"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



poniedziałek, 31 października 2011

Swiat oczami DDA - MI£OSC.

   O milosci, tak jak o wielu innych silnych aczkolwiek abstrakcyjnych zjawiskach (jak wolnosc, szczescie itd) mozna rozprawiac bez konca. I dla kazdego bedzie ona znaczyc cos innego. Jednak - tak jak wielu filozofow czy naukowcow wierze w istnienie jednej odpowiedzi, moze skomplikowanej ale jednak spojnej, ktora ogarnia cale to zjawisko. Po prostu nie jestesmy jeszcze na etapie tego zrozumienia i co odwazniejsi beda wspinac sie konsekwentnie po kazde odpowiedzi i prawde na ten temat. Pytania: czy uczymy sie milosci czy sie z nia rodzimy? Czy istnieje niezaleznie czy tylko w zmyslach czlowieczych? Czy istnieje niezalezne znaczenie czy to tylko czlowiek spiewa o tym poematy?

   Dla DDA milosc to wielki problem - a nie dar. To ona rani najpierw, to ona powoduje traume i koduje reakcje obronne. A to dlatego, ze instynktowna ufnosc jaka czlowiek obdarza pierwszych opiekunow jest tak silna jak tylko silna moze byc natura. Inaczej dziecko nie przetrwa. Nawet w rodzinach dysfunkcjonalnych instynkt jest tak silny, ze rodzice potrafia pic, ale malych nozek i niemowlecej twarzy nie sa w stanie po prostu oddac komus innemu. Oczywiscie sa wyjatki. Jednak czy to tylko instynkt, czy takze spoleczny nacisk na fakt, ze lepiej w jakiejs niz w zadnej rodzinie....?

Czesto slysze o tym, jak po ciezkim dziecinstwie Dorosle Dzieci nadal twierdza, ze kochaja swoich rodzicow. Czy to jest naprawde milosc, czy to wlasnie ta silna potrzeba natury do  emocjonalnego wypelnienia wlasnego poczatku? Wiekszosc ludzi woli nawet takie przywiazanie niz rzadne. Bo wtedy zostaje sie znowu samemu. To bycie samemu jest jak emocjonalny rak, wspierany do obalenia przez spoleczny system. Paradoks zycia jednak - moim zdaniem - polega czasami na fakcie, ktory mowi o zobaczeniu rzeczy jakimi sa i zaakceptowaniu tego, co paradoksalnie przyczynia sie do zmiany tej rzeczy. Kiedy przyznalam sie przed sama soba, ze nie kocham ojca, nie kocham matki, pozwolilam na wszelkie nienawistne mysli paradoksalnie poczulam uwolnienie sie od nienawistnych odczuc. 

   Nie jestem osoba, ktora rozczula sie przy piesniach trubadurow, oraz patrzy na swiat zza romantycznych okularow. Dlatego moje spojrzenie na milosc nie bedzie opiewalo we wzniosle slowa, wprost przeciwnie, wszystko sciagam do twardych regul, ktore wierzcie mi, sa bardzo twardym fundamentem do budowania madrej milosci. Jaka jest ta madra milosc? Skad ona sie bierze? Pofilozofuje dzis troche na ten temat.

“Znalezc druga polowke”, “ten jedyny/jedyna”. Znacie to? Sa to tzw. sady a priori. Nie dopuszczaja wyjatku. Kazdy pragnie milosci i przewaznie jest to milosc, ktora obejmuje TYLKO drugiego czlowieka. Czyz nie to przychodzi najpierw na mysl kiedy pomysli sie o milosci? Kobieta pomysli o partnerze, jak nie ma dzieci. Albo pomysli o dziecku jak jest i partnerze w odzewie na slowo milosc. Ten uwarunkowujace przez lata stwierdzenie, ze wlasnie znalezienie drugiej polowki jest przejawem milosci, a potem dziecko "owoc milosci". Slowa sa bardzo programujace i niezdajemy sobie sprawy nawet kiedy sie nam koduja w glowie poprzez rodzicow, media, srodowisko.  Czyli dalsze logiczne rozumowanie odnosnie milosci to fakt, ze bez odbiorcy naszego uczucia jestesmy niepelni, lub nawet jestesmy niczym a zycie jest bez wartosci. Moj kumpel zyczyl mi na moje urodziny znalezienie “tego jedynego”, tej “drugiej polowki”. Odpowiedzialam, ze jestem pelna I moze mi zyczyc spotkanie druga pelnie, z ktora bede sie przenikac. Jestem cala planeta z wlasna orbita, satelita I wieloma zasadami funkcjonowania, a druga osoba mam nadzieje, ze bedzie takze swoja wlasna planeta i mam nadzieje, ze nie bedzie poszukiwac w moim swiecie czegos czego jej brakuje. Jak juz wczesniej mowilam - kochac bo chce a nie bo potrzebuje by wypelnic w sobie braki.  Wiec czy mozna czuc milosc bez odbiorcy?

   Przewaznie milosc posiada odbiorce, obdarzamy uczuciem cos lub kogos. Pamietacie, kiedy mowilam o bigger picture, jak to widzimy nasza dzielnice, miasto, kraj, potem Ziemie (zalaczylam filmik). Wlasnie tak sobie mysle, ze tak samo jest z miloscia, ktora moze byc sprowadzona do malego punkciku na Ziemi, ale takze moze ogarniac szersze spektrum. Jednak te szersze spektrum ma rozne barwy. Barwy milosci. Gloryfikacja jednej - co czyni spoleczny system - powoduje, ze wielu ludzi nie spotkawszy tej jednej popada w depresje, robi glupoty, czuje sie nieszczesliwe. Spoleczny system nie jest indywidualnoscia, jest ogolnoscia wiec rzadzi sie swoimi prawami. Ogolnosc - czy sie to komus podoba czy nie - jest niczym innym jak dzialaniem biologi, ewolucji, jak kto chce to nazywac - bo taki jest pierwotny program. Biologia pracuje nad tym abysmy skupili sie na tym malym punkciku. Daje nam pewien potencjal jednak nie wykonuje roboty za nas. Dlatego mysle, ze rozwoj emocjonalny nie dzieje sie sam, ale przez wysilek. Nie urodzi sie go samemu, poprzez naturalne skurcze, rozszerzenie macicy. To jest decyzja, otwartosc i odwaga na obalenie wszystkiego co zostalo w nas wt£oczone przez lata. Ale chyba zeszlam z tematu...?

   Wiec dla mnie milosc jest tym co Paulo Coelho nazwal “celebracja zycia”. Jest sila, ktora nie ogranicza sie do jednej osoby, czy gromadki dzieci (wlasnej przewaznie). Ale zeby moc o czyms dyskutowac nalezy najpierw spobowac to skategoryzowac aby nie pomylila nam sie w rozmowie milosc z ,na przyklad pozadaniem, lub toksyczna potrzeba zabicia wlasnej samotnosci. Podzielam zdanie Ericha Fromma:
„Miłość jest czynnym zainteresowaniem się życiem i rozwojem tego, co kochamy. Jeżeli nie ma tego czynnego zainteresowania, nie ma miłości". Oraz "Miłość dojrzała twierdzi: Jestem kochany, ponieważ kocham. Niedojrzała miłość mówi: Kocham cię, ponieważ cie potrzebuje".

  W filozofii sa wspomniane cztery rodzaje milosci. Jest Eros; silna i intensywna potrzeba zespolenia sie z druga osoba, przewaznie cielesna. Chemia. Pozadanie. Ma na celu bardziej zespolenie z forma piekna, ktora osoba rozpoznaje poprzez biologiczno-spoleczne uwarunkowania, niz zespolenie dusz. Jest Philia; ktora mozna nazwac miloscia braterska. Dzieli ona wspolne wartosci, spojrzenie na swiat, jak soulmate. Nie zawiera chemii biologicznej, a bardziej psychiczna. Jest takze Storge czyli milosc naturalna jaka laczy matke i dziecko. Czy mam cos przeciwko milosci biologicznej? Oh nie, jest potrzebna. Jednakze jestem przeciwko jej gloryfikowania oraz myslenia, ze o to doswiadcza sie prawdziwej milosci danej z nieba. Jezeli ona nie otwiera oczy na swiat, nie jest miloscia a produktem ewolucji. Kiedy slysze, ze posiadanie dziecka to przekraczanie wlasnego egoizmu chce mi sie prychnac smiechem, bo wiekszego egoizmu posiadania wlasnej wersji genow nie widzialam. Oczywiscie potrzebny egoizm w naszym zyciu, jednak bez poematow. I w koncu jest Agape, milosc ktora jest boska. Nie ma podstaw biologicznych jako takich, jest zasilana boska energia, niezalezna, obejmujaca wszystko. Jak dla mnie jest forma, ktora stoi na wyzynach emocjonalnego rozwoju. 

   A wiec milosc ma rozne barwy. Inaczej kocha sie siostre, brata, inaczej dziecko, inaczej partnera. Inaczej kocha sie swiat, jezeli to sie czuje. A wszystkie te formy nauka wyjasnia jako pewne potrzeby i uwarunkowania. Kochamy rodzenstwo, bo w koncu dzielimy 50%genow. Kochamy dziecko, bo to nasze geny i naszego partnera. A jak mozna kochac swiat? Jak mozna pokochac siebie? Jak mozna kochac adoptowane dziecko? Zawsze podziwiam tych, ktorzy potrafia pokochac nie swoje dziecko. Moze ta milosc jest troche inna bo nie dodaje biologii, jednak dla mnie prawdziwa milosc ZAWSZE przekracza biologie. Ma wlasnie taki potencjal. Znowu Fromm mowi:
"Jeżeli dany człowiek kocha tylko jedną osobę, a jest obojętny wobec reszty swoich bliźnich, jego miłość nie jest miłością, lecz symbolicznym przywiązaniem albo egotyzmem. A jednak większość ludzi uważa, że miłość to sprawa obiektu, a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, że świadczy to o sile ich miłości, jeżeli nie kochają nikogo poza „ukochaną" osobą. [...] Nie dostrzega się, że miłość jest działaniem, siłą ducha, dochodzi się do przekonania, że wystarczy jedynie znaleźć właściwy obiekt — a potem wszystko potoczy się już samo. Pogląd taki da się porównać do stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, że musi poczekać na odpowiedni obiekt, a potem kiedy go już znajdzie, będzie malował znakomicie. Jeżeli naprawdę kocham jakąś osobę, kocham wszystkich, kocham świat, kocham życie. Jeżeli mogę powiedzieć do kogoś: „Kocham cię", muszę także umieć temu komuś powiedzieć: „Kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham też w tobie samego siebie".

   Wiec jezeli doswiadczamy milosci w sobie, nie jest mozliwe abysmy sie unosili, ponizali, wyzywali, byli agresywni do drugiej osoby. Jest spokoj w srodku. Jest akceptacja. Ludzie, ktorzy nie maja zdolnosci milosci, poszukuja obiektu, i dlatego zawsze beda na karuzeli. Jezeli obiektu nie ma lub odejdzie, potrafia splamic caly swiat swoim bolem. Tak naprawde nigdy nie zaznali prawdziwej milosci. To smutni ludzie. A najpierw nalezy zaczac od siebie - jak juz mowilam. Pokochac siebie to pokochac innych i swiat. Znowu paradoks.
Fromm opisuje ten rodzaj milosci. Jest to milosc do samego siebie. 
„Jeżeli kochasz samego siebie, kochasz każdego tak, jak kochasz siebie. Jeśli kochasz innego człowieka mniej niż siebie samego, nie umiesz prawdziwie kochać siebie, jeżeli jednak kochasz wszystkich jednakowo, włączając w to i siebie, będziesz wszystkich kochał jak jedną osobę, a tą osobą jest zarówno Bóg, jak i człowiek. A zatem ten jest wspaniałym i prawym człowiekiem, kto kochając siebie, w ten sposób kocha wszystkich".
"Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam na nic przydać."

   Jednak skad sie o milosci dowiadujemy? Czy sie jej uczymy? Czy jest wrodzona? Wiadomo, jako DDA nie mialam jak sie jej nauczyc. Takze z otoczenia ciezko bylo zauwazyc jakies dobre przyklady. Jednak dziwnie zawsze wiedzialam nieswiadomie jak teraz oceniam, ze cos jest nie tak, ze tak byc nie powinno. Wszystko sie we mnie buntowalo - wiec moze jakas wiedze przynosimy ze soba?

   Do tej pory doszlam do takich wnioskow.

   Z dziecinstwa wiedzialam co miloscia nie jest. To juz mocny poczatek. Potem zaczelam szukac, myslec, obserwowac, zadawac pytania. Tak naprawde teraz traktuje ta wiedze jako zrodlo bogactwa, ale jak tkwilam w dziecinstwie wcale tego tak nie odczuwalam. Wowczas jest sie jak na karuzeli cierpienia. Krecisz sie, krecisz I kreci ci sie w glowie, czujesz ciezkosc w zoladku I jedyne co widzisz przed oczyma to zamazane poziome smugi zewnetrznego swiata. Sa znieksztalcone. Ciezko jest docenic swiatelka I kolory karuzeli, kiedy sie na niej siedzi oraz dostrzec, ze swiat takze ma kolory. Czeka sie i walczy by przetrwac rajd (przynajmniej ja rzygam na karuzeli, ze tak dobitnie powiem:)). Wiec czego sie nauczylam w najbardziej wrazliwym momencie rozwoju to to, ze ta karuzela nie jest budujaca na dluzsza mete. Jak powiedziala kobieta, ktora spotkalam w samolocie w drodze na Floryde, znam antyprzyklady I moge z nich czerpac wiedze jak byc powinno. Jako male dziecko, potem dziewczynka I nastolatka czulam, ze jest cos nie tak. Czulam, ze nikt sie we mnie nie wsluchuje, ze ojciec jest nieszczesliwy I pije kiedy moze, a matka jest zajeta swoim bolem. Brak zauwazenia drugiej istoty, wsluchania sie I traktowania jej problemow jako waznych, nawet takich na pierwszy rzut oka blachych, jak poklocenie sie z przyjaciolka. Wiec juz wiem, ze milosc widzi, spostrzega, zauwaza. Nie da sie przejsc spokojnie, na slepo, bo milosc otwiera oczy. Nie tak jak common speech nam wmawia przez lata, ze “milosc jest slepa”. To nie jest milosc, to totalny chemiczny haj. Tu przypomina mi sie film Avatar. Nie powiem zebym byla wielkim fanem tego komercjyjnego hitu, jednak w jednym mnie przekonal – w przekazie jaki zawieral. Choc I tak wiekszosc widziala tylko 3D I efekty specjalne. Wiec jak niebiescy mieszkancy sie witaja? “I see you”. Widze Cie. I co to oznacza? Widze cala planete, z takim a nie innym kolorem orbity, ktory jest przynalezny Tobie, z taka a nie inna satelita (a moze jej nie ma?) przynaleznym Tobie w takim a nie innym ksztalcie I na takich a nie innych zasadach. I widze takze gdzie planeta jest zawieszona, jaki to ma wplyw na planete a jaki planeta ma wplyw na zewnetrzna sfere. Duzo tego? Ale wlasnie milosc to taka moc. Brzmi niewykonalnie, bajecznie, nierealnie? Ano nie ma wiele jej przykladow, inaczej swiat wygladalby zupelnie inaczej. Poza tym nie da sie uciec od biologii. A nawet jest ona wskazana oczywiscie, jednak w odpowiednich dawkach I przy odpowiedniej swiadomosci. Zreszta to paradoks – ciagle balansowanie od uczuc do rozumu. Ciezka walka.

   Wiec powiedzielismy do tej pory, ze milosc widzi. Tego nauczylam sie w dziecinstwie. Oczywiscie za tym idzie slyszenie. Milosc slyszy. Nie slucha a wsluchuje sie. A kiedy sie wsluchuje to slyszy niuanse pomiedzy slowami, literami na ktore przypada inny ton, ktory znowu jest zabarwiony roznorodnie, a te barwy wplywaja na siebie takze roznorodnie. To jest bardzo skomplikowane I trudne. Ale widzicie, nie dla milosci. Dlatego traktuje ja jako najwyzsza forme rozwoju emocjonalnego. Jednak najpierw slyszy siebie, swoj wewnetrzny glos. Wsluchuje sie w jego niuanse, komfortowo sie tam umiejscawia. Dopiero pozniej slyszy innych, wsluchuje sie w innych. Tylko przez pelnie siebie I przez siebie rozpoznanie. Tutaj podzielam zdanie Ericha Fromma i wielu innych myslicieli.

   Milosc takze wyraza sie w roznorodnych formach. Przez slowa, dotyk, czyny. Milosc nie klamie. Nie tak jak w common speech “jak ktos kocha to nie bedzie chcial zranic drugiej osoby, nawet jezeli bedzie potrzebne klamstwo”. Milosc jest prawda. Milosc nie jest slodkim cukierkiem, ktory oddaje swoja slodycz bez konca. To gorzka czekolada, slodko-gorzki smak. Czy wyobrazacie sobie taka sytuacje? - przychodzi maz do zony i mowi, ze odchodzi, bo ma dosc lub pokochal kogos innego. Co sie naturalnie uruchamia w porzuconej osobie ? Wielki bol, nienawisc, czesto walki sadowe. Jak on/ona mogla przestac mnie kochac?Bol zawsze bedzie i powiem Wam szczerze bardzo go nie lubie. Oj bardzo. To okropnie boli a jako DDA przezywam to jeszcze bardziej wrazliwiej bo ciezko DDA odbudowac jakakolwiek wiare w stabilnosc uczucia, kiedy wlasnych rodzicow taka nie byla. Jednak jest wlasnie ta Agape - ktora niestety nie sprawi, ze przestanie bolec, ale ktora powie - jezeli bedziesz szczesliwszy/a z kims innym, poniewaz Cie kocham wiec idz. Niezla utopia nie? Lub mowienie prawdy - osoba mowi prawde, a druga placze, cierpi ale mowi - tak mnie to boli, ale dales mi przez to wolnosc wyboru i nawet z tym bolem jestem Ci wdzieczna/y. Kto tak mowi? Mysle, ze tylko Ci najbardziej dojrzali. Taka jest roznica pomiedzy reakcja biologiczna, a zrozumieniem i sila ducha. Nie cierpie bolu, ale jeszcze bardziej nie cierpie jak on wygrywa z moim rozumieniem i duchem.....

   Milosc rani czasami, wyciska lzy, boli. I rani nas najbardziej ze wszystkich emocji bo wtedy najbardziej sie otwieramy. Dziecko od urodzenia jest jak otwarta ksiega I ufa , bo musi od czegos zalezec by przetrwac. I to nie jest wybor. To jest przyrodzony stan. Ale uczy sie zamykac szufladki wlasnych emocji I otwierac. To jest wpisane w rozwoj. Gorzej jezeli wiekszosc szufladek zostaje zamknietych. Tak sie dzieje w rodzinach dysfunkcyjnych. Dalej, milosc nie jest stanem, jest aktywnoscia. Czyny, postawa swiadczy o dojrzalosci w milosci. Dawanie wszystkiego co sie ma, poswiecane sie w imie zle pojetych wartosci to nie milosc. To sluzalczosc. A milosc nie zgina plecow, stoi wyprostowana, nie pragnie pokazac swojej wyzszosci I sily ale pragnie trwac madrze, dojrzale. Mowi NIE jak I mowi TAK. Pisalam juz o tym. Zadaje konstruktywny stress. Tak, dziwicie sie?  Milosc to nie przylepa. To nie zaleznosc. Nie jest takze calkowita niezaleznoscia, jest przenikaniem sie. Potrafi odejsc kiedy jest niszczona w odpowiednim momencie, choc to boli. Bo aby taniec trwal potrzeba dwoch dawcow, dwoch widzacych – tez o tym pisalam. Milosc pomiedzy soba a soba wiedzie do milosci pomiedzy Toba a swiatem. Milosc pomiedzy ludzmi polega na tym, ze sie chce byc z osoba, nie dlatego, ze potrzeba nam jej do szczescia. Bierze sie z nadmiaru. Jednak czesto kiedy tego wypelnienia nie ma we wlasnym srodku, druga osoba przysysa sie jak pijawka do naszego zycia. Pijawka milosci – jak to dziwinie majestatycznie brzmi….. I tak ostatnio pomyslalam o takim przykladzie. 

   Pamietam jak znana nam wszystkim diva Edyta Gorniak brala udzial w Tancu z Gwiazdami. Obejrzalam w Dzien Dobry TVN wywiad z jej partnerem. Padlo pytanie – jak pomagasz swojej partnerce przetrwac ten czas, jak ja dopingujesz, jak jej pomagasz? A on odpowiedzial, ze pomoc dla Edyty Gorniak to danie jej swietego spokoju aby cale swe skupienie I cala energie mogla zuzyc na to co chce teraz osiagnac. Nie widzialam juz dawno tak dojrzalej postawy w milosci. Osoba zakochana zaborczo pragnie kazdej chwili z ta druga osoba, kazdego momentu, dotyku, sekundy. Jednak druga osoba nie powinna byc calym swiatem, bo to znowu dowod pustki. Katarzyna Miller opisala to w ksiazce Chce byc kochana tak jak chce bardzo obrazowo. Nasze zycie sklada sie z pokoi. Mamy ich kilka. Jeden pokoj jest przeznaczony na rozwoj, prace, ambicje, drugi na przyjaciol, trzeci na partnera itd itd. Pelnia zycia to odwiedzac te pokoje I zaden z nich nie jest wazniejszy od drugiego. Jest po prostu inna sfera naszego istnienia. I tak czesto kiedy przychodzi uczucie tracimy z widzenia te inne pokoje. Najgorsze jest to, ze ta druga osoba takze ich nie widzi. A mowi, ze kocha. Mowilam, milosc to widzenie. Kiedy ktos naprawde kocha, miloscia ktora wyczuwam w ciezko dla mnie zrozumialych wymiarach, to widzi wszystkie pokoje, caly dom tej osoby. I nie stara sie zagrabic najwazniejsze miejsce w tym domu. Podam przyklad. Pani Studiujaca poznaje Pana. Wkrotce nawiazuje sie pomiedzy nimi wiez. Jednak Pani Studiujaca ma ciezkie studia, ktore duzo dla niej znacza. Jednak Pan jest bardzo zakochany I subtelnie wyszukuje sposobow aby spelnic z nia jak najwiecej czasu. A to wyciaga ja na spacery, a to na wycieczke. Od teraz nazywamy go Panem Zakochanym. Powiecie, ze to normalne, prawda? Jak kocha to oczywiste, ze chce spedzac kazda minute z ukochana. Tyle, ze ja nie mowie, ze jest cos zle z jego odczuciami. Sa one jak najbardziej naturalne i na miejscu. Jednak – jak mowilam – milosc dla mnie jest sila przekraczajaca biologie. A biologiczna chemia zada narkotyku. Czyli Pani Studiujacej. To nie milosc. Pani Studiujaca mota sie. Z jednej strony chce spedzac wiecej czasu z Panem Zakochanym, jednak z drugiej strony zawsze marzyla o tym by stac sie tym kim pragnie sie stac. Pan Zakochany o tym wie, jednak nadal podaza za impulsami chemicznymi mowiac, jak bardzo za nia teksni, ze moze film obejrzymy, lub moze spacer. Czy to dodaje energii Pani Studiujacej? Czy jest to objaw milosci? Widzicie, co zauwazam poprzez swoje pewnie I tak ograniczone kognitywne procesy to fakt, ze czlowiek poswiecajacy sie w imie milosc, lub robiacy cos dla drugiej osoby wcale a wcale nie robi tego co jest wyrazem milosci. Co slyszymy od malego? Idz na kompromisy, przemilcz, jak kochasz to zrobisz wszystko, milosc to poswiecenie, jak kochasz to swiata poza ta osoba nie widzisz. Od poczatku wpajana jest nam milosc dziecka. Bo dziecko kocha I nie widzi swiata poza swoimi opiekunami, jest gotowe sie poswiecic, zrobic wszystko. Musi, w koncu jest zalezne I jest w trakcie rozwoju! Ale milosc dojrzala, gleboka lub wysoka (jak to mowie) nie jest miloscia dziecka. Zawsze wydawaly mi sie podejrzane slowa “jezeli chcesz kochac, stan sie dzieckiem”. Czyli co? badz naiwne? Dziecko dopiero buduje swoje pokoje, narazie siedzi w jednym z rodzicami. I tak Pan Zakochany wcale nie kocha miloscia widzaca. Gdyby kochal, wowczas zrobilby wszystko aby cel ktory sobie postawila Pani Studiujaca zostal satysfakcjonujaca zakonczony. Bylby jak ten tygrys krazacy w okol samicy, aby nic, nic, nawet on sam ze swoimi potrzebami I emocjami nie stanal na przeszkodzie jej skupienia. Bo na to przyszedlby czas. Nie dodawal by jej nowych mysli I emocji do faktu, ze nie moga sie widziec przez jakis czas. Nie dolewalby niepotrzebnej oliwy do jej pracy, bo wraz z nim staje sie jeszcze bardziej ciezka, poniewaz budzilaby w samej Pani Studiujacej mysli o cieplych ramionach wybranka. Moze byc nawet tak, ze Pani Studiujaca niezauwazylaby ile energii I ekscytacji niesie ja na spotkanie z Panem Zakochanym I ze wlasnie jej praca ktorej sie podjela, jej marzenie, zostaje ograbione z czesci tej energii. Bo czy to sie nam podoba czy nie, nasze skupienie I uwaga dzielona nie jest NIGDY tym czym jest kiedy jest niedzielona. Dlatego prowadzenie samochodu I rozmowa przez komorke lub robienie sobie makijazu podczas jazdy zostala zabroniona.

   Ale czy to oznacza, ze Pan Zakochany chce nam tak naprawde zaszkodzic? Oczywiscie, ze nie. On poprostu kocha miloscia nadana, nie tworzona, widzaca I dojrzala. Poza tym Pan Zakochany obdarzyl jeden pokoj najwyzsza uwaga – jest to pokoj z Pania Studiujaca. A co z jego pokojami? Przewaznie ich nie ma. Nie ma pokoju z pasja, z rozwojem, z celem. Bo gdyby byly, Pan Zakochany przezywalby te same rozterki co Pani Zakochana. A nawet jezeliby na poczatku by ich nie mial, bo bylby zakochany a pokoje ze swoja pasja I celami zyciowymi zamknal na cztery zamki I jeszcze zablokowal kodem I zastawil drzwiami pancernymi, to po latach by wrocily. Bo Pan Zakochany naturalnie przejdzie transformacje z chemi do przywiazania, I co wowczas stanie sie z jego zyciem? Pokoje pokryje kurz… I czasami nawet na malowanie moze byc za pozno. Takze Pani Studiujaca, jak wiekszosc osob moglaby nie zauwazyc w ferworze chemii I rozowych okularow, ze oto zasiaduje za dluga mysla, mowa I uczynkiem w jednym pokoju. Dawalaby sie wyciagac na spacery, bo uwielbia kiedy on trzyma ja za reke I opowiada o drzewach. Bo dawalaby sie wyciagnac na film, bo ona uwielbia kiedy on gotuje, kiedy lezy w jego ramionach z pelnym brzuszkiem I oglada fim, ktory pozniej namietnie komentuja. Jednak pomimo tego, z tylu jej glowy slyszy dzwiek rozbijanych talerzy w innym pokoju. To powoduje brak spokoju ducha za czym idzie szczescia. Oczywiscie moze powiedziec nie Panu Zakochanemu. Jednak to nie tez byloby obarczone ciezarem z powodu uczuc do Pana Zakochanego. Bo serce sie wyrywa, ale jeszcze jest pasja, cel.

Moglaby to wszystko zignorowac lub nie zauwazyc.

Moglaby….. ale to bylam ja. Zbyt jasno widze caly dom.

   Czy umiecie powiedziec jak potrzebujecie byc kochanym? Oraz czy umiecie oddzielic ziarno od plew i zauwazyc, ze pewne potrzeby to ciagla tesknota za rodzicem? Osobiscie wiem juz wiecej o tym jak ja potrzebuje byc kochana.. I moge powiedziec, ze przewaznie jest tym wszystkim czym powszechne rozumowanie nie jest. Jedna kolezanka zapytala: czy nie chcesz aby Ci osoba nieba przychylila? Mowie, nie, nie chce, bo jestem juz w niebie. W swoim wewnetrznym co reflektuje na zewnatrz. Nic nie musi dla mnie budowac, jak tylko wspierac w jego rozkwicie.  Albo znowu powszechny tekst: nie szukaj idealow. Znowu common speech. Czyli co to oznacza? W ktorym momencie mam sie zlamac, kiedy wlasnie podazanie swoja droga sprawia ze jestem szczesliwa, co automatycznie oznacza, ze zaczynam kochac caly swiat. To mam sie zlamac I zignorowac cos, co mnie buduje? To jest wlasnei milosc do siebie, rozpoznaje co jest wartoscia a co glupim pretekstem. Milosc widzi. Bo zlamac sie mozna kiedy lubisz jesc a ktos jest marnym kucharzem, jest tyle dobrych restauracji, jednak w budowaniu emocji I towarzyszeniu w nich juz tak latwo nie jest. Moge tak w nieskonczonosc…. Ale zejdzmy teraz z wyzyn emocjonalno/duchowych I spojrzmy na nasze podworko. I jak to wyglada? Ano malo milosci, choc wszyscy mysla, ze naprawde kochaja. Czy jest mozliwe osiagniecie takiego pulapu o ktorym mowie? Znowu, paradoksem jest fakt, ze milosc nie jest celem ale droga, ktora musi napotykac na przeszkody by mogla sie tworzyc wieksza I madrzejsza. Czyli kazdy upadek, blad jest wrotami tworzenia wlasnie tej milosci. Jezeli oczywiscie dazy sie do tego by zglebiac rozwoj I uczyc sie swiadomosci. A nastepnym paradoksem jest fakt, ze jezeli czlowiek skupia sie na samorozwoju, poznawaniu, jest sie otwartym, nie ma ucieczki od doznania milosci. To jest efekt uboczny, bardzo pozadany.

   I teraz piszac to wszystko pomyslmy – jak wiedzac, czujac, przeczuwajac to wszystko mozna byc zlym o przyslowiowa tubke do zebow? Jak wiedzac to wszystko moge sie zgodzic na cos mniej ?
Prawda jest jednak fakt, ze jest ciezej gdy sie to wszystko zglebia. Ale zawsze wybieram droge ta mniej uczeszczana:)

   Zapraszam takze do ciekawej audycji o milosci z psychologiem Wojciechem Eichelbergerem.




Ile jestem ci winien
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń
Ale kiedy wszystko już oddam czy
Będziesz szczęśliwa i wolna czy
Będziesz szczęśliwa i wolna czy
Ale za nim pójdę
Ale za nim pójdę
Ale za nim pójdę
chcialbym powiedzieć ci że

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze
acha..

czwartek, 20 października 2011

sobota, 1 października 2011

Przeniebieski czas....





A JEŚLI W IMIĘ BOGA ZECHCESZ IŚĆ
ZOSTAW PO DRODZE NIEPOTRZEBNY KRZYŻ
MIŁOŚCI, NADZIEI NAŁADUJ W KIESZENIE I CHLEB
POTEM IDŹ GDZIE CHCESZ

AŻ NAJMNIEJSZA Z DRÓG
DOTKNIE TWOICH STÓP
WTEDY STAŃ NA NAJWYŻSZEJ Z GÓR
I POŁKNIJ WIATR BYŚ WYKRZYCZEĆ MÓGŁ

JA TAŃCZĘ, A NIEBO, NIEBO GRA
JA ŚPIEWAM, PRZE-NIEBIESKI CZAS


A KIEDY ROZDASZ NAJCIEPLEJSZY SZEPT
GDY PRZEWĘDRUJESZ KAŻDY MAŁY SENS
POMYŚLISZ ŻE TAK, ŻE WYPEŁNIŁ SIĘ CZAS
TO OSTATNIA Z DRÓG
SZUKA TWOICH STÓP

TERAZ STAŃ NA NAJWYŻSZEJ Z GÓR
I POŁKNIJ WIATR BYŚ WYKRZYCZEĆ MÓGŁ

JA TAŃCZĘ, A NIEBO, NIEBO GRA
JA ŚPIEWAM, PRZE-NIEBIESKI CZAS
JA TAŃCZĘ, A NIEBO, NIEBO GRA
JA ŚPIEWAM...