Nigdy nie bylam szczesciara w zyciu. Odkad pamietam o wszystko musialam walczyc, wyrywac losowi skrawki dobrego wiatru, by potem jeszcze wysilkiem swoich ramion uniesc sie na nim jak najdalej moge. W momentach slabosci zaczynam porownywac sie do innych. A to nie jest zdrowe. Porownywanie ma zawsze swoj poczatkujacy punkt w terazniejszosci i zawsze dotyczy deficytow. Kiedys byli to np rodzice – widzialam w kolo rodzicow moich znajomych, ktorzy wspierali swoje dzieci emocjonalnie, nawet jak z boku wygladalo to na wieczna walke. Kiedy taki delikwent mial same dwoje w podstawowce, matki potrafily poimo tego dopingowac do prob zdania do liceum, szukaly korepetycji, byly aktywne. Moja matka uwazala, ze nadaje sie tylko do zawodowki – wtedy uwierzylam i tam poszlam. Po roku nauczyciele namawiali mnie na zdawanie do liceum – jednak ja nie mialam sily przebic sie z ta wiara, ze jestem w stanie to zdac. Jak widac nie bylam zawsze tak twarda jak dab. Bylam w ciaglej depresji sytuacyjnej. Mowie sytuacyjnej, poniewaz mozna rozroznic dwie jej typy – biologiczna, ktora ma swoje zrodlo w nieprawidlowej pracy mozgu, oraz sytuacyjna – czyli wynikajaca ze stresu, ktora przekracza nasze sily. Wtedy psychika sie ugina. I ja wtedy czulam wieczny ciezar istnienia oraz ciagla walke psychiczna o to by sie sie calkowicie nie zalamac. Jednak moj paradoks osobowosci to cechy przecistawne – jak np. wytrwalosc. Dluzsza droga mnie nigdy nie zniechecala. Poszlam do liceum i na studia ale pozniej. I tak wszytsko w moim zyciu jest przez to pozniej – z powodu wiecznej walki o przetrwanie, ktora nie pozwolila mi na prosty rozwoj w swoim czasie, wraz z innymi. Zawsze widzialam siebie jako tez Syzyf, ktory wiecznie wtacza ten ogromny kamien na gore. Nigdy sie nie poddaje i probuje przez wiecznosc. Jednak nie ma czasu na proste bycie….
Wiec nigdy nie bylam w czepku urodzona. I w momentach uginania sie pod nadmiarem rzeczy do udzwigniecia moj mozg chce mi jeszcze dokopac i kieruje sie na porownywanie. I tak w moim 5-letnim zwiazku moj ex byl w czepku urodzony. Wszystko do niego samo przychodzilo. Jezeliby ktos zamknal go w wiezy na tysiac zamkow, odcial droge powietrzna, ladowa, morska, szczescie i tak znalazloby sposob by wejsc dziurka od klucza. W swoich porownywaniach nigdy nie bylam zazdrosna czy zawistna w odczuciach, ze chcialabym by sie innym gorzej wiodlo. Nie mam tego we krwi. Jednakze zawsze towarzyszylo mi pragnienie by w koncu i mi zaczelo sie wiesc bez walki, tak jak i innym.
I tak wezmy nastepny przyklad – praca. Kiedy skonczylam liceum i zdalam mature szukalam pracy przez 3 lata. Znowu czulam sie jak uderzam glowa o sciane – moj krag towarzyski obfitowal w ludzi bez problemow w tym zakresie – zawsze ktos komus zalatwil prace, czy to rodzic, czy znajomy. A nie posiadali wiekszych kwalifikacji niz ja wtedy . Ja jednak nie mialam tyle szczescia, ani we wlasnym losie, swoich probach, ani w rodzicach. Czulam sie jak nieudacznik. Bylam zostawiona sama sobie. Wiedze o swiecie, o zasadach systemu spolecznosciowego musialam zdobywac sama i sama starac sie przetrwac. Ale nawet silaczka traci czasami sile…..Tak przynajmiej to wszystko odczuwalam.
Pozniej wyemigrowalam. Nazywali mnie “odwazna”. Bez obcego jezyka, z pozyczonymi pieniedzmi, zdesperowana….Kiedy znajomi konczyli studia, tworzyli zwiazki, mysleli o rodzinach, ja wyruszylam w swiat by walczyc z losem o skrawek wiatru….. Znowu walczyc….Chcialam chociaz raz nie byc “odwazna”. Chcialam chociaz raz nic nie musiec i poczuc po prostu ten pozytywny wiatr… ot tak… z natury…. Uchodze za twarda osobe. Tak mnie widza ludzie. Ale niewielu rozumie twardych ludzi, tych co nigdy sie nie poddaja, co niby maja silny character. Muszla tez jest twarda – musi byc skoro zyje w swiecie walki o przetrwanie. A organizm chce przetrwac. Ale kto dostrzega co chroni ta twarda muszla? Tam jest miekko i wrazliwie. Kiedy mowie, ze jestem nadwraliwa w odczuwaniu, ludzie mi nie wierza. A to dlatego, ze obserwuja iz nie przejmuje sie gadaniem ludzkim, etykietami, stawianymi mi (jak na moj rozum) iracjonalnymi wymaganiami, robie tak jak mi sie podoba. Ciagle stoje pod prad, nie boje sie mowic NIE do zasad systemu w ktorym zyjemy. Narazalam sie wielokrotnie na agresje, ponizanie, klotnie tylko dlatego, ze nie chcialam sie ugiac w swoim spojrzeniu na rzeczywistosc. Fakt – tutaj muszla jest bardzo szczelna – nigdy nie mialo to na mnie mocnego wplywu, poza kilkoma zalamaniami. Jednak wrazliwosc tych twardych polega na zupelnie czyms innym. To zasady dzialania swiata bola, to brak zyczliwosci do zycia generalnie boli, to brak swiadomosci, cierpienie innych spowodowane dzialaniem innych ludzi, czy tez po prostu prawami natury bola. Wrazliwiec tak jak w ksiazce "Weronika postanawia umrzec" po prostu widzi poprzez swoje emocjonalne receptory ogrom bezsensownych zasad przetrwania. Okrutnych zasad. Albo dokladniej – odczuwa ta tragedie istnienia wszystkiego, nawet wlasnego. Weronika nie bala sie ludzi. Nie przejmowala sie co inni mowia o niej. Jakby tak bylo, to taki bol jest wtedy inny niz ten o ktorym mowie. Taki bol wynika z braku oparcia w sobie i z pustki wewnetrznej. Nie…ja mowie o bolu odczuwania klatki zimnej rzeczywistosci w jakiej zostalismy urodzeni. "Gdy osiągnęła już wszystko, czego oczekiwała od życia, doszła do wniosku, że nie ma ono sensu, bo wszystkie dni były takie same. I postanowiła umrzeć."
W pamieci mam pierwsze swiadome zdarzenie konfliku egzystencjalnego jakiego doswiadczylam. Mialam chyba z 10 lat. Bylam na wakacjach, na Mazurach, w domu mojej babci. Stare mieszkanie z wysokimi sufitami, a pokoj udekorowany kolorowymi obrazami jakichs swietych, Jezusa, Maryii etc. Byla religijna. Szkoda, ze na zycie sie to nie przekladalo (sarkazm). Raz uslyszalam brzeczenie owada. Byl to dzwiek desperacji i walki. Spojrzalam w strone skad dochodzil i zauwazylam pajeczyne a w nim pszczole. Pajak juz do niej schodzil, a ona doslownie brzeczala o pomoc. Moj pierwszy odruch, juz 10 letniej dziewczynki bylo ratowanie zycia. Zerwalam sie na rowne nogi i…. stanelam oslupiala mysla jaka naplynela…. Pomoge pszczole… ale co wtedy zje pajak? On tez ma prawo do przetrwania…. Wiec stalam tak patrzac jak prawo natury sie wypelnia. Do tej pory slysze to brzeczenie pszczoly… I to boli. Boli, bo nie da sie dokonac wyboru szczescia dla dwoch stron. Cos kosztem czegos. Na dodatek kosztem tego co wydaje sie tak cenne - zycia. Jezeli ktos mi mowi o Bogu, to niech Go zapyta, dlaczego nie mogl stworzyc tego wszystkiego lepiej? Czy ktos widzi w osobie twardej ten konflikt spowodowany takim wrazliwym mysleniem? Oczywiscie, ze nie. Bo paradoks jest taki, iz aby to zobaczyc samemu trzeba najpierw byc w srodku miekkim. Nie miekkim poprzez przejmowanie sie bzdurami, jak co inni o mnie mysla, lub obawa przed wyrazaniem swojego zdania (konstruktywnie oczywiscie) by niby nie ranic innych. To nie jest ta miekkosc, to sa wewnetrzne braki w czlowieku. Poprzez te braki osoba nie wie kiedy sie mowi TAK, a kiedy trzeba powiedziec NIE. Chodzi o to, ze twardziele sa wrazliwi na rzeczy znaczace w swiecie, wartosciowe ogolnie, jak zycie, pokoj, zyczliwosc do drugiej istoty zyjacej, czy to czlowiek czy to pszczola. Twardziela paradoksalnie boli, ze swiat jest jaki jest. Ze zasady natury jak i systemu spolecznego sa twarda szkola przetrwania, a on sam musi dzwigac ta muszle by sie miec gdzie schronic. Mowi sie, ze milosc to odpowiednie pole do zrzucenia takiej skorupy. Tak spiewali trubadurzy w czasach rycerskich. Tego pragniemy - jednak jak mowilam - czas dawcow jeszcze nie nastapil...
Bedac w taksowce w Gdansku wszedzie mozna bylo zobaczyc latajace mrowki. I ta jedna wpadla do taksowki, wiec zaczelam ja odganiac. “A prosze zabic i bedzie spokoj” – powiedzial taksowkarz. “Nie zabijam jak nie musze” – odpowiedzialam. Otworzylam okno i powolilam owadowi spelnic wlasne przeznaczenie natury wtedy kiedy nie ma juz innego wyjscia. Ja to wyjscie mialam. Nie byl to owad, ktorego musialam zabic by zjesc. Inna historia z moim kolega – ciepla noc i nocny spacer. Na drogach pelno slimakow. I kolega na jednego nastapil. Nawet sie nie zatrzymal – nie bylo w jego twarzy chocby sekundy smutku – cholera, szkoda, ze tak sie musialo stac – to jest wlasnie brak wrazliwosci o ktorej tu rozprawiam. Pochylajac sie nad slimakiem zadumalam sie nad prawami natury, ktora jest okrutna. Sa twardziele, ktorzy czuja mocno swiat poprzez swiadomosc przekraczajaca system w jakim zyjemy. I aby wytrzymac ta swiadomosc - musza zbudowac skorupe. Inaczej zgina.
Wiec tak – jestem odwazna i jestem twarda – ale jezeli przychodzi do rzeczy ktore uwazam za wazne - a uwazam te ktore byly przez stulecia gloszone przez wizjonerow madrosci - boli mnie moje wnetrze. Boli mnie kiedy widze osobe ochrzaniana przez szefa w sposob tak ponizajacy, ze osoba az kuli sie pod ostrzalem slow. Boli mnie kiedy widze zlosliwosc na ulicy, ped do wolnego krzesla w pociagu za cene odepchniecia drugiego czlowieka lokciem. Boli mnie wyrzywanie sie na innych za swoj bol, ktory nosi ktos w sobie. Na poziomie czlowieczenstwa bardzo to odczuwam i rejestruje. Weronika z ksiazki byla swiadoma tej pszczoly i tego pajaka odgrywajaca w systemie odwieczny taniec natury. Nie jestesmy niczym innym, chociaz moja filozofia zaklada, ze byc mozemy. Jako jedyny gatunek mamy skomplikowany mozg, by przekraczac siebie kazdego dnia, porzucac zwierzece reakcje. Ale jesc musimy…. Musimy zabic by zjesc…(przewaznie placimy w sklepie za to ze ktos to za nas zrobil). Czy ktos mysli o tym w calym tym swoim zabieganiu? Zabijanie zwierzecia jest takim samym zabijaniem jak czlowieka. Zwierze tez sie boi, trzesie, chce zyc. Czerwien krwi zalewa ziemie... Choc wydaje nam sie, ze czlowiek stoi na piedestale, bo w lancuchu biologii - stoi. Ale czy w wartosci i prawie do przetrwania? I nawet nie chodzi tu tylko o zabijanie by zjesc - niezyczliwosc, ponizanie, agresja to nic innego jak przejaw natury przetrwania. Ktos poczuje sie lepiej pokazujac swoja wladze. Ktos poczuje sie lepiej zrzucajac odpowiedzialnosc sa swoje akcje na zewnetrzne zrodla. Ktos bedzie mial sile do nastepnego dnia tylko dlatego, ze wylal swoje negatywy na psa, bo byl akurat pod reka. I go kopnal. Dla wrazliwcow to smutna prawda, ktora jest odczuwana kazdego dnia. Nawet jak we wlasnym zyciu wszystko uklada sie pozytywnie - wrazliwiec widzi poza obreb swojego istnienia.
Czy tylko o to chodzi na tej ziemi? O przetrwanie?
Kazdego dnia po otwarciu oczu wrazliwiec pomysli o tych co juz tych oczu nie mieli szansy owtorzyc - od malej mrowki po czlowieka. Oczywiscie bedzie madrze wdzieczny za szanse wlasnego zycia i taka wiedze wrazliwca bedzie wypelniaj spiewem kazdej minuty, nie zapominajac jakim szczesciarzem jest, ze nie jest teraz np. w Syrii gdzie ludzie sa mordowani, i za co? Za brak kolektywnej swiadomosci. Widzialam te zdjecia zabitych dzieci.... oczy otwarte w niebyt.... Mialy dorosnac, kochac, ksztalcic sie - tak byc powinno. Ale teraz juz nic nie doswiadcza. Wrazliwiec nosi w sobie pamiec takich obrazow. Ale, ze jest i twardzielem dzwiga to do budowania jak najwiecej zyczliwosci w okol siebie. Gdzies przeczytalam, ze osoby, ktore maja depresje silniej odczuwaja realia w okol. Im wieksze odczucie tym wieksza depresja i skorupa peka. Tak, narazie jestem twarda... Jestem twarda w dzwiganiu i chronieniu swojej nadwrazliwosci, choc mysle o roznych czesciach swiata gdzie ludziom nie jest tak dobrze jak mi. Korea Polnocna np... nie slychac o tragediach z tamtej czesci swiata, jednak wiem, ze sa wielkie.
Chcialabym jednak czasami poprzestac na prostym byciu..... bez mysli i walki z systemem, ktory jest odczuwany przeze mnie jako okrutny i bezsensowny. Ale kiedy upadam - powstaje. Narazie ide dalej.
Tak jak ta mala dziewczynka z filmu Life above All. Ona swiat w okol siebie widziala szerzej niz spolecznosc w ktorej przyszlo jej zyc. Wrazliwa a tak twarda.
Polecam.