"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



niedziela, 14 czerwca 2015

Wiary mojej doswiadczenia cz.5

   Powiem Wam jeszcze jedna ciekawostke. Pawel z Tarsu nigdy nie widzial Jezusa, wiadomo. Jednak po upadku z konia w drodze do Damaszku byl przekonany, ze wie dokladnie czego chce bog i co Jezus chcial innym przekazac. Natomiast w tym czasie zyli jeszcze ludzie, ktorzy go znali. Jednym z nich byl jego ... brat, Jakub. Bo wiemy z Biblii, ze Jezus mial braci i siostry. Oczywiscie dla kosciola (KK) byl to zapis niewygodny w zwiazku z dziewictwem Maryi, wiec zracjonalizowali iz byl to brat stryjeczny, przyrodni lub kuzyn. Na moj rozum, Maryja dziewica nie byla, rodzila tak jak i w innych zydowskich rodzinach. Jezus tez mial prawdopodobnie zone, seks i w tym dzieci itd bo takze przestrzegal zydowskich tradycji co zreszta mozna przeczytac w Biblii. Byl obrzezany jak inni, przestrzegal szabatu jak inni a malzenstwo bylo widziane jako swiety nakaz dany przez boga. Mowi sie, ze slub w Galilei to byl jego wlasny slub czytajac jak Maria wszystkim rozporzadzala. 
   A wiec Jakub stal na czele kosciola w Jerozolimie i mial na pienku z Pawlem z Tarsu w sprawie jezusowych nauczan i roli tradycji zydowskiej. Jakub mial doswiadczenie zycia z Jezusem, Szalony Szawel - nie. Jakub stal za tym, iz nauczanie Jezusa tyczylo sie Izraelitow, a poganie, ktorzy chca stac sie chrzescijanami musza przyjac takze tradycje zydowskie. Natomiast Pawel chcial rozpowszechnic nauki Jezusa dla pogan ale... z malymi zmianami. Np. sprawy obrzezania, ktore przeciez czytamy byly nakazem samego boga, sam Jezus byl obrzezany, ale Pawel uwazal, ze to nie potrzebne, bo to tyczy sie tylko zydow, nie pogan nie-zydow. Widocznie nakaz obrzezania nie byl im w smak, nawet jak to pochodzi od boga i jest przytoczone jako nakaz w prawie mojzeszowym. W koncu to drugi znak przymierza po teczy (A na pl.Zbawiciela tecze pala, ciekawe czy sa obrzezani, bo w koncu te dwa pochodza z tego samego Starego Testamentu). Byl tez apostol Piotr, ktory oscylowal pomiedzy tymi dwoma obozami i nijak nie mogl zdecydowac gdzie przynalezec. Kiedy grupy sie spotkaly, Piotr zmienial zdanie i zachowanie w zaleznosci od silniejszego wiatru. Finalnie, dwa obozy spotkaly sie na soborze jerozolimskim i tak doszli do ostatecznych postanowien, ktore zostaly rozeslane w swiat. I tak chrzescijanstwo zostalo odlaczone od judaizmu z ktorego pochodzil i sam przestrzegal.... Jezus. A sam brat Jezusa, Jakub, swiadek jego zycia zostal zapomniany.

   A potem, jak juz wspominalam wszystko rozlalo sie po swiecie i malo osob zastanawia sie jak i skad to wszystko pochodzi. W psychologii mamy pare teorii na temat religii i jej roli w procesach mentalnych czlowieka. Przytocze niektore. Generalnie obserwujac ewolucje czlowieka religia towarzyszyla nam zawsze. Jestesmy sklonni do przypisywania zewnetrznosci pewnych cech, cudow czy boskiego pochodzenia. Tak jakbysmy nie potrafili zatrzymac sie na pytaniu i na stacji "Nie wiem". Ateizm jest czyms wzglednie nowym, czyms co nasz gatunek nie byl wstanie zalozyc poniewaz zycie, srodowisko bylo pelne roznych dziwnych zjawisk takich jak ogien, gwiazdy itd. Z czasem zaczelismy poznawac coraz wiecej, obalac coraz wiecej wierzen, jednak umysl zawsze znajdzie nisze gdzie posadzi jakiegos boga, a to Thora, a to Odyna, a to Zeusa, a to Jahwe. Granica sie przesuwa, ale czlowiek znajduje trudnosc w nicosci, w niebycie, w zegar bez zegarmistrza. Moim zdaniem taka jest automatyczna cecha mozgu, ale nie wtedy kiedy sie przejmuje ster ... I tak mozemy podzielic teorie na te, ktore mowia o tym iz religia jest po prostu bledem poznawczym, szumem, ktory nie ma zadnej uzytecznosci. Do tej grupy nalezal Darwin, ktory uwazal iz dokladnie jak jego pies warczacy na otwierajacy sie parasol wraz z powiewem wiatru, bez wyraznego bytu, tak i czlowiek nie posiadajacy innego pomyslu na rzeczywistosc wymysla powody, ktore sa dla niego znane. Kazda kultura wypracowala wlasne tlumaczenia, i tak w zaleznosci gdzie sie rodzisz, takie idee sa wprowadzane. Kognitywna teoria to taka iz nawet patrzac na chmury nasz mozg buduje dobrze nam znany ksztalt. Tak i kreowanie bogow dziala. Inne mowia o adaptacyjnej naturze religii, ktora pomaga ludziom w oswojeniu tego czego nie wiedza. Ciekawym zalozeniem jest tzw.fantasy bond, czyli poczucie relacji i silnej wiezi, ktora ma miejsce w glowie, ale nie na zewnatrz. 

A wiec rola religii moze miec zalozenia:
 - przynaleznosci spolecznej, gdzie wystepuje solidarnosc, poczucie przynalezenia do grupy o tych samych charakterystykach, odpowiedzi na pytania, na ktore nie mamy jeszcze odpowiedzi, cel i znaczenie zycia, ktore sa w tej grupie jednomyslnie wyznawane itd. Kazde wielkie idee, ktore zrzeszaja maja silne fundamenty przynaleznosci. Mozna przytoczyc tu przyklad wojny, gdzie "my - nacja", wspolny cel, wiara w idee bez zadnych podstaw moze doprowadzic do zabijania. A wiemy, ze tym takze kierowala sie na caym swiecie i kieruje sie nadal w wielu miejscach religia. 
- potrzeba bezpieczenstwa i opieki w zyciu pelnym chaosu. Zauwazcie, ze generalnie bogowie maja ludzkie emocje i dokonuja ludzkich bledow, jednak dopowiadane sa ich ponadnaturalne zdolnosci, ktore sprawiaja, ze sa oceniani jako ci "ponad nami". Przewaznie wymagaja oni rytualow czy ofiar w zamian za opieke czy obietnice nagrody. Rytualy rzeczywiscie maja wielka moc nad naszym umyslem. Powtarzana czynnosc jest utrwalana, ksztaltuje pewne poczucie komfortu (np.modlitwy, msze sw.) i stabilnosci, a takze moze byc gleboko internalizowana jezeli powtarzana przez lata (wychowanie). Rytualy buduja ramy, w ktorych jest jakas ciaglosc i powtarzalnosc. Jak kotwica na falach zycia.
 - wskazowki jak zyc i poczucie sensu. Ktos nam wskaze co jest ta najwazniejsza rzecza i mamy problem z glowy. Religia jest uzywana jako narzedzie kontroli i wskazywania co jest dobre a co nie, gdzie wszelkie odstepstwa sa obraza boska i obietnicami kary. Psychologia robila wiele badan na temat obserwatora. Posadzili ludzi z lustrem i bez lustra i okazywalo sie, ze kiedy dostali zadanie, ludzie ktorzy mieli lustro przed soba, czyli widzieli siebie, nie oklamywali w grze, nawet jak mogli to ukryc. Natomiast ci co nie mieli, probowali sztuczek. Pomysl "patrzacego, wszystkowidzacego i wszechmocnego boga" jest bardzo sprytnym zabiegiem kontroli bazujacym na ludzkiej psychologii. Idealem bylaby tutaj samo-refleksja, samoswiadomosc, samoobserwacja. Dlatego znowu Medrcy ciagle do niej nawiazuja bo wtedy, jak juz wspomnialam "czlowiek bedzie sie wstydzil nawet przed wlasnym psem" lub przez samym soba bo sie bedzie widzial. Ja bede dla siebie jak ktos inny patrzacy. To jest najwyzszy rozwoj, moim zdaniem.
 - fantasy bond jako personalny zwiazek odnosi sie nie tylko do religii ale do wszystkiego co sobie wyobrazamy a potem odczuwamy jako wiez. To sie tyczy nie tylko wyobrazenia boga ojca, przyjaciela, ktory da ci wszystko czego pragniesz, ktory ci wybacza itd. Tyczy sie to tez nastolatki kochajacej sie w boysbandzie, zakonnicy wyobrazajacej sobie, ze poslubia sie bogu, fanowi, ktory placze po Michaelu Jacksonie, ktorego nigdy przeciez nie znal, ale przebywal w swiadomosci poprzez muzyke i media. To wszystko to fantazyjna wiez dzialajaca psychologicznie w ludzkim umysle. Bazuje na potrzebie wiezi i naszej spolecznej naturze. Czesto slyszmy teksty "bog mnie kocha taka jaka jestem".Czyz to nie jest kazdego marzenie spotkac kogos kto kocha idealnie? A jeszcze jak mamy takiego rodzica, to mamy piekny czas. Jednak zycie wsrod ludzi jest problemowe i tylko wyobrazenie sobie kogos boskiego kto ma taka idealna mozliwosc kochania nas ponad wszystko (nie wazne, ze przy tym musisz wielbic i blagac aby bylo dane) spelnia ta potrzebe na poziomie symbolicznym. Przy tym nasz mozg nie widzi roznicy pomiedzy wyobraznia a rzeczywistoscia. Jezeli wyobrazimy sobie, ze biegniemy i zrobia nam skan mozgu, a potem beda go badac kiedy biegniemy, okazuje sie ze wlaczaja sie te same partie mozgu, tyle ze te z wyobrazni troche slabiej. Ale to moze byc wynikiem slabego wczuwania sie w to co sobie wyobrazamy, bo nie dajemy temu napedu naszych najskrytszych potrzeb. A jezeli nasz automatyczny mozg wplynie na to co reprezentuje nasza silna potrzebe, wowczas moze ona przekroczyc funkcje naszej przednej kory odpowiedzialnej za analize i mozemy przyjac nawet ze zlote rydwany moga zleciec z nieba. 

Teraz odniose sie do tych funkcji personalnie. Dlaczego to mnie nie przekonuje? Bo:
 - przynaleznosc spoleczna - interesuje mnie tylko szeroka solidarnosc humanizmu. Nie wazne dla mnie czy ktos katol, czy szaman, czy ktos francus czy polak. To sa dla mnie podzialy prymitywnego, biologicznego mozgu. Jezeli uzywa sie tej czesci ktora wyewoluwala pozniej, czyli ta co ma nam pomoc w analizie, mysleniu, samoobserwacji, samorefleksji i inszych, wowczas te podzialy wydaja sie jakims koszmarem ludzkosci. 
 - rytualy moga byc zastapione realnym podziwem nad tym jak swiat jest zbudowany. Codzienny rytual wdziecznosci za dobro w swoim zyciu, jak pokazuja badania pozytywnej psychologii, moga sprawic cuda dla naszego samopoczucia. Codzienny rutual w swoim zwiazku, w swojej rodzinie bedzie tak samo dzialal (razem jemy obiad, razem zmywamy, raz w tygodniu randka z mezem/zona itd itd). Poczucie bezpieczenstwa tworzy sie tu na ziemi, poprzez dokonywanie odpowiednich wyborow, poprzez odpowiedzialnosc, poprzez otaczania sie ludzmi, ktorzy buduja. Potrzeba boskiej-ojcowskiej opieki -  tak jak i przychodzi czas wyjscia spod rodzicow skrzydel tak jest i czas pozegnania sie z wiara w opieke kogokolwiek. Na tym polega dojrzalosc. Staje sie na wlasnych nogach i kreuje sie swoj wlasny swiat.
 - wskazowki jak zyc - uczyc sie, czytac, sluchac, rozwijac. Wsluchiwac sie w siebie, wglebiac sie w siebie. Co pasuje, co nie, co akceptujemy, czego nie. I wazne - Dlaczego? Czy jest to narzucone czy wybrane? Ale nie jestesmy samotna wyspa, oczywiscie istnieje takze poziom spoleczny - jak chcemy aby to wygladalo? Co wspiera rozwoj, co nie? Co wspiera te jasne emocje, a co nie? Szukanie odpowiedzi cwiczy nasz umysl bardziej niz te gotowe. 
 - fantasy bond - Mistrze Madrosci zawsze mowili o oswojeniu samotnosci. Po oswojeniu samotnosci jestesmy juz zdrowo sami, czyli nie odcieci, ale inaczej polaczeni, bo bez poczucia glodu wypelnienia bezrefleksyjnych potrzeb automatycznej czesci mozgu, czyli ukladu migdalowego. Wtedy nie tworzymy w glowie iluzorycznych wiezi, choc nie powiem aby byly one na kazdym poziomie szkodliwe. Moga byc oczywiscie zrodlem inspiracji. Ale czesto sa naduzywane, cale zycie mozna na nich jechac i wowczas naprawde nie doswiadczyc nic autentycznego.

   Porzucenie religii, sztucznego tworu moim zdaniem, ktore bylo zrodlem wielkich cierpien, wcale nie zabiera nam poczucia transcendencji i spirytualizmu. Uwazam, ze im bardziej religia oderwana od rzeczywistosci tym gorzej dla nas tu na ziemi. To nie buduje rzeczywistej poprawy bytu. Podziele sie z Wami moja duchowoscia....

   Moja duchowosc nawiazuje do rzeczywistosci. Uwazam, ze duchowosc jest najbardziej szlachetna jak stapa po ziemi. Nie trzeba wymyslac latajacych z nieba rydwanow czy jednorozcow. Zostaly przeprowadzone badania, ktore pokazaly, ze im bardziej bog wydawal sie ziemski ludziom, tym bardziej zostal odrzucany. Potrzeba fantazji jest naturalna. Ja uwielbiam ksiazki fantazji, filmy fantasy, filmy Disneya, ktore daja mi poczucie magii. A propo, kolega polecil mi przeczytac Apokalipse z Biblii i mowil, ze wtedy moge sie przerazic. Przeczytalam. To dopiero ksiazka fantasy! Posiada historie, ktora ma takie same zalozenia jakie znajduje w fantasy historiach. 

- "Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów."

- "I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza, mającą dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze"

- "I ujrzałem między tronem z czworgiem Zwierząt a kręgiem Starców stojącego Baranka jakby zabitego, a miał siedem rogów i siedmioro oczu, którymi jest siedem Duchów Boga wysłanych na całą ziemię."
itd itd
Lubie fantasy, ale w to nie wierze. Jest to rodzaj rozrywki i inspiracji.

   Moja duchowosc jest blizsza tzw. Gai czyli Ziemi. A to dlatego, ze bez niej to duzo nie zdzialamy. Moja duchowosc to branie tylko tyle ile potrzebuje, nie eksploatacja z powodu braku kontroli nad wlasnymi zadzami.Sklaniam sie bardziej do redukcji niz nadmiaru, ktory czuje, ze mnie odziela za bardzo od naturalnego srodowiska. Zawsze wybieram aby mieszkac z duza iloscia zieleni, gdzie moge miec kontakt z natura. Zaceglone srodowisko mnie dusi. Nie wyrzucam jedzenia, jestem dobrze z tym zorganizowana, nie jem prawie miesa (dla srodowiska i dla zwierzat, ktore sa meczone i zabijane juz bez potrzeby. Wyzywienie zwierzat, teren do ich hodowli i odpady sa pierwsza najwieksza szkoda dla srodowiska, w tym dla nas. A takze ich czeste zle traktowanie, patrzenie na nich jako na cos gorszego pobudza moj wewnetrzny konflikt etyczny. Szczegolnie, ze juz wiemy iz wcale nie sa takie rozne od nas). Nie potrzebuje nowego gadzetu, tableta, komorki, mam jeden przez lata i dopoki spelnia funkcje, nie zmieniam. Patrze w okno jak jade pociagiem i medytuje, nie trzymam glowy w komorce. Obserwuje ludzi i nad nimi rozmyslam. Ewentualnie czytam. Za duzo technologii tak jak i ceglane srodowisko mnie dusi. Nie kupuje nadmiaru ciuchow, a na pewno nie bo cos jest modne, wywazylam ile potrzebuje. A te co juz nie potrzebuje oddaje do sklepow gdzie sprzedaja po niskiej cenie i przekazuja kase na cele dobroczynne (tutaj nazywaja to charity shop). Nie mam samochodu. Jezdze transportem miejskim, bo akurat jest bardzo efektywny i tanszy. Z rytualow stosuje medytacje, szczegolnie w lesie jak moge. Medytacja jest juz silnie udowodniona skanami mozgu, jako narzedzie pomagajace, rozwijajace i leczace. Uwielbiam las i odczuwam go jako cud. Zachwycam sie tym co mam przed oczami i jest to dla mnie jak basn. Chmury plynace po niebie obleczone w promienie slonca, tanczace swietliki na tafli wody, kiedy promienie odbijaja sie od jej powierzchni. Szumiace korony drzew - ah co za piekno! Zapach swierkow, gaszcz zieleni, pyl piachu, szorstkosc kory. To moje fantasy. Zachwycam sie nauka, ktora wyjasnia jak np. dzialaja pszczoly, czy jak rodza sie nowe gwiazdy. To jest przeciez magia. Po co jakis nienawistny, straszacy bog? Lepsza od murow kosciola jest natura, tam chadza sobie "bog". "Bog" jest wtedy kiedy jade autobusem i dwoje obcych sobie ludzi zaczyna opowiastke o swoim zyciu. Smieja sie, gaworza. Ta obserwacja daje mi wiecej radosci niz nie jedna niedziela i zmarnowany czas na odklepywanie pacierzy. Wtedy czuje sie bezpiecznie, wtedy czuje co jest dobre, wtedy widze sens.

   Ale co z ostatecznymi pytaniami? Co jest po smierci? Po co zyc? O co w tym wszystkim chodzi? Nie wiem. I celebruje to nie wiem. To co mi sie podoba w Buddyzmie to wlasnie umiejetnosc nie okreslenia tego, co umysl nie ogarnia. Nicosc, pustka, moze byc widziana i odczuwana przez wielu jako cos negatywnego. Dla mnie to oczekiwanie, ktore celebruje. Nie wiem. Moge snuc filozoficzne rozwazania i tez tak robie (bedzie tak jak przed moim urodzeniem, na moj rozum). Ale fundamentalnie Nie wiem. Bedzie jak bedzie. Kazde przyczepianie sie do odpowiedzi, ktora jest wysnuta z fantazji nie przybliza nas do prawdy, ale oddala. A ja lubie wiedziec, cokolwiek to bedzie... Zyjemy wowczas nie swoim zyciem, ale namalowanym przez kogos innego. Wtedy mozemy stac sie narzedziem w rekach osoby, ktora wie co moze uzyc by czlowieka kontrolowac: strach. Dlatego redukuje i poznaje bez czego moge zyc. A takze pozostawiam przestrzen w ktorej nikt nie moze mna manipulowac, bo moj umysl nie identyfikuje sie w tej materii. To wolnosc. Czyli jak moj kumpel czytajac Apokalipse boi sie wiec wierzy, ja sie nie boje bo nie wierze. Nie mam podstaw jak sie to zaanalizuje a takze jak sie pozna jak dziala mozg. Wiec nadal czekam. 
   Obiecalam, ze dam Wam dwa cwiczenia, ktore pomagaja rozciagnac ta przestrzen Nie wiem. Uzywa sie do tego oczywiscie medytacji. Medytuje sie wtedy nad pustka poprzez transfer z wlasnego doswiadczenia. Pamietajcie, ze to nie pustka negatywna. To jak wygladanie i szukanie. To jest przygoda i duzo przestrzeni do tej przygody. A wiec mozecie uzyc dwoch doswiadczen:

1. Ci co nie pamietaja w ogole swoich snow, klada glowe na poduszke i sie budza bez pamieci niczego. To tak jakby przestac istniec na czas nocy. Ja nie pamietam swoich snow, wiec czesto to uzywam, poniewaz doswiadczam tego regularnie. Wowczas latwiej jest przyblizyc sie do tego co jest naszym regularnym doswiadczeniem.
2. Pamiec przed Waszym urodzeniem. Nie bylo nas. Bylismy nicoscia. 

   I teraz medytujemy nad tymi doswiadczeniami. Siadamy w wygodnej pozycji, lub kladziemy sie na podlodze na macie. Wygodnie. Zamykamy oczy. Wsluchujemy sie w swoj oddech. Uswiadamiamy sobie jaki on jest, plytki, szybki, czuc go w brzuchu czy w klatce piersiowej. Bierzemy dwa glebokie oddechy az do brzucha. Uswiadamiamy sobie jak powietrze rozchodzi sie po naszym ciele. Rozluzniamy ramiona, nogi. Kiedy jestesmy juz w stanie relaksacji przywolujemy czas snu, lub czas przed urodzeniem. Staramy sie wczuc w ten obraz. Moze nie uda sie tak odrazu, ale jest to mozliwe. W koncu wiem co przezywam. Koncowe zalozenie to odczuc ta nicosc, niz o niej myslec, ale poprzez przywolanie obrazu niebytu wiedzie odczuwanie niebytu. Dla mnie jest to jak odczucie przestrzeni. Ciezko mi to ubrac w slowa, ale staram sie jak moge. Kiedy kladziemy glowe na poduszke i zasypiamy, noc odczuwa sie jak mgnienie oka, po prostu sie budzimy. Gdzie wtedy jest "Ja" ? Gdzie jest swiadomosc? Kontemplujcie nad tym. Starajcie sie rozciagac emocje, ktore odczuwacie w tym wzgledzie. Ale przy tym badzcie gleboko w sobie. 

   Celem tej medytacji jest pozbycie sie potrzeby iluzorycznych wiezi i przez to nakladanie na swoj umysl iluzorycznych granic poznania. Po tym przychodzi akceptacja Nie Wiem. Nie oznacza ona braku sensu, oceniania, bo wtedy angazujecie juz analize. To ma byc bardziej obserwacja, a kontemplacja nad pytaniami, ktore podalam ma dac odpowiedz w "poczuciu odpowiedzi". To moze stac sie Waszym rytualem, a trening czyni mistrza. Wasz umysl bedzie mniej skorny do przyklejania sie do iluzji a to oznacza mniej strachu i duzo przestrzeni. Czyli straszenie pieklem nie bedzie robic na Was wrazenia. Poza tym mozecie sie stac mniej skorni do wchlaniania kitow marketingowo - spolecznych, ktore takze ksztaltuja puste potrzeby.To takze iluzje. Serio - to co swiat spoleczny obecnie programuje w nas (oczywiscie sprytnie), ze potrzebujemy (najnowszy telefon, najnowszy laptop, najwiekszy dom, wygladac tak a nie inaczej, samochod, drugi samochod, czas w supermarketach itd) nie ma zadnego potencjalu do wypelnienia nas ale odgradza nas coraz bardziej od swiata do ktorego nalezymy (tak jak i wszystkie zwierzeta). Nie, nie mowie, zamieszkajmy w dzungli ;-) Nie mowie tez, zostanmy ascetami :-) Ale mowie, miejcie kontakt z naturalnym srodowiskiem skad pochodzimy i starajmy sie nie byc rozpasani, bo to to jak kopac dolek pod soba. Potrzeba dobrych emocji? Wglebiajcie sie w swoj wlasny dom, ktorym fundamentalnie gatunkowo jest natura. Potrzeba wolnosci? Redukujcie, badzcie praktyczni, uwalniajcie sie od spolecznych presji. Potrzeba przynaleznosci? Nie dzielmy a rozciagajmy nasz umysl i poznanie. Wtedy nalezy sie do swiata. Potrzeba zachwytu? Czytajcie i uczcie o tym co was naturalnie otacza, o sloncu, o ksiezycu, nawet o wroblu, ktorego codzien widujemy. I zachwycmy sie tym co jest tu i teraz, rzeczywiste.  Ostatnio czytalam o wroblach w Charakterach - niedowiary jaki niesamowity ptak! Ktoz by przypuszczal!

Wiec Ateista oznacza fakt, ze nie wierze w bogow. Wszystko co ludzki umysl stworzyl na ten temat bez podstaw jest wynikiem psychologii mozgu. Ale Agnostyk, bo nie wiem o co tu chodzi. Jest duzo hipotez. Mam swoje ulubione ale fundamentalnie nie wiem. 
Ateista Agnostyk.
Najblizej mojego myslenia w tej sprawie jest Bertrand Russell. Nie moglam znalezc po polsku, niestety...

"Whenever I go into a foreign country or a prison or any similar place they always ask me what is my religion.
I never know whether I should say "Agnostic" or whether I should say "Atheist". It is a very difficult question and I daresay that some of you have been troubled by it. As a philosopher, if I were speaking to a purely philosophic audience I should say that I ought to describe myself as an Agnostic, because I do not think that there is a conclusive argument by which one prove that there is not a God.
On the other hand, if I am to convey the right impression to the ordinary man in the street I think I ought to say that I am an Atheist, because when I say that I cannot prove that there is not a God, I ought to add equally that I cannot prove that there are not the Homeric gods.
None of us would seriously consider the possibility that all the gods of homer really exist, and yet if you were to set to work to give a logical demonstration that Zeus, Hera, Poseidon, and the rest of them did not exist you would find it an awful job. You could not get such proof.
Therefore, in regard to the Olympic gods, speaking to a purely philosophical audience, I would say that I am an Agnostic. But speaking popularly, I think that all of us would say in regard to those gods that we were Atheists. In regard to the Christian God, I should, I think, take exactly the same line."



   Wyjasnia on, ze takze ma pewne wachania jak odpowiadac. Stwierdza, ze jezeli audiencja bylaby filozoficzna, wtedy uzylby agnostyk. A dla czlowieka z ulicy uzylby ateista. Poniewaz filozoficzny umysl wglebia sie w zagadnienia i generalnie nie dochodzi do odpowiedzi. Wiec Nie wiem. Ale to nie oznacza, ze przyjmuje zalozenie ze bog istnieje, tak jak i nie zrobilby to z np. Zeusem. Wiec uzylby ateista. 

Amen :-D

   To na tyle w temacie wiary i religii. Nastepny post bedzie nawiazywal takze do potrzeby przynaleznosci i co z tego wynika, mianowicie ostatnie doniesienia o grupie Anonimowych Alkoholikow.

Dobranoc.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jak myslisz, dlaczego w DDA w podejsciu stricte katolickim jest nacisk, ze ludzie, ktorzy maja obraz boga jako gniewnego i krytycznego a nie milosiernego, odbieraja go na wzor swojego ojca alkoholika, kt mial ich wychowac i troszczyc sie ale wiadomo zycie potoczylo sie inaczej. Nie rozumiem upatrywania bezposredniego porownania boga -stworzyciela z ojcem czlowiekiem. Czy to sie odnosi do jakiejs teorii jednostki i postrzegania swiata? Dzieki. Aga

Izabell pisze...

Mozesz bardziej wytlumaczyc pytanie? Nie jestem pewna czy zrozumialam :-)

Anonimowy pisze...

Chodzi mi o to ze w terapii dda podejscie polskie jest takie ze ludzie z domu w kt ojciec to alkoholik odbieraja boga jako surowego i tez taki maja swiatopoglad. Dlatego nacisk jest na nawrocenie na wiare i wyprostowanie myslenia. Jak dla mnie to indoktrynacja i budowanie rzeczywistosci na czyms co powstalo z mitow, fantazji i psychozy. I w efekcie tworzy sie cos co znow oddala czlowieka od rzeczywistosci.

Izabell pisze...

Mysle, ze to nie tylko chodzi o DDA. Generalnie tendencja do postrzegania ojca jako nieobecnego ale surowego i karzacego tyczy sie historii ludzkiej, doswiadczen wojen i inszych a takze swiatopoglad na faceta ze to ma byc Alfa male, twardy, bez emocji.

Anonimowy pisze...

Ja osobiście odbyłam terapię i nigdy nie spotkałam się z naciskiem na nawrócenie, a nawet z odniesieniem mojego życia do Boga. Owszem, jestem osobą wierzącą, ale sama nie miałam potrzeby omawiania takich spraw na terapii, nie chciałam tego w taki sposób łączyć, mój terapeuta też nie.

Izabell pisze...

Ale co terapia ma wspolnego z moimi doswiadczeniami wiary? Przeciez nie pisze nic o terapii tutaj.

Izabell pisze...

Ah sorry chodzilo Ci o powyzsze komentarze chyba :-D Aga nawiazywala pewnie do swoich doswiadczen terapii, kiedys wspominala cos o tym. Ja tez nie spotkalam sie z terapia dla DDA w oparciu religii ale juz folkowej psychologii, bazujacej na niczym tak. Natomiast AA jest bardzo oparte na religii.

Anonimowy pisze...

Tak chodziło o wcześniejszy komentarz :)

Izabell pisze...

Dotarlo pozno ale wazne ze dotarlo ;-)