Juz po Swietach. Mamy Nowy Rok. Powiem Wam szczerze nudzi mnie ten czas swiateczny. Siedzi sie tylko i oglada Kevina samego w domu hahaha
Ostatnio petla sytuacyjna znowu sie zapetlila I co krok slysze wiadomosci o choroboach. Rak. Zjadacz ciala. Pozeracz zycia. Ostatnie dosieniesienia na temat raka pokazuja ze prawie polowa (40-45%) przypadkow raka moglaby nie nastapic gdyby czlowiek prowadzil zdrowy tryp zycia. W duzej mierze przyczyniamy sie do rozwoju Zjadacza Ciala. Zla dieta, papierosy, alkohol, stres. Oczywiscie wielu zwala wine na geny. Oczywiscie takze biora swoj udzial w tej makabrycznej uczcie, jednak w wiekszosci sami dokarmiamy je lyzeczka wlasnej ignoracji I lenistwa. Studia pokazuja, ze mutacja genowa wystepuje w 0.3% populacji I nawiazuje do 3-10% wszystkich Zjadaczy Ciala. Zla dieta I brak cwiczen na przyklad nawiazuje do 30-35% wszystkich Zjadaczy. Ale kto chce sluchac, ze mamy wplyw na swoje zycie, wowczas bedzie trzeba wykazac jakis wysilek I powziasc odpowiedzialnosc za wlasne zycie…..
Generalnie nasz stosunek do wlasnego ciala, jako maszyny realnie dzialajacej I spelniajacej swoja funkcje jest jakoby albo obojetny albo negatywny. Cialo staje sie centralnym zrodlem naszej uwagi podczas dorastania, a przede wszystkim u kobiet nie zmienia sie to do konca zycia. Martwimy sie czy nie jestesmy za grube (bo jakos czy zachude to nie slyszalam), czy nie za duzo cellulitu, czy piersi nie zwisaja nam do kolan, oraz czy twarz nie wyglada jak po ataku pajaka z kompulsywnym syndromem tkania pajeczyny czasu…. A wszystko to po co? Aby sie podobac plci naszego upodobania. Moge dorzucic obserwacje kulturowe, roznice pomiedzy Polska a Irlandia. Irlandki sa na wiecznej diecie polegajacej na jedzeniu fastfoodow I slodyczy a za odchudzanie zabieraja sie przy wiekszych okazjach. Faceci w ogole jakby nie wiedzieli, ze maja cialo I nalezy o nie dbac cwiczac I jedzac zdrowo. Zyja z tym co akurat im sie utworzy. Lucky Ci, ktorzy z natury akurat sa szczupli. A Polacy? Od poczatku rosniemy w swiadomosci co jest dobre dla ladnego wygladu a co nie. Mc Donald nawet po tylu latach nie opeta£ polakow tak, jak w innych krajach typu US , Anglia czy Irlandia. Faceci biegaja na silownie I faszeruja sie proteinami, kobiety zdobywaja wiedze w zdrowym gotowaniu. Jednak czy mieszkancy Ziemi maja jakis osobisty stosunek do swojego ciala? Mam na mysli taka bliska relacje. Czy to przejadajac sie, czy glodzac, czy cwiczac za duzo lub za malo, stosunek wydaje sie bez pasji. Generalizujac tendencje sa takie, ze cialo jest widziane jako ten twor, ktory trzeba tu napompowac, tu naciagnac bo inaczej…..? Bo inaczej nie bedziemy akceptowani, nie bedziemy kochani, nie bedziemy dobrze sie czuli (a nie bedziemy sie dobrze czuli bo mamy schemat w glowie jak trzeba wygladac by tak bylo) co bedzie rezulatem porownan do wyszprychowanych ludzi w okol. I teraz wyobrazmy sobie mlode osoby, ktore przechodza przez trudy dorastania martwia sie jak wygladaja (czyli akceptacja rowiesnikow itd) a ktorym jeszcze dolozono psychiczne obciazenie ojca/matki alkoholiczki, lub despoty lub… itd itd. Poczucie I szacunek do wlasnego ciala jest jakby na ostatnim miejscu na liscie problemow z jamimi musi borykac sie mlody czlowiek. A pozniej doroslosc prawdopodobnie nie zmieni dazenia do akceptacji lub calkowitej pasywnosci wzgledem wlasnego ciala.
Sama doskonale pamietam swoje doswiadczenie w tym temacie. Oczywiscie jako nastolatka czulam sie brzydka. Bylam w tej pechowej sytuacji, ze nikt mi nigdy nie powiedzial, ze jest inaczej, wprost przeciwnie. Jak na to patrze teraz to bylam nawet zwalczana w dobrym mysleniu o sobie, czy ciele, czy psychice. U nas w Polsce nie spotyka sie sytuacji powiedzenia czegos milego ot tak sobie osobie obcej, chyba ze jest to facet, ktory ma ochote poflirtowac lub poderwac kobite. Jednak uslyszec cos milego od polskiej kobiety dla innej kobiety? Poszukiwany/Poszukiwana Pilnie! Podam przyklad z mojego zycia. Przez 24 lata zyjac w kraju a takze teraz liczniej go odwiedzajac zdarzylo mi sie moze z 2-3 razy uslyszec komplement od kobiety I byl to zawsze dla mnie szok. W Irlandii zyje bardziej spokojniej od takich niespodzianek bo spontanicznosc jest cecha narodowa wiec sie juz przyzwyczailam, co nie oznacza, ze nie doceniam tego wciaz od nowa. I tak raz odwiedzilam salsowy klub z moim kumplem Mackiem, ktory przyjechal w odwiedziny. Stojac sobie zupelnie spokojnie obserwowalam tlum, kiedy jakas kobieta zaczepila mnie by mi powiedziec, ze mam ladna kiecke i ladnie w niej wygladam. Usmiechnelam sie, odpowiedzialam, powiedziekowalam. Ot taka mala rzecz. Moj kumpel Maciek nie zrozumial jednak o co chodzi I zapytal co ta kobieta chciala? Chciala mi powiedziec, ze mam ladna sukienke I ladnie w niej wygladam. Szok na twarzy rodaka – bezcenny! Haha Mialam kilkanascie jak nie dziesiat takich sytuacji, gdzie kobietom zalezalo, ot tak z siebie, aby podniesc osobie poczucie wlasnej wartosci oraz by podzielic sie faktem, ze zauwazaja piekno.
Teraz przypatrzy sie blizszym powiazaniom w nawiazaniu do naszego ciala. Czy pomysleliscie kiedys, ze stan Waszego ciala jest wazny nie tylko dla Was? Niestety, nie patrzy sie tak na to, bo przewaznie mowimy "nasze cialo, nasz problem". Oczywiscie w wiekszosci to Wasz, Wasze zycie...... ale nie jak sie ma bliskich. A przewaznie kazdy ma. I tak przyklad mojej rozmowy z moja mama, ktora jak wspominalam niestety, jest kompletna ingnorantka w zyciu. I nie przeszkadzalo by mi to oddajac jej prawo do wlasnych wyborow I decyzji, gdyby nie fakt, ze to dotyka takze mnie, mojego brata I siostre. Kiedys wspomnialam, ze moja mama zignorowala guzek na piersi, ktory przez to urosl do takich rozmiarow, ze trzeba bylo ten guzek usunac razem z piersia. I niby to jej piers, tak? Co mi do tego? Jednak stres jest nie tylko jej. Jest roznica, kiedy widzisz, ze ktos dba o siebie, bada sie regularnie, cwiczy, odpowiednio sie odzywia, unika stresow i przepracowania i wtedy na przyklad dostaje raka. Wiesz, ze czlowiek zrobil wszystko I geny jednak nie daly sie przekierowac. Jednak kiedy widzisz, ze osoba sama sie zabija I to afektuje na Twoich bliskich bo wiadomo, kochaja, chca byc z osoba dlugo jak moja siostra z mama na przyklad, to to wkurza. Ale przeszlismy to. Jednak to nie zmienilo nic w mojej mamy swiadomosci. Powszechny common speech to stwierdzenie, ze czlowiek sie uczy na bledach. Odrazu spiesze zawiadamic, ze sie nie uczy, jezeli nie wykona kognitywnej pracy. Doswiadczenie moze napadac z gory, z przodu z tylu, raz za razem, ale jak sie jest zamknietym na kognitywna prace umyslu, rzadne sily nie pchna czlowieka do zobaczenia, rozwoju I zmiany. Wiec kiedy slysze, ze czlowiek uczy sie na bledach, majac przyklad tuz obok I znajac go cale zycie usmiecham sie tylko z naiwnosci ludzi, ktorzy nigdy sie nie wglebili w zaslyszane slowa. A propo - profesjonalnie nazywa sie to b£ad atrybucji. Czyli bierzemy zaslyszane tezy I bez analizy I rozlozenia tego na czesci pierwsze przyjmujemy to jako swiatowy fakt.
Wiec to nie doswiadczenie, tylko nasza kognitywna praca, nasza analiza sytuacji I nasze jej czytanie uczy. Zreszta pamietam slynny eksperyment, ktory porownywal obserwacje I praktyke. Studia pokazaly, ze osoba juz przez sama obserwacje I sprzezanie swoich kognitywnych mocy jak uwaga, skupienie, checi itd potrafila wykonac prace na skomplikowanej maszynie w 80% dobrze. A reszta to ewaluacja I dopracowywanie szczegolow w praktyce. Wiec zdolnosci obserwacji I otwarta na nie mozgownica to podstawa. Ale wrocmy do ciala…
Moja ostatnia rozmowa z mama na ten temat przyjela obrot powiedzialabym ostrawy. Niestety, jezeli ktos ignoruje I odrzuca zwykla, konstruktywna rozmowe potrzeba silnych reakcji. Jak do alkoholika - interwencja bez t£umaczenia I szukania okolicznosci lagodzacych. A tu nastepny schemat. Mama miala problemy z zylakami od dawna. Oczywiscie doprowadzilo to do faktu, ze jej noga zaczela dretwiec, a glowna zy£a wyszla jakby chciala isc na spacer poza cialo. Grozilo pekniecie zyl. W koncu mama zorganizowala sie w okol operacji usuniecia zyl I doprowadzenia nogi do stanu porzadku po dlugim czasie naciskania przeze mnie. Nie wspomne, ze aby badala sobie druga piers musialam tez sie nagadac…normalnie jak z dzieckiem. A wiec ustalono date operacji na poczatku stycznia ale tydzien przed otrzymalismy telefon, ze prawdopodobnie bedzie trzeba nia przesunac bo szpital nie podpisal jeszcze umowy z NFZ. Tiaaa…. Biurokracja…. No I juz sie zaczelo. Mama jakby sie ucieszyla, ze nie bedzie musiala moze isc W OGOLE, jakby to byl koniec historii. Zaanalizujmy ta postawe g£ebiej.
Oprocz faktu stresu przedoperacyjnego, co jest zrozumiale pomyslmy jak jej zycie I dbanie o zdrowie wplywa na ludzi w okol niej. Wyobrazmy sobie, ze nie idzie na operacje, zyly jej pekaja, sa zatory, traci wladze w nodze. Pytanie, kto bedzie musial teraz zmienic zycie w okol tego faktu oprocz niej? Ano jej dzieci. Dbanie o siebie to takze dar dla ludzi ktorych kochamy. Znowu nadchodzi powtarzany w kolko tekst - ze trzeba zadbac o swoje ja, ale nie tylko to psychiczne, ale takze i zdrowotne. Wszystko zaczyna sie przez nas. Utarte jest, ze to nasz obowiazek opiekowac sie naszymi rodzicami tak jaki oni opiekowali sie nami kiedy bylismy mlodzi, ale sa tutaj duze roznice. Rodzice mieli swoj czas radosci z posiadania dziecka, ktore same zaprosili na ten swiat. No i ladnie podcierac gladka pupe, prawda? Czy jest to dowod milosc kiedy rodzice robia wszystko (albo wlasnie nic nie robia) by ich wlasne dziecko mialo ciezej z ich powodu? Moja siostra powinna miec swoje dziecistwo jak najdluzej a brat swoje zycie, do tego zostalismy stworzeni, by zyc wlasnym zyciem, byc wolni w swoich wyborach. Teraz obskocz swoja rodzine, obskocz chora matke I jeszcze swoje zycie, zreszta, gdzie wtedy jest swoje zycie? Osobiscie nie wyobrazam sobie abym w jakikolwiek sposob pozwolila tak zaniedbac swoje sprawy aby moje dziecko zostalo ukrocone z mozliwosci wyborow. To jest milosc. Od teraz mysle o tym by oszczedzac, inwestowac by nie wisiec na dzieciach, by sie rozwijac I cwiczyc umysl by byc jak najdluzej zdolna umyslowo do pracy a takze I cialo, by zmniejszyc prawdopodobienstwo by moje dzieci zostaly obarczone przykrym obowiazkiem na ktore tak naprawde nie powinny byc skazane. Ktos pewnie powie, ze to nie jest przykre opiekowac sie rodzicami. Jednak prawo nie dziala wstecz. To tak jak powiedziec jednostronnie, ze rodzenie to samaprzyjemnosc. To jest ciezka praca, ktora fajnie jak sami ja zaplanowalismy. Zreszta posiadanie dziecka to wlasny wybor, ale zaniedbanie siebie to juz wybor rodzicow. Jak wspomnialam na poczatku jest roznica pomiedzy zaniedbaniem siebie, a po prostu czyms co jest po za nasza kontrola. Jednak samo myslenie od poczatku, albo jego brak juz powoduje, ze jestemy egoistyczni. Kiedy mama zaczela otwarcie cieszyc sie z wiadomosci przeniesienia operacji mialam tylko jedno jej do powiedzenia. Na moje slowa, ze moze miec problemy z noga I wowczas bedzie trzeba sie nia zajmowac przez taki brak odpowiedzialnosci za siebie, odpowiedziala, ze eee tam, tylko troche, przeciez wtedy bedzie sobie lezala jak nie bedzie musiala chodzic. Myslalam, ze szlag mnie trafi. I tutaj spokojne tlumaczenie sie konczy – trzeba bylo przywolac dr. Housa, niestety. Z zimnym spokojem w glosie odpowiedzialam, ze jezeli nie chce tego robic dla siebie, niech zrobi to dla swoich dzieci, bo wowczas to my bedziemy musieli ja wozic, przekrecac, myc I dbac o nia, a ostatnia rzecza jaka rodzic powinien dac swoim dzieciom jest wciskanie go w odpowiedzialnosc, za ktora nie odpowiada! Dziecko powinno zajac sie swoim zyciem, a nie zyciem matki z powodu jej zaniedbania.
Wydaje sie to okrutne, ktos powie. A to dlatego, ze tak zostalismy nauczeni, poprzez przykazanie Czcij ojca swego I matke swoja. A gdzie czcij dziecko? Gdzie slowa, ze dajesz dziecko swiatu a nie sobie do przyszlego PZU? Gdzie wlasna odpowiedzialnosc za swoje zycie przy czym - polaczeni z wieloma ludzmi w okol I ze swiatem - kazda decyzja wplywa na wszystkich czy chcemy tego czy nie? Nie, bo nikt nie uczy odpowiedzialnosci. Uczy sie tylko wspolczucia, pomagania poprzez zapomnienia o samym sobie, jednak to wspolczucie nie plasuje sie z rodzica na dziecko jakos? Pamietam jak moja mama opowiadala dumnie sasiadce jakie ma dobre dzieci bo sie nia opiekuja, daja pieniazki, wspieraja. Moja brat ma 34 lata I nadal mieszka w domu. A dlaczego? Bo kto sie wtedy zajmie matka, ktora przez lata nie wlozyla rzadnego wysilku w to, aby stac sie niezalezna finansowo, aby pojsc do szkoly, jakos zawalczyc o lepsza przyszlosc I w tym wszystkim nawet nie dba o swoje zdrowie czujac sie bezpiecznie w tym, ze sie nia zajmiemy. Bo gdyby poszla do szkoly, jednej, drugiej, gdyby sie rozwijala, czytala madre ksiazki nie harlequiny, byla choc troche self – krytyczna I nadal by sie jej nie udalo, to juz zmienia postac rzeczy. Bo probowala, przekraczala siebie, ale sie nie udalo. Ale tutaj nic. Nic tak puste jak tylko moze byc. Wiec jej duma z faktu, ze wszystkie nasze marzenia, plany musielibysmy zmienic z powodu jej decyzji lub ich braku napawalo ja duma. Nie ma byc z czego dumnym, ze matka jest dzieckiem dla wlasnego dziecka. I zawsze byla, nawet jak dziecko bylo male, bo postawa matki byla postawa dziecka. Wiec dzieci musialy szybko ruszyc do nastepnego etapu rozwoju psychicznego I pozegnac dziecinstwo, ktorego slabo zasmakowaly I tak I tak.
Widzimy wiec, ze nasze dbanie o zdrowie I umysl to dar dla ludzi, ktorych kochamy. Wtedy pomoc osobie, ktora starala sie jak mogla ten dar zapewnic jest o wiele lzejsza bo wymaga tylko zaakceptowania tego czego nie moglismy zmienic. Gorzej jest zaakceptowac cos co moglo byc zmienione ale z powodu ignorancji I wygodnictwa nie zostalo. Moja mama w koncu przeszla operacje. Dr. House dokonal jak zwykle niemozliwego. Albo superniania, ktora uczy madrej milosci ktora mowi takze NIE, jak I TAK. Duzo mam twarzy haha Mysle, ze moj argument do niej przemowil. Jej duma z nas, jej dzieci, nie jest nam pochlebna, bo niestety sytuacja ogranicza dalsze kroki mojego brata w zyciu. Najbardziej brata. Ja wyjechalam I zyje swoim zyciem, thank gods, moja siostra dorasta, jednak brat… zostal I utknal na etapie, ktory kazdy powinien przejsc, wyprowadzka I swoje zycie. Bo to jest obowiazek dzieci wzgledem swoim rodzicow, odejscie I stworzenie wlasnego zycia, a rodzicow wzgledem dzieci to dbanie o to aby usunac jak najwiecej przeszkod przed tym krokiem. Wlaczajac siebie, swoje cialo, swoj umysl. Moja ciocia zamiast cieszyc sie swoim zyciem I isc do spa czuje sie w obowiazku jezdzic do wlasnej matki, alkoholiczki co weekend, bo ona czuje sie samotna, czuje sie zle I nie ma co z soba zrobic. To jest matka, ktos powie, rodzic, ktory dal ci zycie. Takie zycie? Czy takie zycie chcemy dac naszym dzieciom?
Jak juz mnie znacie, nie bawie sie w nieracjonalne iluzje aby wytlumaczyc brak wysilku ludzi w swoim zyciu. Jezeli nie bedzie sie wymagac wiecej, wtedy nic wiecej sie nie wydarzy. Rozwoj bez naszego wysi£ku bedzie tylko rozwojem biologicznym. Na przyklad, mozna by powiedziec, ze kiedys zylismy w jaskiniach I bylismy prymitywni, a teraz juz rozwoj nastapil, mieszkamy w cywilizacji, kulturze I juz nie jest tak prymitywnie. Tylko, ze cywilizacja stworzyla telefon komorkowy I laptopa ale co a nasza inteligencja emojconalna I spoleczna? Ano wyobrazcie sobie, ze studia pokazaly, ze przed XVII wiekiem przestepstwa na tle seksualnym wystepowaly w duzej mniejszosc niz teraz. Kiedys ludzie, nie zyli w tak duzych skupiskach I byli bardzo skupieni na przetrwaniu. Przeprowadzono eksperyment na szczurach, gdzie wlozono do klatki duza ich grupe, a do malej mniejsza ich czesc. Okazalo sie ze w tym duzym skupisku najbardziej agresywni przejmowali wladze, przymuszajac do seksu, homoseksualizmu I nawet wystepowal kanibalizm. Nieskontrolowany rozwoj oddal nam piescia w twarz, teraz juz nie zwierzeta zagrazaja naszej egzytencji, tylko inni ludzie. I nie jest to mile sluchac. Niestety nie jest. A nawet to moze wkurzac. Dlatego, ze rozwoj emocjonalny nie nastepuje sam, nie jest napedzany naturalnie. Jest napedzany przez nas, przez nasze pytania, decyzje I uwaznosc. Przez nasze checi. Jestesmy tak bardzo ze soba zlaczeni, ze kazda decyzja lub jej brak bedzie wplywal na nas, ale i na dzieci, partnerow, a nawet i ludzi na ulicy. Jednak jest tu pewna pulapka. Rezulalty tych zaniedban beda widoczne po latach. Tutaj klania sie dlugotrwale przewidywanie i szacowanie prawdpopodobienstwa. Na przyklad, wiem, ze mam w rodzinie raka piersi. Wiec nie tylko dbam o swoje cialo, jedzac zdrowo, cwiczac, ale takze i regularnie sie badam. Robie co moge by zminimalizowac ryzyko i nie byc w sytuacji, ze zaniedbam wlasne cialo a one odplaci mi a takze moim bliskim, bo beda dzielic ze mna ten stres. Tyle moge zrobic. Choc znany nauczyciel duchowny twierdzi, ze tak naprawde jestesmy ofiarami wiekszego systemu. Stwierdza: "Gdy na ludziach ciazy odpowiedzialnosc za zone, za starego ojca, za stara matke, za dzieci, sa oni tak obciazeni, ze nie moga sie buntowac. Lecz jesli nie mieliby obowiazkow, jesli rzad zajalby sie starymi ludzmi , jak obiecywano przez rewolucja, jesli rzad zajalby sie dziecmi , a ludzie mogliby zyc razem, jak dlugo by sie kochali, nie potrzebowaliby ani rozwodow, ani malzenstwa , to bylaby ich sprawa osobista i rzad by sie nie wtracal. Lecz gdy wladza znalazla sie w rekach Partii Komunistycznej i Lenin zostal przywodca wszystko sie zmienilo. Ludzie zaczynaja myslec inaczej , w momencie kiedy otrzymuja wladze. Teraz rozumowanie bylo takie, ze uczynienie ludzi tak niezaleznymi od odpowiedzialnosci stanowiloby niebezpieczenstwo - staliby sie zbytnimy indywidualistami. Zatem pozwolmy im pozostac obciazeni rodzina. Pozostana w niewoli tylko z powodu starej matki, starego ojca, chorej zony czy dzieci oraz ich edukacji. Nie beda mieli czasu ani odwagi, by sie sprzeciwic rzadowi w jakielkolwiek kwestii. Rodzina jest jedna z najwiekszych pulapek, ktore spoleczenstwo wykorzystuje od tysiacleci, aby utrzymac czlowieka w kajdanach (...)". Ciekawe....Oczywiscie trudno to wszystko ocenic jednak zawsze jedna rzecz mnie zastanawiala, dlaczego jest taka silna promocja zwiazkow, straszenia samotnoscia, na co sie przeklada, ze ludzie jej nie oswajaja itd itd. Dlaczego nikt nie promuje - chcesz byc z kims, badz, nie chcesz z kims byc tez jest super i bedziesz szczesliwa? Ale potem czytam na Onecie wypowiedz specjalisty od ekonomii i rozwoju gospodarczego: " Inaczej mówiąc, długoterminowe trendy gospodarcze kształtowane są przez demografię i wielkość naszej pracującej części społeczeństwa wraz ze wzrostem możliwości napinania tych mięśni. Duże znaczenie mają też czynniki, które znajdują się w dalszej części tego równania, czyli możliwości edukacyjne społeczeństwa, demokratyczne rządy oraz silne i skuteczne prawo." I wszystko staje sie jasne. Nie jest to dobre dla biznesu panstwa wiec panstwo uzywa swoich wplywow by nas programowac. Oczywiscie jest to jeden z elementow calej machiny. Teksty typu - jestesmy zwierzetami spolecznymi, kazdy potrzebuje milosci (czyli chodzi o posiadanie partnera, bo bez tego milosc nie ma sic!), to straszne byc samemu. Zauwazcie jak wiecej singiel musi placic za wycieczki, jedzenie, podatki. Oczywiscie na samotnej wyspie odczuwalibysmy brak ludzi i na poziomie ludzi w okol nas moze nas to bardzo efektowac. Zreszta po co sie odgradzac? Tyle ciekawych ludzi do obserwowania, poznania. Gdzie tu samotnosc??A na poziomie nie posiadania partnera??Jak mozna odczuwac samotnosc kiedy tyle milosci w okol, patrze sie na drzewo i juz mnie ogarnia energia. Smakuje maliny prosto z krzaka i czuje milosc! Ale to juz spirytualne wyzyny....
Strasznie to skomplikowane.... Wystarczy - w koncu weekend!
Strasznie to skomplikowane.... Wystarczy - w koncu weekend!
Dbajcie o cialo i umysl bo wtedy takze dbacie o swoich bliskich i swiat!
Pozdrawiam!
8 komentarzy:
Dokładnie tak.Moja Matka jest identyczna w kwestii (nie)dbania o zdrowie ale wiesz...zwolniła mnie przejmowaniem się tym wszystkim jednym zdaniem: zmarnowałaś mi życie.Ja.zmarnowałam Jej życie.Nie przeszkadzał Jej mąż alkoholik,ważne,że przynosił pieniądze.Nie skończyła żadnej szkoły,nie ma znajomych,siedzi w domu całe życie,nie interesują ją świat ani ludzie,na dodatek Jej jedyna córka zmarnowała jej życie.Agnieszka.
Straszne... Niektorzy ludzie nie powinni miec dzieci i to bylby przejaw odpowiedzialnosci z ich strony...
:*
no ale z drugiej strony....gdyby była odpowiedzialna,nie byłoby mnie na świecie...a ja ciesze się,że istnieję.taka refleksja mnie naszła,że dzięki pieniądzom jestem na świecie,a raczej tego,że ich nie było:) gdyby były,to jestem pewna,że zostałabym "usunięta",a tak....jednak pieniądze by mi szczęścia nie dały....to koszmarne uświadomić sobie,że alkohol,to nic w porównaniu z tym wszystkim...Agnieszka.
ja sie ciesze i nie ciesze sie ze zyje. staram sie po prostu stworzyc z tego cos fajnego i pozytywnego skoro juz tu jestem. gdybym nie narodzila sie w mojej rodzinie, narodzilabym sie gdzies indziej, moze bylabym inna, jednak energia nie ginie. wiec nie jest dla mnie pociecha, ze wowczas by mnie nie bylo. To by mnie nie bylo i tyle, na pewno gdzies bym sie znalazla. choc moglo byc gorzej, na przyklad urodzilabym sie w jakims Iraku lub cus. dlatego ciesze sie i nie ciesze :)
:*
a ja się jednak cieszę :) Agnieszka.
i to jest wazne ;)
:*
Izabell, po raz kolejny jestem pod wrazeniem. Naprawde madra z Ciebie kobita. Gdzie jest przykazanie: czczij dziecko swoje? -genialne.
Pozdrawiam
Sylwia
Thank you ;)
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz