"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



sobota, 17 listopada 2012

Ze szkolnej £awy.

Moj pierwszy dzien w nowej szkole byl przejmujacy. Wrocilam co dopiero z Hiszpani, wiec bylam bardzo naergetyzowana i gotowa do nowych wyzwan. Zajecia juz trwaly tydzien, wiec weszlam calkowicie nowa w grupe. Nigdy nie mialam z tym problemu. Kiedy usiadlam kobieta obok odrazu mnie zaczepila aby sie zapoznac. To tutaj normalne. Pierwsze lekjce obejmowaly podejscie humanistyczne. Obejmowalo w wiekszosci Carla Rogersa, znanego psychologa, nazwanego tworca person – centred therapy. Zaczepilismy takze o Gestalt therapy i jego tworce Perlsa z jego zona. Jednak najwiecej skupilismy sie na glownym podejsciu humanistycznym pochodzacym od Rogersa. Aby przyblizyc temat powiem ogolnie, ze jest kilka szkol psychoterapii i kazda reprezentuje inne podejscie. Nie jest to rozpowszechniona wiedza w tzw. powszechnej populacji. Dlatego kiedy czlowiek idzie na terapie nie wie dokladnie czego moze sie spodziewac. W zaleznosci jakie podejscie terapeuta reprezentuje taka i terapie klient otrzymuje. Oczywiscie jest wielu ktorzy lacza wszystkie nurty, biorac to i owo z kazdego podejscia. Gorzej jak ktos wyladuje u terapeuty ktory ma podejscie dogmatyczne, a moje prywatne zdanie jest takie, ze przewaznie mozna to spotkac u psychoanalitykow. Ale to moja opinia. Wrocmy teraz do Rogersa. Zanim sie rozpisze powiem krotko – pierwsze tygodnie w klasie byly dla mnie emocjonalnie ciezkie. Nie z powodu trudnosci w zestawie z wiedza jaka otrzymywalam, ale z powodu …roznicy w poziomie wiedzy mojej i reszty klasy. Nie, nie chce tu sie puszyc. Nie mam potrzeb ego aby sie chwalic. Mowie jak jest. Zreszta wszyscy to widza, wlacznie z nauczycielem. Posiadajac pewna wiedze odrazu moglam przejsc do widzenia plusow i minusow podejsc terapeutycznych.  I tak myslalam, ze utopie sie w przeslodkim kisielu – bo tym dla mnie jest podejscie Rogersa. Co nie oznacza, ze nie ma mocnych stron, ktore brzmia we mnie od zawsze.

I tak Rogers zwrocil uwage na podejscie terapeuty do klienta – uwazal, ze jest to kluczowe a nawet wystarczajace do dokonaniu zmiany w kliencie. Rogers wierzyl, ze kazdy czlowiek ma naturalna tendencje do samo-aktualizacji, aby stac sie w pelni funkcjonalna osobe. Jezeli sie tak nie dzieje to dlatego iz czlowiek nie doswiadczyl zdrowego zwiazku, generalnie od rodzicow (albo pierwszych opiekunow). Rola terapeuty jest stac sie osoba, ktora przejawia trzy podstawowe warunki (jest ich generalnie szesc, ale trzy sa fundamentalne):

Jest to empatia, spojnosc oraz bezwarunkowa, pozytywna akceptacje w stosunku do tego co klient przejawia w swoich odczuciach. Czyli cokolwiek sie uslyszy, nie szufladkuje sie na klucz osoby, tylko pozwala sie wyszalec emocjonalnie na otwartej przestrzeni gdzie nie ma oceniania.

Powiem Wam ze szkola naprawde systematyzuje moja wiedze, moje obserwacje, moje przemyslenia. W koncu wiem jak to nazwac – ten pewien przeply energii, ktory czuje, ze moge zarzadzac, ale nie wiedzialam jak go nazwac. Bezwarunkowe podejscie do kazdego czlowieka – moja postawa, ktora wysyla wiadomosc do drugiej osoby, ze mozesz mi powiedziec wszystko, najgorsze tajemnice i nie skresle Cie jako czlowieka. Co nie oznacza, ze to tak zostawie. Tu sie mijamy z Rogersem. Nie uwazam, ze jego podejscie jest wystarczajace do zmiany. Mysle ze jest bardzo wazne, jednak nie wystarczajace. Ale zaraz do tego wroce.

Empati nie trzeba pewnie przedstawiac – postawienie sie w czyjejs sytuacji i poczucie - nawet fizycznie- odczuc drugiej osoby. W klasie wywiazala sie dyskusja, ze to przeciez nie mozliwe poczuc to w 100%. Jak juz sie powtarzalam na swoim blogu, istnieja powszechne teksty, ktore panuja w naszej glowie miedzynarodowo, seriously. Czemu tak ludzie czepiaja sie do tych 100%? Poczucie empatii w 100% byloby bardzo niebezpieczne. Gubi sie wtedy dystans, zatapia sie w czyis swiat gubiac siebie – to nie jest wskazane. Wystarczy 30 – 50% aby juz byc gotowym do pracy nad emocjami. Czuje sie wtedy bol w ciele, jednak nas nie zalewa. To tak jak ogladamy film i zaczynamy odczuwac jakis bol bohatera, lzy nam lece po policzkach, ale nie tylko – bo sympatyzowanie to zupelnie co innego. Ja mowie o prawdziwym bolu w trzewiach, jakbysmy my mogli byc w takiej sytuacji i patrzymy oczami bohatera. Dlatego poziom empatii jest rownolegly do naszych zachowan wzgledem swiata – im jej wiecej, tym mniej krzywdzimy innych bo po prostu bol w trzewiach nie pozwala nam zrobic pewnych krokow. Jak wspominalam poprzednio, wyobraznia odgrywa tu ogromna role. Wyobrazic sobie tak dobrze, ze zaczynamy sie jakby troche stapiac z czyims zyciem te 30-50% jest czescia odczucia empatycznego.

Spojnosc polega na fakcie zwyklej uczciwosci. Czyli to co czuje, nie ukrywam tego tylko konstruktywnie wyrazam. Pamietacie jak mowilam ze dojrzalosc polega na spojnosci pomiedzy slowem i zachowaniem? Nie dopisalam do rownania emocji – czyli to co czuje, to robie. Nie dopisalam to z tego wzgledu na to, ze mysle, iz nie warto zawsze dzialac na swoich odczuciach. Np. moja matka czasami tak mnie wkurza swoimi tekstami od wiekow , ze mam odczucie, ze moge ja rozszarpac. Oczywiscie jest to moment, jednakze wiekszosc ludzi dziala pod wplywem emocji i chrzani sobie zycie. I innym. Jednakze slowa jak i akcja sa pochodnymi emocji – mozna rozprawic sie z nimi roznymi sposobami, medytacja, rozmowa, zimny prysznic - jak kto chce. Samo istnienie pewnych emocji, nawet tych najczarniejszych ma swoja geneze i nie ma co ich wypychac, nawet najciezszych. Jednak prawdziwa szkola polega na fakcie niszczacego ich wyrazania. A nad tym ludzie generalnie nie panuja. Wiec spojnosc polega na tym, ze nie ukrywasz kim jestes, co czujesz. Jest to na tyle ciezkie iz cywilizacja wymaga od Ciebie ukrywania i stosuje metody nacisku jak poczucie winy, stereotypy, roznorakie stresory. Np. czujesz, ze chcesz rozszarpac wlasna matke tak bardzo ze w gniewie masz nawet te obrazy kiedy i jak to robisz. Powiedz to komus – zaloze sie ze osoba przezyje szok. Jak tak mozna? To Twoja matka!!!! Moze powie. Uzyje narzedzi niewerbalnych ze poczujesz sie jeszcze gorzej, ze jestes zlym czlowiekiem bo masz takie mysli, ze tak nie wolno. Jezyk ciala bedzie moze pokazywal reke uniesiona do ust w okrzyku – oh my God, really? Moze dwie brwi uniosa sie do gory w wyrazie przerazenia, albo jedna. Ton glosu bedzie zdradzal wysokie tony. A to dociera do nas bardziej niz slowa. 70% (podobno) jest odczytywane z naszych niewerbalnych przekazow. Sami nie mamy swiadomosci wlasnego jezyka ciala. Generalnie swiat nie jest swiadomy. I tak, jednym z podstawowych narzedzi przekazu bezwarunkowego podejscia do drugiej osoby jest swiadomosc swojego ciala, tonu glosu i slow. Tutaj nawiazuje do pozytywnego i otwartego przyzwolenia na wypowiedzenie nawet najczarniejszych mysli. Po ang: unconditional, positive regard.

 Kiedy uslyszalam o tym podejsciu wiedzialam odrazu – to wlasnie robie kiedy czuje jak przeplywa energia i drugi czlowiek czuje sie bezpieczny w wyrazeniu swoich najgorszych tajemnic. Nie okazuje dezaprobaty poprzez cialo, mimike twarzy, slowa – kiedy slysze ciezkie sprawy zamieniam sie w stoika. Od zawsze bylam swiadoma faktu, ze wlasnie od tego momentu, momentu uslyszenia ciezkich spraw zaczyna sie moje wyzwanie i w tym przejawi sie moj poziom rozwoju emocjonalnego. Bardzo wazne jest aby zrozumiec roznice pomiedzy daniem przestrzeni na wyrazenie wszystkiego co lezy na sercu, a akceptacja zachowania poprzez pryzmat moralny. Jezeli cos godzi w glebokie zasady moralne w ktore wierze, jak uczciwosc, odpowiedzialnosc, szacunek daje wiadomosc zwrotna. Ale sztuka jest jak to sie robi. Jest roznica pomiedzy wytykaniem palcem i linczowaniem, a konstruktywnym krytycyzmem do zachowan i wyborow drugiej osoby. Bez ponizania. Tutaj znowu mijamy sie z Rogersem, ja jestem jak najbardziej za daniem informacji zwrotnej, jednak poprzez pokazanie lub budowanie drogi ktora nie niszczy, ktora rezonuje w okol cieplem i miloscia dla tego czlowieka i dla swiata. Ta granica jest bardzo sliska. Zgodze sie z Rogersem, ze jest to tak abstrakcyjne iz ciezko to nawet opisac. Ale ja to czuje. Ja czuje jak to we mnie przeplywa i czesto jestem tego swiadoma w kontakcie z ludzmi.

Zrozumialam takze wazna rzecz - to byl znowu tak jakby ktos kopnal mnie w serce. Tak rozpoznaje, ze to lezy dokladnie w obrazku mojego zycia. Mianowicie - w zyciu zawsze brakowalo mi unconditional regard. Brakowalo mi akceptacji ze strony matki na to kim jestem. Na to, ze jestem inna niz ona, na to ze mysle w oderwaniu od spolecznosci i mam swoje zdanie, czesto odwrotne na to co sie w okol mnie dzieje.  W szkole, pracy, domu nigdzie nie doswiadczylam takowego podejscia. Tam jest moj bol. W moim przypadku nie potrzeba bylo tradycyjnego wychowania, mowienia co dobre co nie, co byc powinno a co nie, bo moje kognitywne procesy od malego pracowaly wiecej niz przecietnie. Potrzebowalam tylko tej ochrony by rozwinac skrzydla i stac sie w pelni tym czym moglam byc. A stalo sie tak, ze cale zycie, pierwsze 24 lata spedzilam na walce o siebie, bo mi nie pozwalano byc tym kim jestem. Podchodzono do mnie jak do kazdego dziecka - nie wie, bo jest dzieckiem - ale ja wiedzialam, w sobie. Okazalo sie, ze jestem wewnetrzna osoba. Sa zewnetrzne, ktore potrzebuje struktury wychowania i uwagi, ale i osoby wewnetrzne, ktore zanim wezma informacje zew do siebie miela to przez siebie i analizuja, zanim przyswoja to jako swoje. Oczywiscie, nie mowie, ze tak jest w 100%, tylko w wiekszosci zjawisk. Kazdy jest w jakis sposob programowany, nie da sie byc zupelnie odcietym. Chodzi o to, ze jedni sa wiecej inni mniej podatni. I tak, kiedy mojej matki podejscie bylo typowe i bezmyslne, odczuwalam pewien dysonans, czulam, ze tak byc nie powinno. Jednakze zewnetrzne osoby moga np. przyjac to jako swoje i powielac taki schemat, lub co gorsza znieksztalac w rozny sposob, az potem budza sie z reka w nocniku. A najgorsze ze innych rece tez tam sa, bo nasze czyny wplywaja na zycie innych.

Wiec co czulam kiedy to wszystko i jeszcze wiecej uslyszalam na lekcji? Chcialam plakac. Chcialam plakac tak samo kiedy pierwszy raz przeczytalam Anthony De Mello i zrozumialam, ze nie zwariowalam. Juz teraz wiem jak moge to nazwac aby przyblizyc Wam kim czuje, ze jestem, a co zawsze czulam ze nie przystaje do tego co spolecznosc soba reprezentuje. Juz teraz, po tylu latach walki nie wiadomo z jakiego powodu, poczucia, ze ten swiat jest jakis nierealny, z faktu, ze w swoim zyciu nie popelnilam ciezkich bledow. Teraz mam ochote znowu napisac, ze nie chce sie puszyc. Ale nawet to sprawia, ze zastanawiam sie dlaczego chce Was zapewnic ze tak nie jest? A to dlatego, ze w naszym kraju nikt nie uczy nas zauwazac naszego potencjalu i otwarcie powiedziec – tak, jestem w tym dobra, mam do tego predyspozycje. I mnie nauczono, ze mam siedziec cicho i mowic jaka nieperfekcyjna jestem, jak malo wiem i umiem. Rzadko slysze aby Polak powiedzial - OOooo o tym nie wiedzialam. Albo - nie myslalam o tym z tej strony. Ale widzicie jak odrazu zadaje sobie pytanie na odczucie ktore naplynelo? Tak to wlasnie sie chwyta, kiedy czlowiek pracuje nad soba. Chwyta sie swoje odczucia, ktore sa ulotne i sie im przyglada. I puszenie sie znowu nawiazuje do warunkowego podejscia – Rogers nazywa to condition of worth – czyli masz sie zachowyac tak jak sie od Ciebie wymaga wtedy my bedziemy dawac ci poczucie od nas ze jestes czegos wart. Bylam jedna wielka rebelia przeciwka temu, dlatego bylo mi jeszcze ciezej w zyciu. Albo sie kaldziesz albo stoisz, a jak stoisz, to my Cie nie akceptujemy - tak czulam. Ale sie z tym niezgadzalam. Wazne jest takze aby tu zaznaczyc, ze nie bylam destrukcyjna, niszczaca dla otoczenia aby trzeba bylo mnie nauczac. Co innego kiedy sie widzi iz dziecko jest zew. Wowczas pracuja sie nad tym aby dziecko obralo konstruktywny kierunek. Jako mala dziewczynka  nie zgadzalam sie na iracjonalne zachowania, czulam bez wiedzy z ksiazek, ze cos jest nie tak i jest to tak silne odczucie ze nie potrafie stanac przeciwko niemu. A nawet nie chce. Tatus dal mi jedna dobra rzecz - twardy charakter hehe (Choc jak kiedys mowilam, chcialabym poczuc sie tak bezpiecznie, ze bede w stanie opuscic garde). Po latach moje odczucia zostaly zweryfikowane, szukalam dowodow swoich odczuc – dlaczego tam sa, czym sa, czy nie sa skrzywione przez wychowanie, rodzicow, spoleczenstwo, moje biologiczne tendencje. Obieralam swojego ego jak pomarancze, odkrywalam i lamalam swoje bledy atrybucji, ktore dalo sie jakos wykryc, obserwowalam siebie jakbym byla druga osoba. Wierzcie lub nie, nie czytalam tego w ksiazkach, po prostu szlam za swoim odczuciem, obserwacja na jaka moja wrodzona kognitywnosc mi pozwolila. Co dziala na mnie, a co nie? Obserwowalam innych, jakie bledy popelniaja. Ksiazki ktore czytalam byly czesto historiami ludzmi z ktorych sama wyciagalam wnioski i analizowalam bledy, ich powody wewnetrzne i zewnetrzne. Sama z siebie. Jakas droge przeszlam sama osobiscie. Tym czym jest moj blog to suma moich przemyslen i doswiadczen na sobie. Mozecie byc pewni - ja to wszystko przeszlam i przemyslalam. A teraz jestem w koncu na krzesle w klasie, ktora ma mnie doprowadzic do pracy z innymi, tak jak i ja pracowalam ze soba i jak nadal to robie. Siedze tam z ludzmi, ktorzy dopiero co sie ucza jak sie wsluchiwac w siebie, jak zrozumiec siebie, jak dawac bezwarunkowe podejscie, jak byc spojnym i empatycznym. Ich zdanie w dyskusji rodzi wiele powszechnych stwierdzen, kognitywnych skrzywien, bo oni sie dopiero tam ucza. A ja? Z moim zyciem, moja pasja, moim jestestwem…. Ja moge prowadzic lekcje…..Ta szkola jest dla mnie emocjonalna nie dlatego, ze ucze sie nowych rzeczy, ale ze te rzeczy sa teraz potwierdzane… Powinnam sie cieszyc, ze jestem tak do przodu – ktos mi powiedzial. Nie mam ambicji byc do przodu jak tylko do przodu z tym kim bylam wczoraj – odpowiedzialam. Jednak na tych lekcjach strasznie chce mi sie plakac. Nawet jak teraz pisze. I tu nagle okazuje sie, ze cos ta szkola mnie jednak uczy o sobie – uczy jak bylam samotna bedac soba. Jak mowilam niezrozumialym jezykiem do ludzi, ktorzy nie mieli wizji. Tak – to jest to slowo – urodzilam sie z pewna wizja. Ten glos we mnie to wizja jak byc powinno by slowo czlowiek brzmialo dumnie. Bez dogmatyzmu i religii i walki. A wiedza pokazuje mi jak jest oraz jak pracowac nad swoim mysleniem by to osiagnac. Mam w sobie idealy, ktore swiadcza o czlowieczenstwie i je czuje i widze. Widze takze rzeczywistosc, jak jest. Psychologia zajmuje sie "jak jest" i jak jest zdrowo dla przetrwania a nie jak byc powinno ze strony madrosci. 

Psychoterapia takze zaczepia czesto o spirytualnosc. Rogers zamiescil jej tam duzo. Te dwie dualnosci zyja we mnie. Kiedy Rogers opisal jak uslyszec siebie, moje serce chcialo plakac jakby w koncu zostalo uslyszane i ktos mu w koncu wierzy. Mowil, ze sa rozne drogi – dla niektorych bedzie to rozmowa z ludzmi, terapia, spotkanie jakiegos Mistrza. Ale sa tacy, ktorzy uzywaja self – talk, samorefleksje, samoanalize, wewnetrzne dialogi gdzie jeden rzuca teze a drugi glos antyteze. Jakby w jednym ciele byla osoba do rozmowy. I w ten sposob dokonuje samorozwoju. Ja jestem ta osoba. Czasami jest to przerazajace – bo taka droga jest samotna. I zreszta nikt i tak w to nie wierzy. Poza tym czesto ludzie nie chca wiedziec, ze ktos mogl cos zrobic samemu, a oni nie. Ci z niskim poczuciem wartosci beda zwalczac takie zjawiska, kwestionowac. Ale tu wlasnie odpowiedni jest cytat ktory mowi, ze droga dla kazdego jest inna. To oto chodzi w tym cytacie. Czy to wazne, ze przez siebie, czy ktos nas oswiecil? Wazne, ze w ogole ruszylismy do przodu. Choc z drugiej strony nie ma pracy bez siebie. Inni moga nam uzyczyc swojej wiedzy i doswiadczenia, ale praca nalezy do nas. Co bardzo podoba mi sie w terapii to fakt, ze bardzo duza odpowiedzialnosc jest kladziona na klienta. Tak jak w zyciu – uwazam. To my jestesmy odpowiedzialni co zrobimy z tym co czujemy, czy bedziemy niszczyc, czy bedziemy budowac. Ktos mnie zranil? Ja decyduje jak zareaguje, czy bede prostakiem czy bede medrcem. Nie chodzi tu o represje, aby nic nie czuc. Represja to bron obusieczna – wypchniemy cos ze swiadomosci, ale odbije sie na nas i na ludziach w okol. Jednakze jezeli spotkamy kogos kto da nam bezwarunowe podejscie i bedzie gotowy uslyszec o najgorszych zwierzecych instynktach lub – jak juz mowilam – sami nauczymy sobie dawac prawo do tego co czujemy, ale nie bez odpowiedzialnosci co z tym robimy, wowczas przestajemy czuc sie nieszczesliwi i unieszczesliwiac innych. Nikt nie moze nic na nas wymusic – dopoki my sami nie damy na to przyzwolenia. A takie przyzwolenie to nanosekunda podjetej decyzji – jest emocja i rekacja, a pomiedzy tym jest wlasnie wolnosc wyboru. Jezeli czlowiek nauczy sie ta chwile wylapywac, wowczas doswiadcza ogromnej wartosci – dopiero wtedy staje sie czlowiekiem. Czy pozwolic urazonemu ego wyzyc sie na osobie czy psie?Czy wziasc odpowiedzialnosc za swoje niskie poczucie wartosci, i rozpracowac to ze soba??? Jezeli jeszcze macie kogos kto bedzie towarzyszyl Wam w tej podrozy – madrze i uwaznie – wowczas mozna nazwac Was szczesciarzami. Moge uczciwie stwierdzic, ze praca pomiedzy soba a soba jest bardzo ciezka. Ciezko jest jasno powiedziec co, gdzie lezy w nas i czy to jest akurat to prawdziwe a nie to co lubimy o sobie myslec? Dopiero teraz, w wieku 32 lat moge odroznic ziarno od plew. Czesto pytam sie przyjaciol - co mysli o tym i o tamtym, lub jak mnie widzi kiedy tu sie zachowalam, co odczytal z mojego zachowania. Wczesniej tylko cos wyczuwalam, jakby poprzez dana mi nature obserwacji. Pamietam teraz dokladnie to odczucie - jak czegos nie rozumialam, mialam poczucie, ze to sie kupy nie trzyma - nie szlam za tym. Ale za to bardzo sie dziwilam czemu dorosli tego nie widza. Pozniej nastapila weryfikacja. Dlatego bardzo lubie odbijac swoje pomysly od innych, zyjacych i nie zyjacych. I poprzez ksiazki ktore czytam, i poprzez ludzi, ktorych spotykam. Ale to co mowie magluje przez siebie – przez swoja wiedze, fakty, dowody, analize, krytyke, sluchania odczuc. Duzo tego, prawda? To jest praca ogromnej maszyny – i ona jest zawsze gotowa do nowych wnioskow i konkluzji. A jak sie ma jeszcze pasje do odkrywania siebie i swiata - wowczas stajesz sie w pelni tym do czego potencjal dal ci szanse.

Wracajac do szkolnej lawy, nie ze wszystkimi teroriami Rogersa sie zgadzalam. Poniewaz wymaga sie od nas spojnosci w klasie i zacheca sie nas do wyrazania opini na to co sie slyszy, wrzucalam swoje trzy grosze w dyskusje, ktore mielismy. I tak, po pierwszych tygodniach poczucia euforii i ulgi, oraz braku jakiejs potrzeby dzwigania ciezkich zaskoczen w materiale ktory dostalismy, przyszlo inne zaskoczenie. A mianowicie okazalo ze sie, ze ciezki process jakim nas staszono ktory wiazal sie z samo-odkrywaniem u mnie narazie jest lekki i uwalniajacy – natomiast bycie soba w grupie, ktora jest na poczatku drogi a ktora widzi osobe odstajaca od reszty okazal sie dla mnie emocjonalnym wyzwaniem. I to w grupie przyszlych terapeutow. Ale o tym nastepnym razem.

Milej niedzieli.

niedziela, 11 listopada 2012

Hibernacja

Przyszla zima i ciemnosc…. Moje cialo przygotowuje sie do hibernacji… Tak sie teraz czuje dlatego ostatnio sie nie rozpisywalam. Ciagle chce mi sie siedziec w domu, otulona ciepla kolderka i medytowac nad rozswietlona sloncem £aka, skrzacym jeziorem, cieplem rozgwiezdzonej nocy z plynaca po niebosklonie Luna. I ten zapach…. Zapach podmoklej lub scietej trawy…. Dzwiek brzeczacych w nocy swierszczy….. odbijajacych sie od wieczornego nieba koron drzew…. Czesto marze w zimie o wlasnie takich swietych dla mnie momentach jak zakochana krolewna o krolewiczu. Marze i tesknie kiedy znowu poczuje sie obudzona. Wrocilam z Malagi miesiac temu. Bylam bardzo naergetyzowana. Zachody slonca jakie sie tam rozlewaly budzily we mnie taka milosc, ze chyba nikt mi nie uwierzy kiedy powiem, ze wiekszej jeszcze nie czulam. Dlatego zdanie – Milosc nie ogranicza sie do zwiazkow – jest to celebracja zycia – bardzo do mnie pasuje.


Malaga generalnie bedzie przypominac mi jedna rzecz, ktora mnie zaczela zastanawiac a ktora tam doswiadczylam – mianowicie jezyk. Pytanie; jak sie tam dogadywalam - ja po angielsku a Ci po hiszpansku – ze zawsze wiedzielismy o co chodzi? Szczegolnie raz kiedy weszlam do cukierni po Ice Tea, wzielam butelke, poprosilam dodatkowo o gofra. Rozmowa byla taka jak zawsze – ja po angielsku, kobieta troche rozumiala w tym jezyku ale ni w zab nie mowila. Postawilam butelke na ladzie czekajac na gofra, spojrzala sie na mnie a potem na butelke i zatrajkotala po hiszpansku. Nic mi to nie powiedzialo. Nie widzialam rzadnego punktu zaczepienia aby rozpoznac o co jej chodzi. Zawazylam tylko jej oczy patrzace a to na mnie a to na butelke. Moj mozg jednak dziwinie domyslil sie o co jej chodzi, bo przytaknelam mowiac, yes please, nie dokonca wiedzac czy dobrze sie domyslam. Moj mozg mial pomysl w calej swojej wyobrazni, ze prawdopodobnie chodzi o szklanke. Serio, slowa swiadomie nie pasowaly do mojej wiedzy kompletnie – po polsku szklanka po angielsku – a glass, po hiszpansku – vidrio (tak google mi powiedzialo, bo sama nadalnie wiem:)) nijak sie mialy do siebie. Dlaczego przyszlo mi do glowy ze moze oto pytac? Ano zdarza mi sie to nie pierwszy raz ze z obserwacji potrafie wyciagnac pewne hipotezy. Analiza sytuacji, w jakiej ja jestem, jak to moze wygladac z drugiej strony, mowa ciala, wzrok – to wszystko daje pewien obraz. Sila wyobrazni, ktora pracuje nad mozliwosciami jest tu niezbedna. Dlatego zawsze mowie, jak wazne jest rozwijac wyobraznie. Wyobrazac sobie rozne scenariusze sytuacji, nawet takie w ktorych odlatujecie na inna planete. Nierealne, ale bardzo pracujace nad elastycznoscia myslenie. Bledy popelniaja czesto ludzie po prostu bez wyobrazni, ktora pomaga w przewidywaniach wachlarza konsekwencji.

Wiec powiedzialam – yes, please – myslac ze chyba pyta o szklanke. Nie wiedzialam na co przytaknelam. Jakie bylo moje zdziwienie, kiedy osoba przyniosla mi szklanke z lodem. Lodu nie przewidzialam, choc bylo goraco i to byloby najlatwiej do przewidzenia, ze tak wlasnie bedzie. Myslalam tylko o szklance w jeszcze bardziej zawezonej i nieoczywistej bazie danych. Mozg jest niesamowity, szczegolnie w momentach kiedy otwiera sie do poziomu o ktorych nie mamy pojecia. Teraz rozumiem co miala na mysli podrozniczka Beata Pawlikowska mowiac, ze mozna zrozumiec inny jezyk nawet bez jego znajomosci, bo czyta sie wiele innych informacji w okol tego. Caly pobyt w Hiszpani sprowadzal sie wlasnie do takich zjawisk. Pytam sie o droge napotkanego czlowieka – on trajkocze w swoim jezyku – nic nie kapuje – ale widze jak pokazuje rekami prosto i w prawo. Ile razy sie usmialismy, ze ja w jednym jezyku, hiszpan w drugim i tak stoimy i gadamy jakbysmy znali kazde slowo. Obserwacja… skupienie…. Uczucie jakby plynnosci w mozgu…. Moze rzeczywiscie jest tak, ze inne wymiary istnieja, po prostu nie potrafimy jeszcze nimi zarzadzac w naszym mozgu.

Proponuje pewne cwiczenia – zawsze zaczyna sie od pierwszego kroku. Praktyka przynosi wiele benefitow i sama jestem tego przykladem, a wiecej dowodow w nastepnym poscie. Teraz podziele sie z Wami pomyslem, ktory mi uzmyslowilo zwykle obcowanie z doniczkowym kwiatkiem. Lekcje leza tam gdzie sie tego nie spodziewamy. Otwartosc umyslu – bardzo wazne.
Proponuje zakupienie doniczkowego kwiatka jakiego nie znacie. Im bardziej dziwny dla Was, nieznany, najlepiej egzotyczny (bo tedy potrzeby sa jeszcze bardziej dziwaczniejsze) tym lepiej. Nie czytajcie instrukcji. Nie dowiadujcie sie nawet jak sie nazywa. Zostawcie google w spokoju :) Zaadoptujcie takiego osobnika i zacznijcie nad nim opieke. Dowiedzcie sie co potrzebuje, jakie ma reakcje od waszego dzialania. Czy lubi miec sucho czy bardziej mokro? Slonecznie czy ciemno? Zimno czy cieplo? Kiedy najlepiej rozkwita – kiedy marnieje i co trzeba zrobic by znow ozyl? Obserwujcie jego zwyczaje – bo kwiatki maja swoje zwyczaje w zaleznosci od gatunku. Dlaczego nie zakupic zwierzaczka - ktos zapyta? Ano - ja mam - chomika hehe Poznajcie Plamke- najbardziej przyjacielskiego z chomikow:)
Jednakze obserwacja zwierzaczkow jest latwiejsza. Sa bardziej ekspresyjne. Rosliny sa bardziej subtelne. Opowiem Wam jedna przygode z kwiatkiem, ktorego uratowalam od wyrzucenia. Stal sobie w pracy w magazynie i czekal na wywoz smieci. Akurat przechodzilam i zauwazylam ze jest jakis zmarnowany. No i oczywiscie sie oburzylam, kto wyrzuca zdrowy kwiatek. Wiec zabralam go na swoje stanowisko pracy. Wygladal egzotycznie. Patrzac na niego wydawalo mi sie ze am za duzo wody, bo lodygi byly jakies miekkie. Wiec przesuszylam go niezle i podlewalam tylko wtedy kiedy naprawde bylo sucho. Zaczal rosnac i rozwijac sie z niebywala predkoscia. Nadal nie wiedzialam co to za kwiatek, planowalam wrzucic nawet zdjecie by sie dowiedziec ale jakos do tego nie doszlo. Obserwowalam go, co lubi, na co najlepiej reaguje. Generalnie zawsze dotykam kwiatki - z kontemplacja masuje liscie i gadam do nich. Mam zielone rece i serce - tak o sobie mowie ;) Jednak ten kwiatek zauwazylam, ze opadal za kazdym razem jak go dotykalam. Stwierdzilam, ze nie lubi dotykania - z takim kwiatkiem osobiscie sie jeszcze nie spotkalam. Ale widac, ze byl egzotyczny:


Jakie bylo moje zdziwienie kiedy zobaczylam go w DDTVN! Ogladalam wstawke o roslinach, jakie sa aktywne i sprytne. Jak potrafia zmylic rosline obok, wyslac chemikalia do korzeni i sprawic by roslina uwierzyla, ze jesien nadeszla i czas zrzucac liscie. Ale spryciule! I tam zostal takze pokazany moj kwiatek - okazalo sie, ze jest to Parrot Impatiens, African Queen - czyli Niecierpek. Okazalo sie, ze potrafi ukladac swoje liscie tak, aby nie zakrywac slonca drugiemu Niecierpkowi obok. A oprocz tego nazywaja go - touch me not! Ha! Dobra obserwacja, Holmes! Natura uczy tak wiele!

Jednak teraz jestem senna, jak Ona. Chociaz dzieje sie tak wiele w mojej glowie. Jak juz mowilam, zaczelam specjalizacje, o ktorej dawno marzylam. Pracuje nad zostaniem oficjalnym terapeuta. Mam tyle Wam dopowiedzenia, ze to az boli. Boli z nadmiernego poczucia, ze oto w koncu jestem tam, gdzie byc powinnam, a na zajeciach nic mnie nie zaskakuje. To we mnie drzy i dzwieczy od dawna -az mnie dziw bierze. Skad to sie we mnie wzielo? Jak to mozliwe?

Ale o tym wiecej nastepnym razem. Milego tygodnia!