"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



piątek, 21 sierpnia 2009

American Dream - cz.6 ostatnia

Po wakacyjnych wojazach, powrot do rzeczywistosci. Ostatnia czesc American Dream bedzie obfitowac w skomplikowane wydarzenia sytuacyjne. Okazalo sie, ze powrot na £ono (haha) Celtyckiego Tygrysa nie jest wcale latwe w starciu z amerykanskim swiatem.

Moj powrot zostal zaplanowany nastepujaco: Godzina 15.15 lot z Philadelphi do Bostonu liniami Airways (czas lotu godzinka), gdzie szczesliwie mial odbyc sie moj lot do Dublina o godz. 19.00 “rodzimymi” liniami AerLingus. Wowczas w Dublinie mialam wyladowac o godz. 7 rano, gdzie po dotarciu do domku I odespaniu co trzeba czekal mnie nastepny zaplanowany lot ,do Krakowa. Jak wakacje to wakacje!
Tak wiec, o zaplanowanej godzinie weszlam na poklad. Mily Pan siedzacy obok okazal sie otwarty na rozmowki w zabawnej formie. Siedzimy, czekamy – komunikat od kapitana; “ Drodzy Panstwo, z powodu burzy opoznienie samolotu 15 minut. Za ten czas powinnismy startowac.” Mija 15 minut, nastepny komunikat – ten sam. Zaczynam sie z lekka denerwowac. Ale mysle sobie, mam od groma czasu wiec rozbawiam sie rozmowa z kolega-pasazerem. Po 15min nastepny komunikat, a potem nastepny itd. I wowczas juz naprawde zaczynam sie denerwowac. Nie zdaze na samolot normalnie - drze w posadach. To bylo dla mnie nie do uwierzenia, ale siedzielismy wszyscy w samolocie dwie godziny kiedy £askawie zdecydowano, ze trzeba ominac burze, jednak lot bedzie trwal dluzej niz przewidziano. Bylam z lekka zirytowana. Szanse na dostanie sie do samolotu do Dublina byly bardzo male. Kiedy w koncu wystartowalismy odliczalam minuty do ladowania. I wyobrazcie sobie, ze samolot wyladowal rowno o godz. 19.00 w Bostonie czasu panskiego! Samolot AerLingus doslownie smignal mi przed nosem. Oh nie!!!! Prosze sie nie martwic- pocieszal mnie moj wspol-pasazer – na pewno sa jeszcze jakies loty do Dublina. Z ta nadzieja przyczlapalam do stanowiska Airways, ktory powinien przebukowac mi bilet I pokryc wszelkie koszty zmiany. A tam uderzyla mnie wiadomosc, ze nastepny lot jutro o godz. 18! Nieeeeeee!!!!!!! Moj lot do Krakowa…! Moj brak kasy na nocleg tutaj!!! Bylam zalamana. I wnerwiona! Wczesniej nie mogli sie zadecydowac by ominac burze, oczywiscie nie. Bo trzeba troche przygody tak? Po co sie spieszyc! Wrrrrrrr………!!!!!! - dolewalam wody do mlyna wlasnych emocji.
Przepraszam, ale teraz Panstwo powinni zabukowac mi hotel – powiedzialam. Niestety, z powodu pogody nie jestesmy zobligowani - uslyszalam.
Szok! Wiec witaj airport, moj nocny towarzyszu! Calonocny!!! Nie odeszlam jednak od stanowiska tylko zaczelam dziamgolic, ze mogli wczesniej podjac decyzje o locie w okol burzy, ze ja bez kasy I teraz mam spac na lotnisku ble ble ble. Mozemy wyslac Pania z powrotem do Philadelphi – odpowiedziala pracownica. Zaczelam myslec. Okazalo sie, ze Boston w ogole obsluguje tylko dwa loty do Dublina, gdzie Nowy York ma ich o kilka wiecej. Moze dobrze jest wrocic do Philadelphi I tam starac sie dostac do AerLingusa. Jednak jak sie okazalo musialabym to pokryc z wlasnej kieszeni, bo oni moga przebukowac mi billet I pokryc co trzeba tylko na tym samym locie.

Nagle zawolala mnie druga pracownica, mloda, ktora tez odczula obciazenie z powodu mojego narzekania. Oznajmila, ze zabukuje mnie i jeszcze jedna stojaca obok mnie pare do hotelu przy lotnisku. What’s the luck! Okazalo sie, ze kobieta byla w ciazy I zostanie na lotnisku nie bylo brane pod uwage. A ze ja jedyna zostalam gledzaca z tego samemu lotu, aby sie mnie pozbyc zabukowali mi takze hotel. Ruszylam wiec po bagaz. Zeszlam do Airways stanowiska bagazy. Okazalo sie, ze moja walizka zostala przetransportowana do AerLingus kantora, gdzie miala wraz ze mna poleciec do Irlandii. Wiec zaczelo sie czlapanie.
Aby wyjasnic bardziej sytuacje, lotnisko w Bostonie jest olbrzymie. Aby dostac sie z jednego terminala do drugiego, trzeba bylo brac autobus I jechac z 3 minuty. Niestety tyle bylo tych autobusow, ze nie moglam sie polapac. Zaczelam isc znakami, ale cale szczescie spotkalam pracownika na drodze, ktorego zapytalam, jak moge dostac sie na terminal numer 4. Okazal sie tak mily, ze prawie za reke zaprowadzil mnie do prawidlowego pojazdu szczegolowo tlumaczac, gdzie mam sie pozniej udac. Po drodze opowiedzial mi troche swojego zycia I jak sie pracuje na lotnisku. Amerykanie sa po prostu cudowni w tej swojej otwartosci. Mam gdzies waty czy szczerze czy nie.
Dojechalam wiec szczesliwie do terminalu 4. Byla godz. 8pm. Przy stanowisku nikogo. Zaczepiam znowu jakiegos pracownika I dowiaduje sie, ze AerLingus kantor pracuje do godziny 7pm. Zostalam bez niczego. Zrobilam chyba wyjatkowo zalamana mine, bo ten sam pracownik zaproponowal, ze zejdzie na dol I spojrzy czy moze gdzies moja walizka jest na wierzchu. Po 5 minutach wyszedl ciagnac moj bagaz, a ja bylam tak happy, ze az go uscisnelam.

Pojechalam do hotelu, ktory okazal sie 5gwiazdkowym olbrzymem. Jednak ciagle nie moglam pozbyc sie zdenerowowania. Dlaczego tak sie przejelam? - zadawalam sobie pytanie. Przeciez tysiace ludzi nie zdarza na samoloty I zyja. Dla mnie to byl pierwszy raz. W europie ani razy nie zdarzylo mi sie opoznienie kilkugodzinne. No moze raz – polskimi liniami. Jednak wowczas lecialam do domu, nic mnie nie gonilo a tutaj mialam lot do krakowa, kasa dana za darmo I to jeszcze komu Ryanair-owi. Znajomi takze zaplanowali przyjazd do mnie do Krakowa z Wawy, a ja tutaj, tysiace kilometrow od domu. Bylam wkurzona. Zapomnialam wspomniec, ze bylam takze kilkakrotnie wysylana z kantora Aerlingusa do Airways, gdzie musialam dralowac autobusem kilka razy w te i wewte, bo zadna linia nie chciala przebukowac mi biletu zwalajac na ta druga, ze to na powinna.

Na drugi dzien postanowilam znalezc sie wczesniej na lotnisku, na wszelki wypadek. Lot mial sie odbyc o 6pm, bylam o 3pm. Poszlam prosto do stanowiska Aerlingus. DzienDobry, wczoraj zostal przebukowany moj billet przez Airways I chcialam sie upewnic, ze wszystko jest w porzadku. Chwila, druga....... juz widze, ze kobieta sprawdzajaca mnie w systemie ma jakies problemy. Niestety nie moge wyswietlic biletu. Widze, ze zostal przebukowany, jednak jest jakis problem. Zaraz zadzwonie do Airwaysa.

Cisnienie juz mi sie podnioslo. Czy Ameryka chce mnie na sile zatrzymac na swoich ziemiach? What’s the hell!
Po kilku minutach slysze jak kobieta mowi do sluchawki – dobrze, przysle pasazerke. Rece mi opadly. Moje jazdy z jednego terminala do drugiego - doliczylam sie z szesciu. Teraz mial byc nastepny, bo nie moga sie dogadac przez telefon?? Po co mam jechac? Musi Pani to wyjasnic, to jest ich wina, ze zle przebukowali. Wkurzona pojechalam znanymi szlakami, znanym autobusem witajac znane stanowisko Airways po raz w moim odczuciu setny.
Pracownik amerykanskich lini patrzyl na mnie z otwartymi jak zlotowki oczami kiedy mu tlumaczylam juz wkurzonym tonem, ze mam dosc jezdzenia w podroze po lotnisku, ze chce sie stad wydostac, ze ich komunikacja i przzeplyw informacji jest po prostu tragiczny. Zaraz sprawdze – probowal utrzymac spokoj pracownik. Dzwoni do stanowiska AerLingus, gadaja przez chwile az w koncu slysze; Zalatwione. Okazalo sie, ze numer biletu byl za dlugi. To jest ich wina.
Teraz niech ktos mi wyjasni, po co mialam tutaj dralowac? Zeby patrzec jak facet gada przez telefon? Pomyslalam takze, ze jeszcze raz uslysze takie zwalanie na siebie nawzajem I nikt nie jest winny, to po prostu powystrzelam co sie rusza.
Wrocilam do Aer Lingusa (ktory juz raz?). Jeszcze raz sprawdzenie – wszystko ok. Cala zabawa z numerem biletu trwala do godz 17, gdzie za godzine mialam lot. Stanelam wiec w check in line. Podaje swoj paszport. Wstukiwanie. I znowu widze jakis problem na twarzy kobiety. Przepraszam, cos nie moge wyswietlic Pani biletu.
Rece mi opadly. Nie mialam juz sily. Wszystko sie walilo na leb I szyje, czulam sie jak w pulapce. Klatka w okol mnie sie zatrzaskiwala a ja nie mam nad tym kontroli. Moment, postaramy sie to rozwiazac – ciagnela kobieta. Moj paszport zostal zabrany wraz z kierownikiem zmiany. Po 15 minutach otrzymalam go z powrotem ze slowami – Juz wszystko w porzadku. Okazalo sie ze numer biletu byl za krotki.

Chyba zwariowalam. Najpierw go skrocili, bo komputer Aer Lingusa go nie przyjmowal do systemu, a teraz na innym komputerze z tym samym systemem Aer Lingusa numer byl za krotki. Normalnie nie mialam juz sily… Poszlam do lazienki I rozryczalam sie jak bobr.

W koncu wylecialam, zmeczona, rozdrazniona, szczesliwa – wszystko razem. Doswiadczylam uczucia, ktore sobie tylko wyobrazalam. Odczucia tesknoty wtedy kiedy cos jest nieosiagalne, albo dane i odebrane; marzenie o jedzeniu glodnego, sny o wolnosci skazanego. I to szczescie kiedy w koncu sie to cos dostanie. I docenienie, ze sie udalo. Tak sie wlasnie czulam wznoszac sie nad Europa, ziemia irlandzka, pokryta wiecznie zielona trawa. Chcialo mi sie plakac, bo wrocilam w koncu, bo los nie chcial mnie wypuscic z innego swiata bez dania mi wyboru I kontroli, I w koncu puscil swoje lejce. Przeklinam nie raz Irlandie z jej pogoda, z jej brakiem przestrzeni w Dublinie, ze stylem pubowego zycia bez cienia aspiracji. Ale to tej Irlandii nie moglam sie doczekac kiedy los rzucal co chwile klody pod nogi. A przeciez nie zostalam zamknieta na lotnisku w komorce, nie staly sie rzeczy tragiczne - a mimo to tak bardzo chcialam juz wyrwac sie z tej dziwnej sytuacji. Mialam tyle odczuc..... Ale potem los wynagrodzil mi stresy pieknym przywitaniem wschodzacego dnia, abym je uchwycila na zawsze w pudelku wspomnien I swoim sercu… Zobaczcie sami…..



through the window..

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

I tak jesteś bardzo silna. Ja bym się chyba załamała przy pierwszych schodach.

Anonimowy pisze...

zdjęcia przepiękne...
po Tym wszystkim co przeżyłaś na lotnisku - piękne wynagrodzenie :)
aż sama się zamarzyłam... w pracy hehe :)

Izabell pisze...

;))))

cuda pisze...

Jak ja lubię ten widok z samolotu, zawsze mnie ciarki przechodzą od razu czuję napięcie na starcie
Przeżyłaś fantastyczną przygodę życia spotkania wrażeń nowe doświadczenia ci wszyscy wielcy w jednym miejscu super.
Pozdr.
ps. znalazłam twój profil DDA bede zagladac

Izabell pisze...

oj tak, to byla przygoda. i szokujaca i poczuczajaca:)
Dziekuje!

Pozdrawiam!

mirabelka pisze...

Miałam wrażenie, że to jakiś sen-koszmar. Uff... dobrze, że dobrze się to skończyło:)*

Izabell pisze...

Tak sie wlasnie czulam. Jakby ktos niewidzialny stal przede mna i rzucal mi klody pod nogi. To bylo dziwne...


:***