W psychologii znana jest definicja transferu emocjonalnego. Na przyklad mamy starcie z partnerem/partnerka z samego rana. Idziemy do pracy I tam zaczynamy wybuchac na innych, lub okazywac inne formy niezadowolenia. Potem idziemy do sklepu I tam burczymy do sprzedawcy jak pod wplywem odurzajacego srodka, ktorego zrodlo zostalo rozniecone rano. Transfer emocjonalny moze byc dokonany w kazdym momencie. A najbardziej jest to odczuwane przez osoby najblizej nas. Moj brat dokonuje takiego transferu za kazdym razem gdy cos budzi jego demony z zamierzchlych czasow. I ani ja, ani moja Siostra czy Mama nie sa temu winne. I to mnie wkurza najbardziej.
Tradycja w moim domu jest lepienie pierogow z Mama. I tak tez zrobilismy w tym roku. Jednak Brat juz na emocjonalnym demonicznym “haju” na pytanie mojej Mamy – Czy zjesz pieroga? – wiecie co odpowiedzial? - Nie moje rece je robily wiec ich nie chce. Kto do diaska odpowiada tak do ludzi, ktorych twierdzi, ze kocha? Wkurzylam sie okropnie I zapytalam kontrolujac mordercze mysli I reakcje – Co jest z moimi rekoma nie tak? Nic , po prostu nie zrobilem ich to ich nie jem – odpowiedzial bunczucznie. Ale co z nimi jest nie tak? – powtorzylam uparcie. Po prostu nie mam ochoty – dodal. To mow, ze nie masz ochoty, a nie ze cos jest z moim rekoma nie tak. I tak pozniej nie chcial usiasc z nami do stolu, przyszedl tylko aby podzielic sie oplatkiem mowiac – szybko Mama, bo jestem w zlym humorze. A potem zyczyl mi…radosci. Osobe rozumna kurwica moze normalnie strzelic (sorry za wyrazenie, ale jak mowilam, tak bedzie kiedy jest to adekwatne). Zyczyl mi radosci I nam wszystkim jednoczesnie traktujac nas jakbysmy byli powodem jego zlego humoru co automatycznie wplywalo na nasza psychike. Brat zatrzymal sie tylko na swoim demonie i on byl najwazniejszy. Poddal mu sie bez walki I my przy tym jeszcze dostalismy w twarz. Nie wazne, ze twierdzi, ze nas kocha, nie wazne, ze nigdy nie dostal wiekszego wsparcia niz od nas. Jego emocje z zamierzchlych czasow byly wazniejsze niz podjecie walki I ich przelamanie. Moja matka oczywiscie tlumaczyla go jak zawsze, co tylko pobudzalo moja pamiec o 20 latach zycia w tamtym domu gdzie ja nie moglam byc soba, bo nie bylam jak ona, ale dla Brata zawsze byly wymowki bo pasowal do jej osbowosci. Zreszta z matka tez mialam znowu przejscia.
Moja matka - jak juz Wam wspominalam – nigdy nie byla obecna emocjonalnie. A co najwazniejsze nigdy nie potrafila sluchac. Zreszta nie tylko ona w moim srodowisku. I tak, nigdy nie uslyszalam pytania – Jak sie czuje? Co mnie boli? lub Co o czyms mysle? W mysl zasady – dzieci I ryby glosu nie maja. A na jej nieszczescie bylam dzieckiem, ktore mialo duzo do powiedzenia I to rzeczy madrych jak na swoj wiek. Moim dziececym sposobem przebijania jej muru, zgodnie z moim temperamentem staly sie proby jej przekrzyczenia. A glos mam mocny I calkiem wysoki. Wyobrazcie wiec sobie caly szum w okol naszej rozmowy, a raczej huragan. Moja matka czesto przylepiala mi etykiety mowiac – Bo ty jestes krzykaczka, bo Ty jestes taka jak ojciec, bo Ty jestes taka a taka….. Nigdy sie we mnie nie wsluchala porzadnie, a wiedziala kim jestem. Ciekawe. A najgorsze jest to, ze dokladnie tak to odczuwalam kiedy bylam dzieckiem. Juz wtedy nie moglam zrozumiec –skad ona wie, kim jestem, kiedy nigdy nie zapytala sie mnie np. Dlaczego krzycze? Co mnie boli? Widziala tylko powierzchnie, mnie krzyczaca – ale glebia byla juz dla niej obca. Nie wspomne o samo refleksji - co robie takiego, ze moje dziecko tak krzyczy? Moze chce byc uslyszane? Nie – to ja bylam winna ze swoim zlym charakterem. Ciezko mi bylo zyc z takimi pytaniami bez racjonalnych odpowiedzi I ciezko bylo mi sie zgodzic na niesprawiedlwosc etykiet. To byla ciagla walka z tym co czulam w srodku, jak byc powinno – a zawsze mialam ogromna jasnosc jak byc powinno, jakbym urodzila sie z ksiega wiedzy w sobie – oraz tym jak bylo. Nic nie mialo dla mnie sensu. I tak w swieta wyszla sytuacja sprzed lat.
Rozmawiam z mama przez telefon, mowie jej o czyms, a ona mowila dokladnie w tym samym czasie jakbym nic nie mowila. Kilka razy przerwalam mowiac – ja teraz mowie – ale nie dawalo to skutku. W koncu juz nie wytrzymalam I wydarlam sie aby przebic sie przez jej sciane – Czy nie slyszy mama, ze ja ciagle mowie? (zostalismy nauczeni nie mowic rodzicom na Ty przez ojca tyrana, wiec mama, niech mama powie I makaron z kluskami ...). Rozlaczyla sie. Kiedy wrocila do domu oczywiscie nie odpuscilam I wpadlysmy w wymiane zdan gdzie uslyszalam, ze ona taka jest I tyle (ale ja nie moglam jako dziecko byc jaka jestem). A potem, dorzucila tekst prehistorii, ze jestem krzykaczka. Odpowiedzialam twarda pytaniami – Nie, nie jestem krzykaczka! Po prostu nie daje siebie ignorowac! A pomyslala mama dlaczego krzycze? Aby wlasna matka mnie uslyszala w koncu! Kiedy czlowiek rozmawia z drugim to nie po to by gadal do siebie tylko, czyz nie? I tratata tratata…. Po 5 minutach emocje opadly, choc slowa ktore oraly mi serce przez tyle lat poruszyly mna. Nic sie nie zmieniaja. Stoja w miejscu. Tylko kiedy ja przyjezdzam poruszam ich stale wody, co powoduje burze. Tego samego dnia poznym wieczorem ogladalismy razem Burlesque z Christina Aguilera I Cher, gdzie byla scena po protu chyba dana mi przez mojego Aniola Stroza. Cher w rozmowie z Christina w ogole nie przestaje mowic, albo jej przerywa. Christina dwa razy spokojnie stara sie zwrocic na to uwage Cher, ale ona to ignoruje. I wkoncu wydziera sie na nia – “Czy rozmawiasz tylko ze soba??”. Automatycznie odwrocilam sie do mamy mowiac – O! Widzi mama?? Tak wlasnie wyglada nasza rozmowa. Mama nie slucha a ja sie dre bo chce byc uslyszana. Na czas mojego pobytu chyba cos do niej dotarlo bo przez tydzien mi juz nie przerywala a nawet przerwala sobie samej kiedy chciala mi przerwac. Zobaczymy jak dlugo to bedzie trwac. Ale co sie normalnie czlowiek narobi…. Oczywiscie ktos moze zapytac – ale czemu sobie nie odpuscisz? Zreszta wiekszosc zadaje mi takie pytanie… Typowe. To dlatego, ze wiekszosc woli odpuszczac, bo dla mozgu tak jest latwiej. Mozg chce abysmy oszczedzali energie. Jednak nie jest to nie do przekroczenia, co jest wiadome patrzac na ludzi ktorzy potrafili przejsc swoja biologiczne dziedzictwo, ktore jest ruchome. Nie odpuszczam, bo czuje, ze nic sie nie zmieni jezeli nie bede nic robic. A akcja zawsze daje jakas nadzieje na zmiane. Nie mam iluzji, ze da sie calkowicie odbudowac dziecka we mnie I dac to co zostale mi wtedy nie dane. Musze to zaakceptowac, tak bedzie zdrowiej. Jednak w zyciu doroslym mam wiekszy wybor czy chce tego doswiadczac czy nie. I stawiam granice. Ze znajomymi moze byc latwiej – po prostu ksztaltuje swoje kolko towarzyskie, ale rodzina jest dana. I niestety moje silne poczucie odpowiedzialnosci za matke I siostre nie pozwala ot tak to wszystko porzucic…Jednak postanowilam zmienic podejscie. Nie bede juz starac sie dac im tyle z siebie, bo jak widac to jak grochem o sciane. Tylko kiedy sami zadeklaruja taka gotowosc, wowczas dam swoja energie do ich zmiany. Co nie oznacza, ze swoje granice nie bede trzymac.
Nastepna rzecza jaka przezylam to Nowy Rok, ktory tym razem przypomnial mi moja samotnosc w Polsce. A bylam bardzo samotnym dzieckiem, choc z drugiej strony (bo jestem jakby peknieta na dwie czesci) znajdywalam ukojenie w polaczeniu z natura, moim pieskiem Cezarkiem, z moja wyobraznia, ksiazkami, duchowoscia. To dar introwertykow. Bylam sama, jakby to czulam a tym samym nie czulam sie sama. Takie to dziwne. Ostatnio mialam taka mysl. Zadalam sobie pytanie kiedy najbardziej czuje sie samotna. Rzadko sie to zdarza, ale jestem czlowiekiem wiec nic nie jest mi obce. Pierwsza odpowiedz – wsrod ludzi. Tu odpowiedz by sie skonczyla gdybym nadal mieszkala w Polsce. Nienawidzilam ludzi i myslalam, ze nie mam serca jak tylko do natury. Ale wyrwalam sie I odpowiedz sie rozwinela – okazalo sie, ze mialam pecha I nie spotkalam po prostu odpowiednich dla siebie ludzi. Tacy, ktorzy by mieli ze mna wspolny mianownik glebi – jak ja to nazywam. Myslalam, ze jestem sama ze swoja osbowoscia I mozgiem, bo nic mi nie pasowalo. I nic w tym by nie bylo zlego, gdyby zostawili mnie w spokoju. Jednakze bylam ta pobudzajaca do myslenia – kto wszedl w moj obszar, otrzymywal wyzwanie, jak u Sokratesa. Wiec mnie nie lubiano, za czym idzie atakowano. A ja odpieralam ataki nierozumiejac czemu nie moge miec innego zdania. A potem wyjechalam I nagla nie musialam walczyc. Poznalam ludzi z calego swiata I okazalo sie, ze urodzilam sie w nieodpowiednim dla siebie srodowisku.
Wracajac do tematu samotnosci. Kiedy jestem sama, bez ogolnie rozumianego spoleczenstwa, w ogole nie czuje sie samotna. Mam swoj wlasny swiat, ktory daje mi komfort i szczescie. Uwielbiam w nim przebywac i nic z zewnatrz nigdy go nie przeroslo. Wewnetrzne bogactwo. Dlatego nie moglam nigdy zrozumiec calego tego trabienia jak bardzo czlowiek chce polaczyc sie z drugim czlowiekiem I ze bez tego nie przezyje. Nie zgadzam sie z tym. Jest to gloryfikacja gatunku ludzkiego, co w czlowieczym ego jest jak dla mnie jasne jak slonce. Lubimy myslec jakim wyjatkowym gatunkiem jestesmy I ciagle media I Kosciol nam wmawia, ze tylko czlowiek moze dac nam prawdziwe szczescie. Nie zgadzam sie z tym, choc niewatpliwie moze dac nam duzo pozytywow jak i negatywow. Patrzac glebiej, tylko my mozemy sobie dac ta podstawe ktora jest niezalezna, poprzez rozwoj naszej percepcji, naszego Ja, naszej duchowej sfery, i naszego umyslu. Ci co uwierza, ze tylko drugi czlowiek jest zrodlem naszego szczescia, rzeczywiscie tak sie stanie, bo to w co wierzymy tym sie dla nas staje. Jednak wtedy czarna rozpacz, bo drugi czlowiek nie jest w stanie wypelnic w nas wszystkiego. Paradoks jest taki, ze to wlasnie w zwiazkach odczuwamy najwieksza samotnosc, a to dlatego, ze obijamy sie o ludzi, ktorzy nie zawsze spelniaja nasze potrzeby i oczekiwania. Co jest naturalne, w koncu nie ma takich samych ludzi jak tylko podobni lub rozni.
W Nowy Rok zaobserwowalam jedno. W moim srodowisku wszyscy sa juz w parze, maja dzieci i zony/mezow. I tak kiedy pytalam sie co robia na Nowy Rok, wszyscy, co do jednego byli albo zaproszeni tez przez pary z dziecmi, lub po prostu pary, albo sami zapraszali takie konstelacje. Czulam tam, ze jestem otoczona schematem, ktory powoduje we mnie sprzeciw. Czy ktos pomyslal aby zaprosic mnie jako ta bez pary i dzieci? Nie. Spotykano sie ze mna wtedy, kiedy nie bylo zewnetrznego schematu Swiat czy Nowego Roku, gdzie polska rzeczywistosc spoleczna mocno podkresla ich rodzinnosc. Czulam ta innosc, ktora czulam cale zycie w Polsce. I wspomnienia mna ruszaly. Tu w Irlandii nie ma takiego podzialu. Swieta i Nowy Rok jest rozumiany jako swieta z ludzmi bliskimi ale takze szansa aby poznac nowych. Imprezy, spotkania, im wiecej ludzi tym lepiej. Wiec nie jest to zamkniecie na swoja rodzine ale takze na otwarcie sie na przyjaciol i nowych ludzi.
Na koniec troche humorystycznie. Co mozna zyczyc Wam w Nowym Roku oprocz typowego Szczesliwego Nowego Roku? Dla mnie idealne sa wlasnie te:
Do nastepnego!
14 komentarzy:
wiesz Izabell,a ja pozbyłam sie juz nadziei,że akcja uwalnie jakąs reakcję. Moja Wigilia była z serii: moja "mamusia" rzekła : nie mysl sobie,ze zorganizuję jakieś Świeta,ewentualnie moge poświcic sie dla Mikołaja(mój syn)i zrobić cos tam.wiec ja na to,ze :nie,dziękuję.dodam,ze nic jej nie zrobiłam złego w zyciu, w sensie,ze mozę miec do mnie o coś jakis żal czy cos, ja moge mieć takowy,ale nie ma sensu nawet z nią rozmawiac,bo uważa:że jestem idiotką, nie zasługuje na jakąkolwiek pomoc itd.Powiem Ci,że w sumie,nie obeszło mnie to,tak jak powinno obejsć byc moze, jesli chodz o nią ,to mam na nowo "zamrożone"emocje,nic nie czuję i nie mam najmniejszej wewnętrznej ochoty na "pojednanie".Wyczerpały mi sie pomysy prawde powiedziawszy. Ona nie może zniesc tego,ze jestem dobrą matka dla mojego syna, że odcinam go od toksycznych emocji i ludzi,czego ona nie miała odwagi uczynić. Z resztą sama jest najbardziej toksyczną osoba jaka znam.Nowy Rok spędziłam z synem, zasypiając o 1 w nocy i było zabawnie:) mnie sie wydaje,że nie ze wszystkimi da sie porozumiec i nawet nie mam takich ambicji...Agnieszka
Hej Aga! nie ma ze cos "powinnas". Masz podstawy do swoich uczuc i zachowan. Ale ja jestem w innej sytuacji. Moja mama nie jest toksyczna tylko....naiwna, dziecinna ,pasywna. Jednak teraz bardzo sie stara dac mi uczucia, na swoj sposob, ale jednak widze, ze sie stara. Kiedy to sie widzi, to jest gdzie sie zaczepic. Trzeba absolutnie znac granice i rozpoznac czy warto pakowac energie czy tez nie. Dlatego nie jest tak zawsze ze nie warto. Ja na pewno zostawiam czesc w ktorej popycham ich do zmian takich logistycznych. Jednak nigdy nie zaprzestane stawiania im granic i przez to szlifowania ich wyrazania wzgledem mnie. takze nie pozwole latwo mnie zbyc bo chca miec swiety spokoj, aby mieli swiety spokoj. tancze swoj taniec. Chyba, ze bedzie to juz tak toksyczne, ze wtedy po prostu znikne. Ale nie jest tak narazie.
Pozdrawiam cieplo!
ah Aga, wyslij mi prosze namiary na Bieszczady! Please! :)
izabell.pamietnik@gmail.com
http://www.chatawprelukach.pl/onas.html przesyłam namiar i mojego maila w razie czego( nie mogłam dziś otworzyć poczty,więc tu Ci podaję adres strony :) : abu-zabi@o2.pl ,a i nie chodziło mi o zniechęcanie Cię do porozumienia sie z Mamą,tylko z przykrością chciałam stwierdzić,ze u mnie to niewypał i że nawet gdyby się chciało,to czasem się nie da.. Agnieszka.
Tak, zrozumialam co mialas na mysli. Ale wlasnie tu trzeba wiedziec kiedy trzeba zejsc ze sceny i to rozpoznalas. I bedzie zdrowiej dla Ciebie.
ale super chatka Aga! Dzieki wielkie! :)
Izabell, mocno brzmi, ze brat ucieka w swiat demonow, czy ma psychiczna chorobe? Rozumie ze mozna miec uraz do swiat po tak okrutnych swietach w przeszlosci z ojcem pijakiem, przeciez to sie nawet nie ma ochoty na ten swiateczny czas, wiec brat woli nie obchodzic swiat, powinnas to zrozumiec, on ma prawo na nie miec swiat, wiec jak on nie bedzie przy stole swiatecznym, nie bedziesz musiala go obwiniac za nieudane swieta. Teresa
Hej Teresa, demony to nie mocne słowo tylko piękna metafora bólów I nierozwiazanych spraw, mój brat używa słowa smoki i walka z nimi. czy osoby chore psychicznie mają demony?zastanawia mnie to Twoje stwierdzenie, jakby trochę zbyt powierzchowne. choroba psychiczna to już bardzo mocne słowo, uważam pochopnie użyte przez Ciebie tutaj.następnie sliwo "powinnam"także nie na miejscu. po pierwsze to słowo do pouczania, skoro mówisz mój brat ma prawo nie chcieć,to ją mam prawo chcieć,czyż nie?czemu zabiwrasz komuś prawo do własnych odczuć a dajesz je innemu? I czy naprawdę myślisz że tu chodzi tylko o nie obchodzenie świat? Czy na pewno wczytalas s w post? wszyscy go tłumaczyli, jak Ty, i teraz ludzie z nim zyjacy muszą naginac s do jego humorow, on nie jest na samotnej wyspie, wczytaj s w post, zobacz jak on traktuje wszystkich kiedy nagle ma napad, i to nie tylko w święta.dlatego że widzę szerzej i rozumiem właśnie systemy psychiki i działania mózgu,tym bardziej s na to nie zgadzam i mam do tego prawo, czyż nie?.
pozdrawiam
I na koniec, rozumienie nie oznacza pozwalanie,to jedna strona monety, rozumienie oznacza także przelamywanie, bo s widzi poza....
i dokładnie,wszyscy zawsze usprawiedliwiają sie swoimi demonami,trzeba ich zrozumiec ,bo przeżyli ,to czy tamto,dla mnie istotna jest kwestia czy ktoś jest Wojownikiem,nie każdy posiada siłę ,aby walczyć z demonami ale stara się przynajmniej z pomocą ludzi,którym na nim zależy.Komentarz Teresy świadczy o tym,ze ludzie boją sie ludzi,którzy świadomie,z refleksją i samoświadomoscią próbują coś zmienic, najlepiej jest nie wysilać się i "rozumieć" wszelkie zachowania świadczące o egocentryzmie.Owszem ,nie chodzi o to ,że odbieram prawo Twemu bratu do cierpienia czy nie radzenia sobie,nie każdy daje radę sam,ale chodzi o to,że chyba zbyt często ucieka. To bywa irytujące dla tych,który go kochają i maja prawo to skomentować ,a i sam sobie zatruwa serce...Agnieszka
Dokladnie, nie widze w nim checi przelamania tylko on ciagle ucieka. I niestety jak ma napad to odzywa sie do nas naprawde niemilo. A skoro mowi, ze nas kocha to rozumiem, ze walczy, a nie problemem jest glupia kolacja z ludzmi ktorych niby kocha. Ja tez cierpialam, tez jestem corka tego samego ojca i nie usprawiedliwialoby mnie wylewanie swoich boli na osoby, ktore nic z tym nie maja wspolnego.... nie moge sie zgodzic na takie traktowanie. Postawione zdrowe granice sa bardzo wazne, a nie uleganie wymowkom. Mojemy ojcu nikt nie stawial granic, a tez mial ciezkie dziecinstwo, i jechal po nas jak mogl. Nie zgadzam sie. Choc rozumiem ich strone i mechanizmy w umysle, dlatego nie naginam sie. Na tym polega takze terapia AA i DDA.
Izabell, ja nic nie stwierdzam, zadalam tylko pytanie, tutaj gdzie jestem slowo demon ma raczej powazne znaczenie, zreszta znowu to jest moja opinia, tak mysle, moze sie myle, taka juz jestem ze wole nie byc pewna na 100%. Moze zrobilo mi sie zal Twojego brata, pierogi uwielbiam, wiec troche mialam za zle ze nie chce ich jesc, ale sama nie lubie swiat, wiec tu sie z nim zgodzilam.
Pozdrawiam Teresa
Hej Teresa, czy moge zapytac z ciekawosci gdzie jestes w takim razie? nie musisz odpowiadac jak nie chcesz:) Moim zdaniem demony = chory psychicznie brzmi jak stygmatyzacja chorych.
Ja tez nie lubie swiat... Ale tu nie chodzi o same swieta, tylko co jest glebiej i jak je dzwiga. Zadalam sobie pytanie, dlaczego nie lubie swiat? Oprocz komercjalizacji i bycie agnostykiem, mam emocje ktore ojciec na mnie nalozyl. To nie moj wybor, wiec skoro nie moj staram sie to przelamac. Nie obrzucam swoimi humorami i emocjami ludzi, ktorzy staraja sie dla mnie jak najlepiej. Bo tak jest teraz u mnie w domu, naprawde nie zaslugujemy na ostre traktowanie, tak jak nie zaslugiwalismy od ojca. Swoja potrzebe ominiecia swiat mozna wyrazic tak, ze druga osoba poczuje sie uszanowana a nie odrzucona.
Poza tym zjedzenie kolacji i danie prezentow akurat lubie czy to swieta czy nie, a ze w ciagu roku sie tego nie robi to czemu nie napisac nowych swiat dla nas? Otwarty umysl... otwarte serce choc trudno...
Nie byloby problemow gdyby nie chcial pierogow bo nie ma ochoty. Ale po pierwsze to zawsze byla jego ulubiona potrawa (wiec odrazu sie rzuca to w oczy), a po drugie w sposob w jaki sie odezwal byl ponizajacy. Jego ton, sposob ulozenia zdania i temat. I nie moge tego akceptowac...
Pozdrawiam!
Izabell jestem w Australii, w Melbourne tutaj wogole Boze Narodzenie nie moze miec uroku, nie ma sniegu, jest goraco, najwazniejsza potrawa to indyk pieczony.
Jezeli Twoj brat jest bardzo mlody to moze te jego humory, zle nastroje mozna usprawiedliwic trudnym wiekiem, ja tez tak trzymam jego strone, bo sama mam trudny charakter, lubilam i dalej lubie robic takie teatrzyki, zeby innych wkurzac. Wiesz najwazniejsze ze kocha mame, siostry, jak Ty to wiesz to znaczy ze mowi o tym, trudny charakterek czasami trudno zmienic. Byl w tym dniu z wami, lamal sie oplatkiem, mysle ze z natury to Twoj brat jest dobry. Teresa
Ah, Australia, zazdroszczę:-)ale dziwię s tym bardziej podejścia do ludzi chorych, chyba że mieszkasz wśród aborygenów.
ah, mówisz że tez tak robisz, wiec jest dla mnie jasne dlaczego szukasz dla niego usprawiedliwienia I jeszcze oceniasz go jako dobrego, po prostu przez to sama sobie dajesz ulgę I sama chcesz uniknąć odpowiedzialnosci I poczucia winy ze swoimi zachowaniami.
Tu nie chodzi o trudny charakter tylko o uwarunkowane emocje I zachowania, które bardzo tania bliskich.
nadal także nie wczytujesz s ci napisałam, tu nie chodzi o podzielenie s opłatkiem tylko jak to zrobił. jeżeli ktoś da Ci prezent I powie-masz, wez, kupiłem to na odczepnego pierwsze z brzegu-będziesz patrzyć na prezent czy serce w tym?
Wybacz ale zke oceniasz "bycie jego z nami". nie był w ogole, zwial okazując brak taktu I miłości. My to wiemy, Ty nie bo tam nie byłaś, nie znasz go a co najważniejsze mój post czytasz zbyt powierzchownie tak aby dac sobie wytlumaczenie swoim zachowaniom. I to nie jest tylko wkurzanie, to jest ranienie, jak dostanie z liścia za nic. poprostu nie rozumiesz, bo skrzywiasz to do siebie....
pozdrawiam
Prześlij komentarz