesiat komentarzy moze dwie, czy trzy zawieraja slowa gratulacji za odwage. Dziecko we mnie sie budzi. Samo pamieta ta samotnosc i odrzucenie przez rodzicow, za fakt bycia innym, ale takze – jak samo odczuwalo – za fakt po prostu bycia. Ciagle zastanawia mnie ta irracjonalna spoleczna tendencja wystawiania dziecka na piedestal do momentu kiedy jest male, z malutkimi nozkami, raczkami, noskiem. Takie niewinne – odczytuje nasz mozg. Ale pozniej cos sie dzieje, ze odpowiedzialnosc zostaje przerzucona na dziecko, kiedy traci walory niewinnosci w oczach doroslego (juz duze stopy, juz duzy nos, nic pieknego i slodkiego) i wowczas to dziecko ma wybaczac, ma dzwigac wlasne dziecinstwo bez adresowania wlasnego bolu, bo “rodzicow ma sie tylko jednych”. Buduje to zbiorowa psychoze. Gdzie tu prawo do wlasnego bolu i faktu, ze to dziecku robi sie krzywde, a nie odwrotnie. Dlaczego to dziecko ma dzwigac ta odpowiedzialnosc, ktora rodzice powinni dzwigac od juz samej decyzji powolania nowego zycia.

   I tak slucham przeprowadzajacych wywiad jakie zadaja pytania i znowu nie moge sie nadziwic tendencyjnosci i schematowi tychze zapytan sugerujacych jak to niemoralne jest pozwac wlasnych rodzicow. Ogladam DzienDobry TVN a potem przeskakuje na Pytanie na Sniadanie. Czuje presje nakladana na tego mlodego czlowieka. Dwie inne telewizje ale te same pytanie/stwierdzenie – jestes juz dorosly, masz 18 lat, mozesz sam na siebie zarobic, a nie ciagnac od rodzicow. To jest jakas tragedia. Tragedia niestety zacofania. Mlody czlowiek, ubierajacy sie jak kosmita, przerzucany cale zycie do obcych ludzi, a jak w domu to pod presja rodzicow majacyh problem z kochaniem wlasnego syna pomimo…. I co slyszymy? Masz 18 lat wiec zajmij sie soba. A gdzie presja na tych niby doroslych, ktorzy niby z wlasnej pozycji powinni sie zajac wlasnym synem od samego poczatku? Swoja droga – 18 lat moze i dostaje dowod ale dorosly nie jest. Nie powinien zajmowac sie przetrwaniem w niby cywilizowanym swiecie, ale wlasnym rozwojem, rozrabianiem, nauka itd. I za co tego wszystkiego nie ma? Za dziwne ubieranie, wlasne zdanie i prawdopodobnie problemowe dla rodzicow zachowanie. Zawsze mnie szokuje brak odpowiedzialnosci i nigdy nie ulegne desentyzacji w tej jak i w wielu innych sprawach (desentyzacja – bycie tak czesto wystawionym do stimuli, ze w koncu przestaje nas ruszac i sie do niego przyzwyczajamy). W glowie mi sie nie miesci jak mozna tak traktowac wlasne dziecko, ktore samo sie na ten swiat nie prosilo. To my je “przywolujemy”. Ludzie “tworza” dziecko a potem zostawiaja je z wielu tchorzliwych powodow. Jednak ta tchorzliwosc podczas przyjemnej prokreacji jakos miejsca nie znalazla, aby choc zdopingowala do np. odpowiedzialnego seksu. Jak powiedzial artysta Robert Janowski “i tacy ludzie sa na swiecie”. A mnie zawsze bedzie to ruszac, bo – jak juz to wytlumaczylam w ostatnim poscie – Twardziela bedzie ruszac.

   Zawsze odczuwam ruch wewnetrznego dziecka w sobie kiedy slysze naciski na wybaczanie rodzicom. Dlaczego rodzic jest swiety kiedy dziecko dla rodzica swiete nie bylo? Jedyna pozyteczna rzecz jaka dobrze jest zrobic dla wlasnego wew. dziecka, to zaakceptowac fakt takiej a nie innej rzeczywistosci. W koncu nie moge tego zmienic, ze urodzilam sie w takiej a nie innej rzeczywistosci. Wybaczyc jak dla mnie oznacza punkt w ktorym odczuwam wlasnego rodzica jako czlowieka. Nie chce szerzyc nienawisci poprzez nienawisc do wlasnych rodzicow. Jednakze nigdy nie dam im prawa bycia na piedestale rodzicielstwa, gdzie powinnam zignorowac swoje prawo do pozytywnego wzrastania. Wlasnie przyznanie, ze tak, schrzanili a nie moim zdaniem wybielanie -  uwalnia. Z pozycji dziecka we mnie nie bardzo mnie obchodzi czegos sie bali czy jakie mieli wlasne programy wcisniete. To mnie interesuje jako psychologa i osobe dorosla, ale dziecka to nie obchodzi - dziecko czuje i tyle. Wiec jezeli ktos rozmawia z wew. dzieckiem z pozycji doroslej - jak to zewnetrzni ludzie robia typu: jestes dorosly, juz rozumiesz, to rodzice, sa tylko jedni, sami mieli ciezko itd -  moze tylko wywolac poczucie winy lub zle zrozumianego obowiazku za czym idzie nacisku na ignorowanie wlasnego poczucia krzywdy. Ostanio przeczytalam oto zdanie, ktore pieknie to tlumaczy:


   Ale ludzie patrza na tego chlopaka i widza, ze ma 18 lat i na tym sie ich wizja konczy. A co z jego prawem dziecka? Musial sam sie o nie upomniec poprzez wejscie na droge sadowa. Powiem szczerze, gdybym wiedziala w jego wieku, ze moge to sama zrobic stalabym juz u drzwi sadu. Prawda jest taka, ze nadal moge to zrobic. Podobno to niewazne ile dziecko ma lat, moze nadal walczyc o wlasne prawo – jak wyjasnil prawnik. Co dla mnie jest racjonalne, w koncu jestesmy odpowiedzialni za to co stworzylismy i jest to zrozumiale dla tych ktorzy widza poza odreb wlasnego nosa. Jednakze majac ponad 30 lat i stala prace zwyczajnie mi nie zalezy. Jednak majac 18 lat – szkoda, ze o tym nie wiedzialam. Mowi sie, ze nic nie jest czarno biale – jednakze ja uwazam, ze sa rzeczy czarno biale. Te ktore mowia o wartosciach, choc ciezko je czasami okreslic i wiaze sie z nimi duzo pytan. Ale sa sytuacje w ktorych cos jest bardziej jasne niz niejasne. Nikt mnie nie przekona do postawienia w pierszenstwie braku odpowiedzialnosci, tchorzostwa lub waskich horyzontow myslowych ponad prawa dziecka do istnienia w milosci. Idealnego prawa – bo jak widzimy, prawo dzungli i tak dziala w naszych komorkach. Czasami sobie mysle, ze tak jak sie mowi iz wszechswiat sie rozciaga, tak i my rozciagamy sie w naszym mysleniu, w naszych postawach i wyborach. Zle rozumiana wolnosc. Co chwila slysze - a kto bedzie mi nakladal limity, jestem wolny! Kiedys wszystko byli scisle i sztywne, a teraz staje sie luzne i bez granic. Ekstrema jakby caly czas sie powtarzaja. Nie jestem zwolennikiem takiej rzeczywistosci. Optuje za balansem, sa rzeczy w ktorych dobrze byc silnym w granicach, ale sa rzeczy, ktore mozemy sobie puscic jak latawiec a w innych wybrac droge srodka. Przypomina mi sie nastepna historia, kiedy to czlowiek byl przerzucany z domu do domu, wzrastal w chaosie i nie mial struktury. Wyladowal w wiezieniu za zabojstwo. W wiezieniu mogl otrzymac warunkowe zwolnienie za dobre sprawowanie po ilus tam latach. I sprawowal sie swietnie. Pracowal, skonczyl szkole, zdobyl zawod, brak udzial w spolecznych. Zwolnili go za to dobre sprawowanie. On wyszedl, jednak po krotkim czasie zgwalcil dziewczyne. Wrocil do wiezienia. Do miejsca, ktore.... nakladalo na niego strukture, ktorej nie doznal wczesniej. Wiedzial co sie od niego oczekuje, widzial jasno zasady. Bezpieczne granice.

   Mowiac o odpowiedzialnej prokreacji...
Ostatnio czytalam artykul na temat pigulek antykoncepcyjnych dla facetow. Jak to w Polsce wyglada? Oczywiscie po chlopsku jak na kraj panszczyzniany przystalo. Tytul – Pigulka nie dla Polaka”. I tak czytami ze:
– Kto jest odpowiedzialny za antykoncepcję? Przede wszystkim kobiety – ginekolog i położnik dr Grzegorz Południewski zawiesza głos, a po chwili dodaje: – Mężczyźni w pewnym sensie też, oczywiście, jak zdążą.W Polsce albo facet „uważa”, czyli uprawia stosunek przerywany, albo stosuje prezerwatywę. Nic się w tej kwestii nie zmieniło od lat 30. ubiegłego wieku. Śmieje się pani? Tak, żyjemy w śmiesznym kraju – mówi dr Południewski. Mieszkańcy tego kraju – jak wynika z badania prof. Zbigniewa Izdebskiego i Polpharmy „Seksualność Polaków 2011” – rzeczywiście najchętniej wybierają prezerwatywę (66 proc.), stosunek przerywany (21 proc.) i kalendarzyk małżeński (13 proc.). Do stosowania tabletek antykoncepcyjnych przyznało się tylko 30 proc. badanych. Aż jedna piąta Polaków – to już sondaż Dureksu – w ogóle się nie zabezpiecza.
http://facet.onet.pl/warto-wiedziec/pigulka-nie-dla-polaka,1,5238779,artykul.html#.UFmqmSO9VvI.gmail

Tu trzeba plakac a nie sie smiac...

Ale narazie sie posmieje, bo juz w weekend lece do slonecznej Hiszpani i nie mam zamiaru dokladac sloncu chmur! Do uslyszenia za pare tygodni!

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Zapisalam w czerwonym notesie....

   "Temu co napisze, daleko do podrecznikow psychologii (na szczescie nie pisze podrecznikow psychologii emocji). Na uzytek wlasny wyrozniam dwa rodzaje smutku – zewnetrzny, jak go nazywam i wewnetrzny.

   Zewnetrzny, jak sama nazwa wskazuje, to smutek adresowany do innych. Popatrz jak mi zle. Zajmij sie mna. Nie mozesz mnie zostawic samej. I wiele podobnych. To smutek-apel. Smutek prawie nigdy nie jest plytki. Dotyczy to tez smutku zewnetrznego. Czasami bywa bezpodstawny, a czasem nawet bezsensowny. Zdarza mi sie jednak myslec, ze jest to smutek teatralny. Efekt zalezy od srodkow wyrazu posiadanych przez aktora.

   Smutek prawdziwie gleboki to smutek wewnetrzny. Malo kto o nim wie. Czasem jest zrecznie maskowany (twardziel - przyp. Izabell) a zdarza sie, ze skrywany przed samym soba. To smutek pelen bolu (o ile nie jest samym bolem). To smutek, ktory nie nawoluje. Wprost przeciwnie – milczy, bo nie ma takich slow, ktore potrafilyby go dobrze wyrazic. Ten rodzaj smutku nielatwo zauwazyc u innych , ale – wiem dobrze – nie jest to niemozliwe. Trzeba jednak wielkiej uwagi i jeszcze wiekszej wyobrazni. Przede wszystkim jedak trzeba skupic sie na nim tak, ze przestajemy patrzec na siebie samych.

   Mowi sie, ze smutek i madrosc pozostaja w bliskim zwiazku. Mam wrazenie, ze powtarzane az do znudzenia zdanie Ludzie smutni sa madrzejsi ma zastosowanie tylko do tych smutnych na zewnatrz. Inaczej jest – jak mysle – z tym smutekim wewnetrznym. W tym wypadku to nie smutni sa madrzejsi. To madrzy sa smutniejsi. Moze to cena, jaka placi sie za madrosc, albo cena dzieki ktorej dochodzi sie do madrosci…

   Smutni – i ci, co ze swojego smutku czynia spektakl, i ci co czynia z niego tajemnice – zazwyczaj oczekuja jakiejs pomocy. Czy taka pomoc jest w ogole mozliwa? Pewnie tak. Jest nia przyslowiowa pomocna dlon kogos, kto w zamian nie oczekuje niczego. Tyle tylko, ze to nie zdarza sie czesto (Dawcy-przypis Izabell).

Wieskaw Lukaszewski. Charaktery Listopad 2011

sobota, 25 sierpnia 2012

Twardziel

   Nigdy nie bylam szczesciara w zyciu. Odkad pamietam o wszystko musialam walczyc, wyrywac losowi skrawki dobrego wiatru, by potem jeszcze wysilkiem swoich ramion uniesc sie na nim jak najdalej moge. W momentach slabosci zaczynam porownywac sie do innych. A to nie jest zdrowe. Porownywanie ma zawsze swoj poczatkujacy punkt w terazniejszosci i zawsze dotyczy deficytow. Kiedys byli to np rodzice – widzialam w kolo rodzicow moich znajomych, ktorzy wspierali swoje dzieci emocjonalnie, nawet jak z boku wygladalo to na wieczna walke. Kiedy taki delikwent mial same dwoje w podstawowce, matki potrafily poimo tego dopingowac do prob zdania do liceum, szukaly korepetycji, byly aktywne. Moja matka uwazala, ze nadaje sie tylko do zawodowki – wtedy uwierzylam i tam poszlam. Po roku nauczyciele namawiali mnie na zdawanie do liceum – jednak ja nie mialam sily przebic sie z ta wiara, ze jestem w stanie to zdac. Jak widac nie bylam zawsze tak twarda jak dab. Bylam w ciaglej depresji sytuacyjnej. Mowie sytuacyjnej, poniewaz mozna rozroznic dwie jej typy – biologiczna, ktora ma swoje zrodlo w nieprawidlowej pracy mozgu, oraz sytuacyjna – czyli wynikajaca ze stresu, ktora przekracza nasze sily. Wtedy psychika sie ugina. I ja wtedy czulam wieczny ciezar istnienia oraz ciagla walke psychiczna o to by sie sie calkowicie nie zalamac. Jednak moj paradoks osobowosci to cechy przecistawne – jak np. wytrwalosc. Dluzsza droga mnie nigdy nie zniechecala. Poszlam do liceum i na studia ale pozniej. I tak wszytsko w moim zyciu jest przez to pozniej – z powodu wiecznej walki o przetrwanie, ktora nie pozwolila mi na prosty rozwoj w swoim czasie, wraz z innymi. Zawsze widzialam siebie jako tez Syzyf, ktory wiecznie wtacza ten ogromny kamien na gore. Nigdy sie nie poddaje i probuje przez wiecznosc. Jednak nie ma czasu na proste bycie….

   Wiec nigdy nie bylam w czepku urodzona. I w momentach uginania sie pod nadmiarem rzeczy do udzwigniecia moj mozg chce mi jeszcze dokopac i kieruje sie na porownywanie. I tak w moim 5-letnim zwiazku moj ex byl w czepku urodzony. Wszystko do niego samo przychodzilo. Jezeliby ktos zamknal go w wiezy na tysiac zamkow, odcial droge powietrzna, ladowa, morska, szczescie i tak znalazloby sposob by wejsc dziurka od klucza. W swoich porownywaniach nigdy nie bylam zazdrosna czy zawistna w odczuciach, ze chcialabym by sie innym gorzej wiodlo. Nie mam tego we krwi. Jednakze zawsze towarzyszylo mi pragnienie by w koncu i mi zaczelo sie wiesc bez walki, tak jak i innym.

   I tak wezmy nastepny przyklad – praca. Kiedy skonczylam liceum i zdalam mature szukalam pracy przez 3 lata. Znowu czulam sie jak uderzam glowa o sciane – moj krag towarzyski obfitowal w ludzi bez problemow w tym zakresie – zawsze ktos komus zalatwil prace, czy to rodzic, czy znajomy. A nie posiadali wiekszych kwalifikacji niz ja wtedy . Ja jednak nie mialam tyle szczescia, ani we wlasnym losie, swoich probach, ani w rodzicach. Czulam sie jak nieudacznik. Bylam zostawiona sama sobie. Wiedze o swiecie, o zasadach systemu spolecznosciowego musialam zdobywac sama i sama starac sie przetrwac. Ale nawet silaczka traci czasami sile…..Tak przynajmiej to wszystko odczuwalam.

   Pozniej wyemigrowalam. Nazywali mnie “odwazna”. Bez obcego jezyka, z pozyczonymi pieniedzmi, zdesperowana….Kiedy znajomi konczyli studia, tworzyli zwiazki, mysleli o rodzinach, ja wyruszylam w swiat by walczyc z losem o skrawek wiatru….. Znowu walczyc….Chcialam chociaz raz nie byc “odwazna”. Chcialam chociaz raz nic nie musiec i poczuc po prostu ten pozytywny wiatr… ot tak… z natury…. Uchodze za twarda osobe. Tak mnie widza ludzie. Ale niewielu rozumie twardych ludzi, tych co nigdy sie nie poddaja, co niby maja silny character. Muszla tez jest twarda – musi byc skoro zyje w swiecie walki o przetrwanie. A organizm chce przetrwac. Ale kto dostrzega co chroni ta twarda muszla? Tam jest miekko i wrazliwie. Kiedy mowie, ze jestem nadwraliwa w odczuwaniu, ludzie mi nie wierza. A to dlatego, ze obserwuja iz nie przejmuje sie gadaniem ludzkim, etykietami, stawianymi mi (jak na moj rozum) iracjonalnymi wymaganiami, robie tak jak mi sie podoba. Ciagle stoje pod prad, nie boje sie mowic NIE do zasad systemu w ktorym zyjemy. Narazalam sie wielokrotnie na agresje, ponizanie, klotnie tylko dlatego, ze nie chcialam sie ugiac w swoim spojrzeniu na rzeczywistosc.  Fakt – tutaj muszla jest bardzo szczelna – nigdy nie mialo to na mnie mocnego wplywu, poza kilkoma zalamaniami. Jednak wrazliwosc tych twardych polega na zupelnie czyms innym. To zasady dzialania swiata bola, to brak zyczliwosci do zycia generalnie boli, to brak swiadomosci, cierpienie innych spowodowane dzialaniem innych ludzi, czy tez po prostu prawami natury bola. Wrazliwiec tak jak w ksiazce "Weronika postanawia umrzec" po prostu widzi poprzez swoje emocjonalne receptory ogrom bezsensownych zasad przetrwania. Okrutnych zasad. Albo dokladniej – odczuwa ta tragedie istnienia wszystkiego, nawet wlasnego. Weronika nie bala sie ludzi. Nie przejmowala sie co inni mowia o niej. Jakby tak bylo, to taki bol jest wtedy inny niz ten o ktorym mowie. Taki bol wynika z braku oparcia w sobie i z pustki wewnetrznej. Nie…ja mowie o bolu odczuwania klatki zimnej rzeczywistosci w jakiej zostalismy urodzeni. "Gdy osiągnęła już wszys­tko, cze­go ocze­kiwała od życia, doszła do wnios­ku, że nie ma ono sen­su, bo wszys­tkie dni były ta­kie sa­me. I pos­ta­nowiła umrzeć."

   W pamieci mam pierwsze swiadome zdarzenie konfliku egzystencjalnego jakiego doswiadczylam. Mialam chyba z 10 lat. Bylam na wakacjach, na Mazurach, w domu mojej babci. Stare mieszkanie z wysokimi sufitami, a pokoj udekorowany kolorowymi obrazami jakichs swietych, Jezusa, Maryii etc. Byla religijna. Szkoda, ze na zycie sie to nie przekladalo (sarkazm). Raz uslyszalam brzeczenie owada. Byl to dzwiek desperacji i walki. Spojrzalam w strone skad dochodzil i zauwazylam pajeczyne a w nim pszczole. Pajak juz do niej schodzil, a ona doslownie brzeczala o pomoc. Moj pierwszy odruch, juz 10 letniej dziewczynki bylo ratowanie zycia. Zerwalam sie na rowne nogi i…. stanelam oslupiala mysla jaka naplynela…. Pomoge pszczole… ale co wtedy zje pajak? On tez ma prawo do przetrwania…. Wiec stalam tak patrzac jak prawo natury sie wypelnia. Do tej pory slysze to brzeczenie pszczoly… I to boli. Boli, bo nie da sie dokonac wyboru szczescia dla dwoch stron. Cos kosztem czegos. Na dodatek kosztem tego co wydaje sie tak cenne - zycia. Jezeli ktos mi mowi o Bogu, to niech Go zapyta, dlaczego nie mogl stworzyc tego wszystkiego lepiej? Czy ktos widzi w osobie twardej ten konflikt spowodowany takim wrazliwym mysleniem? Oczywiscie, ze nie. Bo paradoks jest taki, iz aby to zobaczyc samemu trzeba najpierw byc w srodku miekkim. Nie miekkim poprzez przejmowanie sie bzdurami, jak co inni o mnie mysla, lub obawa przed wyrazaniem swojego zdania (konstruktywnie oczywiscie) by niby nie ranic innych. To nie jest ta miekkosc, to sa wewnetrzne braki w czlowieku. Poprzez te braki osoba nie wie kiedy sie mowi TAK, a kiedy trzeba powiedziec NIE. Chodzi o to, ze twardziele sa wrazliwi na rzeczy znaczace w swiecie, wartosciowe ogolnie, jak zycie, pokoj, zyczliwosc do drugiej istoty zyjacej, czy to czlowiek czy to pszczola. Twardziela paradoksalnie boli, ze swiat jest jaki jest. Ze zasady natury jak i systemu spolecznego sa twarda szkola przetrwania, a on sam musi dzwigac ta muszle by sie miec gdzie schronic. Mowi sie, ze milosc to odpowiednie pole do zrzucenia takiej skorupy. Tak spiewali trubadurzy w czasach rycerskich. Tego pragniemy - jednak jak mowilam - czas dawcow jeszcze nie nastapil...

   Bedac w taksowce w Gdansku wszedzie mozna bylo zobaczyc latajace mrowki. I ta jedna wpadla do taksowki, wiec zaczelam ja odganiac. “A prosze zabic i bedzie spokoj” – powiedzial taksowkarz. “Nie zabijam jak nie musze” – odpowiedzialam. Otworzylam okno i powolilam owadowi spelnic wlasne przeznaczenie natury wtedy kiedy nie ma juz innego wyjscia. Ja to wyjscie mialam. Nie byl to owad, ktorego musialam zabic by zjesc. Inna historia z moim kolega – ciepla noc i nocny spacer. Na drogach pelno slimakow. I kolega na jednego nastapil. Nawet sie nie zatrzymal – nie bylo w jego twarzy chocby sekundy smutku – cholera, szkoda, ze tak sie musialo stac – to jest wlasnie brak wrazliwosci o ktorej tu rozprawiam. Pochylajac sie nad slimakiem zadumalam sie nad prawami natury, ktora jest okrutna. Sa twardziele, ktorzy czuja mocno swiat poprzez swiadomosc przekraczajaca system w jakim zyjemy. I aby wytrzymac ta swiadomosc - musza zbudowac skorupe. Inaczej zgina.

   Wiec tak – jestem odwazna i jestem twarda – ale jezeli przychodzi do rzeczy ktore uwazam za wazne -  a uwazam te ktore byly przez stulecia gloszone przez wizjonerow madrosci -  boli mnie moje wnetrze. Boli mnie kiedy widze osobe ochrzaniana przez szefa w sposob tak ponizajacy, ze osoba az kuli sie pod ostrzalem slow. Boli mnie kiedy widze zlosliwosc na ulicy, ped do wolnego krzesla w pociagu za cene odepchniecia drugiego czlowieka lokciem. Boli mnie wyrzywanie sie na innych za swoj bol, ktory nosi ktos w sobie. Na poziomie czlowieczenstwa bardzo to odczuwam i rejestruje. Weronika z ksiazki byla swiadoma tej pszczoly i tego pajaka odgrywajaca w systemie odwieczny taniec natury. Nie jestesmy niczym innym, chociaz moja filozofia zaklada, ze byc mozemy. Jako jedyny gatunek mamy skomplikowany mozg, by przekraczac siebie kazdego dnia, porzucac zwierzece reakcje. Ale jesc musimy…. Musimy zabic by zjesc…(przewaznie placimy w sklepie za to ze ktos to za nas zrobil). Czy ktos mysli o tym w calym tym swoim zabieganiu? Zabijanie zwierzecia jest takim samym zabijaniem jak czlowieka. Zwierze tez sie boi, trzesie, chce zyc. Czerwien krwi zalewa ziemie...  Choc wydaje nam sie, ze czlowiek stoi na piedestale, bo w lancuchu biologii - stoi. Ale czy w wartosci i prawie do przetrwania? I nawet nie chodzi tu tylko o zabijanie by zjesc - niezyczliwosc, ponizanie, agresja to nic innego jak przejaw natury przetrwania. Ktos poczuje sie lepiej pokazujac swoja wladze. Ktos poczuje sie lepiej zrzucajac odpowiedzialnosc sa swoje akcje na zewnetrzne zrodla. Ktos bedzie mial sile do nastepnego dnia tylko dlatego, ze wylal swoje negatywy na psa, bo byl akurat pod reka. I go kopnal. Dla wrazliwcow to smutna prawda, ktora jest odczuwana kazdego dnia. Nawet jak we wlasnym zyciu wszystko uklada sie pozytywnie - wrazliwiec widzi poza obreb swojego istnienia.
Czy tylko o to chodzi na tej ziemi? O przetrwanie?
 
    Kazdego dnia po otwarciu oczu wrazliwiec pomysli o tych co juz tych oczu nie mieli szansy owtorzyc - od malej mrowki po czlowieka. Oczywiscie bedzie madrze wdzieczny za szanse wlasnego zycia i taka wiedze wrazliwca bedzie wypelniaj spiewem kazdej minuty, nie zapominajac jakim szczesciarzem jest, ze nie jest teraz np. w Syrii gdzie ludzie sa mordowani, i za co? Za brak kolektywnej swiadomosci. Widzialam te zdjecia zabitych dzieci.... oczy otwarte w niebyt.... Mialy dorosnac, kochac, ksztalcic sie - tak byc powinno. Ale teraz juz nic nie doswiadcza. Wrazliwiec nosi w sobie pamiec takich obrazow. Ale, ze jest i twardzielem dzwiga to do budowania jak najwiecej zyczliwosci w okol siebie. Gdzies przeczytalam, ze osoby, ktore maja depresje silniej odczuwaja realia w okol. Im wieksze odczucie tym wieksza depresja i skorupa peka. Tak, narazie jestem twarda... Jestem twarda w dzwiganiu i chronieniu swojej nadwrazliwosci, choc mysle o roznych czesciach swiata gdzie ludziom nie jest tak dobrze jak mi. Korea Polnocna np... nie slychac o tragediach z tamtej czesci swiata, jednak wiem, ze sa wielkie.
Chcialabym jednak czasami poprzestac na prostym byciu..... bez mysli i walki z systemem, ktory jest odczuwany przeze mnie jako okrutny i bezsensowny. Ale kiedy upadam - powstaje. Narazie ide dalej.

   Tak jak ta mala dziewczynka z filmu Life above All. Ona swiat w okol siebie widziala szerzej niz spolecznosc w ktorej przyszlo jej zyc. Wrazliwa a tak twarda.

Polecam.

piątek, 17 sierpnia 2012

W nawiazaniu do....

... posta " Teoria przywiazania" - pare psychologicznych spostrzezen. Znalezione w Charakterach (Listopad 2011).

“O losach zwiazku w duzym stopniu przesadza juz sam wybor partnera. Szczesliwy zwiazek mozna stworzyc tylko z odpowiednia osoba. Jaka to osoba? Empatyczna i wspierajaca. Ktos empatyczny potrafi wejsc w buty partnera, zrozumiec co on czuje i jak widzi jakas sytuacje. A czesto widzi ja calkiem inaczej niz my. (….) Empatyczny partner podczas konfliktu docieka co stoi za naszym odmiennym stanowiskiem, dlaczego tak sie przy nim upieramy (…). (jak juz powtarzalam – dwoch Dawcow – przyp. Izabell).

“Przeciwienstwem osoby empatycznej jest partner narcystyczny.(…) Narcyz uwaza sie za osobe lepsza od innych, bardziej inteligentna. Uznawany za dusze towarzystwa, umie sobie ludzi owinac w okol palca. Ale troska o innych lub przestrzeganie zasad moralnych nie jest jego mocna strona (…)."

"Druga, obok empatii, wazna cecha kandydata do zwiazku jest to, czy potrafi on panowac nad swoimi emocjami. Osoby, ktore charakteryzuje wysoka samokontrola, wydaja sie bardziej godne zaufania: mozna na nie liczyc, dotrzymuja obietnic, madrzej wydaja pieniadze i bardziej angazuja sie w zwiazek (…). (jak pisalam w teorii przywiazania, sa fundamentalne cechy/zachowania, ktore daja wieksze prawdopodobienstwo przewidzenia przyszlych zachowan. I choc odbiera to romantyczna wizje milosci, warto uwaznie obserwowac kandydata/tke do wspolnego tworzenia naszej i moze innych (dzieci) przyszlosci. To jest odpowiedzialnosc za to co tworzymy - przyp Izabell) (..) badano jak samokontrola partnerow wplywa na ich sytuacje w zwiazku. Pokazali, ze im wyzsza samokontrola, tym zwiazek szczesliwszy. Nie jest wiec tak, ze ktos bardzo opanowany zazna najwiekszego szczescia z kims niezwykle zywiolowym. A tak wlasnie, jak stwierdzili badacze, najczesciej ludzie dobieraja sie w pary - na zasadzie przeciwienstw (z biologicznego puntku widzenia to swietnie - wowczas tworzy sie "balansowe dzieci" czyli znowu pula genow bierze z kazdego ekstremum by stworzyc zycie jak najbardziej optymalne i elastyczne - przy. Izabell) . Czyzby jak mawial amerykanski psycholog Daryl Bem: exotic becomes erotic? Przeciwienstwa sie przyciagaja? Moze sie i przyciagaja ale – jak pokazuja badania – takie zwiazki nie daja szczescia partnerom. Przeciwnie, skazane sa na konflikty. Najszczesliwsze zwiazki tworza partnerzy, ktorzy maja wysoka samokontrole (…). Wspolne zycie warto planowac z kims empatycznym, wspierajacym, sklonnym do angazowania sie w zwiazek i trzymajacym emocje na wodzy. Jezeli kandydat ma w tym wzgledzie deficyty, lepiej zawczasu sie wycofac. Nie ma co sie ludzic, ze pod wplywem naszej milosci lub czasu parter zmieni sie na lepsze i np. przestanie reagowac agresja na kazdy konflikt lub flirtowac (choc przewaznie moze tak sie wydawac na czas chemii czyli zdobywania i zauroczenia osoba. Jednakze chemia tak jak i postawa niezgodna z osobowoscia i przez lata powtarzanymi schematami znika wraz z falami substancji w mozgu – to jest ten czas, ktory moze zamacic nam w glowie i sprawic, ze bedzie sie widziec osobe taka jaka tak naprawde nie jest, albo dawac zludne myslenie, ze czlowiek sie zmienil lub ze sie zmieni – a trzon osobowosci jest jak korzen drzewa, cudem sie go nie wyrwie - przyp. Izabell). Mozna zmienic partnera, twierdzi Manuela Gretkowska, ale tylko na innego. Wiele osob wchodzi dzis w zwiazki w wieku dojrzalym, z utrwalonymi nawykami i postawami, ktorych nie chca i nie bardzo juz moga zmienic. Jak twierdza terapeuci, po 40 roku zycia nawet psychoterapia nie daje szansy na zmiane osobowosci. A malzenstwo (zwiazek - przyp. Izabell) z pewnoscia nie powinno byc mylone z terapia (a w wiekszosci to kobiety myla te dwie rzeczy. Zgadzaja sie na "edukacje" niedojrzalego partnera mowiac "faceci tacy sa"– przyp. Izabell)."

"Sa jednak umiejetnosci, nad ktorymi mozna i warto popracowac. Jedna z nich jest zdolnosc decentracji, czyli porzucenia od czasu do czasu wlasnej perspektywy i spojrzenia na sytuacje oczami partnera. Latwiej go wtedy zrozumiec.(..). Pozwala to uniknac pulapki rzutowania na niego wlasnych cech lub pragnien w mysl zasady “Ja go kocham, wiec i on mnie kocha”. Nie wszyscy w rownym stopniu sa zdolni do decentracji. Nie jest to prosta umiejetnosc. Aby przyjac perspektywe partnera, trzeba dostrzec, ze taka perspektywa istnieje, odroznic ja od wlasnej perspektywy i chciec ja przejac – a to wymaga wysilku i refleksji. Zrozumienie partnera wymaga tez uwaznego sluchania, co on chce wyrazic. (…). Wzajemne zrozumienie i sluchanie to fundamenty zwiazku. Na nich buduje sie szczegolna wiez – intymnosc. Para tworzy swoj wlasny jezyk, ktory jest tylko dla niej zrozumialy, ktora buduje ich tozsamosc jako partnerow. To wlasnie intymnosc jest kluczem do zadowolenia ze zwiazku – im jej wiecej, tym bardziej jestesmy ze soba szczesliwi. Zbudowanie jej wymaga jednak czasu, potrzebnego na wzajemne poznawanie sie i doswiadczanie razem nowych rzeczy (..).(jak juz pisalam kiedys, ta "tajemnica", ktora jest dzielona tylko pomiedzy dwojgiem ludzi, a "dzielona" z kims dodatkowo, wnosi rozlam i rozproszenie - przyp. Izabell)."

"Badania i praktyka potwierdzaja, ze zwiazki szczesliwe naprawde sa do siebie podobne. Ale nieszczesliwe tez nie roznia sie tak bardzo. Spektrum mozliwych niepowodzen w zyciu dwojga ludzi jest na szczescie skonczone (a nawet mozna powiedziec wiecej – spectrum naszych zachowan, emocji, rezultaty decyzji i dzialan tez sa skonczone, tyle, ze jednych jest wiecej niz drugich. Czlowiek latwo sie gubi kiedy nie ma wystarczajacej wiedzy, wyobrazni, zdolnosci obserwacyjnych i do wnioskowania, oraz trzezwego spojrzenia potrzebnego do objecia jak najszerszego spektrum w danym czasie. A na dodatek potrzebne jest wewnetrzne wyciszenie w trakcie sztormu. To jest dopiero sztuka! - przyp. Izabell). Terapeuta slyszy od kolejnych pacjenow opis tych samym problemow (..)."

"Lepiej wystrzegac sie narcyzow i osob impulsywnych. Proste. Ale czy na pewno? Znalezienie drugiej polowy wymyka sie prostym receptom. Niestety. A moze na szczescie." (Dlatego starajmy sie myslec jak najbardziej zlozenie. To nam wyjdzie na zdrowie - przyp. Izabell)

Milego weekendu!