"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



piątek, 23 grudnia 2011

Merry Christmas!

I znowu Ziemia zatoczyla swoj krag i mamy znowu Swieta. Jezeli zapytacie sie mnie jaki mam do nich stosunek powiem, ze obojetny. Czy by Swieta byly czy nie byly, prawdopodobnie nawet bym nie zauwazyla. Emocjonalnie nic mnie nie ruszaja, chociaz rozumowo wiem, ze fajnie miec cos tak kolorowego w zimie, kiedy ciemno i zimno. W Irlandii odczuwa sie to takze bardziej spolecznie, poniewaz wszyscy wymieniaja sie kartkami, malymi prezencikami, pelno imprez swiatecznych i spotykania na swiatecznych obiadach z przyjaciolmi. Tak...tutaj nie mozna byc samotnym. W Polsce sie mowi, ze samotnosc jest najbardziej odczuwalna wlasnie w tych dniach szczegolnie. Tutaj - nie ma bata. Wygadaj sie, ze spedzasz czas sam na swieta, zasypia cie zaproszeniami. Wiec lubie te Swieta w Irlandii bardziej, niz w Polsce, jednak jak co roku odwiedze swoje rodzinne strony by spedziec choc troche czasu z rodzinka.

Nie widzimy sie zza ekranu komputera. Jestescie tam, a ja tu i komunikuje sie z Wami pisanym slowem. Jednak w tym roku postanowilam obdarowac podroznikow, ktorzy zatrzymali sie na chwile w mojej przystani  czyms wiecej niz tylko klikaniem w klawiature. Oto moj muzyczny prezent dla Was, Moi Drodzy wraz z cieplym przeplywem energii przechodzacym przez moje struny glosowe (mam nadzieje, ze wytrzymacie:)).


Zycze Wam abyscie zawsze powstali, kiedy upadniecie i aby upadki byly wrotami do nowych odkryc i nauki o samym sobie. A takze, abyscie nigdy nie stracili wiary we wlasne mozliwosci!

Pozdrawiam Swiatecznie!

wtorek, 13 grudnia 2011

Zapisalam w czerwonym notesie....

    Z ksiazki Poprawka z matury - Ewy Woydyllo.

    "Jako psychoterapeutka zauwazylam pewna prawidlowosc. Im bardziej nieszczesliwe dziecinstwo, tym trudniej dorosnac. Ludzie bowiem skrzywdzeni w kolebce czesto dlugo, za dlugo, sa dziecmi – nie-doroslymi, zleknionymi, zniewolonymi (…) Od kazdej reguly zdarzaja sie wyjatki. Tu wyjatek stanowia osoby krzywdzone I zaniedbywane w dziecinstwie, ktore jednak, niczym sprezyste pi£ki rzucane z wielka sila o twarde, kamieniste lub grzaskie podloze, zamiast peknac, wypuscic powietrze, sflaczec I pozostac na dnie – odbijaja sie za kazdym razem wysoko. Z poczatku moze z trudem, ale z czasem coraz £atwiej I wyzej, odbijaja sie I szybuja poza zasieg razenia I ranienia. Ludzie sprezysci. Ludzie dojrzali I dorosli. Zaprawieni w treningu odbijania sie od dna. Potrafiacy w koncu poszybowac na taka wysokosc, z ktorej juz zadna sila nie jest w stanie zepchnac ich w dol (…)." str 8.

   "Wierze, ze nad wolna wola mozna zapanowac. Mozna uczynic ja jeszcze bardziej wolna mimo wewnetrznych I zewnetrznych ograniczen. Wiaze sie to z procesem osiagania dojrzalosci psychicznej I emocjonalnej, a moze nawet z nia tozsame. Wolna wola jest w pewien sposob tej dojrzalosci wyrazem I miara. Im dojrzalszy jest czlowiek, tym bardziej wolna jest jego wolna, tym mniej moze (musi? Chce?) poddawac sie lub ustepowac uwarunkowaniom. Z drugiej strony wiem, ze oddanie wlasnej woli calej w£adzy I odrzucenie wszelkich ograniczen (gdyby w praktyce bylo to w ogole mozliwe…) czyli wolnosc absolutna, a wiec po prostu samo – wola, musialaby spowodowac totalny chaos, a w konsekwencji samounicestwienie, str 9-10

   "W potocznym repertuarze porzekadel czesto powtarzana sentencja pociesza, ze co cie nie zabije to cie wzmocni. Jej autorem jest Fryderyk Nietzsche, ktory odniosl ja najprawdopodobniej do samego siebie na poczatku rozprawy Zmierzch Bozyszcz. Mysl te rozwinal, piszac dalej: “ Ludzie najwiekszego ducha, zalozywszy, ze sa najodwazniejsi, rowniez w znacznie wiekszym stopniu przezywaja najbolesniejsze tragedie, ale dlatego wlasnie czcza zycie, ze przeciwstawia im sie ono jako ich najwiekszy przeciwnik.” (Wiecie dlaczego zo£w ma twarda skorupe? Bo chroni swoje miekkie wnetrze... przyp. Izabell) str.12

   Przeczucie mi mowi, ze to, co sie dzieje w ko£ysce, jest nam jakos dane. To zas, co potem, musimy sami zdobyc, osiagnac, zrobic, wypracowac. Innymi s£owy: nie sztuka urodzic sie dzielnym zuchem. Sztuka nim zostac, gdy przyjdziemy na swiat jakos bojazliwy s£abeusz. str 13

    "Co zrobili ci, ktorzy nie urodzili sie w czepku szczesciarzy I szczesliwcow? Troche juz wiem, bo wielu mialam okazje poznac podczas leczenia ich zaburzen psychicznych I emocjonalnych po wielkich nieszczesciach. Niektorym terapia cos podpowiedziala, zdo£a£a skierowac uwage w dobra strone, doda£a mocy, by mogli w koncu zrzucic klatwe przeszlosci. Wszystkiego jednak nie wiem. Najmniej znam tych, ktorzy poradzili sobie bez leczenia. Tacy do psychologa sie nie zglaszaja. Psycholodzy najlepiej znaja ich przeciwienstwa, czyli osoby cierpiace z powodu nieszczesliwego dziecinstwa. Sa one ilustracja rownania ciezkie dziecinstwo = ciezkie zycie, przyjmowanego przez wielu za aksjomat. Mnie frapuja osoby bedace zywymi dowodami na prawdziwosc innego rownania: ciezkie dziecinstwo + x = pogodne zycie. Wlasnie owo x interesuje mnie najbardziej. (I mnie :). przyp. Izabell) str14

   (…) Michal Olszewski: “ Oczywista staje sie watpliwosc czy polskie przemiany ostatnich lat maja charakter g£ebszy. Tak, niewatpliwie nalozylismy na tutejszy smutek karnawalowa maske. Gdybym jednak mial do wyboru kraj smiertelnej melancholii I kraj, w ktorym kryje sie ona pod sztucznym usmiechem, wybralbym bez wachania ten drugi”. str.20 (nawiazujac do ciaglych smiesznych tekstow polskich, ktore zarzucaja usmiechnietym krajom sztucznosc I maski. Wierzcie mi, ludzie w takich krajach naprawde chca by bylo milo I nawet jak pod okiem £za, nie topia w nich caly swiat! przyp. Izabell).

   “Daja jednak nadzieje, ze rozpadnie sie w koncu na kawalki odstreczajaca polska geba, niezadowolona, agresywna, z grymasem wiecznego zalu do swiata, geba milosnika traum I rytualnych samookaleczec”. str 20

   “sprezystosc emocjonalna” str.22

   "Z£y los gdy wygrywa bierze wszystko. Gdy sie go pokona, wszystko oddaje." str 23 (challenguj swiat, mysli, Boga, siebie przyp.Izabell)

   "Zycia, czyli tak naprawde czego? Nie samej sekwencji zdarzen – bo nad nimi przewaznie niemamy kontroli, lecz swego zaangazowanego udzialu w tych zdarzeniach". (to wybor. Brak decyzji to tez decyzja przyp.Izabell)

   "Bede jednak utrzymywac, ze lepiej zawczasu wyrobic odpowiednia sprezystosc emocjonalna I zdolnosc do samodzielnego odbijania sie od dna, zanim jeszcze nadejdze kryzys. str 35 (ciagly rozwoj, nauka wolnosci, nauka uwagi, nauka glebszego spojrzenia na zjawiska, rozbijanie ego powoduje lepsze przygotowanie i przewidywanie konskwencji a za tym trafniejsze wybory, przyp. Izabell)."

piątek, 18 listopada 2011

Swiat oczami DDA - Zwiazki

   Tym razem skupimy sie jednym aspekcie milosci; zwiazkach miedzyludzkich. Ten zwiazek jest wyjatkowy w swojej problematyce dla DDA. Tak jak wspomnialam pierwszy przyklad jest silny, bo przezywany w najbardziej wrazliwym momencie kiedy to nasz system nerwowy dopiero co sie ksztalci. Naruszony silnie pod wplywem negatywnego I przekraczajacego swoje limity stresu, pozostawia zakodowane slady pamieciowe, ktore moga odzywac sie po latach. Moga, ale nie musze. Nie ma jednego schematu; inni doskonale radza sobie z tym aspektem, inni przeginaja w jedna albo w druga strone uciekajac od zwiazkow lub zbytnio sie w nie zatapiajac. Rozpoznanie swojego schematu to pierwszy I podstawowy krok.

   Podejscie do zwiazku z drugim czlowiekiem ksztaltuje sie pod roznymi wplywami. Pierwszy przyklad to oczywiscie dom. Moje obserwacje zwiazku moich rodzicow zakodowaly mi antyprzyklady – mam zakodowane jak zwiazek NIEPOWINIEN wygladac. Brak odpowiedzialnosci za siebie za czym idzie za wlasna rodzine, brak szacunku, brak komunikacji, brak ciepla, przyjazni, wsluchiwania sie w siebie nawzajem. W mojej glowie, prawdopodobnie pod wplywem mojej osobowosci wszystko zakodowalo sie jako antyprzyklady. Patrzac wstecz nie zauwazam abym wybierala facetow pod jeden mianownik - byli to roznorodni ludzie. Nie chcialam powielac ich schematow bo instynktownie czulam, ze to nie tak powinno byc. Dlatego nie zgodze sie na nic mniej. Natomiast u wielu Doroslych Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych zachowania w domu moga zakodowac sie jako schematy do powielania. Na przyklad znam osobe, ktora wychowywala sie w domu, w ktorym matka byla do rany przyloz, wycofana i ofiarna, a ojciec byl zimny emocjonalnie I czesto egoistyczny. Kobieta ta teraz w swoim doroslym zyciu jest doslownie ZEBRAKIEM MILOSCI. Czyli zebrze o uwage od mezczyzn, o ich zaangazowanie. Nie moze zrozumiec, ze jej brak powodzenia w tej sferze zycia jest spowodowany jej desperacja oraz klamstwami, ktorych uzywa by sie facetowi przypodobac. Na przyklad mowi facetowi, ze jest atrakcyjny, ale juz za jego plecami mowi, ze jest brzydki i nie chce miec brzydkich dzieci. Nie zdaje sobie sprawy, ze wszyscy w okol, od sfery prywatnej po prace przejrzeli jej gre I niestety nikt nie ma do niej szacunku. Co wiecej, w kazdym przypadku odrzucenia jej przez faceta, kobieta tlumaczy to sobie sytuacjami zewnetrznymi, kompletnie nie odnoszac tego do siebie. To sie nazywa zewnetrzny locus of control. Czyli to nie jest fakt, ze po prostu facet wybral kogos innego, poczul cos szczegolnego do kogos innego, lub po prostu po paru spotkaniach stwierdzil, ze to nie jest to. Kobieta nie potrafi sie z tym pogodzic, obwinia ta druga, lub ignoruje fakt decyzji faceta o niedopasowaniu I braku chemii i nadal go nagabuje, dzwoniac, piszac, i robiac wywiady w pracy za jego plecami. Schemat powtarzany przez ta kobiete jest niestety zalosny, bo stawia ja na poziomie zebraka, na ktorego nikt niechce spojrzec. To jest smutne, bo ludzie wyczuwaja, ze jej tak na prawde nie ma, nie ma twardej struktury tylko desperacja pierwszego przykladu – ojca, ktory ja takze ignorowal i jej wszelkie proby wolania o uwage nie odnalazly odzewu. Kobieta dodatkowo byla w stanie na przyklad odezwac sie po 10 latach do dawnego faceta – przyjaciela (a moze i wiecej niz przyjaciel), ktory zerwal z nia kontakt nie tlumaczac dlaczego. Nie potrafila  pozegnac sie z kims, kto widac nie mial odwagi wytlumaczyc decyzji, tylko znalazla go na FB I zaczela pisac. Aby historia byla ciekawsza odezwala sie jego zona. Zaczela sie wymiana slow, zona zarzucala jej podejrzane intencje, kobieta zarzucala jej czarno-bialy swiatopoglad, nie widzac faktu, ze ona tak samo traktuje swoje zwiazki czy to z facetami czy z przyjaciolmi. Podejrzany jest jednak fakt, ze kobieta potrafi wytlumaczyc faceta, wybaczyc mu, zebrac o powrot, jednak nie jest wstanie byc tak samo otwarta do kobiet. Wprost uwaza ich za wrogow czychajacych na jej faceta. Tutaj pewnie nawiazanie do jej matki, ktora byla cicha ofiara, ciepla I cierpiaca w milczeniu, czyli bez silnego wplywu na swoje dzieci. Kobieta stala sie jak swoj ojciec, ktory nie mial szacunku do wlasnych kobiet w domu z egoistycznych pobudek. Ona takze stawia faceta na piedestale, potrafi sie nawet slizgac aby tylko byc w jakimkolwiek zwiazku, nawet jezeli facet od niej ucieka. Jednoczesnie kobieta dyskryminuje inne kobiety, tak jak ojciec nie zwracal uwagi na nia.

  Wiec jak widac, samo-refleksja nie jest czesto rzecza nadana. Niektorzy musza ja po prostu wypracowac. Ale to trudne w obliczu programowania z dziecinstwa. Jednak ci co pragna dojrzalosci I madrosci podniosa rekawice.

   Niedawno przeczytalam fajna ksiazke z gatunku pop-psychologii; Dlaczego mezczyzni kochaja Zo£zy. Zauwazcie, ze w sferze kobiecej ta walka o samca czesto przyjmuje priorytetowy cel. W przypadku wyzej opisanej kobiety, jest ona w stanie zrobic wszystko, nawet oczernic w oczach faceta inne kobiety, nawet jakby to byla kolezanka czy bliska przyjaciolka, aby tylko mu nie przyszlo do glowy ktorakolwiek polubic i vice – versa. Jednak tak postepuja zebracy, nie zo£zy. Jednak z ewolucyjnego punktu widzenia, takie zachowanie jest znane psychologom. Oto co czytam w Charakterach (Wrzesien 2010), "Szarpanie reputacji seksualnej rywalki pelni konkretna funkcje - ma sprawic, ze stanie sie ona mniej atrakcyjna jako kandydatka na przyjaciolke w oczach innych kobiet i jako stala partnerka w oczach potencjalnego partnera seksualnego (...). Badania przeprowadzone przez zespol z Laboratorium Davida Bussa wykazalo, ze w trakcie rywalizacji seksualnej kobiety stosuja takie strategie, jak nazywanie konkurentki kobieta, ktora zmienia mezczyzn jak rekawiczki, rozpowszechnianie opinii, ze rywalce zalezy tylko na tym zeby ktos ja przelecial, powiedzenie, ze miala zbyt wielu partnerow, powiedzenie, ze sypia z kim popadnie." W przypadku wyzej opisanego przypadku, kobieta potrafila uzywac jeszcze lepszych tekstow za plecami wlasnej kolezanki, aby tylko zdyskredytowac ja w oczach jej owczesnego celu, u ktorego zebrala o uwage - ze ta inna dla jednego orgazmu jest gotowa zrobic wszystko! Znowu mozemy zaobserwowac jak prymitywne instynkty, ewolucyjna walka i zakodowane w umysle schematy moga utworzyc mieszanke wybuchowa, ktora tak naprawde unieszczesliwia ta osobe osobiscie.

   Jednak Zo£za jest zupelnie inna - to kobieta, ktora nie zniza sie do takich niskich zachowan. Ksiazka o zo£zach traktuje o poczuciu wlasnej wartosci, o dumie kobiecej, ktora nie gania za facetem na sile aby wypelnic w sobie pustke. Zo£za to niezalezna kobita, ktora doskonale czuje sie w zwiazku jak i bez niego. Jezeli facet ja zostawia, lub zle ja traktuje, lub zachowuje sie jak pies biegajacy za cieczka, Zo£za nie poniza sie I nie zachowuje jakby byla przyklejona do niego na super-glue a jego brak spowoduje rozsypke wszystkiego tym, czym jest. Zo£za mysli “ skoro nie chce ze mna byc, jego strata” lub “skoro wybral inna, widac to nie to. Znajde kogos odpowiedniejszego”. Oczywiscie odpowiedz na Zo£ze jest Zo£zik. Zo£zik takze nie jest zebrakiem milosci, potrafi zyc w zwiazku jak i bez niego. Traktuje kobiete z szacunkiem, jednak nie jest Kacprem, ktory jest gotowy zmiesc kazdy kurz spod stop wybranki. Zasluga Zo£zika jest wspieranie Zo£zy w rozwoju, jaki i Zo£zy wspieranie jego w rozwoju. Jest to takze dawanie wolnosci wyboru. Zo£zik wie, ze moze odejsc kiedy chce, ale nie chce bo dobrze mu z Zo£za. I nawzajem. A dobrze jest mu dlatego, bo Zo£za nie jest Zebrakiem, nie wisi na nim, jak i on nie jest – nie zalewa ja wlasnymi niespelnionymi potrzebami. Milosc to nadmiar. Milosc to nie potrzebowac kogos, ale pragnienie po prostu dzielenia sie nadmiarem. Jezeli takiego kogos nie ma w osobie partnera, wowczas Zo£za I Zo£zik dziela sie tym ze swiatem, z rodzina, przyjaciolmi, z samym soba, ludzmi napotkanymi. Bo Zo£za I Zo£zik nie gloryfikuja jednego typu milosci. Kazde jego oblicze jest wartosciowe tak samo.

   Osobiscie podchodze do zwiazku bardzo serio. Dodam wiecej – bardzo, bardzo serio. Dlatego bo bylam sama swiadkiem I odbiorca bolu jaki mozna odczuc w takim kontakcie. I dlatego, ze jestem nadwrazliwa na wiele bodzcow z natury. Jest to rzeczywistosc w ktorej staramy sie byc jak najblizej z drugim czlowiekiem. I jak blisko jestesmy tak mocno tez mozemy byc zranieni. Jest to odpowiedzialnosc na kazdym kroku, za siebie, za czym idzie za druga osobe. Bo kazde nasze decyzje i slowa beda afektowac druga osobe. Dlatego to jest unia dwoch planet. Jednak nie oznacza to faktu klamania czy ukrywania niewygodnych rzeczy. O bolu mowie wlasnie w nawiazaniu do klamstwa, w nawiazaniu do oszustwa, do zniszczenia zaufania. Bol prawdy jest inny, on uwalnia, choc bolesnie ale jednak zachowuje sie wtedy szacunek do osoby, ze dala nam wybor, ze nie manipulowala faktami, aby egoistycznie nas zatrzymac. Przynajmniej tak podchodza do tego ludzie co dotkneli Agape ;)

   Wiec czym jest dla mnie zwiazek? Kilkoma rzeczami.

   Zwiazek to chemia. Tak… wiemy, ze uwalnia sie fenyloetyloamina oraz dopamina I zalewa mozg. Jednak tutaj jest roznica w jakosc chemii, na ktora ma wplyw nasza znajmosc siebie, czlowieka, zjawisk zyciowych. Chemia moze powstac od pierwszego wejrzenia, ale takze moze sie tworzyc w czasie. Mam oczywiscie na mysli chemie milosna. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej opcji. Zakochanie, zauroczenie, ktore jest jak grom z jasnego nieba czesto zaslepia tak bardzo, ze po latach zaczynaja otwierac sie oczy a widok moze nam sie juz nie podobac. Oczywiscie polscy rycerze sredniowieczni beda optowac za “pojsciem za glosem serca” lub za spontanicznoscia I szalenstwem, jednak jak wiemy na dluzsza mete to po prostu nie dziala, jezeli myslimy o glebokim polaczeniu emocjonalnym z druga osoba. Zreszta porywy serca to nic innego jak biologia spelniajaca swoja powinnosc, do czasu dzieci, ich wychowania itd. To za malo na bliskosc. Bliskosc wymaga czego swiecej. Druga opcja to powolne kroczenie I poznawania krainy pt. drugi czlowiek. Czyli chemia jest ale nas nie zalewa, nie jest najwazniejszym I podstawowym czynnikiem naszych emocji. Energia przeplywajaca tylko nas dopinguje do poznania drugiej osoby, kim jest? Co mysli? Jakie ma zasady? Jak sie zachowuje? I na koncu do ewaluacji czy to co soba reprezentuje jest dobrym kapitalem do stworzenia zwiazku. Znowu slysze glosy sredniowiecznych rycerzy I ksiezniczek – co tak zimno? Gdzie spontanicznosc? To nie powinna byc kalkulacja! A ja sie z tym nie zgadzam. Analiza nie odbiera nic z piekna. Znowu przytocze przyklad jaki podal moj przyjaciel John – to, ze analizuje kwiat, dlaczego jest zielony, jak powstaje, w jakiej ziemi najlepiej rosnie, jakie barwniki I chemie zawiera, nie przeszkadza w poczuciu podziwu I milosc do tego malego cudu natury. Daje to takze cos wiecej - znajmosc jak sie z tym kwiatem obchodzic, by kwit£. Pewna psycholozka rodzin, ktorej imienia nie pamietam powiedziala, ze podejscie romantyczne jest najbardziej zgubne, choc daje najwiekszy haj. A ludzie niedojrzali chca haju, nie poglebienia relacji. I moze to sie romantykom nie podobac, ale malzenstwo na przyklad jest oczywiscie zwiazkiem ludzi, ktorzy sie kochaja, ale jest takze biznesem. Czy sie chce czy nie. Firma pt. malzenstwo. I wowczas nalezy sobie zadac pytanie, czy osoba jest odpowiedzialna, czy dokonuje odpowiednich wyborow, bo mozna wpasc w tarapaty.  A chemia nie zrobi tego za nas. Zapytacie pewnie a co z zaufaniem w takim razie. Prof. Sztompka na pytanie czy mozna zracjonalizowac proces zaufania, nie darzyc nim slepo, odpowiedzial w Charakterach, ze trzeba. Bo wiecie spoleczenstwo niemieckie takze Hitlerowi zaufa£o i wiemy jak sie skonczylo. Obserwujemy, analizujemy czy osoba spelnia kryteria do tego aby moc na nim/na niej polegac. Czy dotrzymuje slowa, jakie byly jej/jego wczesniejsze wybory, czy ma poczucie odpowiedzialnosci ale takze czy jest czuly/a, czy komunikacja jest otwarta i czy czujemy sie w tym wszystkim soba. Rokowania opieraja sie na obserwacji pewnych tendencji w czlowieku.. Czyli patrze co osoba soba reprezentuje, czy nagina sie do systemu, czy dotrzymuje slowa, czy szanuje slowo,za czym idzie zachowanie w ich relacji. Duzo tego. Nie zyciowo - ktos by powiedzial. A ja odpowiadam - teraz wlasnie wglebiacie sie w zjawiska zyciowe. I tam pod spodem siatka pajeczyny jest bardzo gesta.

   Zwiazek to decyzja. Decyzja, ktora najlepiej jak jest podjeta po czasie chemicznym. Decyzja jest podjeta na podstawie rokowan oraz naszych emocji. Czyli czy czujemy cieplo na sercu, ale takze czy do odpowiedniego dla naszego szczescia czlowieka. Decyzja bedzie poddawana probom I pokusom kazdego dnia. Ostatnio czytalam w Twoim Stylu na temat Testerek Zwiazkow. Kobiety wynajmuja taka testerke, ktora ma za zadanie sprawdzic czy jej facet jest sklonny ja zdradzic. Oczywiscie nie dziwota, ze to wiecej kobiet niz mezczyzn szuka takiej usulugi. Z wielu powodow: to facet, nie kobieta ma wieksze tendencje do szukania przygod. Jest w tym troche biologii (bo kobieta rodzi I czesto kieruje sie bardziej na dzieci niz przygody plus testosteron meski), kultury (patriarchat), wychowania spolecznego. Wiec taka testerka sprawdza decyzje takiego faceta, ktora w wiekszosci nie byla nawet podjeta prawdopodobnie choc troche z glowa, tylko szlo sie z fala. Wiec szpieg kamufluje sie na rozne sposoby w zaleznosci od faceta upodoban. Lubi silne kobiety – testerka odgrywa businesswoman, lubi kobiete z sasiedztwa, testerka przyjmuje naturalna i przyjacielska postawe. Wedka zarzucona jest podstepem; a to prosba o wymiane kola, a to poproszenie o ogien, a to ksiazki wypadniete z reki. I sie toczy rozmowa, potem od A do B zaczyna sie flirtowanie. Testerka daje odczuc jak duzo maja ze soba wspolnego. Uwodzi. I z 10 przypadkow 6 wpada, a 4 nie £apie przynety – jak oceniaja same testerki. To wywolalo moj optymizm, bo dawalam gorsza statystyke (hehe) Z moich obserwacji i doswiadczen powiedzialabym 2 na 10 nie £apie przynety. Tak czy siak, biologia nadal wygrywa – nie sila znaczenia, decyzji. Pamietam kiedys slowa aktora Ma£aszynskiego, ktory stwierdzil, ze kiedy rozpoznaje, iz rozmowa idzie we frywolnym kierunku i atmosfera sie zageszcza, poprostu ucina to i wychodzi. Dlaczego? Zbyt dobrze zna swoja biologie. Podjal decyzje z kim chce spedzac swoje dni wiec trzyma sie decyzji. Woli skierowac energie na poglebienie tej relacji. Ladne s£owa, mam nadzieje, ze jego czyny tez sa takie £adne. Bo pokusy sa i zawsze beda, a po latach moga byc odczuwalne mocno – i to takze bedzie miara sily naszej decyzji.

   Zwiazek to odpowiedzialnosc. Podjete decyzje beda obejmowac juz nie tylko jedna osobe, ale i dwie. Kazda decyzja bedzie jakos wplywac na emocje drugiej. Kazda sytuacja bedzie wplywac na ta druga osobe. Kazdy smutek, radosc, nawet tylko z zakresu na przyklad pracy, bedzie wplywac na druga osobe. Nawet powiem wiecej, kazda przeszla decyzja moze wplywac na druga osobe. Czyli glupoty, brak odpowiedzialnosci w przeszlosci moze miec dlugotrwale konsekwencje, ktore moga byc ciezkie do zaakceptowania lub usuniecia w przyszlosci. Dla niektorych przeszlosc to przeszlosc, ale dla innych – jak i dla mnie – przeszlosc mowi o naszych tendencjach, naszych zasadach, mora£ach, sile ducha. Nie ma ucieczki od przeszlosci, ona okresla kim jestesmy. Kto ja ignoruje i wierzy, ze czlowiek ot tak sie zmienia w trakcie rozwoju spiesze powiedziec, ze podstawowe rzeczy ciezko zmienic a nawet wiele jest niemozliwe do zmienienia. Osoba nieodpowiedzialna nie stanie sie nagle odpowiedzialna, a klamca nie zacznie nagle mowic prawdy, szczegolnie pod wplywem stresu. To jest niski stopien samokontroli, bo u kazdgeo plasuje sie na innych poziomach. Cytujac znowu s£owa prof. Sztompki (Charaktery, grudzien 2010) “ W relacji z kims dokonujemy kalkulacji, oceniamy jego wiarygodnosc tak zwana inferowana – bedaca wynikiem wnioskowania. Aktywnie poszukujemy informacji o partnerze, weryfikujemy jego obietnice, dokonujemy projekcji jego interesu – czy ma on interes w tym, by spelnic nasze oczekiwania. Na wiarygodnosc immanentna z kolei skladaja sie: reputacja partnera, rekomendacje I referencje (..). Wazny jest nie tylko wizerunek ale takze jaki ktos jest w dzialaniu. Obserwujemy, czy spelnia on wspomniane kryteria, czy jest skuteczny, moralny, lojalny. Jednym ze sposob sprawdzenia tego jest patrzenie na jego przeszlosc: czy dowiodl, ze jest uczciwy, ze potrafi sprostac moralnym wyzwaniom I podjac moralnie decyzje. Na tym w moim rozumieniu polega charakter – oznacza on konsekwencje, konsekwentna postawe”.
Amen bym powiedziala.

   Wydaje sie to znowu bezduszne? Oczywiscie latwiej nie myslec o takich sprawach, ale jak mowilam, mnie nie interesuje £atwiej. Mnie interesuje dostac sie do dna. Postawa analizy na pewno nie uchroni nas od pomylek I czesto mozemy zadecydowac o podjeciu ryzyka. Jednak analiza zmniejsza prawdopodobienstwo skonczenia z reka w kiblu. Choc wspominajac kobiete, ktorej przyklad podalam na poczatku, dla niej rzadne znaki ostrzegawcze nie beda wystarczajaco silne aby powstrzymac jej glod zwiazku. Kody w umysle sa zbyt silne.

   Poczucie odpowiedzialnosci jest bardzo waznym aspektem w zwiazku. Szczegolnie gdy ktos planuje stworzyc rodzine z dziecmi. Przywolanie dziecka na swiat to wielka odpowiedzialnosc. Nikt kto ja czuje nie pozwoli na to aby pojawilo sie na swiecie przypadkowo, w relacji, ktora ma tylko chemie w swojej strukturze lub w relacji destruktywnej. Dorosle Dzieci bedac same w traumie wiedza, jak to £atwo jest zniszczyc komus psychike, a jak ciezko ja jest odbudowac. Nie wszyscy niestety biora sobie ta lekcje do serca. Alkohol, seks bez zabezpieczen, platanie sie w toksyczne relacje itd itd – mozna tak mnozyc. A prawo dziecka do bycia dzieckiem milosci, czyli glebokiej bliskosci stworzonej przez dwie osoby jest jak najbardziej oczywista. Tak jak ptaki buduja gniazda dla pisklakow, tak I obowiazkiem rodzicow jest przygotowac sie emocjonalnie do przyjscia malego czlowieka I stworzenie mu cieplych warunkow do rozwoju. 

   Pisalam kiedys na temat cech DDA, o tym, ze przewaznie sa ekstremalne. Jedna z nich mowila, ze DDA sa nieodpowiedzialni, a ja dopisalam ze jest drugie ekstremum, sa nad wyraz odpowiedzialni. Ja reprezentuje ten drugi typ. Jestem ekstremalnie odpowiedzialna, poniewaz odczuwam nawet fizycznie w scisnietym zoladku ciezar decyzji, ktore moglabym podjac. Wielu granic nie przekrocze i wierze, ze przewidywanie i myslenie o konsekwencjach swoich czynow jest dobrym poczatkiem. Szczegolnie jezeli obejmuje to nowe zycie, ktorego rzeczywistosc mialaby zalezec ode mnie. Zawsze zadaje sobie pytanie, jak mozna w 21 wieku wpasc??? Jakby swiat zapominal skad sie biora dzieci a cywilizacja nie wymyslila sposobow by sie zabezpieczyc. Jak sie ma glowe na karku to nigdy nie zapomina sie o odpowiedzialnosci tworzenia nowego zycia. Zadne pozadanie i emocje nie zaslepia tego poczucia. Przynajmniej moje nigdy nie zaslepily. Moje dziecko we mnie nie pozwala mi zapomniec o tej odpowiedzialnosci. Ale powiem wam, ze wlasnie to zapominanie jest bardzo sprytnym narzedziem Natury, do ktorego czlowiek tanczy jak mu Natura zagra. Gdyby tak nie bylo, pewnie polowy ludzkosci by nie bylo hehe  Ale to wszystko to takze zlozony temat, wrocmy do zwiazku.

   Zwiazek to komunikacja. Komunikacja bez tabu. Nie ma tematow o ktorych nie mozna porozmawiac. Milczenie, ukrywanie, unikanie komunikacji zapetla dynamike zwiazku i pozniej po latach staje sie jednym klebkiem nerwow. Partnerzy oddalaja sie od siebie, przestaja przebywac emocjonalnie w drugiej osobie i nastaje proznia. Slowa sa wazne. Mowilam juz o tym. Slowa i za tym zachowanie to brat i siostra. Sa tak samo wazne. Komunikacja negatywna to taka w ktorej czlowiek sie unosi, emocjonuje, zaglusza druga osobe i przestaje ja slyszec. Jezeli jest jeszcze w tym agresja i ponizanie slowne to granica za ktora jest juz przepasc jest przekroczona. Jak w piosence Perfectu - Gdy emocje już opadną, Jak po wielkiej bitwie kurz, Gdy nie można mocą żadną, Wykrzyczanych cofnąć słów.... Jezeli raz przekroczy sie granice szacunku, juz nigdy nie bedzie jak przed dokonaniem feralnego kroku. Kiedy bylam w 5-letnim zwiazku, daaaawno temu, ostatni rok byl pasmem zadawania sobie ran. Komunikacja generalnie nie istniala, tylko wyrzucanie sobie nawzajem. Przekroczylam granice slowna, rzucilam niecenzuralne wyzwisko Ty huju! i po tym poczulam, jak moj szacunek do niego jako czlowieka zostal przeze mnie zdeptany. Wstydzilam sie pozniej tego, bo to swiadczylo o moim braku refleksji nad moja zloscia i braku kontroli. To ja poleglam. Gryzlam jak wsciekle zwierzatko, jak prostak, ktory nie potrafi konstruktywnie poradzic sobie z sytuacja. To byl nasz koniec.

   To dziala takze w druga strone - nie wyobrazam sobie czulosci, ciepla i zaangazowania w kims, kto w ogole osmieli£ sie mnie wyzwac. Oddanie moich lat osobie, ktora nie patrzy co mowi czy co robi, ktora nie ma pokory w sobie i kontroli. Nie wyobrazam sobie nawet przyjazni z osoba, ktora przekracza taka granice. A przyjazn jest nastepna relacja bardzo wazna w zyciu. Przyjazn to zwiazek dusz. Buduje sie ja dlugo i na wielu probach. I zawsze wyznawalam zasade -kto przestal byc przyjacielem, nigdy nim nie byl.

Zwiazek to czu£osc. Cieple gesty jak uscisk dloni, przytulenie, pocalunek, jakikolwiek gest, ktory swiadczy o  tym, ze dbamy o druga osobe, o jej dobre samopoczucie, o jej szczescie. Mnie osobiscie rozczula jeden gest  i pewnie nie trudno mozna znalezc powiazanie do mojej przeszlosci - cieply pocalunek na czole. Mowi sie, iz jest on ojcowski. Ja go nigdy nie doswiadczylam i pewnie dlatego paradoksalnie uruchamia we mnie poklady poczucia bezpieczenstwa, kiedy go otrzymuje. Moze podswiadomie zawsze mi tego brakowalo, takich gestow od pierwszego meskiego przykladu. Jednak dlaczego akurat pocalunek na czole? Czemu nie czuje tego tak mocno w innych cieplych gestach, ktore przeciez tez sa przemile? Pocalunek na czole rozczula mnie ogromnie i czesto sama obdarowuje swoich najblizszych takim to pocalunkiem. W ten sposob mowie i czytam - dbam o ciebie, dbam o twoje bezpieczenstwo. A bezpieczenstwo do deficyt w psychice DDA.

   No i na koniec najlepsze haha. Zwiazek to intymnosc. Specjalnie nie pisze, ze zwiazek to seks, co jest niby oczywiste, jednak seks jest dwojaki - taki, ktory wyraza intymnosc, przywiazanie, oddanie - ten mozna ladnie nazwac kochaniem sie lub uprawianiem milosci. Ale jest takze taki, ktory jest narzedziem hedonistycznej uciechy - ten to po prostu uprawianie seksu. W zwiazku taniec cial jest tancem milosci. Jest zatapianiem sie w oczy partnera, jest obserwacja cial, jest proba zlepienia sie w jedno. I najlepiej przy zapalonym swietle!!! hahaha W zwiazku seks wyraza nasza potrzebe polaczenia sie z druga osoba. Nie mozna juz byc blizej fizycznie z drugim czlowiekiem, jak tylko przez seks. Jego brak sygnalizuje jakis nierozwiazany problem, jakies zablokowanie lub oddalenie. Jego naduzywanie....? Prawdopodobnie ciagle nadmierna chemie haha. Kiedy czlowiek odslania swoj umysl i cialo, nie ma juz co ukrywac. Oczywiscie jezeli jest na tyle odwazny by to zrobic. Czesto £atwiej jest odkryc cialo niz wlasne mysli i to kim sie jest. Intymnosc jest wrazliwa sfera w zwiazku i zdrada tej intymnosci wywo£uje wielki bol. I tutaj raz przekroczona granica powoduje rozsypke intymnosci, za czym idzie oddalenie. . . Intymnosc to kredyt zaufania, delikatny twor, wrazliwy, szczegolnie u kobiet. My kobiety podchodzimy do tego bardzo powaznie w zwiazku. Podobno nadajemy temu wieksze znaczenie (generalizujac statystycznie). Powodow takiego stanu rzeczy mozna znowu doszukiwac sie w wychowaniu, biologi czy psychice. Oczywiscie kobiety potrafia uprawiac seks tylko dla hedonistycznych uciech, ale nie zgodze sie z faktem, ze z tych samych powodow co faceci. Czesto patrze na Irlandki, dla ktorych weekend bez imprezy i seksu to weekend stracony, jak biora garsciam to co kiedys bylo zarezerwowane tylko dla mezczyzn. Jednak obserwuje takze, ze motywacja takiego zachowania jest zle rozumiana emancypacja - czyli badzmy jak mezczyzni. 

   Dzis znowu sie rozspisalam, ale temat jest znowu jak rzeka, jezeli sie do niej g£ebiej wejdzie. Zwiazki miedzyludzkie sa skomplikowane, pelne emocji i niestety czesto uginaja sie pod wplywem tychze emocji. I nie byloby w tym nic tragicznego, gdyby te emocje byly dojrzale, widzace, a nie emocje automatyczne, reagujace, emocje dziecka. Bo wiecie....kiedy kocham jedna osobe, przez nia kocham innych i caly swiat i siebie. Uczucie do jednego czlowieka to poczatek drogi w poznawaniu milosc i jej ogromu. A mowie Wam, czuje ze jest ogromna.... ze jest.....  


Na dobranoc piosenka zwiazkowa :) Hit sprzed paru lat!

Nite Nite




Mówią, mówią że
Mówią, że to nie jest miłość... nie
Że się tylko zdaje nam, zdaje im
Że już się nie złożą w żaden rym
Mówią, mówią że
Mówią, że to wszystko skończy się
Koraliki wspólnych lat i zim
Fotki gdzie na zawsze ona z nim

Mówią, mówią że
Mówią, że to nie jest miłość... nie
Że się tylko zdaje im
Że dawno już przegrali z losem złym
Mówią, mówią, że już nie
Mówią, że to wszystko skończy się
Wspólnie radowanie byle czym
Tym, że on w jej myślach - ona w nim

To co mam
To co się zdarzyło nam
To pachnący chlebem dom
Z roześmianą buzią twą


To co mam
To co się zdarzyło nam
Twój policzek, kiedy mróz
Na pierzynie Wielki Wóz


Niech mówią, że to nie jest miłość
Że tak się tylko zdaje nam
Byle się nigdy nie skończyło
To wszystko co od ciebie mam...


Mówią, mówią że
Mówią, że to nie jest miłość... nie
Że się tylko zdaje im
Że dawno już przegrali z losem złym
Mówią, mówią, że już nie
Mówią, że to wszystko skończy się
Wspólnie radowanie byle czym
Tym, że on w jej myślach - ona w nim

To co mam
To co się zdarzyło nam...
Całe Tatry wzdłuż i wszerz
Tęcza wstążki, kiedy deszcz

To co mam
To co się zdarzyło nam...
Zmierzchy z nagłym brakiem tchu
Noce bez godziny snu


Niech mówią, że to nie jest miłość
Że tak się tylko zdaje nam
Byle się nigdy nie skończyło
To wszystko co od ciebie mam...

Niech mówią, że to nie jest miłość
Że tak się tylko zdaje nam
Byle się nigdy nie skończyło
To wszystko co od ciebie mam...

poniedziałek, 31 października 2011

Swiat oczami DDA - MI£OSC.

   O milosci, tak jak o wielu innych silnych aczkolwiek abstrakcyjnych zjawiskach (jak wolnosc, szczescie itd) mozna rozprawiac bez konca. I dla kazdego bedzie ona znaczyc cos innego. Jednak - tak jak wielu filozofow czy naukowcow wierze w istnienie jednej odpowiedzi, moze skomplikowanej ale jednak spojnej, ktora ogarnia cale to zjawisko. Po prostu nie jestesmy jeszcze na etapie tego zrozumienia i co odwazniejsi beda wspinac sie konsekwentnie po kazde odpowiedzi i prawde na ten temat. Pytania: czy uczymy sie milosci czy sie z nia rodzimy? Czy istnieje niezaleznie czy tylko w zmyslach czlowieczych? Czy istnieje niezalezne znaczenie czy to tylko czlowiek spiewa o tym poematy?

   Dla DDA milosc to wielki problem - a nie dar. To ona rani najpierw, to ona powoduje traume i koduje reakcje obronne. A to dlatego, ze instynktowna ufnosc jaka czlowiek obdarza pierwszych opiekunow jest tak silna jak tylko silna moze byc natura. Inaczej dziecko nie przetrwa. Nawet w rodzinach dysfunkcjonalnych instynkt jest tak silny, ze rodzice potrafia pic, ale malych nozek i niemowlecej twarzy nie sa w stanie po prostu oddac komus innemu. Oczywiscie sa wyjatki. Jednak czy to tylko instynkt, czy takze spoleczny nacisk na fakt, ze lepiej w jakiejs niz w zadnej rodzinie....?

Czesto slysze o tym, jak po ciezkim dziecinstwie Dorosle Dzieci nadal twierdza, ze kochaja swoich rodzicow. Czy to jest naprawde milosc, czy to wlasnie ta silna potrzeba natury do  emocjonalnego wypelnienia wlasnego poczatku? Wiekszosc ludzi woli nawet takie przywiazanie niz rzadne. Bo wtedy zostaje sie znowu samemu. To bycie samemu jest jak emocjonalny rak, wspierany do obalenia przez spoleczny system. Paradoks zycia jednak - moim zdaniem - polega czasami na fakcie, ktory mowi o zobaczeniu rzeczy jakimi sa i zaakceptowaniu tego, co paradoksalnie przyczynia sie do zmiany tej rzeczy. Kiedy przyznalam sie przed sama soba, ze nie kocham ojca, nie kocham matki, pozwolilam na wszelkie nienawistne mysli paradoksalnie poczulam uwolnienie sie od nienawistnych odczuc. 

   Nie jestem osoba, ktora rozczula sie przy piesniach trubadurow, oraz patrzy na swiat zza romantycznych okularow. Dlatego moje spojrzenie na milosc nie bedzie opiewalo we wzniosle slowa, wprost przeciwnie, wszystko sciagam do twardych regul, ktore wierzcie mi, sa bardzo twardym fundamentem do budowania madrej milosci. Jaka jest ta madra milosc? Skad ona sie bierze? Pofilozofuje dzis troche na ten temat.

“Znalezc druga polowke”, “ten jedyny/jedyna”. Znacie to? Sa to tzw. sady a priori. Nie dopuszczaja wyjatku. Kazdy pragnie milosci i przewaznie jest to milosc, ktora obejmuje TYLKO drugiego czlowieka. Czyz nie to przychodzi najpierw na mysl kiedy pomysli sie o milosci? Kobieta pomysli o partnerze, jak nie ma dzieci. Albo pomysli o dziecku jak jest i partnerze w odzewie na slowo milosc. Ten uwarunkowujace przez lata stwierdzenie, ze wlasnie znalezienie drugiej polowki jest przejawem milosci, a potem dziecko "owoc milosci". Slowa sa bardzo programujace i niezdajemy sobie sprawy nawet kiedy sie nam koduja w glowie poprzez rodzicow, media, srodowisko.  Czyli dalsze logiczne rozumowanie odnosnie milosci to fakt, ze bez odbiorcy naszego uczucia jestesmy niepelni, lub nawet jestesmy niczym a zycie jest bez wartosci. Moj kumpel zyczyl mi na moje urodziny znalezienie “tego jedynego”, tej “drugiej polowki”. Odpowiedzialam, ze jestem pelna I moze mi zyczyc spotkanie druga pelnie, z ktora bede sie przenikac. Jestem cala planeta z wlasna orbita, satelita I wieloma zasadami funkcjonowania, a druga osoba mam nadzieje, ze bedzie takze swoja wlasna planeta i mam nadzieje, ze nie bedzie poszukiwac w moim swiecie czegos czego jej brakuje. Jak juz wczesniej mowilam - kochac bo chce a nie bo potrzebuje by wypelnic w sobie braki.  Wiec czy mozna czuc milosc bez odbiorcy?

   Przewaznie milosc posiada odbiorce, obdarzamy uczuciem cos lub kogos. Pamietacie, kiedy mowilam o bigger picture, jak to widzimy nasza dzielnice, miasto, kraj, potem Ziemie (zalaczylam filmik). Wlasnie tak sobie mysle, ze tak samo jest z miloscia, ktora moze byc sprowadzona do malego punkciku na Ziemi, ale takze moze ogarniac szersze spektrum. Jednak te szersze spektrum ma rozne barwy. Barwy milosci. Gloryfikacja jednej - co czyni spoleczny system - powoduje, ze wielu ludzi nie spotkawszy tej jednej popada w depresje, robi glupoty, czuje sie nieszczesliwe. Spoleczny system nie jest indywidualnoscia, jest ogolnoscia wiec rzadzi sie swoimi prawami. Ogolnosc - czy sie to komus podoba czy nie - jest niczym innym jak dzialaniem biologi, ewolucji, jak kto chce to nazywac - bo taki jest pierwotny program. Biologia pracuje nad tym abysmy skupili sie na tym malym punkciku. Daje nam pewien potencjal jednak nie wykonuje roboty za nas. Dlatego mysle, ze rozwoj emocjonalny nie dzieje sie sam, ale przez wysilek. Nie urodzi sie go samemu, poprzez naturalne skurcze, rozszerzenie macicy. To jest decyzja, otwartosc i odwaga na obalenie wszystkiego co zostalo w nas wt£oczone przez lata. Ale chyba zeszlam z tematu...?

   Wiec dla mnie milosc jest tym co Paulo Coelho nazwal “celebracja zycia”. Jest sila, ktora nie ogranicza sie do jednej osoby, czy gromadki dzieci (wlasnej przewaznie). Ale zeby moc o czyms dyskutowac nalezy najpierw spobowac to skategoryzowac aby nie pomylila nam sie w rozmowie milosc z ,na przyklad pozadaniem, lub toksyczna potrzeba zabicia wlasnej samotnosci. Podzielam zdanie Ericha Fromma:
„Miłość jest czynnym zainteresowaniem się życiem i rozwojem tego, co kochamy. Jeżeli nie ma tego czynnego zainteresowania, nie ma miłości". Oraz "Miłość dojrzała twierdzi: Jestem kochany, ponieważ kocham. Niedojrzała miłość mówi: Kocham cię, ponieważ cie potrzebuje".

  W filozofii sa wspomniane cztery rodzaje milosci. Jest Eros; silna i intensywna potrzeba zespolenia sie z druga osoba, przewaznie cielesna. Chemia. Pozadanie. Ma na celu bardziej zespolenie z forma piekna, ktora osoba rozpoznaje poprzez biologiczno-spoleczne uwarunkowania, niz zespolenie dusz. Jest Philia; ktora mozna nazwac miloscia braterska. Dzieli ona wspolne wartosci, spojrzenie na swiat, jak soulmate. Nie zawiera chemii biologicznej, a bardziej psychiczna. Jest takze Storge czyli milosc naturalna jaka laczy matke i dziecko. Czy mam cos przeciwko milosci biologicznej? Oh nie, jest potrzebna. Jednakze jestem przeciwko jej gloryfikowania oraz myslenia, ze o to doswiadcza sie prawdziwej milosci danej z nieba. Jezeli ona nie otwiera oczy na swiat, nie jest miloscia a produktem ewolucji. Kiedy slysze, ze posiadanie dziecka to przekraczanie wlasnego egoizmu chce mi sie prychnac smiechem, bo wiekszego egoizmu posiadania wlasnej wersji genow nie widzialam. Oczywiscie potrzebny egoizm w naszym zyciu, jednak bez poematow. I w koncu jest Agape, milosc ktora jest boska. Nie ma podstaw biologicznych jako takich, jest zasilana boska energia, niezalezna, obejmujaca wszystko. Jak dla mnie jest forma, ktora stoi na wyzynach emocjonalnego rozwoju. 

   A wiec milosc ma rozne barwy. Inaczej kocha sie siostre, brata, inaczej dziecko, inaczej partnera. Inaczej kocha sie swiat, jezeli to sie czuje. A wszystkie te formy nauka wyjasnia jako pewne potrzeby i uwarunkowania. Kochamy rodzenstwo, bo w koncu dzielimy 50%genow. Kochamy dziecko, bo to nasze geny i naszego partnera. A jak mozna kochac swiat? Jak mozna pokochac siebie? Jak mozna kochac adoptowane dziecko? Zawsze podziwiam tych, ktorzy potrafia pokochac nie swoje dziecko. Moze ta milosc jest troche inna bo nie dodaje biologii, jednak dla mnie prawdziwa milosc ZAWSZE przekracza biologie. Ma wlasnie taki potencjal. Znowu Fromm mowi:
"Jeżeli dany człowiek kocha tylko jedną osobę, a jest obojętny wobec reszty swoich bliźnich, jego miłość nie jest miłością, lecz symbolicznym przywiązaniem albo egotyzmem. A jednak większość ludzi uważa, że miłość to sprawa obiektu, a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, że świadczy to o sile ich miłości, jeżeli nie kochają nikogo poza „ukochaną" osobą. [...] Nie dostrzega się, że miłość jest działaniem, siłą ducha, dochodzi się do przekonania, że wystarczy jedynie znaleźć właściwy obiekt — a potem wszystko potoczy się już samo. Pogląd taki da się porównać do stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, że musi poczekać na odpowiedni obiekt, a potem kiedy go już znajdzie, będzie malował znakomicie. Jeżeli naprawdę kocham jakąś osobę, kocham wszystkich, kocham świat, kocham życie. Jeżeli mogę powiedzieć do kogoś: „Kocham cię", muszę także umieć temu komuś powiedzieć: „Kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham też w tobie samego siebie".

   Wiec jezeli doswiadczamy milosci w sobie, nie jest mozliwe abysmy sie unosili, ponizali, wyzywali, byli agresywni do drugiej osoby. Jest spokoj w srodku. Jest akceptacja. Ludzie, ktorzy nie maja zdolnosci milosci, poszukuja obiektu, i dlatego zawsze beda na karuzeli. Jezeli obiektu nie ma lub odejdzie, potrafia splamic caly swiat swoim bolem. Tak naprawde nigdy nie zaznali prawdziwej milosci. To smutni ludzie. A najpierw nalezy zaczac od siebie - jak juz mowilam. Pokochac siebie to pokochac innych i swiat. Znowu paradoks.
Fromm opisuje ten rodzaj milosci. Jest to milosc do samego siebie. 
„Jeżeli kochasz samego siebie, kochasz każdego tak, jak kochasz siebie. Jeśli kochasz innego człowieka mniej niż siebie samego, nie umiesz prawdziwie kochać siebie, jeżeli jednak kochasz wszystkich jednakowo, włączając w to i siebie, będziesz wszystkich kochał jak jedną osobę, a tą osobą jest zarówno Bóg, jak i człowiek. A zatem ten jest wspaniałym i prawym człowiekiem, kto kochając siebie, w ten sposób kocha wszystkich".
"Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam na nic przydać."

   Jednak skad sie o milosci dowiadujemy? Czy sie jej uczymy? Czy jest wrodzona? Wiadomo, jako DDA nie mialam jak sie jej nauczyc. Takze z otoczenia ciezko bylo zauwazyc jakies dobre przyklady. Jednak dziwnie zawsze wiedzialam nieswiadomie jak teraz oceniam, ze cos jest nie tak, ze tak byc nie powinno. Wszystko sie we mnie buntowalo - wiec moze jakas wiedze przynosimy ze soba?

   Do tej pory doszlam do takich wnioskow.

   Z dziecinstwa wiedzialam co miloscia nie jest. To juz mocny poczatek. Potem zaczelam szukac, myslec, obserwowac, zadawac pytania. Tak naprawde teraz traktuje ta wiedze jako zrodlo bogactwa, ale jak tkwilam w dziecinstwie wcale tego tak nie odczuwalam. Wowczas jest sie jak na karuzeli cierpienia. Krecisz sie, krecisz I kreci ci sie w glowie, czujesz ciezkosc w zoladku I jedyne co widzisz przed oczyma to zamazane poziome smugi zewnetrznego swiata. Sa znieksztalcone. Ciezko jest docenic swiatelka I kolory karuzeli, kiedy sie na niej siedzi oraz dostrzec, ze swiat takze ma kolory. Czeka sie i walczy by przetrwac rajd (przynajmniej ja rzygam na karuzeli, ze tak dobitnie powiem:)). Wiec czego sie nauczylam w najbardziej wrazliwym momencie rozwoju to to, ze ta karuzela nie jest budujaca na dluzsza mete. Jak powiedziala kobieta, ktora spotkalam w samolocie w drodze na Floryde, znam antyprzyklady I moge z nich czerpac wiedze jak byc powinno. Jako male dziecko, potem dziewczynka I nastolatka czulam, ze jest cos nie tak. Czulam, ze nikt sie we mnie nie wsluchuje, ze ojciec jest nieszczesliwy I pije kiedy moze, a matka jest zajeta swoim bolem. Brak zauwazenia drugiej istoty, wsluchania sie I traktowania jej problemow jako waznych, nawet takich na pierwszy rzut oka blachych, jak poklocenie sie z przyjaciolka. Wiec juz wiem, ze milosc widzi, spostrzega, zauwaza. Nie da sie przejsc spokojnie, na slepo, bo milosc otwiera oczy. Nie tak jak common speech nam wmawia przez lata, ze “milosc jest slepa”. To nie jest milosc, to totalny chemiczny haj. Tu przypomina mi sie film Avatar. Nie powiem zebym byla wielkim fanem tego komercjyjnego hitu, jednak w jednym mnie przekonal – w przekazie jaki zawieral. Choc I tak wiekszosc widziala tylko 3D I efekty specjalne. Wiec jak niebiescy mieszkancy sie witaja? “I see you”. Widze Cie. I co to oznacza? Widze cala planete, z takim a nie innym kolorem orbity, ktory jest przynalezny Tobie, z taka a nie inna satelita (a moze jej nie ma?) przynaleznym Tobie w takim a nie innym ksztalcie I na takich a nie innych zasadach. I widze takze gdzie planeta jest zawieszona, jaki to ma wplyw na planete a jaki planeta ma wplyw na zewnetrzna sfere. Duzo tego? Ale wlasnie milosc to taka moc. Brzmi niewykonalnie, bajecznie, nierealnie? Ano nie ma wiele jej przykladow, inaczej swiat wygladalby zupelnie inaczej. Poza tym nie da sie uciec od biologii. A nawet jest ona wskazana oczywiscie, jednak w odpowiednich dawkach I przy odpowiedniej swiadomosci. Zreszta to paradoks – ciagle balansowanie od uczuc do rozumu. Ciezka walka.

   Wiec powiedzielismy do tej pory, ze milosc widzi. Tego nauczylam sie w dziecinstwie. Oczywiscie za tym idzie slyszenie. Milosc slyszy. Nie slucha a wsluchuje sie. A kiedy sie wsluchuje to slyszy niuanse pomiedzy slowami, literami na ktore przypada inny ton, ktory znowu jest zabarwiony roznorodnie, a te barwy wplywaja na siebie takze roznorodnie. To jest bardzo skomplikowane I trudne. Ale widzicie, nie dla milosci. Dlatego traktuje ja jako najwyzsza forme rozwoju emocjonalnego. Jednak najpierw slyszy siebie, swoj wewnetrzny glos. Wsluchuje sie w jego niuanse, komfortowo sie tam umiejscawia. Dopiero pozniej slyszy innych, wsluchuje sie w innych. Tylko przez pelnie siebie I przez siebie rozpoznanie. Tutaj podzielam zdanie Ericha Fromma i wielu innych myslicieli.

   Milosc takze wyraza sie w roznorodnych formach. Przez slowa, dotyk, czyny. Milosc nie klamie. Nie tak jak w common speech “jak ktos kocha to nie bedzie chcial zranic drugiej osoby, nawet jezeli bedzie potrzebne klamstwo”. Milosc jest prawda. Milosc nie jest slodkim cukierkiem, ktory oddaje swoja slodycz bez konca. To gorzka czekolada, slodko-gorzki smak. Czy wyobrazacie sobie taka sytuacje? - przychodzi maz do zony i mowi, ze odchodzi, bo ma dosc lub pokochal kogos innego. Co sie naturalnie uruchamia w porzuconej osobie ? Wielki bol, nienawisc, czesto walki sadowe. Jak on/ona mogla przestac mnie kochac?Bol zawsze bedzie i powiem Wam szczerze bardzo go nie lubie. Oj bardzo. To okropnie boli a jako DDA przezywam to jeszcze bardziej wrazliwiej bo ciezko DDA odbudowac jakakolwiek wiare w stabilnosc uczucia, kiedy wlasnych rodzicow taka nie byla. Jednak jest wlasnie ta Agape - ktora niestety nie sprawi, ze przestanie bolec, ale ktora powie - jezeli bedziesz szczesliwszy/a z kims innym, poniewaz Cie kocham wiec idz. Niezla utopia nie? Lub mowienie prawdy - osoba mowi prawde, a druga placze, cierpi ale mowi - tak mnie to boli, ale dales mi przez to wolnosc wyboru i nawet z tym bolem jestem Ci wdzieczna/y. Kto tak mowi? Mysle, ze tylko Ci najbardziej dojrzali. Taka jest roznica pomiedzy reakcja biologiczna, a zrozumieniem i sila ducha. Nie cierpie bolu, ale jeszcze bardziej nie cierpie jak on wygrywa z moim rozumieniem i duchem.....

   Milosc rani czasami, wyciska lzy, boli. I rani nas najbardziej ze wszystkich emocji bo wtedy najbardziej sie otwieramy. Dziecko od urodzenia jest jak otwarta ksiega I ufa , bo musi od czegos zalezec by przetrwac. I to nie jest wybor. To jest przyrodzony stan. Ale uczy sie zamykac szufladki wlasnych emocji I otwierac. To jest wpisane w rozwoj. Gorzej jezeli wiekszosc szufladek zostaje zamknietych. Tak sie dzieje w rodzinach dysfunkcyjnych. Dalej, milosc nie jest stanem, jest aktywnoscia. Czyny, postawa swiadczy o dojrzalosci w milosci. Dawanie wszystkiego co sie ma, poswiecane sie w imie zle pojetych wartosci to nie milosc. To sluzalczosc. A milosc nie zgina plecow, stoi wyprostowana, nie pragnie pokazac swojej wyzszosci I sily ale pragnie trwac madrze, dojrzale. Mowi NIE jak I mowi TAK. Pisalam juz o tym. Zadaje konstruktywny stress. Tak, dziwicie sie?  Milosc to nie przylepa. To nie zaleznosc. Nie jest takze calkowita niezaleznoscia, jest przenikaniem sie. Potrafi odejsc kiedy jest niszczona w odpowiednim momencie, choc to boli. Bo aby taniec trwal potrzeba dwoch dawcow, dwoch widzacych – tez o tym pisalam. Milosc pomiedzy soba a soba wiedzie do milosci pomiedzy Toba a swiatem. Milosc pomiedzy ludzmi polega na tym, ze sie chce byc z osoba, nie dlatego, ze potrzeba nam jej do szczescia. Bierze sie z nadmiaru. Jednak czesto kiedy tego wypelnienia nie ma we wlasnym srodku, druga osoba przysysa sie jak pijawka do naszego zycia. Pijawka milosci – jak to dziwinie majestatycznie brzmi….. I tak ostatnio pomyslalam o takim przykladzie. 

   Pamietam jak znana nam wszystkim diva Edyta Gorniak brala udzial w Tancu z Gwiazdami. Obejrzalam w Dzien Dobry TVN wywiad z jej partnerem. Padlo pytanie – jak pomagasz swojej partnerce przetrwac ten czas, jak ja dopingujesz, jak jej pomagasz? A on odpowiedzial, ze pomoc dla Edyty Gorniak to danie jej swietego spokoju aby cale swe skupienie I cala energie mogla zuzyc na to co chce teraz osiagnac. Nie widzialam juz dawno tak dojrzalej postawy w milosci. Osoba zakochana zaborczo pragnie kazdej chwili z ta druga osoba, kazdego momentu, dotyku, sekundy. Jednak druga osoba nie powinna byc calym swiatem, bo to znowu dowod pustki. Katarzyna Miller opisala to w ksiazce Chce byc kochana tak jak chce bardzo obrazowo. Nasze zycie sklada sie z pokoi. Mamy ich kilka. Jeden pokoj jest przeznaczony na rozwoj, prace, ambicje, drugi na przyjaciol, trzeci na partnera itd itd. Pelnia zycia to odwiedzac te pokoje I zaden z nich nie jest wazniejszy od drugiego. Jest po prostu inna sfera naszego istnienia. I tak czesto kiedy przychodzi uczucie tracimy z widzenia te inne pokoje. Najgorsze jest to, ze ta druga osoba takze ich nie widzi. A mowi, ze kocha. Mowilam, milosc to widzenie. Kiedy ktos naprawde kocha, miloscia ktora wyczuwam w ciezko dla mnie zrozumialych wymiarach, to widzi wszystkie pokoje, caly dom tej osoby. I nie stara sie zagrabic najwazniejsze miejsce w tym domu. Podam przyklad. Pani Studiujaca poznaje Pana. Wkrotce nawiazuje sie pomiedzy nimi wiez. Jednak Pani Studiujaca ma ciezkie studia, ktore duzo dla niej znacza. Jednak Pan jest bardzo zakochany I subtelnie wyszukuje sposobow aby spelnic z nia jak najwiecej czasu. A to wyciaga ja na spacery, a to na wycieczke. Od teraz nazywamy go Panem Zakochanym. Powiecie, ze to normalne, prawda? Jak kocha to oczywiste, ze chce spedzac kazda minute z ukochana. Tyle, ze ja nie mowie, ze jest cos zle z jego odczuciami. Sa one jak najbardziej naturalne i na miejscu. Jednak – jak mowilam – milosc dla mnie jest sila przekraczajaca biologie. A biologiczna chemia zada narkotyku. Czyli Pani Studiujacej. To nie milosc. Pani Studiujaca mota sie. Z jednej strony chce spedzac wiecej czasu z Panem Zakochanym, jednak z drugiej strony zawsze marzyla o tym by stac sie tym kim pragnie sie stac. Pan Zakochany o tym wie, jednak nadal podaza za impulsami chemicznymi mowiac, jak bardzo za nia teksni, ze moze film obejrzymy, lub moze spacer. Czy to dodaje energii Pani Studiujacej? Czy jest to objaw milosci? Widzicie, co zauwazam poprzez swoje pewnie I tak ograniczone kognitywne procesy to fakt, ze czlowiek poswiecajacy sie w imie milosc, lub robiacy cos dla drugiej osoby wcale a wcale nie robi tego co jest wyrazem milosci. Co slyszymy od malego? Idz na kompromisy, przemilcz, jak kochasz to zrobisz wszystko, milosc to poswiecenie, jak kochasz to swiata poza ta osoba nie widzisz. Od poczatku wpajana jest nam milosc dziecka. Bo dziecko kocha I nie widzi swiata poza swoimi opiekunami, jest gotowe sie poswiecic, zrobic wszystko. Musi, w koncu jest zalezne I jest w trakcie rozwoju! Ale milosc dojrzala, gleboka lub wysoka (jak to mowie) nie jest miloscia dziecka. Zawsze wydawaly mi sie podejrzane slowa “jezeli chcesz kochac, stan sie dzieckiem”. Czyli co? badz naiwne? Dziecko dopiero buduje swoje pokoje, narazie siedzi w jednym z rodzicami. I tak Pan Zakochany wcale nie kocha miloscia widzaca. Gdyby kochal, wowczas zrobilby wszystko aby cel ktory sobie postawila Pani Studiujaca zostal satysfakcjonujaca zakonczony. Bylby jak ten tygrys krazacy w okol samicy, aby nic, nic, nawet on sam ze swoimi potrzebami I emocjami nie stanal na przeszkodzie jej skupienia. Bo na to przyszedlby czas. Nie dodawal by jej nowych mysli I emocji do faktu, ze nie moga sie widziec przez jakis czas. Nie dolewalby niepotrzebnej oliwy do jej pracy, bo wraz z nim staje sie jeszcze bardziej ciezka, poniewaz budzilaby w samej Pani Studiujacej mysli o cieplych ramionach wybranka. Moze byc nawet tak, ze Pani Studiujaca niezauwazylaby ile energii I ekscytacji niesie ja na spotkanie z Panem Zakochanym I ze wlasnie jej praca ktorej sie podjela, jej marzenie, zostaje ograbione z czesci tej energii. Bo czy to sie nam podoba czy nie, nasze skupienie I uwaga dzielona nie jest NIGDY tym czym jest kiedy jest niedzielona. Dlatego prowadzenie samochodu I rozmowa przez komorke lub robienie sobie makijazu podczas jazdy zostala zabroniona.

   Ale czy to oznacza, ze Pan Zakochany chce nam tak naprawde zaszkodzic? Oczywiscie, ze nie. On poprostu kocha miloscia nadana, nie tworzona, widzaca I dojrzala. Poza tym Pan Zakochany obdarzyl jeden pokoj najwyzsza uwaga – jest to pokoj z Pania Studiujaca. A co z jego pokojami? Przewaznie ich nie ma. Nie ma pokoju z pasja, z rozwojem, z celem. Bo gdyby byly, Pan Zakochany przezywalby te same rozterki co Pani Zakochana. A nawet jezeliby na poczatku by ich nie mial, bo bylby zakochany a pokoje ze swoja pasja I celami zyciowymi zamknal na cztery zamki I jeszcze zablokowal kodem I zastawil drzwiami pancernymi, to po latach by wrocily. Bo Pan Zakochany naturalnie przejdzie transformacje z chemi do przywiazania, I co wowczas stanie sie z jego zyciem? Pokoje pokryje kurz… I czasami nawet na malowanie moze byc za pozno. Takze Pani Studiujaca, jak wiekszosc osob moglaby nie zauwazyc w ferworze chemii I rozowych okularow, ze oto zasiaduje za dluga mysla, mowa I uczynkiem w jednym pokoju. Dawalaby sie wyciagac na spacery, bo uwielbia kiedy on trzyma ja za reke I opowiada o drzewach. Bo dawalaby sie wyciagnac na film, bo ona uwielbia kiedy on gotuje, kiedy lezy w jego ramionach z pelnym brzuszkiem I oglada fim, ktory pozniej namietnie komentuja. Jednak pomimo tego, z tylu jej glowy slyszy dzwiek rozbijanych talerzy w innym pokoju. To powoduje brak spokoju ducha za czym idzie szczescia. Oczywiscie moze powiedziec nie Panu Zakochanemu. Jednak to nie tez byloby obarczone ciezarem z powodu uczuc do Pana Zakochanego. Bo serce sie wyrywa, ale jeszcze jest pasja, cel.

Moglaby to wszystko zignorowac lub nie zauwazyc.

Moglaby….. ale to bylam ja. Zbyt jasno widze caly dom.

   Czy umiecie powiedziec jak potrzebujecie byc kochanym? Oraz czy umiecie oddzielic ziarno od plew i zauwazyc, ze pewne potrzeby to ciagla tesknota za rodzicem? Osobiscie wiem juz wiecej o tym jak ja potrzebuje byc kochana.. I moge powiedziec, ze przewaznie jest tym wszystkim czym powszechne rozumowanie nie jest. Jedna kolezanka zapytala: czy nie chcesz aby Ci osoba nieba przychylila? Mowie, nie, nie chce, bo jestem juz w niebie. W swoim wewnetrznym co reflektuje na zewnatrz. Nic nie musi dla mnie budowac, jak tylko wspierac w jego rozkwicie.  Albo znowu powszechny tekst: nie szukaj idealow. Znowu common speech. Czyli co to oznacza? W ktorym momencie mam sie zlamac, kiedy wlasnie podazanie swoja droga sprawia ze jestem szczesliwa, co automatycznie oznacza, ze zaczynam kochac caly swiat. To mam sie zlamac I zignorowac cos, co mnie buduje? To jest wlasnei milosc do siebie, rozpoznaje co jest wartoscia a co glupim pretekstem. Milosc widzi. Bo zlamac sie mozna kiedy lubisz jesc a ktos jest marnym kucharzem, jest tyle dobrych restauracji, jednak w budowaniu emocji I towarzyszeniu w nich juz tak latwo nie jest. Moge tak w nieskonczonosc…. Ale zejdzmy teraz z wyzyn emocjonalno/duchowych I spojrzmy na nasze podworko. I jak to wyglada? Ano malo milosci, choc wszyscy mysla, ze naprawde kochaja. Czy jest mozliwe osiagniecie takiego pulapu o ktorym mowie? Znowu, paradoksem jest fakt, ze milosc nie jest celem ale droga, ktora musi napotykac na przeszkody by mogla sie tworzyc wieksza I madrzejsza. Czyli kazdy upadek, blad jest wrotami tworzenia wlasnie tej milosci. Jezeli oczywiscie dazy sie do tego by zglebiac rozwoj I uczyc sie swiadomosci. A nastepnym paradoksem jest fakt, ze jezeli czlowiek skupia sie na samorozwoju, poznawaniu, jest sie otwartym, nie ma ucieczki od doznania milosci. To jest efekt uboczny, bardzo pozadany.

   I teraz piszac to wszystko pomyslmy – jak wiedzac, czujac, przeczuwajac to wszystko mozna byc zlym o przyslowiowa tubke do zebow? Jak wiedzac to wszystko moge sie zgodzic na cos mniej ?
Prawda jest jednak fakt, ze jest ciezej gdy sie to wszystko zglebia. Ale zawsze wybieram droge ta mniej uczeszczana:)

   Zapraszam takze do ciekawej audycji o milosci z psychologiem Wojciechem Eichelbergerem.




Ile jestem ci winien
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń
Ale kiedy wszystko już oddam czy
Będziesz szczęśliwa i wolna czy
Będziesz szczęśliwa i wolna czy
Ale za nim pójdę
Ale za nim pójdę
Ale za nim pójdę
chcialbym powiedzieć ci że

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze
acha..

czwartek, 20 października 2011

sobota, 1 października 2011

Przeniebieski czas....





A JEŚLI W IMIĘ BOGA ZECHCESZ IŚĆ
ZOSTAW PO DRODZE NIEPOTRZEBNY KRZYŻ
MIŁOŚCI, NADZIEI NAŁADUJ W KIESZENIE I CHLEB
POTEM IDŹ GDZIE CHCESZ

AŻ NAJMNIEJSZA Z DRÓG
DOTKNIE TWOICH STÓP
WTEDY STAŃ NA NAJWYŻSZEJ Z GÓR
I POŁKNIJ WIATR BYŚ WYKRZYCZEĆ MÓGŁ

JA TAŃCZĘ, A NIEBO, NIEBO GRA
JA ŚPIEWAM, PRZE-NIEBIESKI CZAS


A KIEDY ROZDASZ NAJCIEPLEJSZY SZEPT
GDY PRZEWĘDRUJESZ KAŻDY MAŁY SENS
POMYŚLISZ ŻE TAK, ŻE WYPEŁNIŁ SIĘ CZAS
TO OSTATNIA Z DRÓG
SZUKA TWOICH STÓP

TERAZ STAŃ NA NAJWYŻSZEJ Z GÓR
I POŁKNIJ WIATR BYŚ WYKRZYCZEĆ MÓGŁ

JA TAŃCZĘ, A NIEBO, NIEBO GRA
JA ŚPIEWAM, PRZE-NIEBIESKI CZAS
JA TAŃCZĘ, A NIEBO, NIEBO GRA
JA ŚPIEWAM...

piątek, 30 września 2011

Swiat oczami DDA - religia.

Oj oj rozpetala sie burza w okol Nergala. Nie ma mnie w kraju jednak latwo wyczuc z internetu ten grad, ktory sypie sie zewszad na jego glowe. Uderz w stol a nozyce sie odezwa. Widze co Nergal robi. Duza alegoria w postepowaniu jaki i ja czesto reprezentuje. Czyli wystawka, umyslne challengowanie i obserwacja czy ktos sprosta wyzwaniu madrze czy jednak ego wygra jak obcy w ostatnim starciu. To tak jak z glosowaniem I robieniem ludziom glowy z mozgu, ze jak nie pojda glosowac to maja w dupie kraj, staja sie agresywni, a potem Ci sami ludzie madrza sie na temat demokracji.

Ale najpierw pokomentuje sprawe Nergala I wiem, ze jest duze prawdopodobienstwo, ze nie spodoba sie wielu o czym tu mowie, biorac pod uwage ze 95% polskiego spoleczenstwa okresla sie miara chrzescijan. 95% behawioralnie uwarunkowanych, ktorzy nigdy swiadomie nie wybrali co chca reprezentowac, bo zeby swiadomie wybrac trzeba najpierw zrodlo opuscic, poblakac sie by zdobyc jakas wiedze, poprobowac z roznych drzew wiedzy I wtedy ewentualnie wybrac. Ale komu sie chce – jak widac.

Cytat z Nergala, choc moze wydawac sie mocny, dla mnie jest przezabawny. Typowy dr. House. ”Myślę, że nie bez powodów Kościół wymyślił termin "owieczki". To lżejsza wersja baranów". Usmialam sie po pachy. Swietne normalnie. Dr. House jak sie patrzy:) I wcale sie nie smieje dlatego, bo to nie dotyczy mojej postawy – nie jestem chrzescijaninem, nie naleze do zadnej religii (jak I zreszta Medrzec Jezus nie nalezal). Jednak mam swoje poglady tak jak i swoje poglady maja chrzescijanie (chociaz z tym “swoje" w kontekstach religii bym polemizowala). Wiec pytanie, gdyby ktos ugodzil w moje poglady, mowiac, ze jestem baranem slepo podorzajacym za doktryna, jak bym sie czula? Czy zareagowalabym jakby mi matke zabito? Ano byloby tak, gdybym byla tak przyczepiona do swoich pogladow, ze okreslalyby moje jestestwo, moje czlowieczenstwo i ... jakbym w srodku czula, ze moge byc baranem a nie chce o tym wiedziec. A tak nie jest u osob, ktore maja otwarte umysly I widza bigger picture, do ktorych nieskromnie mam nadzieje sie zaliczam. A przynajmniej staram sie. Na pewno bylabym zniesmaczona wyzywaniem czy jezykiem, bo dbam o higiene wlasnej postawy, jednak........ Popatrzmy na to z dwoch stron I zaanalizujmy.

Strona Nergala – jest artysta, ktory lubi szokowac, eksperymentowac na scenie, przekraczac granice. Podarl Biblie. Jestem ciekawa czy w ogole ja przeczytal, ktos sie doczytal? Anyway, nawet jak przeczytal, dla niego to jest prawdopodobnie nastepna ksiazka filozoficzna. Wszyscy oburzeni jego wystepkiem. Zbeszczescil swietosc w kraju gdzie podstawa wiary czlowieczej jest monument Jezusa w jakejs miescinie, ktora i tak jest malutka w porownaniu z ego ludzi, ktorzy go tam postawili. Wszystko jest na zewnatrz, nic wewnatrz. Bo jezeli jest sie wypelnionym wewnatrz, nic nie trzeba udowadniac swiatu I stroic przy tym piorka. Po prostu sie w tym jest i wiedzie sie swoje zycie nie patrzac kto w co wierzy, chciaz nie wyklucza to ciekawosci i debat na ten temat. Ostatnio moim ulubionym slowem jest “pieknie sie roznic”. OOoooo to potrafia nieliczni, tylko Ci co opuscili juz swoja jaskiniowa dziedzicznosc i sa wolni na tyle, ze nie przylepiaja sie do swoich pogladow tak, jakby to byl ich jedyny sposob przetrwania.

Jednak nie jest tak, ze nie widze pewnych bledow w podejsciu Nergala. Jestem zwolennikiem rozmowy bez przemocy, jak pewnie mozna bylo wywnioskowac z moich ostatnich postow. Nie widze jasnego celu w podarciu Bibli czy w podarciu zdjecia papieza, lub w nazywaniu ludzi baranami. Bo co mialoby to w sumie zmienic? Czy w ten sposob dotre do ludzi?  Proste zachowania i ekspresje niestety wywoluja lawine takich samych prostych reakcji. Nie ma co sie dziwic reakcji agresywnej tych wszystkich, ktorzy choc na innym koncu reprezentuja takie same proste schematy zachowawcze. A jezeli moja postawa konstruktywna takze wywola taka reakcje, to juz problem barankow. Ja swoja robote wykonalam odpowiednio. Moge patrzec sobie w oczy.  Szczegolnie na temat tak wralizwy w naszym kraju, jak chrzescijanstwo. Ale musze tu dodac, ze jest ciezko w naszym kraju o tym pieknie rozmawiac, bo polak odrazu czuje sie atakowany nawet wtedy kiedy na celu masz podebatowanie. Na przyklad ostatnio kiedy bylam w Polsce i zebralismy sie z grupa moich znajomych na wieczorne drinki, jedna z kolezanek, ktora jest bardzo religijna reagowala agresywna tonacja na moje slowa na temat religii. A na prawde nie uwazam, ze duzo powiedzialam, umiem wiecej (i czesto robie to specjalnie by popatrzec na granice innych). Zarzucilam cos na ksztalt: ..... religia jest pewnym swiatopogladem....  a  tu agresywna reakcja - jakim swiatopogladem, to nie swiatopoglad! To bylo irytujace bo nie podarlam Bibli i nie nazwalam jej szmt£awcem, wiec o co chodzi? Wiec glaskanie tez nie jest dobrym sposobem. Droga srodka na pewno, ale jak kazdy ma inna jego wage? Ja wiem, ze moja sklania sie ku sarkazmowi a nie wszyscy maja takie same podejscie. Trudno....co zrobic;)

Nie wiem czy kiedykolwiek zdobylabym sie na podarcie Biblii. A to dlatego, ze chociaz takie rzeczy sa mi obojetne, bo lubie podchodzic do rzeczy ze strony faktow i analizy, nie emocji, a takze mam twarda konstrukcje osobowosciowa, ktora nie przyjmuje takich rzeczy jako czesc mojego miesnia sercowego (w koncu moge sie mylic i jak bedzie trzeba zmienic poglady jak nowe fakty wyjda na jaw, nadal chce miec swoj miesien sercowy), dodatkowo nie caluje krzyza, jednak Biblia zawiera wiele ciekawych przeslan filozoficznych czy historycznych. Jak kazda ksiazka z pewna wiedza jest dla mnie wartosciowa. Jednak rozumuje, ze Nergalowi chodzilo o jej swietosc, o traktowanie jej na rowni z Bogiem, w ktorego i tak nie wierzy. Ok, ma taka forme ekspresji na scenie, jego sprawa. Troche prosto, jednak I tam nie zamierzam sie wsciekac bo…. lubie dr. Housa :) Raczej przekrece oczami i ziewne.... potrzebuje czegos bardziej inteligentnego by mnie ruszyc.

A teraz druga strona:
Niektorzy duchowni nawet biskup I ten jego list….. ludzie…. Wzywaja szatany, obraze boska (a to on sie obraza??) i wszystko znowu w fomie jak na moj gust nizszy niz Nergala, bo stawiajac siebie w swiecie, szczegolnie w Polsce, na piedestale wiary w dobro I milosc. Kosciol niby ma reprezentowac te wartosci. A milosc sie nie unosi. To nie od Nergala wymagalabym tu postawy najwyzszej tylko od przedstawicieli ludzi, ktorzy mienia sie uczniami Jezusa I dziecmi bozymi. A on sam co by zrobil gdyby spotkal takiego Nergala? Ano pewnie Jezus poszedlby I namascil mu najpierw stopy, pozniej zaprosil na wieczerze I wdal sie w debate przy ktorej moze by sie “pieknie roznili”, albo I nie. Bo daje wieksze prawdopodobienstwo, ze medrzec Jezus, urodzony z kobiety Nie – Dziewicy (daje sie zalozyc) powiedzialby prawdopodobnie cos takiego: Nie wierzysz we mnie, nie wierzysz w Boga Ojca mojego, a nie zabijasz, nie kradniesz I nie klamiesz. Nie potrzeba Ci mojego dekalogu, bo nie jestes slepy I widzisz go w sobie. Tam go umieszczono. Dla mnie mozesz sobie drzec Biblie (do ktorej palca nie przylozylem), mozesz klnac na Kosciol, bo nawet ja do niego nie naleze, mozesz dysputowac ze mna, nie zgadzac sie, nawet nazwij mnie baranem. Nie czuje sie nim wiec mnie to nie rusza. Nadal nie zabijasz, nie kradniesz I nie klamiesz. Co mnie obchodzi reszta? Jestem z Ciebie dumny.” I moze jeszcze “ ale postaraj sie jednak “pieknie roznic”. A potem Kto jest niewinny niech pierwszy rzuci kamien.

Swiat mysli, ze sie zmienilismy i ze sie rozwijamy. Nie sadze, ze to tyczy sie naszych zachowan. Do tego trzeba wysilku. Ani chrześcijaństwo, ani pozostałe religie nie zdołały zmienić człowieka na lepsze - Nietzsche.

Jezeli ktos by mnie zapytal co mysle na temat religii odpowiedzialabym, ze z perspektywy madrosci jaka czuje i faktow jakie znam nie jestem jej zwolennikiem. Albo odpowiedzialabym cytatem – "Chrześcijaństwo mogłoby być dobrą rzeczą, gdyby ktoś kiedyś je wypróbował " - G. Shaw. Chodzi tu u kazda religie, ktora ma na celu milosc i dobro – uzupelnie.

Ze swojego dziecinstwa pamietam jak wzrastalam do uwolnienia z poczucia winy, ze nie chce mi sie chodzic do kosciola (bo czulam, ze to strata czasu), ze spowiedz mnie stresuje I chce jej uniknac ile moge, oraz ze widze ciagle jakies niescislosci I sprzecznosci z tym co nosilam w sobie i z faktami z zewnatrz. Moja rodzina nie byla specjalnie religijna, ojciec calkowicie antyklerykalny, matka od czasu do czasu prowadzala nas na msze. Mialam czas poszukiwan jak kazda mloda osoba. Choc oczywiscie to jest powszeche myslenie, ze tylko mlodzi poszukuja. Ja szukam dalej, wyzywam bogow, energie, zrodlo etc na pojedynek i w glebi siebie slysze glos. Energia sie cieszy, ze ja challenguje. Zawsze myslalam, ze jezeli Bog by istnial to nie chcialby slepcow obok siebie, chcialby aby zadawac pytania, myslec, drazyc a on, tak jak Medrzec w popularnej ksiazce Jedz Modl i Kochaj tylko by sie smial i radowal. I kochal nadal. Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga - konstruktywną opozycją - Woody Allen.

Nie przeszlam swojej drogi dlatego, ze wierzylam w zewnetrzne silby nadprzyrodzone. Ale wierzylam w siebie, albo inaczej – kiedy uwierzylam w siebie, w swoja droge, duzo sie zmienilo. Nasz mozg, czy to sie komus podoba czy nie bedzie czerpal energie sprawcza nawet jak bedziemy wierzyc w Smurfy. Rytualy powtarzane regularnie zmieniaja kognitywna prace neuronow i beda w koncu dodawac nam energi i jezeli dodamy to tego jeszcze znaczenie I wiare. Zjawisko placebo jest doskonalym przykladem co moze mozg. A takze wezmy taki przyklad na przyklad stygmatow. Wszelkie badania daja mocne dowody na to, ze mozg tak potrafi wczuc sie w sytuacje ukrzyzowanego Jezusa, ze osoba to kontemplujaca po prostu zaczyna doswiadczac takich samych skutkow. Latwo jest powiedziec - to zsyla Bog. Jednak ja mysle, ze to co mozemy juz dawno zostalo nam dane, a niektorzy posiadaja wieksze zdolnosci do doswiadczania na przyklad stygmatow niz inni. Silne przekonanie, silna kontemplacja – wiara czyni cuda. I to nic nie obdziera z piekna zjawiska. Zobaczyc cud w ziarnku piasku.....

Wiec na sfere praktyczna naprawde to nie wazne w co kto wierzy. Czy w Boga, czy w jego brak, czy w los, czy w siebie. Jednak sprawa ma sie inaczej dla Poszukiwaczy Prawdy. Poszukiwacze Prawdy maja z tym problem dlatego, bo dla nich najwazniejsze jest poznac jak jest i z tego pobierac energie, nawet jak prawda jest ciezka. To jest te wyzwanie i ta cena za widzenie. Nie lubia latwych odpowiedzi, bajek, poplatanych mitow z poprzednich wiekow i calej tej psychologiczno - spolecznej kol£tuniny.  I ta prawda jest krzyzem, ktory nobilituje, jednak nie krzyzem meczarni, nie tym co ugina. Nie tych w ktorych zyje madrosc. Prawda daje inna radosc, nie hedonistyczna i naiwna. Ta radosc sprawia, ze z energia niesiemy ciezar wiedzy. Jest boska. Jest sama w sobie wartoscia, wzbogaca w glebie i madrosc. Tylko dla silnych duchem, ktorzy patrzac na smutna czy obrzydliwa rzecz widza cel tej rzeczy i znajduja w tym swoiste piekno, a takze jak potrzeba maja sile na zmiane. I na pewno nie sa takze gotowi zabic sie, dac sie zabic czy zabijac dla prawdy, nawet jak ja zdobeda - nie mozna zaprzeczac sloncu ze istnieje. Jak ktos chce zaprzeczac - baw sie dobrze. Dodatkowo zwolennicy poszukiwania prawdy nie sadza, ze jezeli istnieje Zrodlo to chce bysmy byli slepi i spiewali mu poematy. Wtedy byloby to Ego-Zrodlo. I to wszystko jest racjonalne, i dla wielu bez duszy bo racjonalne, ale wcale nie. To ma wielki sens – sens madrosci i wiedzy. I jest tak piekne. Wowczas jest to szczere, prawdziwe a nie iluzyjne i wtedy naprawde dotyka sie tajemnic zycia I naprawde czlowiek sie budzi. Jezeli zalezy nam na przyjemnym zyciu, to naprawde nikomu nic do tego, chyba ze macie inne ambicje. Natomiast jezeli zalezy komus na widzeniu i rozwoju jak mi, a nie tylko pozbyciu sie bolu istnienia – to stanie sie  religia, ktora nigdy, ale to nigdy nie moze byc zinstytucjonowana I zhierarchizowana, bo traci wtedy swoje znaczenie i moc. To po prostu sfera jak sie zyje a czesto idzie sie jednak samotnie i wsrod chaosu. Jak kiedys mowilam, bycie pomiedzy to jest sztuka.

Religia uczy cię, że można czuć satysfakcję nie znając odpowiedzi . To rodzaj zbrodni przeciw dzieciństwu (...) - Jeśli patrzysz na Drogę Mleczną oczami Carla Sagana, zaczynasz doświadczać czegoś większego od siebie. I to jest większe. Ale nie nadnaturalne. (…) - Dawkins (onet.pl)
Wiec uwazam, ze ci co tak glosno krzycza na temat Bibli a takze ci co tak mocno ja niszcza wywodza sie z tego samego nurtu ekspresji - nie budujacej, nie pieknie sie rozniacej, a to dlatego, ze nikt nie osiadl w sobie na tyle, by moc gotowym pozegnac wszystko w kazdej chwili lub przynajmniej nabrac do tego troche dystansu. Jednak duchowni chrzescijanscy niestety polegli najbardziej. Nic nie tlumaczy ich braku wiedzy i postawy, ktora swoim stanowiskiem reprezentuja. W ogole – stanowisko, co to jest w ogole? – ktos slyszy Boga, nie ma religii, tylko samego Boga. Ale to juz tylko moja filozofia i moj wewnetrzny glos. Kto chce sluchac niech slucha, ale potem fora ze dwora – odpowiedzi znajduja sie w glebi duszy podroznika. Trzeba porzucic wszystko, by powrocic.

"The Kingdom of God is inside you and all around you,
Not in a mansion of wood and stone.
Split a piece of wood and God is there,
Lift a stone and you will find God."


poniedziałek, 12 września 2011

Zapisalam w czerwonym notesie....

W życiu nie widziałam żadnego próżniaka;
tylko kogoś, kto nigdy przy mnie nie biegał, nie skakał,
za to popołudniami drzemał, no i jeszcze
nie wychodził z domu w ulewne deszcze,


ale że był próżniakiem, nikt mi nie powie.
Mówisz, że mam źle w głowie?

Pomysl: czy to naprawdę był próżniak,
czy tylko miewał zagrania,
po których wedle naszego zdania
próżniaków się odróżnia?

Nigdy w życiu głupiego dziecka nie widziałam;
tylko takie, którego pomysłów nie rozumiałam,
a ono sprzeciwiało się moim planom.
Widziałam dziecko, co nigdy aeroplanem
nie leciało tam, gdzie ja latam nieustannie,
ale żeby było głupie? Co to, to nie. Mówisz, że
w głowie miało źle?

Pomysl: czy aby na pewno?
Może po prostu wiedziało nie to, co ty wiesz,
tylko co innego?

Rozgladam się, oczy wytrzeszczam,
Ale nigdzie nie widzę kuchmistrza,
Tylko kogoś, kto miesza zupę w kotle
albo na patelni podrzuca kotlet.
Widzę, jak ktoś gaz zapala, a potem ma pieczę
nad baterią garnków i piecem.
Widzę to wszystko, a kuchmistrza - ani trochę.

Powiedz mi: patrząc, jak ktoś dzierży chochlę,
czy na pewno widzisz kucharza?
Może to tylko ktoś, komu w kuchni pracować się zdarza?

Jedni powiedzą: "próżniak",
a inni: "zmęczony" albo "luzak".
Jedni powiedzą: "głupiec",
a inni: "wie swoje, nie cudze".
Więc doszłam do wniosku,
że unikniemy chaosu
jes1i przestaniemy mylić to, co ujrzane,
i nasze o tym ujrzanym prywatne zdanie.
Ale dodam: rob jak chcesz,
bo to też
tylko moje prywatne zdanie,
wiesz....

Ruth Bebermeyer
z ksiazki Porozumienie bez przemocy, Marshall B. Rosenberg

czwartek, 1 września 2011

A wiec o smierci....

Pytanie na temat smierci nie moglo pojawic sie w lepszym momencie. Moze wlasnie to jest ten czas by o tym pofilozofowac. A to badzo wazne by medytowac nad takimi tematami, bo one przyczyniaja sie do zwiekszenia elastycznosci naszego mozgu, a co z kolei pomaga w przejsciu “zdrowo” poprzez trudne etapy emocjonalne. Zdrowo oznacza plynnie, bez traumy, PTSD (post traumatic stress disorder), bez kompulsywnych zawiklan I ataku serca. Choc nie ma gwarancji jednak sa silne dowody, ze myslenie, wizualizowanie juz tworzy jakies neurony w naszym mozgu.. To jest jak ochronne kolo ratunkowe. Jednak najgorszym szokiem dla organizmu jest wiara w niezmieniajaca sie rzeczywistosc I wieczne zycie, ktora zostaje brutalnie rozbita na drobny mak wczesniej czy pozniej. Wszyscy umrzemy. Nasi bliscy umra I moze to bedzie jutro, albo za 20 lat. Kto wie?

    Oczywiscie latwo jest filozofowac, kiedy nas to bezposrednio nie dotyka. Ludzie chorzy, ich bliscy, tragicznie zmarli sa dziesiatka na tarczy bolu I strachu. A my gdzies tam w okol - Ci co maja szczescie narazie tego nie doswiadczac. Ale ostatnio cos sie dzieje I wlasnie teraz moze poczulam 1/1000 tego co naprawde moze sie stac I co naprawde moze bolec I budzic strach – mam podejrzenie boreliozy. I pewnie nie przerazaloby mnie to tak, gdybym nie doczytala sie, jak ciezki jest to wirus I jak moze sie skonczyc.

    Nie biegalam po lasach kiedy bylam w Polsce. Jednak raz, podczas sesji zdjeciowej z moja Siostra wyladowalysmy nad walem gdzie zaatakowaly nas komary, ale tak brutalnie, ze mialysmy babel na bablu. Spedzilysmy chyba tam z 15 min, bo dluzej nie bylo mocy. Nie przypominam sobie innej sposobnosci by natknac sie na kleszcze. To musialo byc tam. W tym roku w Warszawie komary I prawdopodonie inne pochodne byly nad wyraz w licznej gromadzie. Ale jakiego trzeba by miec pecha, by podczas 15 minutowego niewinnego spaceru natknac sie na kleszcza noszacego wirusa boreliozy. Przeogromnego pecha – musze powiedziec. Szczegolnie, ze statystycznie zdarza sie to raz na tysiac przypadkow.

     Po tygodniu od wakacji zauwazylam rumien na lewym biodrze. Byl bardzo okragly ale I dziwny w swoim kolorze, poniewaz w srodku byl jak siniak a na zewnatrz mial czerwona obwodke. Powiekszal sie, wiec poszlam do dermatologa. Okazalo sie, ze to moze byc borelioza. Poniewaz stadium jest wczesne, ciezko ja rozpoznac. Nie mam narazie symptonow, choc widzac ich dluga liste moge doczepic sie do dwoch lub trzech. Generalnie wczesne wykrycie boreliozy jest 100% wyleczalne, choc jak wszedzie, zdarzaja sie wyjatki. Gorzej, jezeli jest przewlekle, lub bardzo zlosliwe. Wowczas moze przekroczyc bariere krew-mozg. A to nie jest dobra wiadomosc.

    Slyszalam o boreliozie I wiedzialam, ze moze prowadzic do zapalenia opon mozgowych. Teraz wiem wiecej, I nie jest lepiej. Cierpienie jakie ludzie przechodza przy tym wirusie…. Najgorsze przypadki ktore nie zostaly wczesniej zdiagnozowane maja powykrecane stawy, bol kosci, staja sie niepelnosprawni. Najgorsze jest to, ze testy nie sa jeszcze tak rozwiniete by dokladnie stwierdzic przebywanie tego wirusa w organizmie, a takze by stwierdzic po kuracji, ze na pewno wirus zostal calkowicie zniszczony. Dlatego paradoksem jest stwierdzenie – 100% wyleczenia - kazda strona daje inne wiadomosci. To w ogole ciezki wirus. W moim przypadku podobno za wczesnie na badanie krwi, ktore bedzie sie wykazywac niska wrazliwoscia na test, ktory ma okreslic wirusa. Narazie czekam I obserwuje jak ta czerwona plamka rosnie I sie zmienia, smarujac skore dwa razy dziennie sterydowym kremem. I po nabyciu wiedzy na temat boreliozy, ktora ma tragiczne historie ludzkie na sumieniu, naturalnie przychodzi mi mysl o smierci, naturalnie moj organizm reaguje I czuje strach. Nie ma co narazie panikowac, ale takze nie ma co lekcewazyc swoich odczuc. Obiecalam sobie, ze juz nigdy nie bede tego robic, bo inaczej ignoruje siebie. I choc zyje I narazie mam sie dobrze, to oczami umyslu obiegam cale spectrum, od tego lagodnego do tego najbardziej drastycznego. Nie neguje strachu. Wiecie, ja lubie swoj mozg. Nie chcialabym aby cokolwiek przeszkadzalo jego pracy.

     Juz sama ta sytuacja stawia mnie przed faktem zagrozenia zdrowia. Teraz tylko troche wyobrazni, a mam jej troche. Pomyslalam o tych co dowiaduja sie ze maja raka, lub bliski ma raka. Ja juz sie boje przy podejrzeniu o borelioze. Co by bylo z rakiem? To daje mi odczucie empatyczne, choc troche.... Poprzez swoj strach moge wyobrazic sobie jak jest jeszcze wiekszy. Tak wlasnie mozemy najblizej dotrzec emocjonalnie do zrozumienia drugiego czlowieka. Jakby bylo z rakiem? Tez bym sie bala, bo tak dziala nasz organizm. Plakalabym, rece by mi drzaly, bylabym jak wszyscy. Musimy czuc strach I to nigdy nie bedzie latwe. Nie ma co tego negowac. Ale niektorzy przechodza przez strach I bol lepiej niz inni. Jedni sie zalamuja, drudzy zaczynaja walczyc I walcza do konca. Jeszcze inni slysza z tylu glowy echo swiadomosci, ktora raz wycwiczona nigdy calkowicie nie milknie – przejdz przez to czego nie mozesz zmienic ze spokojem. Walcz do konca.

    Jestem pewna, ze mysl o smierci towarzyszy dzieciom z rodzin dysfunkcyjnych calkiem czesto. Jest to mysl o ucieczce z tego piekla, gdzies gdzie moze bedzie lepiej. A nawet jak nic nie bedzie, to chociaz bedzie swiety spokoj. Sa tacy, ktorzy niszcza siebie podswiadomie, bo nie maja odwagi bezposrednio skonczyc z tym swiatem. Alkohol, narkotyki, okaleczanie sie, depresja – aby uciec od tego bolu jak najdalej. Ja czesto myslalam o samobojstwie. Wyobrazalam sobie swoj pogrzeb. Czy ojciec bedzie plakal? Czy matka bedzie plakac? Czy w ogole ktos zauwazy, ze mnie nie ma? Myslalam wtedy, ze jestem niewazna dla nikogo. Toczylam wojne ze swiatem, spoleczenstwem I wszystko mi sie nie podobalo. Swiat nie lubil mnie, bo nie chcialam wpasowac sie w jego ramy. Tylko medytacja, niebo, las byly moim swiatem, w ktorym czulam sie akceptowana. Moglam po prostu byc.

    Niedawno moja Siostra napisala mi, ze ma znowu jakas fobie. Co chwile nachodza ja jakies strachy, ktore I ja pamietam z okresu dojrzewania. W tym czasie temat smierci skumulowal sie z kilku stron. Napisala, ze boi sie smierci mamy, mojej brata I ze zostanie sama. Moja Siostra jest troche inna niz ja czy Brat – lubi spoleczne akcje, lubi byc w grupie I boi sie byc sama. I co mialam jej odpowiedziec? Najpierw, ze jest male prawdopodobienstwo, ze odrazu nas wszystkich szlag trafi, a poza tym, ze mamy dobre geny. Powinnismy troche pozyc. Jednakze nie ucieknie sie od pozegnania – to kiedys przyjdzie I trzeba o tym pamietac by docenic co sie ma, terazniejszosc I bliskich. A szczegolnie Starsza Siostre :))

    Ostatnio przeczytalam Dziennik, ktory wygral w konkursie Dzien po dniu w Zwierciadle (kwiecien, 2011). Przykuly moja uwage takie o to slowa:

 “Zmarl maly chlopiec. Mial dziesiec miesiecy I zly zapis genetyczny. Smutku nie da sie ominac, trzeba go przyjac, I wytrwac. Od kilku lat jestem pracownikiem hospicjum dla dzieci. Mam do czynienia z bardzo chorymi maluchami. Te dzieci nie zdrowieja. I jesli w takiej pracy nie zatrzymaja mnie pieniadze, to moze zatrzyma powolanie. Kazdy z nas ma pewne cechy, ktore sprawiaja, ze w okreslonych warunkach czuje sie dobrze, a wykonywane czynnosci daja zadowolenie. Dzisiaj wiem, ze tacy jak ja maja predyspozycje do wykonywania obciazajacej pracy. I chociaz odczuwam psychiczny bol, chociaz placze z bezsilnosc, a potem tesknie za kazdym dzieckiem, to jednak w takiej bezsilnosci smierci czuje sie jak najbardziej na swoim miejscu.”


   Dokladnie – cialo reaguje, umysl reaguje, jest smutno, jest zle, ale powolanie dodaje energii. Pomimo ciezkiej rzeczywistosci. Ja wiem, ze jestem ta osoba z predyspozycjami do wykonywania ciezkiej pracy psychologicznej. Bede plakac w poduszke, rece beda mi sie trzasc nie raz…bede jak Wy, jak wszyscy i przyjme swoje czlowiecze emocje z pokora. To nie slabosc, to nie znak, ze czlowiek sobie nie radzi, choc dla wielu tak sie moze to jawic. To wlasnie znak, ze organizm stara sobie z tym poradzic.  Ale pozniej....... spojrze otchlani w oczy nawet wtedy kiedy spojrzy ona w moje. I bede starala sie ja uniesc w zgodzie ze soba i towarzyszyc w tym innym. I jest to bardzo egoistycznie - po prostu daje mi to spelnienie, jakas energie...coz zrobic...

Czytam dalej.

“ Od czasu do czasu patrze na siebie z gory. Z innej, odleglej perspektywy. Jakim dniem jest ten dzisiejszy? Jaka jestem ja, istota osadzona w wielkim swiecie pelnym ludzi? Czy ucieszylam sie, budzac sie rano I patrzac na rozesmiana buzke mojej coreczki? Nie. Za to pomyslalam, jak bardzo chce mi sie spac I jak bardzo bywam zmeczona. Los podarowal mi jeszcze jeden dzien, nawet nie wiem, czy nie ostatni.”

To swiete momenty swiadomosci.
Ona staje sie swiadoma.

Wiec dziele sie z Wami moim strachem, naturalnym i czlowieczym. Jednak z tylu glowy moj Aniol Staruszek czepcze mi do ucha - czujesz strach? boli? Czyli zyjesz. Idz do przodu.

Wiec ide...a raczej lece do Paryza na kilka dni:) Gotyk wola! Do nastepnego!