Gdy widzimy, że jest inaczej, niż ludzie mówią, nie ulegajmy im. Szukajmy odpowiedzi na niepokojące nas pytania i podważajmy dotychczasowe przekonania – jeśli chcemy, aby nasze życie było spełnione. Wojciech Eichelberger, psychoterapeuta, trener i doradca biznesowy, przybliża nam osiem etapów programu rozwoju wewnętrznego Quest. Pierwszym etapem Questu jest pokora
ROZMAWIA: BEATA PAWŁOWICZ
– Pokora kojarzy mi się z uległością wobec autorytetów, nawet kosztem upokarzania. I nie wiem, jak może mi pomóc zbudować wymarzony dom czy zrealizować pasje.
– Pisząc „Quest”, chcieliśmy zrehabilitować to słowo i cnotę charakteru, która za nim stoi. Jest bowiem opacznie rozumiana jako przeżywanie życia na klęczkach i uległość wobec malowanych autorytetów, powszechnych przekonań, mód. Obrzydzono ludziom pokorę, czyniąc z niej narzędzie wymuszania posłuszeństwa wobec władzy, dogmatów obyczaju, ideologii czy religii. Tymczasem najwięksi nauczyciele ludzkości: Budda, Mojżesz, Chrystus, Mahomet, reprezentowali tę prawdziwą pokorę, pokorę wobec świadectwa zmysłów, serca, ducha i rozumu, która dla ich współczesnych czyniła z nich groźnych buntowników i reformatorów niecofających się przed żadnymi pytaniami czy zmianami.
– Czym więc jest pokora, o której mowa w programie Quest, jeśli nie uległością wobec innych?
– To pokora wobec własnego doświadczenia, intuicji, wizji i marzeń pochodzących z najgłębszych, najbardziej prywatnych przestrzeni naszych serc i umysłów. Te doświadczenia podważają nawykowe, odziedziczone przekonania – również te uznane za fundamentalne. Pokora drąży nasze ograniczone „wiem”, niepokoi, każe pytać i sprawdzać, aż uwalnia nas, przenosi w przestrzeń „nie wiem” – i każe ruszać w dalszą drogę. Gdy pokora ujawni iluzoryczność jakiegoś przekonania, w tym momencie rozpoczyna się w nas cudowny, acz niełatwy, twórczy proces poszukiwania nowej prawdy. Jeśli uda się ją znaleźć, to znak, że zakończył się kolejny cykl Questu. Ale mądrzejąc po drodze, wiemy, że następny jest nieuchronny i że spoczywanie na laurach czyni z nas głupców i dogmatyków.
– Jeśli więc jestem przekonana, że nie umiem zbudować domu, blokuję siebie w skutecznym działaniu.
– Pokora to też zdolność do zakwestionowania ulubionych przekonań na własny temat: to mogę, a tamtego nie mogę, tego nigdy się nie nauczę, niczego już nie zmienię. Z pokorą pozbywajmy się starych przekonań, bo to nieodzowny warunek, żeby proces poznawania, kreowania rzeczywistości mógł się rozpocząć. To brak pokory – czyli pycha – nie pozwala nam dostrzec rzeczywistości i odkrywać jej niepoliczalnych manifestacji. Pycha sprawia, że ignorując rzeczywistość, żyjemy w swoim filmie.
– Czyli pokora to odrzucenie projekcji, nawyków, lęków.
– Pokora przejawia się na wiele sposobów, ale wyrażające ją „nie wiem” jest pierwszym, koniecznym krokiem do wszelkiej wiedzy i zmiany. Jeśli uznamy, że coś wiemy raz na zawsze, to przestaniemy zadawać sobie i światu pytania, a więc zatrzymamy się w rozwoju i przestaniemy nadążać za zmianami. A przecież poznawanie rzeczywistego to proces, który nigdy się nie kończy. Nauka od niepamiętnych czasów usiłuje poznać rzeczywistość, a miliony naukowców pracujących w różnych krajach świata nadal mają co robić, ciągle zadają nowe pytania.
– Czyli pokorny człowiek to ten, który wobec życia przyjmuje postawę naukowca, badacza?
– W pewnym sensie tak. Moim ulubionym przykładem człowieka, który miał wielką pokorę, czyli ufał swoim zmysłom, rozumowi i intuicji, jest Giordano Bruno. Jeszcze przed Kopernikiem bez przyrządów i obliczeń zobaczył, że uświęcone przekonanie o Słońcu krążącym wokół Ziemi jest iluzją. I mimo więzienia, tortur i groźby kary śmierci bronił swojego doświadczenia do końca. Tuż przed zapaleniem stosu nakłaniano go raz jeszcze do odwołania uznanych za bluźniercze poglądów, jednak nie wyparł się ich i zginął w płomieniach.
– Trudno Giordana Bruna nazwać pokornym, skoro wszyscy, w tym wielkie autorytety jego czasów, głosili coś odwrotnego niż on.
– Giordano Bruno był pokorny – powtórzmy – wobec świadectwa swoich zmysłów i rozumu. Nie mógł czuć pokory wobec tych, którzy kazali mu wierzyć w coś, co się kłóciło z jego doświadczeniem. Uległość wobec dogmatyków nie ma nic wspólnego z pokorą. Jest hipokryzją lub żałosnym konformizmem. I to właśnie paradoks pokory, która z punktu widzenia zastanego porządku zdaje się zmieniać w swoje przeciwieństwo. Kiedy jednak mimo wszystko i wbrew wszystkim dochowujemy wierności sobie, to pokora rodzi autonomię, kolejną cnotę Questu.
– Doszliśmy więc do tego, dlaczego św. Teresa z Ávila mówiła, że pokora jest prawdą.
– Pokora polega na tym, żeby umieć przyznać się przed sobą: „nie wiem”. Jezus był uosobieniem tak rozumianej pokory. W rezultacie zobaczył rzeczywistość tak dalece inaczej niż pozostali członkowie korporacji religijnej, w której wyrósł, że najbardziej pokorny z pokornych został uznany za buntownika i zabity, choć podobnie jak wszyscy pokorni nie szukał rozgłosu, nikogo nie namawiał do zmiany poglądów – i miał zaledwie 12 uczniów i jedną uczennicę.
(…)
Więcej w Zwierciadle 02/2010
AUTONOMIA
Choć świat, w którym żyjemy, ceni indywidualność i niezależność, nie jest w nim łatwo zachować autonomię. Zrzekamy się jej, choćby uzależniając się od tego, jak oceniają nas inni. Jak stać się człowiekiem autonomicznym i dlaczego to jeden z warunków życiowego sukcesu – wyjaśnia psychoterapeuta Wojciech Eichelberger
ROZMAWIA: BEATA PAWŁOWICZ
– Rozmawialiśmy o pokorze, pierwszym etapie podróży, jaką jest program rozwoju Quest. Autonomia ma z niej wynikać, być jej córką.
– Właśnie. Ale zanim o tym powiemy, winni jesteśmy czytelnikom przeprosiny. Mówiąc o pokorze, wskazałem na Giordana Bruna, zaznaczając, że jeszcze przed Kopernikiem mówił o tym, że Ziemia nie jest centrum wszechświata. Ktoś mi kiedyś powiedział, że taka była kolejność, a ja tego nie sprawdziłem. Tymczasem Kopernik był pierwszy. Gdyby moja pokora zadziałała lepiej, nie zaufałbym tak bezkrytycznie temu, co mówią inni. Wyciągnijmy z tego naukę, że warto sprawdzać fakty. W tym także przejawia się pokora wobec rzeczywistości, która jest matką kolejnej cnoty Questu: autonomii.
– Ale Giordano Bruno jest dobrym przykładem człowieka obdarzonego i pokorą, i autonomią?
– Zdecydowanie tak. Z pokorą wyrzekł się dogmatu na rzecz tego, co widział i wiedział. A potem za wierność sobie nie zawahał się zapłacić własnym życiem. Tak więc zarówno pokorę, jak i autonomię miał głęboko uwewnętrznioną.
W potocznym rozumieniu pokora grozi utratą autonomii. W modelu Questu jest odwrotnie. Autonomia wyrasta z pokory. Również z pokory wobec uznanego, autentycznego autorytetu – gdy odkrywamy, że był kimś, kto czasowo reprezentował na zewnątrz to, co zawsze nosiliśmy w sobie. Pokora jest nieustępliwością w zadawaniu sobie pytań, także kwestionowaniem tego, co wiemy o świecie i o sobie, z czym się identyfikujemy. Jest więc cnotą bardziej wewnętrzną. Nie przejawia się w relacjach z innymi. Natomiast autonomia to zdolność do utrzymania naszych wątpliwości i pokornie zweryfikowanych przekonań wbrew wszystkiemu i wszystkim. To wewnętrzna siła, wiara w siebie i spokój, które pozwalają wbrew groźbom, naciskom i oskarżeniom pozostać sobą.
– Ale co to znaczy być sobą? Nie ustępować?
– Być sobą to nie znaczy być zawsze takim samym i mieć raz na zawsze ustalony pogląd na wszystko. Autonomia nie ma nic wspólnego z zamknięciem się w skorupie dogmatyzmu. Bycie sobą jest procesem dynamicznym. Stawaniem się. Nadążaniem za nieustannie zmieniającą się rzeczywistością. Skoro autonomia jest córką pokory, to być sobą znaczy podążać w swoim kierunku, nawet jeśli wszyscy inni płyną w przeciwną stronę. Jak w żeglarstwie: wyznaczamy sobie cel, a potem płyniemy do niego niezależnie od nieprzychylnych wiatrów. Drogi prowadzące do celów wartych osiągnięcia nigdy nie są proste.
– Możemy także spotkać rozbijaczy statków, czyli ludzi, którzy rozpalają ogniska udające latarnie, by skierować nas na skały.
– To prawda. Jednak największym zagrożeniem dla naszej autonomii jesteśmy my sami. Jeśli staramy się zadowolić wszystkich, to nigdzie nie dopłyniemy. Nie sposób utrzymać kursu, jeśli przejmujemy się tymi, którzy odbierają nam wiarę.
To nie znaczy, że nie należy słuchać innych. W czasie podróży zawijamy do różnych portów i tak wzbogacamy naszą wiedzę i doświadczenie. Czasami pokornie dochodzimy do wniosku, że gwiazda, na którą obraliśmy kurs, nie była naszą prawdziwą gwiazdą. Czasami zbaczamy z kursu bardzo daleko. Ale jeśli – mimo wszystko, prędzej czy później – odnajdujemy naszą gwiazdę, nasz kierunek, to znak, że autonomia jest z nami.
– Bywa jednak, że z uporem płyniemy dalej w niewłaściwą stronę.
– Zagrożeniem autonomii jest uzależnienie. Lecz niełatwo to rozpoznać, bo chodzi nie tylko o uzależnienie od substancji chemicznych, ale także od ideologii, sposobu widzenia świata, od swojego wizerunku, sytuacji życiowej itp. Zauważyć i przyznać, że cel, który sobie wyznaczyliśmy, jest wyrazem uzależnienia, nie stanowi dla nas prawdziwego wyzwania, nie jest łatwo.
– Wielu ludzi rezygnuje z wędrowania za własną gwiazdą, jeśli nie może tego robić w markowych butach.
Dobrze ugruntowana autonomia czesto domaga sie wyjscia poza strefe komfortu, nie pozwala spoczac na laurach ani przywiazac sie do przeszlosci. Poswiecenie autonomii dla poczucia bezpieczenstwa i wygody skutkuje stangacja i w rezultacie frustracja i rozpacza. Bo nie realizujemy swoich prawdziwych potrzeb, lecz pozorne pragnienia generowane przez nasze przywiazania i uzaleznienia. Nie ma wiatru. Dryfujemy. Jesli pokora nam nie podpowie, ze to nie prawdziwy kierunek, to jestesmy zgubieni.
- Moj znajomy w wieku 40 lat, zaraz po smierci ojca, rzucil wysokie stanowisko, rozwiodl sie i zapisal na kurs dla psychoterapeutow.
- Byc moze uzaleznienie od opinii ojca nie pozwalalo mu robic tego, czego naprawde chcial. Budowanie autonomii to najwazniejszy element dorastania. A uniezaleznienie sie od ograniczajacego wymiaru tego, co dziedziczymy po rodzicach, jest tego swiadectwem. Oczywiscie nie nastepuje ono automatycznie w chwili osiagniecia pelnoletnosci. Na ogol dzieje sie to pozniej. Choc znam 70 - letnich ludzi, ktorzy nadal tkwia w emocjonalnej zaleznosci od dawna juz niezyjacych rodzicow. Autonomia to zdanie sobie sprawy z tego, ze my sami decydujemy, jaki jest cel naszego zycia i tylko my ponosimy za swoje wybory odpowiedzialnosc. Czytajmy, sluchajmy, uczmy sie, szukajmy, ale pamietajmy, ze wszystko, co przychodzi z zewnatrz, jest tylko podpowiedzia lub drogowskazem.
- Quest mowi, ze moze nam w tym przeszkadzac zbroja. Pojawia sie w dziecinstwie, gdy ktos zlamal nam emocjonalny kregoslup - warunek samostanowienia.
- Nie wszyscy, ktorzy przezyli trudne dziecinstwo, maja problemy z emocjonalnym kregoslupem. Warto docenic, ile dzieki temu trudnemu dziecinstwu sie nauczylismy, jakie wlasciwosci - na ogol unikalne - w sobie rozwinelismy. O tym, ze w doroslym zyciu nie realizujemy swojego potencjalu, decyduje na ogol falszywe przekonanie, ze nasze dziecinstwo bylo tylko zle, z czegos zostalismy pozbawienie, a niczego nie otrzymalismy w zamian. W istocie to od nas zalezy, czy uczynimy z siebie ofiare losy, czy wojownika i poszukiwacza skarbow.
- Pedagodzy pisza, ze autonomia zalezy m.in od poziomu lęku. A wiec nie tylko dla mnie lęk jest jak najwieksza przeszkoda w ruszeniu wlasna droga.
- Lęk jest ludzkim uczuciem, malo kto go nie doswiadcza. Ale autonomia to tez mozliwosc zarzadzania uczuciami. Lęk nie jest dobrym doradca, z rezerwa sluchajmy jego podpowiedzi, bo moze nas pozbawic wolnej woli. Dlatego mimo lęku warto rezygnowac z drogi, ktora wynika z uzaleznienia - czasami moze to byc uzaleznienie od lęku lub innej "ulubionej" emocji.
- Jak poznac czym sie kierujemy?
- Mozna to poczuc w sercu i brzuchu. A wtedy, nawet gdy wszyscy naokolo pukaja sie w czolo, wiemy, co mamy robic. Np. zdecydowac sie na prace w malej firmie za mniejsze pieniadze, bo jej misja jest blizsza kursowi, jaki wyznacza nasza gwiazda. Decyzje podejmowane przez ludzi autonomicznych bywaja radykalne, zmieniaja calkowicie sposob i cel ich zycia.
- Jak zaczac budowac nasza autonomie?
- Uporczywie zadawac sobie pytania: co jest dla mnie wazne, czego potrzebuje w tym momencie? Czy to, co wybieram, daje mi energie, wiare, radosc? A moze tylko sluzy zaspokojeniu oczekiwan innych? Kiedy znajdziemy odpowiedz, beda nam potrzebne kolejne cnoty Ouestu - wizja - czyli sprecyzowanie tego, czego pragniemy. I odwaga by ta wizje urzeczywistnic. To pozwoli dzialac nam z determinacja. A jesli cos czynimy z prawdziwym, plynacym z glebi serca przekonaniem, to z pewnoscia czynimy dobro - choc innym moze wydawac sie, ze jest odwrotnie. Pokora i autonomia sa poczatkiem drogi prowadzacej do wspolczucia i milosci.
Zwierciadlo 04/ 2010