Krakow. W koncu do niego dotarlam. Nie udalo mi sie po US, to udalo mi sie pozniej. To miasto zapisalo sie w mojej glowie jako otwarte, europejskie miejsce, gdzie roznorodnosc jezykow rozbrzmiewa zewszad. To miasto mlodych, wesolych ludzi. 3 dni tam spedzone rozbroilo mnie kompletnie I juz opowiadam dlaczego.
Zaplanowana wycieczka z moim przyjacielem odbyla sie w piekny I cieply sierpniowy weekend. Zatrzymalismy sie u mojej kolezanki z Dublina. Juz w dzien naszego przyjazdu, w piatek wyruszylismy na pierwszy spacer po Krakowie. Wiele o nim slyszalam. I musze sie przyznac, ze troche mnie to sluchanie denerwowalo z powodu sposobu porownywania Krakowa do Warszawy. Oczywiscie – typowo az nudno – polacy nienawidza "z reguly" Warszawy. Bo stolica. Bo duza I brzydka. Bo blokowiska I wiezowce. Bo kiedys zabrala to i tamto Slaskowi itd itd. A ludzie? Warszawka to snoby. Karierowicze. Ale za to w Krakowie? - i dalsze teksty. Wiec w koncu sama sie przekonalam. I jasno moge powiedziec – znalazlam wiele dziur w Krakowie. Miejsc brzydkich z obtrapanymi kamienicami. Sama z przyjacielem sie w takowych dziurach pogubilam, kiedy szukalismy salsowego klubu. Kiedys jeden polak zadal mi pytanie– a co ta Twoj Warszawa ma? Jak to co, ma wiele pieknych miejsc tylko trzeba zrzucic stereotypy ze zwojow mozgowych. Lazienki sa piekne, Stare Miasto tez jest fajne. Stare Miasto? – zarzucil kolega – a co Wy tam macie za Stare Maisto, pare ulic na krzyz takie male. Nie jak w Krakowie.
I co z tego, ze jest male ale jest! Czy musi byc duze by bylo piekne? Poza tym pamietajmy, Warszawa zostala doszczetnie zniszczona w czasie wojny I to co sie ostalo zasluguje na podziw.
I rzeczywiscie Stare Miasto w Krakowie jest duze I piekne. Nalezy sie nim zachwycac ale bez porownan, bo w kazdym miescie na pewno mozna znalezc ciemne I jasne strony. Tylko w niektorych miastach sa one bardziej ukryte. Dla osoby, ktora lubi proste I jasne przekazy, ktore same sie rzucaja w oczy, poszukiwanie piekna w czyms co na pierwszy rzut oka ciezko znalezc jest podwojna praca percepcji. Tyle na tematy architektoniczne. Druga sprawa jaka tym razem musze przyznac krytykom– ludzie. Poniewaz Krakow jest duzo mniejszy I zycie tego miejsca odbywa sie w jednym w sumie miejscu, Krakow sprawil na mnie wrazenie przytulnego miejsca. Warszawa jest duzym miastem, rozciagnietym wzdluz Wisly. Aby poclubbingowac trzeba wsiadac w taksowke by dostac sie do nastepnego klubu na drugim krancu Warszawy. Ludzie takze sa rozproszeni. Przewaznie mieszkaja na zewnatrz centrum, a jada tam tylko do pracy lub na imprezy. W Krakowie jednak czulo sie ta jednosc spoleczna, ludzie byli przewaznie mili, nawet w sklepach. A nigdy nie zapomne sytuacji kiedy podeszlam do kasy na Dworcu Glownym w Krakowie by zapytac sie o bilety. Pani byla tak uprzejma, ze potem spojrzalam sie na przyjaciela komentujac – Ej, Pani w kasie byla mila? Zaznaczam, ze uwielbiam sarkastyczny zart. Oczywiscie znam uwarunkowania takze swojej percepcji, jednak skads sie one biora I jak nastaje cos innego, jest to jak swierzy wietrzyk, wyczuwalny, lekki I jasny.
Polubilam Krakow, ludzi, studencka atmosfere. W Warszawie latwo jest poczuc sie samym. Warszawa jest na temat rodziny I pracy a i to stanowi zamkniety, hermetyczny krag. Jest to miasto, w ktorym sie osiada. Ludzie urodzeni w Warszawie (czyli warszawiacy nie warszawka) biegaja za praca I rodzina, wiecznie rozerwani pomiedzy tymi dwoma swiatami. I tych, ktorych znam nie patrzy na miasto jak na stolice. To nasz dom. I fajnie jakby niektorym polakom glowy sie na ten fakt otworzyly. (wiem, powtarzam sie i jeszcze wiele razy bede:))
Wracajac do moich doswiadczen krakowskich, skierowalismy sie z Mackiem do salsowego klubu. Nie moglismy oczywiscie go znalezc, stad mialam wycieczke po zaulkach krakowskich. Nigdy nie zapomne ulicy Kamiennej 19 haha W koncu dotarlismy. Klub byl swietny. Przyjaciel spotkal tam nawet kolege, ktory czesto przyjezdza do Warszawy. Byl tam ze swoja kuzynka I jej kolega. Wytanczylismy sie ile moglismy by potem uderzyc wraz z nimi do pubu Zaraz Wracam. Pracowal tam kolega naszych nowych znajomych. Mielismy go odbic I pojsc gdzies potanczyc. Usmialam sie w tym pubie po pachy bo nazwy szotow, ktore tam serwowaly byly przesmieszne. Spojrzcie sami.
Zaplanowana wycieczka z moim przyjacielem odbyla sie w piekny I cieply sierpniowy weekend. Zatrzymalismy sie u mojej kolezanki z Dublina. Juz w dzien naszego przyjazdu, w piatek wyruszylismy na pierwszy spacer po Krakowie. Wiele o nim slyszalam. I musze sie przyznac, ze troche mnie to sluchanie denerwowalo z powodu sposobu porownywania Krakowa do Warszawy. Oczywiscie – typowo az nudno – polacy nienawidza "z reguly" Warszawy. Bo stolica. Bo duza I brzydka. Bo blokowiska I wiezowce. Bo kiedys zabrala to i tamto Slaskowi itd itd. A ludzie? Warszawka to snoby. Karierowicze. Ale za to w Krakowie? - i dalsze teksty. Wiec w koncu sama sie przekonalam. I jasno moge powiedziec – znalazlam wiele dziur w Krakowie. Miejsc brzydkich z obtrapanymi kamienicami. Sama z przyjacielem sie w takowych dziurach pogubilam, kiedy szukalismy salsowego klubu. Kiedys jeden polak zadal mi pytanie– a co ta Twoj Warszawa ma? Jak to co, ma wiele pieknych miejsc tylko trzeba zrzucic stereotypy ze zwojow mozgowych. Lazienki sa piekne, Stare Miasto tez jest fajne. Stare Miasto? – zarzucil kolega – a co Wy tam macie za Stare Maisto, pare ulic na krzyz takie male. Nie jak w Krakowie.
I co z tego, ze jest male ale jest! Czy musi byc duze by bylo piekne? Poza tym pamietajmy, Warszawa zostala doszczetnie zniszczona w czasie wojny I to co sie ostalo zasluguje na podziw.
I rzeczywiscie Stare Miasto w Krakowie jest duze I piekne. Nalezy sie nim zachwycac ale bez porownan, bo w kazdym miescie na pewno mozna znalezc ciemne I jasne strony. Tylko w niektorych miastach sa one bardziej ukryte. Dla osoby, ktora lubi proste I jasne przekazy, ktore same sie rzucaja w oczy, poszukiwanie piekna w czyms co na pierwszy rzut oka ciezko znalezc jest podwojna praca percepcji. Tyle na tematy architektoniczne. Druga sprawa jaka tym razem musze przyznac krytykom– ludzie. Poniewaz Krakow jest duzo mniejszy I zycie tego miejsca odbywa sie w jednym w sumie miejscu, Krakow sprawil na mnie wrazenie przytulnego miejsca. Warszawa jest duzym miastem, rozciagnietym wzdluz Wisly. Aby poclubbingowac trzeba wsiadac w taksowke by dostac sie do nastepnego klubu na drugim krancu Warszawy. Ludzie takze sa rozproszeni. Przewaznie mieszkaja na zewnatrz centrum, a jada tam tylko do pracy lub na imprezy. W Krakowie jednak czulo sie ta jednosc spoleczna, ludzie byli przewaznie mili, nawet w sklepach. A nigdy nie zapomne sytuacji kiedy podeszlam do kasy na Dworcu Glownym w Krakowie by zapytac sie o bilety. Pani byla tak uprzejma, ze potem spojrzalam sie na przyjaciela komentujac – Ej, Pani w kasie byla mila? Zaznaczam, ze uwielbiam sarkastyczny zart. Oczywiscie znam uwarunkowania takze swojej percepcji, jednak skads sie one biora I jak nastaje cos innego, jest to jak swierzy wietrzyk, wyczuwalny, lekki I jasny.
Polubilam Krakow, ludzi, studencka atmosfere. W Warszawie latwo jest poczuc sie samym. Warszawa jest na temat rodziny I pracy a i to stanowi zamkniety, hermetyczny krag. Jest to miasto, w ktorym sie osiada. Ludzie urodzeni w Warszawie (czyli warszawiacy nie warszawka) biegaja za praca I rodzina, wiecznie rozerwani pomiedzy tymi dwoma swiatami. I tych, ktorych znam nie patrzy na miasto jak na stolice. To nasz dom. I fajnie jakby niektorym polakom glowy sie na ten fakt otworzyly. (wiem, powtarzam sie i jeszcze wiele razy bede:))
Wracajac do moich doswiadczen krakowskich, skierowalismy sie z Mackiem do salsowego klubu. Nie moglismy oczywiscie go znalezc, stad mialam wycieczke po zaulkach krakowskich. Nigdy nie zapomne ulicy Kamiennej 19 haha W koncu dotarlismy. Klub byl swietny. Przyjaciel spotkal tam nawet kolege, ktory czesto przyjezdza do Warszawy. Byl tam ze swoja kuzynka I jej kolega. Wytanczylismy sie ile moglismy by potem uderzyc wraz z nimi do pubu Zaraz Wracam. Pracowal tam kolega naszych nowych znajomych. Mielismy go odbic I pojsc gdzies potanczyc. Usmialam sie w tym pubie po pachy bo nazwy szotow, ktore tam serwowaly byly przesmieszne. Spojrzcie sami.
Wypilismy po Slodkiej Idiotce (szot)I ruszylismy do klubu KICZ. Nazwa niezla, oddajaca kiczowaty wystroj miejsca w starej kamienicy. Ale jaka atmosfera! Ludzie sie smieja, bawia, zero szpanu. Zamowilismy sobie po piwku a ty nagle slyszymy piosenka MAJORKA! O boze, bylam nastolatka kiedy przytym sie bawilam! Ludzie w moim wieku powinni pamietac DR. ALBAN, HADDWAY, MR. PRESIDENT. Spojrzelismy sie z Mackiem (przyjaciel) na siebie w tym samym momencie lekko zszokowani I jak sie zerwalismy do tanca to az stol sie zakolysal. Parkiet byl nasz. Bawilismy sie tak dobrze, ze stracilismy poczucie czasu. Ludzie, ktorzy dolaczali do naszego stolika takze byli swietni. Czulam sie wolna, czulam sie soba. To jest najdrozsze uczucie, ktorego brak odczuwalam przez wiekszosc czesc mojego zycia. Smialam sie glosno I nikt mnie nie uciszal co czesto robia polacy - cihco, cicho, ale Ty glosna. Moglam byc spontaniczna I nikt nie patrzyl na mnie z dezaprobata. A kiedy mam energie jestem jak typowa wloszka, glosna, gestykulujaca, skaczaca. Niestety tylko w Iralndii moge taka byc, bo oni sami sa spontaniczni. Sorry za moj temperament. Jednak tym razem, tego czasu w Krakowie czulam sie przeszczesliwa. Tak szczesliwa, ze kiedy zdecydowalismy sie wyjsc I rozmawialismy o zlapaniu taksowki, swiatlo wschodzacego slonca zaslepilo nam wzrok. Byla godzina 6 rano!!!!! Cala noc przetanczona! Jak za dawnych mlodzienczych lat! W Irlandii wszystko jest zamykane o 2.30. Tak sie przyzwyczailam do tego, ze juz przed ta godzina czuja sie zmeczona. Ale przeciez cala swoja mlodosc tanczylam do 6 rano bez wytchnienia! Ah jak cudownie bylo powrocic do tych momentow ktore byly dobre!
Nastepne dni uplywaly nam na zwiedzaniu. Jeden dzien poswiecilismy na Krakow . Chodzilismy po uliczkach, robilismy zdjecia. Bylam zaskoczona tym, ze czulam sie w Krakowie jak w miescie na naprawde wysokich poziomie europejskim. Jakbym byla nie w polsce ale gdzies w swiecie o wielu jezykach, o szyldach w jezyku kraju I po angielsku, gdzie wszyscy tak jak ja choc nie emigranci wrzucaja angielskie slowa pomiedzy polskie. Smiac mi sie chcialo jak kolega z imprezy na moje pytanie gdzie jest nasz znajomy odpowiedzial – Na dens florze. (dance floor) hahahahaha A ja tak to uwielbiam. Uwielbiam roznorodnosc, brak powaznego na sile podejscia do rzeczywistosci.
W ostatni dzien pojechalismy do wieliczki. Kolejka byla niebywala, podzielana w zaleznosci od kraju pochodzenia. Oczywiscie najdluzsza byla polska wiec przeskoczylismy do kolejki z przewodnikiem w jezyku angielskim. Nie moglam jakos sie nadziwic, ze bedac w Polsce mam taki wybor I ze jest to tak dobrze zorganizowane. Otworzone na swiat. Zylam wiecznie w Warszawie a tam odczuwa sie to zupelnie inaczej. W Krakowie nikt sie nie dziwil kiedy uzywalam angielskiego, natomiast w Warszawie bardzo. To dziwne.
Kopalnia Soli w Wieliczce byla bardzo ciekawa wycieczka. Nie zdawalam sobie sprawy jak sol byla zlotem dla ludzi z przeszlosci. Jak wiele pracy kosztowalo ludzi wydobycie tego kruszca. Oczywiscie najbardziej chyba zapamietalam slowa o koniach, ktore byly sprowadzane metry pod ziemie I zostawaly tam do konca zycia, nie zaznajac slonca slonecznego do konca swoich dni… zycie jest okrutne czasami. …
Teraz zabieram was po wycieczce po Krakowie I kopalni w Wieliczce…
Jednak by podsumowac - tegoroczne wakacje mialam wymarzone :)
Enjoy!
by izabellpamietnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz