Zadzwonilam do dawno nie slyszanej kolezanki. Co slychac? – zarzucilam. Same smutki – odpowiedziala. I tak dowiedzialam sie jak kolezanka, pracujac w znanej firmie prawniczej na stanowisku asystentki menadzera, zostala zwolniona. Dzieki Bogu tutaj nie mozna zwalniac ludzi z dnia na dzien, bez darowanego grosza. Dziewczyna dostala tzw. package, 6 miesiecy wypowiedzenia platnego. Jednak po tym czasie zostaje juz tylko zasilek. Kolezanka ma doswiadczenie, lecz niestety wiekszosc firm nie zatrudnia ludzi z wysokimi kwalifikacjami z powodow klopotow z plynnoscia finansowa. Sa za drodzy - po prostu. Plus kolezanka kupila mieszkanie w Krakowie, gdzie musi je wykonczyc, a teraz jest bez pracy. Nie wspomne o problemach sercowych, gdzie jej facet z ktorym spotyka sie od 7 miesiecy zerwal z nia.
Przyczyna byl jego brak umiejetnosci zaufania. Byl bardzo zazdrosny i zaborczy na tyle, ze sprawdzal jej komorke, a takze zabranial spotykac sie ze znajomymi plci meskiej. Podejrzenia bardzo prozaiczne, na pewno z nimi flirtuje i sypia. Kolezanka jest porzadna i jednoczesnie silna kobieta. Ma duzo znajomych, kobiety i facetow i nie za bardzo jej pasuja stawiane granice co do prywatnych znajmomosci. I z jakiego powodu - z powodu plci. Chce jednego faceta, zwiazek, rodzine. Nigdy nie ocenilabym jej jako osoby nawet flirtujacej. Kolezanka pochodzi z tzw. normalnej rodziny. Potrafi tworzyc zdrowy zwiazek. Tutaj czesc meska nie daje rady.
Wiec ja zostawil. Przez nieumiejetnosc skontrolowania wlasnych demonow. Znam ten strach bardzo dobrze. Znam ten wysilek zatrzymania wyobrazni i powstrzymania przeszlych schematow, ktore zostaly wchloniete w mlody umysl. Sama mam wielki problem z zaufaniem w zwiazku.
To drazy jak trad. Na koncu pozostaja juz tylko szczatki dawnego uczucia, znieksztalcony zwiazek, pelen bolu i pretensji. A tego sie nie chce, tak naprawde. Chcemy kochac, chcemy tworzyc. Ale strach czesto wygrywa, wiec gryziemy. Wiec on uciekl od tego bolu. Bo to latwiejsze, niz pozostanie. Albo silniejsze.
Smutno bylo mi jej sluchac. Mialam scisniety zoladek z powodu wspolczucia. Szczegolnie gdy w historii odnajduje sie siebie. Ale paradoksalnie znowu uzmyslowilo mi to jaka ja jestem szczesciara. Ja przeciez nie mam problemow, ktorych najbardziej sie boje;
utraty pracy, spinania psychicznych miesni by zbudowac cos z osoba bardziej stracona niz ja, bolu zlamanego serca, ktory powoduje, ze gryze sciany. Niepewnosc jutra, czy zaplace za kredyt i rachunki, czy dalej bede kontynuowac szkole. To wszystko to dopiero bylyby problemy. Ale moja chemia w mozgu i tak robi swoje. Jednak w poszukiwaniu pozytywnych aspektow - nie trwalo to dlugo. Nagle mnie uderzylo, jednak limit kryzysowy ustabilizowal sie po krotkim czasie. Ale tym razem sie wystraszylam. To byl szok. Dobrze, ze moglam Wam sie chociaz wygadac. Pisanie i Wasza nieoceniona obecnosc jest czescia mojego spadochronu.
:*****************Dorzucilam jeszcze tym razem czekolade:)) By the way - juz nie moge na nia patrzec, wiec wzielam sie za to co tygryski lubia najbardziej - mleko w proszku :)))) O diecie narazie nie mysle :)
Wracajac do tematu; kiedys na lekcji na temat szczescia, wykladowca stwierdzil, ze psychologowie obserwuja znaczaca poprawe w samopoczuciu, kiedy widzimy tych ludzi, ktorym jest gorzej, a nie lepiej.
Paradoksalnie wszyscy patrzymy na tych co maja to, czego my pragniemy. A sa osoby, ktore nie maja nic z tego co my mamy. To straszne podpierac sie nieszczesciem innych, ale porownywanie – ciagnal wykladowca – jest rzecza rozwinieta w spoleczenstwie i dopoki ono istnieje, tak bedziemy robic swiadomie lub nie. I to nie oznacza, ze cieszymy sie, ze innym jest zle. Moj zoladek na pewno sie nie cieszyl jak sluchalam kolezanki.
Jednak cieszymy sie, ze nasza szklanka jest do polowy pelna, a kiedy stajemy z tym faktem twarza w twarz, czesto zachodza zmiany w naszym mysleniu. Dlatego sluchajac o dzieciach w Afryce, nie widzac tego ,potrafimy nie myslec o tym na codzien. Jednak dotykajac tego bezposrednio – obrazy zajerestrowane przez nas mozg nie sa latwe do zignorowania.
Wiec powtarzam sobie, ze ja nie mam problemow i jestem bardzo szczesliwa osoba. I jeszcze pomaga mi bialy obraz za oknem, ktory mnie roztkliwia.
Wracajac do domu zostalam zasypana sniegiem. Doslownie. Zrobilo sie bialo i bajecznie, a moja energia momentalnie podskoczyla. Ah, jak pieknie jest teraz w Dublinie!
Wszystko sie sniezy i bieli. Ta biel doskonale przedziera sie przez moje blokady. Dzis tanczylam na sniegu, pstrykalam fotki i czulam sie jak dawniej, kiedy bialy puch obsypywal mi drogi a ja ze swoim kochanym, jedynym wowczas przyjacielem, psiakiem Cezarkiem biegalam po pagorkach i lesie. Wyobrazalam sobie szklana, biala kraine, magiczna i fantazyjna, a ja spiewalam tam glosno swoje smutki i radosci. Bylam samotnikiem z psem u boku, ktory naprawde zaslugiwal na swoje imie, Cezar. I zawsze razem, w czarna noc, po bialym dywanie plasalismy jak szaleni. Biel wowczas uwalniala od brudu ulic i budynkow i od ciemnych plam na duszy. Na drzewach puch tworzyl bialy kozuch, a ja zylam w tej swojej bajkowej wyobrazni dodajac swoje marzenia, swoje fantazje, swoj spiew. Swiat juz dawno nie wygladal tak magicznie jak dzis. No i oczywiscie trzeba bylo oddac honory aniolom za te wietrzenie pierzyn i poduszek. Dawno juz takiego aniolka lub orzelka - jak ktos woli - nie robilam :) Dzisiaj jestesmy dziecmi Ann - krzyknelam do swojej wspollokatorki. Skaczemy, tanczymy, robimy aniolki!
Zaniosla sie gromkim smiechem :) Zasmialam sie takze. I tym razem to poczulam....