"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



poniedziałek, 23 lutego 2009

Zapisalam w czerwonym notesie...

"Czy poczucie wlasnej wartosci moze byc zbyt wysokie? Wedlug Brandena ( 6 filarow poczucia wlasnej wartosci) nie moze.Tak jak nie mozna byc zbyt zdrowym. Czasami jednak wysoka samoocena jest mylona z arogancja, narcyzmem, przerostem ambicji, poczuciem wyzszosci. Osoba o wysokiej samoocenie nie potrzebuje wywyzszac sie ani udowadniac swojej wartosci przez porownywanie sie do innych. Radosc daje jej to, kim jest, a nie to, ze jest lepsza od innych. Poczucie wlasnej wartosci na glebokim poziomie jest rozumiane jako wspolna wszystkim ludziom czesc, cos co ich laczy. W kulturze tybetanskiej nie istnieje pojecie niskiego poczucia wlasnej wartosci. Kwintesencja wysokiego poczucia sa slowa, jakimi Tybetanczycy pozdrawiaja kazdego napotkanego czlowieka TASHI DELEY – pozdrawiam twoja wielkosc. Pozdrawiam miejsce w twym sercu, w ktorym mieszkaja; twoja odwaga, honor, nadzieja, milosc i marzenia. Pozdrawiam to miejsce w tobie, gdzie – jezeli ty znajdziesz sie w tym miejscu wewnatrz siebie, a ja w takim miejscu wewnatrz siebie – jestesmy jednoscia. "



Zwierciadlo.




ps. W naszym kochanym kraju jak najbardziej zbyt wysokie poczucie wlasnej wartosci jest zabijane w zarodku, oceniane jako arogancja i pycha. Dlatego nigdy z niskiego poziomu tej postawy sie nie wyleczylam i do tej pory program automatycznie mnie nastawia na znane odczucia. Ciezko wyplenic korzen.

Nie wyleczylam sie, ale pne sie do gory. Nie bede skromna, nie bede nie-skromna. Bede zdrowo dumna z siebie, bede wierzyc w siebie i w to co wiem. W swoj umysl, swoj mozg, swoj potencjal. I bede przez to zdrowe poczucie wartosci sluchac innych i uczyc sie takze od nich. Ale tylko z wysokim poczuciem wartosci.


POZDRAWIAM WASZA WIELKOSC!

poniedziałek, 16 lutego 2009

Mlotek na wszelki wypadek - ojciec.

Ten fragment wyjatkowo mnie poruszyl. Znajomoscia.....

"Jaki humor ma tata, można poznać po jego krokach, kiedy wraca z uniwersytetu. Jeśli są ciężkie i słychać je w mieszkaniu z klatki schodowej, to znaczy, że trzeba zasnąć z młotkiem pod łóżkiem. To pierwsza zasada, jakiej przez większość dzieciństwa trzyma się Kinga. Sama nie wie, po co jej młotek ani w jakiej sytuacji miałaby go użyć, ale tak jest bezpieczniej. Wyobraźnia dziecka podpowiada najgorsze scenariusze, że kiedyś w szale ojciec, krzycząc i waląc pięściami w meble, uderzy matkę albo ona jego. A jeśli się pozabijają? Młotek jest na wszelki wypadek. Zasada numer dwa. Ołówek. Należy go włożyć między naoliwione drzwi swojego pokoju a futrynę, żeby się nie zamykały, żeby lepiej widzieć i słyszeć, co się dzieje w nocy w domu. Kiedy głosy ucichną, można spać. Tylko czasem w swoim łóżku trzeba zrobić miejsce mamie.

Trzecia zasada Kingi. Tata w gruncie rzeczy jest dobry. Miał biedne i ciężkie dzieciństwo, był więźniem politycznym. Tak mówi mama, kiedy po cichych tygodniach znów śpi z ojcem w jednym pokoju. Kinga daje się przekonać. Gdy po awanturach ona z mamą wyjeżdża "na zawsze" do babci, tata biegnie za nimi ulicą, płacze i przeprasza. Widowisko, więc wracają. A potem są wspaniałe dni – karmienie łabędzi w parku, oglądanie niedźwiedzi w zoo i czytanie przez ojca bajek La Fontaine’a na dobranoc. Podczas wizyt profesorów w ich domu ojciec mówi: "mam taką mądrą córkę".

Aż do dnia, kiedy coś go zdenerwuje i na klatce znów będzie słychać głośne i szybkie tupanie. Zacznie się: "głąbie, gnoju, wszystko psujesz", "kiedyś się wyprowadzę i pozdychacie z głodu". Nie bił, nie szarpał, chłodno wykładał: "Jesteś do niczego i tyjesz jak matka, gówno osiągniesz, nikt cię nie zechce, kogo ja wychowałem?". (....)

Kontynuacja tutaj http://www.styl24.pl/article.php/art_id,1945/title,RAPORT-Wszystko-o-moim-ojcu/place,1/

sobota, 14 lutego 2009

Walentynki - Quirkyalone

Taaaa.... Pelno czerwonych roz, pelno misiakow i love songs. Nudne to, ale chociaz cos swiatu przypomina. A ulice czerwienia sie w ten ponury, zimowy czas. Nie ktorym nie jest wesolo, bo wtedy najbardziej odczuwaja swoja samotnosc. Samotnosc..... Podobno zabija jak rak. Zabija, jezeli wierzymy, ze bycie nie samotnym jest sensem zycia. Dlatego bede zyc dlugo i szczesliwie hehehe

Quirkyalone to nowe zjawisko, takze urodzone w Ameryce. Jest to osoba, ktora posiada zdolnosc do cieszenia sie zyciem singla, ale nie jest przeciwko zwiazkom i ewentualnym w nim istnieniu. Generalnie preferuje byc sama, niz randkowac lub byc w zwiazku tylko dla samego bycia w nim, czy bycia uwazanym przez to za "normalna".
(Quirkyalone noun/adj. A person who has the capacity to enjoy single life (but is not opposed to being in a relationship) and generally prefers to be alone rather than dating for the sake of being in a couple.)
http://quirkyalone.net/qa/peoplelikeus.php
Dzien takiej osoby jest obchodzy wlasnie 14 lutego, jako przeciwwaga dla Walentynek.

Ludzie mnie pytaja, z kim spedze Walentynki?
Odpowiedz oczywista - z najukochansza osoba, ktora zawsze mnie uwaznie slucha starajac sie zrozumiec, ktora mnie wspiera, wybacza, kocha taka jaka jestem i nie opusci mnie do smierci. Ze soba! :) I dobrze mi z tym! haha

Duzo milosci kochani! Jezeli milosc jest najwazniejsza to niewazne w jakiej formie, jezeli nas spelnia i jestesmy szczesliwi, a przez to dajemy radosc innym. Sami czy nie sami. Kochajmy Siebie, Swiat i Wszechswiat! Osobiscie staram sie kazdego dnia i Walentynki nie sa mi potrzebne by o tym pamietac. Ale niech beda by inni sobie przypomnieli. :****



Kto chce, bym go kochała
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


Kto chce bym go kochała, nie może być nigdy ponury i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.
I musi też ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą, gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka.
Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić, i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności, i być daleki od dobra i równie daleki od złości.

czwartek, 5 lutego 2009

Zapisalam w czerwonym notesie...

"Porzucenie... mowi sie zwykle o sytuacji zerwania. Ktos wyrzuca nas poza obreb milosci, jakbysmy byli rzecza, ktora przestal sie poslugiwac, odpadkiem. Wypasc poza granice milosci, to wypasc z samego siebie, ze znanego jezyka. Gdy w milosnym zawrocie glowy cos bardzo niskiego ciagnie nas do drugiej osoby, zupelnie inny wir wciaga porzuconego w sfere poza czasem; w nasze dziecinstwo, dziecinstwo samo w sobie. Marilyn odnajdywala tam osamotnione dziecko, dziecko, ktore chce umrzec.
"Ostatnie seanse - Marilyn Monroe"

poniedziałek, 2 lutego 2009

Pada snieg i dalsze rozwazania.

Zadzwonilam do dawno nie slyszanej kolezanki. Co slychac? – zarzucilam. Same smutki – odpowiedziala. I tak dowiedzialam sie jak kolezanka, pracujac w znanej firmie prawniczej na stanowisku asystentki menadzera, zostala zwolniona. Dzieki Bogu tutaj nie mozna zwalniac ludzi z dnia na dzien, bez darowanego grosza. Dziewczyna dostala tzw. package, 6 miesiecy wypowiedzenia platnego. Jednak po tym czasie zostaje juz tylko zasilek. Kolezanka ma doswiadczenie, lecz niestety wiekszosc firm nie zatrudnia ludzi z wysokimi kwalifikacjami z powodow klopotow z plynnoscia finansowa. Sa za drodzy - po prostu. Plus kolezanka kupila mieszkanie w Krakowie, gdzie musi je wykonczyc, a teraz jest bez pracy. Nie wspomne o problemach sercowych, gdzie jej facet z ktorym spotyka sie od 7 miesiecy zerwal z nia. Przyczyna byl jego brak umiejetnosci zaufania. Byl bardzo zazdrosny i zaborczy na tyle, ze sprawdzal jej komorke, a takze zabranial spotykac sie ze znajomymi plci meskiej. Podejrzenia bardzo prozaiczne, na pewno z nimi flirtuje i sypia. Kolezanka jest porzadna i jednoczesnie silna kobieta. Ma duzo znajomych, kobiety i facetow i nie za bardzo jej pasuja stawiane granice co do prywatnych znajmomosci. I z jakiego powodu - z powodu plci. Chce jednego faceta, zwiazek, rodzine. Nigdy nie ocenilabym jej jako osoby nawet flirtujacej. Kolezanka pochodzi z tzw. normalnej rodziny. Potrafi tworzyc zdrowy zwiazek. Tutaj czesc meska nie daje rady.

Wiec ja zostawil. Przez nieumiejetnosc skontrolowania wlasnych demonow. Znam ten strach bardzo dobrze. Znam ten wysilek zatrzymania wyobrazni i powstrzymania przeszlych schematow, ktore zostaly wchloniete w mlody umysl. Sama mam wielki problem z zaufaniem w zwiazku. To drazy jak trad. Na koncu pozostaja juz tylko szczatki dawnego uczucia, znieksztalcony zwiazek, pelen bolu i pretensji. A tego sie nie chce, tak naprawde. Chcemy kochac, chcemy tworzyc. Ale strach czesto wygrywa, wiec gryziemy. Wiec on uciekl od tego bolu. Bo to latwiejsze, niz pozostanie. Albo silniejsze.

Smutno bylo mi jej sluchac. Mialam scisniety zoladek z powodu wspolczucia. Szczegolnie gdy w historii odnajduje sie siebie. Ale paradoksalnie znowu uzmyslowilo mi to jaka ja jestem szczesciara. Ja przeciez nie mam problemow, ktorych najbardziej sie boje; utraty pracy, spinania psychicznych miesni by zbudowac cos z osoba bardziej stracona niz ja, bolu zlamanego serca, ktory powoduje, ze gryze sciany. Niepewnosc jutra, czy zaplace za kredyt i rachunki, czy dalej bede kontynuowac szkole. To wszystko to dopiero bylyby problemy. Ale moja chemia w mozgu i tak robi swoje. Jednak w poszukiwaniu pozytywnych aspektow - nie trwalo to dlugo. Nagle mnie uderzylo, jednak limit kryzysowy ustabilizowal sie po krotkim czasie. Ale tym razem sie wystraszylam. To byl szok. Dobrze, ze moglam Wam sie chociaz wygadac. Pisanie i Wasza nieoceniona obecnosc jest czescia mojego spadochronu. :*****************
Dorzucilam jeszcze tym razem czekolade:)) By the way - juz nie moge na nia patrzec, wiec wzielam sie za to co tygryski lubia najbardziej - mleko w proszku :)))) O diecie narazie nie mysle :)

Wracajac do tematu; kiedys na lekcji na temat szczescia, wykladowca stwierdzil, ze psychologowie obserwuja znaczaca poprawe w samopoczuciu, kiedy widzimy tych ludzi, ktorym jest gorzej, a nie lepiej. Paradoksalnie wszyscy patrzymy na tych co maja to, czego my pragniemy. A sa osoby, ktore nie maja nic z tego co my mamy. To straszne podpierac sie nieszczesciem innych, ale porownywanie – ciagnal wykladowca – jest rzecza rozwinieta w spoleczenstwie i dopoki ono istnieje, tak bedziemy robic swiadomie lub nie. I to nie oznacza, ze cieszymy sie, ze innym jest zle. Moj zoladek na pewno sie nie cieszyl jak sluchalam kolezanki. Jednak cieszymy sie, ze nasza szklanka jest do polowy pelna, a kiedy stajemy z tym faktem twarza w twarz, czesto zachodza zmiany w naszym mysleniu. Dlatego sluchajac o dzieciach w Afryce, nie widzac tego ,potrafimy nie myslec o tym na codzien. Jednak dotykajac tego bezposrednio – obrazy zajerestrowane przez nas mozg nie sa latwe do zignorowania.
Wiec powtarzam sobie, ze ja nie mam problemow i jestem bardzo szczesliwa osoba. I jeszcze pomaga mi bialy obraz za oknem, ktory mnie roztkliwia.
Wracajac do domu zostalam zasypana sniegiem. Doslownie. Zrobilo sie bialo i bajecznie, a moja energia momentalnie podskoczyla. Ah, jak pieknie jest teraz w Dublinie!



Wszystko sie sniezy i bieli. Ta biel doskonale przedziera sie przez moje blokady. Dzis tanczylam na sniegu, pstrykalam fotki i czulam sie jak dawniej, kiedy bialy puch obsypywal mi drogi a ja ze swoim kochanym, jedynym wowczas przyjacielem, psiakiem Cezarkiem biegalam po pagorkach i lesie. Wyobrazalam sobie szklana, biala kraine, magiczna i fantazyjna, a ja spiewalam tam glosno swoje smutki i radosci. Bylam samotnikiem z psem u boku, ktory naprawde zaslugiwal na swoje imie, Cezar. I zawsze razem, w czarna noc, po bialym dywanie plasalismy jak szaleni. Biel wowczas uwalniala od brudu ulic i budynkow i od ciemnych plam na duszy. Na drzewach puch tworzyl bialy kozuch, a ja zylam w tej swojej bajkowej wyobrazni dodajac swoje marzenia, swoje fantazje, swoj spiew. Swiat juz dawno nie wygladal tak magicznie jak dzis. No i oczywiscie trzeba bylo oddac honory aniolom za te wietrzenie pierzyn i poduszek. Dawno juz takiego aniolka lub orzelka - jak ktos woli - nie robilam :) Dzisiaj jestesmy dziecmi Ann - krzyknelam do swojej wspollokatorki. Skaczemy, tanczymy, robimy aniolki!

Zaniosla sie gromkim smiechem :) Zasmialam sie takze. I tym razem to poczulam....

niedziela, 1 lutego 2009

Dieta czekoladowa.

Od minionych bezdennie obsesyjnych dwoch dni, jestem teraz stabilna. Ale stabilna znaczy tez, nie jest ani dobrze, ani zle. Nic nie czuje. Wczoraj zaplanowalam sobie dzien by sie pobudzic. Poszlam do teatru ze znajomym, na ciekawa sztuke La Dispute. Spektakl zadajacy pytanie, czy ludzkie zachowania wzgledem milosci, zwiazkow, sa czyms naturalnym czy wytworem spolecznym? Kto jest bardziej wierny, mezczyzna czy kobieta? I czy wynika to z biologii czy z tendencji kulturowych? Gra bardzo mi sie podobala. Byla synonimem moich pytan, mojego drazenia w temacie i pewnych konkluzji. Plus komedyjne watki rozbawialy nas do lez.

Lubie sie smiac. Naprawde czuje, jak to pomaga mi zrzucic pewien balast i zdynsansowac sie do swiata i siebie. Taki smiech bez granic, bez myslenia czy za glosno sie smieje, czy w odpowiednim momencie. Smiech dziecka. Jednak to, ze to lubie wcale nie elieminuje mi wirusa z mojego programu. Ale moze to pomaga jednak wracac do swiatla.

Po teatrze wybralismy sie posluchac irlandzkiej muzyki. Zawsze twierdzilam ze irlandczycy to talenciarze muzyczni. Kazdy w rodzinie spiewa, lub gra na jakims instrumencie. Pamietam jak odwiedzilam rodzine znajmomego irlandczyka, siedzielismy przy kominku i wszyscy spiewalismy przy gitarze. Jakos brakuje mi tego w naszej kulturze.

Wiec ruszylismy w miasto, w poszukiwaniu celtyckich klimatow. Zasluchalismy sie w piszczalki, kobzy, gitare i skoczne rytmy, ktore porywaly ludzi do tanca. Posluchalismy wycie irlandzkiej duszy, smutek przeszlych, glodnych i tragicznych chwil jakich ta mala wyspa doswiadczyla. I na temat obaw, ze to sie znowu powtorzy.




Mialam naprawde przyjemny wieczor i widze to rozumem ale.... nic nie czuje. Na zewnatrz chmury zakrywaly niebo gesto i blokowaly drode promieniom sloneczym. Nie bylo kolorow. Ulice jakby puste, w samym centrum, co nie jest normalne, bo odkad pamietam tam zawsze tetnilo zyciem. Wszystko wydaje sie takie smutne i recesyjne.

Kiedy ostatnio pisalam Wam o swoim dziwnym spadku energii, nabralam takze dziwnej ochoty na czekolade. To dziwne w porownaniu z tym, ze ja ogolnie nie lubie czekolady, nie jem jakis slodkich rzeczy, bo bardziej przyciagaja mnie inne smaki. Ale tym razem przez kilka dni palaszowalam slodkosci. I pomyslalam, czy aby przypadkiem moj cukier nie siegnal dolnych limitow krytycznych, bo nawet herbate slodze slodzikiem. I moze ten brak cukru przelozyl sie na spadek energii, na bardzo szybki i drastyczny skok samopoczucia. Na pewno po dwoch dniach odczulam poprawe na tyle by nie miec obsesyjnych mysli na temat wyrwania sie z tej ziemskiej powloki. Nawet jakby pisze czesciej na blogu, wiec sie nie blokuje w swoich emocjach jak to jest przy depresji.

Dzis jest niedziela, a jutro znowu zaczyna sie tydzien pracy i szkoly. I tak w kolko. Jak na jakiejs chrzanionej karuzeli.






"Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadamNa pierwszej stacji, teraz, tu!Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat bo wysiadamPrzez życie nie chce gnać bez tchuJak w kołowrotku bezwolnie się kręcęGubić wątek i dniA jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!A życie przecież po to jest, żeby pożyćBy spytać siebie: mieć, czy byćA życie przecież po to jest, żeby pożyćNim w kołowrotku pęknie nićNiech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadamNa pierwszej stacji, teraz, tu!Już nie chce z nikim ścigać się, z sił opadamPrzez życie nie chce gnać bez tchuBędę tracić czas, szukać dobrych gwiazdGapić się na dziury w niebieJak najdłużej kochać ciebieNa to nie szkoda mi zmierzchów, porankówNi nocy, dni..."