"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



niedziela, 31 stycznia 2010

Cos nieoptymistycznego.

Wybaczcie mi przerwy w pisaniu - ostatnio za duzo na glowie.

Ale zaczynajmy. I teraz bedzie ostro. I teraz chce sie przyznac do swoich ciemnych mysli, zlych mysli, niecywilizowanych mysli, mysli, ktore umykaja dobremu wychowaniu. Wiec ostrzegam, ze bede uzywac wulgarnego slownictwa, a takze bede niekiedy akcentowac slowa mocniej, nawet przegne nieraz - co nie oznacza, ze odczuwam jakas nienawisc do czegokolwiek lub kogokolwiek.
Ale mysli moga takie byc, jezeli sie je obserwuje, akceptuje ale jak mowilam, nie podaza slepo I nie czyni sie bez kontroli. Kto je neguje, tylko sobie szkodzi. Nie bedzie sie rozwijal.

Moj blog nie jest sciema. Moje mysli I odczucia nie sa ksztalcone tak by sie podobalo populacji, byscie mi przyklaskiwali. One sa prawdziwe. Opisuje Wam, czasami z brutalnoscia co czuje, co mysli DDA bez obrobki mysli, bez wglebiania sie filozoficzno – psychologicznego, a nawet uwazam iz po wglebianiu sie, prawda i tak wychodzi czesto prosta i burtalna, tylko nazywamy to ladniej. Ale mozna cieszyc sie z gowna, bo nasze dopiero co narodzone dziecko nawalilo w pieluche, ale to oznacza, ze jest zdrowe (i dziecko nasze) i uzywamy ladniejszego okreslenia (oo jaki klocek syneczek/coreczka zgotowala), albo z obrzydzeniem zacisnac nos lub skrzywic twarz na samo slowo gowno (szczegolnie jak nie jest naszego dziecka) - ale z tych dwoch gowno i tak jest gowno! Wiec tylko dlatego, ze ktos uzywa ladniejszego okreslenia na brak rozumu nie oznacza, ze jest madrzejszym czlowiekiem. To ten co slucha wykazuje wieksza madrosc od mowiacego, jezeli potrafi przyjac zjawiska BEZ ILUZJI i nie wymaga DZIECINNEJ GADANINY by spodobalo sie spolecznym uszom. To jest madrosc! Najwieksza madrosc sluchania bez ramek. Za slowami Buddhy - jezeli dojdziesz do wniskow inne niz moje, trzeba bedzie zmienic ksiegi. To, ze cos mowie, nie oznacza, ze nie masz obracac tego i szlifowac jak diament. To jest wlasnie madrosc przewodnika - poprzez ukazanie madrosci ucznia. Dlatego uwielbiam miedzy innymi De Mello, a takze coraz bardziej Osho (choc oczywiscie nie bez krytyki). Bo mowia wprost - GLUPCY, STUKNIECI, SLEPCY! Nawet znalazlam IDIOCI u De Mello. NAZWAL MNIE IDIOTA. i ja sie wcale o to nie burze - czuje, ze maja racje w wielu sprawach - ale czuje wlasnym zyciem, wlasnym poszukiwaniem, sprawdzaniem, analizowaniem przez lata. Nie sciagnelam tego z polki wczoraj. I teraz kto mi powie, ze - jak tu padl komentarz - ludzie madrzy nigdy nie powiedza, ze druga osoba jest glupia? Oczywiscie, ze powiedza. Tak wlasnie sprawdzaja jak bardzo IDENTYFIKUJESZ SIE ZE SWOIM EGO. Jak bardzo jestes gotowy na zrzucenie iluzji. Co nie oznacza, ze nie bedzie tam ZROZUMIENIA z ich strony, dobrych checi, milosci itd. To wcale nie jest GLUPIEC z tonem nienawisci - tylko GLUPIEC ze zrozumieniem, i tak podchodze do swojej matki, tak czuje, ze jest dobrze. Dokladnie jak z "radosnym smutkiem" o ktorym pisalam.
Znacie ta przypowiesc o wodospadzie? Czy plujac na wodospad pozbawisz go powagi? Wielkosci?

Wiec mowie jeszcze raz jasno i wcale tego nie cofam - uwazam, ze moja matka w przeszlosci dokonala wielu bledow z WLASNEJ GLUPOTY I IGNORANCJI. Czy jest to wynik jej natury, czy tego, ze inaczej nie mogla, czy zewnetrznej klatki strachu itd - to jest temat do rozwazan jak wieczna debata w psychologii natura czy kultura. Ale to nie odbiera nic z prawdy, ze wyroslam w GOWNIE! i nie odbiera mi prawa do mowienia o tym wprost - JA bylam dzieckiem w tym GOWNIE. Moja robota polega na tym, ze - jak juz tysiace razy mowilam wczesniej - hoduje teraz na gownie kwiatki. I kwiatki to fakt, ze nie czuje nienawisci poprzez ktora wyzywam, drapie, kopie wlasnych rodzicieli, ktora wciaga mnie w otchlanie szalu, stopuje moj potencjal. Ale czy to oznacza, ze nie mam negatywnych emocji, mysli W OGOLE?

Nie sciemniam, ze osiagnelam permanentne oswiecenie, ktore PODOBNO jest calkowitym spokojem I akceptacja. Bo nie jestem Buddha, bo nie jestem innym Wielkim Mistrzem - choc i tu bylabym ostrozna czy w ogole takie mistrzostwo jest mozliwe. Moja strona spirytualna mowi, ze tak, jednak druga strona krytykuje, drazy, pyta i mowie - ze to nie jest normalne. Jestem dopiero na drodze, ktora I tak uwazam jest juz niezle przeze mnie przebyta. Ale wiele jeszcze przede mna. Zreszta do konca zycia - mam nadzieje - bede podrozowac a nawet powiem wiecej - nie chce pozbywac sie CALKOWICIE gowna. Juz pisalam o tym tysiace razy i aby mnie poznac, moja kompleksowosc, nalezy przeczytac moje rozwazania od PIERWOTNEGO BLOGA! Nie z ostatniego posta, ktore aktualnie jest wklejone. Wiem, wiem, jest tego od groma, ale wybaczcie Moi Drodzy - naprawde czesto nie mam sily powtarzac kim jestem, co mysle, jaka zlozona struktura jestem, ktora przez ostatnie 15 lat odkrywam - w kazdym nowym poscie. Warto by zrobic maly RESEARCH na moj temat, zanim zabierzemy sie do wyciaganie wnioskow.

To co zauwazam w ludziach, szczegolnie znowu w naszym kraju (jak zwykle dokopie troche naszej mentalnosci hehehe) jest perfekcyjnosc. Tez o tym pisalam i znowu wracam do tego samego. Psycholog nie moze byc zly, musi miec udane zycie, bo w koncu niby rozumie, ksiadz nie moze byc zly, nie moze pragnac swiata doczesnego bo w koncu to ksiadz. Ludzie! Obudzcie sie! To sa ludzie! Jak ktos z nich nie ma negatywnych emocji, momentow, zalaman to juz trzeba sie martwic! To co robia z tym pozniej swiadczy o ich madrosci i sile. To czy popelniaja te same bledy, to jak dzwigaja te ciezkie momenty. A w Polsce nalezy byc perfekcyjnym reprezentantem swojej drogi zyciowej, I ta reprezentacja jest kompletnie znieksztalcona. Bycie czlowiekiem to doswiadczanie wszelkich ciemnych (i jasnych) emocji. Jezeli sie je rozumie I pozwala sobie na nie a do tego obserwuje, nie pragnie sie nawet na nich dzialac, bo energia zostaje spozytkowana na nauke, wyciagniecie lekcji. Psycholog, ktory sie np. rozwiodl nie powinien byc oceniany z tego faktu, ale z faktu jak sobie z tym radzi.

I teraz - ciagnac moj monologowy natlok mysli - kto wierzy, ze dojrzalosc albo przekroczenie swojego DDA( jak I innych bolow) to “nastawianie drugiego policzka”, myslenie dobrze o swoich pijacych rodzicach, wspanialomyslnosc, robienie dla nich dobrych, wielkich rzeczy, brak gniewu I zlosci, I wszystkie te swiete rzeczy – to sie myli. Czujemy sie wtedy lepiej prawda? Bo widzimy siebie jacy to dobrzy jestesmy, wspanialomyslni, bez gniewu, inni niz oni, czyz nie? Mozemy wtedy powiedziec komus, tak, ojciec pil, matka byla obojetna, ale ja wybaczam, nie czuje zalu I jeszcze robie tyle dla nich dobrego, daje pieniadze, jade 600km by odwiedzic, nie zloszcze sie. I wtedy ludzie patrza na nas I mowia – ah, jakim dobrym czlowiekiem jestes. Tyle bolu Ci sprawili a Ty pomimo tego taka/taki dobry jestes dla swoich rodzicow.

CO TO ZA GRA! CO TO ZA ILUZJA! To nie jest czlowiecze, to jest zamrozenie I typowy przyklad BOHATERA? (pamietacie? bohater, koziol ofiarny, maskotka) Jaka jest roznica, ze kiedy bylo sie dzieckiem I takze robilo sie wszystko by tylko rodzic byl zadowolony, bo to w koncu matka, bo to w koncu ojciec – szanuj ojca swego I matke swoja - a teraz, kiedy sie jest doroslym i sie jest dumnym, ze tyle sie robi dla rodzicow, ktorzy zniszczyli Ci to, do czego masz prawo. Jak wowczas, mozna nie miec zadnych negatywnych emocji? Jedyne co chce szanowac w ojcu i matce to fakt, ze sa ludzmi, sa zyciem - jak kazde inne zycie i inny czlowiek, ale czy musze szanowac jako matke, kiedy nie byla ona dla mnie, albo szanowac jako ojca, jezeli nie byl dla mnie ojcem? Kto powiedzial, ze ja cos musze? Kto powiedzial, ze to jest wlasnie ROZWOJ?Chyba nawet wypisalam sie o tym na pierwotnym blogu, JA NIC NIE MUSZE. I to myslenie paradoksalnie mnie zmienia na lepsze. Rozwoj to porzucenie nienawisci poprzez zrozumienie, ale jezeli chodzi o rodzicow jest to o tyle trudniejsze ze byli przy nas od poczatku naszego zycia. Czesto mozemy pozbyc sie tylko tej nienawisci jako pewnego kamienia w sercu, ale nie mysli albo powrotu odblaskow negatywnych emocji. Czy musze zaraz ich pokochac lub myslec o nich tylko dobrze?

Poza tym co znaczy szacunek?? Dla mnie szacunek oznacza kulture, dobre maniery, zyj I pozwol zyc innym itd itd . Ale czy to oznacza takze, ze nie mam mysli zlych, ciemnych, przesiaknietych zloscia I gniewiem dla swoich rodzicow? Zreszta nie tylko na rodzicow, na ludzi w okole mnie i nie w okol mnie, na Niewiadoma po co tu do cholery jestem, o co w tym wszystkim chodzi? Wyklinam to w myslach nie raz. I czy jest w tym cos niemadrego? Nie, niemadre byloby stanie po jednej stronie gdzie wybaczenie, podwiecenie i insze swiete rzeczy wypelnialy moje emocje. Czy jestescie gotowi na uslyszenie DOSLOWNIE jakie czasami mam emocje, mysli BEZ OBROBKI PSYCHOLOGICZNO-FILOZOFICZNO-SPIRYTUALNEJ? Ostrzegam nie bedzie o kwiatkach I milosci do blizniego.

A wiec wyobrazmy sobie Izabell na kozetce u psychoanalityka (nie na ustawieniach rodzinnych, bo tam Izabell by nie poszla, bo nie ufa, ze ludzie z ulicy, nawet pod kierownictwem kogos wybitnego, beda wstanie madrze uniesc prawde. A taka osoba jest Izabell - potrzebuje kogos komu moglaby jak najmniej sciemniac). Psychoanalityk kaze sie rozluznic, plynac myslom i mowic glosno to co przychodzi do glowy, bez myslenie czy to poprawne czy nie. I oto co wyplywa czasami z glowy Izabell;

- Ten huj pieprzony - moj ojciec - byl tak ograniczony, ze zrobil te same bledy co jego ojciec, choc oczywiscie mowil, ze ich nie chce zrobic. Typowy schemat, az zal o tym myslec. Jest tak beznadziejnie slepy, ze jego mi akurat tylko szkoda, jakos nie rozpoznaje w sobie zlosci, nienawisci i furii. Paradoksalnie to matka jest moim bolem DDA, choc nie pila .... Albo moze dlatego, moglbym sie czegos czepnac. Moze by to cos mi wytlumaczylo. Moze sie to nie podobac tym “dobrym ludziom” ktorzy dotykaja stop Swietych, ale TAK CZUJE. Moja matka miala kochajaca matke, z tego co sie dowiedzialam w koncu od osob trzecich I kurwa mac dlaczego do cholery jest taka ofiara losu! Matka podobno byla ciepla, miala co jesc - ok, ojca nie miala. Ale czy to sprawia, ze do kurwy nedzy jest sie tchorzem emocjonalnym? Ciagle sciagala mnie w dol, ciagle jeczala i planowala moje zycie w warzywniaku, tak beznadziejne jak jej. I przez 25 lat nie dala nic co bym mogla nazwac miloscia I cieplem! Jej glupota mnie czasami tak wkurwia, ze rusza sie we mnie wszystko. To, ze wszystkiego unika, to ze jest leniwa intelektualnie, to ze jest ignorantka I kurwa nawet swieta byly do dupy, bo jak zwykle nic nie zrobila by pokazac bratu, ze nie tak powinien sie zachowywac. A ja kurwa co? Mialam odrazu wiedziec, byc dorosla, znalezc sile w swoim wnetrzu kiedy jeszcze nawet moj system nerwowy nie byl do konca uksztaltowany? I co?Mam do cholery teraz sie biczowac, ze czuje to co mowie/pisze? I kto ma czelnosc mnie oceniac negatywnie? Ze jestem dzieckiem, ktore drze gebe jak boli? I bede to robic bo taka jest prawda, nie jestem jak ona typem ofiary, ktory wyciska emocje i tchorzliwie podkula ogon! Mam droge w sobie! Dzieki bogom albo komu tam gdziekolwiek - mam w sobie droge, jasna i klarowna. Nie wiem skad jest, nie wiem czemu czuje sie staro wewnetrzenie, nie wiem skad wiem to co wiem- ale kurwa TO DZIALA i dlatego POZWALAM SOBIE TO WSZYSTKO MOWIC! I choc CZUJE, ze moja matka jest beznadziejna, ojciec slepy to nadal jest ta DROGA!

..... jezeli wyobrazilabym sobie szczescie na swiecie - to jest to swiat ludzi, ktorzy sluchaja... z otwarta glowa i sercem bez oburzania sie na ludzkie emocje, pragnienia, dazenia..... a tu do kurwy nedzy musze jeszcze placic za sesje tyle kasy bo madrych jak w korcu maku!!!! Dusze sie czesto od tych spolecznych gierek akceptowanych bez zmruzenia neuronow! Dusze sie! Duuuszeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Dusze....... dusze..... dusze..... i rozumiem....


Prolog;
Paradoks...... jestem cisza i krzykiem, jestem biela i czernia, jestem Doroslym i Dzieckiem.
Po rzece mysli i wyladowan neuronow otwieram oczy. Czy krzyczalam? Tak, pewnie tak. Czy zachowywalam sie gniewnie jak male dziecko? - zdecydowanie. I wiecie co mowi mi moj Dorosly? MASZ DO TEGO PRAWO. I to jest MADRE. I to powoduje, ze kiedy przytulam moja mame paradoksalnie robie to przewaznie jako Dorosly. A nie jak kiedys - Dziecko. Ale nie neguje Dziecka!

Wiecie jak mozna zauwazyc, ze ruszacie do przodu, ze zaczynacie dorastac? Nie tym, ze nagle budzicie sie pieknego dnia I kochacie rodzicow piekna miloscia I nie ma krzty negatywow do nich, poswiecanie sie, robicie tyle dobrych rzeczy- tosz to oszalec moznaod negacji. Ja sie przez to zamrozilam. Ale tym, ze coraz rzadziej ta zlosc sie ujawnia. Tym, ze nie rzucacie tych mysli rodzicom w twarz, nie wyzywacie ich w rozmowie, nie rzucacie w nich talerzami. Zaczynacie widziec te emocje z dystansu I doslownie nie chce sie Wam juz dzialac na zlosci. Ale bierze sie to z AKCEPTACJI zlosci I tych mysli. Danie sobie prawo do bycia zlym I gniewnym. I to nagle zaczyna wystarczac. Nie mowie o represjowaniu zlosci, o swiadomej kontroli – bo tak trzeba, bo to zle, bo nie jest sie wowczas madra osoba - to myslenie slepcow. To sie dzieje samo, po prostu poprzez wewnetrzna rozmowe ze swoim dzieckiem, sluchaniu krzykow I przeklenstw. Wszystko odbywa sie w wewnetrznym swiecie, ale najpierw trzeba NAWIAZAC Z NIM KONTAKT. Wtedy zlosc nie jest na poziomie rzucania piachu rodzicom w oczy, nie jest nienawiscia, ktora - normalnie - polega na podstawianiu nogi, zlosliwym zaczepkom, wyklinaniu w oczy. Wszystko dzieje sie wewnatrz a energia, ktora normalnie bylaby tysiakroc wieksza gdyby nie zurzyta choc troche wewnetrznie jest spozytkowana do pokopania w worek, do porzucania talerzami w sciane, do wykrzyczenia w morze bolu i zalu- konstruktywnie. Moze nawet bym radzila od tego zaczac. Bo tak myslac glebiej w ten sposob nawiazalam kontakt ze soba. Przez pol roku ryczalam, krzyczalam, darlam poduszki w swoich czterech scianach, pozwolilam sobie w koncu na to sama, bo NIKT MI WCZESNIEJ NA TO NIE POZWALAL. Nastepny rok dochodzilam do balansu. I chyba wtedy nawiazal sie kontakt. A jak sie ma jeszcze kogos madrego obok - pewnie proces trwa szybciej.

Ale czy to oznacza, ze znowu PERFEKCYJNIE wszystko zniknie? Ja w to do konca nie wierze. Nic nie zniknie,ale widze, ze czestotliwosc po prostu sie zmniejsza a na pewno nie czuje juz kamienia w sercu. Ale nie daje sobie reki uciac, ze emocje znikna calkowicie. Niech mi ktos powie, jak bo ponizaniu, sluchaniu przez lata jak wstretnym gownem jestes, albo generalnie ignoracji I zimnoty mozna nigdy nie miec juz zadnych negatywnych emocji? To tak jakby ktos wyjal mi kregoslupii wstawil nowy - czy jest to mozliwe? Czy moze cos predzej czy pozniej Cie ruszy? Moze bedzie to cos co przypomni podswiadomie dziecinstwo, czy to w rodzinie, szkole, pracy, nowej rodzinie. Predzej czy pozniej. I mozna nie zauwazyc polaczenia na przyklad? W koncu - jak juz sie nagadalam - nie miec w ogole emocji negatywnych, jest dla mnie bardzo podejrzane. Jak powiedziala moja nauczycielka od psychologii spolecznej - ona wyslala by taka osobe na check-out. Ale to znowu debata na dlugie godziny. Ale warto pamietac o pytaniach na ktore nie ma odpowiedzi i nie brac nic za pewnik. Ale wierzyc, ze jakos sobie poradzimy. I podjac kroki. Dzialac.
BO CHOC UPADNE, ZAWSZE POWSTANE.
No i mialo byc nieoptymistycznie a skonczylam jak zawsze ;) Ah... jestem na tak dobrej drodze! Kiedys pozostalby tylko KRZYK.




Tired of injustice
Tired of the schemes
The lies are disgusting
So what does it mean
Kicking me down
I got to get up
As jacked as it sounds
The whole system sucks
(....)

Peek in the shadow
Come into the light
You tell me Im wrong
Then you better prove you are right
You are selling out souls but
I care about mine
Ive got to get stronger
And I wont give up the fight

(....)

Stop pressuring me
Just stop pressuring me
Stop pressuring me
Make me wanna scream
Stop pressuring me
Just stop pressuring me
Stop pressuring me
Make you just wanna scream

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Alez oczywiscie, ze tak.
Jesli cos nas boli, to w imie czego mielibysmy udawac, ze nas nie boli? Jesli czujemy zal i gniew, to jest to po prostu fakt.

http://www.youtube.com/watch?v=ua7PrJp2IvE

Utwor Malenczuka o pozornie zupelnie innej tematyce, a jednak i o tym, moim zdaniem, jak czesto wymaga sie od nas tylko ladnych slow, tylko pozytywnych mysli, kiedy one wcale NIE SA zawsze ladne i pozytywne. I przeciez maja prawo NIE BYC!

Jeszcze jeden po posluchania:) Komentarz zbedny.

http://www.youtube.com/watch?v=_-clFZFdLQk

Ilona Lipska

Sylwia pisze...

Znasz moze ta strone?
http://groups.google.com/group/our-childhood-international

Pozdrawiam
Ps. W wolnej chwili napisze wiecej

Izabell pisze...

Swietne utwory Ilonko, rzeczywiscie. A ten drugi przypomnial mi, ze jakby to bylo o mnie, moja matka by spiewala PO CO ROBIC COKOLWIEK, IDZ DO WARZYWNIAKA I CIESZ SIE, ZE MASZ PRACE. SIEDZ CICHO I ROB CO CI KAZA.

Pozdrawiam i w krotce napisze.

Izabell pisze...

A nie znalam tej strony. ale juz mi sie spodobalo co przeczytalam

The forum is not for telling others that their childhood pain needs to be forgiven because the opposite is true.


The forum is not a place to vent the childhood emotions on others or to settle one's accounts with the parents.

Zaglebie sie w ta strone, dzieki!

Anonimowy pisze...

Dobrze, ze starasz sie to wszystko przerobic i z pewnoscia nastapi transformacja tego, co przezylas i jak to odebralas/odbierasz. To proces. Polecam zawsze dojscie do sedna - a sednem jest to, ze tak naprawde jestesmy tylko swiadkami tego wszystkiego - mimo, ze tak bardzo w tym siedzimy. W moim przypadku to bylo objawienie - zdobycie perspektywy i brak identyfikacji z tym, co kiedys wydawalo sie tak istotne. Nawet jesli nadal jest istotne - nie wywoluje takich mocnych emocji.

Pomijajac wszystkie te kwestie - ten motyw z warzywniakiem wydal mi sie bardzo literacki. Tak jakos, moze wiesz o co mi chodzi - taki plastyczny i w swojej brzydocie trafny - pieknie to w moich uszach zabrzmialo...;)

pozdrawiam serdecznie i zycze duzo swiadomosci - tylko ona pomaga
Asha

Anonimowy pisze...

PS. czuje Twoja wrazliwosc - dotarla do mojej...z jakiegos powodu..do konca nie wiem.
Asha

Anonimowy pisze...

...powoli zaczynam rozumiec kontekst do tych cytatow - z nienawiscia - nie czytalam po kolei...

Izabell pisze...

Dokladnie, wtedy sytuacja, zjawisko nie wywoluje juz takich emocji. Dlatego od nienawisci, gniewu doszlam do mysli tylko, jakis momentow ktore gdzies sie tam placza, ale nie zyje juz nimi.


Ten warzywniak to doslowna sytuacja. Moja matka tak widziala moja przyszlosc, zawsze mi mowila, ze za wysoko pewnie siegam skoro nie moge znalezc pracy - bo po liceum ni emoglam przez dluzszy czas. a ja chcialam po prostu pracowac w biurze. I wowczas Ona mowila mi, ze powinnam isc nawet do warzywniaka, aby po prostu miec pieniadze, a nie mi w glowie cos lepszego. Tam mnie widziala...nigdy nie dopingowala do czegos lepszego, sama nie probowala czegos lepszego i pracowala w takich sklepach. A ja bylam jak ta bohaterka z Pieknej i Bestii - marzylam o czyms wiecej.

Cytaty, ktore wklejam w Zapisalam w Czerwonym Notesie sa slowami, ktore jakos mnie poruszyly, w ktorych odnalazlam siebie i chcialam sie podzielic, ale bez mojej interpretacji. Wtedy wlasnie wynikaja ciekawe interpretacje, rozmowy - taka jak teraz:)

pozdrawiam i milego weekendu.

Anonimowy pisze...

No to ladnie - z tym warzywniakiem...mysle, ze niektorzy bardzo sie boja najdrobniejszych wyzwan...i taki warzywniak to jedyne wyobrazalne miejsce...

rownie milego weekendu zycze!