"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



piątek, 24 grudnia 2010

Swieta.

W Dublinie pada juz chyba tydzien - wszystko jest pieknie biale i moze i bym sie z tego cieszyla gdybym nie musiala jechac do pracy i walczyc z zablokowanym transportem, sniegiem walajacym sie po kolana na drogach i tlumem ludzi, ktorzy sami ledwo stoja z powodu slizgawicy. Nie cierpie zimy. Co roku uderza mnie to samo - mala "depresja", spadek energii, brak motywacji i wewnetrzna hibernacja. A jeszcze teraz mam urwanie glowy bo za dwa tygodnie egzaminy, a ostatni rok obfituje w tyle materialu, ze nie wiem jak to przezyje. Nie wspomne, ze teraz dodatkowo musze pamietac multum nazwisk i dat, a to juz mi ciezko przychodzi, szczegolnie kiedy sa jakies pogmatwane. Plus zaraz po tym powinnam miec napisane polowe pracy licencjackiej. Ale nie spodziewam sie az takiego cudu, jednakze wiem, ze przez najblizsze tygodnie zamienie sie w wampira, ktory na pewno bedzie buszowal ale po ksiazkach w nocy. Duzo kawy bede potrzebowac, oj duzo.... Ale taka droge wybralam i ja dokoncze. Zawsze koncze co zaczelam i postanowilam.
No i oczywiscie Swieta.... DDA wie co to znaczy i wiem, ze wielu z Was wcale do usmiechu przy choince nie bedzie. W tym roku do Polski lece 26 grudnia, juz po swietach, wiec nie spodziewam sie dramatow rodzinnych, chociazby walki z Bratem by chociaz na herbate usiadl. Moze to i lepiej....  W sumie moge sie uwazac za lucky girl, bo lotnisko w Dublinie zamkniete, ludzie siedza na lotniskach po godzinach a mi sie akuratnie zaplanowalo w tym roku lot po swietach. Narazie prognozy sa optymistyczne.

Czego moge Wam zyczyc, Moi Drodzy Czytelnicy? Rok za rokiem mija, a tak naprawde przez wieki, takze i w tym czasie, nic sie nie zmienia w ludzkich potrzebach, marzeniach, planach.... Niby tak banalnie to brzmi - Wesolych Swiat, zdrowia, szczescia, pomyslnosci w Nowym Roku... Doceniam Swieta dlatego, ze przypominaja ludziom o waznych rzeczach, choc w tym czasie konsumpcji nie jest to tak widoczne. Jednak w codziennym zyciu juz w ogole nie znajduje sie czasu nawet na rodzinne biesiadowanie, dlatego nie deprymuje Swiat. Lepszy rydz niz nic.... Jednak dla mnie osobiscie nie jest to wyjatkowy czas... kiedys bol i lzy, dzis myslenie, ze kazdy dzien jest dla mnie swietem, swietem zycia. Czy w kalendarzu jest 24 grudnia czy 24 marzec - kompletnie mnie to nie rusza. Ale widac swiat potrzebuje takiego napedzanie (nie bede sie tu rozpisywac dlaczego tak jest, duzo by mowic) - a ze kolorowo i wesolo - to zabieram sie do jedzenia polskich specjalow juz jutro. A potem pojutrze, no i jeszcze jak bede w Polsce tez:))


Wiec nie zycze Wam wszystkiego najlepszego - jak by sie czlowiek wtedy uczyl o zyciu? Za to zycze Wam wewnetrznego zrodla, zrodla Waszej sily i determinacji, aby glosno bilo w serduchu i wiodlo Was do przodu, do rozwoju zachwycajac Was przy tym swoimi tajemnicami. No i oczywiscie milosci....tej milosci, przed ktora nie bedziecie musieli juz niczego udawac, niczego sie bac. Bliskosci, ktora nie zatraca, ktora nie prowadzi za reke jak dziecko, ktora nie dominuje, ale dopinguje do poznania siebie i swiata. I akceptuje. Tak..... juz mowilam jakie to wazne.

Merry Christmas!
:****

niedziela, 12 grudnia 2010

Zapisalam w czerwonym notesie....

Inaczej doświadczają samotności dziewczynki, inaczej chłop­cy. W naszym patriarchalnym (wciąż coraz mniej, ale jednak) spo­łeczeństwie, kobieta często określa swe życiowe role poprzez swój stosunek do mężczyzny. „Jestem matką, jestem żoną, jestem dziewicą" - wszystko to mówi nam, czym kobieta jest dla męż­czyzny. Nie mówi za to nic o tym, czym jest dla siebie, kim jest, gdy jest sama i nie musi o mężczyznach myśleć. Niestety, dla wie­lu kobiet samotność to właśnie ciągłe myślenie o mężczyźnie. O tym, którego nie ma, który był lub który być może się pojawi. To utrudnia odnalezienie dobrej samotności.
Już małe dzieci różnią się od siebie pod tym względem. Dla dziewczynek samotność to bez wyjątku doświadczenie przykre, smutne, kojarzące się z utratą albo nieobecnością bliskich osób. Chłopcy natomiast już w tym wieku zaczynają mówić o dobrej samotności. „Lubię być czasem sam, bo mnie wtedy nikt nie pil­nuje. Mogę poszaleć, mogę się bawić w co chcę. Mogę zjeść tyle cukierków, ile chcę i oglądać telewizję do późna. Albo zadzwonić do kogoś, bo jak mama jest w domu, to nie pozwala".
Różnica między płciami w odczuwaniu samotności wynika z ról, jakie przeznacza dla nich społeczność. Dziewczynka w przyszłości strzec domowego ogniska, wychowywać dzieci, dbać o wygląd i humor męża. Uczy się ją więc wyczulenia na po­trzeby innych osób. „Zobacz, jaka mama jest przez ciebie smutna. Spytaj tatę, czy czegoś mu nie trzeba podać" - takie słowa z pew­nością częściej słyszą małe kobiety niż mali mężczyźni. Tak szko­lona dziewczynka uczy się więc czerpać radość z bliskich relacji, z emocjonalnej harmonii, jaka panuje między dwiema osobami. Ich brak w życiu jest dokładnie tym, co rozumiem w tej książce przez samotność. Chłopcy z kolei częściej opierają swe zadowole­nie z życia na zdobyczach, na wygranej, na pozycji, jaką są w sta­nie wywalczyć sobie w Grupie. Samotność przychodzi do nich in­ną drogą - przez to właśnie, że nie nauczono ich dzielić się swą radością, współodczuwać z drugą osobą. Te cechy nie pomagają jednak zdobyć pozycji środkowego napastnika na boisku albo funkcji dyrektora poważnej firmy. Żadna więc płeć nie jest tu specjalnie uprzywilejowana. Dorosłe dziewczynki będą tylko od­czuwać samotność bardziej wprost, będą wiedzieć dokładnie, czego im brakuje. Dorosłym chłopcom trudniej będzie zrozu­mieć, że ich alkoholizm, przepracowanie lub choroba wrzodowa wynikają z braku bliskiej osoby, która może zdjąć z nich połowę zmartwień i smutków, a podzielić się swą radością.

"Wirus samotnosci"  Wojciech Kruczyński

piątek, 10 grudnia 2010

o DDA w DzienDobry TVN.

http://dziendobrytvn.plejada.pl/29,41354,news,,1,,syndrom_dda,aktualnosci_detal.html#autoplay


no wlasnie.... Brak wywazenia, balansu, niskie poczucie wartosci, agresja. Jednak osobowosc takze bierze wielki udzial w pracy nad soba. Inni naturalnie sie otwieraja, inni musza nad tym pracowac ciezej. Bardzo fajnie, ze zaprosili osoby, by opowiedzialy historie swojego zycia.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Welcome America...again - Florida cz. 3 ostatnia.

Miami  - popularni Policjanci z Miami , popularna plaza I popularne miejsce na imprezy. Bylam w wielu miejscach turystycznych I party - like, jednak Miami przeszlo moje oczekiwania – a raczej moj kapital energetyczny.

Pierwsze wrazenie po wyladowaniu w Miami bylo ….rzadne. W centrum – prawie w ogole ludzi, poniewaz wszystko miesci sie na Ocean Drive ; turysci, sklepy. Zabralam sie taksowka (gdzie taxi driver nie byl zamily – odchaczone do moich statystyk w glowie) I dojechalam do hostelu International. Muzyka byla tak glosna, ze nie moglam dokladnie uslyszec co recepcjonista do mnie mowil. Kiedy prosilam by powtorzyl, patrzyl sie na mnie z dziwna mina jakbym prosila o cos szokujacego (odchaczone w mojej prywatnej statystyce). W koncu dotarlam do pokoju I okazalo sie, ze wiekszosc ludzi to sasiedzi europejscy – z Niemiec, Czech, Slowacji. I tutaj sie nie zawiodlam, co nastepna osoba byla otwarta i opowiadala o swoim zyciu. 
Pierwsze kroki poniosly mnie oczywiscie na plaze – musze przyznac, ze nigdy nie widzialam tak niebieskiej wody – plaza szeroka, slonce niemilosiernie piecze. Usiadlam na piasku jak zwykle patrzac na ludzi I szukajac popularnych sztucznych piersi w jakoby te miasto ofitowalo hehe. Ale nic – dziewczyny naturalne, faceci takze, tylko ten wyryw…. Nigdy nie spotkalam sie z tak agresywnym zaczepianiem. Przejsc po plazy nie mozna spokojnie bez jakis zaczepek I tekstow. Kiedy siedzac poprawialam sobie wiazanie bikini na szyki, ni stad ni z owad jakis starszy facet podszedl I sie zapytal czy potrzebuje pomocy. Gosh…. I mialam miec wiele jeszcze takich dziwnych zachowan – zwykle pojscie po bulki do sklepu towarzyszyly teksty typu – hey, darling, how areee youuu? Z obcesowym tonem w glosie. Dobrze, ze czas kiedy bylam sama nie byl czesty, bo naprawde ciezko by mi bylo cieszyc sie pobytem w spokoju. Miami mozna okreslic jednym slowem – seks, drinks and the beach. Pierwsza noc zabalowalam – nie powiem. Szukalam miejsca salsowego I znalazlam jedno, ktore niestety bylo bardziej turystyczne, niz dla salsowiczow. Jednak koktajle byly przednie – bylam w kokosowym raju - a ja uwielbiam kokos. I tak zajadalam kokosowe lody, pilam kokosowy sok I kokosowe drinki. Jednak szybko znudzilam sie balowaniem, poniewaz nacisk na wydawanie pieniedzy I zachowania w klubach byly bardzo, ale to bardzo nie na moj styl. Jedno slowo  - over the top. Jeden koktajl kosztowal 16 dolarow – gdzie jeszcze trzeba dawac tipy, bo inaczej jest to zle widziane. Jezeli jadlam sama, nie bylam milo obslugiwana poniewaz wiadomo – tip nie bedzie wysoki. Czulam ze chciano sie mnie najszybciej pozbyc (nie wspomne ze ciagle zapominalam, iz cena w menu nie jest cala cena ktora bede musiala zaplacic, poniewaz jest napisana bez taxu). Bylam zaskoczona napieciem, zamiast relaxem. Napieciem, ktore ma na celu tylko jedno - kasa.

Pierwsze dni podrozowalam po Miami z kolega o imieniu Costa z Canady – takze podrozowal sam. Pojechalismy do Little Havana I mialam okazje obserwowac swietna sytuacje na stacji metra. Czekalismy tam z Costa na pociag, siedzac na lawce, gdzie obok usiadl mlody chlopak, dziwnie sciagajac moja uwage na siebie. Cos w jego twarzy, w rysie ust – byl azjatyckiego pochodzenia, ale widac ze nie czystej krwi – egzotyka. Siedzialam tak pozwalajac sobie obserwowac, ale I takze cieszyc sie takim pozytywnym naplywem energii, kiedy podeszla nagla sprzatajaca Pani I zabrala pusty papierek, ktory lezal pomiedzy nami. Mlodzieniec spojrzal sie I wyrazne powiedzial – Thank you Mam.  Ona oblala sie usmiechem, a ja juz nie moglam przestac wpatrywac sie w jego twarz. Dobrze, ze mialam okulary przeciwsloneczne. To bylo takie… ludzkie…. Takie piekne…. Docenienie pracy, ktora wiekszosc uwaza za niska niestety, docenienie, ze wlasnie dzieki takiej osobie nasze otoczenie nie bedzie przypominalo gory smieci…. Wow…. Taki mlody I taki ludzki. Takie male zdarzenie a mowi wiele o czyjejs swiadomosci. Moja energia buzowala…. Jednak siedzialam cicho wpatrujac sie w rysy jego twarzy… troche inne, dziwne I przy tym atrakcyjne…. Cos bylo w tym chlopaku, cos co odzialowywalo na mnie. Nie odwrocil sie ani razu, wiec bylam przekonana, ze nie zauwaza mojego wzroku. Jednak juz  w pociagu kiedy wychodzilam, widzialam, ze wpatruje sie we mnie bardzo uwaznie … Dobrze, ze mialam okulary..oj jak dobrze… jednak lekko sie usmiechnelam I wyszlam…. Nigdy tego nie zapomne.

Nastepne przygody mialy swoja kontynuacje. Spotkalam w koncu swoja turecka pare – ah co za ludzie! dzielilismy ten sam sposob spedzania czasu – czyli zobaczyc jak najwiecej, a imprezy – eee nieeeee. Ale pewnego wieczoru pewien American Boy przysiadl sie do nas, kiedy zazarcie dyskutowalismy I opowiadalismy sobie historyjki. Gladko do nas przylaczyl I zaczal okazywac mi swoje wzgledy. I tak do samego konca ja I American Boy przezywalismy polsko - amerykanski romans ;).

American Boy byl na wakacjach, takze sam, I szybko zawiazalismy kontakt. Okazalo sie ze skonczyl psychologie ( mnie juz to nie dziwi, ze do takich mnie ciagnie) I calkiem swietnie dawal sobie rade w pewnych detalach pozycia spolecznego. Jednak wielka roznica jaka istniala pomiedzy nami to fakt, ze byl ekstrowertykiem, ciagnacym do ludzi I do imprez. No coz… nie zamierzalam przeciez sie z nim zareczyc hehehe Pozowlilam sobie plynac z rzeka I poniesc sie atmosferze wakacyjnej. Ale szybko miala ona zostac przerwana – szczegolnie w mojej glowie.
Sa dwa momenty, ktore zapadly mi gleboko w pamieci – pozytywne momenty. Pierwszy  - deszcz ktory splywal z nieba tak obficie, a ja z American Boy idziemy z plazy, cali mokrzy, on w bokserkach a ja w bikini. Mokrzy I opaleni. Blyszczacy od wody, mokrzy I opaleni:) Deszcz byl tak cieply, powietrze tak tropikalne – czulam ze moja dusza krzyczy ze szczescia. Chcialam dancing in the rain. Druga sytuacja to ja I American Boy na plazy – na wielkiej skrzyni, lezymy I patrzymy w niebo. Jest goraco, wsluchujemy sie w szum fal I co chwila wypowiadamy jakies nasze obserwacje. Niebo… wow – patrzac na niebo, gdzieniegdzie obloki plynely lekko I pozwalaly gwiazdom mrugac  I blyszczec – I to wszystko wygladalo jak okragla kopula lezac na plecach…. I to wszystko w milych I cieplych ramionach…..Piekne… Mialam swoja mala bajke…american romance, ale potem? Potem spojrzalam sie za plecy gdzie polozylam swoja torebke, a jej tam nie bylo….

Bylam w lekkim szoku. Nie moglam w to uwierzyc! Ktos cicho podszedl do skrzyni na ktorej siedzielismy, a ze lezelismy jakby na boku, po prostu cicho sciagnal moja torebke I zwial! Bylam o tyle w szoku – ze Costa dzien wczesniej zostal oskubany w klubie z calego portfela I takze tego nie zauwazyl. Agresywnosc I bezczelosc zlodziei nie zna tam granic. Z opowiadan lokalnych wynika, ze Miami jest bardzo skupione na pieniadzach – wszystko jest poddyktowane wlasnie temu. Poloz tylko telefon na chwile na stoliku  - prawdopodobnie juz go tam nie bedzie. Cale szczescie moja torebka nie zawierala wiele – poniewaz nie zabieram wszystkiego ze soba kiedy zwiedzam. Duzo sie nie oblowili; mialam tylko 50 $, moje polskie dokumenty, stary telefon komorkowy, Visa karte, I swoja kieszonkowa kamere. Najbardziej co mnie wscieklo to byl fakt, ze moja visa card na ktorej mialam przeznaczone pieniazki na nowe obiektywy przepadla, a takze moja mala kamera, na ktorej mialam swietne zdjecia. Bylam tak zla, ze niemo krzyczalam w sobie, a moj American Boy…. Wcale mi w tym nie pomogl, choc wiem, ze chcial. Kiedy ukazywalam swoje wkurzenie, przeklinajac w niebo pozwalajac sobie wyladowac nagromadzona energie, powiedzial – Nie panikuj. Przy tych slowach czulam doslownie fizycznie jak moje napiecie zamiast znalezc ujscie, zaczyna sie wciskac do wewnatrz a to przynioslo moj racjonalny sprzeciw. Czulam bol, ze ktos nie pozwala mi zareagowac adekwatnie do sytuacji. American boy wyrzucil cala wiazanke slow, ktore mialy podarowac mi natychmiastowy dystans, nie wiedzac, ze nie da sie przeciez przeskoczyc etapow, ktorymi rzadza sie nie tylko zlosc ale takze zaloba na przyklad. Najpierw zlosc, gniew, potem smutek, na koniec akceptacja. Kazdy brak pozwolenia sobie na te wszelkie odczucia powoduje wyciskanie do podswiadomosci komponentow, ktore nigdy nie wiadomo jak moga rzadzic nami w przyszlosci, albo jak byc destruktywne. Odkad odkrylam pewne zaleznosci pomiedzy soba I swoim dziecinstwem, odkad odkrylam jak duzo daje mi akceptacja na wszystko co czuje, nawet najgorsze, dopoty nie pozwole nikomu mowic mi co powinnam czuc I co powinnam robic. Ja wiem co na mnie dziala – bo najpierw uczylam sie I nadal ucze na temat siebie, bez owijania w bawelne, potem o reszcie swiata - tez surowo. I tak American boy wyrzucil ta wiazanke jak to zobaczysz po latach bedziesz sie z tego smiac, jak zobacz moglo byc gorzej, jak zobacz nie jestes jedyna z taka sytuacja. I on studiowal psychologie… widzicie? Jak to czasami nic nie znaczy, kiedy chodzi o roznorodnosc jej galezi. Wiec nie bylam zla, bo skonczyl taki kierunek – bo cos zauwazalam juz w jego zachowaniach ekstrawertycznych, takie na sile bycie ciagle wsrod ludzi. A to nie pomaga w dystansie i obserwacji abstrakcji. Pewnie jest dobry w czyms innym. Ale zauwazylam takze, ze bardzo lubi kontrolowac emocje. Raz zadal mi pewne pytanie, ktore duzo mi powiedzialo o pewnych aspektach  - czy jestem emocjonalna? To jego pytanie bardzo mnie zastanowilo – jakby bal sie ze jestem. I co znaczy dla niego emocjonalna? Wpadanie w panike, czy po prostu wyrazanie swoich emocji? Ja bym optowala za sam fakt emocji, poniewaz przez caly pobyt razem, trudno bylo dotrzec do jego rdzenia osobowosci. Zawsze staral sie byc pod kontrola, jednak zawsze wsrod ludzi. Fakt braku zaakceptowania moich emocji kiedy wlasnie potrzebowalam tego najbardziej sprawilo, ze bylo dla mnie prawie jasne, ze boi sie generalnie emocji, a dalej mozna sie domyslac, ze najbardziej wlasnych. Poznajac historie jego zycia i jego background, niektore czesci puzzle same sie ukladaly.

Ciekawie bylo takze pozniej  - kiedy wrocilismy do hostelu zadzwonic do banku by skasowac moja karte, on wzial papier I olowek I zapisal na kartce o co sie jeszcze mam spytac…Tak jakby wierzyl, ze nie jestem sama w stanie temu sprostac, bo jestem teraz out of control. I wierzcie mi, nie drzalam z zalamania, nie cielam sie – po prostu zwykle ryczalam ze zlosci. Naturalny wkurw, rzadne przegieciel. Jednak nie bylabym Izabell, gdybym nie zaanalizowala I nie wyciagnela wnioskow z sytuacji. Nie omijam zadnej szansy by poznac jaka mam strukture reagowania I to mnie uwalnia, krok po kroku. Wiem coraz wiecej jak soba zarzadzac, co zostawic a co zmienic. I tak zrozumialam, ze bardzo zle czuje sie jezeli ktos przejmuje za mnie robote do wykonania, nawet w sytuacjach podbramkowych. Po prostu nie takiej opieki potrzebuje, bo nauczylam sie swietnie sobie sama radzic, a kazde zdarzenie jest przeze mnie odbierane jako wyzwanie. Szczegolnie takie, ktore jest okupowane przez moje emocje – lubie patrzec demonom w twarz. I kiedy to zauwazylam I zaakceptowalam ta czesc mnie – tak, to ja – poczulam, jakby slonce wstalo w moim mozgu – poczulam sie uwolniona. Tak – to ja I to lubie. Pomoc dla mnie nie polega na dzialaniu za mnie, nawet z dobrymi intencjami. Pomoc dla mnie polega na prostym zlapaniu mnie za reke, ofiarowaniu swojego ramienia I pozowleniu mi na wszystkie emocje zwiazane z sytuacja. Na ich akceptacji. Bo akceptacja – moi drodzy – to wielka sila. To jest rzeka, ktora plynie bez tam na drodze I dlatego sie nie pietrzy I nie zbiera. Oczywiscie nie mowie o akceptacji tego co niszczy innych lub dotyka ich godnosci. Ale tego co w sobie – witanie tego co ludzkie w nas. A to sa wlasnie emocje. Akceptacja, ze cos mija, akceptacja, ze cos sie nie udalo, akceptacja, ze mialo sie taki dziecinstwo a nie inne, akceptacja, ze nie jestesmy perfekcyjni, akceptacja, ze czujemy rozczarowanie, zlosc I czesto wielka nienawisc. Akceptacja. Nie sluchanie tych krzyczacych swietych co sztucznie podnosza sobie poziom ego I zabraniaja czuc to co naturalna koleja rzeczy sie czuje. A potem zmiana konstruktywna – przekierowanie biegu rzeki gladko I spokojnie.

Znacie pewnie ta popularna ksiazke Katarzyny Miller – Chce byc kochana tak jak chce. Wiec ja odkrylam tamtej nocy jak chce byc kochana. Nie potrzebuje, by ktos byl mi oparciem w formie dzialania za mnie, nie potrzebuje takze by ktos za mnie myslal nawet w stanie najwyzszego wzburzenia. Ja ciagle wiem co sie dzieje, nawet wtedy. Dlatego cwicze swoja swiadomosc, aby w najwiekszym emocjonalnym wirze pamietac, ze jestem rzeka I w koncu wszystko zaakceptuje. Pokoj we mnie… Jednak zanim tam dotre chce czuc wszystko adekwatnie do sytuacji, a za dzialanie wezme sie w swoim czasie I w zaleznosci od sytuacji. Jezeli teraz moge sobie spokojnie dac czas I sie powkurzac, to to robie - przeciez nie wkurzam sie na ludzi, nie wyklinam ich, tylko dre sie w niebo lub ide pokopac w worek. Jezeli wymaga to natychmiastowego dzialania – to tez to zrobie. Jestem dorosla dziewczynka – nie uwazam, ze kochanie, czy dbanie to dzialanie za kogos. Przynajmniej nie dla mnie. Bylam bardzo szczesliwa z powodu teg odkrycia. Teraz moge jasno okreslic pewien element, ktory wymykal mi sie przez wiele lat. Nie chce przepraszac za to, ze umiem sobie radzic, albo powiem wiecej – ja to po prostu lubie. Nie chce byc traktowana jak dziecko – chce byc traktowana jak osoba dojrzala, ktora kocha bo chce, ale I tak sobie poradzi czy tak czy siak. Jednak co potrzebuje to popuszczenie emocji, oparcia w drugiej osobie oznaczajaca fakt, ze trzyma mnie za reke ale nie prowadzi. Jezeli bede potrzebowac prowadzenia i akcji w moim imieniu - poprosze o nia. Nie mam problemu z taka prosba.
Ramie osoby, ten krag zaakceptowania emocji jest bardzo potrzebny – to ta wolnosc, ktora potrzebuje w milosci. Tak, to jest wlasnie ta wolnosc – inaczej sie udusze.

Nastepna rzecz jaka zauwazylam byl fakt jak wielu ludzi z mojego kregu dziala kompletnie nieadekwatnie do sytuacji. Wielu z nich na sile chcialo mnie rozbawic, rozsmieszyc, co jeszcze bardziej mnie wkurzalo. Strach przed negatywnymi emocjami byl tak wielki, a owczy ped do wiecznego usmiechu I szczescia tak wtedy odczuwalny, ze skutek byl taki, iz znowu czulam sie bez kompletnego wsparcia. Oni chcieli mi go dac – wiem o tym. Ale kompletnie nie tak jak tego potrzebuje. Zreszta to wynika takze z braku wiedzy na temat psychiki ludzkiej – wiekszosc z nich wyciska emocje, nie majac rzadnego kontaktu z wlasnym wnetrzem. Boja sie. Latwiej mozgowi wycisnac do swiadomosci ciezkie impulsy, bo rozpracowywanie ich wymaga zwiekszonego nakladu energii, a ta natura chce zatrzymac na stan zagrozenia. Slowa empatii od poniektorych mialy wieksza sile leczaca na mnie niz jakiekolwiek inne – przykro mi, mi tez cos takiego sie zdarzylo, wiec rozumiem Twoja zlosc, a to dranie cholerni, jak chcesz sie wygadac dzwon! Tak, to dziala.

Do konca mojego pobytu bylo juz spokojnie – staralam sie spokojnie dokonczyc swoje wakacje, ktore choc nie byly w tym roku pierwszej klasy, jednak jak zwykle przyniosly mi lekcje, ktore nie omieszkam wykorzystac. I kazde takie odkrycie przynosi mi blizej wieksza swiadomosc I wieksze spelnienie w zyciu, kiedy ze soba nie walcze, kiedy rozpoznaje jak wyglada moja struktura, co warto zmienic z co nie, co jest ze zgoda ze mna a co nie, co przyniesie mi wiekszosc madrosc I wiedze. Moj American Boy pomimo tych wpadek staral sie na swoj sposob mi pomoc - spedzilismy czas razem do ostatniej minuty i do teraz utrzymujemy kontakt. Dzwinym trafem jest bardzo zdecydowany by mnie odwiedzic w Dublinie i ja juz wyczuwam, ze chyba jest bardziej zainteresowany niz bym sobie tego zyczyla. Nie czuje tego z wielu wzgledow - a ja wierze swojej intuicjii.

Okazalo sie, ze w moim przypadku nie ma wakacji od nauki o zyciu I o sobie.  Mialo byc tak powierzchownie, a wyszlo jak zwykle J

I na tym konczy sie American story. Zobaczymy gdzie mnie zawieje w nastepnym roku, choc nie planuje dalekich wycieczek. Ostatni rok szkoly, pieniadze plyna na konto collegu - ciezko sie bedzie wyrobic. Ale przeciez swiat poczeka:) Mam nadzieje....

Muzycznie..

Burza emocji...... czasami chcialabym tak po prostu zasnac i spac wiecznym zyciem... gdyby nie ta lampka we mnie, ktora nie gasnie.... Jakas sila, ktora trzyma mnie za reke....I ciagnie mnie a to do swiatla a to znowu popuszcza uwiezy i oddaje tancu ciemnosci.... Czasami mysle, ze mam jakas wiedze.... rozumiem tak duzo.... a czasami czuje, ze nic nie wiem.... ze to wszystko iluzja.... Czasami znam swoje miejsce i czuje sie jak w domu... A czasami gnam gdzies w zycie i nie wiem gdzie ten dom jest, bo nawet klucz do siebie gdzies w kieszeni sie zatracil.... ale "deep inside, you cry, cry, cry.... dont let your hope die, die, die....."
Zawsze pamietam o swietle, bo go juz doswiadczylam, a tego nigdy sie nie zapomina....

Nowe muzyczne odkrycie;




This life, and all the things I'd known
Turned away, and left behind
The truth was buried long ago
Memories fade in passing time

For years, I felt my solitude
Never seemed to leave my side
My way was lost forever then
All my dreams were cast aside

I turn away but the vision of truth stains my eyes
I try to run but the image cuts through my disguise

Beneath the emptiness, reveals my bitterness
I cannot soon forget, this dream's not over yet
In the land of my birth, I am still touching the earth

The fears that kept me far away
Slowly die and draw me near
The past I sought to bury deep
Comes again to fill my need

I cast away all the stones that carried me down
I will return to the life that my past tried to drown

Beneath the emptiness, reveals my bitterness
I cannot soon forget, this dream's not over yet
In the land of my birth, I am still touching the earth

środa, 1 grudnia 2010

Notka..

Sypie jak z pierzyny, chodzic normalnie nie mozna, zimno i wietrznie co oczywiscie mnie bardzo unieszczesliwia i pakuje do jaskini jak na misia przystalo. Ale to nie wszystko - dzis egazmin z Lakana i jezyka psychoanalizy i myslalam, ze mi glowa peknie od nadmiaru teorii. Ale to nadal nie wszystko - Korea Polnocna i jej nuklearne ambicje powoduja tylko, ze rusza mi sie wyobraznia i zaczyna toczyc sie torem III Wojny Swiatowej - a fakt interesowania sie I i II jakos nie specjalnie pomaga mi sie uspokoic....  Nie pomaga mi takze fakt, ze juz swoj atak przeprowadzili i im bardziej wczytuje sie w ich historie i decyzje tym bardziej czuje zagrozenie. Historia lubi sie powtarzac.... a to dlatego, ze nic sie z tej histori ludzkosc nie uczy, jak tylko daty....
Ale to znowu nie wszystko - dochodzi do tego fakt, ze ostatnio moje ramiona emocjonalne zginaja sie od nadmiaru polozonych na nich ludzkich tajemnic i jeden szok za drugim powoduje moja chwiejnosc.....Bo te tajemnice pochodza od ludzi mi bliskich... a wowczas obiektywizm jest czesto zachwiany, to zabiera wiecej mojej energii.... Poczucie emocji w sobie, rozroznienie i przypatrzenie sie wlasnemu wnetrzu w parze z widzeniem drugiej osoby, kiedy sie jest z nia emocjonalnie zwiazanym....I najgorszy fakt, ze jedyne co mozesz zrobic to stac w pogotowiu - droga musi byc przebyta przez zainteresowanego... A ta osoba - myslisz, ze wiesz o niej duzo, ale czujesz, ze cos jest niewypowiedziane, jednak nie naciskasz...A potem jednego dnia widzisz ta osobe taka sama jak od paru lat, z pewna rezerwa jak zawsze, a potem BUM! - dowiadujesz sie od niej najskrytszej tajemnicy, ktora wyciska tak wielkie emocje na twarzy osoby, ze zaczynasz je przejmowac..... przynajmniej ja mam takie tendencje.... kabel energetyczny, ktory rozladowuje jej nadmiar dziala znakomicie, pod warunkiem, ze nie jest za blisko zrodla....  Przyjmujesz jednak wszystko spokojnie i ze zrozumieniem, cieszac sie z okazanego zaufania, swietnie sie kontrolujac, choc czujesz jak cos Ci szarpie wnetrznosci....  Wszakze nic co ludzkie nie jest mi obce... tajemnica sama w sobie nie jest bulwersujaca, ale ten wyraz bolu na twarzy osoby Ci bliskiej.....Ale potem spotykasz przyjaciela znowu nastepnego dnia, i zamiast rezerwy i tego napiecia, ktore istnialo w tej osobie i trzymalo ja w rezerwie, ten lekki dystans, ktory zawsze cechowal Wasza przyjazn przeradza sie w odwazne epatowanie braku tego dystansu - jak z czarnego w biale... I teraz zarzucane ramiona jako dziekczynne gesty dla mojego zrozumienia.... jednak we mnie choc zrozumienie to takze wzburzone emocje bo oto stoi przede mna ktos zupelnie inny, z innymi zachowaniami -  zmiana tak b£yskawiczna, ze az boli...A takze, zmiana blyskawiczna to takze odrazu podejrzenie i zwiekszona obserwacja - za szybka zmiana - nasze polaczenie ciagle trwa. Ta wolnosc i euforia przyjaciela trwa we mnie... czuje ich ciezar na moich ramionach....czuje, ze sie na mnie opiera....

Jest taki stan w psychoterapii, ktory okreslamy nawiazywaniem sie emocji pomiedzy pacjentem a terapeuta - moze on byc bardzo silny z powodu silnych emocji pacjenta. Terapeuta musi byc bardzo uwazny, obserwowac siebie, kontrolowac i rozpoznawac pulapki - wszystko dzieje sie na poziomie abstrakcyjnosci - w tym tez cala trudnosc. Jednakze male pozwolenie sobie na brak dystansu moze spowodowac wielkie problemy. Na przyklad slyszeliscie o popularnym p. Eichelbergeru i jego "wpadce" kiedy wiez nawiazana z pacjentka okazala sie tak wielka, ze wymknela sie spod kontroli? Dawno o tym slyszalam, nie znam szczegolow, jednak pamietam co pomyslalam - jak czasami emocje moga Cie przerosnac - jak wazny jest trening i uwaga - cwiczenie swiadomosci. I tak sie wlasnie czulam ze swoim przyjacielem - jego tajemnica, tak dobrze ukrywana przed swiatem przyniosla mi wielki ruch w moich emocjach i ja wiem, ze to sa jego emocje, ktore przejelam. I przypomnialam sobie dokladny moment, kiedy chlusnal na mnie energetycznym ladowaniem, jeszcze nie dokladnie mowiac o co chodzi. Wzburzyl je we mnie, bo sam byl wzburzony tak bardzo, iz nie chcial byc tam sam.... A ja gruba kreska mam odzielony swiat mojego serca, gdzie pozwalam emocjom na wiekszy ruch i zaangazowanie i reszta swiata, gdzie obserwuje wszystko z swietnie utworzonym dystansem naukowca. Doceniam te dwa stany. Tajemnica sama w sobie nie jest czyms bulwersujacym, ale jak mnie do niej przyjaciel przygotowal i jak teraz jest innym czlowiekiem.... tak z dnia na dzien..... Dzis mam wielkie wachania energii.....
I ten snieg za oknem i zimno.... i ta Korea Polnocna....

Swiat stoi przed wielkimi wyzwaniami.....  i ja tez.... jutro znajde sile....albo dzien pozniej.....

Welcome America...again - Florida cz.2

Kennedy Space Centre  - NASA. 

Oczywiscie naczytalam sie ksiazek Dan-a Browna I wpatrujac sie w rakiete gotowa do odpalenia za miesiac owczesnego czasu zastanawialam sie jaka machine polityczna jest ukryta za tym wszystkim, jakie sekrety I osiagniecia sa ukryte w tych murach, ktore az tchna od kreatywnosci I myslenia. Moj nowo zapoznany znajomy – hiponotyzer Brad pracowal kiedys w Nasa (czego on w zyciu nie robil) I opowiadal mi dodatkowe historie w trakcie zwiedzania. To bylo niesamowite widziec miejsce nawigacyjne pierwszego lotu na ksiezyc – stare, czarne telefony, stare, szare komputery.. to tam tworzyla sie historia. Dotknelam takze kamienia z ksiezyca  I tu przypomniala mi sie historia ktora pewnie doskonale znacie – a jak nie to przypomne. Kamien ksiezycowy zostal umieszczony w specjalnym jakby pojemniku I kazdy mogl wlozyc reke by zakosztowac nieba, jednak sam kamien byl….. wypolerowany I blyszczacy jak swietlik noca. Czy takie sa kamienie na ksiezycu? Po cholere musieli go upiekszac jakby sam w sobie nie byl wystarczajaco piekny. I tu historia bodajze z ksiazki De Mello, ktora przytaczam nie doslownie ale znaczenie jest takie samo – Pewien czlowiek zobaczywszy orla przystrzygl mu pazury, grzywe, zalozyl obrecze I powiedzial – teraz jestes idealnie piekny.


Mialam takze ciekawe zdarzenie w tym miejscu. Na srodku calego kompleksu stal wielki znak NASA gdzie wszyscy robili sobie zdjecie. I tak jakas kobieta robila zdjecie synowi I bodajze mezowi, kiedy my podeszlismy I Terry zagadnela z propozycja zrobienia im razem zdjecia, a oni wtedy nam. Kobieta prawie niezaregowala, nadal robiac zdjecia. Terry spojrzala sie na mnie, ja na nia… Jakos tak dziwnie znajomo – pomyslalam. Po jakims czasie w koncu kobieta odwrocila sie I nie wiele mowiac podala nam swoj aparat. Brad zagadnal – where are you come from? A mezczyzna ktory zdarzyl juz do nas podejsc odpowiedzial – Poland . Aaaaaaaaaaaaaaaaa – no I wszystko jasne! - pomyslalam. No to witam – odpowiedzialam po polsku. I tutaj jakby niebo sie otworzylo I slonce zalalo ziemie swoja swiatloscia. OOOoo, jak fajnie, nazywam sie Lukasz, ja Barbara etc etc Okazali sie bardzo mili, jednak pierwsze podejscie do otwartych nienalezalo – taka nasza kultura. Jednak ile pasji Lukasz wlozyl w zrobieniu nam odpowiednich zdjec…. Jestem wdzieczna J

Wieczor natomiast zapowiadal sie bardzo ciekawie – Brad mial swoj wystep hipnotyzerski. Bylam tego bardzo ciekawa. Smialam sie, ze na pewno wynajmie ludzi, ktorzy beda udawac zahipnotyzowanych. Zapadla ciemnosc I Brad wyciagnal paru ludzi ze sceny tlumaczac przy tym na czym hipnoza polega. To rozwialo troche moje chmury sarkazmu. Kiedy jestes wprowadzony w stan hipnozy czujesz sie jakbys byl pijany – po prostu you don’t care! Aha! – pomyslalam – generalnie hipnoza kojarzy sie z utrata swiadomosci,  to, ze jestes w rekach osoby, ktora latwo moze wykorzystac swoja wladze. Jednak nie o to chodzi – ciagnal Brad – jezeli tylko chcesz sie obudzic – zrobisz to – jezeli tylko nie chcesz byc zahipnotyzowany – to sie nie stanie bo to ty I tylko ty jestes w kontroli swojej woli. No tak – w taki stan to ja wierze – w koncu sama potrafie wprowadzic sie w stan, ktory moze wskazywac, iz niezle musze byc drinknieta, ale wcale tak nie jest. Stan upojenia, zapamietania, stan gdzie takze I don’t care. To co ludzie staraja sie osiagnac poprzez pijackie noce, lub narkotyki – szybkie uderzenie uczucia I don’t care oraz I can fly.
I tak osoby ktore byly otwarte na zabawe zostaly wprowadzone w gleboki stan upojenia I mowie Wam… robili takie rzeczy. Sami zobaczcie…


Zastanawialam sie czy oni tylko udaja by sie popisac przed znajomymi, czy naprawde dali sie az tak poniesc. Obserwowalam wszystko uwaznie, a nawet na koniec, gdzie Brad juz za kulisami poniektorych wybudzal (bo niektorzy wpadli po uszy), mialam okazje stac blisko tych ludzi, wpatrujac sie w ich zachowanie. Byli strasznie skolowani – a jeden wygladal jakby wypil dziesiatki drinkow. To bylo bardzo, bardzo  ciekawe doswiadczenie. Co nie oznacza, ze nie mam dziesiatek sceptycznych pytan, oj nie – nie J

Po tej wycieczce mialam jeszcze jeden dzien w Orlando – zdecydowalam sie odwiedzic Disney Hollywood studio park. I to byl kiepski pomysl – oprocz jednej rzeczy, reszta wynudzila mnie na smierc. Ta jedna rzecz to ulica stworzona na podobienstwo lat 50 – uwielbiam takie podroze w czasie. Zdjecia niedlugo.

Zapomnialam wspomniec, ze podczas wycieczki do Discovery Cove spotkalam sympatyczna turecka pare, w ktorej “emocjonalnie” zakochalam sie odrazu. Okazalo sie, ze zabukowali ten sam hostel w Miami w tych samych dniach, wiec odrazu mialam zaznajomionych ludzi na balowanie w Mami. Jednak okazalo sie ze nie wszystko poszlo jak sobie to wymarzylam. O tym w krotce...




środa, 24 listopada 2010

Zapisalam w czerwonym notesie....

„Dlatego pierwszym aktem miłości jest widzieć tę osobę czy ten podmiot, tę rzeczywistość taką, jaka ona jest naprawdę. A to pociąga za sobą ogromną dyscyplinę porzucania własnych pragnień, przesądów, wspomnień, projekcji, wybiórczego sposobu pa trzenia. To jest tak dalece wymagająca dyscyplina, że większość ludzi raczej woli rzucić się w wir dobrych uczynków i służby niż poddać się palącemu ogniowi tego ascetyzmu. Gdy podejmujesz się pomocy osobie, której nawet nie raczyłeś zobaczyć, to czy chodzi ci o zaspokojenie potrzeb tego człowieka, czy twoich? A zatem pierwszym składnikiem miłości jest na prawdę zobaczyć drugiego.
Drugi czynnik jest równie ważny. Zobaczyć samego siebie, rzucić bezlitosne światło świadomości na własne motywy, emocje, potrzeby, nieuczciwość, szukanie samego siebie, tendencję do kontroli i manipulowania. To oznacza nazywać rzeczy po imieniu, niezależnie od tego, jak bardzo bolesne może być to odkrycie i jego konsekwencje. Gdy osiągniesz ten rodzaj świadomości drugiego i siebie, będziesz wiedział, czym jest miłość. Ponieważ twój umysł i serce staną się gotowe, czuwające, czyste, wrażliwe, będziesz miał jasność widzenia, wrażliwość, która spowoduje, że w każdej sytuacji, w każdym momencie odpowiednio zareagujesz. Czasem będziesz popychany do działania tak silnie, że nie będziesz się mógł temu oprzeć, innym razem będziesz powstrzymywany i hamowany. 

Czasami twoja miłość spowoduje, że zignorujesz drugiego człowieka, a innym razem poświęcisz mu tyle uwagi, ile on pragnie. Będą momenty, gdy będziesz łagodny i poddający się, kiedy indziej będziesz twardy, bezkompromisowy, stanowczy, nawet gwałtowny. Ponieważ miłość zrodzona z wrażliwości przybiera wiele niespodziewanych form i odpowiada ona nie na sztucznie skon­struowane wskazówki i zasady, ale na obecną, konkretną rzeczywistość.”
A. De Mello " The way to love"

P.S. I tak w nastepnym roku koncze pierwszy etap mojej dlugiej podrozy na jaki sie zdecydowalam. To juz 4 rok kiedy w obcym kraju i jezyku zglebiam "oficjalnie" ludzka psychike. Otrzymam dyplom  "oficjalny" bachelor-a in psychology, a po tym nastepny I nastepny tak skonstruowany, aby spoleczenstwo wiedzialo, ze posiadam jakas wiedze i praktyke do wykonywania tegoz zawodu. Nie wszyscy pamietaja, ze czesto to moze nic nie oznaczac  - sucha wiedza I brak samorefleksji, samokrytyki, samoobserwacji oznacza jedno – emocjonalna slepote. Dla psychologa - to ok - moze siedziec w statystykach, dla psychoterapeuty - nie bardzo. Jednak wiedza na temat tego zawodu jest tak znikoma, ze mity unoszace sie pomiedzy ludzmi staja sie w ich glowach prawda. Wiekszosc ludzi mysli, ze dyplom psychologa/psychoterapeuty oznacza dyplom na bycie milym, lub to dyplom na  wieczne dzialanie w kierunku cudzego dobrego samopoczucia, nawet w zyciu prywatnym (oznacza to zadnych stwierdzen na np. imprezie, decyzji, opinii, ktore moga sie nie spodobac, a bron boze po prostu tak sie z kims zdrowo posprzeczac! ), albo dyplom, ktory zobowiazuje do wlasnego perfekcyjnego zycia, bez argumentacji, klesk, konczenia znajomosci i ich budowania. Wynika to tylko z braku wiedzy i zrozumienia tego zawodu i tych ludzi, ktorzy staraja sie pracowac jak najlepiej. Pracowac! zaznaczam - ale po pracy jest zycie.... juz raz mowilam - to nie bycie ksiedzem! 

Czyli moj dyplom, ten I w przyszlosci nie jest dyplomem na bycie milym, ciaglej gotowosci do bycia psychologiem 24h na dobe bez bycia po prostu Izabell - czyli dyplom na wieczne £echtanie ludzkiego ego. Nie bedzie opierac sie na jednej zasadzie, ale na rzeczywistosci w jakiej akurat bede - praca czy prywatne zycie. Bede musiala wybrac jedno narzedzie z wielu. Moje ruchy nie przyniosa instant happiness jak zupe w proszku – czasami pomoc I uswiadomienie bedzie zaczynala sie od bolu, zlosci, krzyku – tej naruszonej struny, ktora dotkne I bedzie bolesnie brzmiec i grzmiec, a ja z otwartoscia bede tego sluchac i towarzyszyc. Czasami nie ma innej drogi i nie ma co marzyc, ze droga umyslu wiedzie przez skroty. A czasami bedzie tak, ze nie bede mogla nic zrobic i choc w pracy bede zachowywac etyke, kiedy wyjde z tej pracy bede Izabell i fakt psychologa rzucany w twarz kiedy po prostu chcesz zdrowo kreowac swoje zycie nawet jak sie to komus nie podoba - to po prostu nie tyle nie fair co powiedzialabym ignoranctwo.

Ale nigdy – I to moge obiecac – nie jest tak I nie bedzie, ze za moj cel bede obierac sobie przyjemnosc z takowej sytuacji, lub ze celowo bede powodowala niezadowolenie by nakarmic swoje ego …Bo moje ego bylo miazdzone tak dlugo, a potem tak dlugo hodowalam na tym kwiatki, ze nie przypominam sobie kiedy ostatni raz czulam w sobie nienawisc.... Czuje dwa stanu: zapach kwiatow albo w ogole go nie czuje, ale nie czuje juz odoru nawozu....Ale wiem, ze dziecko tego czasami nie zrozumie, tak jak kiedys moja mala Siostra, kiedy mama musiala wyciagnac konsekwencje z jej zachowania powiedziala: Ty mnie juz nie kochasz....
Nie wszyscy beda to rozumiec i nie wszyscy beda to lubic, beda oceniac i odwolywac Cie od czci i wiary .... bo dziecko nie rozumie. Kiedy wyjde z pracy i bede normalna osoba, ktora z jednymi sie kumpluje z innymi nie, z jednymi sie spiera, z innymi nie, tutaj sie moze rozwiedzie, a tu znowu wyjdzie za maz ale bedzie nadal z wiara patrzec w przyszlosc, ludzie beda widziec, zes psycholog a sie Ci zwiazek nie udal, a zes sie poklocila z tym czy tamtym.  Wierzcie mi -   najlepszy dyplom dla psychologa to fakt, ze sobie ze wszystkim radzi, jest w balansie, dotyka wszystko co czlowiecze w sobie przede wszystkim i buduje...buduje..... Bo dyplom dla Szamana Umyslu to nie jest fakt, ze jego zycie jest perfekcyjne - tylko, ze sobie swietnie radzi z tym, ze nie jest. A na kozetkach pojawiamy sie wtedy kiedy sobie juz nie radzimy. Jak Freud kiedys zaznaczyl, celem jest byc zdrowo nieszczesliwym - nie depresyjnie nieszczesliwym. I zawsze z miloscia.... z miloscia....


Wiec obwieszczam wszem i wobec,ze nie bedzie to dyplom do glaskania i moje zycie nie bedzie zyciem ksiedza, ale na pewno bede zawsze starala sie cos wybudowac.... z miloscia.. ale:  Czasami twoja miłość spowoduje, że zignorujesz drugiego człowieka, a innym ra zem poświęcisz mu tyle uwagi, ile on pragnie. Będą momenty, gdy będziesz łagodny i poddający się, kiedy indziej będziesz twardy, bezkompromisowy, stanowczy, nawet gwałtowny. Ponieważ miłość zrodzona z wrażliwości przybiera wiele niespodziewanych form i odpowiada ona nie na sztucznie skonstruowane wskazówki i zasady, ale na obecną, konkretną rzeczywistość.”


Bogowie, przyspieszcie czas bym juz mogla cieszyc sie zakonczeniem pierwszego oficjalnego etapu....Ile ja eseji nagrozmalilam! Goooosh!!!! Nie moge sie doczekac praktyki!!!

Amen :)))

poniedziałek, 15 listopada 2010

Welcome America...again - Florida cz.1

A wiec zaczynam swoja opowiesc.....

Moja przygoda z Floryda zaczela sie 2 pazdziernika w sobotni poranek. Lot z Dublina do Orlando trwal 9 godzin. Bylam troche niewyspana z powodu imrezy pracowniczej poprzedniej nocy, w ktorej uczestniczylam. Zasiadlam w swoim fotelu szykujac sie mentalnie do odsypiania, kiedy towarzyszka obok zagadnela ni stad ni z owad – My name is Marie. Tak krotko I wprost. Troche smiesznie…. Rozmowa owocnie jednak sie rozwinela – okazalo sie, ze rozmawiam z nauczycielka i milosniczka….pop-psychologii. Wysluchiwalam cierpliwie nauk niejakiego Abrahama, ktory prawil swoje zlote mysli na potrzeby publiki. Jednak nie na moje potrzeby. Ale czulam, ze nauczycielka potrzebuje wymiany energetycznej, a ja lubie sluchac ludzkich historii. I tak dowiedzialam sie, ze chciala miec rodzine, dzieci, ale nie mogla znalezc odpowiedniego faceta. Wiec postanowila nie uzalac sie nad soba I przechodzila do rzeczy robiac wywiady z potencjalnymi kandydatami na temat posiadania dzieci – chcesz czy nie? Nie? Krotka pilka – nastepny! Byla juz w wieku ok. 30 kiedy w koncu znalazla odpowiednia osobe I stworzyla rodzine. Niestety po latach zwiazek sie rozpadl – jednak dzieci przyniosly jej spelnienie. Niedawno zostala takze babcia. Przegadalysmy tak caly lot I z mojego snu wyszly nici. Marie nauczala mnie troche, zadawala pytania ktore niejaki Abraham kazal sobie zadawac - co Izabell chce? Wybieraj tylko te mysli, ktore maja Cie doprowadzic do tego co chce... Pozwolilam jej na to nauczanie. Troche ze zmeczenia i braku checi £amania pewnych pop psychologicznych teksow, a troche z dziwnego poczucia, ze to jej dziwnie pomaga....

W koncu wyladowalam w swiecie slonca I ciepla. Moja skora jak roslinka zaczynala sie rozbudzac, czulam jak witamina  D oblewa moje neurony. Wiedzialam takze, ze pewnie przez ten czas bede niezla “blondynka”, nieznajac zasad nowego kraju I nie wiedzac co? gdzie? jak?. A ja strasznie tego nie lubie....... Ale pozniej, po przyzwyczajeniu sie do nowego miejsca – czuje sie jak w domu. Plan byl taki – 6 dni w Orlando I 6 dni w Miami .

Po wyladowaniu dostalam sie do hotelu, gdzie przywital mnie recepcjonista….z polskim nazwiskiem. Prosze, jestesmy wszedzie…. Poniewaz bylam wykonczona walnelam sie do lozka I przespalam pierwsze godziny w Orlando . Wczesnie rano z nowa energia wyruszylam do Discovery Cove (zdjecia juz Wam wkleilam)  na zabukowane wczesniej plywanie z delfinami. I zaczela sie przygoda.
Popularna High Way w Orlando to International Drive. Moje pierwsze kroki poniosly mnie do przystanku autobusowego, ktorego oczywiscie nie moglam znalezc. W okol pusto. Wszyscy maja samochody. Wiec czlapie gdzie mnie intuicja poniesie a tutaj nagle zatrzymuje sie samochod – do you need help? Szukam przystanku autobusowego do discovery cove – odpowiadam. Ale ja moge Cie podrzucic  - odpowiada facet. Chyba go pogie£o – mysle sobie. Nie, dziekuje. Odjezdza. Nie mijaja 2 min I zatrzymuje sie nastepny samochod. Ojej, nie podoba mi sie to– mysle sobie. Czuje sie coraz bardziej spieta  - jak blondynka we W£oszech. Zbyt duzo uwagi sciagam idac tak ulica. W koncu docieram do przystanku I ruszam na spotkanie delfinom.

Discovery Cove jest sztucznie stworzonym tropikalnym rajem podzielonym na trzy glebokie baseny I plaze.  W dwoch  turysci doswiadczaja spotkania z butelkowymi nosami, a jeden duzy jest wypelniony tropikalnymi rybami z ktorymi mozna ponurkowac. Takze w jednym plytkim dosyc basenie mozna sobie postac I byc dotknietym przez plaszczki. Na zdjeciach wszystko wygladalo takie duze, jednak na zywo tak nie jest. Moje plywanie z delfinami zostalo wyznaczone na godz. 12, mialo trwac 30 min. Kiedy nadeszla pora zaczal sie show. Najpierw zostalismy polaczeni w grupy po 6 osob I szlismy do naszego delfina. Moj delifn byl starszym 40-stoletnim jak na czlowiecze lata ssakiem. Byl olbrzymi….  Myslalam, ze cos poczuje, bede oszolomiona spotkaniem, energia zostanie wymieniona. Ale nic takiego sie nie stalo. Na poczatku moglismy poglaskac delfina, przeplywal obok nas, szybko wracajac po swoja nagrode. Dotykanie delfina moge porownac do dotykania skorzanej, twardej kanapy – dokladnie takie mialam odczucie z ta roznica, ze kanapa nie jest tak piekna I energiczna jak delfin. Trenerka opowiadala nam o zyciu delfinow, ich zasadach przetrwania I wspolzycia. Nastepnie zostalo odstawione kilkanascie trikow na zawolanie – podnosimy rece do gory – zakrzykuje trenerka – delfin wydaje smieszne piski. Udajemy ze gramy na pianinie, delfin smiesznie porusza glowa. Wszyscy sie zasmiewuja, dzieci piszcza a ja….. usmiecham sie lekko rozczarowana brakiem jakiejs takiej naturalnosci w tym wszystkim. Poniewaz bylam sama trenerka zawolala mnie do poglaskania brzucha delfinka. Obrocil sie wielki kloc na grzbiet I moglam pomasowac mokry burzch. Prosze spojrzec sie do kamery! – uslyszalam. O nieeee, nie podobalo mi sie to. Sztucznie ustawione przedstawienie. Ostatnia minuta zostala zaliczona do pierwszej I jedynej czynnosci, ktora mozna nazwac plywaniem – pociagniecie przez delfina. Zlapalam sie olbrzymiej pletwy na grzbiecie – byla twarda jak deska surfingowa. Druga reka zlapalam sie pletwy bocznej rownie twardej I ….zostalam tak pociagnieta ostro, ze az niemo uformowalam mine krzyku z wrazenia. Delfin chyba to poczul, bo nagle zwolnil I dalej ciagnal mnie spokojnie. Poczucie sily jakie te zwierzeta maja jest niesamowie - moje serce, ktore podskoczylo zaskoczone to zapamieta. Jak oglada sie zdjecia czy telewizje I widzi sie te ssaki, nie zdaje sobie czlowiek sprawy  ile mocy istnieje w ich ciele. Jednak na tym plywanie sie skonczylo. Wiekszosc okazala sie  trikami pieknie I komercyjnie opakowanymi dla rozbawionej gawiedzi, albo raczej dla dzieci, ktore mialy wielka radoche. Bylam rozczarowana... A takze bylam rozczarowana brakiem odczuwanej przeze mnie enrgii w spotkaniu z delfinami – wydawaly mi sie takie niedostepne, wyrwane z morskiego swiata przez czlowieka I jego pozytywny reinforcement, jednak nie do konca istniejace w naszym swiecie – bardzo skupione na zabawie nakrecanej przez czlowieka. Zero delfina w delfinie – ze tak sie wyraze - tylko triki, triki.  Respekt do swiata zwierzat opiera sie na tym, ze one nic dla mnie nie musza - a tam choc nie zmuszane byly czescia zabawy, jednak widac bylo iz sa skupione na tych rybach trzymanych przez terenerow. Nie czulam, ze jest to doswiadczenie ktore zalicze do najwazniejszych w zyciu. Zbyt komercyjne, jakby oddalone….. Rozumiem nalezyte trzymanie reki na pulsie, ale juz bardziej cieszylabym sie zwyklym plywaniem otoczona delfinami, niz trikami – gdybym byla tym zainteresowana poszlabym do cyrku. Jednak jeden moment wydawal mi sie magiczny – kiedy delfiny wyskakiwaly nad wode, robiac rozne akrobacje mozna bylo widac po nich jak to uwielbiaja I udalo mi sie uchwycic nie raz jak uwalniaja dzwieki I piski w trakcie skokow. Wowczas czulam ich sile, wybic sie tak wysoko cialem ktore wazy ze 50 kg – wow. To jest widok! A nie wspomne o Orkach – I ich cielsku—ale o tym pozniej.
Zdjecia byly nam robione przez caly czas zabawy, mozna bylo je pozniej obejrzec I wybrac te, ktore nam sie podobaly. Oczywiscie wybralam tylko takie, na ktorych nie patrzylam sie w kamere, ale spontanicznie patrzylam na delfinka.
Reszta dnia minela na opalaniu I jedzeniu. Slonce niezywkle ostre juz po godzinie zarumienilo mnie jak placek na patelni. Od tamtej pory codzien kladlam krem na twarz I cialo, a wlosy smarowalam oliwa, bym nie zostala wysuszona na wior – ile ja sie nasmarowalam….mowie Wam....

Drugo dzien – SeaWorld – I byl to moj ulubiony park. Uwielbiam obserwowac zwierzaczki (w  tym ludzi jak wiemy) I sa one wdziecznymi modelami. Wszelkie morskie stworzenia mozna bylo podpatrzec w tym miejscu a niektore byly tak niesamowite, wielgasne….. jak krowy morskie itd…Najbardziej magiczne miejsce jakie zapadlo mi tutaj w glowie byly baseny podziemnne, w ktorych pluskaly sie delfiny… Czulam sie ze wstapilam do swiata Malej Syrenki I doswiadczam piekna podwodnego swiata razem z nia. Promienie slonca przenikaly szklana tafle, rafy bujaly sie spokojnie w rytm pradow wodnych a delfiny tanczyly w okol tego wszystkiego jak najlepsze baletnice…. Przypomnial mi sie taki moment, kiedy na Mazurach w swym nastolatkowym czasie zanurzalam sie w rzece w masce I pozwalalam swojemu cialu opadac powoli na dno. Rzeka na mazaruch jest przezroczysta I obserwowalam wtedy slonce przebijajace sie przez wode, przecinajace jak laser jej sedno roziskrzajac kolorami kamienie na dnie. Bylo wtedy tak cicho….. tak spokojnie….. Tak pieknie….Jak w plodach matki…. Patrzac na te same przeblyski swietlne w SeaWorld czulam sie wowczas bardzo szczesliwa. Choc zawsze towarzysza tu odczucia takze sprzeczne – w koncu sa zamkniete w klatkach… nie ma wolnosci….Akuratnie parki w Orlando nie naleza do malych I wszelkie wybiegi sa wielgasne… co I tak nie zamyka wszystkich pytan, prawda?

Trzeci dzien poswiecilam Aquatica – waterpark. Uwielbiam zjezdzalnie. Tutaj musze powiedziec, ze spisali sie na medal – zabawa przednia. No I maja przystojnych ratownikow hehe I z jednym mialam wstydliwa sytuacje – mozna by dolaczyc ja do jakiejs dobrej komedii. Siedzialam na wielgasnym kole ratunkowym I splywalam rwaca miejscami rzeka. Ratownicy siedzieli co kilka metrow na wysokich krzeslach patrzac sie pusto w wode. Wiec pomachalam do jednego, ktory akuratnie na mnie spojrzal a on w odpowiedzi wskazal kilkakrotnie palcem na mnie. Odruchowo spojrzalam w dol I zauwazylam moja dorodna piers wygrzewujaca sie w sloncu na nagusa jak trza! Gosh! Szybko naciagnelam bikini z wyrazem lekkiego zaklopotania na twarzy. No coz, jego wyraz twarzy ukazal szeroki rzad bialych zebow J I made his day – jak to sie mowi haha i niczym mi sie nie zrewanzowal - damn it! haha

Dwa ostatnie dni (gdzie 6 dzien mial byc na podroz do Miami ) niezaplanowalam z wyprzedzeniem. Zawsze pozostawiam miejsce na spontan. I mialam tutaj problem  - ktory park wybrac -  z opisow nic mi nie odpowiadalo – Disneyworld czy Universal. Po malym researchu  doszukalam sie wycieczek do Kennedy Space Centre - NASA. Ooooo to byloby cos dla mnie – jednakze wszystko bylo juz zabukowane, za pozno sie obudzilam. Wiec pozostala mi jakas dalsza dziecinada.

Po Aquatica postanowilam przejechac sie do Universal City Walk, poniewaz czytalam, ze mozna tam dobrze zjesc a przy okazji moge dowiedziec sie co oferuja w parku. By the way – mialam wielkie problemy z jedzeniem. Znalezienie czegos co nie zawiera miesa, lub ciezkich sosow, lub po prostu jest ugotowane a nie gleboko smazone - graniczylo z cudem. Malo warzyw, za to duzo ziemniakow takze obsmazanych. Mialam bardzo niezdrowa diete tamtego czasu. A jak sie doczytalam w City Walk maja duzo wlosko-hiszpanskich restauracji. Chociaz Floryda jest okupowana przez hiszpanow, kubanczykow – jakos na jedzenie sie to nie przekladalo. Co do parku  kusilo mnie Harry Potter experience, ale tylko dlatego, ze miala to byc gotycka makieta, z glownym zamkiem na czele, ktory odzwieciedla moje gotyckie – fantasy ciagaty. Wyobrazalam sobie swietne gotyckie zdjecia. Tyle, ze sama historia Harry Potter jakos nigdy mnie specjalnie nie pociagala. Pozostawilam wiec to do rozwazenia.

Kiedy znalazlam sie w Uniwersal wybralam jamajska restauracje (sprawdzajac wczesniej menu) I zasiadlam do stolika. I tu zaczal sie jeden ze szczesliwych zbiegow okolicznosci. Zamowilam drinka I pani poprosila mnie o dowod. Aaaaa – zazartowalam – jak to milo, ze sie mnie jeszcze o to pyta – ciagnelam nadal podajac swoje dokumenty. A nas nikt nie pyta – uslyszalam glos z tylu. Odwrocilam sie I zobaczylam pare z sympatycznym wyrazem twarzy. Mieli okolo 50-tki, jak pozniej sie okazalo Brad I Terry. Brad byl bardzo wygadany, zaprosil mnie zaraz do stolika i rozpoczelismy zywa dyskusje na temat zycia I zjawisk psychologicznych. Bylam bardzo szczesliwa, ze przez taki przypadek spotkalam swietnych ludzi z mojego swiata analizowania. Brad zapytal sie co mysle o hipnozie  - dziwne pytanie. Odpowiedzialam, ze sceptycznie jak do wrozb, badania nie pokazuja jej wiekszej efektywnosci. Okazalo sie ze Brad jest hipnotyzerem I bedzie mial show w Orlando na ktory mnie zaprosil. Oczywiscie – jestem bardzo otwarta na wszelkie doswiadczenia, nawet takie ktore generalnie nie znajduja wiekszego poparcia w nauce. Bo kto wie  - do diaska – czy jest jedna odpowiedz I sposob badania na wszystko. Ale najlepszy zbieg okolicznosci okazal sie ich plan pojechania do Kennedy Space Centre! To bylo jak przeznaczenie – kiedy sama sprawdzalam, miejsc nie bylo – a tu poznaje fajna pare, ktora jeszcze promieniuje tak swietna energia a na dodatek Brad wykazywal sie sarkastycznym humorem, ktorym akuratnie sama chetnie sie posluguje. Od poczatku czulam, ze biora mnie pod swoje skrzydla I tyle szczescia jakie przynioslo mi przebywanie z nimi juz dawno wsrod ludzi nie czulam. Moglam byc soba – rzucajac teksty, czesto niepopularne I dyskutujac zawziecie z Bradem. Terry, bardzo spokojna przysluchiwala sie wszystkiemu. Bylam zaskoczona jak Brad okazywal swojej zonie uwage, co chwile glaszczac jej ramie, czy wlosy – po 25 latach malzenstwa moglam obserwowac milosc, ktora utrzymala sie w akcji, w czynach – nie pustym staniu obok siebie I znuzonych latach bo tak trzeba.
Ale z drugiej strony nie dalabym sobie reki uciac czy Brad jest taki grzeczny i niewinny – lubl rozmawiac I flirtowac z kobietami obok, a ze jest wysoki I meski nie bylo trudne przyciagnac zenska czesc poulacji. Jednak Terry nie wykazywala zadnego strachu, spokojnie usmiechajac sie I pozwalajac mezowi blyszczec, poniewaz ona sama nigdy nie byla zaniedbywana w tym flirtowaniu - Brad nigdy niezapominal wyrazac sie o swojej zonie nie inaczej jak ze slowem  "beautiful". Energia jaka pomiedzy nimi byla, ta jego niezmordowana chec dotykania, glaskania po ramieniu - milo bylo patrzec. Ale nie mowie z drugiej strony - jak to ja - ze to co widze jest klarownie czyste, prawda? Pewnie nie jedno moglabym wygrzebac, gdybym sie postarala.... (to jest wlasnie nie wierzenie ze ksiezyc ma tylko jedna strone i to ta na ktora patrze).
I mialam to obserwowac miliony razy podczas nastepnych naszych godzin. Pierwszy przystanek NASA – serce lotow w kosmos, pierwszego lotu na ksiezyc, tehchnologi, naukowych wynalazkow – to co tygryski jak ja lubia najbardziej. I o tym nastepnym razem.....

cdn.

niedziela, 14 listopada 2010

sobota, 30 października 2010

Muzycznie..

Moi Drodzy, nadal nie mam energii by wylac swoje emocje na bloga - odrazu po przyjezdzie dwa eseje do napisania, spotkania w sprawie mojego final project, oraz ciagle strumien mojej analizy przechodzacy przez doswiadczenia jakie mnie spotkaly podczas mojej podrozy.... Obiecuje, ze jak tylko ze wszystkim sie uporam jak zawsze podziele sie moimi myslami z Wami. Narazie dziele sie moimi najnowszymi odkryciami muzycznymi, ktore docieraja do kazdej komorki mojego mozgowia, rozrywaja je, szarpia i rozpoznaja jako swoje.  I wiem, ze i Wy odnajdziecie w tym cos dla siebie....
Pozdrawiam Was cieplo!



Czasami wole byc zupelnie sam
Niezdarnie tanczyc na granicy zla
I nawet stoczyc sie na samo dno
Czasami wole to niz czulosc waszych obcych rak
Posiadam wiare w niemozliwa moc
Potrafie jesli chce rozswietlic mrok
Moge poruszyc Was na kilka chwil
Tylko zrozumcie kiedy zechce znowu soba byc

Na pewno czules kiedys wielki strach
Ze oto mija twoj najlepszy czas
Bezradnosc zniosla Cie na drugi plan
Czekanie sprawia ze gorzknieje cala slodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znalezc droge w cieply sen
Slowa zlewaja sie w falszywy ton
Gdy nadwrazliwosc jest jak bilet w jedna strone stad
Oklamali mnie z nadzieja ze
Uwierzylem i przestane chciec
Musze leczyc sie na bol i strach
Gdzie jest czlowiek ktory z siebie sam pokaze mi jak
Kto pokaze mi jak?
(..)

Oklamali mnie z nadzieja ze
Uwierzylem i przestane chciec
Musze leczyc sie na bol i strach
Gdzie jest czlowiek ktory...

...Niczego nie bedzie zal...

środa, 13 października 2010

Krotka notka.

Zyje kochani - jakby ktos sie pytal.... :) Za tydzien wracam z upalnej Florydy. Podroz przepelniona takimi roznicami, od tych negatywnych do pozytywnych - jak zwykle duzo mnie uczy....Ale wiem jedno, Floryda nie wyglada jak moje miejsce do zycia, a na pewno nie jest to Orlando czy Miami.
Przesylam duzo energii slonecznej :* Wkrotce wyleje z siebie platanine przemyslen i emocji.

czwartek, 30 września 2010

Wakacje w pazdzierniku - how fun it sounds!

Brzmialo by fun gdybym nie zlapala jakiegos wirusa i od kilku dni ciagne nosem i szukam swojej glowy. Juz w sobote wylatuje, wiec prawdopodobnie nie bede nic pisac przez nastepne dwa tygodnie. Chyba, ze natchnienie mnie i tam dopadnie... Ale raczej planuje tam przezywac, nie myslec za duzo. Jednak narazie martwie sie by moja glowa nie zapomniala niczego, a szczegolnie tych wszyystkich papierow rezerwacyjnych na hotele, parki i insze atrakcje. I abym weszla do odpowiedniego samolotu. Nie wiem czy przezylabym w zdrowiu psychicznym gdyby mnie wywiozlo wezmy na Alaske, a nie 30 stopniowa Floryde hehehe Oczywiscie nic nie robie tylko sprawdzam pogode w Orlando i Miami. Mam taka dziwna przypadlosc - jedna zreszta z wielu :) - ze chyba jedyne czego najbardziej sie boje oprocz igly to zimno. Jak bedzie cieplo - duzo do szczescia mi nie trzeba :) Wiec narazie zapowiada sie swietnie - 30 stopni, a w nocy.....24C! Raj!!! :) Jakos dziwnie mi jest pakowac letnie sukienki i szorty, kiedy za moim oknem pochmurno i chlodno, a niedalej jak wczoraj zalozylam czapke bo mi uszy marzly.....Jakos jestem podejrzliwa i na wszelki wielki wbrew prognozie przemycam dwa swetry. Uwarunkowanie irlandzkie - widzisz slonce za oknem, myslisz, ze jest cieplo ale jak wychodzisz .... hujnia za przeproszeniem. Wiec jak wroce mam nadzieje, ze bede miala o czym pisac, a moj nos wysuszy sie przy upale. A glowa wtedy sama sie odnajdzie :)
Do uslyszenia Moi Drodzy :* - Delfiny czekaja! Mam nadzieje, ze nie wykopia mnie z basenu z powodu pociagania nosem:)

niedziela, 19 września 2010

Pole morfogenetyczne i takie tam...

Zyje moi drodzy, ale ostatnio kompletnie nie mialam natchnienia na pisanie. Pomimo, ze ciagle pochlaniam nastepne ksiazki, mam ciagle nowe przemyslenia i nowe doznania. Jedno z nich to przedwczesny w tym roku marazm. Od przyjazdu z Polski jakos nic mi sie nie chce, a najmniej to spotykac z ludzmi. Ostatnio odwiedzilam salse i nie zaliczam tej nocy do najlepszych. Tance godowe odstawiane przez ludzi, zamiast tanca kompletnie mnie odtracily od energii ktora tam poszukiwalam. Mialam takze niezle zdarzenie z Polakiem, ktory poprosil mnie do tanca. Stalam akurat na schodach, on dwa stopnie nizej, i kiedy chcialam zejsc by z nim zatanczyc on mnie przytrzymal i powiedzial - Na tym poziomie bede mial blizej - nawiazujac do mojego biustu. Slucham? powiedzialam, nie wierzac wlasnym uszom. Zartowalem - zarzucil. Sorry, ale to byl bardzo niski zart - ciagne dalej. A on, ze nie znam sie na zartach. Myslalam, ze wlasnie wtedy sie rozesmieje. Na prostackich sie nie znam - znowu odpowiedzialam. A on przewrocil oczami i pokazal gest reka jak kwaczenie kaczki. Odrazu powrot do przeszlosci w moim mozgu, kiedy musialam zyc z takimi prostactwami w pierwszych dniach emigracji sprawil, ze sie odwrocilam napiecie. Rzucilam jeszcze przez ramie, ze nie mam zamiaru zadawac sie z prostactwem.
Krotka pilka - odrazu odcinanie tego czego zaakceptowac nie moge. 
Ale dzis chcialam podzielic sie z jednym tematem, ktory mnie zainteresowal.

Pamietam nie tak dawno na tym blogu zarzucalam swoimi przemysleniami na temat energii jaka jest wymieniana pomiedzy ludzmi. Nic nowego - powiecie. Ale ja poszlam w troche inna bajke. Moja hipoteza zakladala, ze wcale nie potrzebujemy rozmawiac z ludzmi, czy byc ze wszystkimi blisko, wystarczy, ze jestesmy wsrod ludzi I juz ladujemy sie energia. Mowilam, ze nie ma sensu zabiegac o uwage wszystkich czy kontakt, bo wymiana I tak nastepuje. Tak wywnioskowalam ze swoich obserwacji ludzi, siebie I analizy danych jakie moj mozg zebral.  Jakie bylo moje zdumienie, kiedy moje oczy spocze£y na artykul na temat pola morfogenetycznego I rezonansu morficznego, o ktorym dowiedzialam sie pierwszy raz w zyciu.

“Pole morfogenetyczne to wypelniajace przestrzen pole o blizej niesprecyzowanej naturze fizycznej, ktore obok czynnika DNA nadaje okreslona forme organizmom zywym. Ma ono takze silny wplyw na zachowanie organizmow zywych I ich interakcje z innymi organizmami.(…). (..) wiaze sie(to) tez z pojeciem “formatywnej przyczynowosci”. (..) jest to zdolnosc kazdego organizmu do przekazywania pamieci o czesto powtarzajacych sie zdarzeniach poprzez zapisywanie ich w polu morfogenetycznym, a nastepnie przekazywanie tej informacji potomkom I innym organizmom zywym poprzez aktywny kontakt z ich polami tego rodzaju. To przekazywanie odbywa sie w oparciu o zjawisko rezonansu morficznego. Jego istota jest to, ze jezeli okreslona liczba osobnikow gatunku nauczy sie jakiego zachowania lub uzyska okreslone cechy organizmu, to automatycznie  - dzieki rezoznansowi morficznemu – sa one duzo szybciej nabywane przez pozostalych osobnikow tegoz gatunku.(..)”. Wczesniej wstepne teorie na ten temat zawdzieczmy psychoanalitykom jak Lacan czy Jung. A u podstaw lezy filozofia (czyt. Tworzenie hipotez rozumowo) Henri Bergsona, a ogloszonej przez biologa Ruperta Sheldrake. Wczesniej nie bylo mozliwe udowodnienie tychze zalozen, jednakze teraz dzieki fMRI mozemy obserwowac aktywacje tegoz pola na monitorze. I tu wchodzimy na teren, ktory jeszcze bardziej otworzyl mi oczy ze zdumienia - dostrajania mozgu. Jak czytalam z zapartym tchem  - zalozenie to sugerowalo, “ze istnieje jakis spsoob oddzialywania jednego mozgu na drugi.(..), ze juz sama czyjas obecnosc  - a nie rozmowa, jak w badanych wczesniej przypadkach – wywolywala zmiany w obrazie mozgu u osoby badanej.” W takich momentach o malo nie dostaje ataku serca z szoku I ekscytacji. Potrafilam to zaobserwowac! Potrafilam to odniesc do ludzi I siebie. Takie moje prywatne lechtanie ego hehehehe Jednak wglebmy sie dalej. Bardzo ciekawy artykul znalazlam na tej stronie. http://zenforest.wordpress.com/2010/01/03/pole-morfogenetyczne-rupert-sheldrake/

Oczywiscie do wszystkiego nalezy podchodzic z ostroznoscia i krytycyzmem - jezeli chce sie myslec jak odkrywca. Poza tym nic takiego jak pole morfogenetyczne nie jest udowodnione. Ale wszystko zaczyna sie od obserwacji a pozniej od hipotezy. Generalnie jak dla mnie jestesmy jednym wielkim zrodlem energii. Jest ona wymieniana nawet jezeli bezposrednio nie mamy kontaktu z osobnikiem. Tyczy sie to takze zwierzat - generalnie Natura, kontakt z nia wypelnia nas bardziej niz cokolwiek, prawdopodobnie z powodu odciecia od niej dawno temu. Bloki, ulice, wyciete lasy na nowe budownictwo..... Nie wiem jak Wy, ale jak jestem w lesie, lub mam jakis kontakt ze zwierzeciem nie raz serce zaczyna mi szybciej bic. A co sie bedzie dziac jak bede plywac z delfinkami w krotce? :)

Poza tym czasami mam takie dziwne zbiegi tematow w swoim zyciu, ze kiedy czytam ksiazke, a jednoczesnie magazyn, lub surfuje po necie, jakos dziwnie jeden temat zbiega mi sie z tych trzech zrodel. I kiedy zaczelam czytac o polu morgogenetycznym, dorwalam sie takze dla odprezenia do nowej ksiazki Dan Brown'a Zaginiony Symbol. Bardzo lubie jego ksiazki z tego powodu, ze sprytnie przemyka fakty naukowe do ciekawej fabuly, tak, ze jest ona zrozumiala i dostepna dla wszystkich. Jako, ze wglebiam sie w psychologie do zrodel typowo naukowych czesto denerwuje mnie elitarnosc takich prac. Dla zwyklego zjadacza chleba sa one calkowicie niezrozumiale - nawet ja mam czesto klopoty. A ja mam dusze Prometeusza - ogien powinien byc udostepniony dla wszystkich. Elitarnosc i bufonada z powodu waskiego grona ludzi podobnych sobie irytuje mnie. I tak popularna ksiazka zawiera w sobie ciekawe zwroty akcji ale takze fakty o fizyce kwantowej, antropologii czy historii sztuki. Widac, ze ciezko pracuje nad zgromadzeniem wiedzy i polaczeniem jej sprytnie z wlasna wyobraznia. W ostatniej jego ksiazce natknelam sie na problem religii. A to mnie bardzo ciekawi, jak wiadomo. I tak slowo ENERGIA, lub WSZYSCY JESTESMY BOGAMI jakos dziwnie brzmialo mi znajomo. Energia, ktora jest przekazywana i moze byc sila wieksza niz nam sie wydaje, jezeli zrozumiemy i nauczymy sie ja poslugiwac. Chyba najbardziej spodobaly mi sie slowa z Pisma Sw. ktore zostaly tam umieszczone: Oto bowiem Krolestwo Boze jest posrod Was, lub Jestescie bogami (Ps. 82,6). No prosze jak nawet przy relaksie z ksiazka mozna sie wiele dowiedziec. Caly czas mowie, ze jestem bogiem - Ci co wczytuja sie  a nie tylko czytaja moj blog to wiedza - a tu okazalo sie, ze powtarzam slowa Pisma Sw. hehehehe Jednak nie jest nic nowego - od zarania dziejow tzw Mistrzowie Ksiag i Madrosci trabia ciagle jedno - ale i tak ludzie wola patrzec w niebo i hierarchizowac nawet cos co jest ciezko zrozumiec ludzkim umyslem w sposob w jaki ich mozg potrafi to zrobic - biologiczny i kulturowy. Oswiecenie jest jeszcze daleko....

Co do bycia bogiem.... za 2 tygodnie wylatuje na Floryde. Dodam - sama. Czy to kogos dziwi? Ano bo mam z tym zwiazane nastepne sytuacje, ktore znowu sa do siebie jota w jote podobne. Jak ktos mi mowi, ze kazdy jest inny to chce mi sie smiac, bo jakos nikt nie zauwaza jak bardzo nie jestesmy inni w wielu sprawach. Ano schemat, ktory spotykam jest taki; pytanie Slyszalam, ze lecisz na Floryde? Pyta jedna kolezanka Polka. Tak,przytakuje. A z kim lecisz? znowu pyta (nie wiem po co jej to wiedziec?). Odpowiadam zgodnie z prawda - Sama. I wtedy zaczyna sie ciag tych samych reakcji i odpowiedzi w tym samym szyku zdania u wielu ludzi. Program ma sentencje: Samaaaaa????? Nie boisz sie??????  A mnie prawie szlag trafia.....
Prawda jest taka, ze jestem w wielu rzeczach niezalezna od ludzi, powiedzialabym w tych takich powszechnych. Mam na mysli, ze mniej rzeczy mnie przeraza niz populacje. Pewnie dlatego, ze najgorsze co moglam dostac w czasie wlasnego wrazliwego czasu dzieciecego dostalam. I przetrwalam. Wiec po pierwsze; czy jak ide ulica to nie moze mi sie cos przytrafic? A jak lece sama gdzies to czy wzrasta prawdopodobienstwo przytrafienia sie czegos zlego? Nie. Tylko, ze idac ulica ta ulica jest znajoma, bo przechodze nia od 6 lat codziennie, jade caly czas tym samym pociagiem i nic sie tam nigdy zlego nie zdarzylo. Tam gdzie lece jest nieznane a wiekszosc ludzi boi sie nieznanego. Najbardziej, co mnie denerwuje w takiej reakcji to fakt, ze jest skierowana odrazu na tory negatywizmu i strachu. Czuje jak taka wlasnie energia jest projektowana (nieswiadomie) na mnie przez osoby, ktore zyja w swoim malym swiecie myslac, ze zycie stoi w miejscu i nic sie im w pociagu nie moze stac, bo nigdy sie nie zdarzylo. Chce zaznaczyc, ze taki program znowu dzielony na roznice kulturowe doswiadczylam inny od Polakow a inny od Irlandczykow. Reakcja Irlandczykow generalnie byla taka: Sama? Nie bedzie Ci smutno samej?  Bo oni sa strasznie spoleczni, i bycie samemu to dla nich wielki bol egzystencjonalny.
Jednak znowu, kiedy polecialam SAMA na kongres pozytywnej psychologii rok temu, tam to jest calkowicie normalne, ze osoby podrozuja same. Spotykaja na swojej drodze takich samych ludzi, bawia sie razem i generalnie sami nie sa. Jednak nie wszyscy sa tak otwarci na taki swiat. Mozemy drazyc dlaczego tak jest, prawda? Nasz kraj, przez tyle lat zamkniety na podroze zagraniczne itd, itp.... Tyle, ze ja tez sie w takim kraju wychowalam - i jakos moj mozg i tak zyje w swoim swiecie. Generalnie program Boisz sie? wcale mi nie pomaga - nie jest to takze zbyt refleksyjne ze strony osob, ktore to wypowiadaja. Czy w ten sposob chca abym zaczela sie bac? Przeciez tak sie moze stac z osoba.... gdybym to nie byla ja hehehehe Oczywiscie, ze czuje lekki stres, stres przed nieznanym, nowym miejscem. Jednak jest to stres dopingujacy, nie stopujacy. Bo wiem, ze tylko ten wygrywa kto umie okielznac wlasny strach dodajac takze swoj rozum. Watpie bym do Afryki pojechala sama na przyklad hehehe choc kto wie, co mi przyjdzie do glowy:) 
Co do towarzyszy podrozy - malo jest osob, z ktorymi moge podrozowac i naprawde enjoy-owac sie podroza. I wcale nie twierdze, ze to oni sa zli, czy ze to oni nie potrafia podrozowac. Po prostu ja mam inne priorytety. Niestety przewaznie jest tak, ze ja chce isc tam a druga osoba gdzies indziej, a trzecia w ogole jeszcze gdzies tam. Ja jestem sklonna pojsc sama tam gdzie chce i zobaczyc sie np. za 3 godz. z osobami w tym i tym miejscu. Ale juz zaczynaja sie jeki, ze jestesmy tu razem, ze razem powinnismy i takie tam. Gosh..... A ja nie lubie marnowac czasu na to, co nie sprawia mi przyjemnosci szczegolnie na wakacjach. Poza tym nie lubie podrozowac z grupami. Jedna, gora dwie osoby. Choc bardziej lubie podrozowac sama.... Samotny Wilk... taka natura :) Nie wyobrazam sobie na przyklad sytuacji, ze nikt nie ma ochoty na Floryde, bo wola Grecje i ja z powodu braku kogos do podrozy rezygnuje ze swojego planu. Mam ochote to zabieram sie do jej realizacji. Jak ostatnio okreslil mnie moj przyjaciel, kiedy zastanawialam sie nad nastepnym tatuazem, ktory tym razem ma byc tekstem, podal mi slowa NATURA NIE ZNOSI PROZNI. Bo moja nie znosi..... :)

Koncze swoje wywody i przemyslenia. Zaznaczam, ze jutro wszelkie hipotezy moga sie zmienic :)))
Do nastepnych otwartych drzwi do mojego swiata mysli :****
Dobranoc.