"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



niedziela, 31 stycznia 2010

Cos nieoptymistycznego.

Wybaczcie mi przerwy w pisaniu - ostatnio za duzo na glowie.

Ale zaczynajmy. I teraz bedzie ostro. I teraz chce sie przyznac do swoich ciemnych mysli, zlych mysli, niecywilizowanych mysli, mysli, ktore umykaja dobremu wychowaniu. Wiec ostrzegam, ze bede uzywac wulgarnego slownictwa, a takze bede niekiedy akcentowac slowa mocniej, nawet przegne nieraz - co nie oznacza, ze odczuwam jakas nienawisc do czegokolwiek lub kogokolwiek.
Ale mysli moga takie byc, jezeli sie je obserwuje, akceptuje ale jak mowilam, nie podaza slepo I nie czyni sie bez kontroli. Kto je neguje, tylko sobie szkodzi. Nie bedzie sie rozwijal.

Moj blog nie jest sciema. Moje mysli I odczucia nie sa ksztalcone tak by sie podobalo populacji, byscie mi przyklaskiwali. One sa prawdziwe. Opisuje Wam, czasami z brutalnoscia co czuje, co mysli DDA bez obrobki mysli, bez wglebiania sie filozoficzno – psychologicznego, a nawet uwazam iz po wglebianiu sie, prawda i tak wychodzi czesto prosta i burtalna, tylko nazywamy to ladniej. Ale mozna cieszyc sie z gowna, bo nasze dopiero co narodzone dziecko nawalilo w pieluche, ale to oznacza, ze jest zdrowe (i dziecko nasze) i uzywamy ladniejszego okreslenia (oo jaki klocek syneczek/coreczka zgotowala), albo z obrzydzeniem zacisnac nos lub skrzywic twarz na samo slowo gowno (szczegolnie jak nie jest naszego dziecka) - ale z tych dwoch gowno i tak jest gowno! Wiec tylko dlatego, ze ktos uzywa ladniejszego okreslenia na brak rozumu nie oznacza, ze jest madrzejszym czlowiekiem. To ten co slucha wykazuje wieksza madrosc od mowiacego, jezeli potrafi przyjac zjawiska BEZ ILUZJI i nie wymaga DZIECINNEJ GADANINY by spodobalo sie spolecznym uszom. To jest madrosc! Najwieksza madrosc sluchania bez ramek. Za slowami Buddhy - jezeli dojdziesz do wniskow inne niz moje, trzeba bedzie zmienic ksiegi. To, ze cos mowie, nie oznacza, ze nie masz obracac tego i szlifowac jak diament. To jest wlasnie madrosc przewodnika - poprzez ukazanie madrosci ucznia. Dlatego uwielbiam miedzy innymi De Mello, a takze coraz bardziej Osho (choc oczywiscie nie bez krytyki). Bo mowia wprost - GLUPCY, STUKNIECI, SLEPCY! Nawet znalazlam IDIOCI u De Mello. NAZWAL MNIE IDIOTA. i ja sie wcale o to nie burze - czuje, ze maja racje w wielu sprawach - ale czuje wlasnym zyciem, wlasnym poszukiwaniem, sprawdzaniem, analizowaniem przez lata. Nie sciagnelam tego z polki wczoraj. I teraz kto mi powie, ze - jak tu padl komentarz - ludzie madrzy nigdy nie powiedza, ze druga osoba jest glupia? Oczywiscie, ze powiedza. Tak wlasnie sprawdzaja jak bardzo IDENTYFIKUJESZ SIE ZE SWOIM EGO. Jak bardzo jestes gotowy na zrzucenie iluzji. Co nie oznacza, ze nie bedzie tam ZROZUMIENIA z ich strony, dobrych checi, milosci itd. To wcale nie jest GLUPIEC z tonem nienawisci - tylko GLUPIEC ze zrozumieniem, i tak podchodze do swojej matki, tak czuje, ze jest dobrze. Dokladnie jak z "radosnym smutkiem" o ktorym pisalam.
Znacie ta przypowiesc o wodospadzie? Czy plujac na wodospad pozbawisz go powagi? Wielkosci?

Wiec mowie jeszcze raz jasno i wcale tego nie cofam - uwazam, ze moja matka w przeszlosci dokonala wielu bledow z WLASNEJ GLUPOTY I IGNORANCJI. Czy jest to wynik jej natury, czy tego, ze inaczej nie mogla, czy zewnetrznej klatki strachu itd - to jest temat do rozwazan jak wieczna debata w psychologii natura czy kultura. Ale to nie odbiera nic z prawdy, ze wyroslam w GOWNIE! i nie odbiera mi prawa do mowienia o tym wprost - JA bylam dzieckiem w tym GOWNIE. Moja robota polega na tym, ze - jak juz tysiace razy mowilam wczesniej - hoduje teraz na gownie kwiatki. I kwiatki to fakt, ze nie czuje nienawisci poprzez ktora wyzywam, drapie, kopie wlasnych rodzicieli, ktora wciaga mnie w otchlanie szalu, stopuje moj potencjal. Ale czy to oznacza, ze nie mam negatywnych emocji, mysli W OGOLE?

Nie sciemniam, ze osiagnelam permanentne oswiecenie, ktore PODOBNO jest calkowitym spokojem I akceptacja. Bo nie jestem Buddha, bo nie jestem innym Wielkim Mistrzem - choc i tu bylabym ostrozna czy w ogole takie mistrzostwo jest mozliwe. Moja strona spirytualna mowi, ze tak, jednak druga strona krytykuje, drazy, pyta i mowie - ze to nie jest normalne. Jestem dopiero na drodze, ktora I tak uwazam jest juz niezle przeze mnie przebyta. Ale wiele jeszcze przede mna. Zreszta do konca zycia - mam nadzieje - bede podrozowac a nawet powiem wiecej - nie chce pozbywac sie CALKOWICIE gowna. Juz pisalam o tym tysiace razy i aby mnie poznac, moja kompleksowosc, nalezy przeczytac moje rozwazania od PIERWOTNEGO BLOGA! Nie z ostatniego posta, ktore aktualnie jest wklejone. Wiem, wiem, jest tego od groma, ale wybaczcie Moi Drodzy - naprawde czesto nie mam sily powtarzac kim jestem, co mysle, jaka zlozona struktura jestem, ktora przez ostatnie 15 lat odkrywam - w kazdym nowym poscie. Warto by zrobic maly RESEARCH na moj temat, zanim zabierzemy sie do wyciaganie wnioskow.

To co zauwazam w ludziach, szczegolnie znowu w naszym kraju (jak zwykle dokopie troche naszej mentalnosci hehehe) jest perfekcyjnosc. Tez o tym pisalam i znowu wracam do tego samego. Psycholog nie moze byc zly, musi miec udane zycie, bo w koncu niby rozumie, ksiadz nie moze byc zly, nie moze pragnac swiata doczesnego bo w koncu to ksiadz. Ludzie! Obudzcie sie! To sa ludzie! Jak ktos z nich nie ma negatywnych emocji, momentow, zalaman to juz trzeba sie martwic! To co robia z tym pozniej swiadczy o ich madrosci i sile. To czy popelniaja te same bledy, to jak dzwigaja te ciezkie momenty. A w Polsce nalezy byc perfekcyjnym reprezentantem swojej drogi zyciowej, I ta reprezentacja jest kompletnie znieksztalcona. Bycie czlowiekiem to doswiadczanie wszelkich ciemnych (i jasnych) emocji. Jezeli sie je rozumie I pozwala sobie na nie a do tego obserwuje, nie pragnie sie nawet na nich dzialac, bo energia zostaje spozytkowana na nauke, wyciagniecie lekcji. Psycholog, ktory sie np. rozwiodl nie powinien byc oceniany z tego faktu, ale z faktu jak sobie z tym radzi.

I teraz - ciagnac moj monologowy natlok mysli - kto wierzy, ze dojrzalosc albo przekroczenie swojego DDA( jak I innych bolow) to “nastawianie drugiego policzka”, myslenie dobrze o swoich pijacych rodzicach, wspanialomyslnosc, robienie dla nich dobrych, wielkich rzeczy, brak gniewu I zlosci, I wszystkie te swiete rzeczy – to sie myli. Czujemy sie wtedy lepiej prawda? Bo widzimy siebie jacy to dobrzy jestesmy, wspanialomyslni, bez gniewu, inni niz oni, czyz nie? Mozemy wtedy powiedziec komus, tak, ojciec pil, matka byla obojetna, ale ja wybaczam, nie czuje zalu I jeszcze robie tyle dla nich dobrego, daje pieniadze, jade 600km by odwiedzic, nie zloszcze sie. I wtedy ludzie patrza na nas I mowia – ah, jakim dobrym czlowiekiem jestes. Tyle bolu Ci sprawili a Ty pomimo tego taka/taki dobry jestes dla swoich rodzicow.

CO TO ZA GRA! CO TO ZA ILUZJA! To nie jest czlowiecze, to jest zamrozenie I typowy przyklad BOHATERA? (pamietacie? bohater, koziol ofiarny, maskotka) Jaka jest roznica, ze kiedy bylo sie dzieckiem I takze robilo sie wszystko by tylko rodzic byl zadowolony, bo to w koncu matka, bo to w koncu ojciec – szanuj ojca swego I matke swoja - a teraz, kiedy sie jest doroslym i sie jest dumnym, ze tyle sie robi dla rodzicow, ktorzy zniszczyli Ci to, do czego masz prawo. Jak wowczas, mozna nie miec zadnych negatywnych emocji? Jedyne co chce szanowac w ojcu i matce to fakt, ze sa ludzmi, sa zyciem - jak kazde inne zycie i inny czlowiek, ale czy musze szanowac jako matke, kiedy nie byla ona dla mnie, albo szanowac jako ojca, jezeli nie byl dla mnie ojcem? Kto powiedzial, ze ja cos musze? Kto powiedzial, ze to jest wlasnie ROZWOJ?Chyba nawet wypisalam sie o tym na pierwotnym blogu, JA NIC NIE MUSZE. I to myslenie paradoksalnie mnie zmienia na lepsze. Rozwoj to porzucenie nienawisci poprzez zrozumienie, ale jezeli chodzi o rodzicow jest to o tyle trudniejsze ze byli przy nas od poczatku naszego zycia. Czesto mozemy pozbyc sie tylko tej nienawisci jako pewnego kamienia w sercu, ale nie mysli albo powrotu odblaskow negatywnych emocji. Czy musze zaraz ich pokochac lub myslec o nich tylko dobrze?

Poza tym co znaczy szacunek?? Dla mnie szacunek oznacza kulture, dobre maniery, zyj I pozwol zyc innym itd itd . Ale czy to oznacza takze, ze nie mam mysli zlych, ciemnych, przesiaknietych zloscia I gniewiem dla swoich rodzicow? Zreszta nie tylko na rodzicow, na ludzi w okole mnie i nie w okol mnie, na Niewiadoma po co tu do cholery jestem, o co w tym wszystkim chodzi? Wyklinam to w myslach nie raz. I czy jest w tym cos niemadrego? Nie, niemadre byloby stanie po jednej stronie gdzie wybaczenie, podwiecenie i insze swiete rzeczy wypelnialy moje emocje. Czy jestescie gotowi na uslyszenie DOSLOWNIE jakie czasami mam emocje, mysli BEZ OBROBKI PSYCHOLOGICZNO-FILOZOFICZNO-SPIRYTUALNEJ? Ostrzegam nie bedzie o kwiatkach I milosci do blizniego.

A wiec wyobrazmy sobie Izabell na kozetce u psychoanalityka (nie na ustawieniach rodzinnych, bo tam Izabell by nie poszla, bo nie ufa, ze ludzie z ulicy, nawet pod kierownictwem kogos wybitnego, beda wstanie madrze uniesc prawde. A taka osoba jest Izabell - potrzebuje kogos komu moglaby jak najmniej sciemniac). Psychoanalityk kaze sie rozluznic, plynac myslom i mowic glosno to co przychodzi do glowy, bez myslenie czy to poprawne czy nie. I oto co wyplywa czasami z glowy Izabell;

- Ten huj pieprzony - moj ojciec - byl tak ograniczony, ze zrobil te same bledy co jego ojciec, choc oczywiscie mowil, ze ich nie chce zrobic. Typowy schemat, az zal o tym myslec. Jest tak beznadziejnie slepy, ze jego mi akurat tylko szkoda, jakos nie rozpoznaje w sobie zlosci, nienawisci i furii. Paradoksalnie to matka jest moim bolem DDA, choc nie pila .... Albo moze dlatego, moglbym sie czegos czepnac. Moze by to cos mi wytlumaczylo. Moze sie to nie podobac tym “dobrym ludziom” ktorzy dotykaja stop Swietych, ale TAK CZUJE. Moja matka miala kochajaca matke, z tego co sie dowiedzialam w koncu od osob trzecich I kurwa mac dlaczego do cholery jest taka ofiara losu! Matka podobno byla ciepla, miala co jesc - ok, ojca nie miala. Ale czy to sprawia, ze do kurwy nedzy jest sie tchorzem emocjonalnym? Ciagle sciagala mnie w dol, ciagle jeczala i planowala moje zycie w warzywniaku, tak beznadziejne jak jej. I przez 25 lat nie dala nic co bym mogla nazwac miloscia I cieplem! Jej glupota mnie czasami tak wkurwia, ze rusza sie we mnie wszystko. To, ze wszystkiego unika, to ze jest leniwa intelektualnie, to ze jest ignorantka I kurwa nawet swieta byly do dupy, bo jak zwykle nic nie zrobila by pokazac bratu, ze nie tak powinien sie zachowywac. A ja kurwa co? Mialam odrazu wiedziec, byc dorosla, znalezc sile w swoim wnetrzu kiedy jeszcze nawet moj system nerwowy nie byl do konca uksztaltowany? I co?Mam do cholery teraz sie biczowac, ze czuje to co mowie/pisze? I kto ma czelnosc mnie oceniac negatywnie? Ze jestem dzieckiem, ktore drze gebe jak boli? I bede to robic bo taka jest prawda, nie jestem jak ona typem ofiary, ktory wyciska emocje i tchorzliwie podkula ogon! Mam droge w sobie! Dzieki bogom albo komu tam gdziekolwiek - mam w sobie droge, jasna i klarowna. Nie wiem skad jest, nie wiem czemu czuje sie staro wewnetrzenie, nie wiem skad wiem to co wiem- ale kurwa TO DZIALA i dlatego POZWALAM SOBIE TO WSZYSTKO MOWIC! I choc CZUJE, ze moja matka jest beznadziejna, ojciec slepy to nadal jest ta DROGA!

..... jezeli wyobrazilabym sobie szczescie na swiecie - to jest to swiat ludzi, ktorzy sluchaja... z otwarta glowa i sercem bez oburzania sie na ludzkie emocje, pragnienia, dazenia..... a tu do kurwy nedzy musze jeszcze placic za sesje tyle kasy bo madrych jak w korcu maku!!!! Dusze sie czesto od tych spolecznych gierek akceptowanych bez zmruzenia neuronow! Dusze sie! Duuuszeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Dusze....... dusze..... dusze..... i rozumiem....


Prolog;
Paradoks...... jestem cisza i krzykiem, jestem biela i czernia, jestem Doroslym i Dzieckiem.
Po rzece mysli i wyladowan neuronow otwieram oczy. Czy krzyczalam? Tak, pewnie tak. Czy zachowywalam sie gniewnie jak male dziecko? - zdecydowanie. I wiecie co mowi mi moj Dorosly? MASZ DO TEGO PRAWO. I to jest MADRE. I to powoduje, ze kiedy przytulam moja mame paradoksalnie robie to przewaznie jako Dorosly. A nie jak kiedys - Dziecko. Ale nie neguje Dziecka!

Wiecie jak mozna zauwazyc, ze ruszacie do przodu, ze zaczynacie dorastac? Nie tym, ze nagle budzicie sie pieknego dnia I kochacie rodzicow piekna miloscia I nie ma krzty negatywow do nich, poswiecanie sie, robicie tyle dobrych rzeczy- tosz to oszalec moznaod negacji. Ja sie przez to zamrozilam. Ale tym, ze coraz rzadziej ta zlosc sie ujawnia. Tym, ze nie rzucacie tych mysli rodzicom w twarz, nie wyzywacie ich w rozmowie, nie rzucacie w nich talerzami. Zaczynacie widziec te emocje z dystansu I doslownie nie chce sie Wam juz dzialac na zlosci. Ale bierze sie to z AKCEPTACJI zlosci I tych mysli. Danie sobie prawo do bycia zlym I gniewnym. I to nagle zaczyna wystarczac. Nie mowie o represjowaniu zlosci, o swiadomej kontroli – bo tak trzeba, bo to zle, bo nie jest sie wowczas madra osoba - to myslenie slepcow. To sie dzieje samo, po prostu poprzez wewnetrzna rozmowe ze swoim dzieckiem, sluchaniu krzykow I przeklenstw. Wszystko odbywa sie w wewnetrznym swiecie, ale najpierw trzeba NAWIAZAC Z NIM KONTAKT. Wtedy zlosc nie jest na poziomie rzucania piachu rodzicom w oczy, nie jest nienawiscia, ktora - normalnie - polega na podstawianiu nogi, zlosliwym zaczepkom, wyklinaniu w oczy. Wszystko dzieje sie wewnatrz a energia, ktora normalnie bylaby tysiakroc wieksza gdyby nie zurzyta choc troche wewnetrznie jest spozytkowana do pokopania w worek, do porzucania talerzami w sciane, do wykrzyczenia w morze bolu i zalu- konstruktywnie. Moze nawet bym radzila od tego zaczac. Bo tak myslac glebiej w ten sposob nawiazalam kontakt ze soba. Przez pol roku ryczalam, krzyczalam, darlam poduszki w swoich czterech scianach, pozwolilam sobie w koncu na to sama, bo NIKT MI WCZESNIEJ NA TO NIE POZWALAL. Nastepny rok dochodzilam do balansu. I chyba wtedy nawiazal sie kontakt. A jak sie ma jeszcze kogos madrego obok - pewnie proces trwa szybciej.

Ale czy to oznacza, ze znowu PERFEKCYJNIE wszystko zniknie? Ja w to do konca nie wierze. Nic nie zniknie,ale widze, ze czestotliwosc po prostu sie zmniejsza a na pewno nie czuje juz kamienia w sercu. Ale nie daje sobie reki uciac, ze emocje znikna calkowicie. Niech mi ktos powie, jak bo ponizaniu, sluchaniu przez lata jak wstretnym gownem jestes, albo generalnie ignoracji I zimnoty mozna nigdy nie miec juz zadnych negatywnych emocji? To tak jakby ktos wyjal mi kregoslupii wstawil nowy - czy jest to mozliwe? Czy moze cos predzej czy pozniej Cie ruszy? Moze bedzie to cos co przypomni podswiadomie dziecinstwo, czy to w rodzinie, szkole, pracy, nowej rodzinie. Predzej czy pozniej. I mozna nie zauwazyc polaczenia na przyklad? W koncu - jak juz sie nagadalam - nie miec w ogole emocji negatywnych, jest dla mnie bardzo podejrzane. Jak powiedziala moja nauczycielka od psychologii spolecznej - ona wyslala by taka osobe na check-out. Ale to znowu debata na dlugie godziny. Ale warto pamietac o pytaniach na ktore nie ma odpowiedzi i nie brac nic za pewnik. Ale wierzyc, ze jakos sobie poradzimy. I podjac kroki. Dzialac.
BO CHOC UPADNE, ZAWSZE POWSTANE.
No i mialo byc nieoptymistycznie a skonczylam jak zawsze ;) Ah... jestem na tak dobrej drodze! Kiedys pozostalby tylko KRZYK.




Tired of injustice
Tired of the schemes
The lies are disgusting
So what does it mean
Kicking me down
I got to get up
As jacked as it sounds
The whole system sucks
(....)

Peek in the shadow
Come into the light
You tell me Im wrong
Then you better prove you are right
You are selling out souls but
I care about mine
Ive got to get stronger
And I wont give up the fight

(....)

Stop pressuring me
Just stop pressuring me
Stop pressuring me
Make me wanna scream
Stop pressuring me
Just stop pressuring me
Stop pressuring me
Make you just wanna scream

wtorek, 19 stycznia 2010

Zapisalam w czerwonym notesie...

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci,

braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.


(Łk 14, 26 )

Ojciec i matka — koszmar. Żona i dzieci, bracia i siostry — koszmar. Wszystko, co posiadasz — koszmar. Twoje obecne życie takie, jakie ono jest — koszmar. Każda jedna rzecz, do której jesteś bardzo silnie przywiązany i co do której przekonałeś siebie, że bez niej nie możesz być szczęśliwy — koszmar. Wtedy znienawidzisz ojca i matkę, żonę i dzieci, bra­ci i siostry, a nawet swoje życie. Wówczas z łatwością zostawisz wszystko, co posiadasz, to znaczy przesta­niesz się tego trzymać kurczowo, a zatem twoja włas­ność nie będzie miała możliwości zranienia cię. Wte­dy w końcu doświadczysz tego tajemniczego stanu, którego nie można opisać ani wypowiedzieć — sta­nu nie kończącego się szczęścia i pokoju. I zrozu­miesz, jak prawdziwe są słowa, że kto przestaje być tak bardzo przywiązany do swych braci i sióstr, ojca i matki, do swych dzieci, ziemi lub domów... zostaje stokrotnie wynagrodzony i zyskuje życie wieczne.

Anthony de Mello Przebudzenie

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Nightmare during Christmas.

Co sie dzialo dalej. Lecialam do Polski z mysla o naladowaniu baterii. Bedzie fajnie – nastawialam sie. Poprzednie Swieta byly swietne, cieple rodzinnie. Jeszcze poprzednie takze. Wiec teraz tez tak bedzie. Typowy blad atrybucji. Przylecialam 24 grudnia z energia zyciowa rowna zeru. Dojechalam do domu, zaczelismy tradycyjnie lepic pierogi – jak co roku wyjadalam surowe (nie, brzuch mnie nie bolal, zreszta jak zawsze po surowych ciastach, kluskach;)) itp. Ale moj Brat jakos jeczal caly czas i jeczal i mamrotal niezadowolony. Naprawde mnie to meczylo. Mialam za niska energie by to w spokoju wytrzymac. Nastepnie moja Siostra przebrala sie w uroczyste ciuchy, mama takze I zasiedlismy do stolu. Tylko my, bo moj Brat powiedzial, ze idzie cwiczyc. Bracie – mowie, no usiadz z nami, malo mamy takich okazji. Nie, ja nie lubie swiat, jutro mozemy usiasc - odpowiedzial I poszedl. Po jakims czasie mama poszla go zawolac by przyszedl I chociaz prezenty otworzyl, potem i ja poszlam, ale on, ze zaraz, bo cwiczy. I dalsze trele, bo on nie akceptuje Swiat, bo po co?, jakie Swieta? etc. A co na to moja “madra” Mama (czy sie to komus podoba czy nie, mam swoje zdanie, choc sa na roznych wymiarach)? Zaczyna mu wtorowac. “Ale po co go zmuszac jak nie chce”. Nie moglam uwierzyc wlasnym uszom - powrot do przeszlosci, a juz sie zaczelam odzwyczajac. To co robila przez cale moje zycie, bylo tlumaczenie mojego brata. Nie dziwie sie, ze kompletnie ma gdzies, ze Siostra z boku siedzi I jest jej smutno, bo nie ma w sumie Swiat. Ze druga Siostra przyleciala, przylatuje raz na pare miesiecy I moze fajnie by bylo zjesc choc obiad z nia I pogadac. W szczegolnosci, ze tak naprawde bardzo sie z rodzenstwem lubimy. Ale z mojego Brata wychodzi czesto egoista - bo go boli, bo on nie chce i koniec. To ma mu byc dobrze, reszta ma sie przystosowac. Szczegolnie w czasie, ktory jest u nas w Polsce naznaczony tak silnie rodzina. Rok temu udalo mu sie to przejsc, dwa lata temu takze, ale w tym roku nic nie dalo sie zrobic. Jakbysmy nie wiem o co prosily – aby poszedl do Kosciola chociazby! To byl tylko albo az obiad z rodzina!

Brat przyszedl po pol godzinie by otworzyc prezenty. Zakupilam mu telefon komorkowy, bo swoj mial bardzo stary. I zaczely sie znowu jeki, narzekania, a po co wydawac pieniadze jak ten stary jeszcze dziala, a uzyje go jak tamtem sie zepsuje. Ciagle ciosy, brak radosci z prezentu daly mi mocno w kosc. Albo w serce. Zrobilo mi sie niewyobrazalnie przykro. Ale to co najwieksze mialo dopiero nadejsc. Zakupilam jeszcze jeden prezent dla calej rodziny – bilety do kina na AVATAR. I znowu jeki mojego brata, a po co, moze poczekac az bedzie mial w telewizji, on nie idzie bo NIE, chce posiedziec w domu itd itd. I to mnie juz kompletnie rozwalilo. Zachowujesz sie jak ojciec, wszystko masz gdzies – powiedzialam spokojnie a lzy plynely mi ciurkiem. Jednoczesnie sie dziwilam, ze nie podnioslam glosu, nie bylam na maksa wsciekla co za czasow zycia w Polsce zdarzalo mi sie bardzo czesto (moja droga dziala dla mnie!). Z czasow ciemnosci – jak ja to opisuje. A Brat odpowiedzial – widac mam zle geny. Ale geny Cie nie determinuja, to Ty wybierasz poprzez swoje wierzenia - odrzeklam. Ucichnal troche, cos tam pomruczal I odszedl.

I tu znowu moja “madra” Mama zaczela go tlumaczyc – no po co go zmuszac, on tylko tak gada I potem przemysli I zrobi dobrze. On mysli o Tobie, zobacz pojechal po Lampe (do naswietlania) dla Ciebie az na miasto – itd itd. Do cholery! Nie dziwie sie, ze moj brat jest jaki jest kiedy moja Matka przez cale zycie nie dawala mu odczuc zadnych emocjonalnych konsekwencji swoich czynow! Raz tylko, kiedy Brat nie przyszedl na Komunie mojej Siostry (bo NIE, bo nie lubi rodzinnych zbiegowisk I poza tym to bzdura, jaki Bog, jaki Kosciol) Matka sie zbuntowala I kiedy Brat chcial dac jej pieniadze, ktore daje na jedzenie I insze rzeczy co miesiac, ona odmowila ich I powiedziala A po co mi dajesz, w koncu nie jestesmy rodzina. Dotknelo to mojego Brata. On jest bardzo do matki przywiazany. Jak bardzo odkrylam gdy – jak juz wspominalam – powiedzial mi, ze myslal iz jest tutaj by Mamie pomagac, bo Mama go potrzebuje, ale jezeli umrze to on takze nie bedzie musial tutaj byc (na ziemskim padole).
Moj Brat przeprosil wtedy Mame, poplakali sie razem, a nastepnie zabral gdzies tam Siostre by jej wynagrodzic ten czas. Ale czy to pozwoli jej zapomniec jak byla sama w swoje swieto? Ja sama nie jestem za tymi wszystkim koscielnymi tradycjami, ale to jest moja Siostra I jezeli ona ma takie swieto to staram sie jej towarzyszyc - dla niej. Nie wyznaje zadnej religii, ale jezeli ktos jest dla mnie wazny , jestem przy tej osobie jezeli moge, a nie moge nie oznacza NIE BO NIE. Dla tej osoby – bo chce by byla szczesliwa biore sie w garsc. A to naprawde nie kosztuje mnie nic, wprost przeciwnie, laduje sie energia pozytywnych emocji, ucze sie o nowych rzeczach. Ale moj Brat nie znosi nawet pozytywnych emocji. Lepiej jest bez barw – jak w pewnej piosence.

I moj Brat nie poszedl z nami do kina, caly tydzien spedzil w swoim pokoju wychodzac tylko do kuchni po jedzenie. Przestalam sie do niego odzywac. Swoim zachowaniem doszczetnie mnie zmiazdzyl, zaczelam wchodzic w stan minusowy I czulam hibernacje emocjonalna. Czulam, ze zabil we mnie chec do wszystkiego, Matka zabila we mnie chec do wszystkiego swoim tchorzostwem, juz nie wiem, ktory raz, a Siostra… siedziala cicho. Nic nie mowila. Odkrylam wtedy, ze moja Siostra wyciska emocje. Nic mi nie mowi, cos tam wspomina do innych, ale generalnie jest skryta. Ja nie czulam juz nic - potrzebowalam naladowac baterie, w spokoju, bo czulam sie jak gasnaca kometa.

Ale jednoczesnie zauwazalam, jak kiedys rozumialam swojego brata, wtorowalam mu w wielu slowach ale teraz? Teraz mnie juz tam nie ma. Moj Brat cofa sie, bo nic nie robi, ukrywa sie, a ja stawiam kroki do przodu. Ja chce swiatla, ja chce czuc, ja chce celebrowac z ludzmi pewne momenty, ktore scalaja nas we wspolnote - w jedno cialo. Ja chce pozytywnych emocji, chce przezywac, I choc potrzebuje takze czasu samotnosci I tak naprawde moge zyc bez tych celebracji I ludzi na dluzsza mete, jednak chce to wszystko czuc, bo to naucza niebywale - jasnosc i ciemnosc, negatyw i pozytyw , samotnosc I wspolnota, to wszystko wzbogaca w swoj tylko sobie indywidualny sposob - moj Brat siedzi w swojej celi i woli sciany, choc szare i ciche to chociaz nie wzburzaja w nim fali emocji, dobrych czy negatywnych. Ja zaczelam isc w pewnym momencie i jestem w drodze, on skryl sie w malym zakamarku obojetnosci i wzniosl cementowy dystans.

Bylam zla i wymeczona jednoczesnie - i wiecie co? Mialam do tego prawo. Wszelkie przeklenstwa w myslach i emocjach zaistnialy i sie za to nie biczowalam. Nie tlumaczylam ich - oh bo On mial takie dziecinstwo a Mama nie ma potencjalu. Nie! Jak rodzic leje dziecko to uwalnia go to od odpowiedzialnosci bo NIE MA POTENCJALU? Nie! Czy jak czlowiek psychicznie zniszczy drugiego czlowieka to mowi sie BO NIE MA POTENCJALU? Nie! Choc nie potrafia przekroczyc pewnych rzeczy i to Dorosly rozumie, nadal sa/byli odpowiedzialni - za Dziecko. Bazujac na tym co rozwinelam i na tym co we mnie sie budzi czasami, pozwolilam by dziecko poczulo ten bol nie tlamszac go. Masz prawo czuc sie zle - mowilam do siebie - Masz prawo do zlosci. Przywolalam wizualizacje, stalam sie rzeka, rzeka smutku i pozwolilam sobie plynac. I nie musialam isc krzyczen i wyzywac nikogo, bo juz jestem na etapie spokojnego oczyszczania emocji, ktore SA NEGATYWNE! One beda sie pojawac! I bede je tu opisywac - jezeli sie pojawia.

Nie bylam szczesliwa w Polsce. Nie lubie tego czasu nawet wspominac. Czuje, jak Brat I Matka zabili ponownie we mnie checi to budowania naszej wspolnoty. Matka juz sie dawno poddala, Brat nigdy nie zaczal (przez swoja slabosc i zranione dziecko) I czuje, ze tym razem to zostawie, bo glowa muru nie przebijesz. Jednak nie dam oczywiscie tego zignorowac. Nie bede udawac, ze wszystko jest w porzadku – dystansuje sie, nie zabiegam, organizuje sobie czas ciepla tam, gdzie mi go dadza. Brat nie uslyszy ode mnie slow do poki nie przeprosi. Nie jestem Matka by tanczyc jak mi zagra.

Bylo we mnie duzo zlosci po tym czasie swiatecznym. I moze sie to nie bedzie wszystkim podobac, ale mam zamiar wyrazic DOSLOWNIE ta zlosc dziecka, ktora wtedy czulam, czarne mysli, ktore mnie czasami nawiedzaja, niepoprawne i ciezkie. Prosze nie czytac jezeli ktos nie moze zniesc prawdy na temat natury ludzkich emocji I wymaga od zranionego dziecka by ciagle bylo na topie madrosci I opanowania a jagniatka przychodzily I kladly glowy na jego kolanach. Jezeli ktos szuka Swietych z calym szacunkiem – na tym blogu znajdziecie tylko prawde, ktorej nigdy nie bede ukrywac, nawet nie wiem jak spoleczenstwo probowaloby tego ode mnie wymagac. Takie sa czlowiecze emocje, po zbyt wczesnych smutnych przezyciach I ja takze je mam pomimo rozumienia glebi sytuacji, kiedy juz sie wykrzycze. Nikt mnie nie przekona, ze to nigdy nie wraca, ale zgodze sie ze rzadziej kazdego roku. Nikt mnie nie przekona, ze madrosc to glaskanie I wspanialomyslne podawanie reki swoim rodzicom a negatywy do niski poziom – ah, to nam utoruje droge do nieba, prawda? (przypomina mi sie tu De Mello i Przebudzenie). Ale o tym co dokladnie mam na mysli w nastepnym poscie I ostrzegam – bedzie to ostre echo z mojego wnetrza gdzie dziecko potrafi jeszcze wrzasnac od czasu do czasu tak az uszy wiedna.

Do nastepnego... i Szczesliwego Nowego Roku moi Drodzy.




Wounded heart I cannot save you from yourself
Though I wanted to be brave, it never helped.
‘Cause your trouble’s like a flood raging through your veins
No amount of love’s enough to end the pain


Tenderness and time can heal a right gone wrong,

but the anger that you feel goes on and on.

(...)

If you listen you can hear the angel’s wings
Up above our heads so near they are hovering
Waiting to reach out for love when it falls apart
When it cannot rise above a wounded heart
.

When it cannot rise above a wounded heart.


niedziela, 3 stycznia 2010

Nightmare before christmas.

Mala przerwa w moich wynurzeniach. Naczynie stalo sie puste, jednak zycie - jak zwykle - nie dalo mi pozostac w nicosci przezyc i zapelnilo ponownie naczynie w emocje i przemyslenia.

Cofnijmy sie w czasie - czas przed Swietami...

Tak, to znowu nastal ten czas. Mikolaje, choinki I te wazne slowo – rodzina. Ten koniec roku okazal sie dla mnie stresujacy. Wszystko zwalilo mi sie na glowe – problemy w pracy, szkola, troche powiklan zdrowotnych. Ale chyba to co najbardziej bolalo to te slowo - rodzina... To powraca... nie tak silnie jak kiedys ale jednak. Ale pozowlilam sobie na smutek, zlosc I pesymistyczne mysli, ktore wiedzialam, ze sa tylko na chwile, ze sa ludzkie. Bo wszystko mija, blednie, oddala sie – jezeli sobie na to pozwolimy.

Oczywiscie duzo nauczylam sie z powodu ostatnich wydarzen. Nie ma porazek – sa tylko lekcje. Pierwsza lekcja – praca. W mojej firmie mialo miejsce niemile zdarzenie. Moj wspolpracownik po zwroceniu spokojnie uwagi aby przestal na mnie krzyczen wyzwal mnie I odwrocil plecy. Postukalam go palcem ze slowami czy moze sie nie odwracac. Jego rekacja byla natychmiastowa – podiosl reke I dwa razy uderzyl mnie z rozmachem. Mozecie sobie wyobrazic moj szok. Stalam jak zamrozona. Niestety moj szef nie chcial slyszec zadnych wyjasnien – jak zreszta zwykle - wystawil nam obydwojga ostrzezenie. Jednak ja sie nie nie zgodzilam, nie czulam, ze zrobilam cos zlego, spokojnie po prosilam goscia by na mnie nie krzyczal - wiec postanowilam przeciagnac to dalej.

Sa rzeczy, ktore doprowadzaja mnie do szewskiej pasji – pomiedzy wieloma jest to przerywanie, agresywne zachowania (ktore przypominaja mi ojca) a takze wyklinanie. Czyli wszystko co sie sklada na buractwo (moja opinia). Niestety moj manager to prosty chlop, stara data – general na spoczynku I tak chce nas traktowac. Ja jednak nie jestem zolnierzem. Kazdy ma prawo byc wysluchany, kazdy ma prawo wyrazic swoja opinie. Mozna sie z nia nie zgadzac – jednak wyzszy poziom rozwoju emocjonalnego i zrozumienia jest chociazby jej wysluchanie. Przeczytalam niedawno swietny cytat -I disapprove of what you say, but I will defend to the death your right to say it. Evelyn Hall

Wiec niezgodzilam sie na swoje ostrzezenie – pociagnelam sprawe do oficjalnego szczebla I zostalam wysluchana. Moj szef wygladal jak zbity wsciekly pies. A ja po tygodniu lez, stresu I wscieklosci z powodu nielogicznosci calej sytuacji odczulam ulge. Logicznosc….. Najwiekszy bol mojej duszy, jezeli czegos nierozumiem, a nierozumiem kiedy nie widze racjonalnosci, a sytuacja w pracy byla nieracjonalna. Omijano prawde by nie powiedziec za duzo. Nikt nie bral pod uwage, ze kolega ma depresje I skoki nastroju, ze byl pol roku nieobecny w pracy, bo sie leczyl w klinice. Nadal ma glebokie spadki I ja wlasnie na taki natrafilam. Widze to, ale nie wszyscy widza, choc patrza.

Pociagnaleo to nastepne tematy o ktorych ostatnio rozmyslalam. Pierwszy temat – temat sily. W calym zamieszaniu doswiadczalam sily mojej biologi, ktora zostala w wielu miejscach odmrozona. Moje lzy splywaly mi po policzkach I nie moglam ich powstrzymac, az zaczelam przeklinac siebie, ze jestem kobieta sklonna do takiej reakcji. Czy to bylo madre? Nie…. Ale wierzcie mi, przez wiekszosc swojego zycia w Polsce malo plakalam. Bylam zamrozona. A teraz nie potrafie inaczej. Jednak program w glowie mowi – nie pokazuj slabosci. I nie chodzi tu o lzy same w sobie, ale o to kto jest ich swiadkiem. Zle sie czulam, ze ludzie z pracy widzieli jak sie rozklejam. Bo nie ufam ludziom z natury, a szczegolnie tym, ktorzy nie stanowia bliskiej czesci mojego swiata. Nie czuje sie wtedy bezpiecznie, wlacza mi sie mysl, ze wykorzystaja to predzej czy pozniej przeciwko mnie. A takze, ze generalnie w myslach nadaja mi latke slabej i patrza z litoscia. No wlasnie... Trzeba wiedziec komu ufac, komu mozna sie wyplakac.... Glebsze rozumienie maja tylko wyjatki, ktore za cel maja poszukiwanie madrosci, siebie, poznania siebie i swiata. I to laczy drugi temat – wiele razy slyszalam od ludzie slowa A SPRAWIASZ WRAZENIE TAKIEJ SILNEJ….. Ludzie Ci przez sile rozumieja brak jakiejkolwiek wrazliwosci, jakichkolwiek upadkow, smutkow, czy wlasnie… lez… Czyli za sile uwaza sie bycie maszyna, czlowiekiem z marmuru. Wowczas odczuwam wielki zawod, jakby ktos stracil moje zaufanie, bo nie wszystkim pokazuje swoja wrazliwosc. To dar zaufania z mojej strony, wielki krok, ktorego sie ucze od paru juz lat. Nie zawsze przyjety jest jak powinien – z troska, akceptacja, zrozumieniem. Bo malo madrosci na swiecie - madrosci, ktora rozumie wszystko co laczy sie z emocjami ludzkimi - nawet tymi, ktore staja przeciwko ucywilizowanym programom. I tu znowu wglebilam sie w swoje mysli – sila…. Madry wie, ze sila jest powstawac I isc dalej. Sila jest pozwolic sobie na WSZYSTKIE negatywne mysli, smutki I zale I pomalu zmieniac je w pozytywne sily napedowe. Ale to wymaga czasu. Nie pozwolcie by ktos Wam wyznaczal czas, ale tylko wtedy kiedy zauwazacie swoj progres - dawanie sobie czasu a przy tym stanie w miejscu nie jest to o czym mowie. Nie pozwolcie takze by ktos negowal Wasze czlowiecze emocje, nawet najbardziej negatywne. One maja istniec - to jest bycie czlowiekiem!Akceptacja uwalnia je. Nie maja juz czym sie karmic, bo sie je rozumie I akceptuje. Ale nie dzialajcie na nich - dzialajcie konstruktywnie. Przypomina mi to wyklad na ktorym nauczyciel objasnial teorie Freud-a i zaznaczyl – Kazdy z nas ma emocje, mysli takie, o ktorych wstydzimy sie lub boimy powiedziec. Freud uwazal, ze to przez culture, cywilizacje, spoleczenstwo, ktore neguje nasza nature. Ale mozemy cos z tym zrobic – nie dzialac na nich ale wysluchac, zaakceptowac I uwolnic, a najlepiej podzielic sie z kims zaufanym. To jest wlasnie praca psychoanalityka - to smutne czasami, ze trzeba isc do obcego czlowieka by moc wyrazic wszystko co moze szokowac zwyklego zjadacza chleba, ktorzy czesto nas otaczaja. No coz, jak wiemy nie wszyscy sie nadaja na takie szoki od innych - ale ja jestem gotowa. Przede wszystkim gotowa na swoje emocje.

Jednak sie nie poddalam. Jak zwykle, powstalam. Po czasie stresu, ktory po tygodniu nadal byl we mnie odczuwalny. Czulam sie wyrzuta z energii, moj mozg odmawial myslenia I zapamietywania. Stres zabil wiele moich neuronow. Ale I tak walczylam o wysluchanie. Wiedzialam, ze mam do tego prawo. Nigdy sie nie poddam….

Nastepny temat jaki mi sie przypaletal po calym zajsciu to wsparcie. Mianowicie po incydencie poszlam do lazienki I zamknelam sie tam na dwie godziny. Plakalam zarliwie I chcialam robic to w samotnosci (brak zaufania). Nie chcialam nikogo. Jednak ludzie z departamentu nie pozwolili mi na to. To bardzo irlandzkie podejscie, oni sami czuja sie niekomfortowo jak widza osobe zalana lzami. Co rusz kazda z osob pukala w drzwi mojego zamknietego "pokoju placzu" (lepsza nazwa niz toaleta;) by dowiedziec sie czy wszystko ze mna ok. Oczywiscie nie bylo, jednak chcialam zostac sama. Po paru wizytach poprosilam by zostawiono mnie sama. Nie stalo sie to jednak na dlugo, musialam wyjsc by pokazac ze daje rade. Wowczas obleczono mnie cieplymi slowami, slowami pocieszania, tlumaczenia mi rzeczy ktore wiedzialam ale w kolowrotku emocji potrzebne byly mi do przypomnienia. I wowczas oswiecila mnie nastepna lekcja – najbardziej zdrowe I na pewno szybsze przejscie poprzez problemy jest wypadkowa towarzystwa jakie przy Tobie jest. Jezeli masz przy sobie osobe, ktora pozwala Ci byc soba, wyplakac sie I nie umniejsza Twojego bolu, ale towarzyszy Ci w nim wowczas szybciej stajesz na nogi. Moj kumpel - John, ten 20letni, ktory przebija wielu starszych nawet ludzi swoja wnikliwoscia i mysleniem - na koncu nawet mnie rozbawil. Energia, ktora dostalam po szoku pozolila mi na szybkie zlapanie rownowagi I wsparcia. Czulam sie o wiele lepiej, kiedy wygadalam sie, kiedy mnie wysluchano I kiedy czulam, ze nie jestem sama. Sama rowniez bym sobie poradzila, ale mysle, ze proces jest wtedy dluzszy, ciagnacy sie jak klej I wymaga to sporo czasu by go zniwelowac. Duzo takze zostaje zamrozone, kiedy niewypowiedziane. Tutaj klania sie podstawowa zasada psychoterapii – wygadanie, odpowiednie wysluchanie, bez oceniania moralno-spolecznego. Swietne. Pozwolenie mi na bycie dotknieta, placzaca I uwazanie to za cos normalnego, nie slabosc. Sama czesto widze, jak ktos sie czegos wstydzi powiedziec , a ja wowczas daje znac – sluchaj to jest ok, ja rozumiem - osoby wtedy wylewaja to co na duszy I sie uwalniaja. Potem przechodzi sie do rozmowy pt. ALE, ktora jest druga strona lustra - bardziej wglebiajaca sie w stan rzeczy. Dwoistosc... Czy zauwazyliscie, ze generalnie dwoistosc jest wszechobecna? Dwoje uszu, dwoje oczu, czern-biel, mezczyzna-kobieta, serce-rozum.. Ja jestem DWA..

Inne lekcje – bardzo duzo nauczylam sie o hierarchi I zasadach biznesowych. Sa tak sztuczne I tak mnie duszace, ze nie widze siebie w tym swiecie. Nie ma tam miejsca na czlowieka z jego strachami, potrzebami, jest tam miejsce na czlowieka tylko w kontekcsie zyskow. Co z jednej strony jest zrozumiale – ale ze strony humanisty, troche z tym ciezko. Najciezej jest kiedy slysze slowa, ktore sa wypowiadane bo tak wypada lub bo tak trzeba, zachowania, ktore sa gra a ty widzisz jej zasady i manipulacje. Wowczas duchowa czesc we mnie nie daje mi oddychac i buntuje sie, krzyczy i wierzga... Duchowo-racjonalna...Tak latwo jest zmanipulowac nastroje, tak latwo znieksztalcic prawde... Nie moge istniec w swiecie rekinow biznesu... to nie jest dla mnie zycie, choc stworzone przez zycie przeciez, bo zycie to takze ludzie.....


Ale to nie koniec - Nightmare before Christmas mial trwac i przeobrazic sie w Nightmare during Christmas time... O tym nastepnym razem.