"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



niedziela, 20 kwietnia 2014

Pamietajcie o odpoczynku.

Jasne jest dla mnie, ze najlepsze sluchanie, odkrywanie siebie i najlepsze najbardziej kreatywne rozwiazania osiagam wtedy kiedy nic nie robie, tylko odpoczywam i medytuje.

http://nauka.newsweek.onet.pl/jak-leniuchowanie-dziala-na-nasz-mozg-na-newsweek-pl,artykuly,284459,1.html

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Brak czasu.

Nie mam czasu, zwyczajnie nie mam czasu. I opowiem o tym, bo nawet w zabieganiu mozna sie zastanowic czym ten brak jest, jaka funkcje niesie, jak na nas wplywa i czy jest to nam potrzebne. Od jakiegos miesiaca chodze energetycznie wyczerpana a weekendy cale przesypiam. Od poniedzialku do piatku terapia moja, superwizja, klienci, szkola no i praca na caly etat. Do domu docieram jak jestem "lucky" najwczesniej przed 21. I nie bardzo mi sie to podoba. Jestem zwolenniczka "slow life". Zycia, ktore daje sobie czas na wglebienie sie medytatycjne w kolor lisci, ksztalt chmur, energii, zapachu powietrza itd. To jest zycie uwazne, dlatego malo a moze nawet jeszcze mniej niz malo zaluje w zyciu utraty czegos z powodu mojego zabiegania. Bo lubie byc uwazna. Jednakze swiat wspolczesny naklada na nas schemat "fast life" i tak jak kazdy "fast food" odbija sie na naszym zdrowiu po calosci. Nie wspomne o bardzo powolnym procesie wiosennym jaki w Irlandii  w tym roku nastepuje.... Malo swiatla jak dla mojego mozgu.


Szybkie zycie jest na tyle denerwujace kiedy patrzy sie na swiat ludzki z lotu ptaka. Wspominalam "bigger picture" w poprzednim poscie. Wowczas odczuwa sie podwojnie nasze oddalenie od rdzenia zycia nad ktorym pracuja korporacje dla wlasnego zysku, media itd a przy tym samo nakrecajaca sie karuzela spoleczna, ktora niczym innym sie nie zajmuje jak mirazem. Musialam podjac jednak jakis plan dzialania, aby nie zgubic swojego zdrowia psychicznego pod takim pedem. Weekendy staly sie swietem. Piecze wtedy ciasta, gotuje spaghetti, i skupiam sie nad kazdym pomidorem ktory kroje i nad kazdym zapachem wypiekow jakie wychodza spod moich rak. To mnie odpreza. Wszystko robie pomalu, wacham i zaglebiam wzrok w produkty do wyrobu. Albo leze i nic nie robie i tylko patrze na przeplywajace chmury. Komputer i komorka wylaczone. Slucham tylko ciszy, siebie i ewentualnie liter w ksiazce. Moje zabieganie, ostatni rok szkoly psychoterapii zakonczy sie w krotce. Musze wytrwac ale takze siebie balansowac. Nie tylko dla siebie, ale takze dla moich klientow, dla moich bliskich. Bo jaki beda miec pozytek z frustrowanej osoby? Poza tym kiedy jestesmy zabiegani metli sie nam w umysle. Nasza uwaga i skupienie jest ograniczone. Nie da sie przekazac 100% uwagi jednej rzeczy kiedy tysiace innych w naszej glowie. Trzeba pozwolic wszystkiemu osiasc by zaczac z czystym umyslem. I tak weekend to swiety czas. Nikt mnie nie wyciagnie na zaden wydatek energetyczny co dla introwertyka oznacza, nie ma spotkan ludzkich, nie ma, ze cos musze zrobic, nie ma obowiazkow. Jest tylko medytacja. Jest nicosc, blogi spokoj.

Z innej beczki wiadomosci, tym razem rodzinnych. Musze powiedziec, ze moja Mama wywolala usmiech na mojej twarzy. Pamietacie moja walke o renowacje mieszkania, ktore nie zostalo ruszone 30 lat. Moja Mama ciagle uginala sie pod mojego Brata humorami. Niestety ostatnio znowu jego humor zaczal sie bujac, az w koncu zaczelam sie zastanawiac czy moj Brat przypadkiem nie cierpi na zaburzenia afektywne. Jego skok humorow jest bardzo ostry - jak mr. Jekyll i mr. Hyde.  Czasami nie wiadomo co go porusza, moze to byc ruch motylich skrzydel. Ale czesciej widze porusza go wtedy, kiedy cos staje naprzeciwko jego strachom ktorym boi sie stawic czola. Ostatnio byly to swieta - jego zachowanie i sposob obejscia z tematem bylo nie do zaakceptowania. A teraz moja Mama nagle mnie zaskoczyla i napisala do mnie, ze zaczyna planowanie remontu lazienki w domu. Osobiscie zostawilam ten temat w swieta. Zrobilam swoja dzialke wkladajac do glowy mojej Mamie potrzebe odnowy mieszkania, co i tak robie juz od kilku lat. Ale obiecalam sobie, ze to juz ostatni raz kiedy o tym mowie. Nic wiecej niemoglam zrobic. I tu niespodzianka. Znalazla w sobie sile i robi remont pomimo mojego Brata gniewu. Niestety jego zachowanie wprowadza znowu niezdrowa atmosfere do domu, taka jak za czasow ojca. Bo ojciec ciagle mentalnie zyje w moim Bracie. Jego tekst dokladnie to potwierdza; na pytanie mojej Mamy czemu tak sie unosi z ta lazienka, odpowiedzial, ze nie podoba mu sie, ze ktos obcy bedzie sie krecil po domu (osoba remontujaca, notabene moj znajomy). I choc wiem, ze to nie jest glowny powod, ale posredni to tak jakbym uslyszala ojca. On zawsze nam zabranial przyprowadzac kolezanki/kolegow i jezeli sie to dzialo to wtedy kiedy ojca nie bylo. Bo tamci to byli obcy. Raz wyprosil mojego kolege ot tak, bo byl panem i wladca. To straszne widziec i slyszec go znowu poprzez Brata. Ale moja Mama zaskakujaco zorganizowala glazure, kupila nowa wanne i radosnie decyduje pierwszy raz w zyciu jak bedzie wygladala jej lazienka. Bo ojciec nigdy nie pozwolil jej posiadac swoich zyczen do czegokolwiek, nawet do mniejsca gdzie bedzie wychowywac wlasne dzieci.

Kiedy jedna osoba w systemie rodzinnym wprowadza negatywne, niekonstruktywne, chore zachowania i emocje, cierpi caly system. Jezeli chodzi o problem alkoholowy i pochodne, interwencje wygladaja inaczej niz np. u osob z depresja. Uzaleznienia i pochodne to ciezka walka. Interwencje rodzinne jak i terapia jest jakby sciagajaca do struktury, gdzie np. w depresji jest rozrzezajaca. Sciaganie do sktruktury polega na postawieniu zasad w systemie oraz granic i wymogu podjecia odpowiedzialnosci za wlasne zachowanie. Moja Mama nigdy nie stawiala granic mojemu Bratu. Podobalo sie jej, ze jest podobny do niej. Wraz z bolem sam stal sie takim chaosem jak Ojciec, nikt nie sciagal go do struktury. Mojej osobie natomiast granice byly stawiane non stop, ale tylko dlatego ze bylam buntownikiem. Nie bylam podobna do Mamy i nie mogla sobie z tym poradzic. Wiec walczylam o rozszerzenie struktury. Moge smialo powiedziec, ze przez cale zycie odkad pamietam walcze aby ludzie mnie nie zmienili, bo nigdy sie z nimi nie zgadzalam. Mowie o tej zmianie na poczet ich preferencji, wyobrazni jak powinnam ulozyc sobie zycie, co powinnam myslec. A takze zawsze mialam swoj swiat w glowie. Wszelkie konsekwencje moich wyborow bralam na siebie. Moj Brat  - skoro mu sie nie podoba co sie w domu dzieje, zawsze moze spakowac walizki. Nikt go nie trzyma. A jednak tego nie robi, bo bez ludzi w domu jego gniew nie mialby ustosunkowania. Wspomnial cos o kupnie kawalerki. Swietny pomysl uwazam - ma 36 lat. Nikt w domu nie zasluguje na jego reakcje, z ktorymi nic nie robi od lat, pomimo naszego wsparcia. Niech kupuje. Ale cos go powstrzymuje jednak od takiego kroku.

Kiedys juz wstawilam ta historie, ktora opowiada o twardej milosci. Ten temat jest szeroko opisany w psychologii/psychoterapii. Kocham mojego Brata, ale twarda miloscia, bo inna do niego nie dociera, tak jak nie zmienia alkoholika fakt chronienia go przez swojego partnera.
Matka przez lata otwierala drzwi synowi alkoholikowi. Obiad byl na stole, posprzatane, poprane. Syn ciagle w cugu alkoholowym. Az pewnego dnia poraz tysieczny matka przygotowala wszystko z rana jak trzeba, jednak tym razem obwiescila: A teraz synu zjedz i idz w swiat. Nie moge Ci pomoc. I otworzyla drzwi.

Moja Mama powiedziala nie i w koncu lazienka bedzie wygladac ludzko. Hurra! Powiedzialam Mamie slowa, ktore rzadko wypowiadam,choc chcialabym czesciej - Jestem z Mamy dumna.
Dobranoc! :-)