"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



czwartek, 14 lutego 2013

Quirkyalone Day!

"Miłość nie jest związkiem z kimś. Miłość to stan istnienia; nie ma ona nic wspólnego z żadnym innym człowiekiem. Nie jesteś zakochany, jesteś miłością. Oczywiście, gdy człowiek jest miłością, staje się zakochany - ale jest to tylko rezultat, produkt uboczny, a nie źródło. Źródłem jest to, że człowiek jest miłością.
Kto może być miłością? Jeśli nie wiesz, kim jesteś, to nie możesz być miłością. Będziesz strachem. Strach to całkowite przeciwieństwo miłości. Pamiętaj, przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, jak wydaje się wielu ludziom. Nienawiść to miłość na wspak, nie przeciwieństwo miłości. Prawdziwym przeciwieństwem miłości jest strach. W miłości człowiek się rozwija, w strachu - kurczy. W strachu człowiek zamyka się, w miłości - otwiera. W strachu człowiek wątpi, w miłości - ufa. W strachu człowiek zostawiony jest sam sobie, w miłości - rozpływa się, nie rozmyśla o samotności. Gdy nie ma człowieka, nie może czuć się samotny. Wtedy te drzewa i ptaki, chmury, słońce i gwiazdy są w tobie. Miłość jest wtedy, gdy poznasz swoje wewnętrzne niebo."

Odwaga. Radość niebezpiecznego życia OSHO



niedziela, 3 lutego 2013

Ze szkolnej £awy - Drzewo i troche magii.

Zawsze czulam duchowy pociag do drzew. Do drzew i do nieba. Mialam w dziecinstwie ulubiony dab, nazwalam go Karo. Stal odzielony od reszty drzew. Wielki, z mocnymi konarami, z bujna lisciasta grzywa. Galezie siegaly nieba. Mialam poczucie jego wolnosci, choc korzenie przez lata mocno wrosly w ziemie. Podswiadomie sie z nim identyfikowalam. Na jednej z lekcji zabawilismy sie w art therapy. Mielismy narysowac drzewo dla nas bliskie. Dla mnie bylo jasne co to bedzie. Jednak czulam, ze moj dab ma takze olbrzymia dziure posrodku. Stala dlugo pusta, tylko liscie slanialy sie w jej wnetrzu. Jednak rysujac ta dziuple czulam ze jest to miejsce dla zycia. Teraz moga tam zamieszkac ptaki czy wiewiorki. Dlatego, ze dab jest juz silny aby wziasc odpowiedzialnosc za siebie i zycie.

Wolnosc polega na fakcie uguntowienia. Dorosle dzieci z rodzin dysfunkcyjnych sa czesto go pozbawione. Jezeli w domu panowal chaos, dziecko musialo adaptowac sie do ciagle zmieniajacych sie warunkow. Wiec dla umyslu bylo to jak wieczny wiatr rozrzucajacy liscie jak popadnie. Nie mozna bylo niczego przewidziec. Idzie za tym poczucie wiecznej samotnosci, wiecznego braku poczucia bezpieczenstwa, strachu….Jak juz jednak mowilam uwazam sie za lucky girl w odniesieniu do deba we mnie…. Mialam ogromne polaczenie z natura, ciagle odczucie przynaleznosci do Gai, ciagly zachwyt dziecka nad zachodem slonca i obrazami, ktore natura malowala pedzlem swojego potencjalu…. Mialam dab w sobie. Im bardziej wiatr wial, tym bardziej trzymalam sie korzeniami swojej osobowosci. Co nie oznacza, ze fajnie by bylo czuc rodzicielska troske...



W szkole mielismy takze drugie cwiczenie, ktore mialo nam pokazac nasze tendencje. Stanelismy na przeciw siebie i jedna osoba pchala nasze rece a my mielismy reagowac jak czulismy. Wiele osob zapieralo sie juz na wyciagniecie wlasnych rak, nie dajac pchac dalej. Jedna osoba nawet miala mysli – jak pozniej powiedziala – ja ci pokaze, f**ck off, nie dam sie przepchnac. Ja jednak mialam zupelnie inna rekacje. Kolezanka pchala  mnie raz lekko raz mocno, a ja patrzac jej w oczy pozwalalam jej na wszelkie wybiegi. Im bardziej mnie pchala tym bardziej mialam poczucie wielkiej sily. Czasami sie na mnie patrzyla, czasami odwracala wzrok, a ja ani razu nie przestalam sie w nia wpatrywac. Przyplyw sily wewnetrznej byl dla mnie zdumiewajacy, jednak nie byl zaskoczeniem. Raczej odczulam euforie faktu, ktory juz z wlasnej analizy u siebie zauwazylam, a teraz znalazlo to jasne potwierdzenie. Im bardziej wiatr mna smagal, tym mocniejsza sie stawalam. Moje rece byly jak galezie, uginaly sie i dostosywaly. Czasami odczuwalam dyskomfort fizyczny kiedy rece byly pchniete za daleko. Nawet wtedy nie odpychalam kolezanki mocniej, czulam ze to nie jest moj limit. Kazdy ma limity. Inni maja je bardzo blisko ustawione – jak sztywny pien – inni dalej. Kolezanka doszla do mnie bardzo blisko. Jej klatka piersiowa mogla dotknac mojej. W momencie kiedy poczulam, ze moje rece sa wypychane poza moje wlasne plecy i odczuwam bol kregoslupa zaczelam pchac z wielka sila. Z sila ktora kumulowala sie we mnie od poczatku. A przez to ze nie zuzylam jej na male dyskomforty, moglam zuzyc ja wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowalam. Dokladnie jak w zyciu....

Podczas analizy w grupie nauczycielka zapytala sie mnie czy nie czulam emocjonalnego dyskomfortu majac kogos coraz blizej swojego personalnego odrebu (tzw. personal space). Okazalo sie, ze rejon swojej wlasnej przestrzeni gdzie normalnie u ludzi plasuje sie w przestrzeci klatki piersiowej i brzucha, przewaznie na wyciagniecie rak, dla mnie nie istnieje. Dlatego czesto jak ktos stanie przy mnie naprawde blisko nie mam odruchu odsuwania sie. Nauczycielka uwazala to za bardzo ciekawe, ze tzw obreb czakry slonecznej (jak pokazywala) jest we mnie tak silny. Nigdy o tym nie myslalam. Wiedzialam tylko ze od zawsze czulam w sobie energie i ze zawsze bylam z nia polaczona. A takze czulam w sobie sile, tyle ze najpierw na niej dzialalam naturalnie bez wiekszej wiedzy (i dlatego chaotycznie), a pozniej sobie ja uswiadomilam.




 Bylam bardzo podekscytowana dowiadujac sie tego wszystkiego - oznacza to ze samoanaliza bywa trafna jezeli tylko umiemy ja odpowiednio zastosowac. Wszystko plasowalo sie idealnie jak w puzzle. Emocjonalnie potrafie duzo wytrzymac. Dlatego czesto potrafilam isc pod prad, nawet kiedy grupa ludzi gniewnie starala sie mnie zlamac. Jestem ugruntowana poprzez swoja osobowosc. A takze wzielam to z milosci do natury ktora przeplywala we mnie od dziecka. Niebo zawsze jest nad moja glowa, drzewa zawsze obok mnie, a sila wewnetrzna zawsze we mnie. Kiedy dziecko naturalnie poszukuje wiezi z rodzicami, ja jej nie moglam znalezc. Jednak sercem odnalazlam inna wiez – spirytualna z matka Ziemia. Swoja droga to zabawne – moj znak zodiaku – Byk, jest zywiolem Ziemi. Jest to twarda wewnetrzna stabilnosc. Male dyskomforty nie porusza plyt tektonicznych. Jednak kiedys z ciekawosci poszlam do astrologa, ktory odczytywal moje predyspozycje z daty urodzin. Dowiedzialam sie, ze sa we mnie przeciwstawne zywioly – Ziemia ale takze i Ogien. A Ogien – jakbyscie widzieli moj body language jest w kazdym moim ruchu. Moj wewnetrzny swiat jest zupelnie inny niz moja mowa ciala. Kiedy zywo gestykuluje lub zywotnie cos tlumacze, ludzie mysla, ze ide na zywiol. Fakt jest jednak taki, ze ja wiem iz to robie i swiadomie sobie na to pozwalam, bo to jest czesc odblokowanej we mnie energii. Jednak wewnatrz jestem jak nienaruszona tafla wody. Ziemia we mnie trzyma piecze nad Ogniem – gdybym nie miala Ziemi w sobie pewnie bylabym niszczycielem wszystkiego co stoi mi na drodze. Kiedy bylam nastolatka w czasie buntu dokladnie tak to wygladalo - moj gniew palil a jezyk besztal pomimo faktu, ze Ziemia pozwolila mi odrzucac wplywy spoleczne, ktore chcialy abym zachowywala sie tak a nie inaczej. Teraz Ziemia przejela wieksza kontrole niz za czasow nastoletnich, bardziej mnie koi i trzyma kontrole. Hormony opadly, choc nie oznacza ze calkowicie hehe Jednakt gdyby nie Ogien a bylabym tylko Ziemia, bylabym w jednym miejscu bez checi do lamania siebie i barier zycia. Pewnie nie mialabym odwagi emigrowac, przeciwstawic sie ojcu, walczyc o siebie. Lubie takie magiczne wyjasnienia, szczegolnie symbolike z roznych mitologii i wierzen. A u mnie ciagle sie cos dopasowuje (albo jestem taka dobra w dopasowywaniu i poszukiwaniu punktow stycznych:)). Raz dla zabawy zrobilam sobie test, jakim jestes aniolem heheh :). Wyszlo, ze jest to Uriel. Opis w ogole mnie nie zdziwil, a takze fakt, ze jest takze nazywany Fire of God i jest najwyzszy, wiec obejmuje widzeniem wszystko. Jak w filmie Samsara.......A jak zaczelam czytac o czakrach i szczegolnie o tych w okolicy brzucha oto co doczytalam:
W tradycji hinduistycznej jest to czakram motywacji, energii i działania. Reprezentuje element ognia, dynamiczny, żywotny i przenikający. Ukazywana jest jako tygrys – destrukcyjny ale i przejawiający się z mocą, prawdziwością, głęboką łącznością z wewnętrzną siłą, płynąca z akceptacji i rozumienia swej prawdziwej natury. Bóstwo które uosabia tę czakrę to niszczycielski aspekt Śiwy – Rudra.
Na poziomie tej czakry ujawnia się także moc współdziałania i lojalności wobec innych ludzi.


Czemu mnie to nie dziwi... Gdyby nie Ziemia bylabym bardzo destrukcyjna dla otoczenia. I musze sie obserwowac by madrze wybierac kiedy potrzeba Ziemi, a kiedy Ognia w kontakcie z ludzmi i ze swiatem. Szczegolnie w mojej przyszlej pracy terapeuty.
Ah, jak pieknieje swiat gdy sie czlowiek zanurzy troche w magie symbolow :) Symbole czesto ulatwiaja wyjasnic zjawiska w sposob naprawde przepieknie prosty.

Ale wrocmy do szkolnej lawy i realiow. Moja sila bardzo mnie cieszy, ale za duzo sily, jak i wszystkiego, moze zamykac mnie na inne aspekty zycia. Balans jest moja filozofia. Sila powinnna byc uzywana kiedy potrzeba, a kiedy nie potrzeba pozwolic sobie na pokazanie tej wrazliwej czesci mnie. Jednak musze sie Wam przyznac, ze sila jaka mnie ogarnia kiedy czuje nacisk lub wyzwanie jest odczuwalna przeze mnie jak narkotyk. Mam wtedy odczucie Goliata. Lubie czuc w sobie sile i musze uwazac aby dbac o balans i uzywac sily z glowa. Np. kiedy jestem zla.  Mam na mysli naprawde zla – ciezko jest mnie naprawde rozwscieczyc, ale jezeli juz tak sie stanie Ziemia grzmi i Ogien pali. I niestety bardzo dlugo sie uspokaja...Pozostawia takze na dlugo slady spalin w mojej glowie. Czuje wtedy ze dokladnie moge rozszarpac wszystko na drodze. Cale szczescie nie jestem nadwrazliwa na punkcie wlasnej osoby i mam daleko posuniete drazliwe punkty (choc moja matka jest tu wyjatkiem). Np. w mojej klasie ciezko przychodzi innym bezwarunkowa akceptacje pewnych stwierdzen, o ktorej juz Wam pisalam w poscie o Rogers-ie. Kiedy rozmawialam z jedna kolezanka z klasy byla bardzo poruszona, ze mozna nie byc dotknietym stwierdzeniem np. Nie lubie Polakow. Jestem Polka i wszyscy w okol kiedy to slysza, mowia mi jak bardzo lubia Polakow, bo maja znajomych Polakow i sa super mili i w ogole ekstra. Ja oczywiscie sie domyslam, ze nawet jakby mieli inne doswiadczenie to by mi nic nie powiedzieli myslac ze bede bardzo dotknieta. Jednak kiedy sie czlowiek rozwija obiera siebie jak cebule, warstwa po warstwie. Dochodzi sie wtedy do centrum gdzie nie ma etykiet, drazliwosci i irytacji jak tylko w odniesieniu do bycia czlowiekiem. To jest bardzo proste. I jak ktos powie nie lubie Polakow, ludzi z czerwonymi wlosami, czy nie podoba mi sie miasto Warszawa bo to stolica i tam wszyscy zadzieraja nosa bleh bleh bleh, dopoki zatrzymuje sie to tylko na opini a nie idzie dalej  do aktow agresji i inszych zachowan ktore godza w zycie i godnosc czlowiecza, dla mnie osoba moze w swojej ignorancji lubic co chce. Nie rusza mnie to personalnie, nawet jak jestem Polka i to z Warszawy. A dlaczego? Bo to wszystko jest tylko systemem narzuconym nam przez realia. Uluda. Iluzja. Matrixem. Bo u podstaw jestesmy tacy sami. Bo obralam siebie jak cebule i nie identyfikuje sie z etykietami. Moje poczucie tozsamosci to czlowiek, a ambicja to przekraczanie to co mi narzucono i przez nature i przez spoleczenstwo. A ego jest jednym z silniejszych wiezien naszego umyslu. Ego jest bardzo drazliwe i szybko reaguje kiedy jest dotkniete. Dlatego bohater serialu dr. House byl uwazany za gbura raniacego uczucia innych. Jednak spojrzmy na to z innej strony – osoby nigdy nie wyksztalcily tyle dystansu do wlasnej percepcji swiata i szczegolnie siebie aby moc sie smiac z samego siebie. Oczywiscie jest roznica pomiedzy obrazaniem kogos a sarkastycznym ukazaniem czyjejs ignorancji. Ta druga zawiera pewna ledwo zauwazalna dobrodusznosc. Ledwo – dlatego ego tego nie chwyta. To jest jednak jakis rodzaj talentu. I nawet jezeli odczuje lekki dysmfort nie reaguje emocja tylko w ulamku sekundy pytam siebie – czemu mnie to zabolalo? Bycie przebudzonym to dystans do samego siebie. Reakcja na czyjs brak kultury jest usprawiedliwiona tylko faktem samego szacunku do drugiego czlowieka, a nie personalnym poczuciem szpili. Tak byloby idealnie.

Jedna rzecz jeszcze zostala przyniesiona do mojej swiadomosci. Mianowicie nauczycielka zapytala sie, gdzie najbardziej odczuwalam dyskomfort. Powiedzialam, ze w ramionach. Tam kumuluje sie moj wysilek, bo nie jest tak ze sila nie ma ceny. Jestem czlowiekiem. Dlatego wazny jest balans, dlatego wazne jest dbanie o siebie. Co dziwne kiedy jestem na silowni przewaznie czuje potrzebe cwiczenia wlasnie ramion. Byly one dla mnie zawsze jednak slabe. Jakby napiecie wlasnie kumuluje sie u mnie tam i moze podswiadomie zaczelam nad tym pracowac. No tak – Silaczka. 



Jak kiedys juz Wam pisalam – chcialabym poczuc sie na tyle bezpiecznie, abym mogla odpuscic troche. W koncu ciagle nastawienie na “do przodu” moze wykonczyc organizm. Dlatego bardzo dbam o czas dla siebie, kiedy nic nie robie, kiedy nikogo nie widuje i jestem sama ze soba. To wtedy ma sie czas na wsluchanie sie w siebie, swoje cialo, swoje emocje. Nie biegne aby dotrzec gdzies pierwsza, dbam o swoje zasoby aby dobiec zdrowo w swoim tempie. Jednak nie mam zludzen - Silaczka jest moim kregoslupem i nigdy nie przeobrazi sie w Spiaca Krolewne lub konformistke. Potrzebuje wyzwania emocjonalnego aby czuc ruch i dlatego praca terapeuty byla dla mnie zawsze wymarzona droga. 

Ale zostawmy juz mnie w koncu - powiedzcie mi jakim Wy jestescie drzewem i jak ono wyglada w Waszych glowach? Lapcie pierwsza mysl i pierwsze obrazy. Narysujcie drzewo, uzyjcie kolorow ktore Wam emocje dyktuja. Nie myslcie za duzo tylko idzicie za emocjami, co Was wyraza, z czym sie identyfikujecie? Pozniej przypatrzcie sie glebiej i zaanalizujcie Wasze drzewo co u Was mowi. 

Odkrywajcie siebie.
Milego tygodnia.