"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



sobota, 25 czerwca 2011

Co znaczy byc dobrym czlowiekiem? - osobowosc Kacper.

“W momencie uświa­domienia sobie, że jesteś święty, smakujesz gorzkie­go owocu samousprawiedliwienia. Dobry uczynek jest dobrym uczynkiem tylko wtedy, gdy ty sam nie uświadamiasz sobie, że on taki jest — wkładasz tak wiele miłości w swoje działanie, że prawie nie uświa­damiasz sobie tego, że jest to dobry i zasługujący na pochwałę uczynek. Twoja lewa ręka nie ma pojęcia, że prawa ręka czyni coś dobrego, zapewniającego za­sługę w niebie. Robisz tak, bo to wydaje ci się natu­ralne i oczywiste. Poświęć trochę czasu, by uświa­domić sobie, że jakakolwiek cnota, którą możesz w sobie dostrzec, wcale nie jest cnotą, ale czymś, co chytrze sam z trudem wypracowałeś. Gdyby to była prawdziwa cnota, cieszyłbyś się nią głęboko i odczu­wałbyś ją jako coś tak dalece naturalnego, że do gło­wy by ci nie przyszło sądzić, że to jest cnota. Tak więc pierwszą cechą świętości jest to, że człowiek so­bie jej nie uświadamia.”

A tyle w okol swietych krzykaczy.......

Moja praca licencjacka i ostatnie wydarzenia w moim swiecie pchnely mnie do zastanowienia sie nad nastepnym tematem – mianowicie co to znaczy bycie dobrym czlowiekiem? Powiem szczerze i bardzo dobitnie, wiec ostrzegam, uzyje sobie mocnego slowa by troche sie wyladowac – rzygac mi sie chce jak ktos mi mowi, ze jest dobrym czlowiekiem. Tak, rzygac mi sie chce. Narazie powiem skorotowo – nie lubie "dobrych" ludzi. Dodam nawet wiecej – ja nie uwazam, ze jestem dobra. Wprost przeciwinie, uwazam, ze jestem calkiem paskudna z natury, a to dlatego, ze czesto challenguje ludzi tam mocno, ze az sie wciekaja i na pewno maja bardzo negatywne emocje wzgledem mnie. Ale jest jeszcze jedna rzecz, ktora sprawia, ze jestem jeszcze bardziej paskudna; DOSKONALE ZDAJE SOBIE Z TEGO SPRAWE I DALEJ TANCZE SWOJ TANIEC. A muszki wpadaja do mojej sieci i jedni sie wsciekaja, a drudzy?  Zrzucaja swoje schematy, common thinking, empty talk, ego, biora to co sie im przydaje do rozwoju myslenia za czym idzie do uwolnienia i.... staja sie wolni (w sensie bardziej wolni niz mniej). Egoistycznie mnie to uszczesliwia. Nie daje ludziom tego, czego ich ego sie karmi, a mianowicie tego podejscia jak do dziecka, ktore daje prawo uzalania sie nad soba, mdlego idealizowania, szukania tlumaczen i usprawiedliwien i na tym koniec. A czesto sa to tlumaczenia natury zewnetrznej, czyli nie wynikajace z tego, ze problem tkwi w srodku, powiedzenie sobie – tak, to wina mojego myslenia, programu etc. Choc przemeblowanie swiata zewnetrznego pomaga (jak wyprowadzka z dysfunkcjonalnego domu) to jednak nie dokonuje trwalej zmiany.
Teraz rozwine ten temat po kolei...

Ambicja bycia dobrym jest dla mnie bardziej niz podejrzana. Po pierwsze  - taka ambicja zalatuje mi tu niskim poczuciem wartosci, ktora jak bluszcz oplata drzewo by wycisnac z niej ostatnie soki dla wlasnego uzytku. Jest to sztuczny twor, ktory pomaga zyc w iluzji dobroci. Powiem wiecej - wiekszosc mysli, ze jest dobra tak samo jak wiekszosc mysli ze jest deep thinker. Ale to tylko jest ich iluzja, ktora ma na celu utrzymanie zdrowia psychicznego.  Ale co oznacza prawdziwe dobro? Filozofowie nadal debatuja. Moja glowa moze tylko wskazac pewien kierunek i podziele sie z Wami moimi przemysleniami.

Dobro moze byc rozumiane biblijnie. Czyli proste prawdy typu, oddaj ostatni plaszcz potrzebujacemu, nastaw drugi policzek kiedy dostaniesz w pierwszy, nie ran slowem i gestem, badz Matka Teresa, Ty jestes niewazny, wazne sa inne osoby, wazne jest wszystko co przynosi szczescie innym. Bo to jest milosc, Ty mozesz cierpiec, miec mniej ale druga osoba bedzie szczesliwa i to jest dobro. Co za ciemnota. Mam tu szanse opowiedziec Wam troche o mojej pracy na temat altruizmu. Swietny cytat:

Altruizm jest odwrócona moralnościa, "moralnościa" śmierci. Uczy człowieka, że jego interesy są przeciwne interesom wszystkich i że tylko "moralna" rzecz, ktora można zrobić, to poświęcić swoje interesy. Oznacza to, że wszystko, co jest praktyczne i pożyteczne dla człowieka jest "niemoralne" i odwrotnie, że to co jest "moralne" dla niego jest niepraktyczne i niszczy jego wartości.

Linda i Morris Tannehill


  Jednym slowem – daj drugiej osobie rybe, nie wedke i nauke jak ja uzywac. Kij ma dwa konce, i dla strony otrzymujacej bedzie sie dobrym czlowiekiem, swietnie to polechcze nasze ego a na dodatek da to benefity bez emocjonalnego wysilku osobie, pod ktora sie zadziala. Wiec odwrocmy pytanie teraz, logicznie rzecz biorac, czy osoba, ktora bierze moze byc nazwana dobrym czlowiekiem? Co z ta druga osoba, bioraca bez wysilku, widzaca poswiecenie jednak tylko bioraca.  Czy ograbianie z ostatniego plaszcza darujacego (zaznaczam ostatniego) sprawi, ze zebrak bedzie dobrym czlowiekiem? Komus nadal bedzie zimno. Bo co odrazu zakladamy widzac zebraka – bo jest biedny, bo nie daje sobie rady, bo moze ktos mu umarl lub sam jest chory. Tak samo co myslimy o dziecku, ktore sprytnie krzykiem dostaje to co chce dostac bo placzem rozczula serca ludzi? Na pewno nie jest to duzy wysilek tak sie powydzierac – a ze mam wysoki glos, pewnie moglabym zrobic z niego niezly uzytek. A zebrak? Jak czesto sie slyszy o szansie dawanej zebrakom do podniesienia jakosci swojego losu, ale wysilek i chec jest zbyt mala by sie dzwignac. 

To co wiecie o dobroci jest w Was zakodowane przez lata poprzez srodowisko (katolickie w wiekszosci), media, rodzicow, ktorzy sami wyrosli w jeszcze bardziej scislych czasach. Wezmy takie slowo WYBACZENIE. Jaka definicja przychodzi Wam najpierw do glowy? Niech zgadne.... Wybaczenie to ponowne odtworzenie relacji (pomimo ciezkiej pamieci), brak ciezkich emocji (co stoi wbrew faktom i ludzkim emocjom). Wybaczyc nie znaczy zapomniec. Albo wybaczyc znaczy zapomniec? Na poziomie madrosci wybaczenie to wcale nie nawiazanie ponownych relacji bo byloby to oszukiwanie samo w sobie. To nie pustka. Jak mozna wyzbyc sie tego bolu. Ten bol zmienia wszystko, juz nigdy nie bedzie tak samo. Wybaczanie to pogodzenie sie z bolem i brak negatywnych emocji wzgledem osoby, ale wcale nie jest to rownowazne z wchodzeniem znowu do tej samej rzeki i przyjmowanie osoby do swojego zycia. To po prostu brak nienawisci, rozprawienie sie tym w sobie ale nie koniecznie znowu bliska wiez. Jestescie DDA? Rodzic pije? Czy musicie kochac rodzicow? Czy musicie odwdzieczac sie za dach nad glowa, czuc sie pozniej zobowiazanym do dzwigania ich zycia? Nie. Nie musicie. Jedyne co jest madre to zrozumienie, ze wybaczenie to swiadomosc ich limitu poznania, srodowiska etc i po prostu uwolnienie sie od nienawisci, by ja nie szerzyc w swiecie. Reszta - nic nie musicie.

Wybaczanie to nie pojednanie - jak gdzies przeczytalam.

Nastepne slowo - kochaj siebie. Co przychodzi do glowy? Egoizm, a czlowiek nie jest samotna wyspa. A to jest zle. Czy wylapaliscie kiedys fakt, ze tak jak namawianie kobiet do rodzenia bez znieczulenie - bo naturalnie to dobrze, jak Bog przykazal, a naukowe wyniki jakos dziwnie sa podane tylko z jednej strony - tak samo ciagle przekonywanie swiata do tego ze czlowiek nie jest samotna wyspa jest bardzo czeste i powszechne, szczegolnie w mediach. Osobiscie wydaje mi sie to podejrzane.  Na poziomie rozwoju emocjonalnego na jakim jestesmy - moge powiedziec, ze tak jest. Ale czy moze byc inaczej? Przeciez nasz mozg jest niewyobrazalnie elastyczny w przystosowaniu. Jest nas tak wiele, ze zaleznosci samoistnie juz sie powiazaly, warunkowanie przez tysiace lat jest w naszych genach, ale czy mogloby byc inaczej? Co z tymi monkami, ktorzy sie zamykaja od swiata i czerpia milosc i sile po prostu w obcowaniu z przyroda, soba. Czy jest to wlasnie ta glebia gdzie zwykly Kowalski po prostu jeszcze nie doszedl? Potem wychodzac do ludzi nic od nich nie potrzebujesz, zadnego glaskanie ego, tylko lubisz sobie wsrod nich pobyc, jak wsrod kwiatow. Bo naczynie w srodku jest pelne, a kazde ekstremum wiedzie do nastepnego uwarunkowania. Pomyslmy o tych co sa w totalnej izolacji i nagle spotykaja drugiego czlowieka. Uwazamy ich za wariatow bo sie zachowuja dziwnie, moze krzycza, moze uciekaja, moze mowia jakies dziwne rzeczy. Ale to jest dziwne dla nas bo w wiekszosci swiat spoleczny jest calkowicie inny niz swiat osoby odilozowanej. Jestesmy uwarunkowani inaczej. Ale czy moze byc inaczej?

A Dobro? Oddaj blizniemu wszystko co masz, cos Cie unieszczesliwia, ale to nie wazne, poswiec sie dla milosci do innych. Pytanie, czy swiat bedzie wtedy lepszy?Jedna karmiaca sie strona tym, ze daje, a druga tym, ze bierze. A czesto jest tak, ze ta co bierze staje sie wampirem i wysysa ile moze - w zaleznosci od rozmiaru pustki w sobie.  W srodku pustka, bo nie wypelniona miloscia wlasna, do wlasnego istnienia, przez to niszczaca siebie samego. Wpadla mi w reke ksiazka Osho (ostatnio cos czesto mnie odwiedza:) pt. Ksiega mezczyzn (to tez dla mnie hehe).
Czytam: "Dziecko, ktore jest ksztaltowane we wlasciwy sposob, moze rozwijac milosc do samego siebie. W rezultacie staje sie tak pelne milosci, ze dzielenie sie nia jest dla niego koniecznoscia. W takim przypadku milosc nigdy nie czyni Cie zaleznym. Jestes dawca a dawca nigdy nie jest zebrakiem. Druga osoba takze jest dawca. Kiedy spotykaja sie dwaj krolowie, dwaj mistrzowie swych serc, wowczas pojawia sie ogromna radosc. Zadna z tych osob nie jest zalezna od drugiej. Obie zachowuja swa indywidualnosc i niezaleznosc. Znajduja oparcie i ugruntowanie w sobie. Kazdy z tych osob jest gleboko zakorzeniona we wlasnej istocie. Z tego wewnetrznego zrodla wyplywa nektar zwany miloscia(...)".
Jezeli dwoje dawcow sie spotyka, ten sam poziom rozwoju i swiadomosci, to jest wlasnie dobre. Tworzy sie balans, po prostu wspolny taniec. Czytam dalej: "Uczenie sie milosci do samego siebie nie jest trudne. Jest to proces naturalny. Nauczyles sie postawy sprzecznej z natura. Nauczyles sie kochac innych, nie kochajac siebie. Zrobiles cos prawie niemozliwego. Teraz masz to zmienic (..).Jezeli nie potrafisz kochac siebie samego, nie mozesz kochac nikogo w tym swiecie."

I teraz Ci co maja w sobie to ziarno, ktore czeka tylko kropli wody zrozumie, ze kochac siebie nie ma nic wspolnego z egoizmem wykorzystywania kogos, klamania, ignorowania, czy ranienia aby zranic. To brak zdrowego egoizmu powoduje powstanie tego negatywnego. A na pewno to co mnie irytuje najbardziej to fakt, ze wlasnie tacy "dobrzy" ludzie, powoduja, ze swiat sie nie rozwija w rozumieniu i glebi, ale zatrzymuje sie w etapie przyjemnosci i plytkosci. Co obserwujemy na swiecie - tak technologicznie rozwinieci, w tak szybkim czasie. Ale czy emocjonalnie? Bo ja widze odgrom przykladow rodem z czasow jaskiniowych ale juz pokrytych iluzja spoleczna. 
Tak jak w Barcelonie - spotkaly sie osoby na bardzo roznym poziomie rozumienia zjawisk. One chcialy bym sie zlamala pod presja, ja wiedzialam, ze to nie jest madre. Czulam, ze nie zmienie planow, tylko dlatego, ze nagle dowiedzialam sie iz sa inne. Nie podobala mi sie forma, naciskanie i niskie slowa. Podejscie bylo bardzo prymitywne - wtedy nie oddaje rekawicy. Gdybym sie poddala - nie byloby klopotow, problemow, ale czy one by cos z tego sie nauczyly czy zapamietaly, gdyby poszlo tam latwo? Swoja dzialke zrobilam- reszta nalezy do nich.

Ostatnio obejrzalam sobie popularny program XFactor. Michal Szpak - kosmita laduje na ziemiach polskich i oczywiscie co sie dzieje? Reakcja wieszkosci naprawde mnie nie zaskoczyla. Pytanie zadane do niego: czy Ty siebie az tak kochasz? Co Ty taki zakochany w sobie? Jestes zbyt pewny siebie itd itd. Polska nie lubi kolorowych ptakow bo pokazuje to szarzyzne zycia ich mieszkancow. Michal Szpak niestety odpowiedzial, ze nie jest tak ze siebie kocha czy, ze jest pewny siebie. A szkoda, ze nie. MA KOCHAC SIEBIE. Zdrowo i madrze. I przekazywac ta energie dla wszystkich, poprzez muzyke i ekspresje, Ma swietny glos - oj jak ja lubie takie mocne glosy. Ale oczywiscie juz sie ludziom nie podoba jak sie ubiera. Bo facet w babskich ciuchach? Dla Polski to szok - dla swiata - ale to juz bylo.... Lenny Kravitz, ktory czesto ubiera cos kobiecego wyglada w tym tak mesko, ze az sie dech zapiera. Nie wspomne o Sebastianie Bachu za mlodu.... ciacho......To samo widze w Szpaku - mlody chlopak z talenetem, ubiera kobiece ciuchy ale ma meska energie. To widac. Ale oczywiscie wiekszosc widzi tylko powierzchnie...

Ale wrocmy do bycia dobrym.

Prawdziwe Dobro boli tych, ktorzy nie chca podzwignac ciezaru wyciagniecia reki po mape do ich wlasnego szczescie. Chca tylko brac i tak widza takze jak dobro powinno dzialac. Jak nie dostaja tego co chca i co odpowiada ich schematowi, uwazaja Cie za osobe zla i bez serca. Dobro jest wymiana, ktora nie powinna robic z ludzi osoby niezdolne do powziecia wysilku tworzenia wlasnego zycia. Dobro nie jest slowem majacym na celu sztuczne podniesienie zadowolenia, kiedy nie powoduje tym wzrostu swiadomosci. Na przyklad – kiedy moj bliski kolega opowiada mi jak to jego kobita ma napady szalu od lat, w ktorych wyzywa go ile wlezie, nie uslyszy ode mnie, ze to zla kobieta, ze to jej wina i dalsze takie slizganie sie tam gdzie nie trzeba. Ty jestes odpowiedzialny za swoje zycie, Ty decydujesz z kim chcesz zyc, czy bedziesz szczesliwy – to jest Twoja wina, ze pozwoliles jej na takie traktowanie przez lata. Wiec dlaczego ma cos w sobie zmienic kiedy nie czuje zadnego oporu? Jej problem to odzielna sprawa – ale co z tym robisz to juz Twoja. W duzej mierze sam kreujesz swoj swiat i paradoksalnie swiat dla innych tez. Kazdy nasz ruch to odpowiedzialnosc za nastepne kostki domina – i prosze nie mylic mojej wypowiedzi z faktem, ze jest to latwe. Nie jest. Szczegolnie dla osob, ktore maja ambicje bycia tzw. dobrym, co oznacza naginanie sie tak jakby nie bylo zadnego kregoslupa osobowosci. Niektore czyny czy slowa beda bolec – ale to nie odbiera faktu ze przyczynia sie czlowiek do szerzenia swiadomosci, ktora paradoksalnie ma przyniesc dobro, niestety droga nie jest uslana cukierkami. Bo skad sie bierze ocena dobra czy zla? Z faktu milej dobrej emocjii w sobie. Powiesz ze ktos jest dobry, kiedy Ty nic nie bedziesz musial wiekszego zrobic a juz masz pochwale lub inne benefity. Tylko poczucie lekkiego nacisku, deprymowania ego i juz dobrym czlowiekiem w oczach otrzymujacego sie nie bedzie. Jednak madry czlowiek tanczy swoj taniec i tak i tak.

Ja i moj przyjaciel John stworzylismy teorie na temat osobowosci Kacpra, przyjaznego duszka. Osoba z osobowoscia Kacpra ciagle daje, daje i daje a ludzie go uwielbiaja. Kacper jak to przyjazny duszek, nie straszy, nie mowi niczego co mialoby naruszyc emocje drugiej osoby, nie mowi nic co mierzwi ego. Na drugim koncu jest Dr. House (tak, tak, my man:). Dr. House ostro obnaza brak spojnosci logicznej i iluzje. Ciagle dotyka ego, bo ciagle challenguje powszechne myslenie. Nie jest lubiany. Nic a nic. Czesto przekracza nawet granice ustalonych dobrych manier. Jednak kiedy nie ma ego, nie ma co dotykac, nie ma co obrazic i Ci co patrza ponad to biora lekcje, choc nie jest komfortowo i ja pamietaja.

Z mojego zycia podam Wam przyklady, ktore mnie smiesza i niestety jako podla osoba nie daje latwej pracy osobie, ktora chce sie poczuc jako ta swieta. Na przyklad  - mam tendencje to wciskania nosa w najciemniejsze prawdy o zyciu. Szczegolnie takie, ktorych nie przezylam, albo jeszcze nie przezylam. I tak w tym przykladzie jest  posiadanei dzieci. Rozmawiam znowu z Mamuska (kolezanka), ktora po ciazy i porodzie przez pol roku usmiechala sie do mnie jakby wszystko co przezyla bylo piekne i lekkie jak puch. Szczegolnie porod opiewal w jakies dziwne slowa slodyczy. Dwie hipotezy sie nasuwaly – pierwszy – kobieta po prostu wycisnela to w podswiadomosc lub sama przed soba nie chce dopuscic mysli o bolu ktory jest – czy sie to komus podoba czy nie. Druga – ze chce byc DOBRA i mnie nie straszyc. Mialam jeszcze wiele innych hipotez, ale znalam kolezanke, jej osobowosc to zatrzymalam sie na tych dwoch. I co sie okazalo po kilkunastu miesiacach – ze kolezanka nie chciala nic mowic, by mnie nie straszyc, czyli nie wywolywac we mnie tej negatywnej emocji dla moich przyszlych doswiadczen porodowych (hahaha tu tez sie usmialam). Do cholery. To jest traktowanie doroslego jak dziecko, szczegolnie ponizajace jest to dla racjonalistki, ktora naprawde nie patyczkuje sie zyciem i choc lubi ogladac Disneya, marzyc, kreowac to umie odroznic realia od bajki. I wiem, ze wiekszosc tego wlasnie chce - iluzji. Nigdy do wiekszosci nie nalezalam. Wiec teraz, dobrze wiedzialam, ze moge pokazac jej wdziecznosc, jaka to DOBRA jest, bo niby o mnie pomyslala, nie powiedziala etc. Ale nie pokazalam – bo nie przyblizylo mnie to do prawdy, nie rozwinelo, nieuswiadomilo. A wszystko to co mnie nie rozwija, nie jest dla mnie warte swieczki. I nawet jakby mnie to bolalo, czulabym strach – nie jestem dzieckiem, ktory nie jest swiadome tego co czuje i na jakich zasdach to wszystko dziala.

Przeczytalam popularna ksiazke JEDZ MODL SIE KOCHAJ.  Lubie takie odskocznie od ciezkich tematow. Jest w niej opisane poszukiwanie mlodej kobiety wlasnego JA. Opisuje wiele ciekawych zagadnien, o Buddzie, o Guru, o medytacjach I rytualach. Jedna rzecz, ktora opisala to roznica pomiedzy guru, ktorego sobie wybrala, a guru, ktory byl Mistrzem jej guru (zakrecilam:)). Jej guru to byla kobieta – ciepla, miekka, dobrze wychowana, “tak stosowna, ze mozna bylo przyprowadzic ja do domu I przedstawic rodzicom”. Jednak Mistrza tej kobiety “porownac mozna bylo do starego, poludniowoindyjskiego lwa, raz kaprysnego raz iscie krolewskiego w zachowaniu”. Byl kontrowersyjny, ale to nie oznacza ze byl zly, bo ludzie nie mieli dobrych odczuc kiedy kazal im sie dyscyplinowac. Wymagal od nich “entuzjazmu, zaangazowania I samokontroli” (Amen bym powiedziala). Autorka pisze dalej “ Jest mistrzem jakiego mi potrzeba w moich zmaganiach, poniewaz moge go przeklinac I pokazywac mu wszystkie swoje porazki, a on tylko sie smieje. Smieje sie I mnie kocha. Jego smiech mnie zlosci, a zlosc stanowi motywacje do dzialania.”
Ta kobieta powziela wielka I ciezka podroz w znalezieniu siebie. I nie dostala to poprzez glaskanie, ale poprzez challengowanie. Najpierw challengowanie siebie, potem przez guru. Raz uslyszalam od osoby, abym przestala ja analizowac, bo chce sie zabrac za czyny. Ta osoba nie lubila drazyc tematu, bo czula, ze to do niczego nie prowadzi. Nie wie o tym, ze nie ma innej drogi jak tylko przez siebie. Przyjrzeniu sie kazdej czesci puzzle ktora sklada sie na nasze ja  - to jest swiadomosc. Czyny wtedy beda naturalne, wtedy dobro bedzie naturalne. Nie bedzie sie wiedzialo kiedy bedzie sie je robilo, a na pewno nie bedzie sie skupionym na fakcie by udowodnic sobie I innym jakim to sie jest dobrym. Nie bedzie sie sluchalo komentarzy innych, ktorzy spiac mowia co jest dobre. A skad mozesz to wiedziec, kiedy podazasz za podstawowa potrzeba zaspokojenia swoich potrzeb akceptacji, kochania, prestizu? Widzieliscie film JASMINUM? Dobra osoba nie wie, ze jest dobra. Wewnetrzny sterownik nie daje zejsc na zadna krawedz zla kiedy jest swiadomosc. Po prostu nie da sie.

       Nastepna historia, ktora mnie rozsmieszyla kiedy pomyslalam sobie o “byciu dobrym” to kiedy autorka zebrala pieniadze dla swojej bliskiej przyjaciolki z Bali na zakup jej domu. Ta przyjaciolka przez wiele tygodni dawala wsparcie, dobre rady I pomoc bohaterce, okazujac serce I cierpliwosc. Kiedy okazalo sie, ze Balijce grozi eksmisja, Liz (bohaterka ksiazki) zebrala zewszad sumy pieniedzy, ktore mialy byc jej prezentem urodzinowym I przekazala 18tys dolarow amerykanskich Balijce. Kobieta nigdy nie widziala tylu pieniedzy na oczy. Zyjac w wiecznej biedzie, majac troje dzieci na wychowaniu, bez meza (co na Bali bylo niedopuszczalne) cale zycia walczyla pod wiatr. Byla szczesliwa I zszokowana podarkiem, jaki otrzymala. Jednak dziwnie zwlekala z tym zakupem, ciagnelo sie to tygodniami, czego autorka nie mogla zrozumiec. Balijka zaczela opowiadac historie jak to jeden rolnik chce sprzedac jej ziemie, ale ja stac tylko na 2 akry, a on nie wie czy zona sie zgodzi na to by dzielic ziemie. Wtedy mozliwe bedzie sprzedanie tylko 7 akrow na ktore Balijke nie stac. Liz sie zadziwila I odkryla ze jest robiona w konia. Poczula sie dotknieta. Jednak jej madry przyjaciel wytlumaczyl, ze nie mu tu nic do rzeczy dobro czy zlo, okreslania osoby jako dobrej czy nie, ale fakt, ze osoba urodzona w takim a nie innym kontekscie dziala na takich a nie innych zasadach. To jest brak swiadomosci wielu aspektow. Taka jest taktyka przetrwania – mowi przyjaciel. Jednak – nie mozesz pozwolic by cie wykorzystala – ciagnal dalej. Z jego obserwacji wynika, ze osoby albo daja wszystko I sa ograbiani nieprzecietnie z tego co maja, jednak maja poczucie bycia dobrym. Ale sa tez tacy, ktorzy przechodza na drugie ektremum I nienawidza ludzi za ich kretactwo I oszustwo. A tu jak sie gniewac na dziecko, ktore mysli ze caly swiat to tylko matczyne £ono? Niestety, nalezy dziecko przedstawic rzeczywistosci. Nawet jak dostanie szoku. Bohaterka ksiazki ubiega sie do triku, ktory I tak ciezko przezywa, bo nie lubi k£amstw. Mowi Balijce, ze jej przyjaciele, ktorzy wplacili na dom, pytaja sie dlaczego ten dom nie jest jeszcze kupiony I podejrzewaja, ze jest kanciara. To szokuje Balijke. Jak pisze dalej – "wyglada na tak zraniona, ze przezywam moment wachania I nie mal juz ja obejmuje, zeby powiedziec “Nie, nie, to nie prawda. Ja zmyslam.”. Ale nie, musze doprowadzic to do konca” – stwierdza dalej.
Troche bolu, troche cierpienia, ustawienie granic dla dziecka – I oto Balijka po czterech godzinach kupuje ziemie.

      Osoba probujaca byc nad wyraz dobra uwazala by pewnie Liz za zla. Glaskanie swiata – takie zadanie stawia sobie osoba, ktora ma ambicje bycia dobrym. Ale na moj mozg – to przynosi wiecej szkody niz pozytku, a na pewno moze doprowadzic do wiekszych problemow I komplikacji bo swiat ludzi jest tak skomplikowany, ze trzeba miec w sobie duzo zrozumienia, swiadomosci by wiedziec co jest madre. A to co dobre nie oznacza, ze jest oblane lukrem tylko pozytywnych odczuc. Dlatego nazywajcie mnie pod£a czy zla, czy odczlowieczona – ja moge dac Wam tylko wedke I podac pewne wskazowki. To czy zlapiecie rybe – to juz Wasza ciezka praca. A jak wiemy wedkowanie wymaga wysilku, nie tylko cierpliwosci, obserwacji, ciszy, ale takze sily do wyciagniecia ryby. Kto sie porywa na duza rybe, musi sie liczyc z duzym wysilkiem. Wiec mozecie mnie spotkac wlasnie tam – z wedka w reku, gotowa na WIEEEEEELKA RYYYBEEEE!

A poza tym... 

"Out beyond of ideas of wrong doing and right doing there is a field. I will meet you there"
Rumi

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

no taaaak....we mnie szczerą odrazę wzbudzają osoby,które są wiecznie uśmiechnięte,które uważają,że Świat jest cudowny i zawsze należy ze zrozumieniem przyjmować np.idiotyczne zachowania innych,bo mu jest ciężko, bo nie potrafi,bo rodziców miał nie takich,bo w pracy się nie układa,bo to bo tamto.Nie mam usprawiedliwienia dla leniwych emocjonalnie,umysłowo ludzi.Drażnią mnie.Tacy najczęściej maja najwięcej do powiedzenia co jest dobra a co nie,co się powinno a czego nie.Słyszałam czasem,ze "powinnam dać coś z siebie innym",na pytanie co konkretnego ma ta osoba na myśli,nie umiała odpowiedzieć.Po prostu mam się otworzyć na innych.Ale niby w jakim sensie? Potrafię rozmawiać,słuchać,czuć,pomóc w potrzebie,nie wiem co usatysfakcjonowałoby właśnie tych dobrych,łagodnych i miłych ludzi.Nie chciałabym wszystkiego przyjmować bezmyślnie,z pokorą,nadstawiać dwa policzki naraz. I zastanawiam się często co znaczy wg nich :dobra osoba?W sumie to guzik mnie to obchodzi,bo z ust takich ludzi usłyszeć,ze jest się egoistą i podłym człowiekiem,to komplement.
Co do Michała Szpaka: usłyszałam " mój Boże,jaki biedny, nieszczęśliwy na pewno człowiek,nie wie kim jest..." To odwaga być sobą wśród tak durnych ludzi wokół,to zasługuje na jakąś nagrodę.A już jakby miał powiedzieć,że kocha siebie,to równie dobrze mógłby wystrzelić się w kosmos,bo by go pożarli żywcem.
Co do wybaczania...to ja w sumie nie wiem...boję się,że w sumie nie wiem o co w tym chodzi...bo kiedyś,za każdym razem gdy Ojciec był uchlany itd.całe to szambo z tym związane się działo,to szczerze Go nienawidziłam,tak z serca,zero szacunku itd.i jak był trzeźwy np.na drugi dzień zachowywał się normalnie,był inteligentnym człowiekiem,oczytanym,mówił z sensem i ciekawie ,to ja gdyby mi ktoś powiedział "ej,a nie pamiętasz co było wczoraj? jak się czułaś? To bym powiedziała"nieważne,ważne jest Teraz,tamtego nie pamiętam.Odkąd pamiętam,Tata pił,podczas mojego "dorosłego " życia,przestał pić na jakieś 8 lat,i w ciągu tych 8 lat ani razu nie wypomniałam mu tych złych dni,przy okolicznościowym składaniu życzeń,mówiłam,że jestem dumna z Niego,że daje radę,że walczy,choć wiedziałam,że to kim jestem teraz jest przez Niego,albo dzięki Niemu..Czy to oznacza wybaczenie? Nie wiem,potem znów zaczął pić..i już do końca swego życia pił.Nie wiem czy wybaczenie to niepamięć?Niepamięć tego co się czuło wtedy..pozdrawiam.Agnieszka

Izabell pisze...

A kiedy mowilas do niego, ze jestes z niego dumna, to co czulas tak naprawde? Mialas nadal zal, mialas nadal bol do tego co bylo kiedy pil? Czy kiedykolwiek powiedzialas mu, jak Cie to bolalo, jak zle sie czulas itd?

Bo wlasnie wybaczanie jest procesem, ktory nie polega na ignoracji swoich uczuc i daniu taryfy ulgowej rodzicom do tego co destrukcyjnie zrobili. Masz prawo do bolu, i aby wybaczyc w rozumieniu glebszym nie powszechnym jest wlasnie jakby uczciwosc wzgledem swoim uczuc, nawet zadoscuczynienie od rodzicow, ktore i tak rzadko przychodzi, a potem jakby zrozumienie pewnym zawiklan psychologicznych i uwarunkowan. Jednak to nadal nie oznacza, ze trzeba nawiazac z rodzicami wiez i jakby czuc sie w obowiazku unosic ich zycie. To jest bardziej dla siebie, niz dla nich. Chyba, ze oni nad tym pracuja, chca zadoscuczynic, wtedy to jest ta szansa.

Anonimowy pisze...

gdy to mówiłam naprawdę nie pamiętałam tamtych lat picia,pewnie to jakiś mechanizm wyparcia działał.Zawsze miałam raczej pretensje do Mamy,ze tkwiła w czymś takim,mówiąc jaka jest nieszczęśliwa,bo zmarnowała sobie życie z pijakiem,jakby od niej nic nie zależało,jakby była sparaliżowana,leniwa,tchórzliwa.Do niej miałam pretensje.Tacie,swoje żale wylewałam gdy był pijany,tzn.wykrzykiwałam,ale gdy był trzeźwy,nie umiałam tego zrobić.Tak naprawdę,przed śmiercią,dwa lata temu,gdy znów zaczął pić,w ogóle przestałam mówić.Potem zachorował na raka,opiekowałam się Nim i już nie poruszałam tematu picia,bo nowotwór był nieubłagany,nieugięty...itd.Jako jedyna chodzę na Jego grób,siedzę i gadam:),i dopiero od niedawna,świadomie,z bólem czyszczę moje zakamarki pamięci i uczuć.I ryczę.Może to pierwsze kroki do wybaczenia i pójścia dalej.Teraz przejęłam kontrolę nad sobą,zajęłam się sobą.Agnieszka

Izabell pisze...

oj... no tak, brzmi to jak wyparcie. W koncu Twoj tata pil i ani razu mu tego na trzezwo nie powiedzialas, nie oczyscilas sie, ale za tu jakby go chronilas przez bolem, a zapomnialam dodac, ze powiedzenie takze bardzo pomaga. Zreszta zawsze radze powiedziec jak sie ma szanse. Ja w momencie dania znac o tym ojcu i matce czulam sie lepiej. Nie zmienilo to ich za bardzo, jednak strzala znalazla swoj cel i bylo mi lzej.
Bo ja takze mialam wiecej zalu do matki niz do ojca, bo ona nie pila a przez wlasne tchorzostwo tkwila w piekle i przy tym trzymajac w tym miejscu mnie i moje rodzenstwo. To ciezko zaakceptowac, chyba latwiej jakby juz pila bo byloby to namacalne jak z ojcem...a przeciez byla psychicznie wspoluzalezniona...
Powiedz tacie jak go odwiedzisz...glosno i ze wszystmi negatywnymi uczuciami...powiedz mamie...choc pewnie juz wie?
:)

Anonimowy pisze...

masz rację.mechanizm wyparcia działał u mnie rewelacyjnie."powiedziałam"Tacie,Mamie też,ale ona w sumie w ogóle nie rozumie o czym jak mówię,powiedziała:"nie przesadzaj,starałam się jak mogłam,obiad itd....ludziom gorsze rzeczy się dzieją,mnie też nie było lekko.poza tym finansowo nie dałabym rady".Czyli standard.Nie potrafię z nią rozmawiać,w sumie to nie ma o czym,naprawdę ona nie wie o co mi w ogóle chodzi....
dzięki.Agnieszka :)

Izabell pisze...

ooo dokladnie mojej mamy slowa hehe jak dziwnie ze to wszystko sie powtarza, jakby sie zebraly w grupe i ustalily swoja wersje....:)))

:***

Anonimowy pisze...

no:)i straszne i śmieszne zarazem.ale fakt.tak jak parę razy pisałaś,najbardziej wkurzające jest to umniejszanie mojej złości i smutku,że każdy to czy tamto,licytacja komu wolno płakać a komu bez przesady,wkurza mnie to maksymalnie :( nie można nic powiedzieć,bo zaraz większość patrzy się jakbym mówiła po chińsku,albo mi obiło dokumentnie.nie chodzi o to,żeby ktoś miał się mega wzruszyć ale żeby się nie licytować ciągle,rany:(

Izabell pisze...

Dokladnie - odbieranie prawa do bolu jest takie wkurzajace! i jeszcze te teksty, ze to my mamy zrozumiec, wybaczyc itd Bylismy dziecmi do jasnej ciasnej! To nam nalezy sie chyba jakies chocby slowa zadoscuczynienia....

Anonimowy pisze...

wydaje mi się,że wybaczanie jest możliwe,po szczerej skrusze,zadośćuczynieniu-zrozumieniu.Wystarczy szczere przepraszam.Wtedy złość nieco gaśnie,aż w końcu naprawdę zgaśnie.Ale to jak z baśni Andersena:) w realu trzeba się w samotności z tym mocować....

Anonimowy pisze...

ale dla zmiany nastroju:) pozdrowienia z Polski:) http://www.youtube.com/watch?v=QupzG_4RaAQ
A.

Izabell pisze...

oj tak...tak...


hehe niezly polski film!:)
dobranoc!:*

Anonimowy pisze...

Witam
Przez całe dzieciństwo byłam uczona: badź grzeczna,życzliwa, mów dzień dobry. Dlaczego , może nie mam ochoty!może mam zły dzień!
Ostatni rok wiele mnie nauczył. Tak jak Ty mówisz należy się wsłuchać w siebie i postępowaniać zgodnie z własnym sumieniem a nie wszystkich dookoła uszczęśliwiać i robić pod ich dyktando.
Dobrze że zrozumiałam to teraz i przekażę to moim dzieciom.
Często wchodzę na Twojego bloga , dodaje mi otuchy i widzę ze nie jestem sama w drodzę pod wiatr i w walce z głupotą.

Pozdrawiam cieplutko

Cantiona

Izabell pisze...

Tak, bo przewaznie uszczesliwianie innych to dzialanie pod ich poczucie dobra, co wcale nie oznacza, ze to poczucie jest madre...czesto wynika z wielu czynnikow, wlacznie z waskimi horyzontami...

Pozdrawiam! Na pewno nie jestes sama!:)

Anonimowy pisze...

chciałam prosto,optymistycznie,tak po prostu: do przodu:)
Agnieszka. http://www.youtube.com/watch?v=tdTWGYbJJAE&feature=related

Izabell pisze...

Swietne! :) optymistycznie:)

Sylwia pisze...

A ja jestem dobrym czlowiekiem, ale tylko dla najblizszych. Maz i syn moia, ze jestem aniolem. Natomaist nienawidze wiecznie usmiechajacych sie ludzi, i wcale nie kojarzy mi sie to z dobrocia, raczej z oszustwem. Do tego od dziecka, tak jak Wy, bylam zmuszana, zeby zawsze dobrze wypadac przed obcymi, teraz wrecz budzi to we mnie nienawisc i robiac na przekor, mam w dupie innych.

Izabell pisze...

Mysle, ze dobre maniery wystarcza by byc w porzadku z innymi. usmiech jak najbardziej, a jak nie chce sie usmiechac, nadal zachowuje sie na poziomie dobrych manier. na pewno poswiecanie sie kiedy same jestesmy tym unieszczesliwianie nie jest czyms uczciwym. nie to, ze mam w dupie innych, bo nie mam - jednak na pewno nie nazwe bycie dobrym ciagle dawanie poprzez lechtanie ich ego, kiedy w ogole ich to nie rozwija, a tak naprawde rozleniwia....zasady bycia dobrym rozumiane przez wiekszosc sa tak samo egoistyczne jak altruism, czyli jak "ja sie dobrze czuje to wtedy nazwe Cie dobrym". ja rozumiem to inaczej... rozumiem, ze pomoc to wskazanie drogi i doping, a nie przechodzenie dla kogos po tej drodze i zdawanie ciezkich testwo jakie niesie zycie..... i paradoksalnie, na poziomie glebszym niz plytkie rozumowanie - to jest dobre.

pozd