"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



czwartek, 26 marca 2009

Zapisalam w czerwonym notesie...

"Niektóre osoby pochłonięte tworzeniem świata, do którego nie zdoła przeniknąć żadne zagrożenie z zewnątrz, rozwijają w sposób przesadny mechanizmy obronne wobec obcych ludzi, nieznanych miejsc i nowych doświadczeń - zubażając swój świat wewnętrzny. Wtedy nieodwracalne szkody zaczyna wyrządzać Gorycz.
Głównym celem ataku Goryczy - czy Vitriol, jak wolał to nazywać doktor Igor - jest wola. Ludzie dotknięci tą chorobą tracą chęć do czegokolwiek i po upływie kilku lat nie są w stanie wyjść ze swego świata, bo zużyli już przecież zapasy energii na zbudowanie wysokich murów, broniących dostępu do ich upragnionej rzeczywistości.
Chcąc zabezpieczyć się przed atakiem zewnętrznym, ograniczyli również swój rozwój wewnętrzny. Nadal chodzą do pracy, oglądają telewizję, narzekają na korki, wychowują dzieci, ale wszystko to dzieje się automatycznie i bez żadnych większych emocji, bo wszystko mają pod kontrolą.

Wielki problem zatrucia Goryczą polega na tym, że uczucia takie, jak nienawiść, miłość, rozpacz, entuzjazm, ciekawość również zanikają. Po pewnym czasie zgorzkniałemu nie zostaje już żadne pragnienie. Nie ma ochoty ani żyć ani umierać i w tym tkwi cały szkopuł.
Dlatego zgorzkniałych zawsze fascynują bohaterowie i szaleńcy, bo oni nie boją się ani żyć ani umierać. I bohaterowie i szaleńcy nie zważają na niebezpieczeństwa, i nawet gdyby cały świat ostrzegał ich, żeby nie szli dalej, i tak nie posłuchaliby nikogo. Szaleńcy popełniają samobójstwo, bohaterowie stają się męczennikami w imię sprawy. Zgorzkniali całe dnie i noce roztrząsają absurd i chwalę dokonanych przez nich czynów. Jest to jedyny moment, gdy zgorzkniali zdobywają się na odwagę, by przeskoczyć własne mury obronne i zerknąć na zewnątrz, ale szybko męczy ich to i wracają do swojej codzienności.
Chronicznie zgorzkniali miewają świadomość swej choroby raz w tygodniu - w niedzielne popołudnia, kiedy ani praca ani rutyna nie przychodzą im z pomocą, by złagodzić objawy. Dociera do nich, że coś jest nie w porządku, że spokój tych popołudni jest iście piekielny, że czas jakby się zatrzymał w miejscu, ale dają tylko upust swemu rozdrażnieniu.
Z nadejściem poniedziałku zgorzkniali zapominają o wszystkim i znowu zaczynają narzekać na ciągły brak czasu na odpoczynek i psioczyć na to, że weekendy tak szybko mijają. "

"Weronika postanawia umrzec" P. Coelho

Madrosc a inteligencja - klucz do sukcesu

Gdybys mial/a do wybory, byc osoba inteligentna czy madra, co bys wybral/a? Dziwi mnie to, ze sa ludzie ktorzy nie odrozniaja tych dwoch struktur. Dla wielu inteligencja i madrosc to to samo. Ale tak nie jest. Ostatnio mam okazje duzo o tym rozmyslac w nawiazaniu do srodowiska pracy, biznesu, kariery. Stwierdzam - ja pochodze po prostu z innego swiata.

Aby osiagnac tzw. sukces w naszych czasach generalnie nalezy posiadac zdolnosc inteligentnej manipulacji srodowiskiem. Manipulacja – slowo ma oddzwiek negatywny. W psychologii mamy ladniejsza etykiete – wywieranie wplywu. Wywieramy wplyw poprzez roznorodne techniki. Zwykla czerwona szminka na ustach, optycznie manipuluje nasza percepcja - szczegolnie meska. Wlosy blond – poprzez jasny kolor rozmywa rysy tworzac niewinna, jasna otoczke tak, ze nawet nieszczegolnie ladna kobita bedzie wygladac atrakcyjnie dla plci przeciwnej. (hehehe) Mezczyzna, poprzez zapuszczenie lekkiego zarostu, potrafi wygladac bardziej atrakcyjnie niz bez niego. A jego rozbudowane ramiona poprzez ciezka prace na silowni czesto wysylaja sygnaly bezpieczenstwa do podswiadomosci kobiety. Wiedza na ten temat to czysty marketing. Uzywamy go wszyscy, chocby troche, swiadomie lub nieswiadomie. Jednak jest roznica w etyce wykorzystywania manipulacji uzywajac inteligencji a uzywajac madrosci. Przynajmniej dla mnie.

Aby osiagnac tzw. sukces/kariere, sciezka inteligencji jest droga latwiejsza, czesto uczeszczana, rozpracowana poprzez inteligentna strategie i czesto takze efektywna. Swiat sklania glowe przed inteligencja. Wyznacza jej najwyzsze stanowisko poprzez ktore okresla czesto i wartosc czlowieka. Szczegolnie w naszym kraju – jak zauwazylam – przyznanie sie do tego, ze czegos sie nie wie, jest automatycznie uznawane za brak tejze inteligencji (ale sie czepiam ostatnio tej Polski:)). Wszelkie popularne testy do mierzenia inteligencji sa glosno rozpowszechniane. MENSA z ich mierzalnym ilorazem wydaje certyfikaty, a wyniki tych slawnych sa glosno publikowane i podziwiane.

Natomiast droga sukcesu poprzez madrosc – ta juz nie jest tak popularna. To droga czesto nieuczeszczana, trudna, czesto bolesna. Droga tylko dla silaczy. Tyczy sie bardziej inteligencji emocjonalnej, pewnego trudno do okreslenia plomyka w duszy. A ludzie na tej drodze nie posiadaja celu samego w sobie, ktory w rzeczywistosci jest nakrecany poprzez wspolczesne spoleczenstwo – kariera, „bycie kims” – co oznacza stanowisko dajace wladze i pieniadze. A wladza pochodzi od akceptowania przez ludzi i podazania za tym stanem rzeczy pewnych ustalonych regul spolecznych. Jednak ludzie z drogi madrosci JUZ czuja sie kims. Nic nie musza udowadniac. Oni tylko tancza swoj taniec. Kochaja swoja prace i beda ja wykonywac niezaleznie od kariery czyli od szeroko rozumianego uznania w spolecznej hierarchii. Bo dla nich sukcesem jest to, ze robia to co kochaja. I nie poddaja sie potrzebie akceptacji, podziwu z powodu udowodnienia komus swojej wartosc. Oni juz go maja – w sobie. Ale swiat chce takie osoby przeciagnac na swoja strone. Jezeli sie nie daja, jezeli odstaja – sa bolesnie doswiadczani. I tylko silacze pozostana wierni swojej pasji.

Inteligencja nie jest cecha wrodzona. Mozna urodzic sie z pewnymi naturalnymi predyspozycjami do lepszego pamietania, czy kojarzenia. Ale takze mozna ja rozwinac poprzez trening zwojow mozgowych, jezeli rodzic jest na tyle przytomny (lub ma czas), ze sie tym zajmie. Znany test na inteligencje MENSA w rzeczywisosci nie jest uznawany poprzez srodowisko naukowe jako bezbledny i adekwatny do rzeczywistego stanu rzeczy. Badania dowodza, ze osoba ktora wczesniej pocwiczy wystarczajaco zadania w internecie a nastepnie przystapi do testu, wypada o wiele lepiej niz za pierwszym razem gdy tego nie zrobi. Wiec mozemy stwierdzic, ze osoba jest bardziej inteligentna po drugim czy trzecim tescie, niz po pierwszym. Jednak jak nauczyc madrosci? I tutaj mozemy nauczyc swoja pocieche pewnych zasad zyciowych, ale czy jest mozliwe nauczenie pewnego rozpoznania w skomplikowanych zyciowych zjawiskach bez mapy? Pewnej glebi w postrzeganiu rzeczy? Na przyklad – naturalna rzecza ludzka sa zdolnosci adaptacyjne. Bez tego czlowiek by nie przezyl, a na pewno nie w dzungli. Jednak nie zyjemy juz w dzungli, ktora zagraza naszemu zyciu, ale zyjemy w dzungli spolecznej. Nie sadze by osoba kierujaca sie madroscia zyciowa adaptowalaby sie tylko po to by latwiej jej w zyciu bylo, za czym idzie kasiasto, karierowo z akceptacja spoleczna. Nie sadze by wspinala sie na top wiezy Babel. To byloby inteligentne – z punktu widzenia spoleczno - naturalistycznego. Ale z punktu emocjonalnego rozwoju - plytko, powszechnie. Ludzie idacy ta sciezka sa tak wszechobecni. Kiedys znany aktor powiedzial, ze plynac z rzeka jest bardzo latwo. On chce tak troche pod prad, bo inaczej rzeka zadecyduje za niego. Nie tez calkowicie przeciwko nurtowi, bo mozna sie nameczyc i wowczas nie miec sily na nic. Balans.

Prosze nie zrozumiec mnie zle, inteligencja jest wazna cecha i potrzebna. Na pewno stojac przed drapieznikiem nie uzylabym chwalebnie glebokich mysli, tylko inteligenta strategie. Albo nauka, ktora przeciez uwielbiam nie istnialaby bez inteligencji. Ale w oparciu o zycie, czy rozwoj nie polega na wolnosci od naturalnych instynktownych reakcji, na opieraniu sie na glebi niz tylko na tym co natura posiala? Inteligencja bez madrosci nie wzbudza mojego szacunku. Nie wzbudza mojego szacunku osoba na stanowisku Prezesa, kiedy widze, ze jedyne co umial to inteligentnie rozpoznac strategie w firmie i nia podazac, natomiast klopoty sprawiaja mu zwykle sytuacje wymagajace komunikacji miedzykudzkiej lub szybka irytacja kiedy cos jest nie po jego mysli. Albo kiedy taka osoba oczekuje, ze kiedy zostanie przedstawiona PREZES taki i taki, osobiscie bedzie mi to imponowac. Imponuje mi bardziej sprzataczka, ktora nauczyla mnie wiele o zyciu a nie o sztucznych strukturach, w ktorych ludzie sie kisza. Kreatywnosc na przyklad jest czesto limitowana przez menagerow inteligentnych a nie madrych, bo wowczas na stanowisku siedzi osoba, ktora chce aby wszystko bylo zrobione w zakresie ich stylu pracy, lub w zakresie ich pomyslow. Taka osoba ciagle chce udowodniac, ze nie jest wielbladem. Sama takze byla tak traktowana przez wlasnego szefa – prawdopodobnie.

Dam dwa przyklady z obserwacji w moim srodowisku. Poznalam faceta, z ktorym zaczelam sie spotykac. Byl najlepszym studentem na uczelni. Dostawal nagrody, ciagle sie uczyl i na prawde wiedza moze zaimponowac niejednemu. Swietnie analizuje swiat - jednak jest cos czego w tym brakuje. W doroslym zyciu mezczyzna ten idze do pracy by ciagle udowadniac, ze nie jest glupi. W przeszlosci srodowisko wciskalo mu do glowy, ze wlasnie tak jest. Slyszal to jako dziecko – w domu, na podworku, w pracy. Czul sie przez ludzi mentalnie ponizany. Wiec automatycznie zaczal udowadniac, ze nie jest idiota. Uczyl sie calymi dniami, nie wchodzil w zwiazki by go nie rozpraszaly w nauce, a przy tym byl niesmialy i zamkniety w sobie. Podobno zaczal sie dopiero usmiechac majac 19 lat. Jego strategia w pracy to idealny stroj, idealnie dopasowane spodnie, koszula, buty. Postawa profesjonalna – czyli maska osoby nie do zdarcia. Jak sam mowi – ubiera sie lepiej niz nie jeden menadzer. Jego cel w pracy to sprawic by szef byl happy. I to jest swietna strategia osoby inteligentnej. Szef bedzie zadowolony, ze pracownik zadowala jego ego, wiec ma sie szanse na promocje. Bardzo sprytnie. Kolega kiedy zajmuje sie praca, zapomina o bozym swiecie. Na maila od niego, lub chocby "strzala" na komorke mozna sobie poboznie pomarzyc. Potrafi siedziec do poznych godzin w pracy, by rano byc z powrotem na stanowisko. Raz spotkalismy sie po jego pracy. Dostalam szoku. Nie rozpoznalam go w zachowaniu. Byl chlodny, w postawie jak to ja nazywam URKUJACY czyli urka, urka, jestem taki silny i ponad. Powiedzialam mu to, a on odpowiedzial, ze zrobil blad bo powinien najpierw wziasc prysznic i sie przebrac by zrzucic z siebie prace, bo wtedy jest calkowicie inny. (????!!!!)

Wstrzasnal moim jestestwem. Momentalnie stracilam nadzieje, ze osoba jest silna w madrosci indywidualnoscia. Czuje ten bol. Bol DDA, ktory musial naginac sie do regul ojca, a po uwolnieniu sie pierwszym punktem w nowym zyciu bylo - nigdy nie udawac kim jestem. Pech chcial, ze doskonale rozpoznaje kiedy druga osoba gra. (dzieki tatusiu..) Nawet jezeli cena bedzie wysoka, nie bede grac. A nie musze udawac, bo czuje, ze mam na wzgledzie pomoc drugiej osobie, lub rozwoj firmy a nie moje widzi mi sie. Nie kieruje sie niskimi pobudkami, staram sie zachowac najwyzsza kulture. Tego nauczylam sie przez ostatnie lata swojej autoterapii. I tak nie bede pracowac by menadzer byl happy. Bede pracowac by praca byla dobrze wykonana a firma sie rozwijala. I nawet jezeli nie bedzie to tak, jak menadzer sobie wyobrazal, wiem w glebi duszy, ze facet nie jest na dobrym miejscu. Bo dobry menadzer bedzie czekal na rezultaty i zachecal do kreatywnosci i wlasnych pomyslow – jak mnie uczyli nawet na kursie w mojej firmie. Wiec staram sie przeforsowac swoje pomysly, chocby kompletnie inne niz szefostwa i nie mowie zgodnie – no problem - by menadzer byl zadowolony. Dlatego w pracy nazywaja mnie pol zartem -pol serio trouble (klopot). Bo kiedy sie na czyms znam lub mam pomysl – jasno i asertywnie to wyluszcze bezwzgledu na ego osob obecnych. Bo chce by praca byla dobrze wykonana i by wszystko nabralo tempa rozwoju. Zreszta na koncu i tak jak jest jakis trouble z ciezkim klientem, wolaja Izabell :) Bo trouble to dla nich fakt, ze nie boje sie wypowiadac swojego zdania, chocbym miala byc zgnebiona mentalnie. Czasmi ich to wscieka, czasami przydaje.

I teraz pytanie – kiedy ten facet jest soba? Czy poza praca jest soba, czy takze wtedy ma strategie by osiagnac sukces? Spotykajac mnie w pracy i poza – latwo mnie rozpoznac. Jego nie moglam rozpoznac jeszcze godzine po pracy. Wierze, ze naprawde osiagnie sukces. Ale czy bedzie wtedy szczesliwy? Moze bedzie szczesliwy, bo nieswiadomy ze zyje na powierzchni wlasnych demonow przeszlosci.

A teraz przeciwny przyklad – moj przyjaciel M. Facet – DDA. Matka pila, poszedl do zawodowki, niska samoocena, szukanie na sile wiezi. Problemy z asertywnoscia, troche pokretnych drog. Facet bardzo inteligentny. Ale i bardzo madry. Nigdy nie widzialam rozbieznosci pomiedzy jego JA w pracy a JA poza nia. A znamy sie 15 lat. Oczywiscie w pracy sa rzeczy, ktorych niezrobimy jak w zyciu prywatnym. Jednak jest to plynna granica, zdrowa, zbalansowana. M. mozna powiedziec osiagnal sukces – jest dyrektorem w miedzynarodowej firmie, skonczyl studia i swietnie sobie radzi. Jest dobrym czlowiekiem. Nie grajacym nikogo. A kiedy mu sie zdarzylo grac – w momencie kiedy mial dziewczyne – furiatke zazdrosna o kazda jego przyjazn, po moim zwroceniu uwagi na ten fakt, zdrowo przemyslal to i zmienil zachowanie wracajac do siebie. Niestety p. Maska na kazde slowo na jego temat reaguje uczuciem krytyki. Programy z dziecinstwa automatycznie sie uruchamiaja. Ciezko pchnac do rozwoju osobe, ktora wciaz uzywa dzieciecych mechanizmow obronnych i ktora mozliwe nie ma sklonnosci ku zdobywaniu madrosci, jak tylko suchej wiedzy. A ja tancze swoj taniec. Bez wzgledu czy sie to komus podoba czy nie. To decyzja drugiej osoby czy chce sie przylaczyc, czy tez nie. Co nie zmienia faktu, ze mam tez w glowie glosy - To moze ze mna cos jest nie tak? To ja moze powinnam sie nagiac i przestac tkwic w jakims filozoficznym swiecie??? A moj wewnetrzny rodzic potrafi byc w tych myslach bardzo krytyczny.

A potem dorwalam ten oto filmik.
Zapraszam http://dziendobrytvn.plejada.pl/26,17459,news,,1,,stan_sie_kims_-_osiagniesz_sukces,aktualnosci_detal.html#autoplay

A co wy myslicie na ten temat?

sobota, 21 marca 2009

Polska - tutaj sie ciezko oddycha.

Dzien Sw. Patryka to moja co roczna ucieczka od fali zielonych, pijanych ludzikow na dublinskich ulicach. Co wiecej, wiekszosc moich znajomych Irlandczykow szukalo schronienia przed zielona inwazja w zaciszu swojego domostwa. Osobiscie zamienilam kraj Zielony na kraj Bialo - Czerwony. Co okazalo sie tym razem i tak kiepskim wyborem.

Wyladowalam w Polsce w sobote rano, nieprzytomna po porannej pobudce, a raczej nocnej o godz. 4 w nocy. Samolot mial wystartowac o 7 rano. Na lotnisku kolejki. Chyba nie tylko ja wpadlam na pomysl wylotu pt. Dzien Sw. Patryka. Ale od poczatku wyczuwalna byla jakas negatywna atmosfera. I tak sie to za mna pozniej ciagnelo.

W kolejce - pelno polakow. Poniewaz wielu mialo lot "za 10 minut" staralo sie przeskoczyc kolejke. Inna sprawa, ze nawet nie raczyli zawiadamiac ludzi lub w sposob swiadczacy o zdolnosciach komunikacyjnych - przeprosic i poprosic o przepuszczenie z powodow od nich niezaleznych. I tak stanela jedna polka przede mna. Here is queue - powiedzialam. Ale ja mam zaraz lot - odpowiedziala po polsku. Dobrze, tylko wypada chyba sie zapytac kulturalnie lub zawiadomic a nie wpychac sie bez slowa - odpowiedzialam. I tak najgorszy byl irlandczyk tym razem, ktory takze sie wepchnal i nawet byl sklonny do bitki. Czuc bylo, ze facet pod lekkim wplywem. A polka okazalo sie, miala lot takze i moim samolotem. A ja dotarlam bez przeskakiwania kolejki.

Ale to byl dopiero poczatek.







Weekend w Polsce spedzilam milo i sympatycznie - a to pewnie dlatego, ze nie mialam stycznosci z polska uprzejmoscia jak tylko w sklepie. Poniedzialek zostal przeznaczony na sprawy banku, sadu i lekarzy. I jazda sie zaczela. Najpierw lekarz - badajaca mnie Pani Doktor nie wykazywala tonu uprzejmosci, cierpliwosci i checi pomocy, a usmiechu moglam szukac za siedmioma gorami i za siedmioma rzekami. Nie czulam sie tam dobrze. Ale najlepszy byl sad. Tam to juz przeszlo moje najsmielsze oczekiwania. Musialam dokonac zmian w ksiedze wieczystej swojego mieszkania. Dostaje papier do wypelnienia. Podchodze do informacji - niestety nierozumiem tego jezyka urzedowego i przepraszam populacje polska, ktora siedzac w tych urzedach uwaza, ze reszta to idioci a oni sa tacy inteligentni, bo oni rozumieja. Chetnie pogadam w jezyku psychologicznym - dorzuce jeszcze psychologicznym - angielskim - zobaczymy jak dlugo beda sie cieszyc swoja inteligencja bez limitow.
Pytam sie Pani w okienku - przepraszam, nierozumiem co tu jest napisane, czy to tu musze wpisac potrzebna zmiane? A dlaczego Pani nierozumie? - uslyszalam w odpowiedzi. hahaha Myslalam, ze padne. Bo nie wszystko rozumiem i sie tego nie wstydze. To mnie madrzejsza nie uczyni, po to tutaj Pani siedzi - pomyslalam.

Nastepnie weszlam do pokoju by dokonac dalszych operacji urzedowych. Siedzialo tam z piec mlodych kobiet, wygladaly na moj wiek. Tutaj mialam szczescie, bo moja dzielnice obslugiwala przemila kobita, ktora miala anielska cierpliwosc w tlumaczeniu bledow i instruowaniu w ponownym wypelnieniu formularza. Ale reszta? Szczeka mi opadla kiedy weszla na oko 60letnia kobieta i jedna z dziewczyn wydarla sie - A co Pani tutaj robi? Mowilam, ze teraz przerwa, przyjmujemy ponownie od 15?!!!!!! A bo zmienil sie numerek i myslalam.. - tlumaczyla kobieta. I co z tego, nie mamy pieczatek, mowilam, ze beda o 15!!!
A co Kociol naucza???? Drugi czlowiek to twoj brat lub siostra, czy tak traktuje sie brata lub siostre???? !!!!

I tak stalam zamrozona patrzac sie na ta mloda kobiete, ktora niewykazywala zadnego szaczunku do drugiego czlowieka, objezdzajac jakas babcie, ktora jak to babcia kojarzy wolniej. Zreszta i ja kojarzylam wtedy wolniej, bo sam fakt, ze od miesiaca niedosypialam, plus lot mialam tak rano, a przez weekend a to z Siostra do kina - pozny powrot, a to z Bratem na gadanie do pozna w nocy a rano wstawac, bo to zakupy, bo to cos tam. No i nie wspomne o jednym zjawisku, ktore mnie irytuje. Zapominam jezyka polskiego w gebie!!! Tak!!! I smiejcie sie, smiejcie, ze tu zgrywam taka "zagranice" ale to jest swieta prawda! po 5 latach na emigracji - a 19 marca minelo juz 5 lat! pierwsze slowo, ktore mi przychodzi to glowy, to slowo angielskie! Nie moge sie nawet porzadnie poklocic w jezyku polskim bo gubie slowa i wypadam niewiarygodnie! Kiedys taka mialam polska szkole od urodzenia, ze strzelalam argumentami jak z procy a teraz???!! jak jakas niedolega szukam slow by cos wytlumaczyc, a co dopiero nauczyc kogos rozumu i zachowania spolecznego? Zreszta, na emigracji kompletnie nie cwicze sie w przepychankach slownych - tutaj tendencja jest przewaznie spolecznosciowo - pozytywnie - zartobliwa.

Czy powiedzialam, ze w sadzie dopiero sie zaczelo? Pomylilam sie! Byla jeszcze inna, lepsza sytuacja. Dzwonie na polski oddzial AerLingus by zapytac sie, dlaczego nie moge sie zalogowac i zabukowac bagazu, bo nie zrobilam tego wczesniej. Odbiera Pani, zadaje pytanie ale troche krece bo nie moge znalezc odpowiedniego polskiego slowa (shame!!!!). A Pani przerywa mi protekcjonalnym i niegrzecznym tonem - Ja bede zadawac pytania a Pani odpowiada! Zatkalo mnie. Przepraszam, ale dlaczego Pani rozmawia ze mna w taki sposob? - zapytalam w koncu. Pani udala, ze nieslyszy i wytlumaczyla mi, dlaczego nie moge sie zalogowac z wiadomoscia pomiedzy wierszami " glupia idiotko, niezawracaj mi dupy". Odlozylam sluchawke i przez dluzsza chwile czulam sie naprawde zle. Bylam w szoku. Uzmyslowilam sobie, jak bardzo odzwyczailam sie od takiego traktowania. POLACY KOMPLETNIE NIE MAJA SZACUNKU DO SWOICH RODAKOW! - to jest fakt i nie zgadzam sie z teoriami - wszedzie jest tak samo, wszedzie sa niemili ludzie. Alez nie jest wszedzie tak samo, a to, ze sa niemili ludzie, to jednak w roznych krajach tendencje kulturowe sa inne! Nie od dzis slychac, ze w Australii ludzie sie bardziej usmiechaja, a w Ameryce pobudzaja do rozwoju. Narazie moge mowic tylko o Irlandii - i tak jest i tutaj!! A Polska kojarzy mi sie z jednym tekstem - TUTAJ SIE CIEZKO ODDYCHA! Mialam dosc! Nie wspomne, ze Pan na lotnisku powiedzial mi, ze mam bagaz za ciezki. A byly to 3 gramy!!!

Ale co zrobilam dalej z Pania z AerLingus? Zadzwonilam drugi raz i poprosilam o imie i nazwisko by zlozyc skarge. Pani tonem impertynenckim odpowiedziala, ze mi pomogla i dokonala swoich obowiazkow. Tak, pomogla mi Pani - ciagnelam - ale w sposob w jaki Pani to zrobila nie byl profesjonalny. Byla Pani niemila, protekcjonalna, a po to Pani tam siedzi, by pomoc w sposob nie tylko rzetelny ale i sympatyczny. Powtorzyla znowu swoje, ze pomogla jednak, a ze ja ogolnie nie bylam w najlepszym emocjonalnym stanie by wytrzymac jej ton, zaczelam wypowiadac slowa wrzucajac slowka angielskie. Znowu! (shame!!!!))) Opanowalam sie po chwili i powiedzialam - Ja nie bede sie z Pania sprzeczac przez telefon, bede wyjasniac sprawe oficjalnie. Prosze o pani dane. Rozlaczyla sie! Dzwonie trzeci raz, kolezanka odebrala i dostalam jej dane. Nie wiem czy prawdziwe, ale tak nagadalam tamtej - wierzcie mi, zachowalam ton minimalnego szacunku w przeciwienstwie do niej - ze jestem pewna iz przynajmniej do konca dnia byla mila dla klientow.

Nie moglam sie doczekac by wrocic do Zielonych Ludzikow. Dobrze widze, ze po dlugim czasie pobytu w Dublinie, chce mi sie do Polski, a potem odwrotnie. Jednak ta wycieczka obudzila moja chec powrotu wyjatkowo szybko.
Strasznie nie podobalo mi sie to, ze bylam zmeczona, niewyspana od tygodni, co przyczynilo sie do braku przygotowania psychicznego, ze oto lece do Polski i kultura ta ma na mnie wiekszy nacisk emocjonalny. A to dlatego, ze sa to moje korzenie, ale takze dlatego, ze zawsze zle sie w niej czulam i powrot do przeszlosci mnie przeraza. A takie zachowania powoduja szybki powrot do wspomnien, kiedy nie jestem wypoczeta biologicznie i emocjonalnie. Dlatego tak wazne jest dla mnie prowadzenie zdrowego i regularnego trybu zycia, bo wtedy moj organizm czuje sie silny i stabilny. W razie emocjonalnych zawirowan radze sobie z nimi o wiele lepiej. To sie tyczy i diety, snu i higieny psychicznej. Tak sobie pomyslalam, bede miec w zyciu do czynienia z roznymi przypadkami, sto razy gorszymi niz kobiety maja w sadzie. Ich brak swiadomosci, ze moze poprzez stresy, brak tej wlasnej higieny psychicznej nakrecaja tendencje negatywne w spolecznosci, a nie jest to madre. Oczywiscie nie bede sie rozpisywac o kulturze wyniesonej z domu, z podworka a takze z wlasnego braku samorefleksji. Bo w to nasz kraj jest ubogi - w wiekszosci.

Ufff.... wyrzucilam z siebie polskie zale jak na polaka przystalo i juz mi lepiej hehehe :)

Pozdrowka!!

czwartek, 12 marca 2009

Wazne chwile.

Mialam bardzo mila chwile z rodzenstwem w trakcie ostatnich Swiat. Taka, jaka klasyfikuje sie do zamkniecia w kufrze skarbow, z roznymi innymi pamiatkami rodzinnymi. I te nie bola, a sa wyjatkowe w swej niezwyklosci. Mianowicie, Moja Siostra zaczela zwierzac sie ze swoich problemow szkolnych, co przywrocilo mi momentalnie pamiec o moich. Nic sie nie zmienia, choc swiat niby sie zmienia... Widze siebie, w jej klopotach. Tylko ona ma szczescie, o ktorym nie wie. Ma kogos kto poda jej reke i nie bedzie z tym sama. Nas. Starsze rodzenstwo.

Najpierw Siostra zaczela od tego, ze czuje sie brzydka. Jest za wysoka, jest gruba i ma pryszcze. Skad ja to znam? Powiedziala – I jak ja znajde chlopaka? Tak prosto z mostu, czym mnie zaszokowala. 12 lat! Potem to ze dzieci jej nielubia. Ze czesto sie kloci. Oraz ze chlopaki za nia nie lataja tak jak za jej kolezankami. Ah, jakbym to byla ja!

Najpierw zaczelam opowiadac o swoich doswiadczeniach, tak bardzo podobnych do niej. Opowiedzialam jej, jaka czulam sie brzydka, duza, mialam pryszcze i bylam pulchna. Tak samo jak Siostra czuje sie teraz. Jak bardzo czulam sie zdolowana i niechciana przez wszystkich w okol. I nie bylo nikogo kto by mnie na duchu podtrzymywal, ani matki, ani ojca ani brata. Nie doddalam, jak bardzo musze teraz zmagac sie z poczuciem wartosci, by wierzyc w siebie wtedy kiedy inni probuja zrobic ze mnie malutka, nic nie wazna i niewiedzaca istote. Jak czasami lapie sie na myslach, ze w sumie to wszystko jest bez sensu bo i tak jestem glupia i brzydka. Te opowiesci beda na nastepne lata.

Ale doskonale pamietam czas, kiedy w szkole przezywali mnie GRUBA. Nawet te niby „przyjaciolki”. Zakladalam wtedy kamienna maske. Ani razu nie pokazalam lzy, jak tylko swojej poduszce. Pamietam tez takie zdazenie, kiedy nauczciel historii wymyslil dla mnie przezwisko, ktore powtarzal kiedy sie do mnie zwracal. Dlaczego akurat mi? Siedzialam wtedy w pierwszej lawce, chyba wtedy rozmawialam i chcial zaczac lekcje, zwrocil sie do mnie Ciumcia, zaczynamy. Od tamtej pory tak mnie ludzie zaczeli nazywac. Nienawidzilam tego. Nawiazywalo to na pewno do mnie pulchnej puci. Ale widac nie bylam tak dokonca glupia i juz wtedy w podstawowce, przyjelam intuicyjnie taktyke z ktorej teraz jestem dumna i ktora stosuje zawsze kiedy potrzeba. Brutalna ale skuteczna. Mianowicie, jezeli ktos wolal mnie nie po moim imieniu, w ogole sie nie odwracalam. A kiedy juz to zrobilam i ktos nazywal mnie Ciuma, wowczas ja wyluskiwalam slaby punkt tej drugiej osoby i mowilam – Tak Plastusiu? ( do chlopaka z odstajacymi uszami) albo Tak Szuja? (do chlopaka, ktorego nazwisko latwo bylo tak przekrecic i ktorego koledzy czesto uzywali. A widzialam, ze tego nienawidzi.) I wiecie to? To zadzialalo. Opamietywali sie. Sami mieli kompleksy zamurowane w tajemnych zakamarkach duszy. Nie pytajcie mnie jak na to wpadlam. Ale takie okruchy wydrapuje spomiedzy desek wowczas ciemnej egzystencji, gdy potrzebuje sily i wiary, ze jest we mnie cos, co czuje, ze mam, co pragne miec i ze to nie jest miraz.

Opowiedzialam cala historie Siostrze, az przyszedl brat i opowiedzial swoja na temat nosa. Mowil, ze koledzy smiali sie z niego, ze ma nos Indianina i ze jest chudy. Na nos odpowiadal zartobliwie ; „No i dzieki temu moge lepiej wylapac wszystkie smrody”. Nigdy nie pokazal, ze to boli. A wowczas mlodzi, nie majac uciechy z jego smutku przestawali sie tej opcji czepiac. A to ze byl szczuply, moj brat zaczal wczesnie trenowac roznego rodzaju sztuki walki, i od najmlodszych lat udowadnial, ze szybkosc moze byc lepsza bronia niz masa.

Siedzielismy juz wowczas we trojke a Siostra sluchala. Weszlismy na tematy chlopakow. Tlumaczylismy, ze powinna byc dumna ze chlopaki za nia nie lataja, bo w tym wieku chlopaki lataja za bardzo prozaicznymi rzeczami. A po latach, przyszlosc takich dzieciakow wcale nie jest powodem do dumy. Znowu zaczelismy sypac przykladami. Ludzie z mojej klasy poukladali sobie zycie. Maja rodziny, prace, ale sa tacy, ktorzy kiedys tak rozchwytywani przez dziewczyny/chlopakow – nic z tej chwaly nie maja. Patrzac sie na swoj krag owczesnego swiata – z zadnym bym sie w zyciu nie zwiazala. Moje wartosci jak rozwoj, sieganie po cos wiecej niz tylko budowanie domow, kupowanie samochodow – na pewno nie spotkalyby sie z odpowiedzia od tych ludzi. Niczego im nie zazdroszcze. A wiem, ze oni zazdroszcza mi. Czesto kryja to poprzez agresywne przycinki na NK na przyklad. Ze bez dzieci? Ze bez meza? Co innego mnie kreci narazie – slysza w odpowiedzi. A w nich budzi sie teraz to co u mnie kiedys – poczucie szarosci zycia, bez wyjscia.

Moj brat opowadal o swoich kolegach, kiedys najwieksi FIGO-FAGO w klasie. Teraz padaja ofiarami swoich kryminalnych ciagat, swojej slabej kontroli emocjonalnej i rozpasania. Dziewczyny, niegdys MISS Szkoly czy Miss Klasy – smutnie zajete dziecmi, z mezem, ktorego nie ma. A jak jest to do dania pieniedzy – jak maja szczescie. Te dzieci, ktore teraz Siostra widzisz tak popularne - mowil brat – moga takie kiedys nie byc wesole. Moga zatracic sie, moga zapomniec, a przewaznie poprzez rozbestwienie spoleczne w mlodych latach szkolnych zaczynaja miec tak wysokie mniemanie o sobie, ze zderzenie z pozniejszym zyciem staje sie destrukcyjne (tlumaczylismy jej trudne slowka;)).

Nastepnie otworzylam swoj album z czasow szkolnych. Spojrz Siostra – to jestem ja, pulchna i zakompleksiona. Nie kochana, nie lubiana, wiecznie idaca pod prad. Kiedys wygladalam inaczej niz teraz. Mialam dziecece, puckowate atrybuty. Ale potem, w miare stawiania sie kobieta, zarysowaly mi sie biodra, a talia uksztaltowala sie jak w klepsydrze. Buleczkowe lica ukazaly zarys kosci policzkowych. Wydluzylam sie, wyroslam. Z Toba tez tak bedzie. Poza tym spojrz na nas – zazartowalam jak zwykle – jestesmy rodzenstwem, mamy te same geny. Wiec chyba nie bedzie z Toba tak zle :))

2 marca Siostra skonczyla 13 lat. Na urodzinowej kartce napisalam : Wszystkiego najlepszego Siostro! Zycze Ci, abys zawsze potrafila znalesc sile by byc soba oraz wiare w swoja wyjatkowosc - wewnatrz siebie.
A najwazniejsze; sluchaj Starszej Siostry to latwiej Ci w zyciu bedzie!
hahaha

piątek, 6 marca 2009

Diamenty najlepszym przyjacielem kobiety?

Bip! Bip! Bip! Sms. Otwieram, a tam wiadomosc od kolezanki z pracy, z ktora takze studiuje;
“ Zareczylam sie!”.
“Serdeczne gratulacje! All the best!.” Cieszylam sie z jej cieszenia sie, bo szczerze powiedziawszy sam temat mnie nie rusza. Jak wiele rzeczy :)
Nastepnie spotkalysmy sie w drodze do szkoly. Jeszcze raz pogratulowalam I siegnelam po reke aby zobaczyc pierscionek, ktory bardzo wyczekiwala. Mowiac doglebniej, wyczekiwala diamentow.

Kiedys mialysmy rozmowe na ten temat. Kolezanka – jak I wiekszosc kobiet tutaj ( czy wszedzie?) – nie wyobraza sobie zareczyn bez diamentow. Bylaby bardzo rozczarowana gdyby otrzymala zwykly “cheap” pierscionek. Oczywiscie wkrecilysmy sie w dyskusje, w koncu nie opuszczam zadnych szans do oswiecania innych. hehehe Nie zmienilo to wiele, jednak nigdy nie wiadomo kiedy zasiane ziarno sie obudzi. ;)

“Diamenty?” – zapytalam patrzac na pierscionek. “ Alez oczywiscie” – odpowiedziala prawie wzburzona. Zero ekpresji na mojej twarzy. Widze, ze kolezance podnosi sie cisnienie.
“ wybacz” – odpowiedzialam – “Mnie takie rzeczy nie ruszaja. Dla mnie to tylko kamien. Ladny, oczywiscie, ale tylko kamien.” Kolezanka nie byla zadowolona. “ A tak generalnie, to jaka jest roznica pomiedzy diamentem a nie-diamentem? – zarzucilam pytaniem jak kon pod gore. Jak to jaka? – nie mogla uwierzyc kolezanka – diament jest bardziej blyszczacy, mozesz zaobserwowac wszystkie kolory teczy." Aha – odpowiedzialam bez wiekszej ekscytacji. Kolezance chyba zaciely sie szczeki, bo jej otwarte usta widzialam juz jakies 15 minut. Wybacz – znowu odpowiedzialam zauwazajac znowu jej ekspresje – oczywiscie pierscionek jest piekny, ale aby mnie ruszal jakos specjalnie…. Swiat okresla co jest wartosciowe a co nie. Gdyby cywilizacja nie okreslila diamentu jako prestizowego, nie wkrecila w okreslone znaczenie I nie podbila przez to wartosci materialnej, diament kompletnie by Cie nie ruszyl” – ciagnelam swoje filozoficzne wywody. Alez Izabell! Powinnas sie cieszyc z mojego szczescia! – kolezanka prawie wykrzyczala.
Spojrzalam sie na nia, troche juz znuzona tlumaczeniem slepemu jak wyglada swiatlo – Ale moment, ze szczescia z posiadania diamentu, czy z samego faktu, ze dalas slowo dugiej osobie na przyszlosc? Nie ciesze sie z Twojego pierscionka, nie wazne dla mnie czy go masz czy nie, tylko z faktu Twojego wielkiego wydarzenia i szczescia.” Choc szczerze mowiac, dobrze wiedzialam, ze gdyby kolezanka nic nie dostala a facet by ja poprosil o reke, to by szczesliwa az tak nie byla. Ah – odpowiedziala, - powinnam juz Ciebie znac, ze widzisz inne dno hahaha. I sie rozluznila. Szczeki na pewno, bo sie zamknely.

Nastepnie podczas przerwy na uczelni, kolezanki, ktore takze wiedzialy o jej zareczynach rozplywaly sie w zachwytach nad swiecacym kamykiem, zwiekszajac widok szczescia na twarzy posiadaczki. A ona, co rusz zarzucala jak to fajnie w pracy bylo, gdy wszyscy zachwycali sie jej pierscionkiem I jej gratulowali. Jak to jej facet, wsrod roz I babelkow szampana ukleknal I slowami CZY SPRAWISZ MI TEN HONOR I ZOSTANIESZ PANIA …… (tu padlo nazwisko). Nie moglam powstrzymac poczucia, ze wlasnie oto jestem w ksiazce medrcow, i teraz na wlasne oczy I umysl doswiadczam typowej historii I moralu, ktory chca nam przekazac.

Oczywiscie rozumiem jej sposob rozumowania I odczuwania. Nie oceniam takze w kategorii dobra czy zla. Ale w kategorii “plyniecia z rzeka” i "programow" szczegolnie tych konsumpcyjnych – jak najbardziej. Jezeli to sprawia, ze jest szczesliwa, to jest to w porzadku. Tyle ze mnie interesuje zawsze powod naszych emocji I nie za bardzo mam szacunek do poczucia szczescia z powodu rzeczy materialnych, ktore nie niosa wiekszego rozwoju.

Ale to jestem ja :) Niech sie dzieciak cieszy ;)