"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



poniedziałek, 24 grudnia 2012

Moi Drodzy!

Znowu Swieta i jak zawsze pamietam, ze nie jest on szczesliwy dla wszystkich. Szczegolnie gdy dnie obfituja w walke o swoja psychike, o jakosc swojego zycia. Wowczas nawet kiedy zasiada sie do stolu, nie zapomina sie o tej walce. Chce zyczyc wszystkim tym, ktorzy dopiero co zaczynaja swoja droge aby pamietali, ze nigdy nie byli sami. Zycze abyscie znalezli droge do swojego swiatla, do zdrowej milosci do siebie a pozniej do swiata, bo nie da sie w innej kolejnosci. A Ci, ktorzy juz to wszystko znalezli, aby nigdy nie zatracili tego kontaktu. Spokojnych Swiat, Moi Drodzy oraz aby nastepny rok przyniosl tyle swiatla w Waszym zyciu, ile Wam potrzeba.

Dzieki, ze jestescie ze mna juz tyle lat, i ze bierzecie udzial w mojej drodze i moich przemysleniach. Choc Was nie znam osobiscie, to mysle o Was i Waszych podrozach trzymajac kciuki.


Merry Christmas and Happy New Year!!!:***

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ze szkolnej £awy - krytycyzm Rogers'a

Ale Wam dam dzis rozprawe hehehe Dluuugaaaaa bedzie. Ale to tak na czas przerwy swiatecznej aby bylo o czym myslec ;) Wiec zaczynajmy.

Jak wspomnialam, aby rozwijac swoja wiedze na temat swiata i siebie warto tworzyc tezy i antytezy. Jak w moich ulubionych slowach – krytykowac co sie da aby dowiedziec sie czego krytykowac sie nie da. I tak Carl Rogers pomimo dobrych punktow swojej filozofii, od poczatku takze mnie uwieral. Po odnalezieniu pewnych watkow, ktore uwazam sa bardzo wazne i dzwiecza we mnie mocno, sa takze i stwierdzenia, ktore uwazam za nie trzymajace sie kupy. Pierwszym z nich jest temat natury ludzkiej. Rogers byl wielkim optymista jezeli chodzi o ludzka nature. Wierzyl w ludzka wrodzona pozytywna energie, ktora- kiedy ma odpowiednie podloze- samoistnie sie obudzi. Tym podlozem sa relacje miedzyludzkie, ktore charakteryzuja sie szescioma warunkami, a z ktorych trzy najwazniejsze juz opisalam. Humanistyczne podejscie porownuja czlowieka do zoledzia, ktory po otrzymaniu potrzebnych skladnikow jak woda, ziemia, slonce itd samoistnie, poprzez swoj naturalny poped darzy do stania sie w pelni tym do czego zostal stworzony – mianowicie do stania sie zdrowym debem. Od razu pytanie mi sie nasunelo – a co kiedy za duzo tej wody lub slonca? A takze inne pytania – czy jest to takie proste? Czy nasz rozwoj musi byc zaleznoscia od innych? Czyli bez dobroci od kogos bedziemy zli? Albo nie osiagniemy naszego potencjalu?

Kiedy poszukuje sie odpowiedzi na wazne pytania robi sie duzo research-u. Bierze sie pod uwage roznorakie watki. I tak u Rogersa glownym punktem, ktory chcialam sprawdzic to jego historia zycia. Okazalo sie, ze Rogers pochodzil z bardzo surowej rodziny, gdzie religia odgrywala bardzo wazna role. Polowe jego hipotez wzielo sie wlasnie z podejscia odlamu chrzescijanskiego ktory wyznawali jego rodzice (ruch zielonoświątkowy). Chociaz sam uwazal, ze odcial sie od religii dawno temu wprowadzil do swojej filozofii wiele ich watkow . Rogers sam nie docenial sily programowania spolecznego, szczegolnie rodzicow ktorzy bardzo pilnowali zasad az do punktu ascezy. Podobno tance i spontaniczne zachowania byly w jego rodzinie wzbronione. Rogers jednak sam charakteryzowal sie silna osobowoscia, ktora przejawiala niebywala ciekawosc swiata i chec poszukiwan. Wyobrazcie sobie - surowy dom, sztywne zasady i dziecko o potrzebie rozwiniecia skrzydel. Czym sie to moze skonczyc?Oczywiscie wielka frustracja. Dlatego prawdopodobnie Rogers tak bardzo naciska na wolnosc i swobode wypowiedzi. On jej nie mial. Jednak posunal sie jeszcze bardziej w swojej teorii. Mianowicie patrzyl na swoich klientow jak na siebie - czyli tych co posiadaja wewnetrzna dyrektywe. Ale do tego zaraz wroce. Narazie skupmy sie na poztywnym wydzwieku o zoledziu ;)

Wiekszosc filozofow wypowiadalo sie na temat swiata ze swoch doswiadczen i obserwacji tak samo jak i  Rogers . Jednakze potrzeba poszukac tez dowodow. U Rogersa  ciezko jest je znalezc, a wiem, bo musze napisac esej na ten temat;) I tak sa pewne badania, ktore daja dowod na waznosc relacji w leczeniu pacjentow. Nikt nie kawestionuje faktu, ze jak czlowiek ufa, to jest bardziej podatny na pomoc. Tyle, ze przynosi to znowu wiele pytan. Czy jest to wlasnie ten glowny bodziec? To jest ten powod naszego rozwoju?? Problem z badaniami Rogersa jest taki, ze byly one prowadzone w szpitalach z ludzmi z roznorakimi mentalnymi problemami jak np. schizofrenia. Co sie dzieje poza szpitalem? Czy zawsze bedzie trzeba szukac ludzi aby wypelnili nam nasze potrzeby? A takze brzmi to bardzo egoistyczne - nawiazywanie relacji aby pobudzic swoj potencjal. Anthony De Mello wraz z Osho definitywnie sie z tym nie zgadzaja. Oni wierza w ludzki potencjal ktory generalnie jest samoistniejacy - jest energia dana od urodzenia kazdemu, tyle nie kazdy zadaje sobie trudu aby sie tam dostac. Sa ludzie, ktorzy pomimo przeciwnosci potrafia go w sobie odnalezc. Jak mowilam, nie jest latwo, a jak ktos ciagle podtyka Ci noge to wiadomo, ze zaczniesz skupiac sie aby omijac lub pokonywac przeszkody zamiast poswiecic 100% czasu na swoj rozwoj. Ale uwazam - wraz z nimi - ze nie da sie go jednak calkowicie zdusic. Chyba, ze na to pozwolimy. Mam kiepskie zdanie na temat tego jak jest, jak sie zachowujemy, jak prymitywnie reagujemy. Jednak mam wielka wiare - ba! nawet dowody! - na ludzka sile i potencjal. Nawet nie wiecie ile skarbow miesci sie wlasnie w Waszym wnetrzu. Jezeli myslicie, ze tylko potrzebujecie czegos aby to sie obudzilo - to tak bedzie. A jezeli nie i zaczniecie wsluchiwac sie w siebie sami - w deszczu czy sloncu - to tez tak bedzie. Jak w tym powiedzeniu:





Pare obserwacji przyczepilo sie do mojego mozgowia. Zauwazylam ze swojej obserwacji, ze ludzie ktorzy wybieraja dogmatycznie podejscie humanistyczne bardzo tesknia za zwiazkiem z drugim czlowiekiem. Jakby poprzez swoja potrzebe podswiadomie przylegaja do tejze filozofii. Zreszta zawsze kazdy dogmat mowi cos o braku. Jak dla mnie tacy ludzie - to oczywiscie moje zdanie - zatrzymali sie na etapie emocjonalnego stanu, kiedy byl on bardzo znaczacy; jak dziecinstwo i dorastanie. Ta tesknota za przezyciem takiego silnego zwiazku jaki powinien byc doswiadczony z rodzicami, jest wyrazana we wlasnej postawie zyciowej. Moim zdaniem dojrzalosc polega na tym, ze pewnego dnia czlowiek przestaje "ssac rodzicielska piers". Nie potrzebuje juz tego. Roznica jest taka, ze dojrzala osoba jest po prostu na relacje otwarta. Kazde. Nie tylko z jednym czlowiekiem i to jeszcze ulubionym. Wypelnia sobie zycie wieloma innymi relacjami, nie musi to byc drugi czlowiek. Jak spectrum jest poszerzone w glowie, wowczas widzimy jak jestesmy zwiazani z cala ludzkosci, z Natura, z gwiazdami na niebie - ze wszystkim. Jezeli ktos bedzie gloryfikowal jedna relacje a jej nie dostaje, to pakuje sie w turbulencje. To jak myslimy ma wplyw na nasza postawe, potrzeby, emocje. Oczywiscie nie mowie, odetnijmy sie i zamieszkajmy na drzewie i stworzmy z nim relacje. Mowie - zrelaksujmy sie. Nawiazmy relacje z rzeka zycia, zauwazmy jej nature i przyjmujmy lub nie ze spokojem to co nam niesie. Podam Wam przyklad ze swojego zycia. Moja lokatorka, ktora jest ekstrawertykiem, ciagle jest na zewnatrz. Biega wszedzie, a to siedzi w pubie, a to z rodzina, a to chodzi na festyny, a to znowu u kogos. Prawie jej nie widuje. Ja, introwertyk, lubie spokojny czas, spokojne weekendy, filmik, ksiazka, najlepiej sama. Malo wychodze. Nie cierpie pubow, zbiegowisk. Nudza mnie zgrupowania i insze niewyszukane spedzanie czasu. Gdybym tak zali£a sie na brak relacji w okol siebie, na pewno ktos by mi powiedzial; wyjdz do ludzi, poznasz kogos, pojdz na kurs blebleble. WYJDZ NA ZEWNATRZ! Tyle, ze sie nie zale. A nawet powiem szczerze, nie poszukuje relacji. Odkrylam co daje mi poczycie przeogromnej radosci, szczescia i wzrostu. Cos co pochodzi ze mnie, nie z zewnatrz od ludzi. Automatycznie ludzie przestali mi byc potrzebni aby mnie uszczesliwic. Wiec moja potrzeba "wydojenia ludzi" (jak Kahlil Gibran powiedzial) po prostu przestala istniec. Istniala jak bylam dzieckiem i nastolatka. To biologiczna potrzeba. Wtedy ani zla ani dobra. Po prostu byla. Wtedy byla wazna. Nie dostalam tego, wiec zaczelam szukac innej drogi wraz z rozwojem, ktory wlaczyl nowy mozg - ktory odpowiada za dojrzalosc emocjonalna. Poszukiwania szczescia w sobie. Przyjazn ze soba. I tak moim jedynym pragnieniem jest aby mi nie przeszkadzano tak jak robiono to za mojej mlodosci. Bo wowczas znowu bym musiala skupic sie na przetrwaniu. Dla mnie najwazniejsze nie sa relacje, ale wlasnie taka wolnosc. I teraz paradoks - poprzez wolnosc rodza sie relacje nieoparte na zadzy wypelnienia we mnie pustki. Bo mam ja wypelniona - soba, pasja, miloscia i energia ktora czuje gdy moge byc soba. I wiecie jak wyglada moja rzeczywistosc, a rzeczywistosc mojej lokatorki? Tak, ze sie dziwi jak to jest, ze mam zawsze jakies historie do opowiadania na temat ludzi, kiedy nie wychodze?? A ona nie ma! Mam ich bez liku - nawiazuje relacje roznorakie, od bloskich po dalekie. A ja mam naprawde dziwne zdarzenia np. wrzucam ogloszenie na stronie irlandzkiej typu ebay. Chce sprzedac kalosze hehe. Dzwoni do mnie starszy facet i pyta sie o nie. A potem nagle nasza rozmowa przeradza sie w dwu godzinna debate na temat roznic kulturowych pomiedzy irlandczykami i polakami. Nie znam czlowieka. Pierwszy raz go w zyciu slysze. Ale widzicie - kiedy jest sie szczesliwym od siebie, a nie od tego co kto moze nam dac - to sie wyczuwa. Ludzie to czuja. Usmiecham sie, mam duzo energii i chce ciagle tanczyc. To ludzie czuja. Czuja, ze nie chce nic od nich, jak tylko zostawienie mnie w spokoju. Moga mnie lubic, lub nie, moga nalezec do mojego swiata, lub nie - ja nic nie oczekuje,nic nie potrzebuje bo mam juz to co potrzebuje. Wiec nie ma co z tym robic jak tylko sie tym dzielic. Tu moje ulubione slowa Osho:

DOJRZAŁOŚĆ DUCHA TO SIĘGANIE KU SWEMU WEWNĘTRZNEMU NIEBU. Kiedy już go dosięgniesz, jesteś w domu; twoim poczynaniom, twemu zachowa­niu towarzyszy ogromna dojrzałość. Cokolwiek robisz ma w sobie wdzięk. Cokolwiek robisz staje się poezją. Żyjesz poezją, twoje kroki zamieniają się w taniec, two­ja cisza jest jak muzyka. 

Dojrzałość rozumiem jako dotarcie do domu. Nie je­steś już dorastającym dzieckiem - dorosłeś. Sięgnąłeś wyżyn swoich możliwości. Po raz pierwszy-w jakiś dziw­ny sposób - nie ma cię, a jesteś. Nie ma cię pośród twych dawnych pomysłów, wyobrażeń, poprzednich sposobów pojmowania siebie; wszystko spłynęło do ścieków. Te­raz wzrasta w tobie coś nowego i dziewiczego, co prze­kształca całe twoje życie w radość. Świat smutku stał ci się obcy, już nie stwarzasz nieszczęścia dla siebie ani dla nikogo innego. Żyjesz korzystając z pełni wolności, bez przejmowania się tym, co inni na to powiedzą. (....)


C. S. Lewis podzielił miłość na dwa typy: na „miłość-potrzebę" i „miłość-podarunek". Abraham Ma­słów również dokonał podziału. Pierwszą miłość nazy­wa „niedostatkiem miłości", drugą „byciem miłością". To doskonały podział i trzeba go zrozumieć. 

Zarówno „miłość-potrzeba" jak i „niedostatek miło­ści" opierają się na drugiej osobie; są niedojrzałe. Tak właściwie nie są prawdziwą miłością - są potrzebą. Dru­ga osoba zostaje wykorzystana, używasz jej jako środ­ka. Wykorzystujesz, manipulujesz, dominujesz. Ogra­niczasz drugą osobę, niemal całkowicie ją niszczysz. Druga osoba robi dokładnie to samo. Stara się tobą manipulować, domino­wać, zawładnąć, wyko­rzystać. Wykorzystywa­nie drugiego człowieka to przejaw braku miłości. Wydaje się, że to miłość; jest to fałszywa moneta. Ale robi tak dziewięć­dziesiąt dziewięć procent ludzi, ponieważ pierwszą lekcję miłości otrzymu­jesz w dzieciństwie.

Gdy dziecko się rodzi, jest zależne od matki. Je­go miłość w stosunku do niej to „niedostatek miło­ści" - potrzebuje matki, bez niej nie jest w stanie przetrwać. Kocha ją, po­nieważ jest ona jego ży­ciem. Tak naprawdę nie jest to miłość - pokocha­łoby każdą kobietę, która chroniłaby je, pomagała przetrwać, która wypełniałaby jego potrzeby. Matka to pewien rodzaj jedzenia, którym dziecko się żywi. Od matki dostaje nie tylko mleko, ale również miłość - i ona także jest potrzebą. Mi­liony ludzi przez całe ży­cie pozostają dziecinni; nigdy nie dorastają. Sta­rzeją się w sensie fizycz­nym, ale w ich umysłach nie zachodzi proces doj­rzewania; ich psychika pozostaje młodzieżowa i niedojrzała. Nieustannie potrzebują miłości, pra­gną jej jak pożywienia.

Człowiek staje się doj­rzały gdy zaczyna ko­chać, a nie potrzebować. Miłość go przepełnia, za­czyna się nią dzielić; za­czyna dawać. Zaczyna się liczyć coś zupełnie innego. Na początku zależy mu na tym, aby dostawać jak najwięcej. Później zaczyna się zastanawiać jak dawać; jak dawać coraz więcej i robić to bezwarunkowo. To właśnie dorosłość, dojrzałość, któ­ra w się w tobie rozwija. Osoba dojrzała daje. Tylko taka osoba może to robić, ponieważ tylko ona ma co dawać. Miłość nie jest wtedy od niczego zależna. Możesz kochać nie zważając na to czy druga osoba kocha czy nie. Wte­dy miłość nie jest związkiem lecz stanem.


Co się dzieje gdy głęboko w lesie rozkwita kwiat i nikt go nie podziwia, nikt nie czuje jego zapachu, nie ma nikogo kto przechodząc powiedziałby o nim, że jest piękny, nie ma nikogo kto rozkoszowałby się jego pięknem i radością, nie ma się z kim dzielić - co wte­dy dzieje się z kwiatem? Umiera? Cierpi? Wpada w pa­nikę? Popełnia samobójstwo? Kwitnie dalej, po prostu rozkwita dalej. Nie robi mu różnicy czy ktoś prze­chodzi czy nie; to nie ma znaczenia. Dzieli się swoim zapachem z wia­trem. Ofiarowuje swoją radość Bogu, Istnieniu. Gdy jestem sam kocham tak samo, jak wtedy gdy jestem z tobą. To nie ty wytwarzasz we mnie miłość. Gdyby tak było, to z chwi­lą gdy odchodziłbyś, moja miłość znikałaby. Nie wycią­gasz ze mnie miłości, to ja zsyłam ją na ciebie - oto „miłość-podarunek", oto „bycie miłością".

I tak jestem zrelaksowana. Rzeka plynie, a ja jestem na nia otwarta. Relacje same sie tworza, bo rzeka plynie swobodnie - jest wolna. Czasami do niej wejde, czasami popatrze. Luz. Bo wszystko mam w sobie. To jest ten potencjal. Tak byc moze. Ale tylko wtedy kiedy sie tam wybierzemy. Sami, o wlasnych silach. Bo nie rodzimy sie oswieceni, takie jest moje zdanie. Nie zgadzam sie z Rogersem na temat jednostronnej pozytywnej oceny ludzkiej natury. Jednak on narodzil sie w czasach wielkiego optymizmu w Ameryce. Moje zdanie jest takze, ze rodzimy sie zli w nawiazaniu do zasad moralnych. Jednakze w nawiazaniu do natury, dazymy do przetrwania juz od samego poczatku, chocby komorki w lonie matki. I to jest ani dobre, ani zle. Tak po prostu jest. Chcemy przetrwac. Jestesmy zwierzetami jak kazde inne. Jednak pozniej nastepuje wyjatkowy rozlam, poniewaz rodzimy sie z potencjalem do przekroczenia naszego zwierzecego pochodzenia. Bycie dobrym to jest aktywnosc, to ciagla walka z wlasna prymitywna natura. Oczywiscie cywilizacja nam w tym pomaga (lub nie..) poprzez promowanie dobra, nakladanie kar, programowanie spoleczne itd. Jednak zwierzecosc naszej natury czesto wymyka sie w najmniej oczekiwanym momencie – albo w momentach przez nas po prostu niezauwazonych. Mamy potencjal do wzrostu, ale mamy tez potencjal do niszczenia siebie i innych. Zauwazylam dodatkowy mechanizm w ludziach o doktrynowej postawie. Mianowicie zauwazylam, ze pozytywne podejscie Rogersa lubia takze Ci, ktorych ego dziala bardziej wydajnie. Ego chce byc wielbione i lubi myslec o swojej naturze jako szlachetnym przejawie zycia. Czy slyszeliscie kiedys aby ktos jawnie powiedzial - mysle, ze rodzimy sie zli? albo - jestem zly? Bo ja nie. Slysze tylko, ze "kazdy popelnia bledy", to jest w naturze ludzkiej, bez tego nie bylibysmy ludzmi, kazdemu moze sie noga powinac. Jestem dobry, bo mialem dobre intencje (mowi pijany kierowca, ktory na pewno nie chcial przejechac czlowieka, po prostu sie napil i wsiadl za kolko). Ego chce mowic o sobie dobrze. A jezeli nie mowimy o sobie dobrze to funduje nam depresje, nihilizm egzystencjonalny, pesymizm. Jednak kiedy sie ego oskubie, wowczas postawa sie zmienia. Wiem jak jest - nie jestem urodzona dobra. Ale wiem jak byc moze - moge byc czujna i na to pracowac. Potencjal - jest przeogromny! Moim zdaniem ego sprawia, ze przestajemy byc czujni w swoim zyciu. Dlatego dalej uwazam iz podejscie Rogersa usypia, a nie budzi. Tak sie czulam kiedy przerabialismy to w klasie i musielismy pracowac nad soba. Czulam sie miekka, senna i mialam wizje klejacago sie slodkiego kisielu w moim mozgu. Nic mi sie nie chcialo, nawet trudno bylo cos zrobic, bo kisiel ciagnal do slodkich glebin. Nie pomagalo mi to w rozwoju, w odkrywaniu siebie. Potrzebowalam wyzwania dla mojego mozgu, a nie kolyski. Kolyska byla kiedys i uwazam, ze nie ma co sie nad soba rozczulac – nie da sie wszystkiego naprawic, nie da sie sprawic, ze dziecko bedzie jak nowo narodzone. Jezeli szukamy relacji, ktora wypelnia nam brak zwiazku z dziecinstwa – to niestety bedziemy przyjmowac role dzieci i szukac matki czy ojca. Natomiast co da sie sprawic to to ze dziecko we mnie dorosnie wraz ze mna, a to co przezylo bedzie skarbnica wiedzy. Mozg jest odpowiedzialny za nasz rozwoj, energia jest tylko fundamentem. 

Wiec zamieniam zoledzia na inny fenomen natury. Mianowicie na to:

Byl czas relacji rodzicielskiej - niestety nie byl cieplym bezpiecznym gniazdem. Ale wczesniej czy pozniej ten czas by nastapil - czas wykopania mnie z tego gniazda. A tak przynajmniej byc powinno, aby czlowiek dojrzal. Przyszedl wczesniej, bez asekuracji - oki, trzeba to rozpracowac, zaakceptowac, wyplakac. Ale pozniej rozwinac skrzydla. Bo je mamy, Moi Drodzy! Uwazam, ze zdrowy dab to nie tylko woda, slonce etc, ale takze wiatr ktory  - jak w glownej mysli tego bloga -  jest potrzebny by drzewo wyroslo silne i zdrowe. Nie ma bajek cacanek. To jest zycie - mamy rozne stany pogodowe.

Jest jeszcze jedna sprawa, w ktorej nie zgadzam sie z Rogersem. Mianowicie “klient wie najlepiej”. Czyli kazdy ma rozwiazanie w sobie i potrzebuje wlasnie ciepla aby odkryl ta prawde. Jak juz wczesniej pisalam – mamy potencjal do wiedzy, mamy potencjal do rozwoju. Ale nie uwazam, ze to relacje sa tym motorem anu, ze kazdy wie. Wiedza jest motorem, inni lapia szybciej inni wolniej. Rogers bardzo odcinal sie od nauczania, edukacji. Powiedzial nawet ze nikt nie moze nauczyc nikogo niczego. Uwazam to za wielce przesadzone a nawet barbarzynsko nieprawdziwe. Ile ja sie nauczylam od innych, tylko dlatego, ze przeszli jakas droge a ja ich obserwowalam. Ile nauczylam sie od tych ktorzy zawarli swoje mysli w ksiazkach, artykulach, na blogach. Nie mamy w glowach wszystkich pomyslow swiata w jakim kierunku moze zycie pojsc. Choc jak mowilam wyobraznia bardzo pomaga i zawsze uzywamy siebie na koncu, czyli analizujemy. Jednak wyobraznia i analiza bazuje na czyms. I tak gdyby nie czyjes doswiadczenia w podrozy np. do Ameryki, jechalabym jak w ciemie bita. Czerpie z doswiadczen innych wielkie bogactwa wiedzy, odbijam je od siebie i tak powstaje nastepna obrecz do lancucha wiedzy. Buddyzm mowi, ze jestesmy wszyscy ze soba polaczeni. Najwieksi odkrywcy bazowali na pracy innych. Jak bym zdobyla wiedze, gdyby chociazby nie bylo nikogo do obserwowania? Stwierdzenie, ze wszyscy wiedza znowu, przynosi mi na mysl ego. Kto chce powiedziec, ze nie wie? Ja rzadko takich spotykam. A Sokrates powiedzial "Jestem inteligentny, bo wiem, ze nie wiem nic" (choc to oznacza, ze juz cos wie, ze nie wie hehe).  Od tego sie zaczyna. Jak widze, ze ktos sie wsluchuje i pozniej sobie analizuje to wiem, ze osoba ma szanse sie rozwinac. Bo jest otwarta i nie zamyka sie na inne podejscie z powodu swojego obnizonego poczucia wartosci. “Nie wiem”. Szukam drog od siebie do siebie poprzez swiat aby sie dowiedziec. Jednak to moje zdanie nie bardzo sie podobalo na forum klasowym.

Naszym zadaniem bylo zebrac sie w czworki i przedyskutowac stwierdzenie Rogersa – the client knows best. Usiadlam z Irlandka, Indyjka i Litwinka w kolku. Czekalam spokojnie kiedy kazda sie wypowie. Moje zalozenie bylo, ze wszystkie sie zgodza z jego stwierdzeniem. Zauwazylam czesta prawidlowosc doktrynacji. Na studiach mialam duzo Freuda i teraz wiekszosc mojej klasy poszlo na studia psychoanalityczne. To co serwuja odklada sie w mozgu. Ja generalnie regauje na przesadne tendencje, wyczuwam je na mile. Nawet u siebie hehe I jak czegos za duzo, lub za malo to cierpnie mi skora. I tak Indyjka mowi, ze zgadza sie z Rogersem. Litwinka tez, a Irlandka, ze generalnie sie zgadza. Przyszedl moj czas. Powiedzialam – a to fajnie, bedziemy mialy o czym dyskutowac, bo ja sie nie zgadzam. Niby sie rozesmialysmy ale widzialam pewne niezadowolenie. A dopiero co uczylismy sie na temat bezwarunkowego podejscia…. Moje uzasadnienie brzmialo – uwazam, ze spimy, ze generalnie ludzie nie wiedza, bo aby wiedziec nalezy sie wysilic aby sie dowiedziec. To jest wiedza do zdobycia i szlifowania. To ciagla praca. Co innego odczucia, jakies przeblyski, wewnetrzny kompas a doglebna wiedza. Czlowiek na codzien sie tym nie interesuje wiec jak ma odkryc chocby siebie? Generalnie ludzie interesuja sie gdzie tu zarobic, jak dzieci utrzymac, a wlasny samorozwoj, wglad w siebie nie jest pozadany, z roznych powodow; strachu, lenistwa, latwych sciezek.

Indyjki oczy zrobily sie bardzo duze….Widzialam, ze dotykam w niej czegos co chyba nigdy nie bylo ruszane. Widac bylo, ze sie tego nie spodziewala. A im bardziej widzialam, ze sie tego nie spodziewala tym bardziej parlam do przodu. Widzicie, jestesmy w szkole terapii gdzie powinnismy byc gotowi na kazda opinie i do kazdej powinnismy podchodzic spokojnie. Nie musimy sie z tym zgadzac, mozemy debatowac, jednak bez atakow. Tutaj jednak ludzie dopiero sie ucza. Ja sie ucze tego od 15 lat, a udaje mi sie to wiecej niz nie udaje od czasow poemigracyjnych. Niektore wypowiedzi bola okropnie. Mnie bola szczegolnie te ktora tycza sie ludzkich wartosci, jednak nie daje mi to pozwolenia do prymitywnego ataku. Ktos powiedzial, ze jezeli prymityw nie moze wygrac argumentem to rzuca scierwem. No wlasnie…. Tutaj nie bylo tak drastycznie, jednak widzialam oburzenie u Indyjskiej dziewczyny. Czy to nie jest ocenianie? – zadala pytanie z agresywnym tonem w glosie. Spokojnie odpowiedzialam – Czy Rogers tego tez nie robi? Mowi, ze czlowiek jest dobry i wie sam ot tak co jest dobre dla niego. To tez jest ocena. Tylko nie nazywamy tego tak bo jest pozytywna i ja lubimy, prawda? Nauczycielka slyszala wszystko i nastepne sprytnie wciagnela mnie w dyskusje ogolnogupowa. Wszyscy byli na tak, ze kilient wie, oprocz jednej osoby, Francuza, ktory uwazal, ze niektorzy sie dopiero ucza by wiedziec. Znowu w mniejszosci – pomyslalam. Ale jak Oscar Wild powiedzial – kiedy zaczne byc w wiekszosci bede musiala zmienic swoje zdanie hehe.

Wiec dla Indyjki jestem wyzwaniem, a ona na pewno dla mnie tez. Jestem kompletna przeciwnoscia jej swiatopogladow i to jeszcze z naukowym podejsciem. Widzialam obruszenie. Wyczuwalam jeszcze jedna rzecz – to tylko takie przeczucie. Przeczucie mowilo mi, ze chyba jest przyzwyczajona do bycia jakby...popularna w grupie. Mialam odczucie, ze jest do tego przyzwyczajona, a na pewno nie jest przyzwyczajona do kogos, kto jakby staje z innego konca. To oczywiscie tylko moje odczucie, nie poparte mocnymi faktami, tylko obserwacja. Narazie slaba, bo nie widzialam jej nigdzie indziej jak tylko w szkole. Ja generalnie nie pchalam sie do kolka wzajemnej adoracji, a widzialam, ze taki troche sie w okol niej tworzyl. Bo rzeczywiscie generalnie fajna dziewczyna jest, jednak jak juz mowilam - ja nie mam potrzeby wypelniania kims pustki, wiec po prostu "jestem". Ona chyba nie czuje zadnego ruchu i to moze byc dla niej drazniace. Ah ale sie rozwine z kims po drugiej stronie mocy!!!! :) Luzik. Niech bedzie roznorodnie. Aby tylko bez agresji. Moja grupa generalnie nie zionie cieplem. To takze byl dla mnie szok, bo poszlam z mysla, ze skoro to szkola terapeutyczna to ludzie jakby sami z siebie od dawna cos z siebie generuja. Jednakze sie mylilam. Dostalam lekcje pt. Nie miec wyobrazen na tematy przyszle. A podtytul mowi: Nie wszyscy sa pasjonatami w tym zakresie jak Ty. Bo jak sie ma jakies wymagania, to czesto przebudzenie moze byc bolesne. Dla mnie pierwsze tygodnie byly bolesne troche. W sensie- zderzenia z rzeczywistoscia. Moja grupa ze studiow byla bardziej ciepla i wyluzowana niz ta teraz.  No ale jest juz lepiej niz na poczatku, wiec jest szansa na zmiane. I tak po okresie humanistycznym przyszlo na podejscie kognitywne. Nagle wszystko co wypowiadalam ukazalo sie w filozofii innych psychologow. I nagle wszystko stalo sie jasniejsze dla mojej grupy klasowej. Ale dalsza historia z lawki po Nowym Roku. Juz dawno sie tak nie wypisalam. Dzieki, ze chcecie to czytac!;) Jak sa gdzies bledy i literowki - please ignore! Ale nie ignore sensu wypowiedzi!
;)
Na koniec moje zyczenie noworoczne w piosence. Tego sobie i Wam zycze! hehehe
Milego tygodnia wszystkim zycze!


niedziela, 9 grudnia 2012

Ha! Bardzo ciekawe.

Kiedys zrobilam mala sade pomiedzy kolezankami. Pytanie brzmialo: gdybys zlapala swojego faceta z kochanka, komu bys skopala tylek? Wiekszosc opowiedziala, ze oczywiscie kochance. A jedna powiedziala nawet, ze facet jest prosty i  mysli penisem, to kobieta ma myslec.

Dziwi mnie ten swiat....

http://dziendobry.tvn.pl/video/agresja-wsrod-polek-niepokojaco-rosnie,104,newest,69672.html