"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



sobota, 28 maja 2011

Barcelona - Viva La Vida!

Juz jestem. Po egzaminach – ostatnich. Skonczylam je dwa tygodnie temu I nadal nie moge sie zrelaksowac. Wszystko nabralo tempa…. Trzeba bedzie zadbac o przystanki, gdzie wysiade by sie wyciszyc I pomedytowac.

Moj ostatni egzamin przypadl na 13 maja I juz wieczorem bylam w drodze do Barcelony. Kolezanka zaprosila mnie I 6 innych kobiet do jej apartamentu. Same polskie kobity. Czulam, ze to moze byc dla mnie problem. Po pierwsze nie jestem group person – lubie sama podejmowac decyzje, sama dzwigac odpowiedzialnosc I robic co chce. Bo niby dlaczego nie? A takze jestem kiepska w tzw. common speech. Gadanie o rzeczach powierzchownych z wieloma heurystykami (uproszczeniami myslowymi) bardzo szybko mnie nuzy. Dlatego juz przygotowalam kolezanke, ze nie bede sie prawdopodobnie caly czas trzymac grupy I bede chciala sama polazic po Barcelonie. Uwielbiam sama podrozowac I sama na siebie liczyc. Uwaga, analiza, logiczne myslenie, poczucie, ze moge liczyc tylko na siebie – to co przeraza wielu, mi dodaje energii. Nigdy ludzi nie potrzebowalam by podrozowac, by czuc sie pelna enegii I szczesliwa. I tak mialo byc w Barcelonie. Jednak – tak jak myslalam – wiekszosci sie to nie spodobalo.

Jednak od poczatku – juz w drodze do Barcelony wywiazaly sie dyskusje, ktore doprowadzily mnie do bolu glowy. I tak rozmowy o zdradzie. Kolezanki w wiekszosci mowily o tym jak o chwili zapomnienia, ekscytacji I mozna to wybaczyc. Ja to rozumiem, inni moga a inni nie. Jednak mowienie o tym tak lekko jakby to byla najnormalniejsza rzecz na swiecie tylko przywiodla mi na mysl cytat, ktory gdzies przeczytalam – jest roznica pomiedzy jak jest I jak byc powinno. A o tym jak powinno byc mozna tylko intuicyjnie wyczuwac – bo do czego mamy odniesc to powinno? Siedzialam cicho – co generalnie robie jezeli nie jestem zapytana wprost lub widze, ze nie mam sily wdawac sie w podstawowa dyskusje. Ale zostalam zapytana. Wiec odpowiedzialam, ze sprawa jest skomplikowana – latwo powiedziec – to byla ekscytacja – ale dla mnie osobiscie z czegos ona wynika. Oczywiscie wynika z faktu, ze jestesmy ludzmi bleb le, ale czy to oznacza, ze jestesmy niewolnikami biologi? Im wiecej o sobie wiesz I dynamice pewnych zjawisk tym mniejszy ma to na Ciebie wplyw. I tak kiedy jestes swiadomy etapow zwiazku, zachlysniecia I spadku chemii I wiesz, ze to nieuchronne, wowczas po latach kiedy mloda sarenka pokaze nogi lub jurny byk pokaze swoje miesnie, nie bedzie tak latwo poleciec za tak plytkim, biologicznym bodzcem. Chociaz, czy jest on plytki? Jest przeciez bardzo silnym I idealnym narzedziem natury po to bysmy sie prokreowali. Swietnie zorganizowanym I bardzo iluzorycznym, abstrakcyjnym – dlatego dla wiekszosci nie do zaobserwowania I nie do skontrolowania, szczegolnie w sobie. Do tego potrzeba uwagi, ciaglej swiadomosci, glebokiego wenetrznego skupienia I jakis wlasnych wartosci. Czyli to co jest na swiecie w deficycie.

I tak ciagnelam swoj wywod, jednak kolezanki juz po minucie sie nudzily. Jedna zarzucila, ze za dlugo mowie, ze ona zapomina juz co miala mi powiedziec na poczatku I w srodku, ze to nie jest normalne tak dlugo analizowac. No wlasnie – pomyslalam – dlaczego mnie to nie dziwi… Uwaga… skupienie… wsluchiwanie sie a nie sluchanie powoduje, ze bedziesz pamietac I cierpliwie poczekasz I godzine jak ktos postawi kropke na koncu zdania. To zalezy od spokoju w Tobie, o tym czy jestes nastawiony na siebie czy na osobe z ktora rozmawiasz. Kolezanka jest make up artist – I na moje slowa, ze niestety to wszystko wlasnie jest skomplikowane I nie da sie powiedziec jednym zdaniem, to nie jest make up – zjawiska I dynamika sa complex. I tu uslyszalam zdanie stulecia – “a ja uwazam, ze makijaz tez jest complex”. Gosh….. gdybym nie miala doswiadczenia w obcowaniu z takimi typowymi tekstami….rece opadaja… Wiedzialam, ze to bedzie ciezki wyjazd – znowu odczuwalam ta ukryta agresje w rozmowie, ktora czulam przez 24 lata zycia w Polsce, znowu to poczucie, ze trzeba sie przepychac z wlasnym zdaniem, znowu ten brak dobrej woli by cel dyskusji byl objety na analizie I posunieciu sie dalej w rozumowaniu a nie na udowodnianiu wlasnej racji. Kiedys znana aktorka p. Kurowska bardzo celnie moim zdaniem okreslila polskie tendencjea – buraczano – pszenne, a dokladnie kraj buraczano - pszenny. Haha usmialam sie po pachy…

Wrocmy do Barcelony – mielismy tam spedzic trzy dni. Pierwszy dzien podzielilismy sie na grupy – jedni poszli na plaze, inni na zakupy a moja grupa na zwiedzanie. Rozmowy w domu czy przy sniadaniu pierwszego dnia toczyly sie tylko na temat ciuchow, jaki kolor paznokci jest teraz fashionable, jaka jest roznica pomiedzy depilacja brazylijska a kanadyjska. Czulam sie taaaaaaak znudzona… nigdy nie potrafilam I nadal nie potrafie o tym rozprawiac. Tutaj chyba meska czesc mnie jest silna, bo naprawde dla mnie wchodzac do sklepu sekunda oznacza sekunde. A kolezanki znikaly w otchlaniach sklepu na godzine. Przy sniadaniu sluchalam tylko jak to trzeba sie malowac by o siebie dbac, ze kolezanka ktora tego nie robi powinna to robic, bo lepiej wyglada…. Jejku – myslalam sobie – pogadajmy o hiszpanskiej kulturze, albo o sztuce albo o tym jak powstaja gwiazdy, please!!!

Bylam juz raz w Barcelonie 3 lata temu. Pamietalam slynna ulice La Ramblas, pamietalam Sagrada Familia. Moja grupa liczyla trzy inne dziewczyny I niestety nie czulam jakby dotykala kultury do dna. Grupa ma swoja specyfike – czlowiek czuje sie bezpiecznie, jednak odgradza go to od bezposredniego poznawania ludzi z innej kultury, poniewaz grupa takze odstrecza pojedynczych ludzi od zaczecia rozmowy, chocby na ulicy. A takze w grupie – czy to ktos zauwazyl czy nie – uwaga jest rozproszona pomiedzy czlownkow grupy, na wymiane slow, pewnego przywiazania poprzez wspolne podrozowanie. Dla mnie osobiscie jedna osoba to max, jezeli chce z kims podrozowac. I tak mialam ciekawa sytuacje. Wracajac autobusem do domu odeszlam od grupy trzech kobit I usiadlam od nich dalej na wolnym miejscu. Obok mnie siedzial starszy czlowiek. Cos zaczal do mnie mowic po hiszpansku, poniewaz w Hiszpani bardzo malo ludzi mowi po angielsku. Nagle jego noga, ktora byla najblizej mnie zaczela drzec. Cos powiedzial, nic nie zrozumialam doslownie ale wyczulam, ze mnie przeprosil. W ogole to bylo dziwne… Przez caly pobyt w Barcelonie, rozmawialam z hiszpanami, nie rozumialam ani slowa, ale domyslalam sie o co chodzi z polaczenia brzmienia, ruchow ciala I mimiki. Niebywale… Czy posiadamy jednak kolektywna pamiec jak Jung sugerowal? Czy jest to podobne brzmienie czesci jezykowych z powodu laciny? Bedzie to poddane pod test kiedy pojade do Chin J.

Wiec moj hiszpanski wspolrozmowca zakonczyl dlugi wywod po hiszpansku czekajac na odpowiedz. Spojrzalam sie niewinnie mowiac, no Spanish, English. Ku mojemu zaskoczeniu uslyszalam perfekcyjna angielszczyzna – English? no problem!.
Ah – jak ja uwielbiam wlasnie takie momenty! Rozmawianie z obcymi, na ulicy, w autobusach, a szczegolnie z takimi, ktorzy sa otwarci I opowiadaja o swoim zyciu. Kiedy podrozuje sama bardzo czesto mam takie sytuacje. To jeden z plusow podrozowania samemu (lub max z jedna osoba!). I tak dowiedzialam sie ze rozmawiam z czlowiekiem z Argentyny, ktory mieszkal 30 lat na Florydzie I w Los Angeles . Mowil, ze mial swietne zycie I ze byl “bad boy”. A teraz placi za to cene. Jest sam, nie ma dzieci, nikogo bliskiego tylko rodzicow. Zapytalam sie co sie stalo z noga – powiedzial, ze to Parkinson. Cala prawa strona od czubka glowy do palcow. Mowi, ze oglada czasami TV a tu nagle cala prawa strona zaczyna mu sie trzasc. Powiedzial, ze to jest tak naprawde jedna z  gorszych wiadomosci, bo najlepsza jest taka, ze nie ma to afektu na jego mozg I narazie jest stabilnie. Wiec stara sie nie tracic ducha. Mowil, ze Barcelona jest szybkim miastem, a on juz jest za stary na to. Wraca do Argentyny, do rodzicow by tam pozostac do konca.
Widzicie – zawsze jest cena za przyjemnosc, jezeli ciagle zyje sie na hedonistycznych popedach – niektorzy zaczynaja to rozumiec kiedy sila I mlodosc mija – inni umieraja nieswiadomi, inni rozumieja to od poczatku.

Gdybym trzymala sie na srednicy grupy, prawdopodobnie ten czlowiek nie zaczalby rozmowy I nie poznalabym kolejnej unikatowej ludzkiej historii. Zreszta nie byla ona jedyna.

Plan na wieczor byl taki, ruszamy w miasto na tance I swawole. Ja od poczatku mowilam, ze ide na salse, ze nie ide na zadne dyskoteki. Kolezanka miala miec przy okazji wieczor panienski. Wszyscy dowiedzieli sie o tym w drodze do Barcelony. Moj zamysl od poczatku byl celebracja ukonczenia szkoly I moich urodzin w Barcelonie I to kolezance powtarzalam. A ona nie lubi salsy, wiec powiedzialam, ze ide sama, nie ma problemu. I tu zaczely sie schody – nikomu nie podobalo sie, ze chce isc sama I typowe teksty, ktore mialy wywolac we mnie presje I mnie zlamac zostaly wyrzucane jak z karabinu maszynowego. A to, ze jestesmy w grupie wiec powinnysmy trzymac sie razem, a to ze ze wzgledow bezpieczenstwa, a to ze jest kolezanki wieczor panienski. Nie ugielam sie – bo nie widzialam powodu. Podrozowalam po Ameryce sama I o bezpieczenstwo umiem sama zadbac. Poza tym nie mam 15 lat I jezeli ma cos sie stac to moze stac sie I w drodze do pracy. Tym bardziej sie zdenerwowaly I trzy w jednym momencie darly sie na mnie w taksowce jak trza! Mam dosc doniosly glos I z latwoscia potrafilam dac im na rowni, jednakze wowczas zrozumialam na jakim poziomie reakcji jestem. W trakcie wscieklego ich ataku I mojego mocnego odbijania w ogole nie czulam sie zla, wsciekla czy chocby wkurwiona. Na zewnatrz widzielibyscie dziewczyne ktora argumentuje I podnosi glos, jednakze w srodku sie….. smialam. To bylo dla mnie zabawne. Odrazu cofnelam sie do przeszlosci w tym momencie – ja w szkole, jednej I drugiej, na podworku w pracy w Polsce. Ta czesc mojego zycia, ktora nazywam ciemna. Znowu, jak 10 lat temu ja jedna odbieram ataki kilku osob. I jak wtedy czulam nienawisc teraz czulam rozbawienie. I ta klotnia nic we mnie nie pozostawila. Przeminela jak burza.

W jednej z ksiazek Osho Dojrzalosc – odpowiedzialnosc bycia soba czytam pewne slowa na temat Buddy:

Jesli uderzysz Budde, bedzie on cierpial bardziej niz ty, jesli ktos cie uderzy. Budda jest nieskonczenie wrazliwy wrazliwoscia platka lotosu. Twoj kamien spowoduje glebokie cierpienie. Oczywiscie bedzie go swiadomy, oczywiscie bedzie mial do niego dystans, bedzie ponad to - obserwujac co sie stanie, nie stanie sie jego uczestnikiem, bedzie jak mgla, ktora otacza to wszystko, co sie wlasnie przydarza. 

To takie dziwne.... niby sie jest a sie nie jest, niby boli a nie boli.... dziwne....I dokladnie to czulam we mnie – paradoks, rozdwojenie, widzenie siebie, innych I sytuacji. Ale roznica byla taka, ze nie czualm bolu, czy smutku, czy wscieklosci. Tylko smiech. Moglam zachowac sie jak rozumiany przez powszechne myslenie psycholog. Bo to slyszalam co kazdy krok – jestes psychologiem, to powinnas to I tamto, jestes psychologiem to powinnas zrobic to I tamto, powinnas przelamac sie, ustapic. To jest chyba rzecz, ktora jeszcze mnie irytuje – teksty ludzi, ktorzy czytaja pop-psychologie I potem sa przekonani, ze sie psychologia interesuja. Ludzie, ktorzy nic nie wiedza na temat roznicy pomiedzy psychologiem a psychoterapeuta, a wiedza najwiecej jak takowy ma sie zachowywac. Laczenie zawodu psychologa z misja ksiedza, ktory ma ciagle gladzic ich ego by czuli sie dobrze, nawet na prywatnym gruncie. Uslyszalam nawet od kolezanki ze dla niej wszyscy psychologowie to szarlatani bo wiekszosc ma duze problemy ze soba I wiedza duzo o innych a nic o sobie. Zero wiedzy, zero zrozumienia – glupota ludzka. Tak, to mnie irytuje. To tak jakbym ja wypowiadala sie na temat fizyki kwantowej czytajac uproszczone ksiazki dla poczytnej gawiedzi. Tekst kolezanki – jestes psychologiem, powinnas zrozumiec wywolal we mnie prosta odpowiedz – dokladnie, rozumiem, ale to nie oznacza, ze sie zgadzam ze stanem rzeczywistym. Uczas sie, na temat bystander effect, czyli braku reakcji wiekszosci na sytuacje wymagajaca tejze reakcji jednak osobiscie zagrazajaca, nie oznacza, ze ja bede takze stac I nic nie robic. Albo uczac sie na temat halo effect czyli przeciagniecia jednego aspektu na temat osoby na cala jej osobowsc (czyli byla mila raz to juz jest oceniana jako mila I dobra osoba  I zawsze bedzie zachowywac sie tak milo), nieoznacza, ze sie z tym zgadzam I ze bede to stosowac. Jak to ktos powiedzial – jest roznica pomiedzy JAK JEST I JAK BYC POWINNO. Takie rzucane uproszczenia myslowe byly rzucane przez kolezanki co drugie slowo – niestety nie potrafilam tego wytrzymac. Po jednym dniu odlaczylam sie od grupy, o czym I tak jednej mowilam, ze to sie stanie, predzej czy pozniej.

Ale jeszcze nie zakonczylam tematu imprezy. Po klotni w taksowce skierowalismy sie do klubu. Szlam na koncu. Podeszla kolezanka I pyta co sie stalo w taksowce. Mowie, to co mialo sie stac, ja chce isc na salse I moge isc sama. A ona ze dlaczego sie nie zlamie dla kolezanki panienskiego. Ona tez nie wiedziala, ze jedzie na panienski. A ja jej na to, ze dlatego iz nie przyjechalam tu na panienski I przygotowalam kolezanke ze ide na salse. Wiec dla niej nic nowego. W ogole nie mozna Cie przekonac – odpowiedziala z ta podszyta agresja w glosie. A dlaczego mialabys? Czy ja Cie przekonuje bys zachowywala sie tak czy siak? Wciskam Ci na sile presje? Odeszla.

To jest nastepny temat, ktory mnie nurtuje. Kiedy wypowiadam sie na rozne tematy nie mowie nikomu – masz zrobic to, przelam sie. Moja forma wypowiedzi zawiera stwierdzenia typu – moim zdaniem, jak zrobisz to czy tamto, to konsekwencje beda takie czy tamte, Ty wybierasz. Wypowiadam swoje slowa NIEINWAZYJNIE. Jezeli ktos ma ochote isc samemu pozwiedzac miasto – prosze bardzo. Nawet jakbym byla tylko ja I druga osoba, I ta druga chcialaby sobie sama gdzies pojsc – to cholera droga wolna – nie ma parcia czy zobowiazania, ze ma sie do mnie przykleic. Jednakze ludzie nie sa przyzwyczajeni do wolnosci. Wiaza sie tysiacami wymagan, ktore pochodza z uspoleczniania I ktore osobiscie nie uwazam za madre I wymagaja by inni takze cieszyli sie ze siedza w klatce. Uwazam sie za osobe bardziej wolna niz mniej. Umiem byc sama I nie jest mi zle kiedy tak jest. Nie ma dla mnie roznicy czy ogladam zachod slonca sama czy z kims – odbieram go tak samo pieknie I majestatycznie. Tak samo cieszy I tak samo czuje sie szczesliwa. Bo widze POZA schematy, bo odczuwam POZA granice spoleczne. Ale jak wiemy, swiat nie lubi ludzi wolnych bo naruszaja porzadek. Trzeba wtedy stanac w twarz z inna mozliwoscia spojrzenia I zycia a takze wlasnego niewolnictwa. A to boli.

Po krotkiej dyskusji odwrocilam sie plecami do grupy by spojrzec w niebo I ksiezyc, ktory lsnil tak mocno I byl tak piekny. To zawsze daje mi energie – niebo, w dzien czy w noc. Czy to piekne biale chmury, niebieskie niebo czy gwiazdy I Luna – Moja Siostra. Tam czuje, ze przynaleze. Odwrocilam sie po minucie z powrotem i…. dziewczyn nie bylo. Pusto. Domyslilam sie, ze prawdopodobnie weszly do klubu obok ktorego stalam. Zajrzalam przez okno – muzyka hiszpanska ala umca umca. Ale zaraz uslyszalam bachate w drugim klubie. Decyzja byla szybka – I weszlam tam gdzie serce mnie wiodlo.

Usiadlam na krzesle obserwujac ludzi. Salsa world jest specyficzny. Gdziekolwiek jestes na swiecie dzielisz ta sama pasje z ludzmi z innych kultur I odrazu czujesz sie jak u siebie w domu. Nie ma tam alkoholu, jest tylko taniec, pasja. Odrazu poznajesz duzo ludzi, tanczysz z wieloma ludzmi – czujesz sie zaopiekowana – jezeli jestes otwarta na to wszystko. I tak tam sie czulam, bo jestem otwarta. Nie mam paranoi rodu z horroru.  Kupilam drinka I rogladalam sie po wystroju. Na scianie migaly male swiatelka. Przypominaja mi gwiazdy – pomyslalam. Odwrocilam sie w druga strone I oniemialam. Nad barem wisiala wielka kopula ksiezyca! Znowu to zrobiles – szepnelam w sobie do swojego Stroza (ktory jestem przekonana jest stary I pomarszczony I ma ze 100 latJ). Wiedzialam, ze jestem w domu I nigdzie sie stamtad nie ruszam!

Byla to jedna z fajniejszych nocy! Wytanczylam sie, wybawilam, ludzie mnie zaczepiali by pogadac, bo widzieli, ze jestem sama. Poznalam dziewczyne z Bialorusi, jedyna blondynke wsrod ciemnookich I ciemnowlosych hiszpanow. Serce mi roslo. Czulam sie szczesliwa. Bawilam sie do 7 rano. Pare razy przeszlo mi przez mysl, ze powinnam poszukac dziewczyn. Pewnie zastanawiaja sie gdzie jestem. Poza tym nie znalam adresu do naszego mieszkania. Ale to wszystko wydawalo mi sie najmniejszym problemem jaki doswiadczylam w swoich podrozach. Bawilam sie tak dobrze, ze nie chcialam tego przerywac. I tak o 7 rano stanelam w swietle wschodzacego slonca,wsrod hiszpanskiego ludu I pomyslalam – ah… kocham Cie Zycie!
Nie wiedzialam gdzie jechac – ale to niebylabym ja gdybym zostala calkowicie bez magazynu nabytych wiadomosci w swoim mozgu. Zaczelam analizowac – to co takie tygryski jak ja lubia najbardziej. Pamietalam, ze podczas zwiedzania, kiedy juz wracalysmy, weszlysmy do autobusu numer 9. Tam rozmawialam z Bad Boy. Byl to plac Universitat. Weszlam wiec do taksowki I poprosilam na ten plac. Weszlam do autobusu I oczywiscie wdalam sie w mila pogawedke z kierowca. Taka hiszpansko – migowa pogawedke. Mowilam mu, ze nie jestem pewna gdzie wysiasc, ze pamietam tylko budynek przy apartamencie, ktory wygladal jakby go oblano biala farba, a zacieki byly zrobione z metalu. Utknal mi ten budynek w glowie, byl charakterystyczny. Oczywiscie taksowkarz mnie nie rozumial, ale byl cierpliwy I cos tam staral sie zalapac. Usiadlam wiec po prawej stronie I obserwowalam domy by wyjsc w odpowiednim momencie. W koncu wywiozlo mnie gdzies, gdzie nic nie rozpoznawalam. Budynku takze nie zauwazylam po drodze. Postanowilam wrocic. Cale szczescie autobus robil kolo. Tym razem po krotkim czasie zauwazylam znany budynek, Bingo! Okazalo sie ze pomylily mi sie strony I kierunki, jakbym siedziala po lewej stronie to bym zauwazyla budynek. Wypite wczesniej drinki takze mi nie pomagaly haha. Wysiadlam wiec zadowolona I pobieglam do apartamentu. Weszlam do srodka. Kolezanki zdziwione jak udalo mi sie wrocic. Jedna zaczela mowic jak sie martwily, bo ja tam sama I bez pieniedzy. Ale jak bez pieniedzy? – odparlam. 
Widzicie? – to jest przyklad pomyslow, idei, schematow bioracych sie tylko I wylacznie z wlasnych strachow, bolaczek I mysli, ktore znowu byly zaszczepione przez wiele zrodel; rodzicow, media etc etc. Dlaczego pierwszy pomysl to przekonanie, ze bylam bez pieniedzy??? Jak na zdrowy chlopski rozum, osoba ktora idzie na impreze nie bierze ze soba pieniedzy. I jeszcze sam fakt – JA, racjonalna jednostka, ktora wiedzac ze jest sama, to ma miec odlozona kase na taksowke chociazby – how come mialabym to wszystko przepic????

Z tego wszystkiego najbardziej moglabym czuc sie urazona brakiem wiary w moja inteligencje. Albo w ogole brakiem zauwazenia faktu, ze  - sorry – glupia nie jestem I rzadne impulsy nigdy calkowicie mnie nie zaslepialy I nie zaslepiaja. A takze fakt, ze dwie kolezanki z szesciu znalam osobiscie (reszta byla mi obca) I po moich wyjasnieniach przez tyle lat kim jestem, jak dzialam etc etc byly jak grochem o sciane. Wkurzajace jest to, ze chcesz by ktos Cie poznal, wiedzial kim jestes, jak dzialasz, robisz co mozesz by osoby nie byly urazone lub wystraszone moim zachowaniem, slowami czy reakcja, a one tak jakby znaly mnie od wczoraj. Powtarzalam tysiace razy, ze mi sie przyklejaja do mozgu rozne rzeczy, widze pewne szczegoly, koduje wiele rzeczy – nawet przy zwyklym pojsciu do sklepu. Jestem obserwatorem, analitycznym umyslem, ktory nie jest bierny w istnieniu – jak ide po ulicy to mysle, ze ide po ulicy – lewa noga, prawa – patrze jak inni chodza – tak dzialam. Jestem swiadoma rzeczy, ktore sa automatyczne I o ktorych ludzie nie mysla, bo wlasnie sa automatyczne. Jestem swiadoma swojej nerki, chociaz mnie nie boli. Zakodowalam punkty podczas zwiedzania, plac Universitat, autobus numer 9, budynek jak oblany farba I wiele innych rzeczy. Gdybym nawet tego nie zapamietala, zawsze uwazam, jest wyjscie z sytuacji. Gdybym nie wiedziala jak wrocic, poszlabym do internetu I wyslala smsa z internetu – co to za problem! Kolezanki byly zaskoczone – a co masz numery telefonow w internecie? Kurcze – oczywiscie ze mam, bo wlasnie jak ktos logiczny to jest za wczasu przygotowany na wiele ewentualnosci. A nawet jakbym nie miala, to bym I tak cos wymyslila. Nie bylam w Afryce tylko Europejskim kraju – ludzie!

A propo kodowania – opowiadalam swojej mamie o moich przygodach I jak szwendalam sie sama po Barcelonie. Okazalo sie, ze moja mama to tez maszyna do kodowania. Teraz wiem, po kim to mam hehe A myslalam, ze malo po niej odziedziczylam. Albo tak mi wygodniej myslec, z powodow juz tu przeze mnie przedstawionych nie raz. Jedan ciekawie bylo sluchac, jak odnajduje droge nawet po 10 latach poprzez punkty zaczepne – tutaj stal ten budynek, a teraz jest inny, a tutaj jest to drzewo, nadal tu stoi. I w ogole sie na tym nie skupia, przyczepia sie jej do mozgu. Tak jak I mi :)

Wracajac do sytuacji – nasluchalam sie jak to sie o mnie kolezanki martwily, czy zyje, jak wroce itd. No wlasnie…. Martwily. Teraz pytanie – czy jak sie o kogos martwisz, to czy to rowna sie z ograniczeniem swobody tej drugiej osoby I przy tym zmniejszeniu Twojego stresu?? Bo tak to kolezanki rozumialy. Doceniam martwienie sie o mnie itd, jednak to nie oznacza, ze mam nagle zmienic cos co sprawia mi frajde I czego ja sie nie boje. Doskonale mozna to przyrownac do rodzica I dziecka. Rodzic sie martwi cale zycie o swoje dziecko. Taka Martyna Wojciechowska – podrozniczka – jakos tez musiala zaczynac. Rodzice sie bali nie raz I nie raz byla w niebezpieczenstwie – ale czy milosc to ograniczenie swobody bo sie rodzic martwi???? To rezygnacja z tego kim sie jest bo sie ktos martwi?? Niestety Free Spirits tego nie lubia, a ja na pewno nie odbieram tego jako milosc do mnie. Rozumiem poczucie strachu o druga osobe, ono tam bedzie I nienalezy sie jej wypierac, jednak to ja musze sobie z tym poradzic I dac drugiej doroslej osobie wolnosc wyboru co do swojego zycia. Moge porozmawiac, ostrzec lub opowiedziec o tym jak ja to widze, jednak na pewno nie wywolywac presji. Dlatego nie podobalo mi sie ich martwienie.

I teraz spojrzmy na to wszystko co napisalam – czy tak mysli przecietny czlowiek??? Normalny??? I tak polowe z tego co mysle, jeszcze tu nie wu£uscilam. Lubie takie porownanie: z mojej glowy wyrasta drzewo o tysiacach galezi, czesto poplatanych, jedna galaz wychodzi z drugiej i laczy sie z trzecia lub ta sama. Tak widze swiat, taka zlozonosc zjawisk obserwuje – ale jak to udowodnic kiedy to wszystko jest abstrakcja, plynna jak mleko. I tym zajmuje sie wlasnie psychologia! To wlasnie stara sie zrobic – zmierzyc I dac dowody na zjawiska, ktore sa wynikiem jakiejs dynamiki mikroskopijnej. Psycholog zajmuje sie obiektywnym mierzeniem takich zjawisk poprzez rozne narzedzia obiektywne – naprawde robiac statystyki nie musze znac siebie gleboko. Zyczylabym sobie by w koncu ludzie, szczegolnie moi znajomi, pojeli najprostsze fakty. Chca osobe, ktora musi siebie sama analizowac doglebnie I wtedy innych, poprzez wlasna intuicje, poprzez wlasna obserwacje – niech idzie do psychoterapeuty.
Ale ja optuje za psychologiem psychoterapeuta – wieksze prawdopodobienstwo widzenia szklanki I pustej I pelnej - obiektywnie I subiektywnie.

Nastepne 2 dni w Barcelonie spedzilam sama. I to byly najlepsze dwa dni ever! Pojechalam do Parku Gudiego – bylo surrealistycznie. Jego dreamy art I jeszcze artysta grajacy na dziwnym instrumencie jakas surrealistyczna muzyke. Ludzie rozmawiajacy ze mna – jedna kobita robila mi zdjecia I kazala zakrzyczec La Vida! Haha
Jak tu czuc sie samym? Jak sie ma swiat w sobie – nie jest sie nigdy samym. To jest wolnosc – istnieje sie w swiecie tylko dlatego by sie wymieniac ale nie by wypelniac pustke. Moze to wlasnie jest mniej egoistyczne? Moze wlasnie to jest emocjonalny rozwoj na wyzszym poziomie, o ktorym Medrcy przez wieki rozprawiaja?

Wspomne jeszcze tylko w skrocie zakonczenie wycieczki: kolezanka zatrzasnela klucze do domu i spoznilysmy sie na autobus do Girony. Musialam skakac przez balkon od sasiadki by otworzyc drzwi. Musialysmy lapac taksowke - 200e! bo to godzina od Barcelony, by dostac sie na samolot. I wyborazcie sobie teraz komedie - 40 min do wyjscia a kobity co robia? Jedna naklada trzy warstwy makijazu przez pol godziny, a druga myje wlosy godzine, by pieknie wygladac! W samolocie! Bo moze spotkac kogos fajnego i trzeba byc przygotowanym! Ja tylko lezalam na sofie i ponaglalam dziewczynki. Przez to spoznilysmy sie prawie na samolot, bylysmy normalnie minute przed wylotem. I wez tu nie zwariuj! ;)

Wkleilam pare zdjatek - viva La Vida!!!!

http://travel.webshots.com/slideshow/580266959zqfjvk



14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

:) chciałam spytać..czy Ty podróżujesz bez telefonu komórkowego? tak technicznie się pytam:)
Teraz serio,co do tego co napisałaś: ja, gdy znajduje się obok mnie więcej niż 3 kobiety czuję jak mnie mrozi po plecach,czuję jakiś wewnętrzny paraliż i zaczynam ziewać zaraz albo się zamyślam....ale kiedyś trafiłam na warsztat zorganizowany przez jedna reżyserkę,omawiając baśń Królowa Śniegu,która to niespodziewanie dla mnie w sumie, traktowała o kobietach,mniejsza, i powiem Ci,ze pierwszy raz w życiu poczułam się komfortowo wśród kobiet,może dlatego,że skupiłysmy się na konkretnym temacie,były to fajne,inteligentne babki,które tez akurat lubia długo analizować temat nieco inny niż kwestia podobania się facetom itd.Ucieszyłam się,że je poznałam,bo wcześniej miałam wrażenie,jakbym miała nierówno pod sufitem:)
Co do wolności...to rzeczywiście ,trzeba mieć siłę i odwagę do bycia sobą,często na przekór,wbrew innym,bardzo często nie jest się rozumianym.Ja jeszcze nie umiem tak bezkompromisowo być sobą,jeszcze tkwi we mnie bycie w odniesieniu do innych,żeby komuś nie było przykro itd.To znaczy nie ortodoksyjnie jakoś:) Ale parę razy przekonałam się,że bycie sobą oznacza samotność...a ze mnie taki samotnik,że pożal się Boże.... lubię z kimś dzielic się swoimi emocjami,doznaniami,pięknem przyrody chociaż.Rozumiem o co chodziło z koleżanką i wieczorem panieńskim,nie taka była umowa itd.Tylko tak się zastanawiam...może ja bym sie ugięła,choc czy ja wiem, nie lubię jak ktoś coś na mnie wymusza,wtedy uciekam... pozdrawiam.Agnieszka.

Izabell pisze...

Hej Aga!
dobre pytanie - oczywiscie mam komorke jak podrozuje, ale jak ide do klubue, to przewaznie nie biore,bo nie lubie martwic sie o takie rzeczy, ze je zgubie,ukradna, lub ze bede musiala tanczyc z torebka. Chyba ze jest to klub ktory znam, ze jest tam szatnia;) a salsa wymaga duzo obkretow - wiec pieniadze w stanik i do dziela ;)

ja nie mowie, ze ja nie lubie nic z nikim dzielic - mowie, ze dla mnie nie ma roznicy, nie gloryfikuje, ze jedno jest lepsze od drugiego. Jezeli widzi sie rzeczy takimi jakie sa naprawde, i ma sie gleboka wrazliwosc na swiat, to czy ktos jest obok czy nie i tak widzi sie piekno w np. zachodzie slonca. Jezeli zmienia sie poczucie tego widoku to juz jest problem w nas - bo realia sa takie, ze na zew. zachod jest taki sam, ale nasz odbior to skrzywia.

Oczywiscie, sa fajne kobitki i takie znam, jednak w Barcelonie to bylo przegiecie. Zreszta rzadko spotykam ludzi generalnie, facetow czy kobiety, ktore maja dusze odkrywcy zycia i swiata i jest to ich pasja.i to jest ok, niech se beda kim chca, tyle, ze ja nie lubie przebywac wsrod jak dla mnie "plytkich" tematow.

No, ja sie nie ugielam:) i zrobilabym to drugi raz - chyba, ze ladnie by mnie kolezanka zapytala, bez awantury - wtedy bym sie zastanowila. jednak ja zwracam uwage na forme i im gorsza tym bardziej jestem uparta. szczegolnie jak czuje, ze ktos chce na mnie cos wymusic. nie ma bata - szczegolnie, ze mialam swoje celebracje wazne dla mnie - w koncu po 4 latach ciezkiej pracy doszlam do mety.

milego tygodnia! buzka!

Anonimowy pisze...

Rzecz jasna wielkie gratulacje!!!! Twoje 4 lata zostały nagrodzone,tzn.sama się nagrodziłaś swoją ciężką pracą:)
Nie chodziło mi o to,ze nie lubisz z kimś celebrować różnych sytuacji..tak się nad sobą zastanawiałam,ze ja chyba nie lubię być sama,może jeszcze nie umiem,choć teraz jestem "zmuszona" więc wykorzystam ten moment na naukę siebie:)
To fakt,forma jest ważna:) Ja lubię ludzi-wojowników,którzy pomimo lęku się nie boją realizować siebie.
Miłego tygodnia:) Agnieszka.

Izabell pisze...

Tak - bardzo dobry czas na nauke! ;) Tylko przez pokochanie siebie, mozna pokochac innych - poprzez obfitosc - nie ma innej drogi:) a wtedy nikt nic nie wymaga - to samo sie dzieje, jak dwie osoby dojrzale - niestety w Barcelonie musialam byc wojownikiem - wojownik wie kiedy trzeba dac a kiedy powiedziec nie - na tym polega balans i madrosc:)

buziaki! pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

gratulacje wojowniczko! mnie ostatnio też udało się okiełznać parę demonów:) krok po kroku byle do przodu:) Agnieszka.

Izabell pisze...

Hej Towarzyszko - do przodu! ;)
:***

Anonimowy pisze...

Cześc Isabell, przeczytałam Twojego posta i zastanawia mnie w nim kilka rzeczy. Jak rozumiem zostałas zaproszona przez swoją znajomą na wspolny wyjazd za granicę, który był połączony ze świętowaniem jej wieczoru panienskiego. Z tego co piszesz kolezanki były zbyt głupie i nie dorastały do Twojego poziomu, więc zostawiłaś je same i poszłas na samotne zwiedzanie Barcelony. Ja czegoś tutaj nie rozumiem - po co w takim razie z nimi pojechałas? skoro lubisz spedzac wakacje sama, a towarzystwo koleżank nie dorasta do Twojego poziomu to może powinnas wybrac jakis samotny urlop zamiast w grupie? Poza tym bedac na miejscu Twojej znajomej czułabym się urazona, że ona Cie zaprosiła a Ty nie chcesz świetowac wieczoru panienskiego tylko łazisz gdzies na własną rekę mając resztę towarzystwa za kompletne zera. Mniej wywyższania się, wiecej empatii i umiejetnosci zachowania się w grupie, pozdrawiam ciepło

Izabell pisze...

a ja zalecam bardziej uwaznego czytania tekstu szczegolnie ze zrozumieniem. nie zostalam zaproszona przez kolezanke na jej wieczor panienski i to byl wlasnie caly problem. wszyscy dowiedzieli sie o wieczorze panienskim na miejscu, gdzie ja juz mialam inne plany i nie chcialam z nich zrezygnowac. zaproszenie do Barcelony dostalam od innej kolezanki, dla siebie, na salse.

empatii - to nie ma nic wspolnego z rezygnowania z siebie. wspolodczuwanie nie zawsze jest poprzedzane dzialaniem pod czyjes dyktando. zalecam slownik.

zachowanie sie w grupie - wiec powodzenia wtapiania sie w jakies niepisane zasady. na pewno to pomoze w poczuciu posiadania wielu przyjaciol i akceptacji. poza tym JA NIC NIE MUSZE i taka wolnosc daje innym.

wywyzszania sie - hehe dzieki - co u osla zwiemy uporem u innych zwie sie to silna wola.

a na koniec zalecam spojrzenia z dwoch stron - nie jednostronnego, bo to jest bardzo waskie - forma jaka wymaga sie aby osoba podazyla za czyms czego nie chce jest bardzo wazna. do tanga trzeba dwojga - a agresja i presja nikt niczego jeszcze ode mnie nie otrzymal. wszelkie zwiazki to dynamika pomiedzy dwojga - kazda jest odpowiedzialna za jakosc - lamanie sie jednej dla drugiej, niczego nie uczy.

pozdrawiam i powodzenia.

Anonimowy pisze...

Iza, nie wdajac się w szczegóły - skoro lubisz podrozowac sama, bo tylko wtedy możesz poznac atmosfere danego regionu to czemu u licha tego nie robisz? Nie rozumiem tego kompletnie. To jakis masochizm - przebywania w grupie kolezanek,ktore Cię śmiertelnie nuzą i potem wylewanie swoich żali na blogu. Dlaczego nie pojechałas sama, albo przynajmniej w towarzystwie osób które odpowiadaja Ci poziomem intelektualnym?


A co do wywyższania się - takie jest ogólne wrażenie, jakie wyniosłam po przeczytaniu posta. To, że koleżanki paplaja o makijazach i mają inne zdanie na poruszane przez Ciebie kewstie to nie oznacza, że masz je traktowac z gory. Nie każdy ma taki światopogląd jak Ty.


Poza tym odnosze wrażenie, że jestes przewrażliwiona na punkcie ograniczania Ciebie i narzucania Ci jakiś opinii przez innych. Żyjesz w społeczenstwie i nigdy w 100% nie będziesz wolna, bo zawsze znajdze się jakas osoba, ktora będzie próbowała Ci coś narzucic. No chyba, że zamieszkasz na pustyni.
pozdrowienia

Izabell pisze...

Wlasnie u licha;) to robie,podrozuje sama - ale prosze przeczytaj post jeszcze raz uwazniej - kolezanka zaproponowala miejsce do zostania to przyjelam to, ale to nie oznaczalo, ze bede z grupa o czym bylam uczciwa od poczatku! mowila - pomysl o salsie. a potem przy okazji, ze moze panienski kolezanki. ja z nia rozmawialam i powiedzialam uczciwie, ze ide na salse. wszystko bylo uczciwe, i kolezanka od panienskiego nic nie miala przeciwko, bo wiedziala. reszta -ktora nie znalam i ich jak to mowisz "poziomu intelektualnego" (to nie moje kolezanki byly) nie byla dla mnie problemem bo jechalam tam nie bawic sie z nimi, choc nie mialabym nic przeciwko takze, jezeli lubia salse. ale dla nich to byl problem.

ja odnosze wrazenie ze skrzywiasz co napisalam do Twojego sposobu myslenia ze mam poddawac sie grupie bo tak jest zalozone i koniec. wiec Ty sie poddawaj, a ja nie bede, szczegolnie jak ktos agresywnie mnie stara sie ustawiac tak by ona sama byla happy (kto tu jest egoista wiec?) o czym jestem uczciwa od poczatku i to jest moj jedyny obowiazek! AGRESJI I PRESJI mowie nie - a bierze sie to takze z poziomu spoleczenstwa w jakim zyje teraz - nie spotkalam sie jeszcze z irlandczykiem ktory by mnie zmuszal do czegokolwiek. tutaj to sie nazywa BULLYING - ale w Polsce jest to uwazane za normalne. wiec wybacz, dla Ciebie widac takie zachowania sa normalne - dla mnie juz nie...


a kto powiedzial, ze traktuje kolezanki z gory! moge chyba cos lubic a cos nie? gdybym traktowala z gory to w ogole bym z nimi nie rozmawiala, albo bym je slownie ponizala, lub starala sie udowodnic ile wiem. nic z tego nie zrobilam. poszlam sobie i tyle.

jednak wyrazam swoja opinie, jest to dla mnie nudne i plytkie. DLA MNIE. to, ze Ci sie nie podoba, ze wyrazam to jasno - to takze nie jest moj problem, tak samo jak wolalam sama sobie chodzic po Barcelonie a nie zmuszalam je do gadania o czyms innym, lub agresywnie nie naciskalam na inne tematy. DLA MNIE bylo to nudne, wiec poszlam w sina dal - a czemu nie?ja sobie zyje jak chce a one jak chca. co nie oznacza, ze jest to zle, bo to nikogo nie rani...tylko moje uszy;)


swiete slowa - zawsze bedzie taka osoba, ktora cos bedzie chciala mi narzucic ale po.1 czy ja zawsze mam sie poddawac pod to bo jest tak ustalone? albo bo tak zawsze bylo? nie. po 2. to ze zyje w spoleczenstwie oznacza, ze zyje dla spoleczenstwa?? tez nie. ja nie wymagam by ktos dzialal pod moje dyktando, jak chce isc gdzies sama, prosze bardzo. to jest najwyzszy dar dla spoleczenstwa jaki moge dac, dar wyborow i braku presji z tego powodu.
oczywiscie oprocz takich oczywistych rzeczy jak nie krasc, nie zabijac itd. to jest i moim i wszystkich obowiazkiem. ale reszta? mowie jasno i uczciwie kim jestem - to jest co daje innym.

nie jestem przewrazliwona na punkcie ograniczania mnie - ja po prostu KOCHAM WOLNOSC i bardzo nie lubie jak ktos mi mowi agresywnie co powinnam, kiedy uwazam to za na prawde niepotrzebne. i to ze nie bede 100% wolna, nie oznacza, ze ktos moze ustalac mi kiedy powinnam sie zlamac a kiedy nie. tak jak Ty teraz.... to jest uwazam uderzenie w spoleczenstwo...

Anonimowy pisze...

no i właśnie,wystarczy być trochę asertywnym,a już słychać: jesteś przewrażliwiona na swoim punkcie,wywyższasz się,jak tak można ranić uczucia innych...poza tym wydaje mi się,że na własnym blogu ma się prawo pisać co się chce nawet"wylewać żale"....to taka refleksja na temat komentarza....pozdrawiam.Agnieszka:)

Izabell pisze...

no wlasnie, tez tak to odebralam - jak mowie nie do pewnych zachowan, to juz brak empatii lub wywyzszanie sie bo lubuje sie w innych rzeczach.

szczegolnie jest ciezej jezeli ktos zarzuca mi to co w ogole nie zostalo napisane - czyli kompletnie sie nie wydarzylo i nie jest faktem (jak zaproszenie na panienski,ktorego nie bylo) - ciezko dyskutowac, jezeli ktos rozumuje rzeczy poprzez wlasne projekcje....

ale dzieki temu wyklul mi sie nowy temat,ktory mialam opisac dawno temu a teraz bedzie dobry moment ;) zabieram sie do roboty!

pozdrawiam! :**

Anonimowy pisze...

Izabell,tak sobie myślę,że szkoda Twojej energii na tłumaczenie "co autor miał na myśli"...nie musisz być dobrze zrozumiana przez wszystkich...chodzi mi o to,że większość ludzi jest nieuważna na innych,na to co mówią..tak jak teraz,ktoś coś czyta i nie pojmuje co jest napisane,niby rozumie gramatykę j.polskiego a jednak zdania nie układają się w sens w całość i ani z tego konstruktywna wymiana poglądów ani chęć pogadania...kiedyś też usilnie starałam się"objaśniać" o co mi chodzi,ale to tak jak z tłumaczeniem dowcipów...albo ktoś zaskoczy albo nie i tyle.potem słyszałam tylko,że po co tyle analizować,doszukiwać się drugiego dna.a ja lubię i będę tyle,że nie ze wszystkimi się da i już."ślepemu oczu nie otworzysz":) czekam na nowy post:) pzdr.Agnieszka

Izabell pisze...

dobre porownanie - jak z dowcipami - to jest jakas taka abstrakcja, bariera znaczenia, bo kazdy ma jakies swoje schematy rozumowania i nie zawsze da sie okreslic to co sie mialo na mysli - dokladnie :)

dzieki i do nastepnego!:***