"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



środa, 23 lipca 2008

Klasyczne cechy DDA i 12 krokow - dywagacje.

Kiedy tak chodze sobie po portalach dla DDA, w wiekszosci chociaz raz pojawiaja sie typowe cechy DDA lub wyszczegolnione tzw. 12 krokow. Musze sie tu do czegosc przyznac, to wlasnie one najbardziej mnie zwiodly, kiedy poszukiwalam odpowiedzi, co sie ze mna dzieje.

Pamietam to jak dzis - i pewnie juz o tym kiedys wspominalam - pierwszy raz z nazwanym problemem spotkalam sie w ...Empiku. Przechodzilam akurat obok polek i moj wzrok bezwiednie spoczal na ksiazce o Doroslych Dzieciach Alkoholikow. Przykulo to moja uwage, wzielam ksiazke do reki i zaczelam przegladac punkty. Cos mi pod czacha zaczelo switac, ale widac nie zaswitalo wystarczajaco by mnie oswiecic. Po przeczytaniu cech, odlozylam ksiazke na polke. W wiekszosci nie widze siebie, nie widze tych emocji, ktore tam opisuja. Wiec to nie jest moj problem - pomyslalam. A przyszlosc przyniosla cos zupelnie innego.

Teraz moge powiedziec, ze gdziekolwiek wkrocze na temat Doroslych Dzieciakow, znajduje punkty kopiowane w portalach na calym swiecie. A pochodza one z Nowego Jorku, gdzie DDA zostalo okreslone przez Tonego A. i grupy zwanej Alateens, w roku 1978. I tak czytamy,

Dorosłe dzieci alkoholików:
mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów do końca,
kłamią, gdy równie dobrze mogłyby powiedzieć prawdę,
osądzają siebie bezlitośnie,
mają kłopoty z przeżywaniem radości i z zabawą,
traktują siebie bardzo poważnie,
mają trudności z nawiązywaniem bliskich kontaktów i okazywaniem uczuć,
przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu,
bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania,
myślą, że różnią się od wszystkich,
są nadmiernie odpowiedzialne albo całkowicie nieodpowiedzialne,
są lojalne, nawet gdy druga strona na to nie zasługuje, są impulsywne,
czują się winne, stając w obronie własnych potrzeb, i często ustępują innym,
boją się ludzi, zwłaszcza przedstawicieli wszelkiego rodzaju władzy i zwierzchników,
boją się cudzego gniewu i awantur,
lubią zachowywać się jak ofiary,
bardzo boją się porzucenia i utraty,
łatwo popadają w uzależnienia albo znajdują uzależnionych partnerów
(na podstawie nieoficjalnej strony DDA: www.dda.w.interia.pl)

International portal;

Adult Children:
...guess at what normal is.
...have difficulty in following a project through from beginning to end.
...lie when it would be just as easy to tell the truth.
...judge themselves without mercy.
...have difficulty having fun.
...take themselves very seriously.
...have difficulty with intimate relationships.
...overreact to changes over which they have no control.
...constantly seek approval and affirmation.
...feel that they are different from other people.
...are either super responsible or super irresponsible.
...are extremely loyal, even in the face of evidence that loyalty is undeserved.
...tend to lock themselves into a course of action without giving serious consideration to alternative behaviors or possible consequences. This impulsivity leads to confusion, self loathing, and loss of control of their environment. As a result, they spend tremendous amounts of time cleaning up the mess.

Oczywiscie rozumiem, ze jest to bardzo ogolny zarys, opisany w skrocie by oddac podstawowy opis tego problemu. Ale czy zauwazyliscie, ze w tych punktach jest tylko jedna strona tego problemu, a ta strona ukazana jest troche jak na moj gust tendencyjnie. Mam na mysli, cechy, ktore w spoleczenstwie sa odbierane jako wady, slabosci, ktore jakby sa ujma w osobowosci. A gdzie pozytywy?

Osobiscie dawno odkrylam, ze problem DDA to przede wszystkim ekstrema. Zreszta tak mozemy okreslic wiekszosc chorob duszy i umyslu. Utrata balansu energii. Poniewaz nigdy nie przyjmuje czegos za pewnik kiedy cos czytam i lubie sie wglebiac (co pewnie spowoduje, ze kiedys zwariuje), tym bardziej irytuja mnie te punkty. Wybaczcie, dla mnie jest to ewidentna jedna strona medalu. I taki DDA - jak ja kilka lat temu - przypadkiem siega po cos, co podswiadomie wyczuwa i zaraz to odrzuca przy pierwszej sposobnosci. Poza tym, po tych punktach odrazu odczulam, jak DDA jest przekrecony w porownaniu do stabilnosci spolecznych mysli i emocji. Oraz pesymizm, ze to jedna wielka tragedia.

Nie zrozumcie mnie zle, to co sie dzialo w czasie dziecinstwa, to byl koszmar, trauma, martwota emocjonalna. Ale chce takze sie dowiedziec co moge znalezc w tym pozytywnego. Bo wyobrazcie sobie, ze mozna. Pisalam juz kiedys, tylko na gownie rosna kwiatki. A w Charakterach przeczytalam swietne zdanie od psycholog, " gdybym miala pozar w domu, to przy wyborze, wybralabym straz pozarna zlozonych tylko z DDA". Powtarzam, cos nam odebrano, ale takze cos w zamian dostalismy. Od nas zalezy jak to uzyjemy.

Narazie chce przypisac te punkty do mojej osoby, co czesto robie w autoanalizie, jako przyklad drugiego bieguna DDA. I tak;

= mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów do końca - wprost przeciwnie, czolg mnie nie powstrzyma jak mam jakis zamiar (ekstrema)

-kłamią, gdy równie dobrze mogłyby powiedzieć prawdę - wprost przeciwnie, mowie co mysle (asertywnie, nie mylic chamsko) kiedy rownie dobrze moglabym sobie odpuscic by nie robic przykrosci czy wszczynac dyskusji,

osądzają siebie bezlitośnie - oj rozgrzeszam siebie bezlitosnie takze. Tutaj normal.

-mają kłopoty z przeżywaniem radości i z zabawą - zero trudnosci. jak sie rozbawie to ciezko mnie utrzymac w miesjcu (ekstrema)

-traktują siebie bardzo poważnie - najwiekszy dystans swiata jest chyba w moim posiadaniu, jezeli chodzi o moje osobiste cechy osobowosci, kim jestem i w co wierze. Powaznie taktuje wiedze, autorytety i to, ze niebo nie spada mi na glowe.

-mają trudności z nawiązywaniem bliskich kontaktów i okazywaniem uczuć - i tu pierwszy czlon, strzal w dziesiatke. Drugi, okazywanie uczuc negatywnych wychodzilo mi zupelnie niezle, tylko z pozytywnymi byl problem.

-przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu - bzdura. dzieki niezlemu treningowi ojcowskiemu, potrafie niezle sie przystosowywac i nie boje sie zmian. Choc nie powiem, lubie spokoj. Ale jak zycie poddaje cos innego....i will deal with that.

-bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania - pewnie tak bylo jak bylam dzieckiem. w koncu po to sie buntowalam, uznanie lub zauwazenie. Ale w koncu tego nie dostalam i zaczelam siegac wewnatrz siebie. Teraz nawet uznanie potrafi mnie speszyc, jako ze, nie jestem do tego przyzwyczajona. Wiec czy jest, czy go nie ma... bez roznicy. Slowo bezustannie i uznanie wywoluje we mnie sprzeciw. Moze, po prostu nie porafie go przyjac?

-myślą, że różnią się od wszystkich - drugi strzal w dziesiatke ( na 16 punktow? ) Ale przypatrzmy sie blizej, oczywiscie, ze sie roznia!!! Schizofrenik tez sie rozni itd.

-są nadmiernie odpowiedzialne albo całkowicie nieodpowiedzialne - w koncu ukazanie ekstremow, ale dlaczego tylko w jednym punkcie?

-są lojalne, nawet gdy druga strona na to nie zasługuje, są impulsywne - o tak, bardzo lojalne, ale...do czasu. albo jak komus uda sie wybudowac ta lojalnosc. Zawiedzony DDA jak ja nigdy nie zaufa ponownie, a na pewno jak ktos nie zasluguje na lojalnosc jej nie dostanie. Slepa nie jestem, trening obserwacji takze otrzymalam. A impulsywnosc? Zdarza sie. Ale co Wlosi moga powiedziec? :)

-czują się winne, stając w obronie własnych potrzeb, i często ustępują innym - oj, kurcze. Nigdy nie czulam sie winna, wprost przeciwnie, to swiat byl winny (ekstrema), nigdy nie ustepuje jezeli wiem o czym mowie, lub czuje, ze ktos przekracza moja granice ( pewnie tez sa ekstremalne, tylko nie wiem o tym jeszcze )

-boją się ludzi, zwłaszcza przedstawicieli wszelkiego rodzaju władzy i zwierzchników - zero strachu do ludzi, czyli czeste problemy plus zero strachu do zwierzchnikow, czyli jeszcze wieksze problemy (ekstrema)

-boją się cudzego gniewu i awantur - zero strachu do gniewu czy awantur ( ekstrema)

-lubią zachowywać się jak ofiary - lubie sie zachowywac jak wielki bohater (ekstrema)

-bardzo boją się porzucenia i utraty - trzeci celny strzal. Dlaego rzadko sie angazuje.

-łatwo popadają w uzależnienia albo znajdują uzależnionych partnerów = kompletnie zero uzaleznien. Moj brat takze, on w tym typowy ekstrema, zero niczego, tylko zdrowe rzeczy. To sie tyczy destrukcyjnych DDA, czyli drugi biegun. Co do partnerow, raz sie zdarzyl zwiazek z DDA, raz na paru innych tzw. normalnych.

No i jak to wyglada? Nie dziwi mnie wcale, ze nie zalapalam wowczas, kiedy cos, ktos lub po prostu tendencja zapisana we mnie pociagnela moj wzrok do ksiazki.
Z obserwacji siebie i mojego zycia widzialam wszystko zupelnie na drugim biegunie. Nie domyslilam sie, ze to takze jest DDA. Choroba biegunow, esktrema, biel - czern.

Bardzo ciekawy, dokladny opis cech DDA znalazlam na tej stronie,
http://www.dda.ite.pl/index.php?autodiagnozadda

A najbardziej co mnie ucieszylo byly slowa, "Zapoznanie się z tą listą może pomóc w określeniu swoich cech. Niektórzy uważają, że wszystko co ich dotyczy jest "dysfunkcyjne". Może warto jednak dokonać rozróżnienia na te cechy, które mogą być "obciążeniem" oraz na te, które mogą pomagać, być korzystne."

Ktos zauwazyl cos pozytywnego w problemie DDA!!!! Aby to na pewno Polska???? :))
Uwazam za rzecz bardzo potrzebna zauwazenie dwoch stron medalu we wszystkim. Kazda tendencja wybija nas z balansu i miesza w psychice. Wiem, ciezkie do zrobienia. Ale uwazam, ze otwartosc umyslu na wszelkie aspekty jest rzecza, ktora ratuje nasz umysl od utraty zdrowia emocjonalnego. ( o tym wiecej w krotce)

A teraz chce sie czepnac 12 krokow. Dzis mam czepialski dzien :)

12 KROKÓW DOROSŁYCH DZIECI

Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec skutków uzależnienia - że przestaliśmy kierować własnym życiem.
Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może poskładać nas w całość.
Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek pojmujemy Boga.
Dokonaliśmy gruntownego i odważnego obrachunku moralnego.
Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Staliśmy się całkowicie gotowi do współdziałania z Bogiem, w wyzbyciu się szkodliwych i nieskutecznych zachowań.
Zwróciliśmy się do Boga w pokorze, aby usunął nasze braki
Sporządziliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, na bieżąco przyznając się do popełnionych błędów.
Poprzez modlitwę i medytację dążyliśmy do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek pojmujemy Boga, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków staraliśmy się nieść to posłanie innym potrzebującym i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Teraz pyanie, co tutaj zauwazamy? Poniewaz, jezeli zdarzyliscie mnie choc troche poznac, nurtuja mnie pytanie, skad jestemy, czy jest Bog, dlaczego? dlaczego? dlaczego? Narazie doszlam do pewnych logicznych wnioskow i pewne rzeczy najwyrazniej budza sprzeciw mojego rozumu. Poza tym mysle o ludziach, ktorzy takze maja rozne spojrzenie na swiat.
A wiec, kto zgadnie co moze tu czlowieka irytowac? A na pewno racjonalna Izabell. Aha!!!! "Powierzam Bogu, przyznaje, ze ja nic nie moge, tylko sila wyzsza, prosimy Boga by usunal nasze braki itd - tak, to nie ja moge, nie ja jestem odpowiedzialna, to nie we mnie jest wszystko, zrodlo, ktore musze tylko obudzic,. To nie ja jestem slaba, to Bog nie daje mi sily po prostu a teraz prosze by dal. Kiedys ktos mi powiedzial, "opieranie sie na Bogu jest zrzeczeniem sie odpowiedzialnosci za swoje zycie. "

12 krokow jest bardzo popularne, ale co zrobic z ludzmi - ateistami, agnostykami? 12 krokow jest bardzo katolickimi krokami. Co jest ok dla niektorych, dla innych - nie. Poza tym opiera sie na przeswiadczeniu psychologicznym, ze to w co wierzymy staje sie. To jak z efektem PLACEBO. Dwie tabletki, jedna prawdziwa, druga falszywa, ale uczestnicy mysla, ze prawdziwa. I okazuje sie, ze sama wiara w jej prawdziwosc powoduje ustapienie objawow, np. bolu glowy. Mozna powiedziec, skoro to dziala, to po co myslec, wglebiac sie,dyskutowac o jakis stwierdzeniach, ze to katolickie czy nie, czy to ja czy Bog. Ano zalezy, czy szukamy jak jest naprawde, czy lubimy prawde, czy chodzi by pomoc jakimikolwiek sposobami, nawet jak jest to manipulacja, uluda, klamstwo itd. Tutaj znowu konflikt psychologiczno - duchowy.

Wracajac do tematu, chce wyrazic zdanie iz wszystko co zostalo odkryte na temat chocby DDA nie zmienilo sie od czasu piewszych spotkan w Nowym Jorku. Czasy sie zmieniaja, ale te cechy, punkty, 12 krokow jest nadal czesto uzywane w wielu osrodkach. Co jest ok, jezeli ma o ukazac tradycje rozwoju tego zjawiska. Ale jezeli nie, meczy mnie jednostronnosc drogi, to, ze ja w sumie nie moglabym tam nic znalezc dla siebie, jak i pewnie wielu podobnych do mnie ludzi. Kiedys moj kolega powiedzial, ze psychoterapia czesto sama wpada w pulapke tendencji, psychoterapeuci uzywaja narzedzia, oczywiscie odkryte przez innych i oni sami nie zatrzymuja sie i nie zastanawiaja, czyli jednym slowem, sa narzedzia ale rzemieslnik mysli, ze mlotkiem sie tylko wbija i tylko to mozna z nim zrobic, bo po to go wymyslili. I kiedy z Wami rozmawiam, czasami jak przysylacie mi historie pt. Przychodzi baba do psychologa (lub chlop:)), i reakcje ludzi tam siedzacych, ich narzedzia kompletnie nie-elastyczne w ich glowach (a kazdy czlowiek ma swoja droge dojscia do zrodla), to fakt, punkt na temat braku dystansu zaczyna odzwierciedlac rzeczywistosc. No szlag mnie trafia.

Na dzis koniec moich wywodow. Jak ujac krotko to co chce przekazac?

Wszystko to ma nam jakos pomoc. Ale nic nie zastapi sluchania siebie przede wszystkim, zadawania pytan i znalezienie swojej drogi do balansu.

Drugi wniosek...czasami nawet moj swiat mnie wkurza.

Pozdrawiam wszystkich :)

81 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kiedyś przypadkiem i ja trafiłam na cechy DDA,przyznam że poczułam się naznaczona.! Kilka z nich rozpoznałam w sobie, ale i w innych , tych którzy nie mieli rodzin z problemem alkoholowym. Pomyślałam wtedy, no tak w dzieciństwie piętno córki pijaka w dorosłości piętno DDA. Na dobrą sprawę cechy przypisywane DDA, mają wszyscy w mniejszym bądź większym stopniu,tak jak syndrom aspergera, schizofrenię itd. Jeśli chodzi o te 12 kroków, to za dużo w nich o zawierzaniu się Bogu. Cóż innego robi dziecko gdy mu źle a rodzice nie stanowią dla niego ostoi bezpieczeństwa hmm..zgadnijmy ? zawierza się Bogu, ale zamiast pomocy czuje pustkę słyszy ciszę. W moim przypadku, gdy odkryłam jego brak jako siły wsparcia, rozpoczęłam wyprawę po siebie, samą i nie żałuję tej decyzji. Być może jest Bóg( na wszelki wypadek piszę z dużej litery),to jest bardzo surowym nauczycielem, nie rozwiązuje za nas niczego. Pozdrawiam serdecznie awika

Izabell pisze...

Witaj Awiko,

tak, cechy ogolnie ma kazdy podobne mniej czy wiecej, ale chyba i tak problemem jest jezeli ktores sciagaja nas w dol, nie pozwalaja nam zyc w balansie i sprawiaja,ze jestesmy wyjatkowo nieszczesliwi. Te punkty sa jakies takie sztywne. Wiem, ze mialy za zadania klasyfikacje. ale mysle, ze mozna to zrobic lepiej. tymczasem, gdziekolwiek sie obroce te punkty, jakos malo wymowne. Odrazu mi sie przypomina, ze takze mnie nie oswiecily :)

O tak, Bog jest bardzo surowym nauczycielem - jezeli istnieje. I tak po Twoich slowach naszla mnie mysl, ze w sumie od dziecka jestesmy uczeni zawierzeniu komus z nieba, a nigdy swojej wewnetrznej sile. Te 12 krokow, kiedy pierwszy raz je przeczytalam az zabraly mi dech w piersiach, poniewaz - jako bardzo odpowiedzialny DDA za swoje zycie - wciskanie mi filozofii, pros, modl sie a bedzie Ci dane - jakos nie bardzo mi pasowalo.

Ja takze, odkad ostatecznie skierowalam sie do swojego wnetrza, moje zycie uleglo zmianie. i teraz zawsze tam siegam jak tylko potrzebuje.
:)
buzka

Anonimowy pisze...

Niezwykle interesujácy post - glebokie przemyslenia.
Osobiscie nie znam tematu z autopsji natomaist wyobrazam sobie, ze jak kazdy cios zadany nam w dziecinstwie odbija sie on skazá na ciele zycia doroslego.
Pozdrawiam Cie serdecznie Izabell ;*

salehliam pisze...

Ciekawi mnie jedna rzecz, nie pochodze z rodziny alkocholowej, a mimo to rozpoznaje wiekszosc syndromow DDA, czy to jest mozliwe?

Co do zawierzania sie Bogu, no wlasnie. Wazne jest przede wszystkim to zeby pomoc ludziom zaprzyjaznic sie z samym soba, a to tak jak zaprzyjaznic sie z Bogiem. Dlaczego podchodzi sie do tego od tylu trudno mi zrozumiec. To tak jakby czlowiek stworzyl Boga i przez niego zaprzyjaznial sie ze soba, a jest zupelnie odwrotnie. Bog stworzyl czlowieka, i dopiero czlowiek przez przyjazn ze soba, jest w stanie zaprzyjaznic sie z Bogiem. Nie definiuje pojecia Bog, bo jest to bez znaczenia i zalezy od bardzo osobistych odczuc i przekonan.

Izabell pisze...

Witaj, na pewno jest mozliwe:) czasami trzeba cos przezyc by zrozumiec lub zauwazyc, a czasami wystarczy obserwowac. jak w tych slowach, niektorzy ludzie musza dotknac ognia by wiedziec ze jest do bolu gorace, niektorzy obserwuja jak inni to robia i odczytuja to doglebnie :)

Bardzo fajne slowa, podchodzi sie od tylu, najpierw przyjazn ze soba potem zaprzyjaznic sie z Bogiem...

Patrzac na ogolny zarys, jakos ludzie maja tentendcje do zabierania sie za problemy od tylu automatycznie powodujac iz sa jeszcze bardziej skomplikowane.

pozdrawiam serdecznie

Klara pisze...

"Bóg, jeśli jest, jest bardzo surowym nauczycielem"....

Wiecie co, ja mam 3 dzieci, sama jestem dzieckiem z domu, gdzie był alkochol i inne uzależnienia, a przede wszystkim ogromna samotnośc. Mówiono mi wtedy, że nie ma Boga, a nawet jeśli jest, to nie obchodzi go nasze cierpienie. Nie pomogło mi to.
Jako dorosła już osoba, sceptycznie nastawiona do Boga i wrogo do Kościoła, miałam okazje spotkac Go osobiście. Nie "twarza w twarz" co brzmi już całkowicie nie realnie, ale właśnie w sobie, we własnym wnętrzu.
Możecie drwic, ta drwina jest własnie czymś, co zamyka mu całkowicie drzwi, tylko my możemy je zamkną a On, jak napisała Awika "nie rozwiązuje naszych problemów".......jeśli tego nie chcemy, nie jest także Świętym Mikołajem.
Mając dzieci, zrozumiałam, że czasem się im odmawia, czasem nawet karci. One tego nie rozumieją, a juz napewno trudno im rozumie, że wynika to z miłości.
Ja zrozumiałam, że zała moja historia, moje cierpienie, było przez niego dopuszczone, nie interweniował...z wielu (teraz coraz bardziej jasnych dla mnie powodów) ale było dla mnie dobre i dzięki temu teraz, czuję, że ze zwoim DDA nie jestem sama, że nie jest ono klątwą, ani przekleństwem, ale Darem. Nigdy nie dokopałabym się tak daleko, do duszy, do sensu życia, do Boga, nigdy nie kopałabym tak silnie, gdyby nie te doświadczenia. Teraz dokopałam się do skarbów o jakich nie śniłam, jakkolwiek to nie brzmi dla was...może patetycznie, może górnolotnie....
cieszę sie także, że znalazłam tą stronę:)

Izabell pisze...

Witaj Claris,

dziekuje Ci za ciekawy komentarz. oczywiscie nikt nie bedzie tutaj drwil, a dyskutowal i filozofowal:)

oczywiscie, tak jak napisalas, nie pomoglo Ci to, ze ludzie mowili iz Boga nie ma. Mi nie pomagalo kiedy mi mowili, ze Bog jest. Tak jest wlasnie rozni ludzie, rozne narzedzia dotarcia, co nie oznacza, ze jest to zle lub dobre. Jezeli pomaga komus wiara w zewnetrzna istote, wyobrazenie sobie, ze ktos podtrzymuje za reke to jezeli tylko to pomaga - ja nie mam nic przeciwko. ale widzisz, ja jestem takze osoba, ktora chce sie rozwijac i nie zatrzymuje sie tylko na pewnych okresleniach a to dlatego, ze wlasnie mi to nie pomaga. moim celem nie jest sie uszczesliwic i osiasc, tylko celem jest rozwoj.

Wiara w osobe zewnetrzna, nawet mowienie o niej ON, nie jest po prostu moja droga. to, co mi pomaga to rozwoj, nawet czesto kosztem bolu.

i tak zamykanie sie na Niego - ja juz moge podciagnac to do psychologicznego mechanizmu, ktory pomaga uporac sie nam z pewnymi demonami. Przewaznie wiara, ze nie jestesmy sami, ze jest ten Ktos. niestety to do mnie nie przemawia, nie pomaga bo za duzy mam nacisk na logike i niuanse, ktore wychwytuje moj umysl. nie umiem czegos nie wiedziec lub nie poddawac w watpliwosc. i nie uwazam, ze to dwrwienie czy zamykanie MU drzwi - tylko zwykle logiczne myslenie silniejsze niz wiara. czasami sciaga mnie to w dol. czasami uwalnia.

Masz racje, ze to pomaga. Ale jezeli rozmawiamy filozoficznie - psychologicznie dorzucaja logike nauki oraz wlasne cechy - jak w moim przypadku brak potrzeby opierania sie na zew. sile - wowczas nie potrafie sobie pomc w kategorii ON.

jednak moge sobie pomoc w kategorii wenetrzna sila, ale ta sila to JA nadal. nie On, nie Bog - JA. ja biore odpowiedzialnosc za swoje zycie, ja moge duzo zrobic. tu mozna stwierdzic, ze wtedy jest ciezej. fakt - nawet badania to potwierdzaja, ze stres dzielony to nie stres samemu, tylko znowu przypominam - wtedy najwiecej sie naucze.

tak na koniec wiara jest bardzo waznym aspektem budowy emocjonalnej, jednak opieramy sie na roznych filozoficznych przeslankach. choc dochodzimy do tych samym wnioskow - ja tez mysle, a raczej nauczylam sie myslec, ze DDA duzo nam daje i czuje wszystko co piszesz, o dokopaniu sie do zycia, duszy. ladnie powiedziane. wlasnie o tym staram sie pamietac, nie o tym co mi zabralo.

najwazniejsze, ze Ci sie udaje i mi czasami tez:)

pozdrawiam cieplo

Klara pisze...

Zgadzamy się nawet w wiekszej ilości spraw;) Choc zupełnie nie mogłabym zgodzić się z tym, że wiara w Boga, jakolwiek go nie nazwiemy, jest "zatrzymaniem się w miejscu". Wiara w Boga jak i sam Bóg jest Drogą. Tego się nauczyłam , to odkrywam i wchodząc coraz głębiej i dalej konkretnie odczuwam. Bliskie jest mi dociekanie, nie umjiem ustać w miejscu i właśnie dlatego odkrywanie Boga jest dla mnie fascynujące.
Mówisz także, o nauce i filozofii i o tym, ze ona (nie wiem czy dobrze Cie zrozumiałam) przeczy jego istnieniu. Tym czasem jest zupełnie odwrotnie, wielu ludzi nauki, wielkich filozofów i odkrywców ma przekonanie, że Bóg istnieje. Jan Paweł II był człowiekiem światłym, podróżnikiem, myślicielem i filozofem, znał 7 językó i rozmawiał z nie jednym uczonym i myślę, że wybory jakich w zyciu dokonał, np umieranie w cierpieniu i życie w trudzie były dowodem na to, że nie traktował wiary jako czegoś co mu poprostu "pomaga" jak to ujełaś. Myślę, i znając osobiście wielkie postacie głęboko wierzących ludzi, jestem przekonana, że wiara w Boga jest czyms znacznie więcej niż poprostu "pomocą", jest całkowitym oparciem i zawierzeniem, jest pożuceniem bezpiecznej klatki i żuceniem się "ze skały" by poszybować jak ptak :)

Klara pisze...

Ale zapomniałam dodać, także, że właśnie w tej klatce nie mogę żyć, decyduję się na wiele "kontrowersyjnych" dla innych ruchów na swej drodze, właśnie dlatego, że dzięki Bogu, nie boję się odpowiedzialności za swoje życie, za życie moich dzieci. Co więcej, nie zwalam ich na samego Boga, nie podejmuje tych decyzjii pod jego "magicznym" natchnieniem, ale dlatego, że On daje mi odwagę, której wcześniej nie miałam.
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że moje słowa nie są odbierane inaczej, niż jedynie chęć otwarcia się i wymiany doświadczeń:)

Izabell pisze...

Witaj Claris,

alez oczywiscie, jak najbardziej odczuwam nasza rozmowe pozytywnie. Twoj styl wypowiedzi jest jak najbardziej nacechowany pozytywna wymiana naszych filozofii, masz swietny dar ;)))))

wiec, absolutnie nie powiedzialam, ze filozofia przeczy istnieniu Boga. Czytajac moj blog - a wiem, ze tego jest duzo :)) - dowiedzialabys sie, ze nawet wyznaje zasady agnostyczne, jestem pomiedzy. plus, studiujac filozofie i psychologie przez lata nie moglabym tak powiedziec. Tyle, ze filozofia opiera sie na rozumowaniu. czyli cos rozumujemy ale tego nie sprawdzamy. natomiast nauka, psychologia sprawdza te rozumowanie. oczywiscie ona takze nie zaprzecza istnieniu Boga, ale go nie potwierdza. nie ma na to dowodow. natomiast sa dowody na to jak nasz mozg pracuje, jak radzi sobie z ciezkimi przezyciami i traumami. ja nie zatrzymuje sie na filozofii, ja chce sprawdzic, zobaczyc.
poprzez limitowany rozwoj mialam na mysli wlasnie to,ze wszystko o czym mowisz a co Ci pomoglo jest oparte na wierze. i to jest cel, ma Ci to pomoc i to jest ok. ale cel rozwoju jest przekraczanie nawet wlasnych wierzen by zobaczyc jak jest a to moze bolec. jezeli ktos to zrobi i zobaczy, ze nie ma Boga hipotetycznie - wtedy zalezy od jego wierzen i postawy, lub cech wrodzonych, czy to udzwignie czy nie. ale wiekszosc ludzi czula by sie zle, bo tak czlowiek generalnie dziala. i to juz tez jest limitacja. rozwijasz sie, wierze w to :)) ale na pewnej drodze, co jest tez ok. ja marze dotykac wszystkie i na tych mozliwe dobrze sie czuc nie bede. masochizm chyba hehe:))

i tak, od wiekow, wszelkie rytualy i wierzenia towarzyszyly czlowiekowi. dzialaja swietnie. poruszaja tlumy, prowadza do wielkich poswiecec i wielkich wojen. wiec nauka zainteresowala sie tym tematem.

jest poparcie na wyniki wzmozonej aktywnosci naszego mozgu podczas modlenia sie do zew sily. to nawet pomaga wyzdrowiec szybciej. Mozesz powiedziec, ze to Biig daje sile. ja mowie, ze to my, tak dziala nasz mozg, takimi stworzeniami jestesmy. co nie oznacza, ze sie nie myle. wiem tylko, ze jestem osoba wewnetrzna i czy Bog jest czy nie, licze na siebie, modle sie do siebie.

wiara w Boga to dla mnie za malo, bo malo jest dowodow.

co do Jana Pawla II, z calym szacunkiem dla ogromu pracy jaka dokonal - dla mnie byl nadal tylko czlowiekiem. a ze byl nim tylko, z wileoma rzeczami, ktore wyznawal absolutnie sie nie zgadzam.

poza tym jak czytalam, spotykal sie z naukowcami, genetykami i jak wiadomo moze byc tak, ze wiara nie musi wykluczac nauki, tylko bajki w biblii, ktore zostaly stworzone by czlowiek zrozumial - bo wiemy ze czlowiek uczy sie dobrze poprzez przypowiesci - mozna zamienic na naukowy jezyk i odkrycia. jednak nie wszystko jeszcze.
skad wiemy, ze Jan Pawel, w swojej madrosci zrozumial, ze Boga nie ma, jest tylko bezkres, ale to czlowiek jest najwieksza sila sprawcza milosci i zla, ale nie powiedzial tego swiatu bo ludzie nie sa na to gotowi, albo nigdy nie beda. moze byl tak dobrym psychologiem, ze rozumial nature ludzka na tyle, ze bez Boga ludzie by hulali jak wiatr po polu. skad wiemy co on naprawde wiedzial?? moze dzielil sie tylko tym co wiedzial, bedzie budowac?

to ze znal 7 jezykow... byl poliglota. co w tym wielkiego, znam takich ludzi. byl bardzo zdolny, podziwiam tego czlowieka, ale posiadanie autorytetow, opieranie sie na "bogach", nie jest dla mnie wystarczajace.

mowie tu ciagle w kontekscie rozwoju, bo mozliwe ze gdybym uwierzyla to moze by mi to duzo pomoglo. ale najlepsze jest to, ze kiedy wierze w siebie, tak samo mi pomaga jak tym wierzacym w Boga. takmi sie zdaje przynajmniej.

wracajac do rozwoju jeszcze, jezeli sie wierzy w Boga, dla mnie to limituje, a to dlatego ze takze jest powszechnie wiadome w nauce, ze nasze wierzenia ksztaltuja wszystko inne. czyli jak Freud rozpisywal sie ze z psychika jest tak i tak, potem ktos w to wierzy bez indiwidualnego myslenia, to wszytsto co bedzie odkrywal bedzie podciagal pod ten kontekst. do wtedy uniknie dysonansu.

jezeli wierze w Boga i wybieram sobie religie na przyklad - to juz automatycznie odbieram sobie samodzielny rozwoj. Bo jak mam wierzyc w jego dobro kiedy mam oczy i widze? skoro cierpienie tylko uczy, a On jest wszechmocny, to dlaczego nie zmieni by radosc uczyla? to wszystko mi sie kupy nie trzyma. wiec mowie, nie wiem. przez to nie wierze, bo mi to ni epomaga i nie odpowiada na wszystkie pytania. ale jezeli Tobie odpowiada i przez to jestes szczesliwa to jak najbardziej popieram:)

chcialabym wiedziec jakie kontrowersyjne ruchy masz na mysli?? :) Wszystko co swiat mowi o Bogu i czego chce, to kontrowersja byloby poparcie eutanazji na przyklad, lub rozwod, choc juz nie tak jak kiedys.

chyba ze masz swojego Boga, uksztaltowanego w glowie i sercu?? to juz inna sprawa wtedy :)))

pozdrawiam cieplo:)

Anonimowy pisze...

A ja napiszę krótko-dopiero Twój drugi biegun cech dda dotarł do mnie.To było dopiero to o mnie.
Pozdrawiam:)
A.

Izabell pisze...

Ciesze sie, ze cos rozjasnilam. Bo mnie to takze gubilo.

pozdrawiam! :)

Anonimowy pisze...

Ja dowiedzialam sie o tym ze mam typowe cechy DDA u psychologa i opis tych cech ktore znajduja sie na stronie http://www.dda.ite.pl/index.php?autodiagnozadda sa calkiem trafne tylko polega to na tym ze musimy je uwaznie przeczytac i dostosowac do siebie a nastepnie zapamietac i kierowac sie w zyciu tymi cechami lub je zmieniac w taki sposob by zyło sie nam lepiej...chodzi tu o to ze musimy przelamac pewne bariery ktore utrudniaja nam wspulzycie w spoleczenstwie...pozdriawiam Kasia

Izabell pisze...

Witaj,
oczywiscie, jak zawsze pierwszy krok jest poczatkiem do glebszego poznania.
Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

mhm nie wiem co napisac ja dopiero teraz przejzałam na oczy wiem ze jestem typowym DDA a najgorsze jest to ze jestem juz dorosła ale nadal mieszkam z rodzicami i ojcem alkoholikiem...cechy sie zgadzają prawie wszytskie..najgorsze chyba dla mnie to to ze nie mogę sie bardziej zaangazowac w zwiazki uciekam boje sie odrzucenia- ciesze sie ze znalazlam ten blog

Izabell pisze...

Czy bylaby szansa abys sie wyprowadzila z domu? Moze warto pomalu, malymi kroczkami zaczac budowac sobie inny swiat - choc samej ale jednak warto..

Anonimowy pisze...

dziękuje że odpisałaś niesteryt takiej sznsy nie ma ..nie zarabiam az tyle aby moc wynajmowac mieszkanie i utrzymac sie samemu, a druga kwestia ze nie che zostawic mamy..wiem ze to jej blad bo gdyby ona podjela decyzje ze to koniec to by dało rade pozbyc się ojca..ale to jest tak zwany ten zamknięty krąg. awantura, potem miodwy miesiac i znow i tak całe zycie..nie umiem jej przekonac zeby wkoncu cos zmienila..tez zrobila juz pierwszy krok chodzi na terapie dla tzw. współuzalerznionych...jej jest napewno łatwiej ale narazie nic nie zrobiła w kierunku tego by sie wyplatac z tego koszmaru!

Izabell pisze...

Skomplikowana sprawa...

A z mama nie dalo by sie wyprowadzic? no tak, napisalas, ze jednak jest wspoluzalezniona. ale sam fakt, ze poszla na terapie daje juz jakies kroki do przodu. Trzymam kciuki za Twoja wewnetrzna sile...
:)

Anonimowy pisze...

dziękuję za ten post, ktoś mi Go wynalazł w necie.

Super,że nie jestem jedyna, która myśli podobnie do Ciebie o DDA i 12 krokach. Czasami przeczytanie czyichś słów pomaga wyrazić własne a czasami inspiruje do swoich własnych nowych. Dziękuję i za to i za to.

sylwiazłodzi

Izabell pisze...

Swietnie powiedziane. Pozdrawiam serdecznie i witam w naszym swiecie:)

Anonimowy pisze...

Dobry wieczór,

myślę, że Boga nie można ogarnąc rozumem, tylko odnalezc sercem.. Osobiscie jestem (zawsze byłam) podobnie mysląca jak Ty, setki pytań, podważanie wszystkich teorii, etc. Ale wydaje mi sie to logiczne, skoro DDA najczęsciej nie maja autorytetow w rodzicach (rodzicu) alkoholikach i nikomu ani w nic nie wierzą do końca.. I boją sie otworzyc serce,a to jedyna droga do poznania Boga. Tak mysle, choc jeszcze tego nie wiem... I myśle, ze wiara, to WIELKI DAR, a nie ograniczenie. Powiem nawet wiecej, ze w niektórych aspektach rozum bywa bardziej ograniczajacy niz otwarte wierzące serce.
Pozdrawiam i dziękuje- dałas mi pretekst do przemyśleń :)

Kasia

Izabell pisze...

Witaj Kasiu:)

uzylwas slowa logiczne w stosunku do DDA i "otwartego serca" ale nie widze logicznosci dalszej czesci.

czyli czy wszyscy naukowcy, filozofowie, ludzie poszukujacy prawdy o swiecie to DDA? oni nie otwieraja serca, oni owtieraja glowy i szukaja nie chwalac dnia przed zachodem slonca.

a moze po prostu sytuacje z dziecinstwa obdarly mnie tak szybko ze zludzen, ze mnie uwolnilo od wierzen wiekszosci do jakiejs prawdy, i nie jest to wynik skrzywienia - kto wie?

sa DDA, ktorzy jeszcze bardziej wierza w Boga po ciezkich przezyciach i to im pomaga powstac, mi pomogla rancjonalizacja - wiec jaka tu jest logicznosc?

Ja wierzylam w siebie - i jest to ta sama wiara, oparta na tych samych mechanizmach co wiara w Boga. i podzialalo. wiec logicznosc mi mowi, ze po prostu tak jestesmy skonstruowani, ze wiara nam pomaga. ale moze to byc cokolwiek, tylko latwiej jest wierzyc cos w "na zew" bo wtedy nie czujemy sie tak bardzo samotni i bez sensu - to jest dla mnie logiczne. co nie potwierdza mi istnienie Boga, a na pewno oddawanie Jemu swoich problemow - to ja dostalam zycie i ja moge.

otworzyc serce - hmnnn, czyli co? serce odczuwa nasze emocje plynace z mozgu, a wiemy, ze emocje, ktore mamy pchaja nas do roznych rzeczy i gdybysmy ich nie kontrolowali, nadal zylibysmy w jaskini. a moj mozg jest racjonalny. serce to pompa, ktora pompuje krew. mam otawrta glowe -obserwuje i szukam.

nie jestem pewna co do daru wiary w Boga - znowu logicznosc mi mowi, ze gdybym wychowala sie gdzies indziej i nie slyszalabym o Bogu prawdopodobnie szukalabym sobie jakiego innego obrazu wytlumaczenia czegos, czego nie rozumiem, albo wierzylabym w Boga jakiego by mi podsuneli. a zauwazmy jak swiat jest zbudowany - po tym co narazie wiemy widzimy- jest bardzo logiczny, ale bardzo kompleksowy.

wiec jak widzisz to nie jest tak, ze zostalam skrzywiona i odrzucilam Boga, jako dziecko chodzilam na religie i nawet w niego troche wierzylam bo tak mi mowili. dopoki nie zauwazylam braku logicznosci w tym co mowie a moje "serce" krzyczalo, ze nie znaja Boga i ze nic nie wiadomo.

widac nie dostalam tego daru wiary, ale szukam potwierdzen i zaprzeczec:) ja chce znac prawde a nie osiadac na laurach z wiara, bo bede skrzywiac swoja percepcje:)

pozdrawiam serdecznie:)

Anonimowy pisze...

Droga Izabell,

Zorientowałem się, że jestem DDA bardzo niedawno - na szczęście w czasie kiedy już rozprawiłem się z objawami niszczącymi moje relacje (mam nadzieję, że jak najtrwalej i najzupełniej), bo wcześniej pewnie pogrążyłbym się w oparach psychicznego inwalidztwa i pewnie chorobliwie oswajał się z tym, że "taki jestem".
Dziękuję Ci za pokazanie ekstremów - to odkrywcze dla mnie.

Z wielu rzeczy, które piszesz o Bogu wynika, że Go po prostu nie znasz. Piszesz rzeczy, które zniekształcają Jego obraz.
Użyję takiego porównania: Gdyby Freud był tak popularnym tematem na forach internetowych jak Bóg to myślę, że ze zgrozą rwałabyś włosy z głowy czytając co ludzie o nim wypisują i jak go rozumieją. Normalny niestety (nad czym ubolewam) proces gdy jakość przechodzi w ilość.

Myślę, że uczciwie jest odrzucać kogoś gdy się go chodź trochę na poważnie zechce poznać. Inaczej przypomina to odrzucanie na podstawie "zdjęć" lub "nagłówków prasowych" ubrane oczywiście w bardzo poważne uzasadnienia.

Do rzeczy!
Jeśli ktoś swoim JA chce ogarniać bezmiar i chaos to niech w imię uczciwości wobec samego siebie zechce również ogarnąć coś skończonego, żeby móc to odrzucić.
Proponuję prosty i skończony sposób na poznawanie Boga:

http://www.mietek.com.pl/Apokalipsa08-09.htm

Cykl zaczyna się od dołu (po datach) i od Apokalipsy żeby było ciekawie.
Wszystko w mp3 dla wygody.

Uprzedzam, że to będzie wymagać czasu, ale czy nie warto go poświęcić na zagadnienia nurtujące ludzkość i każdego z nas?
Nie sądzicie, że wszystko co istotne w życiu wymaga czasu, a do tego nie ma dróg na skróty do miejsc gdzie warto pójść?

Izabell pisze...

Witam,

dziekuje bardzo za post, bardzo ciekawy.
niestety jakos sie nie odnajduje w nim. ja nie odrzucam Boga, czy ja powiedzialam gdzies, ze go nie chce? - ja szukam go kazdego dnia. nie jestem ateistka, tylko agnostykiem, otwarta glowa na kazda ewentualnosc - mysle, ze moje slowa sa zle odebrane. moje slowa nie wynikaja z naglowkow gazet, tylko z wnikliwych poszukiwan wsrod ksiag, ludzi itd od 15 lat.

czy go znieksztalcam? skad to wiemy, skad znamy jego prawdziwa nature? jak mozna byc pewnym? jak mozesz byc pewnym?

mowiac, ze nie potrzebuje zwracac sie do Boga o pomoc wiarze sie z moja filozofia, ze juz nam wszystko jest dane by sobie pomoc. jezeli wierze w siebie, a dziala to tak samo jak ktos wierzy w Boga, czy wierzy w Slonce, mowi mi to, ze po prostu mamy takie mechanizmy a nie inne do wlasnej sobie pomocy.

Czy znasz Boga? widziales Go? czy czytasz z wew. siebie? rozumiem, ze z wew siebie, co jest ok - jak najbardziej. Tyle ze ja czytam to inaczej, wiec jaka jest prawda?

a na koniec- zakladanie, ze sie uczciwie z tematem nie zapoznalam - bardzo prosze o wybaczenie - to po prostu obraza moja inteligencje. moje wnioski nie wynikaja z przeczytanych poczytanek, tylko z dlugich nocy zapoznawania sie z tematem. moje slowa sa uczciwe, przemyslane, przestudiowane i rzucone na moje wlasne zwoje mozgowe.

ja nie mowie, ze Go nie ma. Ja mowie, ze jest wiele rzeczy, ktore niestety nie pasuja mi w calej historii. Wiec nie wiem.

dziekuje i na pewno zapoznam sie z linkiem.

Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Witaj Izabell,
podziwiam Cię za upór, za nieustanne poszukiwanie, za to że wciąż znajdujesz w sobie na to siły.

Chrześcijanie wierzą że tę wewnętrzną siłę daje Bóg.

Trochę Ci tej wewnętrznej siły zazdroszczę, bo u mnie jej często brak... Jestem z rodziny dysfunkcyjnej. Moja mama od dawna choruje na nerwicę, depresję, stany lękowe. Cała moja młodość to obawa że czymś mamę zdenerwuję, a denerwowało ją wszystko... Oczywiście cechy DDA też w sobie widzę. Teraz jestem już dorosła i mam swoją rodzinę ale demony przeszłości często wracają... Staram się z nimi walczyć i szukać siły aby żyć.

Znalazłam ostatnio ciekawe artykuły. Autor w zupełnie inny sposób pisze o wierze niż ci których czytałam do tej pory.

Kiedy przeczytałam ten pierwszy artykuł pomyślałam o Tobie i może dla Ciebie te teksty również będą interesujące:

http://tygodnik.onet.pl/32,0,26054,cierpliwosc_dla_nieobecnego_boga,artykul.html

http://www.halik.cz/jp/rozmowy.php

http://www.halik.cz/jp/publikacje.php

Tymczasem życzę dalszej wytrwałości i pozdrawiam :)
Małgosia

Izabell pisze...

Witam Malgosiu,

bardzo dziekuje za komentarz, oraz za linki, naprawde ciekawe. Bardzo ciekawe. Podoba mi sie wiele ze slow - jak na przyklad Bog nie istnieje na powierzchni, albo o cierpliwosci, lub o latwej wierze i ateistach. Ja tez sie nie zgadzam z ateistami, ze Bog nie istnieje, ale takze z tymi co mowia, ze istnieje.... albo precezyjniej - ze istnieje w takiej a takiej formie, jakby znali tajemnice - jak ujal to autor. Swietne.

Moja sila - nie wiem skad pochodzi, i powiem szczerze nie lubie mieszac w to Boga. I powiem wiecej, mysle ze jezeli jest to On takze nie lubi byc w to mieszany bo dal mi wszystko co potrzeba do przetrwania i teraz musze sama nauczyc sie z tego korzystac. Choc to czasami trudne... wiem...

Czasami czuje, ze jestem z czyms polaczona, ze jakis ogien dziwnym trafem we mnie nie gasnie. I choc interesuje mnie skad to pochodzi i tak bardziej interesuje mnie jak to uzyc. Moj Bog nie potrzebuje podziekowan, prosb, stwierdzen, jaki to On jest Wielki i Jedyny, albo, ze istnieje. Moj Bog chce by moje zycie stalo sie pelne w potencjale jaki otrzymalam. Dla mnie samej i w tym dla swiata.

Zawsze oponuje jak ktos stara mi sie wmowic boza sile, bo ja jestem niby za slaba by ja miec. A kto to wie? Moze wlasnie jestem stworzona silna, zrodlo zostalo zasiane we mnie? Wiem jedno, nie potrzebuje wiary w Boga, ale w siebie co dla mnie oznacza my wszyscy mozemy byc Bogami, tylko trzeba wierzyc na poczatku w siebie. I sie nie poddawac.

I tak Ty Malgosiu, moge mowic, ze rozumiem jak Ci ciezko...ale wiesz, do mnie demony takze wracaja... jednak jedno jest pewne - niech wracaja! I tak nic nie wskoraja! :)

Zycze Ci duzo sily. Na pewno gdzies sie pa£eta w Twoim sercu, tylko uwierz w nia - to jest jedyna wiara, ktora jest potrzebna.

Pozdrawiam serdecznie i milego tygodnia. jeszcze raz dzieki za linki! jak jeszcze cos ciekawego znajdziesz bardzo prosze przeslij.
Izabell

Izabell pisze...

ah, wlasnie doczytalam to co napisalam :
"Chciałbym mu jeszcze powiedzieć, że jedną z największych radości mojej wiary, mojego zawierzenia Bogu, stanowi właśnie pewność, że jestem „na trwałe uwolniony od roli boga”. Jest to chyba jeszcze większa radość, niż gdyby ktoś mi w latach szkolnych ogłosił upragniony werdykt, że zostałem „zwolniony z gimnastyki”, albo w czasach Układu Warszawskiego – ze służby wojskowej; oba te pragnienia nie spełniły mi się wówczas. "
napisal p. Halik i zarzuca dalej brak doswiadczenia mlodemu czlowiekowi, ktory mowi, ze on chce byc Bogiem.

No coz, chetnie bym tu pogadala, bo gdyby nie to, ze ja wlasnie CHCE brac odpowiedzialnosc za to co moge powoduje, ze ide do przodu. "Radosna wiara, ze jestem uwolniony od roli Boga" - ah.... jak to pieknie tak sobie wierzyc i czekac na zbawienie. Nie jestem uwolniona od dzialania i proby zmiany na lepsze. Z Bogiem, czy bez Boga.

tak chcialam tylko dodac :)
pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

O tym że jestem DDA, dowiedziałam sie przypadkiem od nauczycielki psychologii. Nie miałam o tym pojęcia, raczej szukałam innych przyczyn moich problemów. Z klasycznych objawów DDA sprawdzają się u mnie na pierwszy rzut oka tylko niektóre - potrzeba kontrolowania wszystkiego, strach przed samotnością, lęk przed zwierzchnikami (niewielki, ale jest), itp. Nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów ale czuję potrzebę bycia w środku wydarzeń, co tłumaczę niską samooceną i brakiem pewności siebie. Osoby, które są głośne, jak Ty i Ja, autorko artykułu, ukrywają strach i poczucie osamotnienia właśnie w taki sposób. Po uważnym przeczytaniu Twojej wypowiedzi mogę stanowczo stwierdzić, że za wszelką cenę chcesz wszystkich czytelników przekonać że jednak jesteś inna, a tak naprawdę jesteś taka sam jak Ja i inni DDA ale jeszcze o tym nie wiesz. Ja się sprzeciwiałam wobec połowy punktów z listy ale po kilku pytaniach od psycholożki załamałam się. My, DDA, nawet nie dopuszczamy do swojej świadomości nawet połowy TEGO, co w nas siedzi. A TO, co w nas siedzi jest uczepione głęboko. Pisałaś, że WOGÓLE nie czujesz lęku przed zwierzchnikami i przez to masz KŁOPOTY. I TU właśnie jest problem - tak głęboko się boisz, że od razu atakujesz. Jak bity pies, on też atakuje gdy czuje się zagrożony - a Ty atakujesz, bo się boisz i to cholernie. Alkoholik też uważa, że nie pije dużo. Masz typowy dla współuzależnionych stan NEGACJI. Będziesz negować, kontrolować, udowadniać (jak tutaj) że tylko kilka rzeczy sie zgadza, ale tak naprawdę dopiero terapia grupowa Ci uświadomi, jakie spustoszenia zrobił ojciec w Twojej psychice. Mój też pił, bił, znęcał się , mało mamy mojej nie zabił. Przez lata męczyłam się z nienawiścią do alkoholu, pijaków, mętów, brudnych osób, silnie reagowałam przeciw złym zachowaniem mężczyzn wobec kobiet, czy dzieci. Zawsze byłam wszędzie, głośna dusza towarzystwa, dobre stopnie, dobra córusia, sportsmenka z sukcesami - to była ucieczka od problemów - w naukę , w sport. Teraz dopiero się przełamuję, odpuszczam, ale to nawet nie próg domu, do tych drzwi mam jeszcze kawał drogi. Pozdrawiam. Kasia

Izabell pisze...

Witam, dzieki za poswiecilas czas by napisac tak dlugi komentarz.

Niestety z powodow mojej racjonalosci widze pare sprzecznosci. napisalas, ze uwaznie przeczytalas moj post, ale chyba sie tu nie zgodze. a na pewno widze, ze przeczytalas ten jedyny, wiec skad wiesz co ukrywam?

Po 1, gdzie ja napisalam, ze ATAKUJE swoich przeloznych. czy myslisz, ze utrzymalabym sie w tej samej pracy juz 6 lat, gdybym ich ATAKOWALA? napisalam, ze sie nie boje, co oznacza, ze ide i chce rozmawiac, rozwiazywac problemy jezeli sa, a na pewno byc wysluchanym co kazdy dobry przelozony na odpowiednim miejscu powinien zrobic. i nie boje sie tego robic. nie jestem glosna. nie krzycze, nie dre sie, nie chce i nie lubie byc w centrum uwagi, lubie byc z boku i to bardzo. klopoty biora sie z stad, ze wlasnie przelozony chce zebym sluscila glowe i robila swoje nawet jak jest problem. KIEDYS bylam glosna, jako dziecko ktore cierpialo, krzyczalam i gryzlam, zwracano mi uwage, ze podnosze glos. a wiesz co? od 6 lat nikt mi tego nie mowi! I ja widze sama, ze sie oczyscilam. to, ze ktos ma jakas sile by zrobic wiele samemu nie oznacza, ze powinnas Ty zaczynac gryzc. bo oceniasz mnie, jako osobe ktora ma niska samoocene, a Twoj post jest w tonie WYKRZYKIWANIA BOLU, oraz faktu, ze ktos moze sobie sam poradzic, a Ty widac nie moglas.
Ja nigdy nie czulam nienawisc do pijakow, alkoholikow itd. bo NIE JESTEM TOBA, jestem inna jednostka, z wlasnym potencjalem. kazdy ma inne talenty.

Po.2 to, ze zalamas sie po psychologu i przeczytaniu tych punktow oznacza, ze wlasnie takie do Ciebie pasuja. Ale nie do wszystkich. to, ze ktos to zapisal nie oznacza, ze nalezy byc slepym i ni euzywac glowy. mi sie cos ze mna nie zgadzalo, do Ciebie pasuje i swietnie! Ale generalnie nie sa to punkty kompletne. i jako osoba, ktora z pasji i wlasnego doswiadczenia w przyszlosci chce rozwijac ten temat i szukac odpowiedzi na ten czas ze swojego doswiadczenia i innych uwazam, ze punkty sa okrojone i to mocno. Czy ja napisalam gdzies, ze one do mnie nie pasuja? napisalam, ze pasuja ale w drugim ekstremom np. klamstwo, ja jestem na drugim ektremom, mam z tym problem, nie potrafie klamac czy odgrywac role np na interview i nienawidze jak ktos inny to robi.

Dlaczego okreslasz mnie i innych na swojej podstawie??? Znowu gdybys wiecej o mnie przeczytala na blogu to bys sie doczytala, ze napisalam tysiace razy iz OPISUJE SWOJA DROGE, DLA MNIE ONA DZIALA, i z calym szacunkiem, nie jest Tobie okreslac czy sie ludze czy nie, bo to ja chyba wiem i moje srodowisko. ja wiem co czuje, czy cos czuje i czy sie rozwijam. Nie wszyscy sa na jedno kopyto.

..

Izabell pisze...

Nastepnie; dlaczego uwazasz, ze dla wszystkich jak dla Ciebie terapia grupowa jest jedyna forma uswiadamiania??? to jest bardzo zlimitowane spojrzenie, zlimitowane tylko do Ciebie, wybacz, siedze w tym nie tylko zyciowo, ale i analizuje to przez pryzmat naukowy od lat, nie dla wszystkich jedno narzedzie dziala odpowiednio. Tobie pasuje? Swietnie! ale ja nie jestem Toba.
Tak samo jak kazdy inaczej identyfikuje sie z punktami, gdyby wszyscy pasowali do jednego schematu terapeuci nie mieliby pracy a my wszyscy bylibysmy uzdrowieni.
Ja wiem kim jestem, pisalam milion razy, jestem bohaterem, osoba budujaca ktora wlasnie stala sie zbyt odpowiedzialna za siebie i swiat, ale czy jestem kontrolujaca???? pierwsze slysze! jestem dusza artystyczna, kontroluje to co moge jezeli chodzi o osiagniecie swoich marzen, ale nie kontroluje nikogo ze swoich przyjaciol czy rodziny, a wiecej uwielbiam spontan!

Znowu - strach przed samotnoscia. ja nie jestem Toba! Ja mam odwrotny problem - strach przed bliskoscia. Uwielbiam byc sama! kocham byc sama, bo tak zostalam uwarunkowana. i pisalam nie raz, ze to jest swiat ktory musze odbudowac, zaufanie drugiej osobie. gdybym sie bala samotnosci nei wyemigrowalabym sama, nic bym nie zrobila tylko pakowama sie w dziwne relacje.

Wiec dzieki za analize Kasiu, ale teraz posluchaj prosze mojej -
to Twoj komentarz udowadnia, ze czujesz sie samotna i bardzo chcesz by ludzie byli tacy jak Ty, dopisujesz im narzedzia, ktore dzialaja na Ciebie, wiec myslisz na innych. To minimalizuje Twoje poczucie osamotnienia. Twoj post jest pelen agresji i wykrzyknikow, denerwuje Cie jak ktos pisze, ze mu sie udalo, bo Ty wlasnie odkrylas, ze Tobie jeszcze nie. Jezeli ktos ma wlasne zdanie inne niz do tego co w sobie odkrylas zarzucasz mu NEGACJE, nie fakt, ze moze osoba odnalazla inna droge ktora I TAK WIEDZE DO ROZWOJU, ale Ty nie chcesz tego przynac, bo byloby to przyznanie sie do tego, ze Tobie samej sie nie udalo, jakby bylo cos w tym zlego.

Moje zycie jest teraz pelne kolorow, usmiechu, planow i marzen. Jest normalne, z dolami, ktore juz mnie nie dusza, i z gorami. Zero nienawisci w moicm sercu i tego Ci wlasnie zycze.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Witaj Izabell,
tu Malgosia z wpisu z 18 kwietnia :)
Ciesze sie bardzo ze odpisałas.

Jesli chodzi o moje zdanie: "Chrzescijanie wierzą że tę wewnętrzną siłę daje Bóg." To chodziło mi o to, że nasza wiara mówi o tym że wszystko mamy od Boga i dzięki niemu. Na ziemi niestety nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć - na tym właśnie polega wiara. Wiara to nie wiedza.
Oczywiście nie zmuszam Ciebie abyś w to wierzyła. Jeśli nie chcesz to nikt za Ciebie chcieć nie może ;)

A tak swoją drogą to pisałaś że boisz się bliskich relacji. Może właśnie dlatego nie potrafisz zaangażować się w relację z Panem Bogiem. Ale to tylko takie moje skojarzenia. Może się mylę.

Jeśli chodzi o doświadczenie bliskości Boga to dla mnie najbardziej widoczne to jest na zamkniętych rekolekcjach, dniach skupienia, a nie na Mszy Św w niedzielę czy w Święta.
Oczywiście można powiedzieć że działają tam mechanizmy psychologiczne, emocjonalne, tzw. "pranie mózgu" lub naturalna potrzeba człowieka wiary w coś lub kogoś, ale w relacjach międzyludzkich, w miłości małżeńskiej, miłości rodzicielskiej, w przyjaźni itp działają te same mechanizmy psychologiczne i emocjonalne - ale też chęć/potrzeba zaangażowania/relacji i natura/instynkt/"chemia".

Anonimowy pisze...

Napisałaś:
"Czasami czuje, ze jestem z czyms polaczona, ze jakis ogien dziwnym trafem we mnie nie gasnie. I choc interesuje mnie skad to pochodzi i tak bardziej interesuje mnie jak to uzyc. Moj Bog nie potrzebuje podziekowan, prosb, stwierdzen, jaki to On jest Wielki i Jedyny, albo, ze istnieje. Moj Bog chce by moje zycie stalo sie pelne w potencjale jaki otrzymalam. Dla mnie samej i w tym dla swiata."

Mam nadzieje ze Twoje zycie bedzie pelne dla Ciebie i dla swiata, ale też dobre dla Ciebie i dla swiata.
Czy Ty jako bog/Bog sama okreslasz co jest dobre a co jest zle? Kierujesz sie jakimis normami spisanymi przez ludzi czy moze tym czego Cie zycie nauczylo? Nie pytam aby Cie atakowac tylko poprostu z checi poznania Twojej filozofii :)

Izabell pisze...

Witaj Malgosiu :)

tak, rozumiem, ze Chrzesnijanie tak wierza. Ja mowie na to nie wiem. Niestety wiara dla mnie to jakby "koniec drogi", wytlumaczenie juz sobie, ze jest tak i tak, bez logiki. Niestety nie umiem zignorowac pytan ktore mi sie nasuwaja a odpowiedzi jakie daje religia nie odpowiadaja albo nie sa dla mnie wystarczajace. Widze wieksze spektrum - od wiekow wymyslano bogow, wiele w chrzescijanstwie jest zaporzyczone z przeszlosci grecjiej, rzymskiej. takze psychologia - od wiekow czlowiek tlumaczy sobie cos czego wytlumaczyc nie moze. wiele pytan, wiele mysli... Szczegolnie gdy jest sie wiedzionym jak ja ciekawoscia, niezwykla potrzeba odkrywania stanu rzeczy... jak jest naprawde... a mysle, ze po to czlowiek dostal od ewolucji tak skomplikowany mozg by wlasnie szukal i pytal. patrzac na swiat - on jest racjonalny i logiczny. Wiec jezeli Bog jest, tez moze byc logiczny i mysle, ze mozna go poznac rozumowo. nie trzeba wiary. Tylko moze jeszcze tam nie dotarlismy?

Boje sie relacji, ale nie oznacza to, ze ich nie mam. Mam bliskie relacje, bylam zakochana, angazuje sie w bol ludzi poprzez empatie - ale faktem jest, ze nie angazuje sie na 100%. zawsze jest we mnie ten dystans. i powiem Ci po dlugim przygladaniu sie swiatu i sobie nie chce go utracic, bo wychodzi na to, ze to dobra baza do pomocy. dystans emocjonalny, balansowanie jest bardzo dobre.
Teraz sobie pomyslalam, ze rzeczywiscie wiara w Boga musi byc po prostu zanurzeniem sie jak dziecko z ufnoscia na 100%. no wlasnie, ale ja nie czulam sie dzieckiem kiedys, a teraz juz na pewno nim nie jestem I nie wiem taze czy to dobra rzecz bo to takze oznacza naiwnosc, zawierzenie, zaufanie. to tak jak pojde pomoc zebrakowi z wiara i ufnoscia bez uzycia rozumu JAK NALEZY mu pomoc. a na pewno nei tak jak jest napisane w Biblii bo moze to byc dla mnie niebezpieczne. a wiesz, latwo zawierzyc i pokochac cos co nie jest przy nas, nie widzimy jak ma zle czy dobre humory, jak jest dobry lub wnerwiajacy czasami. Moge powiedziec KOCHAM SWIAT, jak niektorzy papieze, ksieza mowia. Ja tez kocham ogien - bo bezpoesrednio go niedoswiadczam. itd itd wiele mysli mam w glowie na tem temat.


Oczywiscie, masz racje, wszedzie dzialaja takie same mechanizmy, w milosci, w religii itd Tylko, ze milosc mazenska na przyklad a Bog to jednak fakt bezposrednio odzialywajacy i widoczny poprzez bezposredni kontakt i wspolne sprawy a Bog prawdopodobienstwo, ktore jest "moze" w naszej glowie bo inaczej nie potrafimy pogodzic sie z faktem ze zycie mamy tu i tylko jedno. Myslisz ze milosc malzenska istniala by gdyby malzonkowie zyli daleko od siebie, w dwoich innych swiatach? Milosc malzenska istnieje bo dzielisz zycie bezposrednio. itd itd
wybacz, pisze tak dlugo bo mam sklonnosci filozoficzne i lubie takie debaty :)))

Izabell pisze...

Nie czuje sie atakowana:)

no wiec: "Czy Ty jako bog/Bog sama okreslasz co jest dobre a co jest zle? Kierujesz sie jakimis normami spisanymi przez ludzi czy moze tym czego Cie zycie nauczylo? "

To jest pytanie na ktore psychologowie probuja odwiecznie odpowiedziec. Nie wiem czy jestesmy tabula rasa, czy przychodzimy z czyms na swiat. Mysle, ze jedno i drugie ma wplyw.
Co jest dobre a co jest zle? Moralnie to jest dla mnie ciezkie pytanie. Niestety nie nabylam moralow jakie mnie uczono, mam zupelnie inne spojrzenie na np. aborcje, eutanazje itd jak katolicy. dla mnie tutaj moralny jest wybor kobiety, moralne jest zadecydowanie przeze mnie kiedy chce umrzec. jak kobieta zdecyduje sie na aborcje nie uwazam, ze to nie moralne. Ale czy to jest moralne obiektywnie? nie wiem. ale w moje wnetrze mowi ze tak jest dobrze, bo kazdy ma prawo do decyzji.

Nie zajmuje sie co jest moralne. zajmuje sie co jest madre, czym jest madrosc. Dla mnie madrosc oznacza glebie spojrzenia, na zycie, sile w spojrzeniu na sprawy jakimi sa, bez koloryzowania rzeczywistosci i budowanie - nie niszczenie. slysze swoj glos wewnetrzny i inuicyjnie wyczuwam co "mysle" iz jest madre i dobre. moze intuicja to przeszlosc lub wrodzony glos lub wszystko razem? ale nie wszyscy sie ze mna zgodza, wiec co jest madre i dobre? gdzie znalezc tu odpowiedz?



i tak mozemy bez konca:)
milej niedzieli!

Anonimowy pisze...

Witaj Izabell

Mam nadzieje ze egzaminy szczesliwie juz zdane :)

Dziekuje za odpowiedzi i podzielenie sie swoja filozofia zyciowa.

Napisałaś "Myslisz ze milosc malzenska istniala by gdyby malzonkowie zyli daleko od siebie, w dwoich innych swiatach? Milosc malzenska istnieje bo dzielisz zycie bezposrednio. itd itd"

Mysle ze milosc malzenska jest bardzo trudna na odleglosc choc sama tego nie doswiadczyłam, ale przyjazni na odleglosc doswiadczam i wiem ze jest mozliwa. A przyjazn to wg mnie tez rodzaj milosci tyle ze to milosc platoniczna. Ja widze w ten sposob rowniez przyjazn z Bogiem. Oczywiscie aby taka przyjazn "nie zwiedla" musza byc relacje, rozmowy, kontakt itp., ale aby istniala przyjazn z Panem Bogiem to musi byc wiara, ze On istnieje, ze nas slucha itd

Pozdrawiam

Malgosia

Anonimowy pisze...

Witam kochani(wszyscy Ci którzy są ,że tak nazwę-posiadaczami DDA)
Ja odkryłam swoje DDA,jkaieś pół roku temu,czyli właściwie zbiegło to się z narodzinmai mojej córeczki.
Iiii...Mam takie dziwne wrażenie,że odkąd zaczęlam "kopać"w swej podswiadomości,w swych relacjach z innymi w tym całym DDA,to jest jakby,jeszcze gorzej...Nie wiem sama...Od 4m-cy chudze regularnie na terpię grupową,która często jest dla mnie dużym oparciem i motorem do dalszej drogi,ale...ostatnimi czasy cos znowu zaczelo się psuc,stalam sie nie do zniesienia,dla cłej mojej rodziny,ciagle tylko żyję jskby w otchłanie DDA,i jakby nic innego sie nie liczylo,czepiam sie o najdrobniejszy szczegół,checi do życia też odeszły,wszystko widzę na NIE i tak własciwie nie wiem,w ktora strone mam się udać by robic coś tak,by było dobrze,by inni cenili mnie za to jakim jestem człowiekiem,bym pokazala,ze nie jestem gorsza od nich(a tak zawsze się czuję)...Tak mi z tym źle....wchodzę,za przeproszeniem-wszytskim w tyłek a oni i tak sobie nic z tego nie robią,tak więć robię wytrwale z siebie błazna,chcąc pokazać,że jestem super,a nawet niczemu konkretnemu to nie słuzy.Gdyż ludzie,ktorzy podaja się za przyjaciół,juz dawno przestali nimi byc i traktuja mnie z gory(głownie ze wzgledu na to,że posiadam juz sowja rodzine a jestem jeszcze stosunkowo młodą osobą)Oczywiscie nie robią tego jawnie,tak więć dodatkowo potęguje sie we mnie poczucie,że jestem inna,gorsza i taka bezwartościowa,że nawet nie wiem w ktora strone isc,by cos osiagnac(a czy to wgl sie uda coś osiągnąć)...Ciężko mi... Serdecznie pozdrawiam;-)

Anonimowy pisze...

Witaj, mam podobnie jak Ty z tym "włażeniem wszystkim w tyłek". Nienawidzę tego u siebie, ale gdy zorientuję się że coś takiego zrobiłam nie da się tego cofnąć... Przez to że się w ten sposób poniżam inni nie mają do mnie szacunku - wykorzystują fakt że daję się wykorzystywać. Wszystko przez poczucie winy że wszystko przeze mnie... Czuje się gorsza, trzymam grzecznie wszystkim paluszek w dupce, inni to wykorzystują a wtedy ja czuję się gorsza i tak w kółko. Wiem że muszę przestać kierować się emocjami i nie dawać się wykorzystywać, ale jak to zrobić - nie potrafię. Nawet kiedy wiem że mam rację i jej bronię to mam poczucie winy że zaczynam kłótnię/konflikt. I jak tu się czuć dobrze...
Pozdrawiam
Małgosia

Anonimowy pisze...

http://pamietnik-dda.blogspot.com/2010/05/urodzinowe-lekcje.html

Izabell pisze...

Witaj Malgosiu, przepraszam za zwlekanie z odpowiedzia.

co do przyjazni - bardzo dobry punkt - moze istniec na odleglosc. Jednak nadal potrzebuje obecnosci w Twoim zyciu, realnej, nie polegajacej na wierzeniu, ze istnieje bez realnych faktow, bo wtedy bardoz latwo swiat bedzie stawal na fundamentach swoim potrzeb, ktore czesto nie sa rzeczywistoscia.
Pan - Bog - juz samo Pan zaczyna mnie zastanawiac .Jaki Pan? Jezeli jestto nasz Ojciec, to mam sie zwracac do Niego na Pan?

tak jak napisalas, wiara istnieje bez dowodow - ja jestem racjonalistka i wiem, ze cokolwiek czlowiek sobie wymysli i uwierzy bedzie dla niego istniec - ale czy bedzie istniec bez czlowieka? Nie potrafimy wyjasnic skad sie tu wzielismy, jaka jest prawda o Wszechswiecie - to prawdopodobnie storzylismy sobie Boga, ktory wypelnia ta puste. Oczywiscie nie zaprzeczam ze On nie istnieje, ale moze tak naprawde jestem tworem Kosmitow, ktorzy stworzyli nasz swiat i teraz obserwuja jego rozwoj? Dlaczego tak byc nie moze? dlaczego to nie jest odpowiedniie dla ludzi do uwierzenia tylko Bog, ktory przeznaczyl wlasnego Syna smierc i przeznacza nasz wszystkich? Jak dla mnie moze to byc czysta psychologia - poniewaz romantycznie chcemy wierzyc, ze nie jestesmy sami i nadajemy sobie sens poprzez takie wierzenia. Ja po prostu nie potrzebuje tego, potrzebuje wiedziec JAK JEST NAPRAWDE. Wiem, ze ludzkie przezywanie i nadawanie znaczenia jest ludzka prawda, mamy sile sprawcza. Ale co jak nie bedzie czlowieka?

zbyt duzo jest pytan i niescislosci w wierze na temat Boga bym mogla ot tak sobie w niego uwierzyc. a mi nie przeszkadza byc w drodze - nie czuje, ze potrzebuje komfortu wiary - czule, ze potrzebuje komfortu odkrywania, szukania, pytania - dla tego swiat jest taki fascynujacy bo jest roznorodny:)

pozdrawiam cieplo.

Izabell pisze...

Malgosiu - mam nadzieje, ze tutaj nie czujesz sie winna broniac swojej wiary w Boga - mozesz tu ze mna pocwiczyc :))

Najwazniejsze to zrozumiec, ze masz prawo do wlasnych granic - mozna o nich dyskutowac, co daje rozwoj, ale nie trzeba czuc sie winna, ze masz swoja strukture i swoje przemyslenia:)

wiem co czujesz, jezeli chodzi o poczucie, ze zaczynasz konflikt - ja mialam dokladnie tak samo, ale ....w Polsce... mialam poczucie winy ale i tak to robilam. znowu zaczne nagabywac na mentalnosc naszego kraju, ale dokladnie tak jest. Tutaj jak zaczynam rozmowy na tematy filozoficzne nikt mi nie wypomina, ze mam wlasne zdanie, nigdy nie uslyszalam slowa - ze chce sie klocic. Natomiast w Polsce odrazu to sie ludziom nie podoba, szybko sie denerwuja, zaczynaja atakowac. dlatego tak bardzo czuje sie tutaj wolna w byciu soba - bo ja lubie dyskutowac ze wszystkimi, by odkryc czego ja nie zauwazam, i by moze pokazac to drugiej osobie. Bez nerwow. Czasami srodowisko ma ogromny impakt na nasze uczucia.

pozdrawiam.

Izabell pisze...

Drogi Anonimowy - moze terapia grupowa nie jest Twoja droga - szukaj nieprzerwanie swojej i wierz w siebie. napisz na moj email jezeli masz ochote podzielic sie wiecej swoimi emocjami.
powodzenia.

Anonimowy pisze...

Witaj Izabell

Nie odbieram naszej wymiany zdan, pogladow jako konfliktu nie czuje w tym agresji. Wiem ze kazdy ma prawo do swojej recepty na zycie. Bardziej chciałam poznac Twoją filozofie zycia niz przekonywac Cie do swoich racji. Wiem ze jesli ktos nie doswiadczyl obecnosci Boga w swoim zyciu to nie ma podstaw aby w ta obecnosc uwierzyc. Ja odczuwam obecnosc Boga w moim zyciu bardzo realnie i dlatego też ta relacja miedzy mna a Nim istnieje i nie wiednie. Mowie Pan z szacunku do Jego wszechmocy a nie dlatego ze mna rzadzi, mowie też Tato bo jest moim Ojcem.

Piszesz ze jestes racjonalistka.
Zastanawiam się czy zwracasz uwagę na przeczucia, intuicję itp? Czy w ogole takich rzeczy doswiadczasz?

Nie jestem specjalista ale z tego co wiem jesli chodzi o dziedzine wiedzy ktora analizuje otaczajacy nas swiat, bada własnosci bytu (byt ozywiony - czlowiek, zwierze; byt nieozywiony - kamien, drzewo), ktora moze Ci powiedziec cos o istnieniu Boga/sily sprawczej/bytu absolutnego to metafizyka lub ontologia. (Aby zrozumiec teologie-nauke o Bogu, trzeba najpierw poznac metafizyke i filozofie.)

Pytasz co jesli nie bedzie czlowieka. A co bylo zanim pojawil sie czowiek?

Izabel, jesli szukasz to jestem pewna ze znajdziesz :)

pozdrawiam

Malgosia

Izabell pisze...

Hej Malgosiu,

:)

doswiadczac jego obecnosc - hmn.... a czy nie moze to byc tylko Twoja potrzeba czucia, ze nie jestes sama i masz do kogo sie zwrocic, albo potrzeba wytlumaczenia sobie braku wiedzy na temat naszego stworzenia? bo widzisz ja nie mam takiej potrzeby wiec moze dlatego nie wierze. Wiara jak dla mnie to potrzeba ludzka, ktora pomaga w zdrowiu psychicznym. ale ja chce znac prawde.

takze - przyjazn pomiedzy nim a mna - dla mnie to jest centralizacja doslownie. jest to dla mnie naturalne w czlowieku, ze chcemy byc w srodku waznosci, ze ktos nas zna jak nikt inny, ze zna nasze mysli i potrzeby. jednak moze to jest iluzja naszego mozgu?

Ojciec - ojciec, ktory chce abysmy uwierzyli w niewidzialne dajac nam rozum. Ojciec, ktory wyslal na krzyz Syna, bo jest taki Wszechmocny, ze nie bylo innej drogi. Ojciec, ktory - jak powiedzial J.L Wisniewski zaprogramowal swiat i zostawil go samemu, a program juz jest dawno przestarzaly.
Nie wiem, Malgosiu, na prawde zbyt duzo watpliwosci by zawierzyc i nie slyszec co mowi mi rozum.Ktory zreszta jakby co zostal mi dany przez Niego, albo Nia moze? dlaczego w ogole mowimy w liczbie meskiej? Znowu kultura, ktora wypacza pbraz Stworcy jak dla mnie.
itd itd:)

przeczucia, intuicja sa bardzo silnym doswiadczeniem w moim zyciu - ale Droga Malgosiu sa dowody ze to istnieje, to zostalo zbadane. Ale doswiadczajac tego nie zakladam na 100% ze moje przeczucia, czy intuicyjne podpowiedzi sa prawdziwe, nie wierze w nie slepo, co wcale nie obniza mi ich intensywnosc. czekam na potwierdzenie. po czasie widac czy sie sprawdzily czy nie. racjonalnosc nie stoi przeciwko intuicji, bo intuicja jest racjonalna. nawet odkryto czesc mozgu, ktora bierze udzial w tych procesach.

ja studiuje filofie od 15 lat - filozofia - oznacza umilowanie madrosci poprzez rozum. Rozum. przez filozofie nie poznajesz Boga, tylko starsz sie rozpracowac ze wszystkich stron za pomoca rozumu o co w tym wszystkim chodzi, szukasz prawdy, ona jest celem. Jedni dochodza do tego ze Bog istnieje, inni, ze nie, jeszcze inni, ze cos nas stworzylo ale nie jest takie jakie my sobie wyobrazamy.


co bylo? wszystko - drzewa, kwiaty, zwierzeta - odpowiesz, ktos musial to stworzyc - to mowi rozum, bo tak nasz swiat jest zbudowany, jedno pochodzi od drugiego. Ok. W takim razie kto stworzyl Boga??

Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Spodziewam się że Bóg wygląda zupełnie inaczej niż możemy Go sobie wyobrazić. Czytałaś może kiedys książkę "Chata"/"The Shack" William P. Young? Ja czytałam przekład na język polski. Jest to powieść więc trzeba to tak traktować ale z wieloma rzeczami się zgadzam. Jeśli będziesz miała ochotę to przeczytaj. Niektórzy porównują do Paulo Coelho więc powinno Ci się spodobać ;) Dodatkowym atutem może być to że mówi o mężczyźnie który jest DDA. Oczywiście nie chodzi mi o nawracanie Cię ale może ta książka przybliży Ci mój punkt widzenia :)
Gdybym miała Ci opisać moje doświadczenie obecności Boga to musiałabym Ci wyłożyć tu cały mój zyciorys, a aż taką ekshibicjonistką nie jestem ;)

To że człowiek ma potrzebę wiary w kogoś lub coś to także dowód na to że taki ktoś lub coś istnieje. Takich nas ktoś stworzył.

Kto stworzył Boga? Bóg po prostu jest, zawsze był i zawsze będzie. Jak już pisałam Bóg/byt absolutny nie ma początku ani końca, jest doskonały, niematerialny (materia zawsze ulega uszkodzeniom).
Metafizyka i filozofia to nauki pozwalające zrozumieć t e o l o g i ę (naukę o Bogu).

Zapomniałam wcześniej napisać: Najlepsze życzenia urodzinowe :) Ja też w najbliższym czasie mam urodziny - kończę 31 lat :)

Pozdrawiam

Małgosia

Izabell pisze...

Nie, nie czytalam - chetnie przeczytam:)o podziele sie myslami :)

Jestem pewna, ze jakbys wylozyla mi swoj zyciorys, ja bym wylozyla swoj i Twoje sytuacje nazwalabys zrzadzeniem boskim, a ja nazwalabym swoim po prostu wplywem spolecznym, lub moim wlasnym ;)

Malgosiu - roznica pomiedzy teologia a filozofia, czy metafizyka jest taka, ze teologia
zakłada prawdziwość wierzeń religijnych, a filozofia nie zaklada niczego bo celem jest prawda o zyciu, jakakolwiekona jest. Filozofia pomaga tylko w tym, ze uzywa rozumu, i to uzywa takze teologia ale sklania sie do szukania potwierdzen boskich....

Nie sadze - czlowiek ma potrzeby wynikajace z wielu zrodel - jest to kultura, jest to brak wiedzy, chec szukania prawdy. Ja nie mam potrzeby wierzenia w Boga, ale mam potrzebe poznania prawdy i patrzac na swiat i relacje widze ze jest bardzo racjonalny. Mamy potrzebe jedzenia, wladzy itd ale odchodzimy od wielu rzeczy z powodu rozwoju, z powodu postepu. Im wiecej wiemy tym bardziej Bog staje sie problemowy.

Bog jest doskonaly? to stworzyl niedoskonaly swiat w takim razie. Ciekawe czy odczucie tej doskonalosci maja ludzie zabici przez trzesienia ziemi, czy powodzie, lub choroby....
co znaczy po prostu jest? Co znaczy nieskonczonosc?

Dziekuje bardzo:) i wszystkiego najlepszego takze dla Ciebie! najpiekniejszy czas to 30stka - juz ja to czuje:))) mam nadzieje, ze bedziesz celebrowac i wszystko bedzie jak sobie wymarzylas:)
pozdrawiam:)

Izabell pisze...

ah, chcialam dodac - ja nie zakladam, ze Bog nie istnieje. ja po prostu umiem zniesc brak odpowiedzi, dlatego jestem otwarta na kazda opcje, szukam, pytam. i nadal potrafie cieszyc sie zyciem bez tlumaczenia sobie, ze ktos na mnie patrzy itd. Ja na siebie patrze i to wystarczy:)
milej niedzieli!

Anonimowy pisze...

Witaj Izabell,
nie odzywam się, bo celebrowanie urodzin troszkę się rozłożyło w czasie co wiąże się z brakiem czasu (organizacja, gotowanie sprzątanie itp), a teraz mam niezłą jazdę w pracy. Jednym słowem rzeczy bardzo przyziemne mnie obecnie zajmują i nie mam czasu na folozofowanie ;)
Jak tylko znajdę czas to postaram się uzewnętrznić swoje przemyślenia i podzielić się nimi z Tobą :)
Pozdrawiam
Małgosia

Izabell pisze...

ah rozumiem rozumiem, nie ma pospiechu. mam nadzieje, ze mialas swietny czas urodzinowy! :)

Anonimowy pisze...

http://ddablog.wordpress.com/

Anonimowy pisze...

http://broszka.pl/rzeczywistosc-co-to-takiego-jest,a

Anonimowy pisze...

http://broszka.pl/wolnosc2,a

Anonimowy pisze...

http://broszka.pl/wolnosc2,a

http://broszka.pl/dylematy-przerosnietego-katolika,a

Anonimowy pisze...

te 12 kroków to powrót do trzeźwości a nie 12 kroków DDA...

Izabell pisze...

Dobre spostrzezenie :)
Ja nazywam alkoholikow po prostu Dorosle Dzieci - bo czesto tak wpasnie jest. i polaczylam wszystko w jedno jako mysl, ze i kroki dla alkoholikow (doroslych dzieci) i dzieci alkoholikow uwazam, za niewystarczajace, a na pewno przegiete na jedna strone.

Dzieki za dobry punkt!

Anonimowy pisze...

hej Izabell
nie wiem czy przeczytasz jeszcze ten komentarz, czy w ogóle tu jeszcze zaglądasz, ale chciałam Ci powiedzieć, że Twoje przemyślenia bardzo mi pomogły. Jestem może w troche innej sytuacji, ale walcze sama ze sobą.

Mój ojciec niszczył nam życie przez długie lata. Moja mama typowo- szansa za szansą, bo przecież może tym razem naprawde rzucił alkohol.

W końcu moja najstarsza siostra (ja miałam wtedy około 17-18, teraz mam 21) wysłała mame na terapie współuzależnionych, pomogło.
Udało nam się jakimś sposobem pozbyć tego człowieka z domu i wszystko było okej, ale.. no właśnie ale. Ale on wrócił, a mój koszmar zaczyna się od początku. A dlaczego?
Ponieważ miał wypadek, ja i rodzeństwo (co chyba normalne, w końcu mama sama musiała nas utrzymywać) pobieraliśmy alimenty. A teraz? wypadek. Operacja mózgu, miał umrzeć.. przeżył. Teraz albo my zostaniemy obciążeni płaceniem alimentów na niego (spora kwota) albo sami się nim zajmiemy. Mama zdecydowała sie na to drugie, ponieważ stwierdziła, że to ona wybrała nam takiego ojca.
A my? reszta rodzeństwa się na to wypięła, a ja nie potrafie. Ciężko jest mi żyć z tym człowiekiem pod jednym dachem, ma problemy ruchowe i z pamiecią. Żyje w swoim świecie cofniętym o jakieś 10-15 lat wstecz. Nie chce uwierzyć że jestem jego córką, bo jestem "za duża"-cyt.
A najgorsze jest to, że o tyle o ile radzimy sobie z tą sytuacją ja nie radze sobie ze sobą.
Nie jestem w stanie mu wybaczyć, a jest mi go szkoda. Kiedy miał jakieś przebłyski i prosił żeby go zabić ja w środku umierałam. Teraz jest w swoim świecie. Karce siebie za każdy odruch dobroci względem jego. Za to, że cieszyłam się, kiedy udało mu sie zrobić pare kroków sama siebie zaczynałam nienawidzić. Nie robie tego celowo. Wiem, że powinnam spróbować mu wybaczyć, ale z jakiej racji. On nam niszczył zycie. Ta huśtawka mnie rozstraja, zabija od środka. Niedawno udało mi się ze sobą pogodzić, w jakiś sposób zaakceptowałam siebie, może z czasem bym się nawet polubiła. A teraz... depresja mi sie pogłębia. Mama to widzi i przez to jej jest ciężko. Płacze nocami z nadzieją, że nikt mnie nie słyszy. Chce jej ulżyć jakoś w tym wszystkim, ale nie potrafie. Poprosiłam mame, żeby jednak oddać go do jakiejś placówki, ale ona nie potrafi. Ma za dobre serce. Nie zostawi człowieka zwłaszcza, że sama opiekuje się starymi, chorymi ludźmi zawodowo. Ona mu wybaczyła i chce się nim zająć, a ja nie radze sobie ze sobą. Mogłabym się wyprowadzić, ale co mi to da tak naprawde? od takiego problemu nie uciekne, on jest we mnie. Zabiore go gdziekolwiek pójde. Nie zostawie mamy, bedę ją odwiedzać, musze jej pomagać, bo mnie potrzebuje. To najbliższa mi osoba. Może Ty będziesz wiedziała gdzie mam szukać rady, pomocy. Nie chce iść do psychologa, byłam kiedyś u jednego, przerażało mnie, kiedy miałam mówić o sobie. Najlepiej się czuje mogąc swoje problemy opisać, nei umiem o tym opowiadać. Tylko prosze nie mów mi o Bogu. Wierze że gdzieś jest, ale na myśl, że zostawił moją mame samą, że nie pomógł jej nigdy budzi się we mnie tak wielki sprzeciw, że chwilami go nienawidze. A najgorszy jest ciągły lęk przed tym, że mamie coś się stanie. Czasem budzę się w nocy i sprawdzam czy jest, czy żyje. Bez niej byłaby sama. Znaczy się mam rodzenstwo, chłopaka, ale bez niej rozpadłabym się. Jak mam się pozbyć tego strachu, on we mnie siedzi. To normalne? Czy to ze mną jest coś nie tak..

pozdrowienia Ela.

Izabell pisze...

Witaj Ela,
slysze Twoj bol...czytajac Twoja historie, moja wydaje mi sie tak lekka, moj ojciec odszedl i tyle. mamy spokoj. Ty nadal tkwisz w centrum wydarzen, doswiadczasz bolu codzien obcujac z jego przyczyna. O Bogu nie bede Ci mowic bo nie jestem raczej wierzaca tak jak ucza ludzie, jednak jezeli mialabym zaczerpnac cos z otaczajacej nas energii, ktora jest w okol i w nas, moglabym powiedziec, ze Bog,czy cokolwiek nie pomoglo Twojej mamie, bo to ona powinna sobie pomoc juz dawno temu. dostala energie od urodzenia, od nas zalezy wszystko,jak ja rozwiniemy. nie jest latwo, i nie bedzie. ale nasze wybory determinuja nasza przyszlosc. oczywiscie to skomplikowane zagadnienie, uwarunkowania, strach etc. mama zrobila to co bylo na jej sily wowczas, ale nie zlosc sie na Boga - to my ludzie mamy sile sprawcza. ale skupmy sie na Tobie...

pierwsze co mnie uderzylo czytajac Ciebie to fakt, ze zloscisz sie na siebie za dobre odruchy czy odczucia wzgledem ojca. przestan. zaakceptuj wszystko co czujesz. To co Twoj tata nie zniszczyl w Tobie to czlowieczenstwo - badz z siebie dumna,z sily swojej energii. pozwol temu plynac, jak tak czujesz to zaakcepuj to, zanurz sie w tym, ciesz sie jak czujesz tak. Tutaj zaakceptuj swoje czlowieczenstwo. Drugie odczucia-nienawisc do ojca, za to ze bylo jak bylo - to odczucia corki - zaakceptuj je takze, nie walcz ze soba, badz swoim najwiekszym przyjacielem. masz prawo do kazdej zlosci i nienawisci, jako dziecko ktore mialo prawo do milosci - po to zostalo tutaj wezwane, a raczej tak byc powinno. pozwol temu plynac, placz, przytulaj dziecko w sobie. to ze sie cieszysz z ojca postepow, nie znaczy, ze wybaczasz mu jako corka. do tego on musialby zachowywac sie jak ojciec kochajacy corke. wybaczanie to nie pojednanie. wybaczanie to zaakceptowanie faktu, ze nie da sie cofnac czasu, zrozumienie ojca jako czlowieka slabego,dziecko emocjonalne, nieswiadomego, jednak nie jest powiedziane ze kochanie go na nowo,lub danie szansy. nie musisz jak nie chcesz, jak tego nie czujesz. masz prawo. daj sobie to prawo.
walcza w Tobie dwie postawy - uwolnij je,niech plyna. az w koncu przeplyna i bedziesz spokojna.

nastepna rzecz, ktora zauwazylam - "rozlece sie bez mamy" - przypuszczam tylko, ze istnieje jakas silna zaleznosc emocjonalna pomiedzy mama i Toba. popracuj nad niezaleznoscia- mama podejmuje swoje decyzje, nie powinnas przejmowac tej decyzji. popracuj nad niezaleznoscia. pomagac mamie w jej decyzji - piekna rzecz, ale nie dzwiganie nadmiaru tego bagazu. To nie Twoj obowiazek - prawem dziecka jest pojscie do przodu,zreszta kazdego czlowieka.jednak rodzic nie powinien byc lina trzymajaca dziecko w calosci, i odwrotnie. blisko ale nie bycie jednoscia. moze razem powinnyscie pojsc na terapie by to rozpracowac, a takze wiele innych rzeczy.

dobrze znalezc psychologa z ktorym nawiazesz lacznosc. ciezko mowic o sobie, o ciezkich przezyciach, ale to pomaga Elu, to jest moc, moc dzielenia, obiektywnego spojrzenia. przelam sie i nie trac ducha. probuj, akceptuj co w Tobie, i badz dumna ze swoim krokow naprzod.
pozdrawiam i jak masz ochote porozmawiac napisz na maila,zalaczony na blogu.

Anonimowy pisze...

http://www.polskieradio.pl/9/266/Artykul/326374,Wiekszosc-fizykow-wierzy-w-Boga

Izabell pisze...

"W opinii gościa Jedynki nie można w sposób naukowy zaprzeczyć bądź potwierdzić istnienie Boga. - Nauka i wiara nie są rzeczywistościami z tej samej płaszczyzny."

i dlatego jestem przeciwko uzywania jednoznacznie wiary w Boga w psychologii czy terapii ktora jest nauka, bo "Nauka i wiara nie są rzeczywistościami z tej samej płaszczyzny."

To jest kazdego prywatna sprawa, a przestarzale podejscie tylko potwierdza cos co nie da sie ani potwierdzic ani zaprzeczyc. niech sie tym zajmuje inna dziedzina, pomoc psychologiczna to pomoc ktora dba bardzo o obiektywizm - zacheca do zmiany, ale nie wciska wiary w Boga i ze wszystko zalezy od niego.
Wszystko zalezy od nas.

Anonimowy pisze...

tak samo jak ty...nie zachowuje się tak jak w tych 12 punktach..znaczy nie wszystkie do mnie pasują...ale część tak
i to wyjaśnia czemu czasami zachowuje się tak a nie inaczej...
mam nadzieje że kiedyś moje zachowanie się zmieni

Izabell pisze...

Zycze sily do pracy nad tymi zmianami.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Oczywiście – religia z nauką nigdy nie szły w parze. To dwa przeciwległe bieguny.
Jednakże, jeśli terapia i psychologia może dać dobry skutek, a dodatkowo jest wzmacniana wiarą w Boga, która ma siłę, to należy ją całkowicie ignorować? No tutaj bym się zastanowił.
To pewne, że nie wszystko zależy od Boga, bo w przeciwnym razie po co dawałby nam wolną wolę? Żebyśmy chodzili jak nam zagra? Myślę, że nie. Zresztą czy TEN Bóg musi być TYM Bogiem, o którym uczy Kościół?
Dużo zależy od nas, ale nie wszystko.
pozdrawiam_ popo14

Izabell pisze...

Psychologia ktora daje narzedzia do terapii nie ignoruje wiary w Boga czy w krasnoludki jezeli to pomaga. Nie naprowadza ludzi na inna droge, tylko chce usunac rzeczy, ktore stoja na drodze zadowolenia z zycia, jednak nie jest skierowana na rozwoj na temat prawdy o zyciu, ktore takze nas kreauje. Jak mowil de Mello - terapia ma na celu usuniecie bolu, ale nie na przebudzenie, ktore tak naprawde prowadzi do wyzdrowienia.

Jednakze 12 krokow jest jednostronne, skupia sie na wierze w Boga i zrzucenie odpowiedzialnosci za wlasne zycie na ta wiare, jednak co wtedy z ateistami? Narzedzia psychologiczne powinny byc jak najbardziej obiektywne i generalne. Kroki DDA i cechy sa jednostronne, a poza tym bardzo stare, wymyslone dawno temu. Nie zgadzam sie z nimi do konca.

Izabell pisze...

Co do Boga i ze dlaczego to musi byc Kosciola - pewnie dlatego ze wynalazca tych krokow kierowal sie takimi wlasnie przeslankami - 12 krokow - 12 apostolow na przyklad. Poza tym jak sie poczyta historie tegoz to wynalazku zobaczy sie, ze osoba tworzaca nie miala nic wspolnego z psychologia, chocby sam z siebie - co oczywiscie nie znaczy, ze nic nie wiedzial, jednak byl stronniczy, nie obiektywny.

Na koniec - zajmujac sie takimi problemami psychologicznymi nic nie powinno wplywac na osoby wiare czy nie wiare. Ucza tego na pierwszym roku;) Cokolwiek works.

psychologia iluzji pisze...

Jestem uczestnikiem grup 12 kroków i widzę coraz więcej ludzi, którzy zastanawiają się co dalej. Budowanie tożsamości na poziomie nie piję, nie objadam się wtedy jestem szczęśliwy to za mało. Z DDA jest nieco lepiej ponieważ problemem nie jest zewnętrzna kompulsja ale sama kwestia tożsamości. Jednak i tutaj droga gdzieś się na tych grupach zamyka. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że w rzeczywistości praca ze sobą i odkrywanie własnej indywidualności nigdy się nie kończy. Tak jest przynajmniej w perspektywie gnostycznej. Ale i tu jest problem, ponieważ większość ludzi, którzy się gnozą zajmują powinna najpierw przejść odkłamanie na drodze 12 kroków. Bez tego ta żywa droga staje się kolejną intelektualną pułapką. Ostatni wniosek: kto szczerze i mocna puka, temu w końcu otworzą. Interesujący artykuł, pozdrawiam rw

Izabell pisze...

Witaj! bardzo trafne stwierdzenia w nawiązaniu do kompulsji I tozsamosci. jednakże kiedy DDA poszukuje tozsamosci , uzależniony także jej szuka jednak myślę że kompulsja jakby nadaje jej iluzję lub ucieczke. Fakt, wyglada jak tu 12 kroków to za mało I jest to proces na całe życie. kiedy napisałeś o odklamaniu poprzez 12krokow nie bardzo to do mnie przemówilo. ja bym powiedziała że raczej nakłada kolejne iluzje jak ze mam mało wpływu na swoje życie I że powinnam prosić siłę wyższa o pomoc. to zabiera mi poczucie sprawczosci I odpowiedzialnosci.odklamywanie moim zdaniem wiedzie poprzez zrozumienie a to jest uzywanie intelektu. Inaczej sa to następne iluzje.a wsparcie grupy pomaga to zinternalizowac. dzięki za ciekawy koment! pozdr

Anonimowy pisze...

Jeszcze nawet nie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, a już czuję, jak zakochuje się w Twoim blogu. :) W KOŃCU udało mi się znaleźć dobry blog o DDA. Szata graficzna, moja ukochana melodyjka na górze i intrygujący sposób pisania. Świetne! Ok, lecę dalej czytać, może będzie mnie stać na bardziej rzeczowy komentarz niż same pochwały ;D Po prostu cholernie się cieszę, że będę miała dobrą lekturę do przemyśleń. Pozdrawiam :)

Izabell pisze...

Mam nadzieje, ze znajdziesz tu cos dla wlasnego rozwoju! Pozdrawiam!

Unknown pisze...

Hej Izabell :)

Na poczatku chcialabym zaznaczyc , iz niezwykle ciekawie piszesz :)
Wiesz w ostatnim czasie popelnilam mnostwo bledow - wiekszych czy mniejszych - to doprawdy nie mnie oceniac ... Zaczelam szukac przyczyny - dlaczego jak to znajomi mnie nazywaja jestem jak ,,Piotrus Pan,,? Nie mialam nigdy dziecinstwa , musialam dorosnac w trybie natychmiastowym - wspierac rodzine , nawet ze studiow zrezygnowalam aby zajac sie rodzenstwem...jeeezzzz... A teraz gdy mam 30 lat , bawie sie , mam dobra prace i myslalam , ze jestem szczesliwa...hmmm..myslalam...ostatnio osoba ktora pokochalam wygarnela mi , iz dopoki siebie nie pokocham to mam nie wypowiadac slow kocham w jej kierunku...a kiedy juz znajde balans w swoim zyciu to moge zapukac do jej drzwi i byc moze wtedy mozemy ,,cos,, wspolnie zbudowac...dotychczas bawilam sie ludzmi i swoim zyciem..duzo podrozuje..traktowalam ludzi przedmiotowo i nie umialam stworzyc zwiazku....w momencie kiedy poznalam ta dziewczyne wszystko sie zmienilo...teraz siedze od kilku dniu na laptopie i szukam odpowiedzi ...dlaczego zatracilam ta granice? Hmmm...nigdy nie uwazalam ,ze bycie DDA cokolwiek we mnie zmieni - to nie mialo dla mnie znaczenia...az tutaj nagle ktos zauwazyl problem w moim zachowaniu..WTF???!!!...co wiecej , im bardziej wczytuje sie w lektury o DDA - to tym bardziej widze problem w sobie , ktory chcialabym wyeliminowac...jak Tobie sie udalo ,,zlapac,, balans???
Pozdrawiam :)))

Izabell pisze...

Witaj serdecznie!

Balans nie jest stanem stalym, tak mysle. Tak jak nie mozna calkowicie wyleczyc sie z DDA. To sa proby dzienne, wsluchiwanie sie w siebie, obserwacja, prostowanie drog. Pozniej po prostu stajesz sie w tym wprawiona. ale nie ma gwarancji ze za 10 lat cos sie nie stanie, i cos nas nie uderzy znowu. w zaleznosci od czlowieka, jego potencjalu, myslenia, swiadomosci, checi, ile udalo mu sie zauwazyc i wypracowac itd.
To jest proces, dlugi proces. Piszesz, ze niedawno odkrylas pewne swoje schematy, ktos cos powiedzial, cos w Tobie zostalo. Warto tego sluchac. I tak robie, wsluchuje sie w siebie, zdobywam jak najwiecej informacji i odnosze do siebie i swoich doswiadczen, slucham opowiesci innych i tez szukam tam madrosci o sobie. Ksiazki, internet, ludzie, terapia - duzo narzedzi. Idz powoli ale uwaznie;)
Powodzenia!

Anonimowy pisze...

...Mój Mężczyzna jest DDA...traktowałam to jako fakt, nie połączony z jakimikolwiek konsekwencjami. Podziwiam Go, ze wyszarpnął siebie i rodzeństwo z tego bagna...i tu pojawia się mocarne wszechobecne ALE- nie potrafiłam zrozumieć pewnych jego zachowań. Sama wychowałam się w rodzinie dysfunkcyjnej- tu pokłon w stronę moje Mamy która ogarnęła temat i wyprowadziła mnie na prostą na tyle bym sama szukała, pytała i miała jak największą świadomość " obciążeń i luk". No właśnie...nie mogłam zrozumieć zachowań mojego Faceta, pojawiła się myśl" On jest DDA...może po prostu to cecha charakterystyczna..???" Bardzo mi pomogłaś:) Dziekuję:)EKSTREMA..słowo klucz:)Bardzo bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój post:)
Pozdrawiam ciepło Agnieszka

Izabell pisze...

Twoja mama musi byc madra kobieta:)Jedna osoba madra i wspierajaca w dziecinstwie to jest bardzo duzy skarb. Twoj chlopak brzmi jak "bohater", wyciagnal wszystkich z bagrna. Ale nie ma nic bez ceny... Ciesze sie, ze odnalazlas cos pozytecznego na moim blogu! Pozdrawiam!:)

Anonimowy pisze...

Opacznie rozumiesz intencje osób, które ustaliły zakres cech osób określanych jako DDA. Gdybyś poczytała na ten temat więcej, to stwierdziłabyś, że te osoby twierdzą, iż niektórzy ludzie po trudnych przejściach rodzinnych związanych z alkoholizmem rodziców (rodzica) nie wykazują - mimo wszystko - żadnych typowych cech DDA. Te same osoby są również zdania, że większość osób po takich przejściach wykazuje jedynie niektóre z negatywnych cech typowych dla DDA ( i to w różnym, indywidualnym dla danej osoby nasileniu). Widzisz - Ty wykazałaś 3 z podanych cech (ja, mimo iż należę do DDA, gdyż pochodzę z rodziny alkoholików i ewidentnej patologii - wykazuję 5).Ponadto te cechy - w osobach takich jak Ty czy ja - mogą się zmieniać, zostać czasem zastępowane przez inne typowe dla DDA. Masz rację w jednym, wszystko (podobnie jak ten przysłowiowy medal) ma dwie strony (tak więc także DDA mają wiele dobrych cech, nie tylko złe), ale terapeuci od osób DDA, to także podkreślają (wystarczy jak wejdziesz na polską stronę należącą do osób zajmujących się terapią DDA, to znajdziesz tam ich pozytywne wpisy na temat tego, jak świetni często są ludzie, którzy pochodzą z trudnych rodzin).....Twój komentarz (mimo, iż nie jestem terapeutą) udowadnia mi jedno - jesteś DDA, masz zaniżone poczucie własnej wartości, gdyż nie potrafisz zrozumieć, że zestaw negatywnych cech DDA (o których piszesz) nie jest kierowany bezpośrednio do Ciebie. Jest on kierowany do wszystkich (a więc zawiera szeroki zakres negatywnych cech). Nie potrafisz też zrozumieć, że terapeuci zajmują się negatywnymi cechami ludzkimi i je leczą (nie piszą więc o pozytywnych, bo tych się nie leczy).Podobnie wszak postępują Ci, którzy opisują problemy ze zdrowiem fizycznym wynikającym z niewłaściwego stylu życia. A Ty - mam wrażenie - odbierasz jako osobistą zniewagę działania tych ludzi, ludzi którzy chcą pomóc takim jak Ty, ja i wielu innym. Dlatego nie broń się tak bardzo, bardzo przypominasz DDA (podobnie jak ja też), tylko zrozumienie tego pomoże Tobie (i nam podobnym) zmienić się na lepsze.

Izabell pisze...

Słyszę duzo zlosci w Twoim komentarzu a sposób ukladania zdan ukazuje jak bardzo Cie dotknęło co napisałam. Ciekawe co Cię tak dotknęło ze jakby wytykasz mi iz nie mam o niczym pojęcia I ze niby duzo nie czytalam. To ze cos s nie zgadza z Twoja opinia nie oznacza ze jest zle.Po pierwsze nie ma Negatywnych cech DDA.juz widac ze nie wiesz co i jak ale wspomniales ze nie jestes terapeutą. Tak naprawdę psychologia odrzuca sama nazwe i istnienie DDA ale chyba o tym nie wiedziałeś. Po drugie jasno napisalam ze odnosze te cechy do siebie I podzielilam s swoim doswiadczeniem z nimi zwiazanym. Takie mam mysli i odczucia i tak było. Twoj gniewny post tego nie zmieni.Po trzecie nie zarzucalam nikomu intencji takich czy innych bo nie rozmawiałam z ludźmi ktorzy to stworzyli. Ty tez nie,skad wiesz ze błędnie s do nich odniosłam. To tylko Twoja percepcja. Dalej, Twoje nastepne zdanie zarzucajace ze s przed czyms bronie zamiast uszanowanie drugiego człowieka obserwacji na temat siebie swiadczy jak bardzo Twoje doświadczenia obdarly Cie z empatii. Nigdy nie mówiłam ze nie jestem DDA, mówilam ze opis DDA mi nie pasuje I jest niekompletny. I nie mow mi co psycholodzy I co terapeuci bo sama jestem psychologiem I juz za pare chwil psychoterapeuta. Twoj post jest w moim odczuciu wypelniony gniewem I osadzaniem mnie, nie tematu co jest zastanawiające. Mysle ze warto odniesc gniew na terapii. On nie nalezy do tego bloga. Pozdrawiam.

Izabell pisze...

Nowy komentarz do posta "Klasyczne cechy DDA i 12 krokow - dywagacje." dodany przez Anonimowy :

12 Kroków DDA nie zawiera cech DDA, więc nie mogą zwieść. Pisząc takie banały o zwiedzeniu robisz krzywdę ludziom, którzy czytają Twojego bloga. Wiele DDA boryka się z mechanizmami iluzji i zaprzeczeń i szuka usprawiedliwień,żeby nic ze swoich DDA nie robić.

Odniosłem się do fragmentu: Kiedy tak chodze sobie po portalach dla DDA, w wiekszosci chociaz raz pojawiaja sie typowe cechy DDA lub wyszczegolnione tzw. 12 krokow. Musze sie tu do czegosc przyznac, to wlasnie one najbardziej mnie zwiodly, kiedy poszukiwalam odpowiedzi, co sie ze mna dzieje.


Sorry wcisnelam nie ten przycisk.
To ze Ci sie prawda nie podoba nie oznacza ze ja bede sie podginac i sciemniac. Zwiodly mnie i taka jest prawda i je nie popieram a dowod jest taki ze badania psychologiczne pokazuja ze DDA nie istnieje i reakcje takich ludzi sa roznorodne. DLATEGO mnie to zwiodlo. I nie tylko DDA zaprzecza. Kazdy z trauma moze zaprzeczac jak takze ci bez traumy normalnie w zyciu. Nie ma tendencji jasnej. Pzdr

Izabell pisze...

A takze zastanow sie nad slowem "banaly" co swiadczy o twoim vraku szacunku do czyjejs wiedzy i doswiadczenia a takze slowo "ze ja robie jakas krzywde" obarczajac mnie za cos za cos tak abstrakcyjnego i za co nie jestem odpowiedzialna.To ze Ty tak odbierasz polecam terapie by dowiedziec sie dlaczego. I nie napisalam ze 12 krokow zawiera cechy DDA ale musi na nich bazowac by kroki do tego stworzyc czy nie? I mnie nie przekonuja. Jak innym pasuje to super, co w tym zlego.

Anonimowy pisze...

Witam. Jestem nie tylko DDA, choruję też na alkoholizm. Zdrowieję stawiąjąc 12 kroków każdego dnia. 12 kroków jest programem duchowym, nie religijnym. Dlatego właśnie moje zdrowienie na 12 krokach działa, bo wzmacnia moją duchowość. Nie wierzę w Boga katolickiego, widziałam w nim mojego ojca, którego po prostu się bałam. Ciężko mi było mieć za autorytet kogoś, kto tak często był pijany. Gdy usłyszałam na mityngach AA o Bogu, przeraziłam się. Jednak moja sponsorka, która przeprowadzała mnie przez program, zasugerowała mi, bym dokończyła czytać 3ci krok. I tam jest napisane: Bogu, jakkolwiek go pojmuję. Miałam znaleźć duchową siłę, miałam znaleźć Siłę Większą ode mnie samej. Jakkolwiek ja ją pojmuję. Dlatego w AA i w każdej podobnej wspólnocie jak Al-Anon czy DDA jest miejsce i dla niewierzących, i dla agnostyków, i dla wątpiących. Wszędzie tam jest fraza: Bóg, jakkolwiek go pojmujesz. Mój Bóg, po wielu poszukiwaniach, to dziś Wielki Duch, bliski bardziej Wielkiemu Duchowi z wierzeń Indian Północnoamerykańskich. Jest życiem, przenika wszystko, wszystkich, jest we mnie, w ludziach, w paprotce, w górach, w powietrzu. Ten Wielki Duch, nie-osobowy, bo od razu wracają do mnie podświadome skojarzenia z ojcem, jest faktyczną miłością, jest energią życia. Jest życiem we mnie. I ta siła pomaga mi być szczęśliwa z moim alkoholizmem i syndromem DDA. Też kiedyś myślałam, że to moje DDA jest klątwą. Teraz to dar, dzięki któremu jestem wrażliwsza na innych ludzi. Ale by to odkryć, musiałam wzmocnić moją siłę duchową, nauczyć się dziękować za trudne lekcje, które dostałam. Kiedyś wciąż czułam się skrzywdzona. Teraz odczuwam coraz większą wdzięczność. Ta moja Siła Wyższa wciąż ewoluuje, nawiązuję z nią codzienny kontakt, pogłębiam naszą relację. Opowiadam o niej, nie chcąc nikomu narzucać, w co mają wierzyć. Sama już sponsoruję alkoholiczki i zawsze im powtarzam, by każda szukała własnej Siły, coś, co będzie się im kojarzyło z miłością, dobrem. I tak na koniec, to często gęsto utożsamiam tę siłę po prostu z życiem we mnie, to jest coś we mnie, co mnie wzmacnia. Więc poleganie na tej sile, to też po części poleganie na ogromnych mocach wiary, które w sobie noszę. Tak naprawdę czy DDA, czy alkoholizm, czy inne uzależnienia to nic innego jak ogromna destrukcyjna siła we mnie samej. I tak jak noszę w sobie tę śmierć, tak noszę w sobie i życie. I to ja mam zadecydować, w którą stronę chcę w tej chwili iść. Pozdrawiam ciepło i życzę wspaniałych odkryć duchowych. :)
Kasia

Izabell pisze...

Hej, fajnie, ze znalazlas Swoja sile i dziekuje za komentarz :-) Jednak nie moge sie zgodzic, ze AA jest dla kazdego, dla wierzacych czy ten nie. Niewierzacy nie wierza w wyzsza sile - mam na mysli ateistow, agnostycy w nic nie wierza, mowia "nie wiem", wiec na pewno poddanie ich takiemu pomyslowi nie jest leczace. Nie ma "Bog - jakkolwiek go pojmujesz". Dla ateistow nie ma nic poza i ponad, zadnych Duchow, jest instynt przetrwania i bazowanie na nim. I wtedy kiedy mowisz o sile wewnetrznej, szukanie w sobie i opieranie sie na sobie to juz jest cos innego - tu sie spotykamy:-) Wybieranie cos poza soba jest forma szukania rodzica, opiekuna, proba poradzenia sobie z dyskomfortem mozliwej pustki i braku odpowiedzi. Moze to stac sie inna forma uzaleznienia, ktora nie porwadzi do zycia dojrzalego, ktore jest rozumiane jako autonomiczne przeciecie mentalnej pepowiny, tylko znowu zaleznego od Ducha, czegos zewnetrznego. Ta sila jest w nas - absolutnie sie zgadzam:-) - ale jako ateistka i realistka, jest ona umiejscowiona w naszym instynkcie przetrwania, ktory jest czesto przez nas nie doceniany, albo tracimy jakos z nim kontakt.
Jednak szukanie odpowiedzi skad to wszystko sie bierze to jedno, a drugie to fakt, ze podoba Ci sie gdzie jestes i jest to cos dla Ciebie pozytywnego. I zycze z calego serca wszystkiego dobrego :-) Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Również jestem DDA. Z tym wyjątkiem, że chrześcijanką i bliżej końca, niż początku swojej drogi ku wolności ;). Z tego co zauważyłam to ludzie wierzący o wiele lepiej sobie radzą psychicznie ze wszelkimi niepowodzeniami (Biblia to naprawdę ogromne źródło wiedzy moralnej i do tego wyjaśnia prawdziwą naturę człowieka), a ateiści/agnostycy szybko stają w połowie drogi i trudniej im zrozumieć świat ze strony moralnej. To moje subiektywne spostrzeżenia. Ja nie uzależniam swojej samooceny od ludzi. Rzeczywiście jeśli nie przeczytamy całej Biblii od deski do deski + nie zagłębimy swojej wiedzy o kulturowych aspektach sprzed 2000 lat itp. to Biblijny Bóg wyda się co najmniej straszny. Myślicie, że Bóg robił cokolwiek wbrew wolnej woli człowieka? Nie nakazywał niczego czego ówczesny człowiek nie byłby w stanie pojąć. To tak jak z różnicami w podejściu do nauki, nagradzania i karcenia 5 latka, a 35 lata. Tym również się różni Stary od Nowego Testamentu. Co dopiero Jezus skomentował podejście Żydów "wy nie znacie Ojca". W Piśmie Świętym jest coś za coś - Bóg wymaga. Dla DDA, który najczęściej potrafi coś zacząć i często upadać "w drodze" to już coś strasznego samo w sobie. Lubi bezpieczną przestrzeń "ok zrobię to, ALE GDYBY MI SIĘ NIE CHCIAŁO to nic się nie stanie". DDA wciąż ucieka przed wymaganiami i konsekwencjami decyzji, bo one w oczach innych są autoprezentacją. Twoje decyzja, a przede wszystkim ich następstwa są najważniejsze dla ludzi. Bóg jest straszny, bo CZEGOŚ CHCE - zaczynamy przypisywać mu rolę kata, bo z góry zakładamy każdorazową porażkę przy jakimkolwiek podjętym zadaniu. "Jest ona umiejscowiona w naszym instynkcie przetrwania, ktory jest czesto przez nas nie doceniany, albo tracimy jakos z nim kontakt. " c.d.

Anonimowy pisze...

c.d. nie zgodzę się z twoją opinią. Odpowiedź sobie szczerze na ile tak naprawdę jesteś zależna od samej siebie od początku życia do starości :)? Właśnie instynkt przetrwania w jednym aspekcie mówi "walcz", a w innym "uciekaj/schowaj się" w zależności od możliwości czy sytuacji. DDA są UZALEŻNIONE od tego instynktu, a dokładnie ich niska samoocena. Osoby z wysoką samooceną podejmują walkę, z niską wycofują się w celu PRZETRWANIA. Nie ważne w jakich warunkach, ale żeby w ogóle żyć(przekazanie kodu genetycznego dalszym pokoleniom). Poleganie na instynkcie przetrwania jest dobre o ile nie potrzebujemy wyższych wartości jak miłość, szczęście. Nawet psycholog uzależniony jest od liczby pacjentów, inaczej z czego wyżyje? Pracodawca człowiek sukcesu sam na siebie nie zapracuje ;). Wszyscy ludzie są współuzależnieni. Ważne jest gdzie taki człowiek usadowi się w hierarchii. Do której społeczności dobrowolnie będzie chciał przynależeć. Obecna rzeczywistość bazuje na świecie dóbr materialnych i na tej podstawie przypisuje wartość człowieka w społeczeństwie. Tutaj osoby uduchowione/wierzące mają prościej, bo potrafią odciąć się od tego aspektu - fizycznie i psychicznie. Tak powiem mamona stała się również bogiem ;). Najczęściej alkoholizm dotyka również sfery finansowej rodziny, w której dorastamy. Zatem taka osoba na starcie jest spychana jak najniżej w społeczeństwie dorabiając jej cechy: słaba, leniwa, bezwartościowa. Bóg ocenia pod innym kątem i ten kąt jest dobrze opisany w tych 12 krokach. Jednak problem DDA jest ŚCIŚLE związany z przewrażliwieniem na własnym punkcie. Trzeba siebie zaakceptować nie bazując na swoim otoczeniu. Każde doświadczenie czegoś nas nauczy, ukształtuje nasz charakter o ile będziemy doszukiwać się pozytywów, a nie tylko krzywdy na własnej osobie. No i przez ten silnie zmaterializowany świat osoba pokrzywdzona domaga się widocznej i namacalnej interwencji Boga, bo tego jest wyuczona "należy mi się". Zalanie naszego życia w większości bezużytecznymi przedmiotami (i przypisywanymi im sztucznymi wartościami) zbiera właśnie swoje żniwo. Chciałam trochę pokazać DDA ze strony wierzącej chrześcijanki. Jak to w życiu bywa chrześcijanin może gdybać co naprawdę sądzi ateista, jak i ateista może oceniać coś pod kątem własnych możliwości poznania pewnych aspektów. Pozdrawiam wszystkich ciepło i trzymajcie się w swojej walce, bez względu na aspekty Ducha ;). Dacie radę! Pozdrawia Paulina.

Izabell pisze...

Wybacz ale przeczytałam Biblię od deski do deski. Sprawdz w opcji Archiwum. Opisalam to. Najbardziej mordercza ksiazka wszechczasow. Jak mozna uwazac ja za moralna? Moralnosc jest w mózgu. Nie na zew.Bog jest straszny bo chetnie upiecze cie w ogniu za to ze nie robisz co chce chyba ze bedziesz oddawac poklony jak tyranowi i go sluchav. Rzeczywiście to sie nazywa wybór...Nie ma boga. Jestesmy tylko my. i nie ma DDA. I nie, DDA nie uciekaja od odpowiedzialności. Jestem wielce odpowiedzialna.

Izabell pisze...

Uzaleznienie od instynktu? Pierwsze slysze... nie ma od tego ucieczki. Wybor wiary to tez instynkt potrzeby wypelnienia pustki wiara bo bez tego ciezko niektorym miec znaczenie w zyciu. Ja nie uciekam ani nie walcze. Tak bylo kiedys bo sytuacja tego wymagala. Teraz tak nie jest. Trudno uwierzyc ze bedac ateista mozna sobie pomoc i byc wolnym? Nie bede przekonywac ale tak wlasnie jest. Nie trzeba byc DDA aby byc przewrazliwionym. Wystarczy miec sensytywny genetyczny make up. Prosze takze przeczytac rewizje tego posta pod opcja po prawej stronie chyba nazwane wazne posty. Badania jasno mówią ze wszelkie AA ma slabe wyniki w pomocy DDA i AA. Nie trzeba bogow aby znalezc siłę. Piszac ze jestes na koncu drogi mowie...nie... jest wiele do odkrycia jak... wolnosc mentalna gdzie patrzysz w pustke i jest ci dobrze i spokojnie. pozdrawiam