Kategoryzacja nie jest lubiana – jak zauwazylam. Ale ma ona plusy i minusy. Poznac siebie to skategoryzowac, ale oczywiscie nie zamykac kategoryzacje na cztery spusty. Kiedy nazwiemy smutek smutkiem, zal zalem, czy wlasny charakter na przyklad jestem asertywna, jestem wzrokowcem – to pomaga w podejmowaniu kolejnych krokow. Jestem DDA. Juz wiem, w ktora strone mam sie poruszac.
I tak w tym poscie chcialabym zaczerpnac statystycznej kategoracji w odniesieniu do tego kim jestem, lub kim mysle, czuje, ze jestem po wielu latach analizy.
Po wielu obserwacjach stwierdzam, ze jestem 60% umyslem naukowym, a w 40% jestem osoba spirytualna. Osoba racjonalna zaczyna slowa od JA MYSLE, kiedy spirytualna zaczyna od JA CZUJE. Ja czesto wypowiadam te pierwsze oraz ALE TO NIE JEST LOGICZNE! Hahaha Niby dwie przeciwstawne wydawaloby sie bieguny, ale jednak uwazam iz sa mozliwe by wspolistniec. Ale przydaloby sie tu objasnic co dla kogo jest spirytualnoscia, ja mam swoja spirytualnosc, zaczerpnieta I z zycia, I z wew. siebie I od innych ludzi, ktorzy do mnie przemowili (wiekszosc niezyje).
Poniewaz przewazajaca czesc mnie jest racjonalistka I realistka, moja duchowosc nie opiera sie na wierze, na oblekanie swiata w patetyczne – jak dla mnie – frazesy typu milosc wszystko zwycieza, zycie jest najwyzsza wartoscia, traktowanie ludzi jako obiektu obserwacji jest brakiem serca, zycie jest cudem, Bog Cie kocha lub jest miloscia itd. Nie lubie slowa WIARA w nawiazaniu do zjawisk zewnetrznych, choc lubie je w polaczeniu z WIARA W SIEBIE I SWOJE MOZLIWOSCI, czyli kierujac do naszego wnetrza. Czyli w rozmowie ze mna teksty, ktore ja nazywam ckliwe (bardziej ostro, ale juz sie ujawnilam z moimi ostrymi myslami), albo pomagajace naszemu umyslowi pozostac w zdrowym stanie (psychologicznie) nijako mnie jednak nie przekonuja. To dla mnie za malo. Zbyt duzo pytan,a dopoki sa, jest tez Droga. Ja nie potrzebuje odpowiedzi, ktora sprawi, ze poczuje sie komfortowo. Jestem silna na Prawde, jestem przygotowana nawet na to, ze Prawda moze ukazac iz zyjemy w jakims organizmie, a my ludzie to jakies male robaki, ktore pracuja na tego stworzenia energie. Prawda zalamala by wiekszosc – zycie nagle ukazaloby sie jako bezsens. Ale nie dla mnie – bo jak mowilam, sama prawda ma sens sama w sobie, co ciezko naszemu umyslowi ogarnac. Bo co znaczy sama w sobie? I tu zaczyna sie moja spirytualnosc, moja religia, ktora odbija sie we mnie echem I nie wiem skad przybyla. Ciezko mi ja ubrac w slowa - jakby tutaj kategoryzacja nie byla odpowiednia. Nie przypominam sobie by ktokolwiek, w jakikolwiek sposob staral sie rozwijac mnie w tym kierunku. Raczej – jak wiekszosc bylam wpychana w religie katolicka, ktora juz wtedy jakos mi sie wydawala dziwna. Ale spirytualnosc to nie religia - ona takze ma korzenie w spojrzeniu realistycznym, jest praktyczna. To trzecie oko, szosty (czy siodmy nawet) zmysl - jak dla mnie.
Pragne tutaj jednak zaposilkowac sie filmem, ktory niedawno byl dla mnie pelen tematow spirytualnych. Wiekszosc widziala film AVATAR. Ogladajac ten film na prawde nie rozumialam dlaczego ludzie tak sie nim zachwycaja. Historia prosta jak drut, zaczerpnieta z duchowych przeslan, w ktorych tkwie od lat (ksiazki, filmym, zdjecia, zycie, moja dusza). Ok, wizualnosc – no swietnie, biorac pod uwage jaka prace w to wlozono, ale bedac w swiecie fantasy tak dlugo (uwielbiam swiat fantasy od lat) moj smak sie wyostrzyl. Niebieskie stwory sa dla mnie latwe do rozlozenia na czesci pierwsze I nie trudno rozpoznac ich z innych zrodel, ktore juz dawno istnialy, tylko na nowo zostaly zlozone w inne konfiguracje. Czemu wszyscy pieja z zachwytu? Moje odpowiedzi ( jak zawsze czesto szczere co niektorym wydaja sie ostre lub aroganckie, w koncu przytakniecie jest oczekiwane) czy film mi sie podobal (I ludzie juz oczekuja ze odpowiem zgodnie do wiekszosci, ale nie ma tak dobrze ze mna, taka ze mnie bestia) odpowiadam uczciwie – nooooo, byl ok, ale aby mnie zaskoczyl?to nie bardzo..... Wiekszosc dostaje jakiegos szoku jakbym zdradzila wlasna nature, jak to? pytaja z niedowierzaniem – film byl fantastyczny, te stwory, historia, kreatywnosc ludzka – wyliczaja na jednym tchu. Odpowiadam piosenka “ Ale to juz bylo…”.
Po analizie, dlugich dniach na mysleniu w koncu doszlam do wniosku, ze to normalne, iz ludzie zachwycaja sie tym filmem. Po piersze wiekszosc ludzi nie jest jakos zainteresowana swiatem fantasy, wiec jak sie widzi cos pierwszy raz, albo bardzo rzadko - to jednak zaskakuje. Znowu jak z cudami – zdarza sie raz na billion lat, nie mozna tego wytlumaczyc to traktujemy to jak cud. Po drugie – historia. I tu zaczyna sie temat, ktory dzis rozpoczelam - spirytualnosc. Wiekszosc ludzi pierwszy raz slyszalo o rozmowie z drzewem, albo modlitwie przy zabijaniu zwierzaka. I to bylo dla mnie szokiem - choc ciezko mnie zaszokowac. Nic tylko moja dusza usiadla i zaplakala....Bo w mojej spirytualnej duszy swiat Ziemi Matki zyje od dawna i slysze Jej glos.... Ktos lub Cos szepcze mi odpowiedzi, ktore z powodu rozumu czesto rozbijam na czesci logiczne, a z powodu krytyki wlasnej staram sie widziec obiektywnie. Ale czesto moja dusza zna odpowiedzi, zanim mozg ruszy do akcji Tylko jak to ubrac w slowa?..... ale.... ale.....ale.....w mojej glowie.
Nauka mowi jak jest, nie jak byc powinno - ten tekst bardzo mi sie podoba. Odpowiednie rozpoznanie sytuacji to odpowiedz na pytanie jak byc powinno, jak jest madrze, jak jest dobrze. Psycholog by odpowiedzial – no oczywiscie tak by odniesc jak najmniej ran. Spirytualna osoba odpowie – tak aby nauczyc sie jak najwiece nawet za cene ran. Osoba z dusza peknieta na pol pomiedzy rozumem a spirytualnoscia co odpowie? Na pewno sie rozpisze, jak to robi teraz.
Najlepszy tekst byl kiedy moj madry kolega John powiedzial mi, ze ludzie czesto narzekali, ze szkoda iz swiat nie jest taki kolorowy I niezwykly jak w filmie. Niektorzy podobno dostawali depresji! Na facebooku czytam opisy – CHCE ZYC W AVATARZE! – mama mia! Moje 60% racjonalnosci I logicznego uzywania neronow nie pozwala mi na bycie potulna I jak zwyke zabralam sie do sarkastycznych stwierdzen. Wiekszosc - oburzona, mniejszosc - jakos przeszla przez moj sarkazm I rozpoczela inteligentna rozmowe. Odchodzac od tematu przyznam sie znowu brutalnie – smiesza mnie te oburzania. Nie nienawistnie, ale na pewno slodko-gorzko. Oburzenie tym rozni sie od zwyklego nie zgadzania sie na czyjes wypowiedzi, ze wywoluje u osoby utraty oddechu od szoku wraz z agresywna forma wypowiedzi. Zwykla niezgoda, moze nie jest potulna, moze byc sarkastyczna, ale jednak oddechu sie nie traci a na pewno chce sie dalej rozwijac temat. Wiec wiekszosc byla oburzona I dotknieta.
No ale sami powiedzcie – zyjemy w swiecie fantasy! Czyz nie???? Tylko tak ludzkosc jest przyzwyczajona do widoku drzewa na ulicy czy w parku, ze nie jest to szokiem dla naszej percepcji. Przeciez trzeba zupe ugotowac, dzieci do szkoly no I kasa, praca I kasa - gdzie tu czas na spirytualne patrzenie. A tu ide do kina I co? Nagle taki swiat avatarow, kolorowy I jeszcze wszystko blyszczy sie I swieci, a drzewo dusz odpowiada na modly. I te latajace I nie latajace stwory, a tu – odwracajac oczy od monitora – zycie jest takie szare. A gdyby taki stwor z planety Pandora wyladowal na planecie Ziemia I zobaczyl taka to o to zyrafe powiedzmy – co by poczul? Jak by widzial nasz swiat? Jako swiat fantasy, z ciekawymi dziwnymi zwierzakami w okol. I to jest wlasnie spirytualnosc! Widziec swiat jakby sie widzialo go pierwszy raz, ale jednak z jakas gleboka wiedza o jego znaczeniu i zlozonosci!
Wracajac do filmu – ciesze sie, ze powstal, przez typowe narzedzia, na ktore czlowiek odpowiada zostala przekazana prosta prawda, brzmiaca w ustach Mistrzow Madrosci – Ziemia jest naszym Bogiem, jest tutaj, pod naszymi nogami, zyje I slucha Twoich modlow. Ale nie odpowiada tak szybko jak w filmie, albo z taka oczywistoscia. Tutaj potrzeba juz wysilku I poszukiwan jakis znakow. Daje narzedzia, bysmy mogli uzyc je do rozwoju swiatla i swiadomosci. Ziemia zasluguje na szacunek, kazdy mieszkaniec od mrowki po slonia do czlowieka, zasluguje na zycie. A ze musimy zabijac by przetrwac – szacunek do zycia, ktore odbieramy jest najwyzsza forma inteligencji emocjonalnej, a na pewno madrosci. Poprzez szacunek rozumiem gleboka wdziecznosc I podziekowanie za mozliwosc przetrwania poprzez inne zycie. Ale kto idac do sklepu kupujac mieso na kotlety mysli o tym, ze wlasnie ten konik, czy ta krowka miala swoj integralny wewnetrzny swiat, dany w takim ksztalcie jaki charakteryzuje tylko jej gatunek, a moze jakis swoj indywidualny, w ktory ludzie nie chca wierzyc (choc w inne rzeczy niewidzialne chetnie wierza) I, ze takze zasluguje na podziekowania I szacunek? Dziekowac kotletowi? Wierzcie mi, ludzie patrza na mnie jak na wariatke (ktora niewatpliwie jestem) ale wytlumacz takiemu Kowalskiemu, ze to dzieki takim wariatom nie dzgamy sie wloczniamy w dzungli I idziemy do przodu. Ale za to Kowalski pojdzie do kina I miejmy nadzieje, ze jakies klepki uchyla czeluscia I wpuszcza troche swiatla.
Znowu jestem sarkastyczna? Beszczelna? Arogancka? Ah....wybaczcie.... ale jedyna droga to nie glaskanie (co i tak jest dla mnie podejrzane). Choc glaskaniem prawdopodobnie dostalabym wiekszy przyklask – ale kto by mnie wtedy "challengowa£"? :)
Teraz mam zamiar opisac tylko moje spirytualne odczucia, bez rozumu, analizy, odlozone tylko na tzw. sercu (I tu znowu mysl, przeciez to tylko miesien hehe). Ale mam taka czesc, ktora w momentach daje mi odczuc cos poza swoim rozumem, ktora jakims echem odbija sie we mnie, jakby szeptana przez cos lub kogos. To echo mojej drogi. Nie wiem czy jest we mnie, czy cos zewnetrznie ja kreuje – zreszta nie chce teraz analizowac co jest prawda, to nie jest robota spirytualnej czesci mnie. Wiec opowiem Wam bajke, bajke o glosie, ktory zyl sobie w zrodle energetycznym tej kobiety. Kobieta ta jako male dziecko (ktore wiadomo wiecej bazuje na naturze niz rozumie) rozmawiala z drzewami, ptakami, zwierzakami. I czula ich odpowiedz, choc nie zdawala sobie z tego sprawy do konca, bo swiadomosc nie zostala jeszcze rozwinieta do tego stopnia. Jednak kierowala sie jakimis dziwnymi wlasnym zasadami, ktore nie zostaly wcisniete jej w domu czy szkole, I moze wlasnie dlatego… (ale to znowu racjonalna odpowiedz;)) Wiec dziewczynka ta czesto zatapiala sie w oczach przechodzacego psa I miala wrazenie ze on WIE. Co wie? Zna prawde o nas, o swiecie ale nie moze powiedziec bo potrzebna jest Droga. Sami musimy nia przejsc. A potem oczy tych koni, I oczy tych ptakow – oni wiedza…. Jakos dumnie sie na to zgadzaja albo nie maja wyboru…? Dziewczynka zawsze omijala golebie na ulicy – bo po co je straszyc I niepotrzebnie stresowac. Potrafila stac sie bardzo zla kiedy ktos nie zwracal na to uwagi I bezmyslnie rozszarpywal spokojny truch ptactwa. (AVATAR - scena pierwszego spotkanie glownych bohaterow i jej slowa TO TWOJA WINA, ONE NIE MUSIALY GINAC, STUPID!) Nie pozwalala wyrzucac na wpol zeschniete kwiatki, bo przeciez jest szansa, ze cos sie ruszy w ich zielonych zylach, trzeba sprobowac uratowac, trzeba dzialac. To, ze wygladaly brzydko ze zeschnietymi badylami – to co z tego? Niszczyc z powodow estetycznych? Jakos nie miescilo sie to w glowie. Byla ponad to.
Poza tymi wszystki dziwnosciami dziewczynka nigdy nie czula sie sama, zawsze miala z kim pogadac – przeciez Niebo jest wszedzie.
I ten wewnetrzny glos….. drogowskaz...
Jako dorosla kobieta nadal unika straszenia golebi (cierpienie/stres bez potrzeby) I czesto wdaje sie w dyskusje z przechodniami, kiedy oni to robia - taka jest beszczelna. Niestety wiekszosc uwaza to za wariactwo. W pracy biega z butelka z woda, bo nikt nie slyszy spragnionych roslin w doniczkach. Potem przeklada papiery z jednego pudla do drugiego. bo widzi, ze znowu po raz setny ktos nie szanuje drzew, ktore zostaly wyciete dla tych pudel, i pozostawia je w polowie puste. W lazience miala powazna rozmowe z kolezanka, ktora myla zeby i pozwolila wodzie leciec ciurkiem - bez sensu. Kolezanka oczywiscie nie rozumiala o co chodzi. Prawdopodobnie nigdy nie "istniala w momencie" glebiej niz rutynowo. Czy nikt nie widzi jak bezmyslnie traktuje Zrodlo naszego Zycia? Niby jestesmy tak rozwinieci, nie siedzimy w jaskiniach, ale swiadomosc odpowiedzialnosci za to co jest nam dane i waznosc wladzy nad tym jest jak kamieniem w wode. A jakby tak wszyscy zaczeli zauwazac takie male rzeczy, bo w grupie sila, to moze w koncu moglibysmy dumnie pochwalic sie slowem CZLOWIECZENSTWO.
Rozmawiam z drzewami i one cos mi przekazuja.. - mowie do kolegi. Rozmawiasz z drzewami? - robi wielce przesmiewcza mine - Jestes Kosmitka, normalnie.
I wez wytlumacz dalej, ze CZUJE iz jestem, ze to nie moje miejsce, ze ktos przyslal mnie chyba tutaj z jakims wewnetrznym drivem do budowania, ulepszania, przekazywania jakiejs wiedzy, ktora w wiekszosci mam wrazenie pochodzi od kogos innego we mnie. Dodatkowo wyposazyl mnie w to dziwne uczucie, ktore zaczyna spiewac kiedy czyta slowa Madrych Glow, lub spotyka ludzi na drodze, ktorzy doprowadzaja moja dusze do bolu z radosci, ze istnieja - nie dlatego, ze sie ze mna zgadzaja, ale dlatego, ze wypowiadaja rzeczy przede mna, ktore sa wyryte chyba w moim DNA. Czy to energetyczne Siostry i Bracia?I widze, ze puzzle jest kompletne.
A moze to wszystko poczatek jakiejs schizofrenii, albo mojego Ego, ktore chce by tak bylo pieknie z ta wiedza we mnie - mysli Kobieta i strzepuje ze swojej duszy te 40% i kieruje sie energetycznie w strone tych 60% siebie. Bo biorac pod uwage pewne zalozenia..... (i tu nastepuje wszystko co zawiera Ja Mysle oraz To nie jest logiczne.......).
"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,
wszystko co po niej nastąpi
również stanie się lepsze. "
Paulo Coelho
piątek, 26 lutego 2010
wtorek, 23 lutego 2010
Zapisalam w czerwonym notesie...
„Lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią; lepiej być niezadowolonym Sokratesem niż zadowolonym głupcem. A jeżeli głupiec i świnia są innego zdania, to dlatego, że umieją patrzeć na sprawę wyłącznie ze swego punktu widzenia. Drugiej stronie oba punkty widzenia są znane.”
John Stuart Mill
....aby to zrozumiec nalezy rozumiec.....
Izabell
John Stuart Mill
....aby to zrozumiec nalezy rozumiec.....
Izabell
sobota, 13 lutego 2010
Cos optymistycznego.
Poprzedni obraz byl proba ukazania Wam – moi Drodzy Czytelnicy – czystych mysli, bez zadnej obrobki wstepnej czy koncowej, ktora i tak moim zdaniem jest zamknietym ko£em, tylko w innej formie s£ownej. Uwazam, ze mylne jest swierdzenie iz “zdrowiec” z DDA to brak jakichkolwiek ciezkich emocji w strone rodzicow oraz kochania czy pmagania im jako jakis obowiazek. Myla sie Ci co uwazaja, ze madry sie nie zlosci, madry nie uzywa ciezkich slow, przykrych czy aspolecznych chocby w glowie - madry je akceptuje, dzieli sie z innymi madrymi a Ci madrzy jak sa madrzy to wysluchuja i nie zabraniaja tych slow. i tak madry madremu po madremu hahahaha
Aby dopelnic balansu napisze teraz cos optymistycznego z tych ostatnich wydarzen w moim zyciu. Teraz pisze moj Dorosly – jest cos optymistycznego w tym wszystkim, optymistycznego w moich spartaczonych Swietach, w sytuacji sprzed Swiat itd. Jest to fakt, ze mnie to nie przygniotlo, ze nie rzucalam talerzami, ze bylo mi smutno jak kazdemu normalnemu czlowiekowi. W tym roku nie mialam ZADNEJ wielkiej depresji. Przeszlam przez zime ze smutkami wiekszymi lub mniejszymi ale emocje mnie nie dusily. Uwazam to za duzy sukces! Oznacza to, ze techniki jakie intuicyjnie stosuje wsluchujac sie w siebie nie sa tylko moja wyobraznia.
Tylko moje techniki odnosza sie do mnie. Kazdy powinien probowac i modyfikowac je do swojego wewnetrznego glosu. Moze to byc trudne, kiedy nie rozpoznaje sie na przyklad, ze wlasnie sie cos znieksztalca, lub wyciska do podswiadomosci. Dlatego to ja jestem swoim najwiekszym krytykiem. Najpierw oceniam i krytykuje siebie wewnetrznie, staram sie oceniac siebie obiektywnie jak tylko moge, potem oceniam zewnetrzne wplywy.
Generalnie nigdy nie robie sobie zadnych postanowien na nastepny rok, a takze nie podsumowuje zeszlego roku. A to dlatego, ze robie to w glowie w sumie codziennie. Codziennie mysle skad przyszlam, dokad ide, co jeszcze chce zrobic. Jestem bardzo konsekwentna. Jak sie juz do czegos zabieram z wewnetrznym przekonaniem, zabieram sie do tego na 100%. I patrzac teraz na rok zeszly pod wzgledem mojej emocjonalnej stabilnosci - depresja, ktora czesto meczyla mnie przez 2 tyg w zimie, a takze wachania do£kowo-emocjonalne w ciagu roku nie nawiedzily mnie tym razem. Pamietam tylko 2-3 dniowe wachanie pesymistyczne. Ale to jest juz normalne - nie zgniotlo to mojej energii zyciowej!
Kiedys pisalam Wam, ze postanowilam sobie planowac zawsze cos w niedalekiej przyszlosci, bym mogla zaczepic sie swoimi neuronami wlasnie wtedy, kiedy bede czula, ze spadam w dol. Moga to byc wakacje, spotkanie dla mnie wazne, jakis kurs, lub cokolwiek. Kiedy zaczynam analizowac co dodatkowo przyszlo do mojego zycia, ze moze pomoglo mi odniesc sukces nad depresyjnymi stanami przychodzi mi jedna rzecz - fotografia.
Fotografia zawitala do mnie swiadomie rok temu, kiedy - jak juz wspominalam w serii American Dream - spotkalam profesjonalnego fotografa, ktory mnie przebudzil. Od tamtego czasu bardzo intensywnie inwestuje swoj czas i pieniadze w ten swiat. Jak juz mowilam, kiedy odnajde pasje, musze wiedziec o danym temacie wszystko. Podczas gdy inni chodza na imprezy, lub siedza przed TV, ja szukam, czytam, slucham specjalistow, ucze sie. Taki mam wewnetrzny drive. Tak bylo z psychologia, ktora kiedys nie wiedzialam, ze istnieje jako nauka, kiedy bylam dzieckiem - po prostu interesowalam sie czlowiekiem, zyciem, a przede wszystkim najpierw soba, o co ze mna chodzi do diaska. I podczas gdy kolezanki biegaly na zakupy, szukaly przyszlych mezow - ja szukalam odpowiedzi na pytania, ktore jakos wewnetrznie mnie meczyly. Potem przyszla swiadomosc wieksza, ale nie przyszlaby tak gleboka, gdybym nie trenowala swojego myslenia. Jak sie mowi - talent nie wystarcza, 90% sukcesu to ciezka praca. Tyko dla pasjonaty to nie jest ciezka praca, to zycie, naturalne jak oddychanie, praca nie jest wtedy praca. Ale znowu sie rozwodze nie nad tym czym zamierzalam......
Wiec fotografia... Mam nieodparte uczucie, ze obcowanie z pieknem jakim jest sztuka, i z ta forma piekna, ktora odpowiada moim naturalnym predyspozycja, ktore rozpoznalam w sobie (warto to zrobic) przynioslo mi kolory w moj swiat, ktory rozkladam na czynniki pierwsze, trzecie i setne.
Co mam na mysli?
Ano przez lata draze wiedze na temat czlowieka, swiata i siebie i wiadomo - nauka nie dostarcza nic z piekna swiata, poniewaz umie lub dazy do tego by to piekno wytlumaczyc. Czyli patrzac na piekna twarz jakiejs osoby, mowi dlaczego jest taka a nie inna - bo np. niebieskie oczy i blond wlosy odpowiadaja upodobaniom naszej percepcji, tak jestesmy zbudowani i to pomaga w popularnosci prokreacyjnej. Albo ten kwiat jest piekny bo wlasnie tym kolorem/zapachem przywabia tego specyficznego owada, ktory ma wlasnie specjalne receptory, ktore warunkuja jego atrakcyjnosc do tego kwiatka. I dlatego go zapyla. I puffff! Jak tu sie zachwycac! Dlatego ja malo sie zachwycam, malo mnie zaskakuje, bo widze co i jak dziala, choc nie powiem kreci mnie jak wiem co i jak, bo nie lubie iluzji, nie lubie nie wiedziec. Ale istnieje czesc mnie, ktora jest ciagle glodna takiego zachwytu, zachwytu piekna, i choc swiat ludzi malo mnie zachwyca, to swiat Natury zawsze umial do mnie przemowic, nie odnoszac sie do mojego rozumu. Fotografia to spotegowala i zaczyna ruszac mnie w strone ludzkiego swiata.
Kiedy patrze wstecz na ten rok, meta-analizuje swoje mysli i odczucia, widze w nich wiecej kolorow wiecej zachwytu, wiecej zaskoczen. Zaczyna sie to juz w momencie kiedy mam aparat w reku, tym razem juz wiekszy, bardziej profesjonalny - i £apie momenty, ktore zamrazam na karcie pamieci. Mam motylki w brzuchu, czuje sie na swoim miejscu - dokladnie jak z psychologia czy filozofia, ale te motylki sa bardziej kolorowe, iluzoryczne. I o dziwo nie sklaniam sie do robienia zdjec kwiatkom i drzewom, ale ludziom. Kiedy zatrzymuje ich grymas twarzy, lub ich momenty kiedy mysla, ze nikt na nich nie patrzy i pstryk! Przegladajac zdjecia widze cos wiecej niz tylko psychologiczne rozeznanie, widze piekno stworzenia ludzkiego. Przeslizguje wzrok po liniach twarzy, po ksztalcie oczu, zalamaniu pomiedzy lukiem brwiowym a powieka. Patrza na kolor skory, na rece, na zyly, ktore chca nas przekonac, ze krew ma b£ekitny kolor. Perfekcyjna biologiczna maszyna w ktorej energia krazy i ksztaluje nasze zmarszczki i wglebienia. Kazda na swoj sposob, inna a jednak taka sama.
Zauwazylam w sobie potrzebe zmian, prob i ekperymentow. Dorwalam sie do Photoshopa i pozwalam swojej wyobrazni dokleic sobie elfie uszy, albo przeobrazic w upiornego wampira. I chociaz wiekszosc ludzi reagowala podstawowo bazujac na swoich biologicznych instynktach (ah, to straszne, obrzydliwe), jednak ja i niewielu z nich widzialo piekno zmiany, wyobrazni, proby tworzenia.
To wszystko przynioslo mi kolory do mojego swiata realizmu i logiki. Robiac zdjecia i patrzac na nie, nie uruchamia sie moja wrodzona sklonnosc do analizy i racjonalnosci. To pozwala mi doswiadczyc swiat w bardziej magiczny sposob. To pomoglo mi zwalczyc depresyjne stany, bo jak wiemy wtedy nic nie ma, kolorow, zachwytu. Wszystko jest takie byle-jakie, przewidywalne i bezsensu. A ten rok wypelnil sie kolorami, sztuka, tchnieniem mistycznym i polecam odnalezc w sobie artyste. I o tym planuje rozpisac sie w nastepnym poscie.
Konczac moj wywod chcialam jeszcze nawiazac do jutrzejszych Walentynek. Jak juz pisalam rok temu ja obchodze Qurikyalone Day (http://quirkyalone.net/index.php/about-2/quirkyalone/). Nie lubie sie powtarzac - jak juz wspominalam - ale czasami warto przypomniec i madrosci serca (choc dla mnie i tak wszystkie drogi prowadza do mozgu;))) Chcialam zyczyc Wam Drodzy DDA i nie DDA, abyscie kazdego dnia odnajdywali milosc w sobie. Bo ta prawdziwa jest w nas, jest niezalezna, nigdy nie potrzebowala i nie potrzebuje zewnetrznych powodow by istniec i by ja poczuc. Ale by ja odkryc nalezy najpierw przejsc droge akceptacji, otwartosci na nia ze wszystkimi jej cieniami i jasnosciami. Madrosc przejawia sie w niezaleznosci emocjonalnej, lub lepiej - w jej balansie i tu jest bardzo blisko do milosci. Odkrylam ja w sobie, chociaz nie czulam milosci przez 24 lata. Ani innych pozytywnych uczuc. Ale odkad pokochalam siebie - oj tak kocham siebie, choc czasem sie zalamuje! - zaczelam dziwnie czuc pozytywne emocje do swiata. Nie jecze juz, nie szukam dziury w calym, akceptacja, akceptacja, akceptacja. Ale potem zmiana, zmiana, zmiana, kroki na przod na nowej drodze, z moja nowa postawa emocjonalna. To jest zdrowa milosc, czyli nie tylko glaszcze, ale takze dyscyplinuje i krytykuje. Ale w sposob budujacy, nie biczujacy.
Dlatego Dzien Milosci to dzien kazdego dnia. To dzien - jak dla mnie - rytualu przypomnienia swiatu, ze Milosc to energia, ktora nie przejawia sie tylko w fomie posiadania meza, dzieci, zony - a tak szczegolnie Polska jest zaprogramowana w mysleniu. To jest jedna z wielu form i wcale nie jest niezbedna. Sa jeszcze inne formy milosci, do trawy pod oknem, do mrugajacej gwiazdy, do swoich sarkastycznych zartow, do sprzataczki na klatce, ktora codzien rano smieje sie do mnie poprzez szczerbate zeby, do przyjaciol, do tworzenia. To takze wypelnia jezeli przestaniemy hierarchizowac milosc od tej waznej do mniej waznej. I do tych co sie nie smieja, do tych co sa zlosliwi, gadaja glupoty, robia glupoty - tu takze jest inna forma milosci. Nie kazda robi WSZYSTKO dla innych, nie kazda jest bliska jak inne, ale wszystkie sa MILOSCIA bo nie niszcza, a chca ulepszac i tworzyc.
I tego Wam zycze - Milosci przede wszystkim dla siebie, swojego Dziecka i Doroslego - bo potem przyjdzie czas na Milosc do Swiata.
kiss :***
Now I've tried to talk to you and make you understand
All you have to do is close your eyes
And just reach out your hands and touch me
Hold me close don't ever let me go
More than words is all I ever needed you to show
Then you wouldn't have to say that you love me
What would you do if my heart was torn in two
More than words to show you feel
That your love for me is real
What would you say if I took those words away
Then you couldn't make things new
Just by saying I love you
Aby dopelnic balansu napisze teraz cos optymistycznego z tych ostatnich wydarzen w moim zyciu. Teraz pisze moj Dorosly – jest cos optymistycznego w tym wszystkim, optymistycznego w moich spartaczonych Swietach, w sytuacji sprzed Swiat itd. Jest to fakt, ze mnie to nie przygniotlo, ze nie rzucalam talerzami, ze bylo mi smutno jak kazdemu normalnemu czlowiekowi. W tym roku nie mialam ZADNEJ wielkiej depresji. Przeszlam przez zime ze smutkami wiekszymi lub mniejszymi ale emocje mnie nie dusily. Uwazam to za duzy sukces! Oznacza to, ze techniki jakie intuicyjnie stosuje wsluchujac sie w siebie nie sa tylko moja wyobraznia.
Tylko moje techniki odnosza sie do mnie. Kazdy powinien probowac i modyfikowac je do swojego wewnetrznego glosu. Moze to byc trudne, kiedy nie rozpoznaje sie na przyklad, ze wlasnie sie cos znieksztalca, lub wyciska do podswiadomosci. Dlatego to ja jestem swoim najwiekszym krytykiem. Najpierw oceniam i krytykuje siebie wewnetrznie, staram sie oceniac siebie obiektywnie jak tylko moge, potem oceniam zewnetrzne wplywy.
Generalnie nigdy nie robie sobie zadnych postanowien na nastepny rok, a takze nie podsumowuje zeszlego roku. A to dlatego, ze robie to w glowie w sumie codziennie. Codziennie mysle skad przyszlam, dokad ide, co jeszcze chce zrobic. Jestem bardzo konsekwentna. Jak sie juz do czegos zabieram z wewnetrznym przekonaniem, zabieram sie do tego na 100%. I patrzac teraz na rok zeszly pod wzgledem mojej emocjonalnej stabilnosci - depresja, ktora czesto meczyla mnie przez 2 tyg w zimie, a takze wachania do£kowo-emocjonalne w ciagu roku nie nawiedzily mnie tym razem. Pamietam tylko 2-3 dniowe wachanie pesymistyczne. Ale to jest juz normalne - nie zgniotlo to mojej energii zyciowej!
Kiedys pisalam Wam, ze postanowilam sobie planowac zawsze cos w niedalekiej przyszlosci, bym mogla zaczepic sie swoimi neuronami wlasnie wtedy, kiedy bede czula, ze spadam w dol. Moga to byc wakacje, spotkanie dla mnie wazne, jakis kurs, lub cokolwiek. Kiedy zaczynam analizowac co dodatkowo przyszlo do mojego zycia, ze moze pomoglo mi odniesc sukces nad depresyjnymi stanami przychodzi mi jedna rzecz - fotografia.
Fotografia zawitala do mnie swiadomie rok temu, kiedy - jak juz wspominalam w serii American Dream - spotkalam profesjonalnego fotografa, ktory mnie przebudzil. Od tamtego czasu bardzo intensywnie inwestuje swoj czas i pieniadze w ten swiat. Jak juz mowilam, kiedy odnajde pasje, musze wiedziec o danym temacie wszystko. Podczas gdy inni chodza na imprezy, lub siedza przed TV, ja szukam, czytam, slucham specjalistow, ucze sie. Taki mam wewnetrzny drive. Tak bylo z psychologia, ktora kiedys nie wiedzialam, ze istnieje jako nauka, kiedy bylam dzieckiem - po prostu interesowalam sie czlowiekiem, zyciem, a przede wszystkim najpierw soba, o co ze mna chodzi do diaska. I podczas gdy kolezanki biegaly na zakupy, szukaly przyszlych mezow - ja szukalam odpowiedzi na pytania, ktore jakos wewnetrznie mnie meczyly. Potem przyszla swiadomosc wieksza, ale nie przyszlaby tak gleboka, gdybym nie trenowala swojego myslenia. Jak sie mowi - talent nie wystarcza, 90% sukcesu to ciezka praca. Tyko dla pasjonaty to nie jest ciezka praca, to zycie, naturalne jak oddychanie, praca nie jest wtedy praca. Ale znowu sie rozwodze nie nad tym czym zamierzalam......
Wiec fotografia... Mam nieodparte uczucie, ze obcowanie z pieknem jakim jest sztuka, i z ta forma piekna, ktora odpowiada moim naturalnym predyspozycja, ktore rozpoznalam w sobie (warto to zrobic) przynioslo mi kolory w moj swiat, ktory rozkladam na czynniki pierwsze, trzecie i setne.
Co mam na mysli?
Ano przez lata draze wiedze na temat czlowieka, swiata i siebie i wiadomo - nauka nie dostarcza nic z piekna swiata, poniewaz umie lub dazy do tego by to piekno wytlumaczyc. Czyli patrzac na piekna twarz jakiejs osoby, mowi dlaczego jest taka a nie inna - bo np. niebieskie oczy i blond wlosy odpowiadaja upodobaniom naszej percepcji, tak jestesmy zbudowani i to pomaga w popularnosci prokreacyjnej. Albo ten kwiat jest piekny bo wlasnie tym kolorem/zapachem przywabia tego specyficznego owada, ktory ma wlasnie specjalne receptory, ktore warunkuja jego atrakcyjnosc do tego kwiatka. I dlatego go zapyla. I puffff! Jak tu sie zachwycac! Dlatego ja malo sie zachwycam, malo mnie zaskakuje, bo widze co i jak dziala, choc nie powiem kreci mnie jak wiem co i jak, bo nie lubie iluzji, nie lubie nie wiedziec. Ale istnieje czesc mnie, ktora jest ciagle glodna takiego zachwytu, zachwytu piekna, i choc swiat ludzi malo mnie zachwyca, to swiat Natury zawsze umial do mnie przemowic, nie odnoszac sie do mojego rozumu. Fotografia to spotegowala i zaczyna ruszac mnie w strone ludzkiego swiata.
Kiedy patrze wstecz na ten rok, meta-analizuje swoje mysli i odczucia, widze w nich wiecej kolorow wiecej zachwytu, wiecej zaskoczen. Zaczyna sie to juz w momencie kiedy mam aparat w reku, tym razem juz wiekszy, bardziej profesjonalny - i £apie momenty, ktore zamrazam na karcie pamieci. Mam motylki w brzuchu, czuje sie na swoim miejscu - dokladnie jak z psychologia czy filozofia, ale te motylki sa bardziej kolorowe, iluzoryczne. I o dziwo nie sklaniam sie do robienia zdjec kwiatkom i drzewom, ale ludziom. Kiedy zatrzymuje ich grymas twarzy, lub ich momenty kiedy mysla, ze nikt na nich nie patrzy i pstryk! Przegladajac zdjecia widze cos wiecej niz tylko psychologiczne rozeznanie, widze piekno stworzenia ludzkiego. Przeslizguje wzrok po liniach twarzy, po ksztalcie oczu, zalamaniu pomiedzy lukiem brwiowym a powieka. Patrza na kolor skory, na rece, na zyly, ktore chca nas przekonac, ze krew ma b£ekitny kolor. Perfekcyjna biologiczna maszyna w ktorej energia krazy i ksztaluje nasze zmarszczki i wglebienia. Kazda na swoj sposob, inna a jednak taka sama.
Zauwazylam w sobie potrzebe zmian, prob i ekperymentow. Dorwalam sie do Photoshopa i pozwalam swojej wyobrazni dokleic sobie elfie uszy, albo przeobrazic w upiornego wampira. I chociaz wiekszosc ludzi reagowala podstawowo bazujac na swoich biologicznych instynktach (ah, to straszne, obrzydliwe), jednak ja i niewielu z nich widzialo piekno zmiany, wyobrazni, proby tworzenia.
To wszystko przynioslo mi kolory do mojego swiata realizmu i logiki. Robiac zdjecia i patrzac na nie, nie uruchamia sie moja wrodzona sklonnosc do analizy i racjonalnosci. To pozwala mi doswiadczyc swiat w bardziej magiczny sposob. To pomoglo mi zwalczyc depresyjne stany, bo jak wiemy wtedy nic nie ma, kolorow, zachwytu. Wszystko jest takie byle-jakie, przewidywalne i bezsensu. A ten rok wypelnil sie kolorami, sztuka, tchnieniem mistycznym i polecam odnalezc w sobie artyste. I o tym planuje rozpisac sie w nastepnym poscie.
Konczac moj wywod chcialam jeszcze nawiazac do jutrzejszych Walentynek. Jak juz pisalam rok temu ja obchodze Qurikyalone Day (http://quirkyalone.net/index.php/about-2/quirkyalone/). Nie lubie sie powtarzac - jak juz wspominalam - ale czasami warto przypomniec i madrosci serca (choc dla mnie i tak wszystkie drogi prowadza do mozgu;))) Chcialam zyczyc Wam Drodzy DDA i nie DDA, abyscie kazdego dnia odnajdywali milosc w sobie. Bo ta prawdziwa jest w nas, jest niezalezna, nigdy nie potrzebowala i nie potrzebuje zewnetrznych powodow by istniec i by ja poczuc. Ale by ja odkryc nalezy najpierw przejsc droge akceptacji, otwartosci na nia ze wszystkimi jej cieniami i jasnosciami. Madrosc przejawia sie w niezaleznosci emocjonalnej, lub lepiej - w jej balansie i tu jest bardzo blisko do milosci. Odkrylam ja w sobie, chociaz nie czulam milosci przez 24 lata. Ani innych pozytywnych uczuc. Ale odkad pokochalam siebie - oj tak kocham siebie, choc czasem sie zalamuje! - zaczelam dziwnie czuc pozytywne emocje do swiata. Nie jecze juz, nie szukam dziury w calym, akceptacja, akceptacja, akceptacja. Ale potem zmiana, zmiana, zmiana, kroki na przod na nowej drodze, z moja nowa postawa emocjonalna. To jest zdrowa milosc, czyli nie tylko glaszcze, ale takze dyscyplinuje i krytykuje. Ale w sposob budujacy, nie biczujacy.
Dlatego Dzien Milosci to dzien kazdego dnia. To dzien - jak dla mnie - rytualu przypomnienia swiatu, ze Milosc to energia, ktora nie przejawia sie tylko w fomie posiadania meza, dzieci, zony - a tak szczegolnie Polska jest zaprogramowana w mysleniu. To jest jedna z wielu form i wcale nie jest niezbedna. Sa jeszcze inne formy milosci, do trawy pod oknem, do mrugajacej gwiazdy, do swoich sarkastycznych zartow, do sprzataczki na klatce, ktora codzien rano smieje sie do mnie poprzez szczerbate zeby, do przyjaciol, do tworzenia. To takze wypelnia jezeli przestaniemy hierarchizowac milosc od tej waznej do mniej waznej. I do tych co sie nie smieja, do tych co sa zlosliwi, gadaja glupoty, robia glupoty - tu takze jest inna forma milosci. Nie kazda robi WSZYSTKO dla innych, nie kazda jest bliska jak inne, ale wszystkie sa MILOSCIA bo nie niszcza, a chca ulepszac i tworzyc.
I tego Wam zycze - Milosci przede wszystkim dla siebie, swojego Dziecka i Doroslego - bo potem przyjdzie czas na Milosc do Swiata.
kiss :***
Now I've tried to talk to you and make you understand
All you have to do is close your eyes
And just reach out your hands and touch me
Hold me close don't ever let me go
More than words is all I ever needed you to show
Then you wouldn't have to say that you love me
What would you do if my heart was torn in two
More than words to show you feel
That your love for me is real
What would you say if I took those words away
Then you couldn't make things new
Just by saying I love you
Subskrybuj:
Posty (Atom)