"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



sobota, 24 maja 2014

Niekonwencjonalnie

Filozofowie jak i psycholodzy od wiekow zastanawiaja sie nad zjawiskiem zwiazkow. Osobiscie zawsze widzialam zwiazki (czyli finansowa, emocjonalna unie dwoch osob, bo takie przyklady mnie otaczaly) jako bardzo dziwny twor. Obserwacje mojego srodowiska i bliskiego i dalekiego tylko wzbudzaly we mnie wieksze zdziwienie. Po co ludzie osiadaja z jedna osoba na 30 lat kiedy nie widac w nich witalnosci z tego faktu? I jakos dziwne wydawaly sie dla mnie etykiety jak – jedna milosc, The One, przysiega na wieki i az do smierci. Moj mozg skanowal rzeczywistosc i zwrotne informacje nijak sie trzymaly kupy. Nie wspomne o zasadach spolecznych mowiacych co jest zwiazkiem a co nie oraz samo napedzajace sie przekonania i przyzwyczajenia. Jednym z wielu powszechnych tekstow jest, ze kazdy wybiera sam w jakich zasadach czuje sie dobrze, jednak nie zgadzam sie z tym. Generalnie uwazam, ze wiekszosc podaza za kultura, wychowaniem czyli tzw presja spoleczna. Wiaze sie to z social role theory (teoria rol spolecznych) ktora mowi o kontekscie w jakim zyje czlowiek i jego wplywie na jednostke. Wszelkie przekonania wiazace sie z kontekstem w jakim przyszlo jednostce zyc zostaja zinternalizowane przez umysl i zakwalifikowane jako swoje. Tak naprawde to nie sa niezalezne decyzje, choc czlowiek poprzez swoje ego lubi myslec, ze jest wolny – tak dla zdrowia psychicznego. Jednak energia nie klamie i kto ja wyczuwa i porownuje do wspomnianego juz poziomu bigger picture zaczyna sie dziwic swiatu ludzkiemu.

Kiedy siegne pamiecia do czasow dziecinstwa pamietam wiele wewnetrznych konfliktow na temat swojego miejsca w swiecie. Proces socjalizacji przechodzilam bardzo ciezko co rezultowalo zachowaniem problematycznym dla innych. Tak przynajmniej inni to odbierali. Zreszta do tej pory tak jest w moim polskim srodowisku. Bardzo malo odczuwam toleracji dla wyboru jaki dokonuje a mianowicie odmawiam gloryfikacji rodziny i jej posiadania jako “jedynej drogi dajacej szczescie i spelnienie w zyciu”, a takze wszelkim rolom jakie kultura starala mi sie narzucac. Ostatnio przypomnialam sobie pewne zabawne sytuacje (teraz sie moge smiac) kiedy to naturalnie odmawialam wciskania mnie w schematy. Zrobmy mala “case study” (stadium przypadku) w nawiazaniu do malego przykladu z morza podobnych sytuacji.

Czas – jakies 10 lat temu.

Miejsce – Mazury

Bohaterowie: ja, moj owczesny chlopak i jego mama.

Sytuacja: Odpoczynek przed telewizorem z moim chlopakiem. “Tesciowa” wchodzi i mowi: Izabell choc pomoz mi w kuchni przy obiedzie. Chlopak jak zwykle nic nie mowi.

Wewnetrzne odczucia Izabell: zadziwienie, nawet wielkie, opor, brak poczucia koherencji co daje rezultat lekkiego stresu ale takze podniecenia,

Mysli Izabell: Ale dlaczego ja? Bo jestem kobieta? Bo to naturalne, ze zaprasza sie mnie do kuchni? Ale ja nie lubie gotowac pod presja. Syn siedzi obok, czemu nie poprosila wlasne dziecko aby jej pomoglo? On ma kosic trawe bo to meskie zajecie?

Analiza i zalozenia sytuacji poprzez mozg Izabell: Dwa wybory: powiem “tak” bedzie swiety spokoj, moze tesciowa w ten sposob chce nawiazac ze mna jakas wiez jak za czasow prymitywnych; kobiety gotowaly, praly razem itd. Przyjme powszechna role spoleczna kobiety, latwiej zostane zaakceptowana, chlopak bedzie zadowolony, tesciowa tyz ale…. Ja nie, bo zawsze bylo mi ciezko nie byc soba.

Powiem “nie” pobudze ciezka atmosfere do zycia. Tesciowa moze odebrac to jako odrzucenie lub brak checi do odnalezienia z nia wspolnoty. Zaskrobie sobie w jej szkatulce emocji niewatpliwe ciemne miejsce co moze przeniesc sie na dalsze pozycie. Choc moze mnie zaskoczyc i zrozumie intencje, ale w moim odczuciu byly tego male szanse. Ale…. pozostane soba i zrobie to kim naprawde jestem.

Spojrzmy tak z boku – oczywiscie odpowiedz z “tak” nawiazuje do rol spolecznych podobnych do wiekszosci reprezentantow kultury, ktora ja znalam. Odpowiedz “tak” spotka sie z akceptacja drugiej strony i przyczyni sie do wzrostu tolerancji. Odbiorca jak i nadawca nie beda musieli dzwigac stresu, ciezkiej atmosfery czy konfliktu. Aby sobie pomoc odbiorca przekonuje siebie, ze przeciez pomoc w kuchni to nic takiego, nawet jak tego nie lubi choc generalnie jest za zwalczaniem stereotypow.

Odpowiedz “nie” to spoleczne samobojstwo. Plus jeszcze trzeba nadzwigac sie niekomfortowych emocji.

Tyle, ze dla mnie odpowiedz od dziecka byla zawsze jasna – chce byc soba nawet za cene braku akceptacji. Zrozumialam po czasie, ze proces socjalizacji przechodzil u mnie trudno a to dlatego, ze urodzilam sie juz jakas. Pozostanie tym kims bylo u mnie silniejsze niz bycie kims innym. Najgorsze i najciezsze odczucia mialam wtedy kiedy siebie zdradzalam, czyli kiedy nie bylam szczera na zewnatrz kim jestem. Te wszystkie konluzje wysypaly sie podczas mojej szkoly terapeutycznej. Jedna z zasad to bycie congruent – czyli wewnetrzna zgoda pomiedzy tym kim jestem a tym co pokazuje na zewnatrz. Dlatego czesto powtarzam, ze ta praca dla mnie osobiscie to po prostu bycie soba – wiekszego szczescia zawodowego nie moge sobie wyobrazic. Jestem soba i z tego zyje.

W zwiazku z powyzszym wywiazaly sie nastepne pytania na temat rol damsko meskich – a mianowicie jak chce aby moj zwiazek wygladal? Czy w ogole chce sie wiazac? Jakie zasady i zachowania beda wyrazac mnie? Na co sie zgodze a na co nie? Kiedy czyta sie o dzieciach z rodzin dysfunkcyjnych, skupienie kumuluje sie na typ przywiazania zachodzacy pomiedzy dzieckiem i opiekunem. Jestem wyczulona na tendencyjnosc i oczywiscie tutaj bardzo latwo jest wytlumaczyc problem w doroslych zwiazkach ciezkim dziecinstwem. Ale ja sie zastanawiam….To nie jest takie proste.

Bylam w kilku zwiazkach i w zadnym nie czulam sie dobrze. Mialam zawsze znana dla mnie emocje - poczucie ciezkosci. Czulam, ze cos musze, ze istnieje jakas forma tego co nazywamy zwiazkiem. Czyli jezeli osoba wyjezdza sama na wakacje to tak sie w zwiazku nie robi, po to ma sie chlopaka/dziewczyne. Lub jezeli ma sie partnera to trzeba umawiac sie na obiady do tesciow choc tego sie nie cierpi. No ale czego sie nie robi dla wyzszych celow jaka jest rodzina, nawet jezeli jest to… rola spoleczna. Dlugo myslalam, ze zwiazki po prostu nie sa dla mnie. Najbardziej naergetyzowana i szczesliwa bylam wtedy kiedy nic nie musialam. Wolnosc. Po latach uwiezi w domu rodzinnym nie chcialam czuc sie uwieziona w zwiazkach. Szczegolnie, ze srodowisko nie dostarczalo mi dowodow szczesliwych zwiazkow tylko jakis walk, problemow, wytykania, braku empatii i zrozumienia. Po co mi to? – mowilam sobie. Jednak spoleczenstwo nie chce widziec osoby mentalnie wolnej. Takiej nie da sie kontrolowac. I dlatego czesto bylam atakowana za swoje wypowiedzi i postawy w tej sprawie. Albo osadzana lub etykietowana, ze to na pewno z powodu zlego dziecinstwa mam takie zdanie - to jest DDA. Jednak nie zgodze sie z tym do konca. To jest bardziej skomplikowane. Nie wierze w Tabula Rasa.

Pierwsza mysla watpiaca w czysty wplyw dziecinstwa na wybor partnerow pojawil sie kiedy spojrzalam na swoja historie zwiazkow. Znacie ten schemat: jezeli wybierasz sobie partnera to albo wybierasz po trosze swoich rodzicow (czyli jezeli alkoholik to tez mozesz wybrac taki zwiazek) albo kogos zupelnie odwrotnego (ale za to Twoje demony nie daja Ci sie polaczyc lub przyklejasz sie za mocno). A ja np. wiazalam sie z tak roznorodnymi facetami, ze nijak schematu nie moglam znalezc. Natomiast zaden z nich nigdy nie potrafil mnie zrozumiec, a ja moglam ich az nadto zrozumiec, bo ludzie wydawali mi sie powtarzalni w swoich przekonaniach i zachowaniach. I oni byli. Zastanawialam sie - czy to jest we mnie ten bol dziecinstwa i nie moge sie zaangazowac, czy po prostu operujemy na innych plaszczyznach?

Pewne odpowiedzi przyszly do mnie pol roku temu. Poznalam chlopaka. Irlandczyk. Inna kultura. Inne podejscie niz nasze polskie (mowie w spolecznym ogolnym kontekscie). Polubilam go wiec dalam szanse na rozwoj relacji. Zauwazylam cos nowego w sobie. Nie - nie slepe zakochanie i utrate zmyslow :-) Po prostu od poczatku nie czulam od niego presji. Chlopak ktorego poznalam nie zmuszal mnie do poznania jego przyjaciol, do socjalizowania sie z jego kumplami, do poznania jego mamy, do poznania moich przyjaciol czy mojej mamy. Czulam dwie rzeczy ktore zwrocily moja uwage emocjonalna; cieplo i przestrzen. To bylo cos dla mnie nowego. Zaczelam sie zastanawiac co tu jest innego niz zawsze. Doszlam do wniosku, ze daje mi to czym jestem, czyli nie musze walczyc o bycie soba. Nie musze zakladac spolecznej roli, moge byc soba. A w moim przypadku bycie soba oznacza odwrotnoscia tego wszystkiego w czym wyroslam. Tak po prostu juz ze mna jest.

Jestem introwertykiem. Lubie tworzyc odzielne swiaty, ktore odwiedzam i ktore nie lubie mieszac. Juz raz o tym pisalam. Introwertycy lubia male stymulacje, nie czuja sie dobrze w tlumach, na imprezach, nudza ich powierzchowne rozmowy. Za tym idzie takze fakt, ze nie sa zainteresowani powiekszac swoje kolko znajomych poprzez adoptowanie swiata swojego partnera. Prawda jest taka, ze nie chce bujac sie z jego znajomymi, ale moge o nich posluchac jezeli on chce sie wygadac. Nie czuje potrzeby poznania jego rodzicow i zle sie czuje jak mnie sie do tego zmusza. Nie potrzebuje takze obwieszczac swiatu, ze jestem w zwiazku, bo o rzeczach waznych mowie tylko bliskim. Nie cierpie “zwiazkowania” czyli spotykanie sie par na obiady (pisalam Wam o Sylwestrze), chodzenie do kina z inna para lub grupa ludzi, moich czy jego znajomych. A o grupowych czy zwiazkowych wakacjach to juz nie wspomne – NIE-CIER-PIE. Moja kolezanka ekstrowertyczka, z ktora czesto rozmawiam, zarzuca co jakis czas tekst: ooo musze poznac tego Twojego chlopaka. A moje pytanie zawsze brzmi (dla naszej obopolnej zabawy) - po co? Po to aby miec wiecej znajomych? Ja nie czuje potrzeby poznania Twojego chlopaka, znam Ciebie i Ty jestes glownym zrodlem mojego zainteresowania.

Dla mnie jako introwertyka wszystko co nawiazuje do wiezi z mojego partnera swiatem jest dodatkowym emocjonalnym wyzeraczem energii. A to dlatego ze introwertyk sam lubi wybierac sobie ludzi z ktorymi sie buja, i robi to bardzo uwaznie. Jezeli ktos definiuje polaczenie ze swoim JA poprzez ludzi ktorych zna (czyli rodzicow, przyjaciol, babci, psa) ciezko mi sie wtedy polaczyc. Dla mnie to nie jest po prostu wazne, a co najwazniejsze, odbiera mi to radosc i energie. Nawet jak szlam na kompromis, nigdy mnie to nie budowalo. Ba! Ja nawet wole kiedy moje swiaty naleza tylko do mnie i sie nie lacza. Nie wymagam od partnera wchodzenie tam ze swoja energia. Natomiast wewnetrzny swiat jest dla mnie najwazniejszy w moim zyciu - danie wlasnie siebie wewnetrznej jest najwiekszym darem od introwertyka dla drugiej osoby. Jednak ekstrawertyk moze tego nie zrozumiec, bo opisuje siebie przez relacje z innymi (jestem matka, kolezanka, ojcem itd). Jezeli nie chce poznac przyjaciela takowego partnera wowczas moze to byc odebrane jako odrzucenie tego partnera.

I tu wlasnie wyszedl dla mnie glowny (pewnie nie jedyny) powod mojej ciezkosci, ktora zawsze czulam z innymi – moja osobowosc. Introwertyzm. Oraz moj sposob rozumowania swiata, wielopoziomowosc (w ktorej sama czesto sie gubie), moj umysl i zwiazane z tym emocje. One nie przystawaly nigdy do spolecznych rol i zachowan. I nigdy nie czulam wolnosci w niedzialaniu na nich. Irlandczyk - na szczescie - jest w polowie introwertykiem, wiec jest mi o wiele latwiej byc soba. Nie namawia mnie na poznanie ludzi z jego spolecznosci, bo sam nie ma problemu w odzieleniu swoich swiatow. Potrafi powiedziec "Spotykamy sie z rodzina, jestes mile widziana, ale jak nie chcesz to spoko". Przez to, ze mnie nie naciska sama potrafie zaproponowac od siebie spotkanie np. z jego rodzicami. Ale wtedy kiedy jestem na to gotowa, nie dla wypelnienia jakiejs dziwnej dla mnie zasady.
A to przypomina mi jedna tradycje, ktora jest bardzo w Polandzie rozpowszechniona: po slubie nazywanie tesciowa "mama" lub "tata". Zawsze mnie to dziwilo. Oczywiscie rozumiem powod: wchodzisz w rodzine to zyskujesz nowa. Tyle, ze nie czuje potrzeby adoptowania lub bycia adoptowanym przez dwoje obcych mi ludzi, nawet jezeli bede ich lubic. Mam jedna matke, jednego ojca i to mi wystarczy. Dzieckiem juz nie jestem, adoptowana byc nie potrzebuje. Ale jestem za to otwarta na ewentualna przyjazn - ale bez presji.

Na pewno z punktu wiezi to wszystko moze wydawac sie pewnym odcinaniem. Jednak jak pisalam - introwertyk ma jedna silna wiez (Carl Jung pisal o tym bardzo duzo) - to wiez z wewnetrznym swiatem i tym sie okresla. Jedyne polaczenie czuje poprzez danie siebie wewnetrznie i dostanie tego samego od partnera. Kiedy chlopak przedstawia mnie swoim rodzicom wcale nie czuje ze oto biore udzial w wiekszej czesci jego zycia i czuje sie zaszczycona. Natomiast kiedy zabiera mnie w podroz wewnetrzna, kiedy odkrywa swoje sekrety, wrazliwosc, strachy, to wiaze mnie silniej i glebiej. To doceniam i to do mnie trafia. 

Taka juz jestem..... niekonwencjonalna. 

Sumujac: uwazam, ze warto jest nie tylko zrozumiec swoje dziecinstwo, ale takze zrozumiec swoja osobowosc, temperament. To co zostalo rzucone w dziecinstwie opadalo na pewna matryce. Nie jestem zwolennikiem teorii, ze to wychowanie tworzy kim jestesmy. Uwazam, ze sily wewnetrzne, ktore napotkaly zewnetrzne tworza indywidualne reakcje. A tu wchodza wlasnie temperament, geny, pewne stale bardziej niz ruchome cechy osbowosci, ktore na ten czas w psychologii zostaly szeroko opisane. Miedzy innymi introwertyzm i ekstrawertyzm. Odczytajcie swoja indywidualna historie. I pamietajcie, ze jestescie kims wiecej niz wlasne dziecinstwo. Zrodlo problemow moze lezec calkiem gdzies indziej i moze to byc dla Was zaskoczeniem. Odkrywajcie z otwartym umyslem. 

Pozdrawiam!




6 komentarzy:

demirja pisze...

i wszystko pięknie i wszystko ładnie tyko, że też wpisujesz się idealnie w schemat przeszłości dysfunkcyjnej

uznałaś, że schematem jest powielenie (na bazie nieświadomej i intuicyjnie obieranej) wzorców kulturowych i podporządkowanie się im - tworząc w "nieskończoność" ten schemat jaki był... sęk w tym, że właśnie odwrócenie modelu o 180 stopni jest równie charakterystyczne jak jego powielanie...

Izabell pisze...

Nie, nie jest wszystko ładnie I pięknie. Powiedz mi czemu poczulas potrzebe ironizowania czyjegoś odkrycia w procesie ktore dla osoby działa?

Nie mozesz stwierdzić na jakiej bazie odkryłam bodzce kulturowe bo ja to odczuwał am, nie Ty. Nie byla to zadna intuicja tylko procesy kognitywne pomiedzy mysleniem I introspekcja na temat co lubie co nie. A społeczeństwo zawsze odczuwalam jako przeszkadzajace mojej introspekcji. Typowe dla introwertykow.

Następnie prosze o definicje z referencjami do tejze definicji gdzie odwrocenie rol spolecznych to schemat wpisywany w schemat dysfunkcji. Pierwszy raz o tym słyszę. O ile pamiętam dysfunkcyjnosc nawiązuje do emocji w relacji do ludzi, odrzucenie lub przyklejenie s do relacji z powodu strachu, negatywow mysli itd. Wiec osoby z rodzin funkcyjnych odrzucajacy tradycyjny model gdzie s wpisują?

Wiec chyba wszystkie feministki musza pochodzic z dysfunkcji- to jakas teoria:-) ale mi s podoba teoria ze to kraj jest dysfunkcyjny.

Poza tym tak jak mówiłam, typowe jest wciskanie kogoś w jeden schemat I naginanie osoby doswiadczen do jednego bo wiesz ze jestem DDA. To jeden z kognitywnych błędów I niestety pop psychologia nie pomaga spopularyzowac tysiące teorii jak osoba radzi sobie z doświadczeniem i jak zroznicowane sa reakcje wlacznie z normalnym funkcjonowaniem po traumie.Kognitywna,biologiczna, psychologiczna, spoleczna mieszanka etc etc. I jedna z nich zawiera temperament I osobowosc, czy to s podoba czy nie.

Swoja droga ciekawe co Toba kieruje takie proby udowodnienienia osobie ze jest tym a nie innym? Co Cie zmotywowalo do tego w tekscie?
Dla mnie jedna emocja ktorej nie potrafiłam rozpracowac znalazla rozwiazanie. I czytając o introwertykach rezonuje we mnie big time I tego nic nie zmieni.
Pozdr

Anonimowy pisze...

Ciekawi mnie czy "demirja",napisałaby podobny komentarz,gdyby post umieszczony był w jakimś uniwersalnym miejscu,czy tak samo oceniłaby kogoś podczas luźnej rozmowy przy kawie. Generalnie większość ludzi posiada jakąś dysfunkcję,poza tym nie istnieje coś takiego jak Norma Absolutna,Izabell przedstawiła swój światopogląd,własne normy,które sama wypracowała na badzie swoich doświadczeń,i sama decyduje o modelu własnego życia,jesli taki model sprawia,ze jest sobą i żyje w zgodzie ze sobą,to chyba jest najważniejsze.I tak,ja również uważam,że schemat większości nie jest wyznacznikiem żadnej normy,bycie sobą to jedyna norma jaka powinna obowiązywać.Agnieszka

Izabell pisze...

Moj superwizor ma teorie, ze w srodku ludzie sa tak rozni a robia takie same rzeczy pod wplywem spolecznym aby przynalezec, aby sie chronic itd. Czesto przez to nigdy nie staja sie soba i zaczynaja sie problemy - jednak Ci co czuja potrzebe rozwoju musza patrzec na bigger picture. Moim tekstem zachecam do poszukiwan odpowiedzi nie tylko w swoim dziecinstwie - bo to nie jest zrodlo wszystkich odpowiedzi, moje takie nie jest. Nie jestesmy tylko tym co sie zdarzylo w domu, bo jest jeszcze srodowisko jak szkola, znajomi, nasza duchowosc, nasze percepcje kognitywne, myslenie, nauka, natura, nawet pies w domu ktory daje dobre emocje dziecku, charakter, geny, itd itd

Odwrocenie norm kulturowych w zwiazku jak i bez niego (bo brak zwiazku nie jest oznaka dysfunkcji jezeli nas to wzbogaca, a mnie potrafi i to bardzo) w moim odczuciu jest tworzeniem czegos nowego DLA budowania relacji (ze soba czy z kims), konstruowanie swiata na tym kim naprawde jestesmy w srodku, a nie tym czym nas karmia.

Dokladnie - jedyna Norma w odniesieniu do zycia osobistego powinna byc wewnetrzna.


Mam nadzieje, ze u Ciebie wszystko gra Aga! :-)

Anonimowy pisze...

Dzięki Izabell,wszytko gra:)co do zwiazków,jak Ci wiadomo byłam potwornie od nich uzależniona,zero tozsamosci,strach przed samotnoscią,robiłam tak durne rzeczy,ze to aż wydaje mi się dzis nierealne,jakby nie dotyczyło mnie.najgorsze na początku były niedziele gdy patrzyłam na rodzinki chodzące na spacery,jak wszytkie paniusie traktowały mnie jak trędowatą,bo jeszcze upoluje im męża i zjem,po pewnym czasie zauważyłam ,ze żyja jeszcze gorzej niz mi się wydawało, że to fasada,dulszczyzna. po pewnym czasie poczułam totalna wolnosć,bardzo się polubiłam,przestałam sie tak surowo oceniać ale i nie pobłażam sobie,po prostu odnalazłam siebie,poznałam się na wskroś i mogę to szczerze powiedzieć,ze :jestem z siebie dumna,że zawsze się podnoszę,ze potrafie walczyc o siebie.poza tym nie jestem sama,mam dziecko i psa i pasję,wydaje mi sie ,ze to duzo.w Bieszczadach,jak pisałam, poznałam ludzi,którzy połączyli dwie istotne dla mnie rzeczy: rodzinę i bycie sobą, a to im dało: miłosć i spełnianie marzeń.i wiem,ze to jest mozliwe,że nie roję sobie jakichś iluzji.co istotne,pozornie zostałam dokumentnie sama, tzn cała moja przeszłosć zniknęła.przyjaciele których znałam 20 lat,okazali się nie byc przyjaciólmi,a moze byli ale w tamtym zyciu.teraz jestem na starcie i wiem że wszytko zalezy ode mnie.pewnie,ze tkwia we mnie jeszcze stare mechanizmy ale mam nad nimi przewagę,ja tu rządzę teraz.tak czy siak,masz 100% racji ,wiesz jak to jest bycie soba to nie bułka z masłem,to spory wysiłek by przeciwstawić sie tchórzom,którzy zyją w schemacie:powinnaś to,powinnas tamto.Nic nie powinnam,chyba ,ze byc sobą.to tak.miałam napisac o moich planach,pamietam i zrobie to ale muszę je urealnic,nie chcę pisac bajeczek :) pozdrawiam,A.

Izabell pisze...

wow - zaczynac od nowa to odwaga. Ja jestem zawsze gotowa na nowy poczatek - bycie elastycznym i sie nie fiksowac - piekne :)

dzialaj dzialaj Aga i czerp z mozliwosci - trzymam kciuki:)

i nareszcie weekend, moge sobie pospac :-)