"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



niedziela, 1 grudnia 2013

Przebudzenie

Kiedy zaczelam szkole psychoterapii nauczycielka powiedziala, ze po tej szkole duzo moze sie zmienic w naszym zyciu, w naszych zwiazkach, w naszych wyborach. Po tej szkole nagle mozemy zaczac zadawac sobie pytania, ktore wczesniej nie przyszly nam do glowy. Mozemy zaczac zauwazac w ludziach rzeczy, ktore juz nie bedziemy w stanie zaakeptowac. A to dlatego, ze ruszymy do przodu w swiadomosci i ciezko jest wowczas zaakceptowac rzeczy na etapie dziecka. Wowczas pomyslalam- a co jezeli ktos juz sie z takim mysleniem urodzil? Dziecko, ktore ciagle sie dziwi, nastolatek, ktory obserwuje i sie dziwi, dorosly, ktory nadal znajduje trudnosci w przynaleznosci do systemu, w ktorym sie urodzil i wciaz sie dziwi ludzkim dzialaniom i jak swiat jest zbudowany. Nigdy nie bedzie mi latwo zyc. Choc pisze Wam jak przezywciezam swoje problemy, swoj umysl, swoje myslenie, swoja rzeczywistosc, to nie oznacza, ze moje zycie jest latwe i przyjemne. Bo nie jest. Mozna myslec - wyjechala, ma juz prace, chodzi do szkoly, wszystko sie uklada - ale dla mnie prawda jest taka, ze nigdy nie bedzie latwo i przyjemnie. Bo mam umysl jaki mam, bo mam myslenie jakie mam. Swiat w ktorym zyje oprocz tego, ze  - cale szczescie - , nie ma wojny, spolecznosc jest tu bardziej optymistyczna niz w Polsce i moge zaspokajac swoje podstawowe potrzeby, nie wypelnia potrzeb duszy, potrzeb rozumienia, potrzeb doswiadczania madrosci i piekna. O ile dobrze pamietam to Carl Rogers powiedzial, ze zrodlem problemow jest wlasnie spolecznosc. Po prostu ewolucja emocjonalna  - jak powiedzialam juz raz -  jest dopiero na poczatku swojego rozwoju. Ci co wyczuwaja "bigger picture" nigdy sie nie przystosuja i nigdy nie osiada na ramieniu spokoju i blogiego szczescia, a to dlatego ze swiat spoleczny taki nie jest.


Wiec nie, nie jest tak, ze zyje tylko w kolorach. Kazdy dzien jest dla mnie wyjsciem do ludzi, do spolecznosci i zwykle przejscie sie ulica powoduje odczyt w mojej glowie, ktory wplywa na mnie emocjonalnie. Ktos przechodzi i Cie potraca. Jedna, druga, trzecia osoba. I tego nie zauwazaja. A ja tylko patrze jak male codzienne rzeczy jak przejscie ulica powoduja wylaczenie ludzkiej uwagi. Jak mozg zarzadza ograniczona swiadomosc, bo nikt z wlascicieli nie walczy o jej otwarcie. Tak jest wlasnie w glowie "przebudzonych" - oni widza takie male rzeczy, a co najwazniejsze czuja je. I nie da sie zasnac z powrotem. I nie jest to kolorowe i lekkie ale....... Jednak jest druga strona monety. Paradoksalnie to wlasnie przebudzeni przezywaja szczegolna forme szczescia. Nie taka ziemska - jak dobra praca, pieniadze, rodzina. Ale taka eudajmonie - szczescie wychodzace poza swoje ego - jak w gniewie. Bo wszystkie emocje jakie mamy sa naturalne i nie ma co ich dusic. Ale przetransformowac je do stanu poza ego, do stanu wyzszego przezywania dla celow wyzszych niz tylko wlasne zadowolenie - to jest sztuka. I nie, moje zycie nie jest lekkie i kolorowe i optymistyczne. Ale jest konstruktywne, glebokie i czesto wystawione na probe w swiecie spolecznym, ktory nigdy, od malego dziecka nie byl czescia mnie. I jest mi i ciezko i jest mi lekko z tym jednoczesnie.

A teraz troche z innej beczki....
Ostatnio mialam powtarzajaca sie wiadomosc od spolecznosci, ktora uzmyslowila mi znowu, ze moj umysl chodzi wlasnymi sciezkami. Poznalam paru nowych ludzi i odkryli przede mna fakt, ze ciagle cos robie. A oni – jak sami stwierdzili - nic nie robia. Dzieci, praca, dom, dzieci, praca, dom. 33letni nowy kolega mowi, ze zmarnowal caly ten czas poniewaz podazyl typowym polskim schematem – rodzina, praca a jedyna rozrywka to piwo przed telewizorem i ogladanie meczow. A lubil kiedys archeologie. A lubil architekture. Drugi kolega mowi do mnie bym moze zaczela mowic czego nie robie w zyciu, a nie co robie, bo bedzie szybciej. I nie chodzi tu o zapelnianie czasu i hedonistyczne zapedy. Po prostu podazam za swoja pasja, studia, terapia, rozwoj zajmuje mi caly czas. A weekend to odpoczynek dla umyslu, medytacje, robienie na drutach, ogladanie filmow, wpatrywanie sie w krajobraz za oknem. Powiem teraz tylko z mojej perspektywy, przymykajac oko na wiedze zewnetrzna – jak mozna nic nie robic indywidualnego w swoim zyciu? Nie wyobrazam sobie aby spoleczne schematy mowily mi czemu mam oddac swoj czas, ktory nigdy, ale to nigdy nie wroci. Powracajac do zamknietego oka na tylko swoje personalne doswiadczenie, otworzmy go i spojrzmy poza to. Dlaczego ludzie wybieraja to co wybieraja? Dlaczego nie daza do spelnienia swoich marzen? Albo, dlaczego nie slysze roznorodnosci marzen, skoro wszyscy sa tacy rozni? Tak jak juz Wam ostatnio pisalam – nie wierze, ze kazdy ma takie same hobby i musi to byc rodzina – praca, rodzina – praca. Czesto slysze, ze ludzie sa rozni. Nie lubie tego stwierdzenia. Jest zbyt plytkie. Jezeli spojrzymy na ludzkie wybory w danej kulturze zauwazymy, ze ludzie wybieraja to co wiekszosc wybiera, bo w tym sie wychowywali. Do glowy im nie przyjdzie, ze zycie moze byc roznorodne. Potem przekonuja mnie, ze tego wlasnie chcieli, ze to jest wlasnie ich najwyzsza wartosc, ale jakos szczescia w ich oczach (co powinno sie przekladac na wylewanie tego szczescia na innych) nie widac. Chce zaznaczyc, ze jestem daleka od moralnej oceny – takie zycie jest dobre a takie zle. Jedyna miara jest czy osoba czuje sie z tym szczesliwa (wtedy wylewa sie to na innych). Czlowiecze spoleczne zachowania polegaja jednak na tym aby wygladac na szczesliwego, ale wcale to nie oznacza, ze jest tak naprawde. To samo dotyczy na przyklad zachowan moralnych – studia pokazuja, ze chcemy byc odbierani za takich, jednak to nie oznacza, ze tak jest. Szczegolnie jak nikt nie patrzy, czlowiek pozwala sobie na wiecej. To samo tyczy sie odgrywania szczescia, takze przed samym soba. Niektorzy moga oklamywac sie cale zycie, ale sa tacy, ktorzy sie nagle budza – przewaznie pod wplywem jakis szokujacych wydarzen. Wowczas kaskada ulud spada im z oczu. I to przynosi wielki bol.

Na przyklad ogladalam felieton na temat matek, ktore nie pokochaly swoich dzieci, instynkt im sie nie obudzil. Do swiata sie usmiechaja a inni ludzie odrazu zakladaja, ze sa szczesliwe. Bo macierzynstwo to najwyzszy poziom emocjonalny jaki mozna osiagnac w zyciu – tak sie mysli w tradycyjnym panstwie. Jednak to nie jest prawda dla kazdego. I tak slucham jak pani psycholog mowi o tym, z takim tonem wielkiego taboo, z mina jakby to byla tragedia o ktorej sie nie mowi. Fakt. Nie mowi sie, bo kroluje brak zrozumienia czlowieczej natury. W kazdym miocie matka moze odrzucic swoje dziecko. A my takze jestesmy czescia zwierzecej natury, czy sie to nam podoba czy nie. Roznica tylko jest taka, ze mozna podjac decyzje konstruktywne – poszukac pomocy, oddac dziecko do adopcji co jest lepsze niz zimnota emocjonalna itd itd. A najlepiej sluchac siebie od poczatku i nie miec dzieci jak sie tego nie czuje. Jednak to jest taboo, bo spoleczenstwo, czyli wiekszosc chce widziec szczesliwa matke i szczesliwego ojca. To samo zreszta tyczy sie rozwodow. To sa dopiero historie! Ostatnio duzo w okol mnie takowych wyplywa. I tak po parunastu latach malzenstwa kolezanka odkrywa, ze wyszla za maz nie z tych powodow co powinna. Ma juz dwoje dzieci z mezem i nagle sie budzi. Powod stworzenia rodziny to strach bycia soba i wybor czegos przeciwnego. To jest dopiero szok. Gdzie sie bylo kiedy zostaly podjete decyzje o wlasnej przyszlosci? Moja mama zawsze powtarza takie zdania “Wtedy tak sie nie myslalo” albo “ Wtedy bylo sie mlodym to sie nie myslalo”. Osobiscie nie wiem co to znaczy. Osobiscie ciezko mi zrozumiec, jak mozna swoje jedyne zycie, jedyny czas, ktory nigdy, ale to nigdy nie wroci oddac na zycie, ktore nie jest naszym wyborem? Jednym z glownych odpowiedzi to jest wlasnie spoleczenstwo i jego presja. Czy ktos sie zastanawia jak wplywamy na innych pytaniem z tonem oskarzenia "a dlaczego nie masz jeszcze dzieci?". Albo to jest dobre " dziecko to wyzbycie sie egoizmu" i oczywiscie Ci co ich nie maja sa egoistami. To jest dobre. Najbardziej biologiczny egoizm mowi mi, ze nie jest to egoistyczne. Zawsze wybucham smiechem, choc w duszy mam jedne odczucie - "nie nalezysz do tego zlobka spolecznosci". Ale nie, nie jest to latwe. Czuje presje spoleczna prawie caly czas. Presje do bycia jak inni, do tego aby widziec swiat jak wiekszosc. Ale nic nie poradze, ze widze poza to. A moim szczesciem jest fakt, ze mam taka osobowosc a nie inna i predzej umre zakamieniowana niz oddam jedyna rzecz, ktora nigdy nie zostanie mi juz dana - moje zycie... moj czas....








Milej niedzieli!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Izabell,ja w Święta napiszę na spokojnie na temat tego postu :-) a tymczasem polecam Ci film dla dzieci ''Kraina lodu''jak obejrzysz,to od razu zrozumiesz moj zachwyt:-) spokojnych i radosnych Świąt.Agnieszka

Izabell pisze...

Ja juz w Polsce - na pewno sie wybiore - kocham Disneya! ;) Cieplych Swiat Aga! :*

Anonimowy pisze...

Ja czesto odczuwalam, ze nie naleze do spolecznosci, w ktorej przebywalam. Przez wiekszosc czasu tak bylo. Niedawno przyszlo mi do glowy to,ze rodzina w ktorej sie urodzilam i wychowalam to jakas pomylka!Nic nie pasowalo do mojego pojmowania swiata. Dlatego sie buntowalam i sprzeciwialam. Jednoczesnie wychowywana w duchu katolicyzmu i bezwzglednego podporzadkowania niedzielnej mszy, mialam dziesiatki rozterek moralnych. Moj gniew byl skierowany do ojca i do kosciola za wielka niespojnosc. Tu mi kaza 'czcic ojca i matke swoja' a ten ojciec nie ma zadnych obowiazkow, wyzywa sie na rodzinie, robi obrzydliwe rzeczy i opowiada o wszystkim po pijanemu.Dla mnie jako dziecka to byli rodzice, doslownie 'obcy'. Jakbym zostala im przydzielona w ramach losowego programu.W domu nie bylo ani jednej ksiazki a ja uwielbialam czytac. Na szczescie byly biblioteki. W domu nie sluchalo sie muzyki/ oprocz disco polo. Sluchalam po kryjomu radiowych list przebojow w ojca aucie. Swieta byly dziwne.. udawane. Wiadomo czego mozna sie bylo spodziewac po ojcu alkoholiku. Ja dzieki terapii nabieram odpornosci na wplyw i odzdzialywania spoleczne. Ucze sie wyrazac swoje mysli zgodnie z tym co czuje. A nie jak kiedys moje wpojone przekonanie:powinnam mowic i robic zeby nikogo nie urazic i kazdego zadowolic. Dla mnie wazne jest spelnianie rol w spoleczenstwie. Niestety wiekszosc ludzi robi to doslownie na oslep a potem okazuje sie, ze nie tylko wyrzadzaja sobie krzywde ale i rania wszystkich wokol bez wyjatku.Wiec tak jak piszesz Izabell, przebudzenie to dar i nie zdarza sie kazdemu. Inaczej to bylby inny swiat. Nie wiem czy lepszy czy gorszy, moze latwiejszy dla mnie czy Ciebie. To tez znaczy, ze my rozmawiajac o tym dokladnie wiemy o co chodzi i to to samo odczuwamy :) Wesloych Swiat!

Izabell pisze...

Dokladnie, wplywy spoleczne sa ciagle i warto odnalezc swoj glos.

Wesolych swiat Aga! jutro ide zobaczyc Disneya! :)
:*