"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



niedziela, 29 listopada 2015

#stopmowienienawisci

Ciekawy artykul. Polecam. Moje doswiadczenie w zyciu i w necie.

Co się dzieje w głowie hejtera?

„Wielu ludzi nie wie, jak rozładować frustrację. W sieci mogą zrobić to bezpiecznie, nie narażając się praktycznie na żadną karę” – mówi dr Małgorzata Wójcik, psycholog z Uniwersytetu SWPS Katowice. Co więcej, ludzie najczęściej odreagowują w ten sposób własne życiowe problemy. „Jeśli nie możemy wyładować swej frustracji np. na szefie, który nie dał nam podwyżki, przenosimy ją na inny obiekt, pisząc o imigrantach, którzy odbierają Polakom pracę. Jeśli widzimy piękniejszą od nas celebrytkę, napiszemy, że jest głupia, by podnieść własną samoocenę i lepiej się poczuć”. - pisalam juz Wam o transferze emocjonalnym. W Polsce to nagminne i wszechobecne. Juz jako nastolatka nie moglam zrozumiec, czemu ktos na mnie krzyczy w sklepie, kiedy nic nie zrobilam, a osoba mnie nie zna. Nie mia£o to sensu, ale teraz wiem, ze ma to sens emocjonalny dla osoby atakujacej. Niestety....


"Jest to szczególnie nasilone wtedy, kiedy uważamy, że czyjeś zachowanie odbiega od normy." - oh, gdybyscie wiedzieli, ile mi sie dostalo za moje poglady, decyzje zyciowe i wiedze, ktora lubie sie dzielic. Jezeli ktos slyszy/widzi cos co burzy jego schemat, ktory zostal gleboko zinternalizowany, wowczas dochodzi do dysonansu poznawczego. Wowczas w osobniku zachodzi kaskada emocji, od poczucia dyskomfortu, zlosci, czesto agresji, obwiniania i osadzania drugiej osoby, oczywiscie poprzez pryzmat schematow w tym osobniku. Niestety ludzie maja problem z odroznieniem w rozmowie personaliow od £amania logicznie argumentow drugiej strony. Przewaznie narzucaja drugiej stronie wizje jej samej, oczywiscie przewaznie negatywnie i agresywnie, zamiast ukazac swoja inteligencje i znalezc dziure w argumentacji. Na tym polegaja debaty, a debaty rozwijaja.

"Gdybyśmy mogli zajrzeć do głowy osoby piszącej nienawistny komentarz w internecie, zapewne zobaczylibyśmy pobudzenie ważnego fragmentu jej mózgu – tzw. układu nagrody." - a nie mowilam, ze nic nie robi sie bez egoizmu, czyli wlasnej przyjemnosci? Tu nie chodzi o to, ze same poczucie przyjemnosci jest zle, chodzi o to z czego je czerpiemy czyli jaki to ma wp£yw na innych. A skoro czlowiek zyje w spolecznestwie to poniekad ma, bo to kim jestesmy pokazujemy w ciaglej interakcji z innymi. To samo dotyczy sie np. wiary w boga. Nie o to chodzi czy ktos wierzy czy nie. To nie wazne, kazdy niech sobie wierzy w co chce. Ale wazne jest co ten bog osobie mowi na temat co jest dobre a co nie, i jak nalezy karac lub rozdawac nagrody, bo to ma si£e razenia spolecznego.

"Niektórzy działają pod wpływem impulsu, by rozładować emocje. Inni jednak są spokojni i cierpliwi. „Mają wystarczająco dużo czasu, aby napisać tak, żeby zrobić komuś przykrość. Dobierają słowa tak, aby jak najbardziej zabolały." - jak pieknie....

"Hejterzy stanowią tylko część tego jednego procenta – możliwe, że mniejszą niż ci, którzy są zdolni do kulturalnej dyskusji. Problem jednak polega na tym, że ci niekulturalni mają też większą motywację do pisania."- bo napedza ich potrzeba wy£adowania.

„Nadmierne restrykcje wywołują tzw. efekt mrożący – skłaniają do milczenia »na zapas« i to nawet wtedy, gdy to milczenie bynajmniej nie jest pożądane. Bo osłabia i hamuje debatę w sprawach publicznych, bez której nie ma demokratycznego społeczeństwa” - a z tym sie nie zgadzam. Jest roznica pomiedzy debata a hejtem. Restrykcje na hejt powinny istniec, aby one ksztaltowaly debate, czyli walke na logiczne argumenty. Zalozenie, ze rezultatem restrykcji bedzie milczenie, i ze lepszy hejt niz milczenie, brzmi dla mnie masakrycznie, bo co mozna sie dowiedziec od "jestes nikim" jestes zalosny" "cwok, imbecyl" i insze....

Ale to moje zdanie :-)
Mi£ego tygodnia.


niedziela, 22 listopada 2015

Seria mi£osna - Pomiedzy Dwojgiem cz.1

   W poprzednim poscie mowilam o Mi£osci Niezaleznej. Takiej, ktora pochodzi z wewnetrznego zrodla i niewiadomo jak sie tam znalazla. Jest to motywacja, jakis ciagly zachwyt nad wybranym przez siebie aspektem, zrod£o zyciowej energii. Dzis pogadam sobie o mi£osci pomiedzy dwojgiem ludzi. Od wiekow tegie g£owy staraja sie rozpracowac czym ta mi£osc jest, na czym polega i co sprawia, ze ludzie sie ze soba £acza. Jeden aspekt ciekawi mnie najbardziej, mianowicie poszukiwanie recepty na d£ugi zwiazek. Tak jakby to byl ten w£asciwy rodzaj relacji miedzyludzkiej, najbardziej szlachetny i trzeba znalezc na to sposob. Tyle ze, czemu nikt nie zadal sobie pytania, ze skoro trzeba znalezc na to sposob to raczej wynika to z przekonania niz stanu faktycznego natury? Wiec zaczynajmy.

   Zaczynajac znowu od podstaw naszej natury, mi£osc jest emocjonalnym zjawiskiem, ktore ma jakies zadanie. Zadaniem tym jest poczucie wiezi, ktora prowadzi do prokreacji, ale takze poczucie wiezi, ktora wplywa na nasza psychike i chroni nas przed zagrozeniami w odrebie naszego gatunku (spo£eczny poziom). Takie przynajmniej sa teorie antropologow, biologow, psychologow i inszych. Z perspektywy biologii wiemy, ze reakcja naszego mozgu na widok obiektu pozadania reaguje uwolnieniem dopaminy, vassopresiny, endorfin, nasze cia£o migda£owe szaleje a oksytocyna, odpowiedzialna za poczucie wiezi zalewa neurony. Badacze mi£osci mowia, ze tak naprawde zakochujemy sie w mozgach innych osob, a nie poprzez wizualne aspekty, ktore media tak usilnie wzmacniaja. Ale "w mozgach" nie oznacza w intelekcie, czy inteligencji, chodzi tu o neurochemiczne procesy. Np. feromony okazaly sie bardzo waznym czynnikiem w procesie zakochania. Zakochanie moze prowadzic do zaangazowania, wspolnego dazenia do celu jak dzieci, czy po prostu towarzystwo w zyciu. Z perspektywy ewolucji, chec kochania i bycia kochanym ma swoje uzasadnienie w przetrwaniu i w podaniu genow dalej. Z perspektywy psychologicznej natomiast mi£osc moze byc porownana do, po prostu, dazenia do przyjemnosci, do szczescia, do poczucia znaczenia w zyciu a takze moze to byc ucieczka od samotnosci, poprzez strach bycia samemu lub dyskomfort wynikajacy z braku poczucia przynaleznosci. 

   Ale odejde troche od naukowych teorii i podziele sie z Wami swoja obserwacja i konkluzjami w tej sprawie. Obserwuje swiat wnikliwie odkad pamietam. Kiedy dorastalam w Polsce, obserwowalam ludzi i sluchalam powtarzajace sie teksty jakimi ludzie siebie karmia. To co wyczuwalam i obserwowalam nie bylo w zgodzie z tym co slyszalam. Mianowicie ludzie mowili "mi£osc jest najwazniejsza", "znajdziesz ta swoja druga po£owe", "zwiazek z drugim czlowiekiem jest tym fundamentem w zyciu" " jak kiedys bedziesz miec meza i dzieci..." etc etc. Tyle, ze kiedy obserwowalam ich zachowania, zycie, reakcje, nigdy nie czulam, ze sa tak naprawde szczesliwi. Mialam poczucie jakiejs szarady. Pozostalo mi to na dlugo szczegolnie, ze nigdy nie bylam podatna na romantyczne fantazje na temat milosci. Moja mama uwielbia ksiazki i filmy mi£osne. Wzrusza sie na nich i karmi sie takimi marzeniami. Ale ja twardo stapam po ziemi i moim zdaniem schemat mi£osci na ca£e zycie, tego jedynego/jedynej przenaczonej dla nas bierze sie po prostu z uk£adanki spo£eczno-historyczno-kulturowej. I kiedy sie nad tym g£ebiej zastanowic, ma to sens czemu jest tyle rozwodow, tyle zmian partnerow w zyciu i braku checi by ciagnac cos, co po prostu nas juz nie buduje. Oczywiscie, zdarzaja sie wyjatki. Zaznaczam, ze jezeli mowie o czyms jak jest, mowie o tym, ze tendencje sa takie a nie inne, ale zawsze sa wyjatki. Tyle, ze wyjatki potwierdzaja regu£e.

   Generalnie uwazam, ze zwiazki rozpoczynaja sie ze slepoty racjonalnej. Poprzez chec bycia w zwiazku, poprzez osrodek nagrody jaki jest pobudzony przy spotkaniu osoby, idziemy w to slepo jak dziecko za cukierkami. Jezeli jeszcze gra w nas chec posiadania rodziny, dzieci, szczegolnie w kraju gdzie wszyscy maja taki sam pomys£ na zycie, wowczas jest jeszcze wieksze prawdopodobienstwo, ze bedziemy slepi na rzeczywisty obraz osobnika. Szczegolnie zauwazam to u kobiet i moze wiaze sie to z tym, ze kobiecy czas prokreacji jest ograniczony. Mam czasami wrazenie, ze juz po prostu nie bylo nic lepszego i osoba sama siebie przekonuje, ze to jest to i stara sie racjonalizowac sygnaly, ktore ewidentnie moga byc martwiace. Tlumaczy partnera, szuka wymowek itd itd. U facetow jest o tyle lepiej, ze im starsi tym ciagle maja szanse na rodzicielstwo, no i podobno sa jak wino.... hehehe. Ja akurat nie gustuje w duzo starszych, wiec nie wiem o co chodzi :-D Nastepnie, to co mnie zastanawia, to te przekonanie, ze musi byc na zawsze, a jak tak sie nie stanie, to mowi sie, ze to porazka. Przypatrzmy sie temu. Uzyje do tego malzenstwa, choc wiemy, ze teraz nie trzeba sie hajtac. Jednak ta historia organizacji spolecznej moim zdaniem jest g£ownym powodem internalizacji przekonan dzis zyjacych ludzi na temat zwiazku i mi£osci pomiedzy dwoma osobami. A zaczyna sie to rozpadac dlatego, ze zmienily sie wp£ywy, ktore ksztaltowaly i ograniczaly wybory czlowieka takie jak: ekonomia, kultura, religia etc. Sa dostepne polskie napisy (settings-subtitles - polish).





   I tak spo£eczne teksty (ktore jak zwykle sa moimi ulubionymi zabawkami do £amania) na temat rozpadow zwiazkow w naszym nowoczesnym swiecie sa:
 - kiedys ludzie naprawiali, a teraz sie wymienia,
 - teraz ludziom sie juz nie chce, mysla tylko o sobie (egoisci, narcyzi),
 - rozwod po 20 latach? - to moja porazka
 - nie ma stalego zwiazku? cos z Toba jest nie tak,
 - ludzie chca prowadzic hedonistyczne zycie,
 - nad zwiazkiem trzeba pracowac.

   To zabierzmy sie za to.

   Po pierwsze, kiedy uslyszycie, ze "kiedys to bylo dobrze, bo bylo tak a nie inaczej" radze zabrac sie za poczytanie troche antropologii czy historii. Nic kiedys nie bylo lepiej. Kiedys wcale nie bylo prawdziwiej i glebiej. Bylo po prostu inaczej, bo byly inne czynniki, ktore ksztaltowaly postawy, ale nic nie mialy z szlachetnych przeslanek. Kiedys ludzie nie rozwodzili sie, ale to nie oznacza, ze gdyby mogli to by tego nie zrobili. Religia, kultura, miejsce kobiety w spoleczenstwie (czyli dom i czynniki rozrodcze) nie pozwalaly na inny stan rzeczy, chyba, ze mialo sie w sobie si£e buntownika. Ale moglo sie to skonczyc jak w tym filmie Anna Karenina. Swietnie zrobiony film - polecam.
Kiedys ludzie nic nie naprawiali, tylko sie adaptowali i tkwili w zwiazkach, bo tak to zinternalizowali, ze trzeba. Wielu z nich na dodatek przekonalo samego siebie w swojej glowie, ze sa tam z milosci. Nie wypadalo mowic inaczej. Po wielu latach, nawet jak czasy sie zmienily i ma sie wieksza wolnosc wyboru, ciezko jest zburzyc cos co nasz mozg przyjal juz jako czesc siebie. Romantyzujecie na temat jak to jedno umiera a drugie idzie za nim? To nic innego jak zakorzeniony w swojej rzeczywistosci mozg, gdzie przez wiele lat istnial tak samo, a kiedy cos sie zmienilo dostaje wstrzasu. Starsi ludzie moga tego nie przezyc. Slyszeliscie o mlodych tak umierajacych jeden po drugim? Nie. Bo tu nie chodzi o to, ze tak bardzo sie kochali, ale o to, ze tak bardzo sie do siebie przyzwyczaili. Wiem, ze to moze brzmiec cynicznie szczegolnie dla romantykow, ale bazuje na wiedzy i jak mowilam juz - staram sie widziec, a nie sobie malowac swiat na rozowo. Jestem wielkim zwolennikiem realizmu, bo wtedy choc bedzie mozna cos z tym robic, a jak sie k£adzie na swiat fantazje to ciezko cos tu zarzadzic. 

   Nastepne, ludzie mysla tylko o sobie. To juz wyjasnilam w poprzednim poscie. Wszyscy myslimy. Nie da sie opuscic siebie, chyba, ze chce sie szybko zejsc z tego swiata.

   Rozwod po 20 latach, to porazka - ano ja mysle, ze to akurat osiagniecie. I zaloze sie, ze wiekszosc z tego i tak bylo rozterka pomiedzy wiara, ze trzeba do konca zycia, bo to jest szlachetniejsze i prawdziwsze, a swoim strachem bycia sama ze soba. I gdzie jest napisane, ze to musi trwac cale zycie?

   Dalej, brak stalego zwiazku wcale nie musi oznaczac, ze cos jest z osoba nie tak. Kiedy wybuchla wielka afera Tigera, ktory bzykal sie ze wszystkim co sie rusza (albo prawie:-)) przy tym odgrywajac przykladnego meza i ojca jak tradycja nakazuje, swiat sie zbulwersowal. A ten poszedl na leczenie dla seksualnie uzaleznionych. Czemu nikt nie pomyslal, ze czlowiek po prostu nie jest reprezentantem tradycji w ktorej przyszlo mu zyc? I ze byl na tyle nieodporny, ze zamiast byc uczciwy ze soba, czego chce i kim jest, to wybral podlozone przez spoleczna presje oczekiwania. W koncu kto chce byc oceniany jako pustak?  Natomiast swoje ukryte przed swiatem preferencje uwalnial gdzie popadnie liczac, ze nikt sie nie dowie. Czy nie uczciwiej byloby nie udawanie kim sie jest? No ale czy swiat na to pozwoli?
   I tu odniesmy sie do kolejnego, ze ludzie chca zyc hedonistycznie. Spojrzmy na definicje. Hedoizm oznacza proste przyjemnosci bez zbednego bagazu i glebszego wysilku. Natomiast eudajmonia to taka, ktora niesie wysilek a przy tym znaczenie dla osobnika. Rozrozniamy szczescie hedonistyczne i eudajmonistyczne. I tu zawsze zadaje pytanie: dlaczego kazdy musi miec takie same preferencje co do aspektow zycia? Jezeli ktos chce zyc w dlugim zwiazku i poprzez wysilek wkladany w jego przetrwanie uruchamiaja sie w nim poklady zadowolenia, nie oznacza to, ze takie same reakcje chemiczne wystepuja u kazdego osobnika w takim samym aspekcie. Moze dla Tigera gra w golfa to szczescie eudajmonistyczne (MN), a reszta to hedonizm. Dopoki bylby w tym szczery, to nikomu nic do tego. Tak jak mowilam, moim zdaniem zewnetrzne wplywy ujednolicaja czlowiecza nature, ale poniewaz nasz mozg jest najbardziej skomplikowana biologiczna maszyna, to chyba logiczne, ze musi sie tam i dziac roznie. 

   Przynosi to teraz pytanie: co sprawia, ze zwiazki dzialaja? Ciagle slyszymy te pop psychologiczne teksty, ze nad zwiazkiem trzeba pracowac. Zawsze sobie wtedy mysle: ide do pracy, musze pracowac, wracam do domu, nadal musze pracowac. No ilez mozna?
Ja uwazam, ze dopoki jest wewnetrzna motywacja, ktora bazuje na tym, ze wiecej jest tego dobrego niz zlego, to nie ma pracy nad zwiazkiem. Samemu, naturalnie dazy sie do poprawy, do rozwiazania konfliktow i nieporozumien. Naturalnie czlowiek sie stara aby usunac przeszkode na drodze, jest elastyczny. Dla mnie to nie jest praca. Kiedy zaczyna to byc praca, wowczas bym sie zastanowila, z jakich pobudek jestem w zwiazku. Z tego, ze uwierzylam iz tak trzeba? Oczywiscie jak sa dzieci sprawa sie komplikuje, ale nie wyobrazam sobie aby dzieci byly powodem zycia w klatce, jezeli naprawde nie czerpie sily i radosci z calosci. Czesto ludzie biadola, ze uczymy dzieci tego, ze mozna sie latwo rozstac. Moim staniem gorzej jest kiedy uczymy dzieci, ze zwiazki ludzkie sa stale i niezmienne. I tak tworzymy kolejne pokolenia ludzi, ktorzy nie radza sobie ze zmianami w relacjach. Dzieje sie wtedy jak z tymi staruszkami - sa zbyt ucementowani w jednej rzeczywistosci i nie ma juz miejsca na elastycznosc.
W nastepnym poscie dam troche danych psychologicznych na temat zwiazkow, czym sie charakteryzuja te udane i co psychologia odkryla na temat ich dzialania.


Do nastepnego.




niedziela, 8 listopada 2015

Seria Mi£osna - Mi£osc Niezalezna

Witajcie Moi Drodzy, 

dzis pogadam sobie o Mi£osci Niezaleznej (MN). Co to takiego? I niezalezna od czego? I co Single maja tu do rzeczy?
Ten temat zwrocil moja uwage przy czytaniu polskich artykulow i forow, ktore sa oczywiscie w kontrascie kulturowym z krajem mojego obecnego pobytu. Postanowilam zaczac od podstawy, kiedy jestesmy sami ze soba i jak sie z tym czujemy. Moim zdaniem w£asnie tam rodzi sie podstawowy budulec do poczucia przynaleznosci i mi£osci w roznych innych formach. Bez tej podstawy wszystko jest jakby wykrzywione, karykaturalne i moze przyniesc wiecej szkody niz pozytku.

MN to mi£osc, ktora ma swe zrodlo wewnatrz. Wyp£ywa stamtad samoistnie i napedza wszystko inne co jest na zewnatrz. Ta mi£osc nie ma w centrum mi£osci instynktownej/ewolucyjnej czyli potrzebie relacji z drugim cz£owiekiem (dla ewolucji oznacza to przekazuj geny w£asnego gatunku) w celu zapewnienia nam wypelnienia emocjonalnych potrzeb, ale nadal ma na celu wiez i poczucie przynaleznosci tyle, ze poprzez innych agentow. Ta mi£osc jest niezalezna od ludzi. Uwazam, ze jest niezbedna w budowaniu pozniejszych relacji z innymi. Jezeli nie ma tej podstawy wowczas narazamy sie na zycie w  chaosie, destrukcyjnej pustce lub iluzji 
mi£osci, ktora bedzie po prostu atrapa. Choc niektorym sie udaje ;-) Co zaliczamy do MN?

MN to pasja, nieustajaca ciekawosc swiata, ciag£a motywacja do poznawania, rozwijania czegos w sobie. Jest to forma zakochania, ktore trwa cale zycie jezeli jest to pasja, ale tez moze byc zmienna jak np. hobby, ktore moze sie zmieniac co jakis czas. Np. jestem szczesciara bo jestem zakochana od zawsze w psychologii, filozofii, nauce, ale takze w Naturze (szczegolnie lasach) i podrozach. Jezeli zylabym w dzungli bez cywilizacji prawdopodobnie obra£abym sobie jakis gatunek zwierza i namietnie sie o nim uczyla. Przezylam tez krotkotrwale zauroczenia jak salsa czy fotografia a teraz jest to nauka grania na Ukulele. Wszystko jednak jest napedzane poprzez wewnetrzna motywacje, chec poznawania i ciekawosc. Przez to zawsze mialam poczucie wiezi i cel w zyciu. Nigdy nie mialam celu znalezienie meza, posiadania dzieci (choc zawsze chcialam adoptowac), bo nigdy nie odczuwalam pustki w sobie i nigdy nie wierzylam, ze tylko drugi czlowiek moze mnie wypelnic. A nie wierzylam w to dlatego, bo po prostu nigdy mnie nie wypelnil. Moja osobowosc - jak juz wspomnialam - jest aktywna, zawsze dazy do poszukiwania innych rozwiazan. Mysle, ze tak i tu sie stalo. Automatycznie moj umysl skierowal sie tam, gdzie mial najwiecej przyjemnosci i poczucia przynaleznosci. Natura czlowieka dazy do wiezi. Ale jedni poprzez wiele czynnikow takich jak kultura (w Polsce jest to familocentryczna kultura), srodowisko, osobowosc i temperament ogranicza swoj emocjonalny promien skupienia tylko na jednym czlowieczym czynniku. A rzeczywistosc nie jest jednowymiarowa chyba, ze bazujemy tylko na starym pradawnym programie ewolucyjnym. 

MN nie zaklada izolacji od ludzi. Jak mowilam ona bedzie jak klej ktory klei wszystko inne choc sa ludzie - ma£o ich - ktorzy najlepiej czuja sie kompletnie odizolowani od swiata ludzkiego. Zyja gdzies w lasach czy gorach pojawiajac sie tylko kiedy jest taka koniecznosc i pomimo badan nad samotnoscia, maja sie swietnie i dozywaja sedziwego wieku. Dla wiekszosci jednak byloby to trudne. Moim zdaniem dlatego, ze pradawny program ma sie dobrze. Nie oznacza to, ze nie mozna jednak nad nim popracowac - czyli rozciagac - jak pisalam w ostatnim poscie. Mysle, ze wtedy zapewnimy sobie zycie wypelnione dobrymi emocjami znacznie czesciej niz jak skupimy sie wasko na jednym aspekcie przynaleznosci. 

Wiecie jak psychologia okresla samotnosc? Po angielsku nazywa sie to "perceived loneliness" czyli postrzegana samotnosc. Mozna byc samotnym w rodzinie, mozna byc samotnym w t£umie. Bierze sie ona z wewnatrz nas, a nie z samej izolacji lub braku zwiazku/rodziny itd. Sa tacy, ktorzy na spektrum przynaleznosci po prostu potrzebuja mniej czegos a wiecej czegos innego. Np. introwertycy beda potrzebowali mniej ludzi. Sa wyjatki, tzw. ouliners (poza centrum skupienia wystepowania zjawiska) ktore  - jak mowilam - lubia zyc z dala w ogole i to, ze pogadaja sobie ze sprzedawca przy zakupie zapasow raz na pol roku, kompletnie im wystarcza. Ale to naprawde sa wyjatki, slyszymy o nich czasami w mediach. Ekstrowertycy bazuja na kontaktach z ludzmi. Sa zalezni emocjonalnie od 
w£asnego gatunku i potrzebuja byc ciagle w ludzkiej interakcji. Analizujac siebie, ktos patrzac sie na moja historie dorastania moze ocenic ja jako samotna. Zimna emocjonalnie matka, pijacy ojciec, wycofany brat i tylko pies za przyjaciela. Jednakze prawda jest taka, ze ja nigdy nie czulam sie samotna, bo zawsze mialam barwne zycie wewnetrzne, ktore dawalo mi wrazenie wiecznego domu. Na pewno, jak natura dziecka wskazuje, biologicznie potrzebowalam wiezi, potrzebowalam opiekuna i odpowiedniej reakcji na moje potrzeby. Inaczej dziecko nie przezyje. Wiemy takze z badan, ze nieodpowiednie reakcje na potrzeby dziecka moga wplynac na jego podejscie do roznych innych relacji w zyciu (znowu w zaleznosci od genow, temperamentu itd. O tym w nastepnym poscie). Ale personalnie, kiedy juz stawalam sie swiadoma swiata i siebie nie mialam poczucia samotnosci ale bardziej frustracji na system w ktorym przyszlo mi zyc. Zmuszano mnie do kontaktu z ludzmi, ktorych nie lubilam, zmuszano mnie do robienia rzeczy, ktorych nie lubilam (siedz prosto, powiedz to, zrob tamto). Chcialam wolnosci wyboru odkad pamietam bardziej niz drugiego czlowieka, ktory by mnie w koncu zrozumial. Moja g£owna emocja nigdy nie by£ strach przed zwiazkami z ludzmi, ale frustracja i irytacja nimi. Jednak przy tej frustracji i tym braku poczucia samotnosci czy strachu, nie bylam osoba izolujaca sie, bo bylam ludzi ciekawa. Bylam ciekawa dlaczego zachowuja sie tak a nie inaczej, chcialam poznac ich historie zyciowe, sposoby postrzegania i myslenia. Wiec mialam kolezanki, kolegow, ale nikt nigdy nie wypelnil mnie emocjonalnie, bo nie bylo we mnie pustego miejsca do wypelnienia. Moje wnetrze bylo juz wypelnione pasja, ktora trwa przez cale moje zycie. Kreci mnie to i rajcuje niebywale. Przez to moje wybory zwiazkowe nigdy nie byly tylko emocjonalne. Zakochanie wylacza racjonalne myslenie i czesto dopiero po latach widzimy jasniej kogo wybralismy. Niektorzy gloryfikuja ten stan zgodnie z romantyczna idea z przeszlosci. Ale ja tego nie popieram. Ja zawsze staram sie widziec, bo nie mam biznesu w tym aby ignorowac realia aby dostarczyc sobie wype£nienia iluzja. 

Jednym z czestych pop psychologicznych tekstow jakie slysze od ludzi, ktorzy nigdy nie tkneli psychologii naukowej to to, ze przeciez jestesmy zwierzetami spolecznymi. Oczywiscie wiekszosc mysli, ze to oznacza, iz czlowiek musi zyc wsrod ludzi, bo nie jest samotna wyspa. Tylko co z tymi wyjatkami? Co maja w sobie, ze oni umieja? Badania pokazuja, ze ludzie ktorzy czuja sie samotni zyja krocej. Ale dlaczego czuja sie samotni? Bo sa czy po prostu maja problem z emocjonalnym po£aczeniem? Czy gloryfikuja jedna forme relacji z innymi i swiatem? Czy sa samotni wtedy, kiedy nie maja rodziny ale maja kumpli? Czy sa samotni kiedy nie maja rodziny, ale maja psa? Lub moze kiedy rodzina nie wystarcza, bo nie oznacza to przeciez, ze czlowiek ma z nimi silne wiezi. A co z introwertykami, dla ktorych sama obserwacja ludzi wypelnia ich spo£eczna energia. Z badan wiemy, ze nasz mozg reaguje na przedstawiciela swojego gatunku automatycznie. Co jezeli juz sama obserwacja, usmiech od nieznajomego, zart z kelnerem powoduje, ze osoba czuje, ze dokonala dla niej wystarczajacej wymiany a reszta to pasja? Poczucie bliskosci zalezy od tego co juz w czlowieku jest. Znowu wracamy do tego, ze powinnismy zrozumiec siebie a potem tworzyc sobie swoj swiat jak potrzeba.

W psychologii termin "zwierzeta spoleczne" ma rozne znaczenie. Naukowcy zastanawiaja sie czy to oznacza, ze czlowiek nie moglby zyc samotnie czy chodzi o spo£eczny kontrakt wspierajacy przetrwanie. Odpowiedz jest taka, ze czlowiek moglby przetrwac samotnie i pewnie zalezy to od wielu innych czynnikow jak wlasnie osobowosc (dlatego na Marsa chca wyslac introwertykow), schematow percepcji itd. Jednakze gatunek czlowieka nie rozmnozylby sie do takich rozmiarow a cywilizacja nie osiagnelaby takiego poziomu. Zycie spoleczne wspiera rozwoj gatunku, jednakze nie oznacza to, ze kazdy czlowiek bedzie nieszczesliwy bez tworzenia tradycyjnych relacji, bo kazdy stoi na roznym spektrum takowych potrzeb. Denerwuja mnie filmy takie jak film Poza swiatem lub Jestem Legenda gdzie pokazuja, ze czlowiek doslownie dostaje halucynacje i jest niebywale nieszczesliwy, bo nie ma ludzi na wyspie. Nie sadze, ze dla wszystkich bedzie to prawda. To zalezy co i jak sie uklada wewnatrz czlowieka. Albo znacie ten schemat z filmow: przychodzi singielka do domu po pracy, sciaga buty a w domu tylko kot. I ona taka smutna. Chcialaby slyszec tupot malych nozek w czterech scianach....Co za stereotyp. Sa ludzie, ktorzy wlasnie uwielbiaja to, ze po aktywnym zyciu na zewnatrz moga wrocic do swietego spokoju i mruczacego kota. I nie sa smutni, bo sa wypelnieni wieloma innym rzeczami w zyciu niz tradycyjna forma organizacji spolecznej. Np. taka Pani Czubaszek zawsze chciala byc Sierotka Marysia, hahaha. Jakby nie spotkala partnera, ktory odpowiada jej stylowi samotnicy, w ogole by sie nie przejela. Sa tacy ludzie....

I tu przechodzimy do singlow...

Bardzo czesto na polskich forach, kiedy czytam na temat singlow wyjawia sie namalowany przez ludzi o waskim promieniu skupienia obraz osoby egoistycznej, nastawionej na kariere, kase, albo nieszczesliwej, tej ktorej sie nie udalo. Oczywiscie wynika to z kultury familiocentryzmu, gdzie niestety swoj udzial ma Kosciol i religia katolicka. Plus kiedys nie bylo duzo do roboty jak tylko miec rodzine i na nia pracowac. Okreslenie "egoizm" bawi mnie szczegolnie, bo tacy ludzie pochlebiaja sobie iluzja, ze posiadanie rodziny to juz oznaka braku egoizmu. Akuratnie to jest najwieksza oznaka egoizmu, im blizej wlasnych genow tym bardziej egoistycznie. Ewolucja/biologia uzywa narzedzi przyjemnosci lub bolu aby zarzadzac gatunkami wedlug wlasnego planu (nie wspominajac presje spo£eczna). I tak chec posiadanie dziecka jest jednym z najbardziej ewolucyjnie egoistycznym narzedziem. Kiedys zastanawialam sie dlaczego akuratnie Natura plasuje dalsze pokolenia w srodku cia£a nosiciela, czy to ssak, czy to ptak. Nie bylo innego sposobu? Doszlam do wniosku, ze juz blizej byc nie mozna wlasnych genow i jest to swietny sposob aby pobudzic oksytocyne do zalania mozgu. Chce sie przedluzenia siebie i dos£ownie pochodzi to z siebie. Bycie w zwiazku tez jest egoizmem. Jestesmy nie z jakimkolwiek osobnikiem, ale z tym "naszym" juz wybranym. Jestesmy w zwiazkach, bo to cos nam daje. Na przelomie wiekow wypelnianie potrzeb sie zmienialo. Kiedys byla to akceptacja spoleczna i opieka, kontrakt dwoch stron w celu wychowania potomkow. Kobieta nie mia£a wyjscia. Pozniej nastapila era romantyzmu i gloryfikacji emocji. Jak widac chwiejna. Ale zawsze ma to na wzgledzie wypelnienie naszych potrzeb poprzez wypelnienie czyichs potrzeb. Dajac wsparcie, cieplo i mi£osc jest duze prawdopodobienstwo, ze to sie nam zwroci. Sama wiara, ze to jest dobre i szlachetne daje nam poczucie sensu. Ja wybralam sobie swoj zawod nie dlatego ze jestem taka dobra i chce pomagac ludziom, ale dlatego ze sprawia mi PRZYJEMNOSC pomaganie ludziom poprzez zaspokajanie mojej MN czyli ciekawosci na temat wewnetrznego swiata homo sapiens. I wcale nie robie tego dlatego, ze chce sie zbawic :-) Tego mozecie byc pewni.To bylby dopiero egoizm :-D I teraz jak sie to ma do singlow?

Oczywiscie sa single nie z wyboru. I nie sa szczesliwi, bo maja wlasnie ten jeden waski cel w zyciu - tradycyjnie rodzina, choc wiemy, ze to nie gwarantuje szczescia. Ale sa tacy, ktorzy naprawde nie szukaja wypelnienia tradycyjnego schematu, bo maja juz Mi£osc Niezalezna, ktora jest w centrum ich jestestwa. W Irlandii na przyklad znam wielu singlow, w Polsce prawie w ogole, co juz jest dla mnie podejrzane. I tak tutaj single wcale nie chca kariery i pieniedzy. Sa zajeci wolontariatami, pomagaja innym czynnie, podrozuja do Afryki i innych miejsc, udzielaja sie w roznych innych spolecznych akcjach, podrozuja, maja przyjaciol. Rodzina moze byc, ale jak nie bedzie to tez nie ma za£amki. Raz spotkalam w Cork pielegniarke na emeryturze, w parku. Tak usiadla i zaczelysmy rozmawiac. Mowi, ze tak kochala swoja prace, ze w sumie posiadanie rodziny ja ominelo, ale nie zaluje. Nigdy nie czula, ze cos traci, bo rajcowalo ja humanistyczna mi£osc poprzez swoja prace (a zakonnica tez nie chciala byc:-)). Czy widzieliscie aby posiadanie rodziny prowadzilo do wzrostu zachowan np. altruistycznych lub humanistycznych? Zwyczajnie czesto nie ma sie na to czasu i si£y. Dlatego roznorodnosc jest tak potrzebna i powinnismy ja wspierac. I single i zwiazki maja swoje miejsce w spo£eczenstwie. Irlandia jest generalnie krajem skupionym na szerszej perspektywie niz na familocentryzmie. Nawet jak ludzie maja rodziny, to ciagle udzielaja sie spolecznie, nie odcinaja sie od znajomych, bo sa zajeci swoja trzodka. Czlowiek nie czuje sie tu wyizolowany, bo podejscie humanistyczne powoduje, ze ciagle czujesz iz przynalezysz. Poza tym spojrzmy na nasza cywilizacje, jest tyle ciekawych rzeczy do roboty, do nauki, ze skupienie sie tylko na jednej formie dostarczenia sobie sensu w zyciu jawi sie jako marnotrastwo.

A wiec wszyscy jestesmy egoistami. Wszyscy chcemy to, co sprawi, ze nam bedzie dobrze. Jednakze Mi£osc Niezalezna moim zdaniem uszlachetnia relacje z innymi, bo daje poczucie balansu i twarda podstawe do przechodzenia przez zycie bardziej konstruktywnie. Nie wisimy na innych. Nic mnie nie przeraza jak uslyszenie od drugiej osoby "Nie moge bez ciebie zyc" lub "Bez ciebie bede nieszczesliwy". To nie jest dojrzala mi£osc ale wo£anie o pomoc dziecka, ktore nie przecielo mentalnie pepowiny z opiekunem i takiego szuka. Ale tak jak i wszystko moze byc uzyte jako obronny mechanizm tak i MN moze byc w ten sposob uzyta. MN nie powinna byc ucieczka, tylko podstawa do rozszerzania polaczenia ze swiatem. Bo mi£osc £aczy i buduje, a nie zamyka i niszczy. Ktos na przyklad tworzy muzyke. Taka ma pasje. Jest to mi£osc jezeli dzieli sie ta muzyka z innymi, daje innym niebywale doswiadczenia, sam spotyka ludzi o takich samych zainteresowaniach. Wiec podstawa dlaczego to robi to mi£osc do muzyki ale poprzez nia szerzy po£aczenia z innymi i w zamian czuje sie po£aczony z odbiorcami, ktorzy dziela jego styl i pasje. To tez ogromnie wype£nia i daje poczucie przynaleznosci.

Jest jeszcze jedna zaleta MN. Ona cie nigdy nie zawiedzie. A oznacza to, ze zycie jest rozne i ludzie sa rozni. Ludzie odchodza, umieraja, zawodza. MN powoduje, ze zawsze jest sie na czym oprzec, zawsze ma sie niezalezny sens. A jak sie ma na czym oprzec, to jest nadzieja, ze wszystko inne znowu sie razem po£aczy bez presji.

W nastepnym poscie bedzie o Mi£osci Relacyjnej. O mi£osci rodzicielskiej juz napisalam w ostatnim poscie. Czeka nas jeszcze Mi£osc Romantyczna i Przyjazn. Wyglada to tak: 
Mi£osc JA - JA - done
Mi£osc JA - Bliscy - next
Mi£osc JA - Spo£eczenstwo/Humanizm - cdn
Mi£osc JA - Ziemia/Natura/Wszechswiat (transcendencja) - cdn. 

Mi£ego tygodnia.