Przepraszam za cisze w eterze, ale zycie nabralo tempa I nie mam mozliwosci pisac czesciej. Nastepny semestr na uczelni, ezgamin pol-semestralny w poniedzialek. Plus w nastepnym tygodniu zaczynam nauke jezyka francuskiego. No I salsa – czas gdzie cwicze cialo I dobrze sie bawieJ
Pare wydarzen minionych tygodni. Dzieki Naszej – Klasie, o ktorej wspominalam, odnalazlam rodzine ze strony mojej mamy. Niestety I tam nie dzialo sie za dobrze. Moja mama ma brata rodzonego, z ktorym poklocila sie tak, ze w efekcie koncowym wyrzekli sie siebie obojga. Z siostra przyrodnia takze nie utrzymuje kontaktu. Podobno miala maly romans z moim ojcem I moja matka ich przylapala. Oczywiscie moj ojciec chcial sie wieszac, matka wybaczyla bo dzieci itd – czyli typowy tor okolicznosci. Nigdy nie odczuwalam potrzeby znania swojej dalszej rodziny. Zreszta bliska tez zostala wypchnieta z moich potrzeb. Tak mnie dziecinstwo wyplukalo. Jednak w tym momencie mojego zycia czulam ciekawosc I mala potrzebe poznania ludzi swojej krwii. Kim sa? Co robia?
Moja mama pamietala imie corki swojego brata. Linda. Wpisalam w wyszukiwarke…..JEST!!! Ale czy to ona? Prosze mame by spojrzala na zdjecie. Na 99% to ona - mowi. Ma usmiech swojej matki. Wiec sklecam pare slow; przepraszam, nieznamy sie ale czy Twoj tata nie nazywa sie ……..a mama……. Odpowiedz przychodzi szybko; wszystko sie zgadza!
Dziwne uczucie. Niby laczy nas krew ale jednak jest obca. Dziewczyna dwa lata tylko starsza, przesympatyczna I mila, ale tak przyzwyczailam sie do widoku rodziny mojego ojca, ze podswiadomie szukam w niej rysow z jego strony. Linda jest moja siostra wujeczna. Wiec jest bliska rodzina. Wiem ,ze ma jeszcze brata. Rodzice jej nadal zyja I maja sie dobrze. Widzialam zdjecia. Brat mojej mamy to jak skora zdjeta z mojej rodzicielki. Zobaczymy co dalej los przyniesie.
Poza tym w szkole zalatanie. Zaczelam psychologie fizjologiczna. Nauka o neuronach I zwojach mozgowych – to dopiero jazda. Cale szczescie nadal mam psychoanalize. Wczoraj bardzo ciekawa lekcja na temat represji czyli spychania w podswiadomosc zyczen ktore nie zgadzaja sie z kultura czy srodowiskiem w jakim wzrastalismy. Albo po prostu ochrona naszego zdrowia psychicznego poprzez wypychanie impulsow niewygodnych dla nas. Wykladowca tlumaczyl, ze sa rzeczy o ladunku emocji, ktore najczesciej wypychamy. Jest to strach I bol. Smierc jest tu silnym tematem. Nie chcemy myslec o smierci, ze pewnego dnia nas nie bedzie, naszych bliskich. Moze dlatego nie umiemy docenic kiedy sa I kiedy my jestesmy? I biegamy za mirazem zludnego szczescia…..
-To dziwne – mowie do kolezanki – ja mysle o smierci czesto, nie unikam takich tematow.
- That’s why you are mad – odpowiedziala kolezanka ze smiechem. Hahahahaha Swieta racja:)
Moja siostra znowu kilka razy miala dziwne ataki w czesci brzusznej. Kilka razy zostala wezwana karetka. Robia potrzebne badania, ale nadal nie wiadomo co jej jest. Martwie sie o nia… Po zalozeniu internetu w ich domu mamy czesty kontakt. Bardzo to pomaga mojej psychice. Wysluchac madrosci brata, szczebiotanie mojej siostry I paplanie mojej mamy – to wielka energia I usmiech na nastepne dni.
Narazie na tyle. Niedlugo rozpisze sie wiecej. Sciskam wszystkich serdecznie.
"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,
wszystko co po niej nastąpi
również stanie się lepsze. "
Paulo Coelho
czwartek, 31 stycznia 2008
środa, 23 stycznia 2008
sobota, 19 stycznia 2008
Zapisalam w czerwonym notesie....
AFTER A WHILE
After a while you learn the subtle difference
Between holding a hand and chaining a soul,
And you learn that love doesn't mean leaning
And company doesn't mean security,
And you begin to learn that kisses aren't contracts
And presents aren't promises
And you begin to accept your defeats
With your head up and your eyes open,
With the grace of a woman,
Not the grief of a child
And you learn to build all your roads on today,
Because tomorrow's ground is too uncertain for plans
and futures have a way of falling down in mid-flight.
After awhile you learn that even sunshine
Burns if you get too much
So you plant your own garden and decorate your own soul,
In stead of waiting for someone to bring you flowers
And you learn that you really can endure...
That you really are strong
And you really do have worth,
and you learn and learn...
With every good bye you learn.
Veronica Shoffstall 1971
After a while you learn the subtle difference
Between holding a hand and chaining a soul,
And you learn that love doesn't mean leaning
And company doesn't mean security,
And you begin to learn that kisses aren't contracts
And presents aren't promises
And you begin to accept your defeats
With your head up and your eyes open,
With the grace of a woman,
Not the grief of a child
And you learn to build all your roads on today,
Because tomorrow's ground is too uncertain for plans
and futures have a way of falling down in mid-flight.
After awhile you learn that even sunshine
Burns if you get too much
So you plant your own garden and decorate your own soul,
In stead of waiting for someone to bring you flowers
And you learn that you really can endure...
That you really are strong
And you really do have worth,
and you learn and learn...
With every good bye you learn.
Veronica Shoffstall 1971
piątek, 18 stycznia 2008
Sila przebaczenia
Przeszlam sama siebie. Wolnosc jest nie do opisania. Szczegolnie po czasie istnienia w klatce wlasnego gniewu, zalu, zlosci. Ja latam. Czuje ze mam skrzydla. Wiatr w moich wlosach…. Przestrzen w plucach…. Nie ma na to slow…. Nie da sie ogarnac zmyslami cudu wolnosci….
Ostatnimi czasami wybaczalam. Nie moge uwierzyc, ze potrafilam. Szczegolnie, ze sa to osoby, ktore ranily dziecko we mnie, w przeszlosci. Kiedys wyrzucilabym z siebie kilka ostrych emocji. Pocielyby dotkliwie przeciwnika, ktory osmielil sie mnie zaatakowac. A teraz ? Rozumiem....
Nasza – klasa. Loguje sie, ale nie zapraszam do listy znajmomych. Nie zapisuje sie do szkol, do ktorych uczeszczalam. Z kazda z nich zwiazany jest okreslony bol. Nienawisc do ludzi, zycie outsidera. Nie oczekiwalam takze by I oni chcieli jakiegokolwiek kontaktu. W koncu I ja gryzlam I drapalam.
Klasa podstawowa. Dostaje zaproszenie. Pierwsze… pamietam Cie. To ty mowilas jak bardzo wazna przyjacioka jestem dla ciebie. A potem odwrocilas sie, bo przyszla inna kolezanka. A ta kolezanka nie szczedzila mi ciezkich slow. Rozdrapywala rany obficie wowczas krwiawace i zalewajace moje jestestwo. Pamietam kazde slowo. Moje serce nosi ciagle po nich blizny.
Druge zaproszenie.... i Ciebie pamietam.... to ty wtedy wysmiewalas sie z mojej owczesnej tuszy. Kazdy konflikt konczyl sie tak samo….. Grubasie.
A Ciebie pamietam kiedy dotknelas mnie tak bardzo, ze w przyplywnie agresjii.....przezucilam Cie przez noge I z hukem wyladowalas na podlodze. Bardzo plakalas….
Szkola srednia……. Nie lepsze historie.
Otwieram kolejny raz skrzynke. Dostalam list. Tytul; Przepraszam. Nie rozmawialysmy od czasow podstawowki. Okolicznosci ciezkie i smutne. Nie podobne do Ciebie to slowo przepraszam. Dostaje szoku. Placze. A jednak ! To nadal we mnie tkwi ! Nie wyplakane... drzemiace...... Ale wolnosc oplata mnie skrzydlami.... Przeciez masz skrzydla Pegazie.... tyle dales z siebie by wplataly sie w Twoje komorki ciala... z mozolem rozbijales ogniwa, ktore Cie trzymaly... Czy jest sens znowu sie w nie zaplatac? Lancuch - ojciec, lancuch - matka, lancuch - srodowisko, lancuch - wlasne uwarunkowania i sklonnosci.....
Akceptuje kolejne zaproszenia.... czytam listy z serdecznymi slowami......wspomnienia.... Dostaje szoku przy slowach uznania do mojej niezaleznosci i odwagi opuszczenia kraju, studiow.... Was to w ogole nie dziwy - mowicie - zawsze bylas twarda.. Tyle slow akceptacji nie slyszalam w calym swoim dziecinstwie. Jak smutno, ze dopiero teraz, jak dobrze, ze w ogole .....
Kiedys zepchnelam Was wszystkich w ocean swoich wielkich mozliwosci emocji niezaleznych..... Czy byliscie, czy nie..... Czy akceptowaliscie czy nie......... Nie ruszalo mnie to ani na drgniecie powieki..... Trwalam przy swoim JA jak skala posrod burzy....
Ale jestescie znowu...... I wybaczam ..... I Was prosze o wybaczenie .....
Jestem wolna….
Ostatnimi czasami wybaczalam. Nie moge uwierzyc, ze potrafilam. Szczegolnie, ze sa to osoby, ktore ranily dziecko we mnie, w przeszlosci. Kiedys wyrzucilabym z siebie kilka ostrych emocji. Pocielyby dotkliwie przeciwnika, ktory osmielil sie mnie zaatakowac. A teraz ? Rozumiem....
Nasza – klasa. Loguje sie, ale nie zapraszam do listy znajmomych. Nie zapisuje sie do szkol, do ktorych uczeszczalam. Z kazda z nich zwiazany jest okreslony bol. Nienawisc do ludzi, zycie outsidera. Nie oczekiwalam takze by I oni chcieli jakiegokolwiek kontaktu. W koncu I ja gryzlam I drapalam.
Klasa podstawowa. Dostaje zaproszenie. Pierwsze… pamietam Cie. To ty mowilas jak bardzo wazna przyjacioka jestem dla ciebie. A potem odwrocilas sie, bo przyszla inna kolezanka. A ta kolezanka nie szczedzila mi ciezkich slow. Rozdrapywala rany obficie wowczas krwiawace i zalewajace moje jestestwo. Pamietam kazde slowo. Moje serce nosi ciagle po nich blizny.
Druge zaproszenie.... i Ciebie pamietam.... to ty wtedy wysmiewalas sie z mojej owczesnej tuszy. Kazdy konflikt konczyl sie tak samo….. Grubasie.
A Ciebie pamietam kiedy dotknelas mnie tak bardzo, ze w przyplywnie agresjii.....przezucilam Cie przez noge I z hukem wyladowalas na podlodze. Bardzo plakalas….
Szkola srednia……. Nie lepsze historie.
Otwieram kolejny raz skrzynke. Dostalam list. Tytul; Przepraszam. Nie rozmawialysmy od czasow podstawowki. Okolicznosci ciezkie i smutne. Nie podobne do Ciebie to slowo przepraszam. Dostaje szoku. Placze. A jednak ! To nadal we mnie tkwi ! Nie wyplakane... drzemiace...... Ale wolnosc oplata mnie skrzydlami.... Przeciez masz skrzydla Pegazie.... tyle dales z siebie by wplataly sie w Twoje komorki ciala... z mozolem rozbijales ogniwa, ktore Cie trzymaly... Czy jest sens znowu sie w nie zaplatac? Lancuch - ojciec, lancuch - matka, lancuch - srodowisko, lancuch - wlasne uwarunkowania i sklonnosci.....
Akceptuje kolejne zaproszenia.... czytam listy z serdecznymi slowami......wspomnienia.... Dostaje szoku przy slowach uznania do mojej niezaleznosci i odwagi opuszczenia kraju, studiow.... Was to w ogole nie dziwy - mowicie - zawsze bylas twarda.. Tyle slow akceptacji nie slyszalam w calym swoim dziecinstwie. Jak smutno, ze dopiero teraz, jak dobrze, ze w ogole .....
Kiedys zepchnelam Was wszystkich w ocean swoich wielkich mozliwosci emocji niezaleznych..... Czy byliscie, czy nie..... Czy akceptowaliscie czy nie......... Nie ruszalo mnie to ani na drgniecie powieki..... Trwalam przy swoim JA jak skala posrod burzy....
Ale jestescie znowu...... I wybaczam ..... I Was prosze o wybaczenie .....
Jestem wolna….
niedziela, 13 stycznia 2008
Opowiesc swiateczna.
Witam wszystkich,
Ja juz po egzaminach I czas na oddech. Swieta minely I nie ukrywam, ze sie z tego ciesze. Ta celebracja szybko mnie meczy I cale szczescie u mnie w domu nie bylo rytualnych ceregieli, oprocz prezentow, skromnej kolacji I lampki wina. Ale od poczatku.
Urlop swiateczny zaczal sie z przygodami. Pol roku temu kiedy kupowalam billet do Polski, moj lot zostal ustawiony na godzine 7 rano. Na dwa tygodnie przed wylotem zostal przesuniety na godzine 16.45. Przybylam na lotnisko, stoje w kolejce a tu dostaje sms, Szanowny kliencie, informujemy ze Panski lot zostal przesuniety na godz. 1.30 w nocy. Swietnie, nie ma co. Niby z powodu mgly, o ktorej bylo glosno w telewizjii I radiu. Jednak, gdybym miala lot o 7 to nie byloby problemu z mgla. Jak sie dowiedzialam od ludzi CentralWings ma w zwyczaju przesuwanie lotow jezeli wczesniej nie zostala wykupiona odpowiednia ilosc miejsc. To nie zdarza sie pierwszy raz I zawsze jest to albo awaria albo pogoda. Ale wszyscy wiemy takze o tym, ze te linie maja malo samolotow I jeden samolot potrafi obslugiwac kilka lotow w rozne miejsca. Nasz okazalo sie nie mogl wyleciec skads tam, Wroclawia czy Katowic wlasnie z powodu mgly, a musieli doleciec do Warszawy gdzie z Warszawy mieli przyleciec po nas. Nie wspomne ze Rayanair choc mial opoznienie 2 godzinne do warszawy dolecial pomimo mgly. Ludzie byli zdenerwowani. Ja maialm zamiar wracac do domu na ten czas, jednak obslugujacy Pan stwierdzil ze nie jest to dobry pomysl, poniewaz moze sie okazac, ze lot bedzie jednak szybciej. Zalamka. Cale szczescie nie mam problemow z czekaniem. To to co Byczki lubia robic najbardziej, lezec na trawce ze slomka w zebach I obserowac krowki w okol. Hehhe Nie bylo tam oczywiscie zielonej trawki tylko szare lotnisko, ale lubie siedziec I przygladac sie ludziom. Poza tym, najpierw spotkalam kolege z salsy I dowiedzialam sie zaskoczona, ze jest po psychologii a teraz wyklada na uczelni. Mielismy ciekawa rozmowe psychologiczno – filozoficzna. Wzbogacil mnie tez bardzo waznym slowem, ktore do mnie przemowilo I pamietam je do dzis. To sa plusy sluchania innych; mianowicie rozprawialismy na temat religii ( ten temat czepnal sie mnie jak rzep psiego ogona I zaczyna sie tak samo pytaniem, jestes katoliczka?). Akurat dojrzalosc rozmowcy pozwolila na spokojna rozmowe, choc on katolikiem byl. Ale rzucil mi jedno zdanie filozofa – nie pamietam oczywiscie ktorego – ktore moze nie jest mile, ale kto powiedzial, ze zycie ma byc tylko mile? Brzmialo ono mniej wiecej tak; prawdy z zewnatrz wypelniaja tylko puste glowy i wypelniaja ja po brzegi przeslaniajac wszystko inne. Ciekawe...
Kolega niestety mial wczesniejszy lot wiec po godzinie mnie opuscil. A mi co pozostalo? Klapnelam na siedzenie, zerkalam raz do ksiazki a raz na ludzi, ktorzy rzeczywiscie przedstawiali imponujaca mieszanke. No I polacy…. Mialam ubaw po pachy. Najpierw jedna grupka zaczela wydzwaniac na linie Central Wings i tak jechali po biednych konstultantach, ze oni sami zakrecili sie we wlasnych tlumaczeniach. Jednak zaskoczyli mnie polacy tym, ze potrafili z calej sytuacji takze zartowac. Dawno nie slyszalam tak zabawnych stwierdzen. Zawsze uwazalam, ze pomimo wielu wad ktore mnie tak wkurzaja w naszej kulturze, to czym mozemy sie pochwalic to naszym poczuciem humoru. Tak wszystko umiemy przekrecic, ze czesto leze na podlodze jak szczeniak I rycze ze smiechu.
I tak czas lecial. W koncu nadeszla godzina 1 w nocy a tu mamy nowy komunikat, lot przesuniety na godzine 3. Pieeeknie. Cale szczescie na tym sie skonczylo przesuwanie I samolot w koncu wyladowal na dublinskim lotnisku. Wchodzimy na poklad, oczywiscie ludzie zaczeli odreagowywac na personelu pokladowym, ale oni niezle sobie radzili z odpowiedziami. Sami byli zdenerwowani. Usadowilam sie na fotelu a obok mnie podpity polak. Mysle sobie, ale bedzie jazda. Nie dosc, ze tyle czekalam to jeszcze bedzie mnie irytowac pijany gosc. I znowu nieaspodzianka. Okazalo sie, ze nie jest tak zle. Pan. E lecial do Polski razem z dwoma kolegami I znowu mialam ubaw po pachy. Zmarszczki od smiechu na pewno pozostana mi na dlugo. Zaczelismy kolowac. Az tu nagle jakis czlowiek poczul sie zle I wstrzymano lot. Booozzszeee… czekalismy na ambulans. Po pol godzinie zdecydowano, ze chory musi zrezygnowac z lotu. Wyobrazacie sobie? 12 godzin na lotnisku, czekal na lot I kiedy juz jest blisko celu -masz ci los - zdrowie odmawia posluszenstwa. Co za pech. W koncu po wielu problemach wzbilismy sie w powietrze I dolecialam do domu. Odsypialam caly dzien I noc, wiec jeden dzien w plecy. A potem ?
Swieta byly spokojne. Jedzenie, ogladanie TV. Nastepnie egzaminy na ktore nie mialam sily i na ktore ciagle psiocze do najblizszych. Ale powiem Wam, tesknilam za moim drugim domem Dublinem. I za blogowaniem.
Good to be back :)
Ja juz po egzaminach I czas na oddech. Swieta minely I nie ukrywam, ze sie z tego ciesze. Ta celebracja szybko mnie meczy I cale szczescie u mnie w domu nie bylo rytualnych ceregieli, oprocz prezentow, skromnej kolacji I lampki wina. Ale od poczatku.
Urlop swiateczny zaczal sie z przygodami. Pol roku temu kiedy kupowalam billet do Polski, moj lot zostal ustawiony na godzine 7 rano. Na dwa tygodnie przed wylotem zostal przesuniety na godzine 16.45. Przybylam na lotnisko, stoje w kolejce a tu dostaje sms, Szanowny kliencie, informujemy ze Panski lot zostal przesuniety na godz. 1.30 w nocy. Swietnie, nie ma co. Niby z powodu mgly, o ktorej bylo glosno w telewizjii I radiu. Jednak, gdybym miala lot o 7 to nie byloby problemu z mgla. Jak sie dowiedzialam od ludzi CentralWings ma w zwyczaju przesuwanie lotow jezeli wczesniej nie zostala wykupiona odpowiednia ilosc miejsc. To nie zdarza sie pierwszy raz I zawsze jest to albo awaria albo pogoda. Ale wszyscy wiemy takze o tym, ze te linie maja malo samolotow I jeden samolot potrafi obslugiwac kilka lotow w rozne miejsca. Nasz okazalo sie nie mogl wyleciec skads tam, Wroclawia czy Katowic wlasnie z powodu mgly, a musieli doleciec do Warszawy gdzie z Warszawy mieli przyleciec po nas. Nie wspomne ze Rayanair choc mial opoznienie 2 godzinne do warszawy dolecial pomimo mgly. Ludzie byli zdenerwowani. Ja maialm zamiar wracac do domu na ten czas, jednak obslugujacy Pan stwierdzil ze nie jest to dobry pomysl, poniewaz moze sie okazac, ze lot bedzie jednak szybciej. Zalamka. Cale szczescie nie mam problemow z czekaniem. To to co Byczki lubia robic najbardziej, lezec na trawce ze slomka w zebach I obserowac krowki w okol. Hehhe Nie bylo tam oczywiscie zielonej trawki tylko szare lotnisko, ale lubie siedziec I przygladac sie ludziom. Poza tym, najpierw spotkalam kolege z salsy I dowiedzialam sie zaskoczona, ze jest po psychologii a teraz wyklada na uczelni. Mielismy ciekawa rozmowe psychologiczno – filozoficzna. Wzbogacil mnie tez bardzo waznym slowem, ktore do mnie przemowilo I pamietam je do dzis. To sa plusy sluchania innych; mianowicie rozprawialismy na temat religii ( ten temat czepnal sie mnie jak rzep psiego ogona I zaczyna sie tak samo pytaniem, jestes katoliczka?). Akurat dojrzalosc rozmowcy pozwolila na spokojna rozmowe, choc on katolikiem byl. Ale rzucil mi jedno zdanie filozofa – nie pamietam oczywiscie ktorego – ktore moze nie jest mile, ale kto powiedzial, ze zycie ma byc tylko mile? Brzmialo ono mniej wiecej tak; prawdy z zewnatrz wypelniaja tylko puste glowy i wypelniaja ja po brzegi przeslaniajac wszystko inne. Ciekawe...
Kolega niestety mial wczesniejszy lot wiec po godzinie mnie opuscil. A mi co pozostalo? Klapnelam na siedzenie, zerkalam raz do ksiazki a raz na ludzi, ktorzy rzeczywiscie przedstawiali imponujaca mieszanke. No I polacy…. Mialam ubaw po pachy. Najpierw jedna grupka zaczela wydzwaniac na linie Central Wings i tak jechali po biednych konstultantach, ze oni sami zakrecili sie we wlasnych tlumaczeniach. Jednak zaskoczyli mnie polacy tym, ze potrafili z calej sytuacji takze zartowac. Dawno nie slyszalam tak zabawnych stwierdzen. Zawsze uwazalam, ze pomimo wielu wad ktore mnie tak wkurzaja w naszej kulturze, to czym mozemy sie pochwalic to naszym poczuciem humoru. Tak wszystko umiemy przekrecic, ze czesto leze na podlodze jak szczeniak I rycze ze smiechu.
I tak czas lecial. W koncu nadeszla godzina 1 w nocy a tu mamy nowy komunikat, lot przesuniety na godzine 3. Pieeeknie. Cale szczescie na tym sie skonczylo przesuwanie I samolot w koncu wyladowal na dublinskim lotnisku. Wchodzimy na poklad, oczywiscie ludzie zaczeli odreagowywac na personelu pokladowym, ale oni niezle sobie radzili z odpowiedziami. Sami byli zdenerwowani. Usadowilam sie na fotelu a obok mnie podpity polak. Mysle sobie, ale bedzie jazda. Nie dosc, ze tyle czekalam to jeszcze bedzie mnie irytowac pijany gosc. I znowu nieaspodzianka. Okazalo sie, ze nie jest tak zle. Pan. E lecial do Polski razem z dwoma kolegami I znowu mialam ubaw po pachy. Zmarszczki od smiechu na pewno pozostana mi na dlugo. Zaczelismy kolowac. Az tu nagle jakis czlowiek poczul sie zle I wstrzymano lot. Booozzszeee… czekalismy na ambulans. Po pol godzinie zdecydowano, ze chory musi zrezygnowac z lotu. Wyobrazacie sobie? 12 godzin na lotnisku, czekal na lot I kiedy juz jest blisko celu -masz ci los - zdrowie odmawia posluszenstwa. Co za pech. W koncu po wielu problemach wzbilismy sie w powietrze I dolecialam do domu. Odsypialam caly dzien I noc, wiec jeden dzien w plecy. A potem ?
Swieta byly spokojne. Jedzenie, ogladanie TV. Nastepnie egzaminy na ktore nie mialam sily i na ktore ciagle psiocze do najblizszych. Ale powiem Wam, tesknilam za moim drugim domem Dublinem. I za blogowaniem.
Good to be back :)
wtorek, 8 stycznia 2008
WITAJCIE MOI DRODZY W NOWYM ROKU!!!
Narazie krotka notka, poniewaz jestem w trakcie egzaminow i nie mam na nic innego czasu. Ale w krotce jak zwykle wznowie wypisywanie swoich madrosci zyciowych. Z czegos takiego nigdy w zyciu bym nie zrezygnowala hehe
A teraz maly prezencik - zdjecie z mojego swiata czyli ze swiata Doroslego Dziecka!
Sciskam:*
Subskrybuj:
Posty (Atom)