I przyszedl ten dzien…
Wiedzialam, ze nadejdzie.
Wypatrywalam go z ekscytacja przeplatana ze strachem.
Domyslalam sie, ze dostane psychicznego szoku,
Ze na poczatku bede przeklinac ten dzien
Przeklinac siebie,
Nie lubic siebie,
Ponizac siebie,
Ale wiedzialam, ze musi nadejsc, ze czas na zmiane,
Ze musze pozwolic jej zaistniec,
I pewnego dnia po prostu to zrobilam...
Znowu jestem brunetka :)
I choc te wydarzenie wydaje sie blahe (choc jestem pewna, ze dla wiekszosci kobitek wcale nie jest:)), pragne opisac Wam emocje zwiazane z tym faktem oraz pare moich wnioskow. Niby nic a jednak. Mianowicie po zafarbowaniu wlosow dostalam szoku, tak jak latwo bylo sie domyslec. Z bialego na czarne to tak jak ze slonca w czelusc bez dna. I to jeszcze na glowke, na wlasne zyczenie. Przez kilka dni nie rozpoznawalam siebie w lustrze. Znajomi w pracy i na ulicy mijali mnie bez emocji na twarzy, nie rozpoznajac znanej sobie twarzy. Bylam przezroczysta. Przypomnialo mi to kilka rzeczy. I tu dam swiadectwo swoich sklonnosci do wielowatkowego myslenia z faktow kompletnie prostych i codziennych. Wariaci tak maja:)
Pierwsza mysl to odczlowieczenie. Ciezki temat. I co to ma zwiazanego z kolorem wlosow? Absolutnie nic. Jednak kazda rzecz wywoluje u mnie pewne skojarzenia. Przypomnialam sobie wiec jak przygotowywalam sie do matury. Zglebialam literature powojenna z powodu silnej ochoty analizowania czlowieka w tak ciezkich warunkach jak np. wojna swiatowa. Oczywiscie moj smieszny przyklad kompletnie nie odpowiada tamtym strasznym czasom. Jednak poczucie, ze sie nie jest rozpoznawanym ruszylo moje neurony. To bylo troche straszne. Pomyslalam o ludziach nierozpoznawanych jako istoty czlowiecze. Przypisywano im numerki, zabierano im nazwisko, imie, godnosc. Jakie to musialo byc traumatyczne......Zrozumialam, ze chociaz nie musze byc uznawana przez kogos za przyjaciela, mila czy nie mila osobe, na pewno chce byc rozpoznawana jako czlowiek, uwzgledniona jako osoba majaca prawo do zycia i godnosci.
Druga rzecz to ksiazka, a raczej piec czesci jednej opowiesci, ktora czytalam dawno, dawno temu, a ktora porwala mnie do czasow naszych poczatkow. Polecam tym, ktorzy nie czytali. Cykl Jean Marie Auel
1 - Klan Niedźwiedzia jaskiniowego
2 - Dolina koni
3 - Łowcy mamutów
4 - Wielka wędrówka
5 - Kamienne Sadyby
Jest to opowiesc o dziewczynce, ktora zostala przygarnieta do klanu ludzi kompletnie innych niz ona sama. Kara za niesubordynacje w opisanym klanie byla smierc. Jednak nie smierc cielesna, ale psychiczna. Wowczas czlonkowie klanu, w tym najblizsza rodzina, odcina delikwenta z codziennosci grupy. Ludzie sa przekonani po slowach wodza lub szamana, ze osoba ta nie zyje, a wszelkie jego proby zwrocenia na siebie uwagi to tylko zlosliwosci ducha, ktory nie zgadza sie na wymierzona mu kare. Czlonkowie omijaja takowa osobe, wylaczaja zmysly. Nie widza, nie slysza a raczej udaja ze tak jest bojac sie, iz duch nigdy nie bedzie chcial odejsc. Wielu nie wytrzymuje takich prob psychicznie jezeli nie wybudowalo w sobie takze silnego poczucia istnienia dla samego siebie. Jezeli nie, latwo stracic grunt pod nogami. Swiat decyduje czy istniejemy. Osobiscie wtedy poczulam w sobie ten program powstaly poprzez zycie w spoleczenstwie. Nosilam go jak jakis ciezar wsrod ludzi przez pare kilka dni, po zmianie koloru wlosow. Ale takze wtedy silniej odczulam to co dalo mi przetrwac moja dziececa traume. I ten glos byl silniejszy. Ja i tak istnieje, nawet jak mnie nie widzicie. I przetrwam. Choc ogolnie traktowalam brak rozpoznawania z zartem mialam jak zwykle odczucia blizniacze, z kompletnie przeciwnymi wrazeniami.
Nastepnie uswiadomilam sobie jakim obciazeniem psychicznym musi byc dla ludzi operacja plastyczna, jezeli ja przechodza. Niby ich wytykamy, niektorzy nie zgadzaja sie mowiac, ze ida na latwizne lub ze dziela Boga nie wolno zmieniac. Ale nic nie ma za darmo. Pomyslmy, zyja przez cale zycie ze swoja twarza, zmieniaja cos a nastepnie patrza na siebie w lustrze i tam jest obce oblicze. Niby to nadal ci sami, z tymi samymi marzeniami, osobowoscia, doswiadczeniami, ale jednak cos juz jest innego. Nie rozpoznawac siebie w lustrze.. Przez pare dni tego doswiadczylam i to bylo straszne. Bo ze inni mnie nie widza to przezyje, ale ze ja siebie nie? jak to zniesc? A ci co nie rozpoznaja wlasnej rodziny z powodu roznych amnezji i w tym siebie? Nie czuja przynaleznosci nigdzie. Nawet do siebie..
Ale podstawowe emocje byly oczywiscie zwiazane z DDA. Po dwoch latach wrocila znowu ta dziewczynka z zatraceniem w zielonych oczach...Zobaczylam znowu jej twarz i automatycznie odczulam jej emocje. To bylo dziwne...zaskoczylo mnie.... Przypomne tu moze pare faktow. O tym, ze syndrom DDA tyczy sie mojej osoby uswiadomilam sobie dopiero dwa lata temu. Wtedy juz przechodzilam z brunetki na blond, jednak cale moje zycie w ojczyznie farbowalam sie na ciemno. Teraz zastanawiam sie ,czy oprocz mojego nalogu zmieniania koloru wlosow, ta zmiana nie byla takze pomoca w wyjsciu na slonce albo maska..... Wyrwalam sie z dolujacego mnie srodowiska, zmienialam siebie wiec i zmienilam swoj wyglad. Jezeli byla to maska nie okazala sie podstawa ale elementem pomocniczym. Po kilku dniach emocji dziecka we mnie wracam do osoby ktora udalo mi sie rozwinac.
Sumujac mozemy zauwazyc jak srodowisko w okol i to czym sie otaczamy moze wzniesc lub zanizyc energie naszej psychiki. Dlatego tak wazne jest abysmy kreowali nasze otoczenie, abysmy nie czuli sie zmuszeni do bliskosci z tymi, ktorzy najzwyczajniej nie pasuja do nas energia. Choc rodziny sie nie wybiera, w doroslym zyciu mamy prawo wyboru, czy chcemu poswiecic ta energie w budowie bliskosci czy nie. Ale na pewno nie jest to obowiazkiem dziecka by ja tworzylo, tylko rodzicow kiedy sie na nie decyduja. Osobiscie jestem za obserwowaniem siebie, swojego samopoczucia, rozwoju swojej swiadomosci, ktora bardzo pomaga kiedy rodzice sa jacy sa a nadal chcemy byc blisko nich. Co do przyjaciol.. tu dla mnie sprawa wyglada prosto.
I tak, znowu jestem ta sama a jednak inna. Ten sam kolor wlosow, te same oczy, oprocz paru zmarszczek :) ta sama twarz. Ale w srodku jestem juz inna osoba. Tam jest slonce i jasnosc. I choc czasami cien przemknie przez moje zrenice i zachmurzy moje czolo, pamietam o cieple i daze do niego kazdego dnia. Daze takze do poznawania swiata poprzez proste aspekty zyciowe. Zobaczcie ile rzeczy sobie przypomnialam i zrozumialam poprzez zwykla zmiane koloru wlosow. A nie powiem, ze byly to dni wyzu w akceptacji siebie i nie powiem, ze bylo mi latwo bo nie jedna lza poplynela... lza obudzonego nagle dziecka ....i jego twarz w lustrze ....szok! Plus te moje odwieczne kompleksy. ...eh...To jest wlasnie nazwana przeze mnie ZASADA OTWARTYCH OCZU. I sa to oczy nie tylko zew ale takze nasze wew. czyli umyslowe, duchowe, emocjonlane. Podobno prawda i madrosc zyje w prostych i codziennych zjawiskach. Nauka jest wszedzie, tylko trzeba sie nie bac, wyciagnac reke i otworzyc glowe. Kazda trudna deyczja nawet jezeli bedzie bolesna czy chybiona na pewno nie bedzie bezsensowna. Ale to tylko zalezy od nas.
I nigdy nie zalowac....nie zaluje...
Wiedzialam, ze nadejdzie.
Wypatrywalam go z ekscytacja przeplatana ze strachem.
Domyslalam sie, ze dostane psychicznego szoku,
Ze na poczatku bede przeklinac ten dzien
Przeklinac siebie,
Nie lubic siebie,
Ponizac siebie,
Ale wiedzialam, ze musi nadejsc, ze czas na zmiane,
Ze musze pozwolic jej zaistniec,
I pewnego dnia po prostu to zrobilam...
Znowu jestem brunetka :)
I choc te wydarzenie wydaje sie blahe (choc jestem pewna, ze dla wiekszosci kobitek wcale nie jest:)), pragne opisac Wam emocje zwiazane z tym faktem oraz pare moich wnioskow. Niby nic a jednak. Mianowicie po zafarbowaniu wlosow dostalam szoku, tak jak latwo bylo sie domyslec. Z bialego na czarne to tak jak ze slonca w czelusc bez dna. I to jeszcze na glowke, na wlasne zyczenie. Przez kilka dni nie rozpoznawalam siebie w lustrze. Znajomi w pracy i na ulicy mijali mnie bez emocji na twarzy, nie rozpoznajac znanej sobie twarzy. Bylam przezroczysta. Przypomnialo mi to kilka rzeczy. I tu dam swiadectwo swoich sklonnosci do wielowatkowego myslenia z faktow kompletnie prostych i codziennych. Wariaci tak maja:)
Pierwsza mysl to odczlowieczenie. Ciezki temat. I co to ma zwiazanego z kolorem wlosow? Absolutnie nic. Jednak kazda rzecz wywoluje u mnie pewne skojarzenia. Przypomnialam sobie wiec jak przygotowywalam sie do matury. Zglebialam literature powojenna z powodu silnej ochoty analizowania czlowieka w tak ciezkich warunkach jak np. wojna swiatowa. Oczywiscie moj smieszny przyklad kompletnie nie odpowiada tamtym strasznym czasom. Jednak poczucie, ze sie nie jest rozpoznawanym ruszylo moje neurony. To bylo troche straszne. Pomyslalam o ludziach nierozpoznawanych jako istoty czlowiecze. Przypisywano im numerki, zabierano im nazwisko, imie, godnosc. Jakie to musialo byc traumatyczne......Zrozumialam, ze chociaz nie musze byc uznawana przez kogos za przyjaciela, mila czy nie mila osobe, na pewno chce byc rozpoznawana jako czlowiek, uwzgledniona jako osoba majaca prawo do zycia i godnosci.
Druga rzecz to ksiazka, a raczej piec czesci jednej opowiesci, ktora czytalam dawno, dawno temu, a ktora porwala mnie do czasow naszych poczatkow. Polecam tym, ktorzy nie czytali. Cykl Jean Marie Auel
1 - Klan Niedźwiedzia jaskiniowego
2 - Dolina koni
3 - Łowcy mamutów
4 - Wielka wędrówka
5 - Kamienne Sadyby
Jest to opowiesc o dziewczynce, ktora zostala przygarnieta do klanu ludzi kompletnie innych niz ona sama. Kara za niesubordynacje w opisanym klanie byla smierc. Jednak nie smierc cielesna, ale psychiczna. Wowczas czlonkowie klanu, w tym najblizsza rodzina, odcina delikwenta z codziennosci grupy. Ludzie sa przekonani po slowach wodza lub szamana, ze osoba ta nie zyje, a wszelkie jego proby zwrocenia na siebie uwagi to tylko zlosliwosci ducha, ktory nie zgadza sie na wymierzona mu kare. Czlonkowie omijaja takowa osobe, wylaczaja zmysly. Nie widza, nie slysza a raczej udaja ze tak jest bojac sie, iz duch nigdy nie bedzie chcial odejsc. Wielu nie wytrzymuje takich prob psychicznie jezeli nie wybudowalo w sobie takze silnego poczucia istnienia dla samego siebie. Jezeli nie, latwo stracic grunt pod nogami. Swiat decyduje czy istniejemy. Osobiscie wtedy poczulam w sobie ten program powstaly poprzez zycie w spoleczenstwie. Nosilam go jak jakis ciezar wsrod ludzi przez pare kilka dni, po zmianie koloru wlosow. Ale takze wtedy silniej odczulam to co dalo mi przetrwac moja dziececa traume. I ten glos byl silniejszy. Ja i tak istnieje, nawet jak mnie nie widzicie. I przetrwam. Choc ogolnie traktowalam brak rozpoznawania z zartem mialam jak zwykle odczucia blizniacze, z kompletnie przeciwnymi wrazeniami.
Nastepnie uswiadomilam sobie jakim obciazeniem psychicznym musi byc dla ludzi operacja plastyczna, jezeli ja przechodza. Niby ich wytykamy, niektorzy nie zgadzaja sie mowiac, ze ida na latwizne lub ze dziela Boga nie wolno zmieniac. Ale nic nie ma za darmo. Pomyslmy, zyja przez cale zycie ze swoja twarza, zmieniaja cos a nastepnie patrza na siebie w lustrze i tam jest obce oblicze. Niby to nadal ci sami, z tymi samymi marzeniami, osobowoscia, doswiadczeniami, ale jednak cos juz jest innego. Nie rozpoznawac siebie w lustrze.. Przez pare dni tego doswiadczylam i to bylo straszne. Bo ze inni mnie nie widza to przezyje, ale ze ja siebie nie? jak to zniesc? A ci co nie rozpoznaja wlasnej rodziny z powodu roznych amnezji i w tym siebie? Nie czuja przynaleznosci nigdzie. Nawet do siebie..
Ale podstawowe emocje byly oczywiscie zwiazane z DDA. Po dwoch latach wrocila znowu ta dziewczynka z zatraceniem w zielonych oczach...Zobaczylam znowu jej twarz i automatycznie odczulam jej emocje. To bylo dziwne...zaskoczylo mnie.... Przypomne tu moze pare faktow. O tym, ze syndrom DDA tyczy sie mojej osoby uswiadomilam sobie dopiero dwa lata temu. Wtedy juz przechodzilam z brunetki na blond, jednak cale moje zycie w ojczyznie farbowalam sie na ciemno. Teraz zastanawiam sie ,czy oprocz mojego nalogu zmieniania koloru wlosow, ta zmiana nie byla takze pomoca w wyjsciu na slonce albo maska..... Wyrwalam sie z dolujacego mnie srodowiska, zmienialam siebie wiec i zmienilam swoj wyglad. Jezeli byla to maska nie okazala sie podstawa ale elementem pomocniczym. Po kilku dniach emocji dziecka we mnie wracam do osoby ktora udalo mi sie rozwinac.
Sumujac mozemy zauwazyc jak srodowisko w okol i to czym sie otaczamy moze wzniesc lub zanizyc energie naszej psychiki. Dlatego tak wazne jest abysmy kreowali nasze otoczenie, abysmy nie czuli sie zmuszeni do bliskosci z tymi, ktorzy najzwyczajniej nie pasuja do nas energia. Choc rodziny sie nie wybiera, w doroslym zyciu mamy prawo wyboru, czy chcemu poswiecic ta energie w budowie bliskosci czy nie. Ale na pewno nie jest to obowiazkiem dziecka by ja tworzylo, tylko rodzicow kiedy sie na nie decyduja. Osobiscie jestem za obserwowaniem siebie, swojego samopoczucia, rozwoju swojej swiadomosci, ktora bardzo pomaga kiedy rodzice sa jacy sa a nadal chcemy byc blisko nich. Co do przyjaciol.. tu dla mnie sprawa wyglada prosto.
I tak, znowu jestem ta sama a jednak inna. Ten sam kolor wlosow, te same oczy, oprocz paru zmarszczek :) ta sama twarz. Ale w srodku jestem juz inna osoba. Tam jest slonce i jasnosc. I choc czasami cien przemknie przez moje zrenice i zachmurzy moje czolo, pamietam o cieple i daze do niego kazdego dnia. Daze takze do poznawania swiata poprzez proste aspekty zyciowe. Zobaczcie ile rzeczy sobie przypomnialam i zrozumialam poprzez zwykla zmiane koloru wlosow. A nie powiem, ze byly to dni wyzu w akceptacji siebie i nie powiem, ze bylo mi latwo bo nie jedna lza poplynela... lza obudzonego nagle dziecka ....i jego twarz w lustrze ....szok! Plus te moje odwieczne kompleksy. ...eh...To jest wlasnie nazwana przeze mnie ZASADA OTWARTYCH OCZU. I sa to oczy nie tylko zew ale takze nasze wew. czyli umyslowe, duchowe, emocjonlane. Podobno prawda i madrosc zyje w prostych i codziennych zjawiskach. Nauka jest wszedzie, tylko trzeba sie nie bac, wyciagnac reke i otworzyc glowe. Kazda trudna deyczja nawet jezeli bedzie bolesna czy chybiona na pewno nie bedzie bezsensowna. Ale to tylko zalezy od nas.
I nigdy nie zalowac....nie zaluje...
6 komentarzy:
Ktoś powiedział, że to nie nienawiść jest najgorsza, a obojętność. Być nierozpoznanym to tak jak zderzyć się z obojętnością.
tak, musze powiedziec ze choc nie bylo ich intencja mnie nie widziec, jednak mialam odczucia ze taka kompletna obojetnosc na czlowieka musi byc straszna skoro juz to wzbudza we mnie takie emocje.
pozdr
Witam,
Mniej więcej wiem jak to jest, kiedy po zmianie koloru włosów patrzy się na siebie w lusterku i jakoś tak dziwnie, nie-swojo się wygląda :) Sama kiedyś eksperymentowałam na tym polu (co raczej moim włosom na dobre nie wyszło) i choć na blond nigdy sie nie odważyłam, to ... ostro czerwone były :))
Tylko, że ja lubię zmiany, nie tylko w wyglądzie. I choć pierwszy rzut oka na siebie powodował lekki szok, to później, z dnia na dzień sprawiała mi (zmiana) coraz większa frajdę :) Zwłaszcza jak widziałam zaskoczone twarze moich znajomych, którzy mnie w ostatniej chwili rozpoznawali, krzycząc: "To ty?! No patrz, nie poznałem/łam Cię" i sie uśmiechali :) To było urocze :))
A teraz poważnie.... a propos obojętności, zwłaszcza tej, która okazują nam znajomi.
Kilka razy znalazłam się w takiej sytuacji, gdzie ewidentnie widać było, że osoba (znajoma) zauważywszy mnie odwróciła głowe, udała ze mnie nie widzi i poszła dalej.
Zamiast zadręczać się myślami: co się stało, czy jest na mnie zła, obrażona, albo czy ze mną jest coś nie-tak? nauczyłam się kwitować takie zdarzenie jednym zdaniem ... "albo nie jest w nastroju do jakiejkolwiek rozmowy, albo nie jest mi życzliwa" - co na jedno w rezultacie wychodziło, bo rozmowa nie należałaby do "przyjemności" :)
Pozwalało mi to zapanować nad niepotrzebnym nakręcaniem się, natłokiem myśli, bezużytecznym traceniu energii, a w rezultacie podłym/smutnym/przygnębionym nastroju.
Pozdrawiam :)
P.S. Książki zapowiadają się ciekawie. Może kiedyś do nich zajrzę :)
witam :)
no no, czerwonych to jeszzce nie mialam, bardzo odwaznie:)tak, moje wlosy po blond byly takie suche. jak siano. nadal nie sa jeszcze perfekcyjnie zdrowe ale widze ze i staly sie grupsze po zafarbowaniu i lsnia bardziej, wiec bedzie dobrze:)
juz sie przyzywczailam prawie do wloskow. z dnia na dzien mam mniejszy szok:)
co do znajomych ja ogolnie sie nie przejmuje takimi rzeczami. zawsze mowie ze to problem tej osoby, ja mam zawsze poczucie dobrego wychowania by jak kogos znam to nie ominac jak obca. jak osoba nie zostala tego nauczona lub sama nie posiada wystarczajacej inteligencji by zauwazyc ze to jest troche niemile to co zrobic...:)
jednak mam takze odrazu rozne inne mysli z tym zwiazane. bo to ze znajomi nie poznaja czy cos to sprawa do przejscia ale nie byc rozpoznana jako istota ludzka przez innych...albo w ogole bycie powietrzem?
brrrrrr......(wzdrygam sie) :)
sciskam:)
oj tak ...
Taki człowiek "duch", "cień", zupełnie niezauważony (niezauważalny?). To musi być rzeczywiście okropne ( tez się wzdrygam:)) Na szczęście ja tego nie przeżyłam na własnej skórze. I oby tak pozostało :))
również ściskam :D
:)
Prześlij komentarz